-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać263
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2011-11-20
Każdy z nas, choćby i podświadomie, marzy o podróżach. Nawet domatorzy, który wolą spędzać czas w otoczeniu czterech ścian, to potwierdzą. Podróże dają nam możliwość poznawania świata, odkrywania coraz to ciekawszych i piękniejszych miejsc. Dzięki nim przeżyjemy wiele przygód, poznamy wiele innych kultur, a także liźniemy obcych języków. Dzięki serii 'Poznaj Świat' wydawanej pod czujnym okiem Wojciecha Cejrowskiego, dane nam jest wyruszyć w podróż, nie ruszając się z domu. Zaciekawiona ową serią postanowiłam sięgnąć po którąś z książek. Wybór padł na 'Dalej od Buenos' autorstwa Stefana Czernieckiego.
Przenocujemy pod skalną ścianą, zmokniemy, będziemy pływać pośród jaskiń, poobserwujemy cielący się lodowiec, zdobędziemy wulkan, posiedzimy w oazie, odbędziemy liczne trekkingi, pooddychamy oceaniczną bryzą, przetrwamy indiański karnawał, kupimy dynamit i… doznamy wielu innych wrażeń! Będzie sporo o cenach, o obyczajach na argentyńskich campingach, o tym, jak jeździć autobusem po Buenos, aby nie zginąć. Czyli: przewodnik nie całkiem na serio.
Od dłuższego już czasu miałam wielką ochotę przeczytać jakąś książkę podróżniczą. Nigdy z takowymi styku nie miałam, a że ja jestem bardzo ciekawska, postanowiłam przekonać się na własnej skórze 'z czym to się je'. Kierując się recenzjami innych, uznałam, że na 'pierwszy raz' najlepsza będzie książka z biblioteki Poznaj Świat. A fakt, że tą książką została 'Dalej od Buenos' autorstwa Stefana Czernieckiego, był zupełnym przypadkiem. Akurat nadarzyła się okazja. I dobrze, że tak się stało, gdyż podczas czytania tejże lektury, bawiłam się lepiej niż wybornie. Na początku, jeszcze przed czytaniem, pojawiły się wątpliwości. 'A co jeżeli ta książka będzie strikte jak przewodnik, i się zanudzę?', 'A co, jeśli autor będzie tak przynudzał, że będę waliła głową w ścianę?' - tak oto brzmiały moje wewnętrzne wywody. Ale ja się tak łatwo nie poddaję. Zaczęłam czytanie. I co? No jak to co. Zdziwiłam się, ale jakże pozytywnie! Moje pesymistyczne mantry zostały rozwiane, a pozostała sama radość, uśmiech od ucha do ucha i zachłanność w czytaniu, by dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Stefan Czerniecki napisał swoją książkę stylem niesamowicie lekkim, także czyta się w tempie zawrotnym. Autor pozwala sobie na ironię, a także nutkę humoru, co w tego typu książkach na pewno się przyda - coby nie zanudzić sztywnością czytelnika. Podróżnik opisuje krok po kroku co mu się przydarzyło, wychwala piękne widoki, zachęca do pojechania w konkretne miejsce, momentami narzeka na zbyt wygórowane ceny... Jest to prawdziwa, życiowa książka, dlatego właśnie czyta się ją tak miło. Dzięki ciekawemy stylowi pisania autora, przeżyjemy to samo co on, siedząc w czterech ścianach. Wszystko w 'Dalej od Buenos' jest niesamowicie realne, ale także bardzo intersujące, czytelnik pragnie sam na własnej skórze przeżyć to wszystko! Naprawdę, niesamowita książka.
Nie jestem przyzwyczajona do pisania recenzji tego typu książek. Zajmuję się głównie fantastyką, a tu proszę. Tak bardzo korci mnie, żeby opisać fabułę, akcję, bohaterów... A tu guzik. Mogę za to wspomnieć, iż bardzo polubiłam samego Stefana Czernieckiego. Na kartach książki wydaje się być miłym, pozytywnym, mądrym człowiekiem, który umie cieszyć się z życia. 'Dalej od Bueons' to zapis z jego wyprawy po Argentynie, Boliwii, Chile i innych wspaniałych miejscach. Książka ta powstała dzięki e-mailom, które autor wysyłał w ciągu podróży do rodziny i znajomych. Dlatego jest ona swoistym pamiętnikiem, pewnego rodzaju zapisem nie tylko przygód, ale i rozważań na różne tematy. Jestem niesamowicie zadowolona po przeczytaniu tej lektury, gdyż dzięki niej, dane mi było poznać tak odmienną od naszej kulturę mieszkańców Ameryki Południowej. Przeżyłam niesamowitą przygodę, nie ruszając się z domu. 'Dalej od Bueons' to książka podróżnicza i przygodowa w jednym - ale i książka niezwykle mądra.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o stronie technicznej książki. Wydana jest na porządnym, grubym i błyszczącym papierze. Oprawiona w twardą i kolorową okładkę. A te zdjęcia w środku! Stanowią wisienkę na torcie. Urozmaicają lekturę, cieszą oko i po prostu upiększają książkę. Widać, że 'Dalej od Buenos', tak jak i reszta książek z tej serii, jest wydana starannie, z myślą o ludziach lubiących piękno - nie tylko wynikające z treści, ale także z porządnej szaty graficznej. Jestem zachwycona.
Jeżeli jesteście spragnieni przygód, lub po prostu lubicie książki podróżnicze - z całego serca polecam 'Dalej od Buenos' autorstwa Stefana Czernieckiego. Jest to książka mądra i przynosząca rozrywkę. Dzięki niej dowiemy się dużo o kulturze mieszkańców Ameryki Południowej, przeżyjemy wspaniałe przygody, pośmiejemy się i poczytamy o miejscach wartych zobaczenia. A na dodatek to wszystko ujęte jest w niesamowitą oprawę graficzną. Polecam.
Każdy z nas, choćby i podświadomie, marzy o podróżach. Nawet domatorzy, który wolą spędzać czas w otoczeniu czterech ścian, to potwierdzą. Podróże dają nam możliwość poznawania świata, odkrywania coraz to ciekawszych i piękniejszych miejsc. Dzięki nim przeżyjemy wiele przygód, poznamy wiele innych kultur, a także liźniemy obcych języków. Dzięki serii 'Poznaj Świat'...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-12-09
Czym dla człowieka jest miłość? Czy to tylko błahe uczucie, zwiastowane przez przysłowiowe motyle w brzuchu czy raczej coś więcej? Miłość jest swoistym drogowskazem, nadającym naszemu życiu pewien sens i cel, do którego dążymy. Ile ludzi na świecie, tyle istnieje rodzajów miłości. Głębokie uczucie pomiędzy dwojgiem zakochanych, bezgraniczna miłość dziecka do matki, bezwarunkowa miłość rodziców do dzieci... Miłość, właśnie ona, jest tematem przewodnim wielu piosenek, wierszy, ale i książek. Przykładem takiej powieści jest 'Jesienna Miłość' autorstwa amerykańskiego pisarza Nicholasa Sparksa, opowiadająca o miłości tragicznej, lecz niezwykle pięknej.
Landon Carter to beztroski siedemnastolatek, który właśnie rozpoczyna ostatni rok nauki w szkole średniej. Jego ojciec pragnie, by syn zrobił karierę, jednak ten, jak reszta znajomych, zupełnie nie wie co będzie jego celem w dorosłym życiu. Jamie Sullivan to nieśmiała, cicha dziewczyna, która opiekuje się owdowiałym ojcem, pastorem. Nie rozstaje się ze swoją Biblią i robi wszystko, by ułatwić życie innym. Gdy nadchodzi termin dorocznego balu, Landon w odruchu desperacji zaprasza na niego Jamie. Spotyka się z kpinami ze strony kolegów, jednak to staje się dla niego mało ważne. Chociaż na początku unikał Jamie, chłopak odkrywa, że się w niej zakochał. Dzięki niej odkrywa najpiękniejsze uroki życia. Jednak w pewnym dniu jego świat zostaje wywrócony do góry nogami...
Nicholas Sparks to nie tylko jeden z najpopularniejszych pisarzy amerykańskich, ale także mój faworyt, ulubieniec. Wszystkie jego książki, które do tej pory czytałam (a 'Jesienna Miłość' to moje siódme spotkanie z Amerykaninem) były magiczne, niebanalne i wzruszające. Moja przygoda z Nicholasem rozpoczęła się od książki 'I wciąż ją kocham'. Od tego czasu jestem totalnie zakochana w stylu pisania i psychice tego mężczyzny. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że facet jest w stanie wymyślić tak przepiękne opowieści. 'Jesienna Miłość' to napisana lekkim, charakterystycznym dla Sparksa językiem powieść. Autor ma niezwykłą zdolność czarowania piórem, tworzenia z najbanalniejszych rzeczy czegoś naprawdę niezwykłego. Nadaje inny sens rzeczom, postaciom i sytuacjom. Język, którym się posługuje jest ciekawy i plastyczny, dzięki czemu czytelnik potrafi doskonale wczuć się w rolę bohaterów. Nicholas gładko prowadzi akcję, i chociaż nie spotkamy się z żadnym wielkim 'bum!' nie ma tu mowy o nudzie. Sparks po prostu na to nie pozwala. Jest mistrzem. Każda z jego książek, w tym właśnie 'Jesienna Miłość' jest dopracowana i dopieszczona do granic możliwości. Autor nie sypie banałami, zawsze pisze to, co ma na myśli. Czytelnik ma wrażenie, że każde zdanie, ba! każdy wyraz, jest przemyślany i perfekcyjnie dobrany. Jaki z tego wniosek? Nicholas Sparks jest bogiem.
Jest coś niezwykłego w książkach Nicholasa, co sprawia, że człowiek zaczyna doceniać swoje obecne życie i dostrzega, jakie ono jest piękne. Sparks zmusza czytelnika do refleksji, do zastanowienia się nad własnymi życiowymi błędami. Próbuje nas uświadomić, że w okół nas prócz zła istnieje także dobro. Uważam, że równie dobrze, co w roli pisarza, sprawowałby się w roli psychologa - w swoich książkach nieraz przedstawia trudne ludzkie sytuacje. Jednak zawsze na końcu tunelu widać słaby promyk - autor próbuje nam przekazać, że po gorszych dniach przyjdzie czas na te lepsze. Mówiąc prosto: jego powieści są niesamowicie mądre, pełne uczuć i naładowane emocjami. Bo tego mu odmówić nie możemy. Sparks szasta emocjami bohaterów na prawo i lewo, przez co powieść jeszcze bardziej zyskuje na wartości. 'Jesienna Miłość' to prosta opowieść o dwójce zakochanych - jednak poprzez manipulowanie uczuciami i emocjami autor zrobił z niej prawdziwą sztukę.
Jak już wspomniałam, Nicholas świetnie manipuluje emocjami. Jest w tym niekwestionowanym mistrzem (a w czym on mistrzem nie jest?!). Dzięki temu przy czytaniu 'Jesiennej Miłości' targał mną spazmatyczny płacz na przemian z głębokim uśmiechem. Kiedy bohaterowie cierpieli, cierpiałam i ja. Kiedy się cieszyli - radowałam się z nimi. Zabieg ten sprawił, iż postacie nabrały na rzeczywistości, stały się bardziej realne i charyzmatyczne - co jest dużym plusem, bo jakżeby w takiej cudownej książce postacie mogły być pospolite, schematyczne i oklepane? No właśnie. Bohaterowie, bo i o nich wspomnieć trzeba. Landon Carter, a raczej jego postać, nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Co prawda zaszła w nim dosyć duża zmiana, jednak autor nie za bardzo rozbudował tę kwestię. Carter był jedynie dopełnieniem kwintesencji, którą stanowiła Jamie Sullivan. Ta nieśmiała, drobna duszyczka z miejsca wzbudziła moją sympatię. Jej postać jest nieprzerysowana, idealnie dopracowana i taka... eteryczna. Doskonała wręcz. Gdy o niej myślę, nasuwa mi się na myśl określenie 'ostoja spokoju'. Niesamowicie żal mi jest, że pomimo tych wszystkich dobrych rzeczy, które czyniła, spotkał ją tak okropny los. Jest w tym jednak jeden plus - przed śmiercią poznała smak prawdziwej miłości. Jamie wzruszyła mnie ogromnie i wiem, że tej postaci nigdy nie zapomnę.
'Jesienna Miłość', tak jak i kilka innych dzieł Sparksa została sfilmowana. Ekranizacja nosi tytuł 'Szkoła Uczuć' i jest to jeden z najpopularniejszych filmów na świecie. Osobiście miałam okazję go obejrzeć zeszłego lata, a zdarzyło się to, zanim jeszcze przeczytałam książkę. Złamałam swoje zasady (najpierw czytam, potem oglądam), ale naprawdę było warto. Ekranizacja jest równie piękna i niesamowita jak pierwowzór. Na pewnych scenach ryczałam tak spazmatycznie, że rodzina nie wiedziała, czy ja się śmieję czy płaczę, czy udaję czy nie. Jeszcze żaden film, żadna książka w życiu mnie tak nie wzruszyła jak właśnie 'Szkoła Uczuć'. Doskonała obsada, świetnie odegrane role. Idealnie oddany klimat książki. Coś pięknego.
Jeżeli macie ochotę przeczytać książkę o niebanalnej miłości, wierze i zaufaniu, jeżeli chcecie popłakać i pośmiać się nad kartami - serdecznie polecam Wam 'Jesienną Miłość' autorstwa mistrzowskiego Nicholasa Sparksa. Polecam, bo naprawdę warto. Przekonajcie się sami.
„- I co podpowiada ci twoje serce? - Nie wiem. - Może zbyt gorliwie starasz się je słyszeć.”
Czym dla człowieka jest miłość? Czy to tylko błahe uczucie, zwiastowane przez przysłowiowe motyle w brzuchu czy raczej coś więcej? Miłość jest swoistym drogowskazem, nadającym naszemu życiu pewien sens i cel, do którego dążymy. Ile ludzi na świecie, tyle istnieje rodzajów miłości. Głębokie uczucie pomiędzy dwojgiem zakochanych, bezgraniczna miłość dziecka do matki,...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-12-18
Dawno żadnej książki nie wyczekiwałam z takim utęsknieniem, jak właśnie 'Mroku' - drugiej części trylogii autorstwa Marianne Curley, noszącej tytuł 'Strażnicy Veridianu'. Z pierwszą częścią zapoznałam się co prawda na krótko przed premierą drugiego tomu, ale to jeszcze bardziej zwiększyło moje zniecierpliwienie. Ale zaraz, zaraz. Zapytacie pewnie, czego ja aż tak bardzo się nie mogłam doczekać. Już mówię. Wspaniałej przygody, niesamowitych bohaterów, szczypty napięcia i... mojego cudownego Arkariana.
Isabel i Ethan, do których dołączył teraz wciąż sceptyczny wobec zadań Straży Matt, muszą udać się w podróż inną niż wszystkie. Arkarian, ich przewodnik, a także nauczyciel Ethana, został porwany do świata podziemi. Pomimo zakazu Trybunału, który nie zgodził się na misję ratunkową, Isabel, coraz silniej związana z Arkarianem, postanawia go uratować. Cała trójka stawia wszystko na jedną kartę i rusza uratować jedną z najważniejszych osób w Straży.
Pierwsza część, czyli 'Straż', podobała mi się ogromnie. Typowa powieść fantastyczna, z motywem podróży w czasie, napisana lekkim i przejrzystym językiem. W przypadku 'Mroku' sytuacja wygląda niemalże identycznie. Po raz kolejny autorka daje nam możliwość zatracenia się w cudownej opowieści o strażnikach czasu. Fabuła jest ciekawie skonstruowana, nie znajdziemy tu wątku, który byłby wepchnięty na siłę, byleby tylko urozmaicić i przedłużyć powieść. Akcja cały czas trzyma w napięciu, a Marianne Curley zaskakuje czytelnika świeżymi, oryginalnymi pomysłami. Autorka również zaskakująco dobrze opisuje zarówno nasz świat, jak i świat podziemi - a także wszystkie inne miejsca, w których usytuowani są nasi bohaterowie. A co jest w tym wszystkim najlepsze? Możliwość poznania historii. Australijka łączy przyjemne z pożytecznym i zabiera czytelnika w odległe czasy, umilając mu czas niesamowitymi zwrotami akcji. Zabieg genialny, zwłaszcza dla takich historycznych tumanów jak ja.
Jedyne, co różni 'Mrok' od 'Straży' to sposób narracji. Owszem, dalej jest pierwszoosobowy, lecz tym razem nie poznajemy historii z punktu widzenia Isabel i Ethana, ale Isabel i Arkariana. Jakaż była moja wielka ekscytacja, gdy dowiedziałam się, że będę mogła poznać myśli mojego (wiem, przywłaszczyłam go sobie) Pana z Szafirowymi Włosami! Ekstaza po prostu. Ale o Arkarianie potem. Wracając do narracji: tak jak i w przypadku pierwszego tomu, uważam, że narracja prowadzona przez dwie osoby jest niesamowicie ciekawym zabiegiem, gdyż czytelnik ma możliwość spojrzeć na daną sytuację oczami dwojga bohaterów. Pomaga to nie tylko w analizowaniu, ale i poznawaniu emocji bohaterów.
Jestem masochistką, ale wpierw omówię pozostałych bohaterów, a Arkariana zostawię sobie na deser. Pyszny deser. Przejdźmy jednak do rzeczy. Isabel to postać, która na przestrzeni dwóch tomów z niewinnej i potencjalnie słodkiej dziewczyny stała się odważną, hardą Strażniczką. Czytelnik może zaobserwować u niej dużą przemianę. Moje odczucia co do niej są neutralne - nie zapadła mi jakoś szczególnie w pamięć, nie zaczarowała, ale także nie irytowała. Matt, brat Isabel, to postać zupełnie mi obojętna - mogłoby go w ogóle nie być, a ja bym nie zauważyła różnicy. Autorka trochę za bardzo przekombinowała i na siłę ukryła jego moce, ale zapewne coś głębszego z tego wyniknie. Na ten moment, Matt to dla mnie bohater bezosobowy, źle zarysowany i nie pasujący do tej fabuły. Może w trzecim tomie moje zdanie o nim się zmieni. W 'Straży' Ethana było dużo, zaś w drugim tomie Strażników Veridianu, jego postać została słabo rozwinięta i jakby zsunięta na dalszy plan. Owszem, dalej gra w tej opowieści istotną rolę, jednak w 'Mroku' cała akcja toczy się głównie w okół Isabel i Arkariana. No właśnie, Arkarian. Cudny, tajemniczy, uwięziony w ciele osiemnastolatka sześćsetletni mężczyzna, który nic, tylko czaruje swymi fiołkowymi oczami i szafirowymi włosami. Postać jak dla mnie absolutnie fantastyczna, magiczna i ogromnie charyzmatyczna. Jestem zachwycona faktem iż 'Mrok' w tak dużym stopniu jest mu poświęcony. Podczas czytania pierwszej części, 'Straży', czułam lekki niedosyt związany z jego postacią. Teraz Curley wynagrodziła mi moje katusze i rozwinęła jego postać. Jeżeli można się zakochać w postaci z książki, śmiało mogę rzec, że jestem na zabój zakochana w Arkarianie. I już.
Na temat Arkariana się tyle nagadałam, że teraz pewnie nie jesteście w stanie czytać dłużej tej mojej ckliwej recenzji. Nie dziwię się. Ale chciałabym jeszcze poruszyć temat wątku miłosnego, który w 'Mroku' wystąpił. Podczas czytania ostatnich dziesięciu stron, wstrząsały mną spazmy i miałam ochotę drzeć się wniebogłosy: 'To się nie może tak skończyć! Nie róbcie mi tego! Oni muszą być razem!'. Chodziło mi oczywiście o Isabel i Arkariana. Nie zdradzę Wam, jak to wszystko się skończyło, ale rzeknę, iż jestem usatysfakcjonowana. Curley stworzyła ten wątek, by postacie nabrały ludzkich charakterów - no bo co ludzi łączy i sprawia, że pozostają istotami ludzkimi, jak nie miłość? Jednak co mnie zaskoczyło, bardzo pozytywnie, to fakt, iż wątek miłosny był bardzo delikatny, nieśmiały, eteryczny wręcz. No i namiętny, bo temu zaprzeczyć się nie da. Nie ma tu miejsca na obleśne dialogi czy sceny, opisy pożądania czy inne 'ostre i egzotyczne' oznaki miłości (niekoniecznie tylko duchowej). Tu było słodko i romantycznie.
Tak słodzę, że cukrzycy idzie dostać. Ale teraz chwilę ponarzekam. Jeśli chodzi o książkę ze strony czysto technicznej, delikatnie się załamałam i niedelikatnie zbulwersowałam. Okładka! Nie tak Arkarian wygląda! Przecież jego opis dokładnie mówi, że jest on zamknięty w ciele osiemnastolatka i ma cudne, szafirowe włosy. Koleś na okładce żadnego z powyższych wytycznych nie spełnia. Wygląda na co najmniej trzydzieści lat, a jego włosy są takie jakieś... dziwne. Bo szafir to to na pewno nie jest. Ale ja się nie poddałam i wciąż widzę w swym umyśle Arkariana takiego, jakim chcę go zobaczyć. Czyjaś durna wizja nie popsuje mi balansowania na krawędzi rozpaczy, spowodowanej nieobecnością takich facetów na tym świecie. No ale cóż. Jeżeli idzie o okładkę, to tyle moich uwag. Poza tym, książka wydana jest starannie i ładnie. Cieszy oko.
'Mrok' to drugi tom trylogii 'Strażnicy Veridianu' autorstwa australijskiej pisarki, Marianne Curley. Jeżeli macie ochotę na wspaniałą przygodę, pełną zwrotów akcji, trzymającą w napięciu, polecam serdecznie dzieła tejże Australijki. Jako gratis otrzymacie możliwość wzdychania do cudnego Arkariana. Polecam!
"- Poświęciłbyś dla tej dziewczyny rzecz najbliższą nieśmiertelności?
- Tak. Żeby móc z nią być. - odparłem natychmiast."
Dawno żadnej książki nie wyczekiwałam z takim utęsknieniem, jak właśnie 'Mroku' - drugiej części trylogii autorstwa Marianne Curley, noszącej tytuł 'Strażnicy Veridianu'. Z pierwszą częścią zapoznałam się co prawda na krótko przed premierą drugiego tomu, ale to jeszcze bardziej zwiększyło moje zniecierpliwienie. Ale zaraz, zaraz. Zapytacie pewnie, czego ja aż tak bardzo się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wyobraź sobie, że Twoja matka uznana została za psychicznie chorą i ląduje w zakładzie psychiatrycznym. Wyobraź sobie, że nie znasz ojca, a Twój brat znika i zostawia Cię na pastwę losu. Wyobraź sobie, że musisz na własną rękę poradzić sobie z problemami otaczającego Cię świata, podczas gdy wszyscy plotkują na Twój temat i obstawiają, że w dniu szesnastych urodzin zwariujesz - tak jak głosi klątwa, rzucona na Twoją rodzinę. Co czujesz? Ból, smutek, rozdrażnienie? W takiej właśnie trudnej sytuacji znajduje się Aiofe Grayson, główna bohaterka powieści 'Żelazny cierń' autorstwa amerykańskiej autorki Caitlin Kittredge. Powieść ta od dawna mnie intrygowała, więc gdy tylko złapałam ją w swoje szpony, rozsiadłam się wygodnie i rozpoczęłam lekturę.
Necrovirus jest przyczyną epidemii, która wybuchła w Lovercraft - ludzie zaczynają szaleć, na co niestety nie ma lekarstwa. Wszelaka magia czy czarnoksięstwo są zakazane. Nie wolno o nich mówić, czytać ani w ogóle myśleć. Aiofe Grayson, studentka inżynierii, wielkimi krokami zbliża się do swoich szesnastych urodzin. Nie jest to data dla niej szczęśliwa - klątwa rzucona na jej rodzinę sprawia, że w ciałach wszystkich Graysonów, wliczając w to brata i matkę Aiofe, w momencie ukończenia szesnastu lat budzi się necrovirus, który doprowadza do pełnowymiarowego szaleństwa. Dziewczynie pozostały tylko dwa tygodnie normalnego życia. Jednak, jak się okazuje, to nie wizja czekającego ją szaleństwa będzie jej jedynym zmartwieniem. Pewnego dnia Aiofe otrzymuje od swojego brata zaszyfrowany list z prośbą o pomoc. Główna bohaterka postanawia ruszyć Conradowi z odsieczą, zabierając ze sobą jedynego przyjaciela. Jak potoczą się ich losy?
'Żelazny cierń' to książka, która intryguje już od pierwszej strony. Już sam napis na okładce zapowiada fantastyczną opowieść. 'Niezwykła seria łącząca w sobie elementy science - fiction, antyutopii i przebogatej mitologii Lovercrafta' - czegoś takiego dawno nie było, nieprawdaż? Na dzisiejszym rynku wydawniczym brakowało powieści osnutej tajemnicą, zawieszonej w mrocznym klimacie, opowiadającej o czymś, czego jeszcze do tej pory nie było. Na szczęście powstał 'Żelazny cierń', który jest prawdziwą perłą spośród tych wszystkich schematycznych książek, bazujących na jednym temacie. 'Żelazny cierń' to książka wyjątkowa, urzekająca w swej prostocie, napisana z pomysłem i wdziękiem. Tej powieści się nie czyta, jej się nie je, ją się dosłownie połyka. Caitlin Kittredge ułożyła sobie w głowie doskonały plan, który w stu procentach zrealizowała. Dała z siebie absolutne maximum, co da się wyczuć na łamach powieści. Autorka nie sypie banałami, nie próbuje na siłę zaciekawić czytelnika - ona po prostu pisze, przelewa słowa na papier i tworzy majstersztyk. 'Żelazny cierń' to książka z potencjałem, książka warta wystawienia na piedestał, warta wszelkich zachwytów. Powieść, jednym słowem ujmując, genialna.
Caitlin Kittredge operuje w swej powieści językiem bogatym, ciekawym i miłym w odbiorze. Jak już wcześniej wspomniałam, autorka doskonale rozplanowała fabułę, która jest spójna i w wielu momentach zaskakuje. Ta powieść, to powiew świeżości na rynku wydawniczym - takiej historii jeszcze nie było! 'Żelazny cierń' osnuty jest aurą tajemniczości, ta książka posiada swój własny klimat - od pierwszej aż do ostatniej strony towarzyszy nam nuta mroku, szaleństwa i grozy. Brzmi banalnie, prawda? Ale tak nie jest. Autorka w doskonały sposób operuje emocjami bohaterów, przez co książka zyskuje wiele na wartości. Świat stworzony przez Kittredge jest surowy i rygorystyczny, ale w pewien sposób wyjątkowy. Sama idea panującego nekrovirusa, wprowadzenie na karty powieści ghuli czy innych zmutowanych przez wirusa stworzeń, to jest dopiero potęga! Autorka nie powiela schematów innych powieści fantastycznych i antyutopijnych, ona wykreowała swój własny świat działający na wymyślonych przez nią zasadach. Brawa za odwagę i kreatywność, bo ta jest mistrzowska.
Jak to już bywa w moim przypadku, muszę napomknąć o wątku romantycznym, który, bogu dzięki, jest w tej powieści ledwie namacalny, delikatny niczym skrzydełka ćmy. Pomiędzy Aiofe a Deanem (przewodnikiem, który zaprowadził dziewczynę i jej przyjaciela do domu ojca) rodzi się namiętne, eteryczne, wprowadzające wręcz w stan nieważkości uczucie. Uczucie głębokie, ale intymne. Nie ma tu miejsca na obleśne sceny tudzież seksistowskie zachowania - nie. Aiofe i Dean dopiero się docierają, ich romans dopiero zaczyna raczkować. Chociaż... czy romans to dobre słowo? Może zbyt duże, zbyt głębokie. Jak losy tej dwójki potoczą się dalej, dowiemy się w kolejnej części. Jednak ja jestem zdecydowanie na tak. No chyba, że autorka postanowi udziwnić sprawę i wymyśli coś naprawdę... godnego pożałowania. Ale jestem dobrej myśli.
Jednym z największych atutów 'Żelaznego ciernia' są zdecydowanie i bezapelacyjnie bohaterowie. Aiofe pokochałam już od samego początku. Niezwykle zachwyciła mnie idea dziewczyny szkolącej się na inżyniera - podziwiam ogromnie, bo dla mnie samej przedmioty ścisłe to koszmar. Ale wróćmy do Aiofe. Już samo zamiłowanie dziewczyny do maszyn i wszelkiego rodzaju żelaznych konstrukcji wywołało u mnie uśmiech na twarzy. Już wtedy poczułam, że ta postać będzie inna od wszystkich, wyjątkowa. I faktycznie tak się stało. Główna bohaterka to zdecydowana dziewczyna, mocno stąpająca po ziemi i umiejąca walczyć o swoje. Jej kreacja jest naprawdę dobrze dopracowana, sylwetka Aiofe została dopieszczona i przemyślana do granic możliwości. Zdobyła moje serce i coś czuję, że jeszcze długo będę ją wspominać. Przejdźmy jednak do reszty bohaterów. Z ogromnym bólem stwierdzam, że postacie Deana jak i Cal'a nie zostały tak dobrze przemyślane jak postać Aiofe, aczkolwiek zarówno przyjaciel naszej głównej bohaterki, jak i jej późniejsza sympatia, to istoty ciekawe i warte uwagi. Z zapartym tchem śledziłam poczynania tej trójki, razem z nimi przeżywałam radości i smutki, trzymałam za nich mocno kciuki. I teraz bardzo trudno jest mi się z nimi rozstać. Autorka popisała się i nakreśliła bardzo dobre sylwetki bohaterów, oryginalne i ciekawe. I za to chwała jej. Każda postać ma swój jedyny, niepowtarzalny charakter i wyróżnia się 'z tłumu'. Coś pięknego.
'Żelazny cierń' to powieść wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, utrzymana w klimacie mroku i grozy. Powieść, którą czyta się jednym tchem, od której nawet na chwilę nie można się oderwać. Autorka operuje językiem bogatym i ciekawym, zaś częste zwroty akcji zaskakują czytelnika. Kittredge wykreowała swój własny świat, działający na wymyślonych przez nią zasadach. 'Żelazny cierń' to wspaniała, wypełniona mrocznymi emocjami opowieść o dziewczynie, dla której nie ma nic niemożliwego. Jest to jedna z lepszych powieści ostatnich lat. Polecam gorąco, bo naprawdę warto.
Wyobraź sobie, że Twoja matka uznana została za psychicznie chorą i ląduje w zakładzie psychiatrycznym. Wyobraź sobie, że nie znasz ojca, a Twój brat znika i zostawia Cię na pastwę losu. Wyobraź sobie, że musisz na własną rękę poradzić sobie z problemami otaczającego Cię świata, podczas gdy wszyscy plotkują na Twój temat i obstawiają, że w dniu szesnastych urodzin...
więcej mniej Pokaż mimo to
Chyba każdy na tym świecie słyszał o Jodi Picoult i jej twórczości. Jest amerykańską pisarką, tworzącą książki o tematach niezwykle trudnych, takich jak śmierć, choroby i aborcja. Do tej pory udało mi się zapoznać z dwoma jej książkami - 'Karuzelą Uczuć' i 'Dziewiętnaście Minut'. Obie zrobiły na mnie niesamowite wrażenie, tak wielkie, że postanowiłam, iż przeczytam wszystkie powieści autorstwa Picoult. Od dawna wielką chrapkę miałam na powieść 'Bez mojej zgody'. Oglądałam film (niestety tylko do połowy) i czytałam na jej temat wiele ciekawych recenzji. A na dodatek opis na tylnej okładce tak mnie zaciekawił, że byłam skłonna oddać wszystkie pieniądze za egzemplarz tej powieści. Problem był jeden - w księgarniach nie mogłam znaleźć egzemplarza, a na internecie nie było powieści z okładką, którą chciałam. Kilka dni temu jednak dostrzegłam 'Bez mojej zgody' na najwyższej półce w Matrasie na Rynku i od razu wiedziałam, że będzie moja. W domu rzuciłam wszystkie książki czekające na przeczytanie w kąt i z błyszczącymi oczami i wypiekami na twarzy zaczęłam czytać.
Annie nic nie dolega, a żyje tak, jakby była obłożnie chora. Dziewczynka została poczęta w sztuczny sposób, tak, by jej tkanki w stu procentach zgadzały się z tkankami Kate - jej starszej siostry, chorej na ostrą białaczkę, której Anna od urodzenia ratuje życie. W wieku trzynastu lat dziewczynka ma już za sobą przeszczep szpiku, wielokrotne oddawanie krwi i limfocytów. Aż do tej pory akceptowała rolę dawczyni. Dziewczyna jednak dorasta i zastanawia się nad sensem życia. Zadaje sobie różne pytania, w tym także to, 'co by było gdyby...'. No właśnie. Co by było, gdyby w pewnym momencie powiedziała stop rodzicom. Co by było, gdyby przyznała, że nie chce takiego życia z ograniczeniami, nie chce już więcej oddawać siebie siostrze. Pewnego dnia Anna dojrzewa do podjęcia decyzji, która podzieli jej rodzinę, a dla ukochanej siostry będzie wyrokiem śmierci.
W książce poznajemy historię Kate i jej rodziny. Dowiadujemy się o męczarni, jaką przeżywa ta młoda osoba w walce z chorobą. Kate jest silna psychicznie i twierdzi, że śmierci się nie boi. Jednak za tą 'odwagą' stoi monotonia życia i cierpienie rodziny. Bo gdy jeden z domowników choruje, reszta rodziny nie może żyć normalnie. To tak jak w ciężkiej chorobie: gdy jeden organ wysiada, za jego przykładem idą kolejne. Wszystko się sypie. Z powodu białaczki, na którą Kate choruje od drugiego roku życia, dziewczyna nie ma przyjaciół. Jej jedyną powiernicą jest Anna. W tym momencie na pewno zadajecie sobie pytanie: skoro Anna była najbliższą osobą dla Kate, to dlaczego ta wytoczyła proces, celem którego było ogłoszenie usamowolnienia o zabiegach medycznych pacjentki? Dlaczego nie chciała oddać siostrze nerki, a w razie konieczności innych potrzebnych narządów? Ano nic bardziej prostszego. Starsza siostra namówiła do tego młodszą, ponieważ nie chciała, by cierpiały obie. Co z tego wynikło? Same komplikacje.
'Bez mojej zgody' to książka naprawdę wypełniona emocjami - zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi. Zdarza Wam się kiedyś płakać nad książką? Mi bardzo rzadko. Mówią o mnie, że jestem nieczuła. Gdyby ci, co tak twierdzą, zobaczyli mnie przy czytaniu tej powieści, z miejsca zmieniliby zdanie. Łzy w oczach miałam prawie przez cały czas. Powstrzymywałam się by nie wybuchnąć, udawałam twardą. Na kilkunastu ostatnich stronach coś we mnie pękło. Nie wytrzymałam i zalałam się tak rzewnymi łzami, że postawiłam na nogi cały dom. Jodi Picoult ma niesamowity talent pisania o uczuciach i emocjach. Potrafi wywołać u czytelnika płacz i śmiech, radość i smutek. Powiedziałabym, że jest mistrzynią powieści obyczajowej. Pisze niesamowicie lekkim, lecz zarazem treściwym językiem. Podczas czytania kartki umykają niczym strzały, ani się obejrzysz, a masz za sobą połowę książki. Magia? Nie. Po prostu autorka wie o czym pisze i w jaki sposób ma to ubrać w słowa.
Za wielki plus uważam, że autorka prócz prowadzenia głównego wątku, czyli wątku choroby Kate i procesu Anny, wprowadziła również wątek opisujący trudną i skomplikowaną miłość Campbella Alexandra - adwokata Anny i Julii Romano - kuratora sądowego. Cieszy mnie również fakt, iż autorka dokonała zabiegu podzielenia 'Bez mojej zgody' na rozdziały, a każdy z tych rozdziałów jest napisany z punktu widzenia innej osoby. Anny, Sary, Briana, Campbella, Jessy'ego czy nawet Julii. Dzięki temu Jodi rzuciła nam światło na dane sytuacje, możemy odebrać je różnie, z punktu widzenia każdej z powyżej wymienionych osób. Brawo.
Nie tak dawno rodzicielka nagrała mi film 'Bez mojej zgody'. Obejrzałam go specjalnie jedynie do połowy, by nie wiedzieć, jak zakończy się książka. Z tego co słyszałam zakończenia w ekranizacji i powieści diametralnie się różnią. Żeby to sprawdzić, jutro zasiądę przez telewizorem i się przekonam. Mam jednak cichą nadzieję, że zakończenie będzie faktycznie inne, bo ostatnie karty powieści były dla mnie dużym ciosem. Bardzo zaskakujące i brutalne wydarzenia. Niestety, ale w tej książce nie ma happy endu, a przynajmniej nie z punktu widzenia Anny i jej rodziny. Może to i dobrze? Może bez tego powieść straciłaby na wartości? Tego się chyba nigdy nie dowiemy.
Podsumowując, chciałabym wszystkim serdecznie polecić powieść autorstwa Jodi Picoult 'Bez mojej zgody', a także jej inne książki. Kobieta pisze interesującym językiem, bawi się emocjami, a do tego pisze o trudnych i poważnych tematach. Serdecznie polecam.
Chyba każdy na tym świecie słyszał o Jodi Picoult i jej twórczości. Jest amerykańską pisarką, tworzącą książki o tematach niezwykle trudnych, takich jak śmierć, choroby i aborcja. Do tej pory udało mi się zapoznać z dwoma jej książkami - 'Karuzelą Uczuć' i 'Dziewiętnaście Minut'. Obie zrobiły na mnie niesamowite wrażenie, tak wielkie, że postanowiłam, iż przeczytam...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-08-30
Na książkę trafiłam przypadkowo, podczas wielkiego buszowania w Matrasie (polecam, są tam naprawdę wspaniałe wyprzedaże!). Na początku byłam niechętną, żeby ją wziąć, ale w końcu przekonała mnie mama. Przed nią miałam jeszcze kilka książek do przeczytania, ale gdy w końcu się z nimi uporałam (ach, wakacje!), wzięłam się za 'Całkiem nowe życie'. Od początku byłam oczarowana świetnym językiem, którym powieść jest napisana. Autorka przedstawia nam dwie główce bohaterki - Ellie i Grace. Są to kobiety po przejściach, mające wiele problemów. Ale właśnie te problemy łączą je i wkrótce stają się wspólne. Dziewczyny stają się przyjaciółkami. Grace mieszka w wielkim, pięknym i starym domu, w którym czuje się bardzo samotna od czasu rozwodu z mężem Edwardem. Za to Ellie szuka domu nad głową, ponieważ jej chłopak, gdy dowiedział się, że dziewczyna jest w ciąży, kazał jej usunąć dziecko, jednak ona tego nie chciała. Więc Rick (chłopak Ellie) kazał jej się wyprowadzić. Grace proponuje porzuconej ciężarnej, aby ta się do niej wprowadziła, na co Ellie reaguje bardzo radośnie i od razu się przeprowadza. Moją wielką sympatię zdobyła właśnie Ellie - niezamężna kobieta w ciąży. Jednak biła od niej taka radość życia, taka świeżość, że nie mogłam się jej oprzeć i musiałam ją polubić. Jej późniejszy narzeczony - Ran jest postacią równie genialną. Zmysłowy, tajemniczy, posiadający ośli upór. Bohaterowie się zdecydowanie autorce udali ;). Cały czas coś się działo - a to sprawa z suchym murszem, a to malowidła, a to kolejne wątki miłosne bohaterek. I za to duży plus. Jest to typowa lekka, kobieca powieść, idealna na wakacje. Strasznie mi się podobała i mam zamiar przeczytać resztę książek autorki - Kattie Fforde. Co prawda, pierwszy raz usłyszałam o jej istnieniu, ale od razu ją polubiłam ;).
Na książkę trafiłam przypadkowo, podczas wielkiego buszowania w Matrasie (polecam, są tam naprawdę wspaniałe wyprzedaże!). Na początku byłam niechętną, żeby ją wziąć, ale w końcu przekonała mnie mama. Przed nią miałam jeszcze kilka książek do przeczytania, ale gdy w końcu się z nimi uporałam (ach, wakacje!), wzięłam się za 'Całkiem nowe życie'. Od początku byłam oczarowana...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-06-14
'Całując grzech' to druga część dziewięciotomowego cyklu 'Zew Nocy' napisanego przez australijską pisarkę Keri Arthur. Po skończeniu czytania pierwszej części, 'Wschodzącego księżyca', nie mogłam się doczekać kontynuacji przygód ponętnej i niezwykłej Riley Jenson. Druga część jej przygód w pełni zaspokoiła me oczekiwania.
Riley Jenson po raz kolejny pakuje się w kłopoty. Tym razem budzi się w nieznanym miejscu zupełnie naga, cała we krwi. Na dodatek w ogóle nie pamięta wydarzeń z ostatnich ośmiu dni. Wkrótce Jenson dowiaduje się, że była przetrzymywana w laboratorium, w którym pobierane są próbki nasienia. Na samym wstępie musi zwalczyć kilka dosyć paskudnych potworów, a następnie uwalnia przystojnego zmiennoksztaltnego, a ściślej rzecz biorąc - koniokształtnego. Obydwoje uciekają z terenu laboratorium. Wkrótce nadciąga pomoc w postaci przyjaciół Riley z Departamentu. Po powrocie do domu okazuje się, ze jeden z jej dwóch byłych kochanków jest zamieszany w całą tą paskudną sprawę i chce, aby Riley zaszła z nim w ciążę, ponieważ on przeczuwa swoją śmierć. Tak, tak. Kolejny facet, który chce zapłodnić naszą bohaterkę. W międzyczasie nasza bohaterka dowiaduje się, że jest tymczasowo płodna, więc bije się z myślami, czy nie byłby to wspaniały moment na poczęcie upragnionego dziecka.
'Wschodzący księżyc' od początku bardzo mnie wciągnął i zafascynował, więc oczekiwałam tego samego od jego kontynuacji. Nie zawiodłam się. Już po raz drugi mogłam śledzić poczynania Riley Jenson - pół-wilkołaka, pół-wampira, w której dominuje wilcza natura. Ta rudowłosa, pewna siebie kobieta jest niesamowicie charyzmatyczną postacią. Muszę przyznać, że jeśli w tej chwili, miałabym wymienić dziesięć najbardziej zapadających w pamięć bohaterów, Riley Jenson znalazłaby się bez zastanowienia na miejscu pierwszym. Keri Arthur stworzyła wspaniały świat wampirów, wilkołaków i innych zmiennokształtnych, w którym zawarła niesamowitych bohaterów. W 'Całując grzech' wreszcie doczekałam się troszkę większej roli Rhoana, brata Riley, w którym na odmianę dominuje wampirza część, a w dodatku jest gejem. Kolejna szalenie interesująca postać. Mam cichą nadzieję, że któryś z kolejnych siedmiu tomów 'Zewu nocy' będzie poświęcony głównie relacji siostrzano - braterskiej, czyli Riley - Rhoan.
Tak jak i w poprzedniej części, tak i w 'Całując grzech' co paręnaście, parędziesiąt stron możemy znaleźć opisy fascynacji i stosunków seksualnych Riley z jej partnerami. Osobiście nie mam nic przeciwko. Autorka wykazała się wielką odwagą, dopuszczając się zorganizowania głównej bohaterce tak emocjonującego i szalonego życia erotycznego. Wydaje mi się, że przez ten fakt cała seria 'Zewu nocy' nadaje się do czytania raczej dla starszej młodzieży i dorosłych. Nie jestem zbytnio przekonana, czy aby na pewno książka ta spodobała by się dziesięcioletniej na przykład dziewczynce. No, ale każdy czyta to, co lubi.
Keri Arthur w swoim cyklu 'Zew Nocy' stworzyła fantastyczny świat, pełen niebezpieczeństwa i tajemnic, kręcący się wciąż i wciąż w okół seksu. 'Całując grzech' można na pewno zaliczyć do kategorii paranormal romance, jednak jest to jedna z najoryginalniejszych książek tego typu, jakie czytałam. Autorka wyłamuje się ze schematu i tworzy całkiem nową, nieznaną nam dotąd postać - istotę półkrwi, przez której organizm przepływa krew wampira i wilkołaka. Riley Jenson to niesamowicie charyzmatyczna postać. Serdecznie zachęcam Was do zapoznania się z jej przygodami - bo naprawdę warto. To nie jest zwykły, bezsensowny paranormal. To jedna z tych książek, która służy rozrywce, ale zapada głęboko w pamięć. Już nie mogę się doczekać kolejnych tomów serii.
'Całując grzech' to druga część dziewięciotomowego cyklu 'Zew Nocy' napisanego przez australijską pisarkę Keri Arthur. Po skończeniu czytania pierwszej części, 'Wschodzącego księżyca', nie mogłam się doczekać kontynuacji przygód ponętnej i niezwykłej Riley Jenson. Druga część jej przygód w pełni zaspokoiła me oczekiwania.
Riley Jenson po raz kolejny pakuje się w kłopoty....
2011-02-06
Kubuś Puchatek to idol mych dziecięcych lat. Tysiąc razy oglądałam bajki z jego udziałem, na półkach stały figurki, na łóżku maskotki. Lecz wtedy nie miałam pojęcia, że te wszystkie kolorowe postacie powstały w głowie A.A. Milne, że zostały one stworzone na potrzebę książki. Jednak na ósme bodajże urodziny dostałam od koleżanki tę książkę - Chatkę Puchatka w wydaniu dwujęzycznym (już wtedy pałałam miłością do języka angielskiego). Książkę przeczytałam, bardzo mi się spodobała. Odstawiłam na półkę, a po kilku ładnych latach postanowiłam do niej wrócić. Naszła mnie ochota powrócenia chociaż na chwilę to tego beztroskiego, pełnego miłości i przyjaźni, bezpiecznego świata Krzysia, Puchatka i ich przyjaciół. Odszukałam książkę wzrokiem na półce, rozsiadłam się wygodnie w fotelu i zaczęłam czytać.
Głównym bohaterem książki jest Kubuś Puchatek - miś o Bardzo Małym Rozumku i jego przyjaciele. Chłopczyk Krzyś, strachliwy Prosiaczek, wiecznie niezadowolony z życia Kłapouchy, 'mądra' Sowa, rozbrykany Tygrys, Kangurzyca z Maleństwem i Królik. Od zawsze moim ulubionym i ukochanym bohaterem był Kłapouchy - kochałam go za jego ponurość, wieczną ironię i dystans do siebie. Milne stworzył tych bohaterów, wzorując się na maskotkach swojego synka - Christopera - dla którego zresztą wymyślił historię o Stumilowym Lesie i jego mieszkańcach.
Mimo tego, że książka napisana została głównie dla dzieci - na całym świecie ma swoich fanów wśród dorosłych. Według mnie, powieść ta ma w sobie pewne przesłanie - opowiada o wielkiej przyjaźni i miłości. Jest bajką i opowieścią filozoficzną o życiu w jednym. Ma w sobie też nutkę humoru. Czytając niektóre fragmenty, automatycznie podnosiły mi się do góry kąciki ust, nie raz też śmiałam się do rozpuku. Towarzyszyło mi również wzruszenie, a na końcu - ryczałam jak bóbr. Okropnie żal było mi się kolejny raz żegnać z bohaterami Stumilowego Lasu.
Milne pisząc 'Chatkę Puchatka' użył języka prostego, tak by dzieci go zrozumiały, jednak jego styl pisania jest tak wciągający, że nie mogłam oderwać się od lektury, pomimo, iż praktycznie całą historię znałam już na pamięć. Jest to jedna z tych bajek, która szybko nie przeminie, kolejne pokolenia będą dorastały razem z Kubusiem i resztą.
Wydanie dwujęzyczne ma swoje plusy - mogłam w oryginale przeczytać 'Chatkę Puchatka' i dowiedzieć się, ze tłumaczka naprawdę nie miała łatwego zadania tłumacząc wszystkie mruczanki wymyślone przez Puchatka. Do tego książka zawiera piękne rysunki, które są zupełną odskocznią od wyglądu bohaterów, których znamy z bajek animowanych. Podsumowując: książka dla dzieci i dla dorosłych, bardzo miła i zapadająca w pamięć. Ja wiem jedno: na zawsze pozostanę wierną fanką Kubusia Puchatka. I na pewno w przyszłości będę ją czytała moim dzieciom. Nie pozwolę, by idea Misia o Bardzo Małym Rozumku kiedyś przeminęła.
Kubuś Puchatek to idol mych dziecięcych lat. Tysiąc razy oglądałam bajki z jego udziałem, na półkach stały figurki, na łóżku maskotki. Lecz wtedy nie miałam pojęcia, że te wszystkie kolorowe postacie powstały w głowie A.A. Milne, że zostały one stworzone na potrzebę książki. Jednak na ósme bodajże urodziny dostałam od koleżanki tę książkę - Chatkę Puchatka w wydaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zacznijmy od tego, że słyszałam wiele dobrych słów na temat wszelakich powieści stworzonych ręką Sparksa. Postanowiłam się zaznajomić z którymś jego dziełem, a że do kin właśnie wchodził film 'I wciąż ją kocham', który bardzo chciałam obejrzeć zaczęłam od przeczytania właśnie tej pozycji. I nie żałuję, to był bardzo słuszny wybór.
Książka opowiada o letniej miłości. Silnej, namiętnej. Jednak nie kończącej się po dwóch miesiącach, ale która trwa jeszcze bardzo długo. Sparks stworzył świetnych bohaterów - John jest twardym i nie rozchwianym emocjonalnie mężczyzną pracującym w wojsku, Savannach to delikatna i nieśmiała dziewczyna. Kontrast między dwójką bohaterów świetnie tu działa, jest idealnie skomponowany. Książka napisana jest językiem niezwykle przyjemnym. Czyta się ją szybko (za szybko). Jest napisana tak realistycznie, że bez problemu mogłam wczuć się w rolę Johna. Sparks napisał tę powieść niezwykle emocjonalnie, pełno jest w niej refleksji. Bardzo podoba mi się to, że akcja dzieje się jak w prawdziwym życiu. Nicholas nie napisał ckliwego romansidła. Napisał powieść o miłości, takiej prawdziwej, która naprawdę boli. I tak jak w prawdziwym życiu się zdarza - nie wszystko kończy się dobrze. Narracja jest w postaci pierwszoosobowej, czyli takiej, jaką najbardziej lubię. Warto jest znać wszelkie myśli głównego bohatera. Nie jest to typowy wyciskacz łez, aczkolwiek ja uroniłam ich kilka podczas niektórych zdarzeń.
Powieść ta pokazuje nam, że miłość do drugiej osoby może być wieczna. Że boli. Że jesteśmy poświęcić wszystko w imię miłości, że druga osoba jest najważniejsza. Jestem pewna, ze jeszcze nie raz zaglądnę do którejś z powieści Sparksa. I liczę na to, że będą one tak samo świetne jak ta. 'I wciąż ją kocham' to po prostu arcydzieło literackie. Polecam tę powieść każdemu.
Zacznijmy od tego, że słyszałam wiele dobrych słów na temat wszelakich powieści stworzonych ręką Sparksa. Postanowiłam się zaznajomić z którymś jego dziełem, a że do kin właśnie wchodził film 'I wciąż ją kocham', który bardzo chciałam obejrzeć zaczęłam od przeczytania właśnie tej pozycji. I nie żałuję, to był bardzo słuszny wybór.
Książka opowiada o letniej miłości. Silnej,...
Fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki, który fascynuje mnie od lat. Nie wyobrażam sobie życia bez opowieści o magach, zaczarowanych królestwach, magicznych postaciach i fikcyjnych światach. Przeczytałam wiele książek z tego typu literatury - niektóre były świetne, inne dobre, bywały także słabe 'gnioty', jak można to nazwać kolokwialnym językiem. 'Król Demon' autorstwa Cindy Williams Chima'y od początku wyglądał obiecująco. Jakaś magiczna siła (tak, magiczna to odpowiednie słowo) przyciągała mnie do tej książki. Z zapartym tchem usiadłam i zaczęłam czytać.
'Król Demon' ma dwóch głównych bohaterów. Han Alister, do niedawna złodziej, zwany także Bransoleciarzem z powodu swych srebrnych bransolet, które ma odkąd pamięta i nie może się ich pozbyć, to jeden z nich. Chłopak i jego przyjaciel Ognisty Tancerz mają po zaledwie szesnaście lat, a zachowują się nad wyraz dojrzale. Alister zrobi wszystko, by utrzymać swą matkę i siostrę Mari. Życie chłopaka komplikuje się w momencie, gdy zabiera potężny amulet Micahowi Bayarowi, synowi Wielkiego Maga. Amulet ten należał niegdyś do tytułowego Króla Demona, czarownika, który tysiąc lat wcześniej o mało nie zniszczył świata. Drugim bohaterem, a raczej bohaterką jest Raisa ana'Marianna, następczyni tronu Fells, córka królowej. Poznajemy ją w momencie, gdy właśnie wróciła na zamek po trzech latach swobody w rodzinnej kolonii ojca, Demonai. Wielkimi krokami zbliża się jej święto imienia, po którym księżniczka będzie mogła wyjść za mąż. A zalotników jej nie brakuje. Dziewczyna pragnie być odważna i waleczna jak legendarna Hanalea, pogromczyni Króla Demona, która ocaliła świat. Nic nie będzie już takie jak wcześniej, gdy losy Hana Alistera i Raisy ana'Marianny zetkną się na kartach powieści.
Od początku miałam wrażenie, jakbym czytała powieść Trudi Canavan. Wielki Mag, wiele podobnych szczegółów i lekki, aczkolwiek treściwy styl pisania obu autorek to tylko niektóre podobieństwa. Mam cichą nadzieję, że Pani Cinda nie próbowała naśladować Canavan. W dzisiejszych czasach trudno o dobrą fantastykę - rynek opanowały wampiry i wilkołaki oraz ich wspólne romanse. Oczywiście, są to postacie fantastyczne, jednak autorzy zbyt bardzo próbują nadać im ludzkie cechy. Czasami wychodzi to całkiem okej, natomiast w większości przypadków efekt jest dość kiepski. Dlatego cieszę się, że istnieją jeszcze pisarze, którzy umieją napisać coś naprawdę ciekawego i czysto fantastycznego - stwory i zjawiska zachowują swoje naturalne cechy i środowiska, a postacie osnute są mgiełką tajemnicy. W przypadku 'Króla Demona' tak wlaśnie jest. Co prawda mistycznych stworów autorka nam tutaj nie zaserwowała, ale świetnie wykreowała świat przedstawiony i genialnych, oryginalnych bohaterów. Pomysł z klanami, profesjami i przedstawieniem nam dwóch tak bardzo różniących się od siebie bohaterów zasługuje na pochwałę.
'Król Demon' to pierwsza część 'Trylogii siedmiu królestw'. Autorka zapoznała nas z ogólną sytuacją panującą w królestwie oraz poza nim, przedstawiła twarde warunki i zasady obowiązujące mieszkańców Fells i kolonii, a także dała nadzieję, na coś naprawdę wartościowego. Wyraźnie widać, że pierwszy tom to dopiero wstęp do czegoś niezwykłego. Niczym przystawka przed wielką ucztą. Jestem wręcz przekonana, że tom drugi i trzeci będą jeszcze lepsze niż część pierwsza, na to się właśnie zapowiada. A skoro Pani Cinda narobiła mi takiego smaczku na dalsze kontynuacje, wyczekuję od niej prawdziwego hitu. Czy tak będzie? Wkrótce się przekonamy.
Chciałabym również, abyście zwrócili uwagę na niesamowitą okładkę książki. Oprawa jest usztywniana i szyta, przez co książka prezentuje się wspaniale. Wielka pochwała dla wydawnictwa za taką staranność. Lubię ładnie wydane książki.
Jeżeli tak jak ja, kochacie fantastykę, musicie przeczytać 'Króla Demona', pierwszą część Trylogii Siedmiu Królestw autorstwa amerykańskiej pisarki Cindy Williams Chimy. Ja Was nie zachęcam, ja wręcz rozkazuję, abyście zainteresowali się tą lekturą. Bo jest naprawdę tego warta.
Fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki, który fascynuje mnie od lat. Nie wyobrażam sobie życia bez opowieści o magach, zaczarowanych królestwach, magicznych postaciach i fikcyjnych światach. Przeczytałam wiele książek z tego typu literatury - niektóre były świetne, inne dobre, bywały także słabe 'gnioty', jak można to nazwać kolokwialnym językiem. 'Król Demon'...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ów książki nawet nie miałam w planach przeczytać. A jednak tak owoż się stało. Wszystko zaczęło się od tego, że wybrałam się do saloniku prasowego po jakaś gazetę do czytania i natrafiłam na czerwcowy numer 'Dziewczyny', w którym znajduje się artykuł mówiący o obrzezaniu kobiet. Po przeczytaniu historii pewnej młodej dziewczyny, która bardzo mną wstrząsnęła postanowiłam poszperać w internecie na ten temat. Poczytałam kilka stron i natrafiłam na fragment książki 'Kwiat Pustyni', który tak mnie zaabsorbował, że od razu ściągnęłam sobie z internetu książkę w postaci e-booka. Co prawda do e-booków mam negatywne nastawienie, jednak nie mogłam się powstrzymać. Przeczytałam połowę książki na komputerze. nazajutrz wręcz przypadkowo udałam się do księgarni i dostrzegłam na półce właśnie 'Kwiat Pustyni'. Bez zastanowienia wzięłam go pod pachę i kupiłam. Nareszcie mogłam porządnie zagłębić się w lekturze książki bez obawy o moje oczy i kręgosłup, które negatywnie reagują na siedzenie przy komputerze.
Waris to dziewczyna pochodząca z plemienia Nomadów, która jako pięciolatka została obrzezana. W książce jest dokładnie opisane, jak ów rytuał wygląda. Czytając to, chciało mi się płakać. Myślałam, że takie rzeczy w dzisiejszych czasach się już nie dzieją. A jednak, pomyliłam się. Świadomość tego, że gdybym była wyznawczynią Allacha już dawno byłabym obrzezana - cisnęła mi łzy do oczu. Nie wyobrażam sobie tak potwornego bólu, przez który przechodzą około dwa tysiące dziewczynek dziennie. To jest wprost tragiczne!
Nigdy nie przepadałam za autobiografiami, jednak ta mnie do nich przekonała. Książka ta pokazuje nam z jakimi trudnościami losu poradziła sobie Waris, aby osiągnąć cel. W głowie mi się to nie mieści, a jednak jej się to udało! Z koczowniczej pastuszki stała się światowej sławy super modelką. Jestem pełna podziwu dla Waris Dirie. Powinna stać się autorytetem dla wielu kobiet na ziemi - cierpiała w dzieciństwie wielce, jednak jej cierpienie zostało wynagrodzone. I chwała Bogu za to. Naprawdę, warto przeczytać tę książkę. Niesie ona wiele przesłań, może i Was ona czegoś nauczy? Powieść napisana jest fantastycznie lekkim i zrozumiałym językiem, bardzo przyjemnie się czyta. Nie ma różnych kolokwializmów, które w tego typu książkach się zdarzają. Wprost książka ideał.
Ów książki nawet nie miałam w planach przeczytać. A jednak tak owoż się stało. Wszystko zaczęło się od tego, że wybrałam się do saloniku prasowego po jakaś gazetę do czytania i natrafiłam na czerwcowy numer 'Dziewczyny', w którym znajduje się artykuł mówiący o obrzezaniu kobiet. Po przeczytaniu historii pewnej młodej dziewczyny, która bardzo mną wstrząsnęła postanowiłam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Od kiedy moja kuzynka dała mi do przeczytania 'Desperację', zakochałam się w twórczości Stephena Kinga. Przeglądałam potem parę stron o nim i jego książkach i wszyscy zachwycali się 'Miasteczkiem Salem'. No to ja, niechcąc być gorsza, postanowiłam ją przeczytać.
Na początku autor przedstawia nam zwykłe, spokojne miasteczko-Jerusalem, w skrócie nazywane Salem. Poznajemy niektórych mieszkańców, ich życie i problemy. Przez pierwsze sto stron nic takiego się nie dzieje-główny bohater, Ben Mears, który dopiero co przyjechał do miasteczka poznaje nowych znajomych. Potem akcja zaczyna się rozkręcać. Co chwilę giną kolejni ludzie. Ci pierwszoplanowi, jak i ci, których ledwo poznaliśmy. Ben zaprzyjaźnia się z małym chłopcem, który potem przyczyni się do powstrzymania zagłady, która wstąpi nad miasteczko.
I tu mi się podoba. Mimo, że sytuacja jest klasyczna, bo w akcję wchodzą wampiry. Jednak to zupełnie coś innego, niż 'zwyczajne' wampiry ze Zmierzchu :). Nareszcie mogłam odetchnąć. Najbardziej przeraziły mnie wampiry-dzieci, które co noc pukały do okna Bena. Co chwilę spoglądałam w okno, czy i na mnie nie czyhają :D.
Uważam, że jest to jedna z lepszych książek Kinga-i przyznam, że mam bardzo mocne nerwy, ale czytając wieczorami lub w nocy jakiś mały elemencik strachu się wkradł. I uważam to za plus, ponieważ tego oczekiwałam od tej książki-w końcu podobno jest to horror.
Podsumowując-przyjemne czytadło, bo styl Kinga jest lekki. Czy to w dzień czy w nocy, zawsze idealna. Gorąco polecam!
Od kiedy moja kuzynka dała mi do przeczytania 'Desperację', zakochałam się w twórczości Stephena Kinga. Przeglądałam potem parę stron o nim i jego książkach i wszyscy zachwycali się 'Miasteczkiem Salem'. No to ja, niechcąc być gorsza, postanowiłam ją przeczytać.
Na początku autor przedstawia nam zwykłe, spokojne miasteczko-Jerusalem, w skrócie nazywane Salem. Poznajemy...
Jest to jedna z najlepszych książek ostatnich czasów jakie czytałam. Na początku głównie zaciekawiła mnie tematyka-anioły, wampiry, magia... Czyli mój klimacik ;). Bardzo lubię takie książki. Tak więc za tematykę duży plus. Świetne, lekkie pióro autorki czaruje tu jak Stephenie Meyer w 'Zmierzchu', mimo, że o miłości wampira do zwykłej dziewczyny to my tu dużo nie znajdziemy :). Bohaterowie-cud, miód i orzeszki. Są świetnie wykreowani, każdy ma swój własny, specyficzny charakter. Wracając do 'czarów' autorki, można do nich także zaliczyć genialne opisy, bardzo szczegółowe, zwłaszcza te dotyczące głównych bohaterów. Jednak jak to w każdej książce bywa-są i minusy. Moim zdaniem akcja się tu stanowczo za wolno dzieje. Zdaje się, że minęły już miesiące od kiedy Clary przybyła do Instytutu, a tak naprawdę są to tylko dni. Denerwuje mnie także to, że odkąd matka Clary zniknęła, to dziewczyna nie przejmuje się jej losem. Owszem, na początku troche rozpaczała, ale potem już było 'zbyt różowo' by móc martwić się o biedną mamuśkę, którą Bóg wie co i gdzie porwało. Bywa.
Mimo minusów, książkę chciałam wszystkim gorąco polecić-a zwłaszcza miłośnikom książek fantastycznych, którzy lubią zagłębić się w świat magii, czarów, a także codziennego życia trochę 'nietypowych' nastolatków. Mnie ta książka oczarowała, mam nadzieję, że kiedy Wy po nią sięgniecie-stanie się to samo.
Jest to jedna z najlepszych książek ostatnich czasów jakie czytałam. Na początku głównie zaciekawiła mnie tematyka-anioły, wampiry, magia... Czyli mój klimacik ;). Bardzo lubię takie książki. Tak więc za tematykę duży plus. Świetne, lekkie pióro autorki czaruje tu jak Stephenie Meyer w 'Zmierzchu', mimo, że o miłości wampira do zwykłej dziewczyny to my tu dużo nie...
więcej mniej Pokaż mimo toJako, że czytałam (i recenzowałam) pierwszą część trylogii 'Dary Anioła', musiałam sięgnąć po kontynuację. Jak to już wspominalam przy recenzji 'Miasta Kości'-jest to jedna z najlepszych trylogii jakie do tej pory czytałam. Może konkurować ze Zmierzchem, a nawet Harrym Potterem. Autorka wykreowała świetnych bohaterów-każdy ma swój własny, nie do podrobienia charakter. W wielu przypadkach, gdy książka jest o tematyce magii, akcja wlecze się lub dzieje się za szybko. Tutaj, mówiąc wprost jest IDEALNIE. Razem z bohaterami przeżywamy każdą chwilę. Za dużego plusa uważam wprowadzenie nowych bohaterów (co z tego, że drugo, a nawet trzecioplanowych?). Jest także coś, co mnie denerwowało-nie chcę Wam zdradzić szczegółów książki, ale bardzo irytowało mnie, że najlepszy przyjaciel Clary, Simon jest ciągle atakowany, jakby był niewiadomo kim. Rozumiem, gdyby wszyscy napadali na Jace'a. Ale Simon? Pani Cassandra zgrabnie połączyła paręnaście wątków, także ten, w którym Simon przemienia się w wampira ;). No dobra, nic już więcej nie mówię. Albo powiem. 'Miasto Popiołów' jest GENIALNE. Chyba lepsze od pierwszej częsci (przynajmniej według mnie) ;).
Jako, że czytałam (i recenzowałam) pierwszą część trylogii 'Dary Anioła', musiałam sięgnąć po kontynuację. Jak to już wspominalam przy recenzji 'Miasta Kości'-jest to jedna z najlepszych trylogii jakie do tej pory czytałam. Może konkurować ze Zmierzchem, a nawet Harrym Potterem. Autorka wykreowała świetnych bohaterów-każdy ma swój własny, nie do podrobienia charakter. W...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-08-17
Po tym, jak 'Trylogia Czarnego Maga' stała się jedną z moich ulubionych trylogii, bardzo żałowałam, że po 'Wielkim Mistrzu' nie będzie już kontynuacji przygód Sonei i jej przyjaciół. Dlatego właśnie zapowiedź na empik.com, która pojawiła się gdzieś na początku tego roku sprawiła, że oczy wyszły mi na wierzch. W ogóle nie spodziewałam się, że Trudi Canavan napisze dalszy ciąg historii Gildii. Naprawdę, jestem godna podziwu, bo w ostatnim czasie napisała przecież 'Erę Pięciorga', która niestety nie okazała się tak dobra jak 'Trylogia Czarnego Maga'. A teraz Canavan pisze kolejną trylogię, 'Trylogię Zdrajcy'. Ja tam jestem zachwycona, nie wiem jak inni. Ale przejdźmy do sedna sprawy.
'Misja Ambasadora' nie jest powieścią do przeczytania na szybko. Aby wgłębić się w jej treść, trzeba się naprawdę skupić, ponieważ autorka pisze niekiedy tak chaotycznie, że nie wiemy której postaci dotyczy dana sytuacja. Jest to trochę uciążliwe. Na wstępie poznajemy bohaterów, których już znamy z wcześniejszej trylogii. W końcu 'Misja Ambasadora' oraz jej kolejne planowane części są prequelem 'Trylogii Czarnego Maga', czyli że opisane tu sytuacje dzieją się jakiś czas po wydarzeniach 'Gildii Magów' i jej kontynuacjach, w tym przypadku dwadzieścia lat później. Jednym z głównych bohaterów jest Lorkin - syn Sonei oraz Wielkiego Mistrza Akkarina. Człowiek zachłyśnięty życiem, pragnący korzystać z niego jak najbardziej. Po wybraniu Mistrza Dannyla na Abmasadora Sachaki zgłasza się on na jego asystenta. Sonea nie jest przekonana co do wyjazdu syna - w końcu mieszkańcy Sachaki mogą chcieć się zemścić na dziecku dwojga ludzi, którzy przyczynili się do ich klęski w wojnie dwadzieścia lat wcześniej. Jednak Starszyzna uznaje, że żadne niebezpieczeństwo ze strony Sachakan Lorkinowi nie grozi, więc on spokojnie wyjeżdża wraz z Mistrzem Dannylem. Późniejsze wydażenie mrożą krew w żyłach Sonei, która ma także inne problemy - w mieście pojawiła się Dzika. Również jej przyjaciel, Cery, zmaga się z różnymi kłopotami - ktoś zabił jego ukochaną rodzinę, a mężczyzna chce się zemścić. Jednak nie wie na kim, i tu jest problem. Cery musi znaleźć sprawcę i się na nim odegrać.
Styl typowy dla Canavan- również jak w 'Trylogii Czarnego Maga' nie znajdziemy tu wielu opisów. Bohaterowie są kolorowi, każdy cechuje się inną osobowością. Cały czas dzieje się coś ciekawego, ja na przykład nie mogłam się od tej książki oderwać, a jesli już musiałam, to cały czas żyłam myślami w tamtym świecie. Na każdej stronie możemy znaleźć napięcie, które mówi nam, że zaraz coś się stanie - niekiedy się rozczarowałam, ale zaraz sytuacja kierowała się na inne tory, równie ciekawe, że o rozczarowaniu szybko zapominałam. A to ktoś kogoś zabił, a to kogoś porwali... Przy tej powieści nie idzie się nudzić, dlatego gorąco Wam polecam. Jednak odradzam czytania 'Misji Ambasadora' jako pierwszej części. Zacznijcie proszę, od wcześniejszej trylogii.
Po tym, jak 'Trylogia Czarnego Maga' stała się jedną z moich ulubionych trylogii, bardzo żałowałam, że po 'Wielkim Mistrzu' nie będzie już kontynuacji przygód Sonei i jej przyjaciół. Dlatego właśnie zapowiedź na empik.com, która pojawiła się gdzieś na początku tego roku sprawiła, że oczy wyszły mi na wierzch. W ogóle nie spodziewałam się, że Trudi Canavan napisze dalszy...
więcej mniej Pokaż mimo toJako że jestem wielką miłośniczką muzyki Michael'a Jackson'a, ta książka była dla mnie obowiązkową pozycją do przeczytania. Dostałam ją na Mikołaja i od razu, o trzeciej nad ranem wzięłam się za czytanie. Po dwóch dniach była skończona. Tak wolno, bo chciałam jak najdłużej mieć przyjemność jej czytania ;). Tak jak w opisie widzicie, książka ta jest jedyną autobiografią Króla Popu i tylko tam znajdziemy całą prawdę o nim i jego życiu. Nie mam nawet jak napisać, co mi się podobało, a co nie, ponieważ to nie jest typowa książka do przeczytania i obiektywnym okiem sprawdzania świata przedstawionego, akcji itp. Nie ma tu co oceniać. Jednak jest to świetna pozycja i polecam ją nie tylko fanom Michael'a-mogą ją przeczytać także ci, którzy wierzą mediom w te wszystkie bzdury o operacjach plastycznych, wybielaniu skóry itp. Dzięki tej książce można dowiedzieć się całej prawdy o cenie jaką się płaci za sławę.
Jako że jestem wielką miłośniczką muzyki Michael'a Jackson'a, ta książka była dla mnie obowiązkową pozycją do przeczytania. Dostałam ją na Mikołaja i od razu, o trzeciej nad ranem wzięłam się za czytanie. Po dwóch dniach była skończona. Tak wolno, bo chciałam jak najdłużej mieć przyjemność jej czytania ;). Tak jak w opisie widzicie, książka ta jest jedyną autobiografią...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moja przygoda z twórczością Ricka Riordana rozpoczęła się od genialnej serii 'Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy' oraz pierwszego tomu 'Olimpijskich Herosów'. - 'Zagubionego Herosa'. Zachwycona lekkością pióra i doskonałym kunsztem pisarskim autora postanowiłam zapoznać się z innymi jego książkami - i tak do moich rąk wpadła 'Czerwona Piramida', część pierwsza rozpoczynająca cykl 'Kroniki Rodu Kane'. Tym razem Riordan nie opiera fabuły powieści na mitologii rzymskiej czy greckiej - teraz czas przyszedł na mitologię egipską! Zachwycona tym pomysłem, porwałam w swe szpony 'Czerwoną Piramidę' i rozpoczęłam przygodę z bogami Egiptu w roli głównej.
Głównymi bohaterami powieści są Carter i Sadie, rodzeństwo, które po śmierci matki zostało rozdzielone - chłopiec wraz z ojcem podróżował po świecie, dziewczynka natomiast zamieszkała u dziadków. Widywali się dwa razy do roku, przez co byli dla siebie niemalże obcy. Jednak pewnego razu sytuacja się zmienia. Gdy ojciec z synem przybywają odwiedzić Sadie, cała trójka wybiera się do British Museum. Pod przykrywką 'eksperymentu naukowego' doktor Kane próbuje zjednoczyć rodzinę, jednak mu się to nie udaje - zamiast tego uwalnia egipskiego boga Seta, który skazuje doktora na wygnanie, a jego dzieci zmusza do ucieczki. Po jakimś czasie Sadie i Carter odkrywają, że posiadają tajemnicze zdolności. Będą przy tym zmuszeni odbyć długą i niebezpieczną podróż, by uratować świat. Czy im się uda?
Ricka Riordana kocham za wszystko. Za niesamowicie charyzmatycznych bohaterów, umiejętność budowania napięcia, świetne pomysły na fabułę, a przede wszystkim za humor, który odnajdziemy na każdej karcie którejkolwiek jego powieści. Sięgając po 'Czerwoną Piramidę' oczekiwałam dobrej zabawy, miło spędzonego czasu. Nie zawiodłam się. Po raz kolejny autor udowodnił mi, że można napisać lekką, humorystyczną książkę, z której wyniesie się coś mądrego. Każda powieść Riordana opiera się na jakiejś mitologii - greckiej, rzymskiej, egipskiej - i dzięki temu zabiegowi miałam możliwość zapoznać się z poszczególnymi mitami, bogami i opowieściami. Wszystkie informacje chłonęłam jak gąbka. Bardzo spodobała mi się taka forma nauki. Czytelnik łączy przyjemne z pożytecznym. I tak właśnie, dzięki 'Czerwonej Piramidzie' poznałam od podszewki mitologię egipską, o której do tej pory nie wiedziałam zbyt wiele. Moim konikiem była, jest i będzie mitologia grecka, jednak z ciekawością zapoznałam się z wierzeniami i kulturą mieszkańców Egiptu. Było to doświadczenie doprawdy fascynujące.
Sadie i Carter, główni bohaterowie powieści, to istoty, które z miejsca polubiłam. Carter to doświadczony przez życie chłopiec, który z niejednego pieca chleb jadł. Od kiedy zginęła matka rodzeństwa, ojciec zabierał chłopca we wszystkie podróże badawcze ze sobą. Byli bardzo zżyci. Sadie to zwariowana nastolatka, która wychowała się pod opieką dziadków. Pragnęła się wyróżniać, toteż farbowała kosmyki na wszystkie kolory tęczy i nosiła glany. Z obydwojgiem bardzo się zżyłam - razem z nimi przeżywałam wszystkie przygody, płakałam i śmiałam się. Riordan ma wyjątkową umiejętność do tworzenia przesympatycznych bohaterów. Pytam tylko, dlaczego w normalnym świecie nie ma ludzi równie beztroskich, zabawnych i odważnych, jak rodzeństwo Kane?
Na wielką pochwałę zasługuje niewątpliwie zabieg 'unormalnienia' bogów. Nie są to przerażające, nieosiągalne i mistyczne postacie, ale postacie, które mają ludzkie usposobienie i cechy. Oni też potrafią żartować, płakać i tęsknić za drugą osobą. Nie są wcale tacy tajemniczy, i tak jak śmiertelnicy popełniają błędy. Właśnie dzięki temu powieści Ricka Riordana nabierają spójności - czytelnik nie musi męczyć się z opisami paskudnych bóstw, ale śmieje się z nich i czuje do nich sympatię (tak, nawet do tych 'złych' osobników). Moją faworytką jest zdecydowanie Bastet - kocia bogini, która pomaga rodzeństwu Kane w ratowaniu świata. Jest niewątpliwie udaną postacią - i nie mówię tak tylko dlatego, że kocham koty!
W 'Czerwonej Piramidzie' występuje narracja pierwszoosobowa. Osobiście najbardziej cenię sobie ten typ narracji, ponieważ dzięki niemu możemy dokładnie poznać myśli i uczucia głównych bohaterów. Historię na zmianę opowiada Carter lub Sadie, a wszystko to jest ujęte w formie cyfrowego nagrania. Dzięki dwójce narratorów czytelnik jest w stanie spojrzeć na daną sytuację z różnych punktów widzenia, co jest wartym uwagi zabiegiem. Przy tej powieści nie ma czasu na nudę - ciągła akcja, fantastyczni bohaterowie, coraz to nowsze kłopoty - a to wszystko okraszone szczyptą humoru! Czegóż chcieć więcej?
Rick Riordan po raz kolejny popełnił powieść doskonałą - pełną akcji i humoru. 'Czerwona Piramida' to książka zdecydowanie zasługująca na uwagę czytelnika. Genialny przykład literatury fantastycznej dwudziestego pierwszego wieku. Polecam gorąco zarówno tę pozycję, jak i całą resztę powieści dzieła tego amerykańskiego pisarza.
Moja przygoda z twórczością Ricka Riordana rozpoczęła się od genialnej serii 'Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy' oraz pierwszego tomu 'Olimpijskich Herosów'. - 'Zagubionego Herosa'. Zachwycona lekkością pióra i doskonałym kunsztem pisarskim autora postanowiłam zapoznać się z innymi jego książkami - i tak do moich rąk wpadła 'Czerwona Piramida', część pierwsza...
więcej Pokaż mimo to