-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2014-07-11
2014-06-13
2014-06-03
2014-04-08
Jerzy Stypułkowski od ponad trzydziestu lat mieszka w Sztokholmie. Po ukończonych studiach w dziedzinie historii literatury, informatyki oraz bibliotekoznawstwa przez lata pełnił funkcję bibliotekarza w National Library of Sweden. Po tym okresie postanowił zająć się wyłącznie pisarstwem. Czas urzędniczej pracy zainspirował go jednak do stworzenia niniejszej książki. W niej przewiduje, że ogół papierologii, biurokracji i niegospodarności zbudowanej na głupocie ceremonialności i przyzwyczajeniach pewnego dnia rozsypie się jak Wieża Babel.
Józef K. to Polak mieszkający w Szwecji. Na co dzień pracuje w urzędzie, który jest skupiskiem absurdów i bezsensowności. W pracy panuje atmosfera konformizmu, monotonii i lizustwa. Pracownicy uczestniczą w nieustającym wyścigu szczurów, przytakując co rusz kierownictwu i nigdy go nie krytykując. Szef jest tutaj bogiem. On ma zawsze rację, nawet jeśli brak mu jakichkolwiek talentów czy zdolności oratorskich, zawsze jest ponad szarą masę biurokratów. W tym urzędzie trzeba zaprzyjaźnić się z rutyną, z niezmiennymi biurowymi krajobrazami. Jednakowość jest tu cnotą, indywidualizm nie ma szans na przetrwanie w biurokratycznym świecie. Józef K. każdego dnia patrzy na bezcelowe działania współpracowników. Nie chce być jednym z nich, a jednak głos grzęźnie mu w gardle. Powoli zaczyna wtapiać się w urzędniczą świątynię, stając się bezczynnym obserwatorem, uczestnikiem bezsensu i pustosłowia.
Autor przedstawia nam w przewrotnie humorystyczny sposób absurdy działania urzędów. Jako niegdysiejszy pracownik jednej ze szwedzkich placówek, wiele doświadczył, a książka jest efektem jego obserwacji i przemyśleń. Według niego bezmyślna i marnotrawcza biurokracja zabija indywidualizm, twórcze myślenie i wybitne umysły, czyniąc ze swych pracowników nocne mary, niewolników przyzwyczajeń, którzy jak marionetki podążają za za swym mistrzem-szefem. W takich instytucjach liczą się wyłącznie osiągnięcia, a to prowadzi do obierania dziwnych, niepotrzebnych dróg, które stanowią tylko ułudę profesjonalizmu i sprawiedliwości.
Nie bez przyczyny nie poznajemy nazwiska Józefa K. To człowiek jak każdy z nas. Urzędnik, który każdego dnia widzi, jak obok niego świat staje się bezbarwną, szarą masą, tworząc wokół siebie jedynie homo biurocratius, bierność i brak chęci walki o swoje. Nie robi jednak nic. Izoluje się, zamyka, odgradza od innych, ale wciąż jest jednym z nich, pokornie dostosowując się do rzeczywistości, każdego dnia tracąc chęci do życia i cząstkę siebie. Dookoła niego wyrastają wciąż to nowe paranoje, niezliczone ilości projektów, które zawsze dotyczą banałów, a pochłaniają morze czasu i pieniędzy. Inwigilacja jest tu na porządku dziennym, nie pomijając nawet kamer w toaletach, jednak ludziom to nie przeszkadza. Chcą tylko jak najbardziej zbliżyć się do swojego szefa.
Książka jest genialna, wciągająca i zabawna w swojej niedorzeczności. Napisana prostym językiem, lecz w bardzo dobrym stylu. Chociaż opisywane nonsensy tych instytucji wydają się mocno wyolbrzymione, tak naprawdę są przeraźliwie blisko prawdy. Wszyscy znamy nieposkromioną i nieograniczoną biurokrację, z którą musimy spotykać się na co dzień. Pytanie brzmi, czy można jeszcze coś zmienić? Józef K. bardzo długo patrzył bezczynnie na pseudofilozoficzne paplaniny, patologiczne rozwiązania i wadliwe przedsięwzięcia. Czy kiedyś wreszcie uda mu się dojść do głosu? Czy też ostatecznie zginie w biurokratycznej szarości? I czy wyrwanie ludzi z urzędniczych kagańców rzeczywiście coś zmieni, a prawda ich wyzwoli? Józef K. ma marzenia. Piękne, lecz w tym świecie to one wydają się być całkowicie niedorzeczne.
Jerzy Stypułkowski od ponad trzydziestu lat mieszka w Sztokholmie. Po ukończonych studiach w dziedzinie historii literatury, informatyki oraz bibliotekoznawstwa przez lata pełnił funkcję bibliotekarza w National Library of Sweden. Po tym okresie postanowił zająć się wyłącznie pisarstwem. Czas urzędniczej pracy zainspirował go jednak do stworzenia niniejszej książki. W niej...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04
2014-03-30
2014-02-09
2014-02-04
2014-01-24
2014-01-20
"Trzy młode pieśni" to opowieść o losach trójki młodych bohaterów – Gudrun, córki Sigrun i Regina, jej brata Bjorna oraz Ragnara, syna Halderd, którego ta oddała na wychowanie Reginowi. Chłopcy na dworze przygotowywani są na wojowników. Muszą szybko stać się mężczyznami, już w wieku kilku lat chwytają za miecze, łuki i oszczepy. Gudrun trudno zaakceptować fakt, że jej brat, z którym do tej pory była nierozłączna, mieszka teraz w innej części dworu. Nie w głowie jej dorastanie i bycie kobietą, a niemal całą swoją uwagę poświęca nieskończonemu uwielbieniu do Bjorna. Z tych trzech całkowicie rożnych perspektyw poznajemy wydarzenia z całego okresu ich dorastania – decyzje, jakie podejmowali, które sprawiały, że czasem wiele zyskiwali, lecz czasem równie wiele tracili..
Elżbieta Cherezińska w "Trzech młodych pieśniach" doprowadza swoich czytelników na sam koniec „Północnej Drogi”. Po trzech emocjonujących tomach, pełnych przygód, walki i poświęceń, trudno zaakceptować fakt, że ten jest już tym ostatnim. Cherezińska w swoich książkach otwiera wspaniały świat Norwegii z przełomu X i XI wieku, który nasycony jest życiem i śmiercią, męstwem i strachem. Obserwujemy, jak przez lata bohaterowie dorastają, dojrzewają do szlachetnych czynów i decyzji, lecz też do przelewania krwi i demonstracji władzy. W jednej chwili śmieją się, bawią i popijają miód, w drugiej walczą i umierają z mieczem w ręku i oddaniem w sercu.
Powieść rozgrywa się na przestrzeni kilkunastu lat, dzięki czemu widzimy, co dojrzewa w bohaterach przez ten czas i w jaki sposób reagują na zmiany. Różne punkty widzenia zapewniają nam różnorodność treści – to często zawiłe polityczne problemy, misternie opisane sceny walki, pojedynek o władzę i rywalizacja między młodymi wojownikami, lecz nie zabrakło tu też kobiecej strony o niewinności, przywiązaniu i marzeniach. Dzięki starej wieszczce Urd z bagien znów zostajemy wprowadzeni w mistyczny świat przepowiedni i przeznaczenia, lecz teraz dane jest nam poznać dokładniej ją samą. To tutaj, w ostatnim tomie "Północnej drogi" rozwiązują się wszystkie tajemnice i wszystko dobiega końca. Historia jednak nie umiera, a bohaterowie wciąż żyją. Już nie tylko na kolejnych stronach książki, lecz w głowie każdego, kto choć raz miał z nimi do czynienia.
Elżbiecie Cherezińskiej po raz kolejny udało się mnie oczarować. Już odkąd trzymałam tę książkę w rękach, byłam pewna, że się w niej zakocham, jednak po jej przeczytaniu wciąż jestem zdumiona – bohaterami, biegiem wydarzeń i samym zakończeniem. Na tych stronach tak wiele się dzieje, że nie sposób o tym wszystkim zapomnieć i wyrzucić z głowy. Autorka kusi nas humorem i zagadką, rywalizacją wojowników, wyrazistymi zasadami oraz zarówno kobiecym, jak i męskim do cna punktem widzenia. Ten świat, opisany z taką dbałością i pasją, wydaje się być na wyciągnięcie ręki, tuż przed naszymi oczami. Cherezińska szybko przywiązuje nas do siebie i wplątuje w uciechy i cierpienie bohaterów. Cykl "Północna droga" to niezwykła, wspaniała przygoda, która w "Trzech młodych pieśniach" ma swoje zakończenie. Trudno żegnać się z tym światem, lecz bez wątpliwości polecam wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji go powitać.
"Trzy młode pieśni" to opowieść o losach trójki młodych bohaterów – Gudrun, córki Sigrun i Regina, jej brata Bjorna oraz Ragnara, syna Halderd, którego ta oddała na wychowanie Reginowi. Chłopcy na dworze przygotowywani są na wojowników. Muszą szybko stać się mężczyznami, już w wieku kilku lat chwytają za miecze, łuki i oszczepy. Gudrun trudno zaakceptować fakt, że jej brat,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-17
Świat w XXII wieku wygląda już zupełnie inaczej. Przetaczają się przez niego fale intensywnej konsumpcji. Nie ma już obywatela, zastąpił go konsument. Nie ma już Boga, jest tylko hedonizm – wolność reklamy, seksu i kupowania. Stany Zjednoczone Świata zalewa fala billboardów, podręczników dla dzieci, które mówią, jak mają żyć, a substytutem dla uczuć staje się produkt. Zhomogenizowane społeczeństwo przeistacza się w bezbarwną masę; ujednolica się normy i przepisy, kulturę i potrzeby, walutę i wszystkich obywateli.
W tym świecie, jak u Sienkiewicza, odnajdują się dwie całkowicie różne osoby. Ona - niewinna i nieufna pani weterynarz, głęboko wierząca w Boga. I on - generał armii, jeden z funkcjonariuszy systemu. Angel nie chce podporządkowywać się temu konsumpcyjnemu światu, przerażają ją zabawy, w jakich uczestniczy Szymon. Choć tak wiele ich dzieli, wciąż pokonują ten dystans, starając się zwalczyć przeciwności i wyeliminować różnice. Kiedy rząd wpada na pomysł ożywienia konsumpcji kosztem ostatnich struktur religijnych, przyszłość ich i tego świata staje pod znakiem zapytania.
Autor przedstawia nam całą masę niezwykłych bohaterów. Wszyscy oni stworzeni są od początku do końca, dopracowani, bardzo przemyślani; każdego poznajemy z imienia i nazwiska, z zestawu jego specyficznych cech osobowości i przekonań. Książka opowiada o wierzących w świecie, w którym lepiej jest nie wierzyć. Zakaz publicznego wyznawania kultu religijnego wpisany tu jest w konstytucję. Przez lata świat przechodził coraz większy kryzys wiary. Coraz mniej było wyznawców wszystkich religii, choć ci, którzy przy swoich przekonaniach pozostali, jeszcze mocniej się w nich utwierdzili. Autor ukazuje nam bowiem dwie skrajności myślowe – ludzi, którzy zupełnie porzucili swój rozwój duchowy oraz tych wierzących, których wiara doprowadza niemalże do fanatyzmu.
Bardzo podobała mi się mentalna konstrukcja społeczeństwa przyszłości. Jest niczym proroctwo ciążące na współczesnym świecie, do którego niestety nieustannie dążymy. Doskonale dopracowana pod względem przekonań politycznych, społecznych i religijnych. Ludzie u władzy, którzy manipulują konsumentami, poddają ich marketingowemu eksperymentowi, zapewniają demokrację, lecz tylko złudną, bo wciąż popychają ich niewidzialną ręką ku swoim celom... Wszystko to brzmi już dziś zatrważająco znajomo.
Nie jestem miłośniczką książek o charakterze religijnym, ale to futurystyczne „Quo Vadis”, uaktualniona wizja zepsucia społecznego wstrząsnęła mną do cna. Ponad sześćset stron przeczytałam jednego dnia, z fascynacją pochłaniając kolejne rozdziały o moralnym upadku bezmyślnego społeczeństwa, które coraz bardziej pogrąża się przez swe ludzkie słabości. Ta historia przez uwspółcześnienie nie traci na jakości. Zyskuje jednak przedstawienie upadku człowieka w społeczeństwie kolejnego wieku. Tu znów rodzi się refleksja – kto jest prawdziwym wrogiem? I dokąd tak naprawdę zmierza nasz świat? Istotą jest odkryć to zanim system zacznie przynosić pierwsze ofiary. Polecam, to niewiarygodnie piękna i przejmująca lektura!
Świat w XXII wieku wygląda już zupełnie inaczej. Przetaczają się przez niego fale intensywnej konsumpcji. Nie ma już obywatela, zastąpił go konsument. Nie ma już Boga, jest tylko hedonizm – wolność reklamy, seksu i kupowania. Stany Zjednoczone Świata zalewa fala billboardów, podręczników dla dzieci, które mówią, jak mają żyć, a substytutem dla uczuć staje się produkt....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-20
2013-11-08
Na tę książkę czekałam z utęsknieniem po bardzo pamiętnej lekturze "W otchłani", która kompletnie mnie zachwyciła w ubiegłym roku. Podobało mi się w niej niemal wszystko - cały wielki, wspaniały świat, gdzieś daleko we wszechświecie podążający ku nowej Ziemi i ku konkretnym celom. Bohaterowie, którzy mają swoje mocno określone przeznaczenie i które, jakby się wydawało, ciężko jest zmienić. Swoim debiutem autorka zachwyciła wielu. Teraz wreszcie możemy poznać ciąg dalszy historii Amy, Starszego i pozostałych mieszkańców statku, który jest coraz bliżej swojego celu. "Milion słońc" na nowo otwiera przed nami wszechświat.
Na pokładzie "Błogosławionego" obalono dyktaturę Najstarszego i wreszcie mają zapanować nowe porządki. Koniec z otumanianiem ludzi fidusem, czas na wyzwolenie ich spod jego szkodliwych wpływów i spokojne podążanie do Centauri-Ziemi. Pojawiają się jednak nowe przeszkody. Kiedy okazuje się, że silniki nie działają i statek stoi w miejscu, a na pokładzie zaczyna dochodzić do dziwnych morderstw, ludzie zaczynają się buntować. Starszy pomimo starań nie potrafi zyskać ich przychylności, a Amy musi ruszyć tropem zawiłych wskazówek pozostawionych jej przez jednego z uczestników misji, które mają doprowadzić ją do odkrycia tajemnicy skrywanej przez załogę. Nikt nie wie, czy misja ma wciąż szansę zakończyć się powodzeniem i czy gdzieś tam rzeczywiście jeszcze czeka na nich nowy świat.
Druga część odysei wydaje się mniej porywająca od pierwszej. Ten świat już nie zaskakuje, gdy znamy zasady w nim panujące, gdy wiemy, do czego zdolni są zamieszkujący go ludzie. Autorka opiera się więc na powolnym odkrywaniu kart całej misji, które poddają w wątpliwość jej pomyślne zakończenie. O ile proces ten przebiega bez większych emocji i niespodzianek, o tyle ujawnienie wszystkich tajemnic pozwala nam na nowo pokochać tę historię. Autorka skutecznie przypomina, za co uwielbiać można jej książki. Powieść rozbudza pewną nostalgię za tym, co było i za tym, co być może już nigdy nie nastąpi. Uświadamia piękno świata, za którym tęsknić mogą tylko ci, którzy dawno lub nigdy nie mieli okazji go ujrzeć.
Głównej bohaterce, Amy, która znalazła się na pokładzie "Błogosławionego", szybko udało się zdobyć moją sympatię. Potrafi wziąć sprawy w swoje ręce, nie rzuca się bezmyślnie w ramiona miłości, zawsze działa z rozmysłem i wielką odwagą, ale cechuje się bardzo subiektywnym spojrzeniem na świat. Dzielnie przemierza kolejne kroki ku odkryciu tajemnicy, nie zawsze zgadza się ze Starszym i ma swoje często kontrowersyjne zdanie. Nie jest postacią taką, jakiej się od niej oczekuje, co tchnęło w nią wiele życia. Starszy to z kolei postać momentami zbyt przewidywalna, o niedocenionej dobroci, podejmująca zawsze słuszne decyzje. Tym razem nie zaskakuje, choć wyraźnie wyrasta z niego przywódca, którego załoga będzie potrzebować w kolejnej części.
Beth Revis kończąc tę książkę efektywnie rozbudza pragnienie na kolejne rozdziały. Ostatnie strony otwierają przed nami dalszy ciąg historii, która na razie musi pozostać jedynie niezwykle kuszącą tajemnicą. Bardzo lubię tę książkę za to, że jest tak pełna emocji i skomplikowanych wyborów, konfrontacją różnych osobowości i różnych celów. Bohaterowie ewoluują i czasem podejmują złe decyzje, które zawsze mają wielki wpływ na innych. Myślałam, że zapomniałam już, czym wcześniej urzekła mnie ta "śmiertelna odyseja". Beth Revis jednak znów mi to przypomniała. Polecam gorąco!
Na tę książkę czekałam z utęsknieniem po bardzo pamiętnej lekturze "W otchłani", która kompletnie mnie zachwyciła w ubiegłym roku. Podobało mi się w niej niemal wszystko - cały wielki, wspaniały świat, gdzieś daleko we wszechświecie podążający ku nowej Ziemi i ku konkretnym celom. Bohaterowie, którzy mają swoje mocno określone przeznaczenie i które, jakby się wydawało,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-29
2013-10-10
Cykl Północna droga Elżbieta Cherezińska rozpoczęła Sagą Sigrun, która szybko zdobyła uznanie krytyki i przychylność w oczach czytelników. Składają się na niego cztery części, które przedstawiają nam pasjonującą epokę wikingów i uświadamiają piękno tamtych czasów ukryte za szczękiem miecza. Ja jestem Halderd to druga część cyklu, rozgrywająca się na przestrzeni wielu lat, przez co stanowi bogatą i intrygującą opowieść o X-wiecznej Norwegii.
Czasy wikingów, wojen i męskich potyczek o władzę. Tutaj wkracza Halderd, młoda dziewczyna, która nam wydaje się być dzieckiem, lecz dla tamtych czasów była już kobietą gotową do wydania za mąż. Wkrótce odbywa się jej ślub z jarlem Helgim, a ona zyskuje dość majątku, by zapłacić za niejasne, lecz mroczne czyny swego brata. Zaczyna się jednak jej droga przez mękę. Teraz musi godnie reprezentować swego męża, prostaka, który wciąż pragnie dla niej tylko rodzenia dzieci i niejednokrotnie stosuje wobec niej siłę. Halderd zaciska jednak zęby i wytrzymuje tak wiele lat, czekając, aż los się do niej uśmiechnie.
Długo zastanawiałam się nie "co", lecz "jak" napisać by oddać geniusz tej książki i wrażenie, jakie na mnie wywarła. To wspaniała opowieść, która poruszyła mnie i zajęła na długo. Czytałam ją powoli, chcąc rozkoszować się atmosferą, precyzyjnie zbudowanym światem, losami bohaterów opartymi o prawdziwą historię Norwegii tamtych lat. Książka, która długo żyje w myślach za każdym razem, gdy się ją odłoży. Czy to na chwilę, by wrócić do rzeczywistości, czy już po jej ostatnich stronach i zakończeniu. Wkrada się do snu i wciąż odgrywa na nowo, bohaterowie nadal tam żyją, a historia toczy się dalej.
To świat widziany oczami kobiety, a jednak w tak dużym stopniu o wojnie, męskich nałogach, mężczyznach u władzy, agresji i ich woli, a także o przelewanej krwi. Chyba dzięki temu każdy może tu znaleźć kawałek świata dla siebie, którym się zachwyci i który doceni. To obraz kobiety, która musiała sprostać pewnym zadaniom, postawy, jakiej od niej oczekiwano, lecz też jej walka o wypełnianie losów przeznaczenia i o władzę, która przez lata musiała pozostać uśpiona. Wszystko to wzbogacone o przepowiednie wieszczki z bagien, które wprowadzają do powieści swego rodzaju mistycyzm i tajemnicę. A to także ma tu swój urok. W tle widzimy mroźny kraj Północy, w który bohaterowie tak wspaniale się wtapiają i w którym żyją.
Jedna z lepszych, bardziej wciągających książek, które ostatnio czytałam. Jest dopracowana w każdym calu, bohaterowie tętnią życiem i ciężko po lekturze nie uznać Elżbiety Cherezińskiej za mistrzynię. Peany na cześć tego cyklu są jak najbardziej zasłużone, a ja z radością mogę stwierdzić, że polska literatura wciąż potrafi zaskakiwać swym geniuszem, oferując takie piękno słowa. To niełatwa w odbiorze książka ze względu na bogatą tematykę wojenną i koneksje kolejnych wojowników i rodów, jednak warto zagłębić się w tym świecie, by poznać jego czar.
Czytając tę książkę, rodzi się pytanie, czy na pewno przedstawione czasy wikingów to władza mężczyzn? Czy może też kobiet, które prowadzą swoją własną, małą wojnę z mężem, jego matką, jego przyjaciółmi obserwującymi ją na każdym kroku, tylko po to, by wreszcie mogły osiągnąć więcej niż ktokolwiek mógłby się tego po nich spodziewać. W tej książce można się zakochać, Cherezińskiej składać pokłony i jak najszybciej dotrzeć do pozostałych części cyklu.
Cykl Północna droga Elżbieta Cherezińska rozpoczęła Sagą Sigrun, która szybko zdobyła uznanie krytyki i przychylność w oczach czytelników. Składają się na niego cztery części, które przedstawiają nam pasjonującą epokę wikingów i uświadamiają piękno tamtych czasów ukryte za szczękiem miecza. Ja jestem Halderd to druga część cyklu, rozgrywająca się na przestrzeni wielu lat,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-10
Julian Tuwim pewnie większości czytelników kojarzy się z pogodną, humorystyczną twórczością. Niemal każdy zna jego lekkie wiersze dla dzieci, twory nawołujące do pacyfistycznych ruchów przeciwko zbrojnej wojnie czy satyryczne dzieła, które uczyniły go jednym z najpopularniejszych poetów dwudziestolecia międzywojennego. Jego bystry umysł i twórcze spojrzenie na świat, liczne neologizmy i gry słów w jego twórczości uwydatniały jasną, piękną stronę jego pisarstwa. Autor, który uznawany był za uosobienie radości życia, miał jednak także inne zainteresowania. Niewątpliwie były one zaskoczeniem dla jego czytelników, lecz zarazem nurtującą ciekawostką. Ta książka to zbiór trzech dzieł Tuwima napisanych w latach 1924-1925. Ujawniają one mroczną stronę zamiłowań autora oraz demonizm przejawiający się w jego twórczości, który nieraz stawiał go w obliczu oskarżeń o diabelskie czy nawet satanistyczne wtajemniczenie w mroczne praktyki.
Książka to zestawienie najciekawszych obrazów historii szeroko rozumianych czarów w Polsce. Jest to obszerne przedstawienie najważniejszych fragmentów i idei wyłaniających się z różnych dzieł o diabłach i czarownicach, które autor wnikliwie zebrał i zestawił ze sobą. Zawarte jest tu wiele odniesień do słynnego "Malleus Maleficarum", z którego autor wybrał najciekawsze fragmenty, lecz również liczne przytoczenia dzieł polskich autorów i księży.
Pierwsza część "Czary i czarty polskie" ilustruje nam dzieje rozwijającego się zabobonu w Polsce, przedstawia nazwy diabłów, które tworzyły się na przełomie lat oraz przypadki obcowania z nimi ludzi. Podobnie w bogaty sposób opisuje wiarę w moc czarów, kobiety, które brały udział w sabatach, zaprzysiężenia diabłu i szkody wyrządzane wobec ludzi. "Wypisy czarnoksięskie" to misterny opis samej historii czarnoksięstwa, opisy czarów pod wodzą Lucyfera oraz liczne nawiązania do wspomnianego już wcześniej "Malleus Maleficarum", czyli podręcznika dla łowców czarownic. Ostatnia część zatytułowana "Czarna msza" prezentuje genezę mrocznej ceremonii, jej rodzaje, przebieg oraz przykłady ludzi uwikłanych w konszachty z diabłem.
Książka ta, jak zaznacza sam autor, nie jest naukowym zbiorem faktów z historii czarnoksięstwa, a jedynie zestawieniem najciekawszych wiadomości opisanych przez bibliofila uwikłanego w tę tematykę. Dla mnie to jednak podsumowanie niemal doskonałe, które zawiera najważniejsze informacje zarówno teoretyczne, wszystkie obowiązujące zasady, specyfikacje, jak i same opowieści prawdziwych ludzi. "Czary i czarty polskie" skutecznie uzupełniły moją wiedzę o najbardziej pożądane informacje i rozbudziły pragnienie na więcej. Tuwim zadbał o bogactwo wiedzy i mnogość tematów. Czytelnicy znajdą tu recepty z zielników, historię tych demonicznych zjawisk w Polsce oraz powody ich rozprzestrzeniania. To zadziwiające fakty, które samemu trudno byłoby odnaleźć i zebrać, jak na przykład wzmianka o krakowskiej nauce alchemii czy wierze w zabobony Zygmunta Augusta, który ponoć brał udział w "schadzkach z czarownicami".
Książka to różnorodny, bogaty zbiór informacji, prawdziwe kompendium wiedzy o czartach, czarnoksięstwie, napojach, ziołach, amuletach i snach. To zabobony przedstawione w swobodnych, rozmaitych formach, jak opisy, cytaty, fragmenty dzieł czy nawet wywiad. Wszystko to opatrzone zostało dużą ilością rycin, które pomagają zagłębić się w mroczną atmosferę i rozbudzić chęć na jej dalsze odkrywanie.
"Czary i czarty polskie" stały się ważną pozycją na mojej półce, czyniąc ze mnie w tym temacie fanatyka na miarę Tuwima. Ten zbiór faktów z dziejów czarostwa w Polsce zaraża zamiłowaniem autora, ilustrując trochę złowrogą i ciemną historię, lecz niezwykle zajmującą i ciekawą. Polecam miłośnikom tematu, którzy nie boją się mrocznych wyzwań.
Julian Tuwim pewnie większości czytelników kojarzy się z pogodną, humorystyczną twórczością. Niemal każdy zna jego lekkie wiersze dla dzieci, twory nawołujące do pacyfistycznych ruchów przeciwko zbrojnej wojnie czy satyryczne dzieła, które uczyniły go jednym z najpopularniejszych poetów dwudziestolecia międzywojennego. Jego bystry umysł i twórcze spojrzenie na świat, liczne...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-04
Jak często słuchamy opowieści rodziców czy dziadków o dawnych czasach? Wspominają je, niejednokrotnie pamiętając je jako czasy trudne, a jednak zawsze z tęsknota. Świat był przecież inny, ludzie byli inni i choć nie mieli tyle, co my teraz, mieli jakby więcej. Autorka wraca do powojennej wsi, w której spędzała dzieciństwo, do rzeczywistości, która zapisała się w jej pamięci, pomimo upływu wielu lat.
Kiedyś ludzie byli bardziej otwarci. Każdy we wsi znał każdego, plotki roznosiły się szybko i nikt nigdy nie był obcy. Dziś, mimo że wciąż żyjemy razem, to już jakby obok siebie, każdy zamyka się w swoim świecie, dbając o swoją przestrzeń, prywatność. Uroki wsi nie są już takie same, praca i odpoczynek wyglądają inaczej, a postęp trochę zaślepia nas na piękno świata. Autorka wraca myślami do wsi, która sama uległa już przeobrażeniom - nie latają tu już wszędzie muchy, ludzie nie żyją obok zwierząt, a każdy jest teraz czysty, dobrze ubrany i najedzony. Inaczej niż było kiedyś.
Autorka szuka swojego miejsca, próbuje odnaleźć siebie tam, gdzie wszystko uległo zmianom i nie jest takie, jak zapamiętała. Książka to pełny sentymentu obraz wiejskiego życia, gdzie ludzie żyją powoli, ciężko pracując w gospodarstwach, lecz też bawiąc się, tańcząc i śpiewając. Ta wieś to historie ludzi, którzy kiedyś w niej żyli, planowali śluby, doświadczali tragedii, zajadali się wypiekami cioci Róży, bili się o dziewczyny i zrywali zielone jabłka z drzew w cudzych sadach. Historie z tamtych lat konfrontowane są ze współczesnym życiem, nowoczesnym, rozwiniętym, choć nieco materialnym, samotnym i nieczułym.
Czytając, miałam wrażenie, jakbym dobrze znała te wieś. Opowieści te, historie tych ludzi brzmiały tak znajomo, bo były tak podobne do tych, które opowiadali moi dziadkowie z uśmiechem na twarzy. Książka to cała masa wierszyków i piosenek, które kiedyś znało każde dziecko i podśpiewywało pod nosem, tradycje, które panowały we wsi, obyczaje, z którymi każdy dawniej się spotykał. Autorka często odnosi się do Boga, który dziś już niekoniecznie zajmuje tak ważne miejsce w życiu człowieka, żałując, że zamiast niego dziś króluje materializm, odosobnienie i postęp - telewizja czy internet.
Nie sądziłam, że książka aż tak mi się spodoba, a jednak - smakowałam każde słowo, każdą historię, każde wspomnienie. Tak bliskie, jak własne. Dla mnie trochę za dużo odniesień do Boga, lecz same przypomnienia tych wszystkich wydarzeń sprzed lat czytało się niezwykle miło. Wspaniała konfrontacja pokoleń, zmian, które nadchodzą i wywracają systemy wartości do góry nogami. Czytałam z przyjemnością. Polecam!
Jak często słuchamy opowieści rodziców czy dziadków o dawnych czasach? Wspominają je, niejednokrotnie pamiętając je jako czasy trudne, a jednak zawsze z tęsknota. Świat był przecież inny, ludzie byli inni i choć nie mieli tyle, co my teraz, mieli jakby więcej. Autorka wraca do powojennej wsi, w której spędzała dzieciństwo, do rzeczywistości, która zapisała się w jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-30
Thirrin ma zaledwie czternaście lat, gdy nad Icemarkiem zawisa groźba wojny. Scypion Bellorum ze swoją ogromną armią liczącą setki tysięcy polipontyjskich żołnierzy pragnie podbić nowe ziemie. Do tej pory nie miał sobie równych i zawsze wygrywał. Teraz kolejne grupy jego żołnierzy zbliżają się do Frostmarris. Ojciec Thirrin, król Redrought Silnoręki Lindenshield, niespodziewanie ginie na polu walki, broniąc się przed pierwszą zalewającą Icemark falą wroga. Od tej chwili dziewczyna staje się królową i to na jej barkach spoczywa bezpieczeństwo wszystkich ludzi i stworzeń zamieszkujących kraj. Jej armia jest jednak niczym w porównaniu z siłami wroga, dlatego postanawia zjednać sobie sprzymierzeńców - wilkołaki, zombi i zjawy z Krainy Duchów, armie królów Ostrokrzewu i Dębu, bestie z dzikich puszcz i wielu, wielu innych. Tylko czy ludy, z którymi do tej pory nie żyli w zgodzie, będą chcieli pomóc? Dla młodej królowej rozpoczyna się walka z czasem i usilne starania o przetrwanie Icemarku i pomszczenie ojca.
"Krzyk Icemarku" zdobył moje serce bardzo szybko. Powieść jest napisana prostym językiem, a wartka akcja wciąga już od pierwszych stron. Niemal od razu poznajemy trudny charakter nastoletniej przyszłej królowej, który nijak nie pasuje do wizerunków potomkiń królów, które dobrze znamy. Brak jej łagodności, delikatności i innych cech, które zdawałyby się powinny cechować czternastoletnią dziewczynkę z królewskiego rodu. Thirrin jest odważna i wygadana. Wie, czego chce i nie boi się tego żądać. W czasach królów, które znamy z historii i książek, dzieci rzeczywiście musiały dorastać wcześniej - chłopcy szybko byli szkoleni do walki, dziewczynki prędko wydawane za mąż. Tutaj jednak sytuacja jest dość niespotykana. Czternastolatka wprawnie posługuje się mieczem i toporem, z pewnością siebie prowadzi armie, dowodzi i wydaje rozkazy. Jej postawa zadziwia i zachwyca zarazem. Dziwić się można, skąd taka mała i młoda osóbka bierze tyle zapału do walki.
Stuart Hill przedstawia nam szereg niesamowitych stworzeń - czarownice, wilkołaki, ogromnych rozmiarów śnieżne lamparty. Każde z tych stworzeń jest tu szczegółowo opisane, możemy poznać ich specyficzne cechy wyglądu, charakteru i historię. Autor umiejscawia istnienie każdej z tych grup w czasie, przedstawiając zażyłości między nimi, które kształtowały się na przestrzeni lat. Powieść jest ogromnie bogata w treść - opisuje przede wszystkim odpieranie ataku wroga, lecz między kolejnymi bitwami jest czas na refleksję. Pokazuje, że czasami lepiej zapomnieć o przeszłości i uprzedzeniach, gdy wróg nadciąga, bo wspólnymi siłami można przecież zdziałać najwięcej. Tu wielu bohaterów ma wątpliwości co do obcowania z innymi stworzeniami. Wspólny cel pozwala jednak im wszystkim obrać jeden kierunek, zawrzeć przyjaźń i zjednoczyć siły. I to sprawia, że dobro znów może zatryumfować.
Książka jest bardzo dynamiczna, nieustannie coś się w niej dzieje i stale coś zaskakuje. Sądziłam, że jest to powieść raczej dla młodszych czytelników, jednak się pomyliłam. Autor, mimo obsadzenia w głównej roli czternastoletniej dziewczynki, obdarzył ją cechami wojownika, czyniąc ją silną i zdecydowaną. To, co dzieje się dookoła Thirrin, niesamowicie wciąga i na pewno może być świetną rozrywką dla wszystkich miłośników fantastyki, niezależnie od wieku. "Krzyk Icemarku" to pierwszy tom "Kronik Icemarku", który wprowadza nas w niezwykły świat, w którym ściera się niezliczona ilość silnych osobowości. Wszystkim ogromnie polecam tę lekturę - to fascynujące wydarzenia, barwny i urozmaicony świat, bohaterowie, których nie mogliśmy spotkać nigdzie wcześniej. Autor miał świetny pomysł, który doskonale wykorzystał i wielki talent do spełniania czytelniczych pragnień. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać Thirrin i jest urozmaiconej, wojowniczej kompanii.
Thirrin ma zaledwie czternaście lat, gdy nad Icemarkiem zawisa groźba wojny. Scypion Bellorum ze swoją ogromną armią liczącą setki tysięcy polipontyjskich żołnierzy pragnie podbić nowe ziemie. Do tej pory nie miał sobie równych i zawsze wygrywał. Teraz kolejne grupy jego żołnierzy zbliżają się do Frostmarris. Ojciec Thirrin, król Redrought Silnoręki Lindenshield,...
więcej Pokaż mimo to