Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika

Okładka książki Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika Jerzy Stypułkowski
Okładka książki Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika
Jerzy Stypułkowski Wydawnictwo: Novae Res literatura piękna
532 str. 8 godz. 52 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Novae Res
Data wydania:
2013-07-15
Data 1. wyd. pol.:
2013-07-15
Liczba stron:
532
Czas czytania
8 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788377228371
Tagi:
Szwecja biurokracja urzędnik literatura obyczajowa
Średnia ocen

6,3 6,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,3 / 10
13 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
726
232

Na półkach:

Jako blogerka ze sporym stażem powinnam nauczyć się wreszcie jednej ważnej prawdy. Recenzowanie powieści przesłanej osobiście przez autora zawsze kończy się źle, szczególnie, kiedy kompletnie nie przypadła do gustu. Nieelegancko jest napisać mało pochlebnie o książce, którą zaproponował sam piszący, lepiej zareklamować ją w wcale zgrabnych słowach. Fatalnie wobec siebie jest napisać o niej dobrze, w końcu ktoś czytuje tego bloga i ma szacunek wobec moich opinii i czasami pewnie się nimi właśnie kieruje. I znowu to się wydarzyło i znowu stanęłam oko w oko z sytuacją powyższą.

"Skandynawska wieża Babel" sprawia, że sama mam - jak ów urzędnik z pierwszych stron powieści - popełnić samobójstwo. Czytam mniej niż kiedyś, dlatego do szału doprowadza mnie, kiedy do moich rąk trafia tak nudna i monotonna książka, jak powieść Jerzego Stypułkowskiego. Byłoby za prosto obrzucić ją błotem, bo nie jest ona do cna słaba. Do rzeczy.

O czym jest - mówi okładka i kilkanaście pochlebczych opinii w internecie. O urzędnikach w Szwecji - stereotypowych, do bólu przewidywalnych i dokładnie takich, jakich można się spodziewać po pracownikach machiny skandynawskiej polityki dobrobytu. Być może taka jest rzeczywistość, jednak świat przedstawiony przez narratora (autora?) jest na tyle gorzki i jednostronny, że nie sposób temu wierzyć. Punkt widzenia podwładnego, w jego osądzie dyskryminowanego i mobbingowanego, jest ekstremalnie krytyczny wobec otoczenia i równie bezrefleksyjny wobec siebie. Po zapoznaniu się z blurbem, miałam wrażenie, że przeczytam coś świeżego, ciekawego, słowa, które otworzą mnie na nowe doświadczenie. Autor nieudolnie nawiązuje do "Procesu" Franza Kafki, stylizując bohatera i jego otoczenie na odpowiedników rodem z surrealistycznej powieści. Oryginał jest przesycony grozą, absurdem i oniryzem, u Jerzego Stypułkowskiego natomiast nawiązanie nie udaje się, powieść jest monotonna, schematyczna. Wielokrotne powtarzanie tych samych motywów z nieznacznymi modyfikacjami, irytuje zamiast intrygować czytelnika.

Nie można odmówić autorowi zdolności językowych, czucia słowa pisanego. Jego sposób pisania jest plastyczny, autor częstuje czytelnika poprawną, literacką polszczyzną. Moim zdaniem, szkoda marnować taki potencjał na pisanie o niczym, przesycone jadem i frustracją skierowaną przeciwko swoim doświadczeniom życiowym. Tematyka, której autor się podjął, byłaby lepszym materiałem na mocny esej niż opasłą powieść, której formy i wagi nie udźwignął. W slangu blogerskim istnieje pojęcie "trudnej literatury, której nie można polecić każdemu", mogłabym napisać również, że nie jest to powieść dla wielbicieli wartkiej akcji. Moim zarzutem nie jest to, że jest to książka bez przesłania, bo mogłabym wymienić kilka tytułów doskonałych powieści pozornie o niczym. Powieść Jerzego Stypułkowskiego niestety do nich nie należy.

Opinia ukazała się uprzednio na moim blogu:
http://bazgradelko.blogspot.com

Jako blogerka ze sporym stażem powinnam nauczyć się wreszcie jednej ważnej prawdy. Recenzowanie powieści przesłanej osobiście przez autora zawsze kończy się źle, szczególnie, kiedy kompletnie nie przypadła do gustu. Nieelegancko jest napisać mało pochlebnie o książce, którą zaproponował sam piszący, lepiej zareklamować ją w wcale zgrabnych słowach. Fatalnie wobec siebie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
885
767

Na półkach:

Skandynawska wieża Babel Studium udręki szwedzkiego urzędnika to esej literacki prezentujący punkt widzenia autora na środowisko urzędnicze w jednym z szwedzkich molochów biurowych, w tym przypadku związanym z bibliotekarstwem. Autor bardzo wnikliwie opisuje zachowania pracowników względem przełożonych i nie tylko, bo również wobec siebie, ale głównie skupia się na stosunkach podwładny - przełożony. Z opisów autora dowiadujemy się jak nisko potrafią upaść ludzie, aby utrzymać się na swoich stanowiskach. Jak powszechnie tolerowany jest kult uwielbienia osoby wyższej w hierarchii urzędniczej, i do jakiego stopnia pracownicy potrafią się zniżyć, aby tylko być zauważonym przez przełożonego w świetle pozytywnym. Lizusostwo i wazeliniarstwo przeplatane głębokim „uwielbieniem” szefa, przekreślające życie prywatne, a wynoszące na piedestał życie zawodowe, do stopnia totalnego absurdu, jakim są godziny pracy poza ustawowymi, które pracownik poświęca „dla dobra urzędu”. Trochę satyrycznie przedstawione czyny [niejako] społeczne, proponowane przez przełożonego, w których nie powinno się odmawiać uczestnictwa, bo może to zaszkodzić karierze zawodowej.

Główny bohater, przedstawiony przez autora jako K. jest typowym outsiderem, odmieńcem, który nie zgadza się z tym wszystkim, co dzieje się w urzędzie, ponad to co obowiązkowe, ale też nie jest pracusiem, który z czystym sumieniem wykonuje swoje obowiązki. Krytykuje wszystkich, podkreślając ich wady nie tylko zachowania, ale również wyglądu, samemu starając się nie wzbudzić swoją osobą emocji i zainteresowania czytelnika.

Książka nie jest łatwą lekturą i przyznam szczerze, że momentami jej treść irytowała mnie do granic możliwości, ponieważ główny bohater nie będący osobą nieskazitelną, z uporem maniaka krytykował wszystko i wszystkich, tak jakby on sam był „kryształem bez skazy”.

To, co autor przekazał w swojej książce jest widocznie nie tylko w szwedzkim urzędzie, takie zachowania są powszechnie tolerowane w wielu miejscach pracy, czego miałam okazję sama doświadczyć w Polsce. Dobrze, że ktoś odważył się o tym napisać, nagłośnić to, lub inaczej mówiąc przedstawić z punktu widzenia zwykłego, szarego pracownika, który nie potrafi zachowywać się „idiotycznie”, a do tego jest zbuntowany przeciw takiemu zachowaniu, ale niczego to nie zmieni w hierarchicznie ukształtowanej społeczności biurowej.

Muszę przyznać, że kilka razy miałam ochotę, odłożyć książkę na bok i napisać w recenzji, że nie doczytałam do końca. Wytrwałam jednak i cieszę się z tego, bo zakończenie książki było dla mnie miłym zaskoczeniem.

Książka jest napisana ładnym językiem, aczkolwiek bardzo raziły mnie w tekście niektóre grubiańskie zwroty i słowa. Domyślam się, że zostały użyte celowo, aby podkreślić frustrację głównego bohatera i jego sposób odbioru ludzi, którzy otaczali go w miejscu pracy, ale bez nich z pewnością czytałoby się lepiej. I chociaż starałam się nie zwracać uwagi na błędy w pisowni, bo to powinno już być porządnie skorygowane przez profesjonalistów z wydawnictwa, to momentami czułam lekki dyskomfort w czytaniu.

Niestety muszę przyznać, że autor tak jakby powielał wcześniej napisany tekst i chwilami miałam wrażenie, że już dany fragment czytałam. Zbyt często wracał do wspomnianych wcześniej sytuacji, a ludzi „szufladkował” w jednej kategorii.

Prawie pozbawiony dialogów tekst był momentami bardzo nużący, ciężko się czyta coś, co „kręci się w kółko”, a tak właśnie było z treścią tej lektury. Moim zdaniem, książka mogłaby być o połowę cieńsza a i tak autor uzyskałby zamierzony efekt przekazu.

Tak jak wspomniałam wcześniej, miłym zaskoczeniem było dla mnie samo zakończenie książki, chociaż nie było pozbawione „jadu” jakim posługiwał się autor w całości tekstu i mam nadzieję, że kiedyś przeczytam książkę tego autora, która będzie napisana w takim spokojnym nurcie, jak końcówka tej.

Niestety nie mogę napisać, że polecam tę lekturę każdemu. To nie jest lektura dla każdego, bo jest dość trudna w odbiorze, ale wiem, że są osoby, które chętnie czytają takie książki.

Skandynawska wieża Babel Studium udręki szwedzkiego urzędnika to esej literacki prezentujący punkt widzenia autora na środowisko urzędnicze w jednym z szwedzkich molochów biurowych, w tym przypadku związanym z bibliotekarstwem. Autor bardzo wnikliwie opisuje zachowania pracowników względem przełożonych i nie tylko, bo również wobec siebie, ale głównie skupia się na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1702
1687

Na półkach: ,

"(...) rutyna jest dla intelektu niczym buldożer, co niszczy wszystko, tłamsi, rozbija w drzazgi i zamienia w puder – i w końcu zostaje jedynie pustka".


Wpisując w internetową wyszukiwarkę hasło "urząd", wyskakująca ilość znalezionych wyników może nas nieco przytłoczyć. Różnorodne urzędy, o wszelakiej specjalizacji, tworzą biurokratyczną strukturę państwa, i jak się okazuje nie tylko naszego. Szwecja - jeden z krajów skandynawskich, z którym nieodłącznie kojarzy się nam dobrobyt i postęp cywilizacyjny, również zalicza się do tego kręgu, bowiem i tam biurokratyczna maszyna dosięga ram absurdu. A co najgorsze, dosięga miejsca niemal świętego – biblioteki.

Jerzy Stypułkowski to gdańszczanin, mieszkający od ponad trzydziestu lat w Sztokholmie, gdzie ukończył studia na kierunkach historia literatury, informatyka i bibliotekoznawstwo. Autor przez wiele lat wykonywał zawód bibliotekarza w National Library of Sweden, na chwilę obecną natomiast zajmuje się pisaniem. W 2002 r. wydał powieść pt. "Decyzja".

Polak, mieszkający w Szwecji, nazwany przez autora wyłącznie jedną literą – K. jest urzędnikiem. Urzędnikiem pracującym w bibliotece. Szefem urzędu jest Runar - despota dla którego pracownicy potrafią zrobić dosłownie wszystko. Bohater opisuje swoją codzienną rzeczywistość, naznaczoną absurdem, marazmem, rutyną i udręką. K. niczym bohater "Procesu" Kafki nie potrafi wyrwać się z paradoksów urzędniczego świata.

"Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika" to proza niełatwa. Obyczajowo-satyryczno-groteskowy wymiar książki, zmusza bowiem czytelnika do poważnego zagłębienia się w historię K. Bohater ten, jako outsider w swoim środowisku, przedstawia swoimi oczami wszelkie negatywne zjawiska pojawiające się w państwowym urzędzie: kult szefa, lizusostwo, rutyna, nikomu niepotrzebna biurokracja i schematyczność. W oczach K. praca w urzędzie działa destrukcyjnie na indywidualizm i kreatywność, wystawiając na piedestał służalczość i konformizm. Cały ten obraz potraktowany został przez autora nieco satyrycznie, co niewątpliwie daje się zauważyć, Stypułkowski bowiem dość bezpośrednio obnażył absurdy biurokratycznego życia. Niewątpliwie, po lekturze książki w pamięci czytelnika pozostanie kilka wymownych, paradoksalnych i nieco ironicznych obrazów pracy urzędnika, typu sprawa kabli wychodzących z podłogi, czy projekt mycia samochodu szefa. Po lekturze książki jestem skłonna nawet uwierzyć, że większość absurdów sytuacyjnych, jakie autor przytoczył miało swoje odzwierciedlenie w skandynawskiej rzeczywistości. W tej materii chyba nic mnie nie już zdziwi.

Dzieło Stypułkowskiego to bardzo obszerne (liczące ponad pięćset stron) studium ludzkiej psychiki, która wtłoczona na ponad dwadzieścia lat w pewne ramy i schematy, nie potrafiła się z nich wyrwać. Co ważne, to studium psychologiczne w dużej mierze samego autora, który jak sam przyznaje - książka to rezultat jego osobistych doświadczeń. Trudno również nie odczuć wrażenia, jakoby K. stanowił alter ego Stypułkowskiego, na co wskazuje biografia autora i tożsama do niej treść fabuły. Oprócz warstwy dotykającej absurdów urzędniczej pracy, czytelnik otrzymuje również dość pesymistyczny obraz człowieka, który nie potrafi odnaleźć się w swojej emigracyjnej rzeczywistości. Liczne dygresje dotyczące przeszłości, rozważania i refleksje, budują dość specyficzny klimat historii K. W tej książce nie liczcie bowiem na wartką akcję, nagłe zwroty fabularne, czy trzymającą w napięciu zagadkę. Wręcz przeciwnie, Stypułkowski bardzo powoli kreuje świat urzędnika i człowieka uwikłanego w machinę biurokracji. Akcja toczy się bardzo niespiesznie, podkreślając często kondycję emocjonalną głównego bohatera.

Okładkę książki zdobi reprodukcja obrazu Pietera Bruegla pt. "Mała Wieża Babel", która oczywiście wraz z tytułem posiada swój symboliczny wymiar. Wymiar, trzeba podkreślić trafny, bowiem po lekturze dzieła autora, praca w urzędzie jawi się jako zajęcie powodujące jeszcze większy zamęt, nie przynoszące żadnych pozytywnych rezultatów, sztuka sama w sobie. Czy tak jest w rzeczywistości? Trudno w tym przypadku nie zgodzić się z autorem. Jeśli więc macie ochotę na nietuzinkową, słodko-gorzką historię przypadku homo biurocraticusa, zachęcam do lektury.

"Forma była dla nich wszystkim. Poza formą nie istniało nic".

http://www.subiektywnieoksiazkach.pl

"(...) rutyna jest dla intelektu niczym buldożer, co niszczy wszystko, tłamsi, rozbija w drzazgi i zamienia w puder – i w końcu zostaje jedynie pustka".


Wpisując w internetową wyszukiwarkę hasło "urząd", wyskakująca ilość znalezionych wyników może nas nieco przytłoczyć. Różnorodne urzędy, o wszelakiej specjalizacji, tworzą biurokratyczną strukturę państwa, i jak się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1548
863

Na półkach: , , , ,

Tym razem trafiła w moje ręce książka Jerzego Stypułkowskiego "Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika". Autor z tyłu okładki wyjaśnia, iż pozycja ta jest efektem jego doświadczeń i odczuć. Jerzy Stypułkowski urodził się w Polsce, ale od wielu lat mieszka w Sztokholmie. Tam ukończył studia w dziedzinie historii literatury, informatyki i bibliotekoznawstwa. Potem pracował przez wiele lat jako bibliotekarz w National Library of Sweden. Można więc przypuszczać, iż czas spędzony w tej instytucji dał mu świetny materiał do napisania tej książki.

Na samym początku powieści jesteśmy świadkami samobójstwa pewnego urzędnika. Potem zaczynamy się zapoznawać z zasadami działania jednego urzędów w Szwecji i poznajemy głównego bohatera tej powieści, obcokrajowca polskiego pochodzenia, który nazywany jest tajemniczo "K.". Ani razu nazwa opisywanej instytucji nie pojawia się w książce, ale można przypuszczać, że jest to Szwedzka Biblioteka Narodowa. Wydawałoby się, iż taka instytucja w Szwecji działa wzorowo, pracodawcy dbają o pracowników, można liczyć na sprawiedliwe traktowanie, zaangażowanie jest doceniane przez przełożonych. Nic bardziej mylnego. Owszem kierownictwo docenia, ale nie zaangażowanie w pracę, tylko lizusostwo. Każdy pomysł głównego szefa, Runara, jest wychwalany pod niebiosa, każde jego słowo spijane z jego ust przez podwładnych, szczególnie tych wyższego szczebla. Dyżury w recepcji, która nie jest faktycznie potrzebna, ale stanowi oczko w głowie Runara, pełnią wszyscy, którzy chcą mu się podchlebić. Wielu pracowników zaangażowanych jest też w mycie samochodu szefa, co robią z wielkim entuzjazmem.

Urząd nie ma funduszy na swoją zasadniczą działalność. Chociaż zajmuje się on kulturą, wszelkie środki na zakup książek zostały wstrzymane. Rozwiązanie najprostszego problemu wymaga skomplikowanych procedur, wielu zebrań i rozmów. Jednym z istotnych kłopotów urzędu są kable, które wychodzą z podłogi i służą do zasilania urządzeń biurowych. Często leżą one pomiędzy biurkami, co powoduje potknięcia i wypadki. Temat został podjęty na zebraniu pracowników działu, na zebraniu szefów, był konsultowany z Bengtem Steenem, który jest osobą odpowiedzialną za sprzęt i oświetlenie, by w końcu zlecić analizę tego problemu firmie Karlssons & Sons. Jan Karlsson przez rok bada sprawę, odbywa rozmowy ze wszystkimi pracownikami, szefami sekcji i działów, a nawet zwołuje konferencję, by omówić temat. Wszystko po to, by w końcu wydać opinię, że faktycznie kable stanowią zagrożenie i trzeba coś z tym zrobić. Absurdalnych decyzji, idiotycznych zachowań w tej instytucji jest oczywiście dużo więcej.

"Urząd był jak stara zasapana lokomotywa ciągnąca z mozołem wagony po wyboistym torze. Głowna jego działalność po kilku latach pod skrzydłami obecnej administracji niemal ustała, za to kwitła działalność pozorna, praca na niby, pochłaniająca teraz urzędników wszystkich szczebli. Szefowie byli zwykle nieobecni na swoich stanowiskach; ich biurka były jak zawsze zawalone aktami, jednak drzwi do ich gabinetów, jeszcze do niedawna symbolicznie otwarte na oścież, były dyskretnie zamykane. Teraz całe dni spędzali na zebraniach, seminariach i kursokonferencjach, gdzie zdobywali szlify mistrzów werbalistyki, pustosłowia i głoszenia pseudoidei".

Muszę przyznać, że miałam pewne obawy względem tej książki. Już sam podtytuł "Studium udręki szwedzkiego urzędnika" troszkę mnie odstraszył, bo w końcu co może być ciekawego w życiu urzędnika i to jeszcze szwedzkiego? Przecież powszechnie wiadomo, że Szwedzi nie są uważani za najbardziej rozrywkowy naród świata. Poza tym praca w urzędzie chyba dla większości ludzi jest synonimem nudy i schematyczności. Zastanawiał mnie fakt, co też autor może na ten temat pisać na ponad pięciuset stronach? Czy uda mi się przez to przebrnąć? Na szczęście nie boję się takich wyzwań, a Skandynawia bardzo mnie ciekawi, więc w końcu zdecydowałam się na tę lekturę i muszę przyznać, że autor bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

Stworzona przez niego rzeczywistość jest okropnie absurdalna, ale można przypuszczać, że nie jest całkowicie wyssana z palca. Jerzy Stypułkowski balansuje na granicy między rzeczywistością a fikcją literacką. Pozostawia czytelnikowi wybór, co uzna za wyssane z palca, a w co faktycznie uwierzy. Wielokrotnie nawiązuje do polskiej rzeczywistości w czasach PRL-u, która dzisiaj może wydawać się nam też strasznie dziwna, nierealna, a jednak wiemy, że miała miejsce, że przeciętny Kowalski musiał się z nią mierzyć na co dzień. Jednak Szwecja to kraj demokratyczny, więc może dziwić fakt, że ludzie wolni pozwalają sobą tak manipulować, wchodzą w chore układy, nawet nie próbując z nimi walczyć. Część z nich zdaje się nie dostrzegać problemu, tego że ich praca jest absurdalna.

Najbardziej oburzony zaistniałą sytuacją jest K., przybysz z Polski. Patrzy na sprawy trochę z boku, z innej perspektywy. Nie oślepia go blask władzy, nie marzy o awansie. Chciałby tylko, żeby jego ciężka praca została doceniona. Niestety K. nie podlizuje się szefostwu, nie wychwala jego decyzji, idzie pod prąd, a to nie może się podobać przełożonym. Dlatego każda kolejna podwyżka okazuje się być rozczarowaniem, nie odzwierciedla jego zaangażowania w pracę i przesuwa go coraz niżej na listach płac względem jego kolegów. Nasz bohater nie chce dostosować się do panujących w urzędzie reguł, co skazuje go na podejrzliwość ze strony przełożonych i kolegów z pracy. Zostaje on wykluczony poza nawias, rozmawianie z nim, a tym bardziej przyjaźń nie są dobrze postrzegane.

"Polubił rolę outsidera, przyzwyczaił się do tego, że zawsze znajdował się na uboczu, poza mainstreamem, poza modą, i – co kiedyś, dawno temu, było dla niego uciążliwe, niekiedy bolesne – że patrzył na życie jakby zza szyby, że był ciągłym obserwatorem. Wszystko, co się na tym świecie liczyło, co miało wagę dla większości, odbywało się bez jego udziału. Nie umiał i nie chciał się angażować. Był tułaczem wałęsającym się po zaułkach".

"Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika" jest to bardzo dobrze napisana książka, widać tu dbałość o każde słowo. Autor świetnie opisał charaktery i odczucia poszczególnych bohaterów. Wszedł on zarówno w rolę buntownika z Polski, jak i przykładnych urzędników, zadufanego w sobie szefa. Dużo mamy tu jego przemyśleń, filozoficznych rozważań. Język jest bardzo barwny i plastyczny, dzięki czemu lektura jest prawdziwą przyjemnością. Nie jest to jednak książka na jeden wieczór. Sama chociaż czytałam ją z zainteresowaniem, to potrzebowałam na nią tygodnia, dawkowałam sobie ten absurd, stopniowo oswajałam się z rzeczywistością szwedzkiego urzędu. Zwykle po parudziesięciu stronach potrzebowałam oddechu, powrotu do realnego świata. Jednak odłożenie książki nie wiązało się z zapomnieniem o niej. Przez ostatni tydzień żyłam urzędniczymi realiami, wielokrotnie powracałam do nich myślami w ciągu dnia, dzieliłam się uwagami na temat tej lektury z przyjaciółmi. Myślę, że taka właśnie reakcja jest bardzo pożądana, świadczy o tym, iż autorowi udało się zawładnąć umysłem czytelnika, co jest sporym sukcesem.

Książkę oczywiście polecam, ale czy wszystkim? Raczej nie. Jest to pozycja dla tych, którzy lubią wyzwania, nieco trudniejsze lektury, dla których czytanie to nie tylko rozrywka, ale też uczta dla umysłu.

http://korcimnieczytanie.blogspot.com/2014/04/jerzy-stypukowski-skandynawska-wieza.html

Tym razem trafiła w moje ręce książka Jerzego Stypułkowskiego "Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika". Autor z tyłu okładki wyjaśnia, iż pozycja ta jest efektem jego doświadczeń i odczuć. Jerzy Stypułkowski urodził się w Polsce, ale od wielu lat mieszka w Sztokholmie. Tam ukończył studia w dziedzinie historii literatury, informatyki i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
580
89

Na półkach: , ,

Jerzy Stypułkowski od ponad trzydziestu lat mieszka w Sztokholmie. Po ukończonych studiach w dziedzinie historii literatury, informatyki oraz bibliotekoznawstwa przez lata pełnił funkcję bibliotekarza w National Library of Sweden. Po tym okresie postanowił zająć się wyłącznie pisarstwem. Czas urzędniczej pracy zainspirował go jednak do stworzenia niniejszej książki. W niej przewiduje, że ogół papierologii, biurokracji i niegospodarności zbudowanej na głupocie ceremonialności i przyzwyczajeniach pewnego dnia rozsypie się jak Wieża Babel.

Józef K. to Polak mieszkający w Szwecji. Na co dzień pracuje w urzędzie, który jest skupiskiem absurdów i bezsensowności. W pracy panuje atmosfera konformizmu, monotonii i lizustwa. Pracownicy uczestniczą w nieustającym wyścigu szczurów, przytakując co rusz kierownictwu i nigdy go nie krytykując. Szef jest tutaj bogiem. On ma zawsze rację, nawet jeśli brak mu jakichkolwiek talentów czy zdolności oratorskich, zawsze jest ponad szarą masę biurokratów. W tym urzędzie trzeba zaprzyjaźnić się z rutyną, z niezmiennymi biurowymi krajobrazami. Jednakowość jest tu cnotą, indywidualizm nie ma szans na przetrwanie w biurokratycznym świecie. Józef K. każdego dnia patrzy na bezcelowe działania współpracowników. Nie chce być jednym z nich, a jednak głos grzęźnie mu w gardle. Powoli zaczyna wtapiać się w urzędniczą świątynię, stając się bezczynnym obserwatorem, uczestnikiem bezsensu i pustosłowia.

Autor przedstawia nam w przewrotnie humorystyczny sposób absurdy działania urzędów. Jako niegdysiejszy pracownik jednej ze szwedzkich placówek, wiele doświadczył, a książka jest efektem jego obserwacji i przemyśleń. Według niego bezmyślna i marnotrawcza biurokracja zabija indywidualizm, twórcze myślenie i wybitne umysły, czyniąc ze swych pracowników nocne mary, niewolników przyzwyczajeń, którzy jak marionetki podążają za za swym mistrzem-szefem. W takich instytucjach liczą się wyłącznie osiągnięcia, a to prowadzi do obierania dziwnych, niepotrzebnych dróg, które stanowią tylko ułudę profesjonalizmu i sprawiedliwości.

Nie bez przyczyny nie poznajemy nazwiska Józefa K. To człowiek jak każdy z nas. Urzędnik, który każdego dnia widzi, jak obok niego świat staje się bezbarwną, szarą masą, tworząc wokół siebie jedynie homo biurocratius, bierność i brak chęci walki o swoje. Nie robi jednak nic. Izoluje się, zamyka, odgradza od innych, ale wciąż jest jednym z nich, pokornie dostosowując się do rzeczywistości, każdego dnia tracąc chęci do życia i cząstkę siebie. Dookoła niego wyrastają wciąż to nowe paranoje, niezliczone ilości projektów, które zawsze dotyczą banałów, a pochłaniają morze czasu i pieniędzy. Inwigilacja jest tu na porządku dziennym, nie pomijając nawet kamer w toaletach, jednak ludziom to nie przeszkadza. Chcą tylko jak najbardziej zbliżyć się do swojego szefa.

Książka jest genialna, wciągająca i zabawna w swojej niedorzeczności. Napisana prostym językiem, lecz w bardzo dobrym stylu. Chociaż opisywane nonsensy tych instytucji wydają się mocno wyolbrzymione, tak naprawdę są przeraźliwie blisko prawdy. Wszyscy znamy nieposkromioną i nieograniczoną biurokrację, z którą musimy spotykać się na co dzień. Pytanie brzmi, czy można jeszcze coś zmienić? Józef K. bardzo długo patrzył bezczynnie na pseudofilozoficzne paplaniny, patologiczne rozwiązania i wadliwe przedsięwzięcia. Czy kiedyś wreszcie uda mu się dojść do głosu? Czy też ostatecznie zginie w biurokratycznej szarości? I czy wyrwanie ludzi z urzędniczych kagańców rzeczywiście coś zmieni, a prawda ich wyzwoli? Józef K. ma marzenia. Piękne, lecz w tym świecie to one wydają się być całkowicie niedorzeczne.

Jerzy Stypułkowski od ponad trzydziestu lat mieszka w Sztokholmie. Po ukończonych studiach w dziedzinie historii literatury, informatyki oraz bibliotekoznawstwa przez lata pełnił funkcję bibliotekarza w National Library of Sweden. Po tym okresie postanowił zająć się wyłącznie pisarstwem. Czas urzędniczej pracy zainspirował go jednak do stworzenia niniejszej książki. W niej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1935
140

Na półkach: , ,

Zamysłem tej powieści, zgodnie z wypowiedzią autora, było pokazanie życia typowego urzędnika, tutaj Józefa K., którego korporacyjny styl biurokracji pozbawia kreatywności i samodzielności, a w efekcie wbija w potworną, nudną rutynę, która nie daje ani spełnienia zawodowego, ani satysfakcji finansowej. Ten zamysł został spełniony z nawiązką. W moim odczuciu zaś ta powieść miała obnażyć coś, co jest a być nie powinno, co może pozwoli na wstrzymanie procesu biurokratyzacji, jaki pochłania kolejne rzesze urzędników. Obawiam się jednak, że temu drugiemu zamysłowi raczej się nie powiedzie.

Józef K. to Polak mieszkający na stałe w Szwecji. Zatrudniony w urzędzie, w którym jego rola nie do końca jest jasna, spędza wiele godzin na niezidentyfikowanych obowiązkach, nudzie, chodzeniu na kawę oraz na ocenianiu innych pracowników. Jest w gorszej od nich pozycji, bowiem mimo dwudziestu lat pracy i zapewne równie długiego pobytu w Szwecji, ciągle jest obcy. Jest traktowany gorzej, jego pensja rocznie ciągle maleje względem pensji pracowników o podobnych zadaniach przez stały brak podwyżki, jest dyskryminowany, co przyprawia go o poczucie klęski, goryczy i frustracji. Jednakże jest też człowiekiem biernie przyjmującym swój los, nie potrafi zawalczyć ani o siebie, ani o jakieś zmiany w swojej zawodowej egzystencji. Przez pryzmat jego przemyśleń, przeplatających się ze wspomnieniami z młodości spędzonej w Polsce i nękającymi go koszmarami, poznajemy miejsce jego pracy.

Schemat funkcjonowania urzędu, w którym pracuje Józef K. jest przedstawiony w zasadzie już na początku powieści. Głównym mentorem, swoistym guru, który otacza się fanklubem swoich podwładnych, jest Runnar, dyrektor generalny biura. Opisywany wielokrotnie jawi się jako typowy bufon, któremu dostała się gratka prowadzenia przedsiębiorstwa, co sprawia mu ogromną frajdę, bowiem uwielbia rządzić i przemawiać o niczym. Najchętniej długo i często. Jego innowacyjnym pomysłem jest utworzenie recepcji, której istnienia nie uzasadnia właściwie nic, przychylność do inicjatywy jego pracowników wobec mycia jego auta, a następnie polecenie utworzenia sypialni dla pracowników, którzy chcą pozostawać po godzinach. Inne absurdy typu komisja do spraw kabli leżących na podłodze, kamery i podsłuchy w toaletach, czy komisja do spraw ochrony pracowników spędzających noc w biurze wydają się już mniej istotnymi zagadnieniami, o jakich się dowiadujemy z kart tej książki Miejsce pracy Józefa K. to miejsce, gdzie ludzie celebrują biurokrację, udają, że pracują, żeby wypełnić jakoś godziny pracy. Pytanie jakie zadaje sobie czytelnik dotyczy właśnie owej pracy. Czym się zajmują ci urzędnicy? Zapewne niewiele osób uwierzy, gdy powiem, że pracują nie mniej nie więcej, ale dla biblioteki. Co robią dla owej biblioteki? Nie mam pojęcia. Wzmianki o książkach są skąpe i w pewnym sensie abstrahującego od tego, co o działaniu bibliotek wiem z autopsji. Ale prawda jest taka, że faktycznie wiem niewiele, a już o działaniu bibliotek w Szwecji nie wiem nic. O książkach pojawia się informacja o wstrzymaniu funduszy na zakup powieści autorów zagranicznych, co również jest jedną z ważnych i innowacyjnych decyzji dyrektora generalnego. Co jednak więcej ich praca ma wspólnego z biblioteką? Trudno powiedzieć.

Rzecz jednak nie w tym jakie zadania wykonują ci wszyscy pracownicy z Józefem K. na czele, ale w tym, co z nimi robi ich praca. Zmienia w tłum marionetek, którymi rządzi chęć przymilenia się szefowi, pokazania się od jak najlepszej strony, wykazania zaangażowaniem i ślepym zaufaniem do decyzji dyrektora generalnego. A decyzje te są paradoksalne, mają na celu tworzenie kolejnych projektów, których jedynym sensem istnienia jest to, że w ogóle są. I choć każdy doskonale to wie, nie protestuje nikt, bowiem najważniejsze jest przyklaskiwanie szefowi, udawanie, że wszystko jest tworzone dla wspólnego dobra, kolektywne działanie, by osiągać jak najlepsze wyniki. Nie wiadomo jednak w czym konkretnie mają być osiągnięte te wyniki i jakie na ich przełożenie ma mieć na przykład nocowanie w pracy czy nauka eleganckiego chodzenia.

Mam szalony problem z tą książką, bowiem trudno mi jest ją ocenić na jakiejkolwiek skali. Ma w sobie wszystko to, co najlepsze i jednocześnie to, co najgorsze. Napisana jest w świetnym stylu, językiem barwnym i plastycznym, autor łatwo wciąga w opisywaną rzeczywistość, oddaje świetnie stany emocjonalne swojego bohatera i bohaterów pobocznych, pisze piękną, bogatą polszczyzną. Jednak jest to również powieść pełna powtórzeń, nudnych i niepotrzebnych scen, które przedstawiono już kilkadziesiąt stron wcześniej, a jednak z jakiegoś powodu autor uznał za konieczne je przywołać ponownie w innej konfiguracji, ale z dokładnie tą samą treścią. Z jednej strony fenomenalnie oddaje poczucie absurdalności znane z "Procesu" Kafki, z drugiej bywa zbyt dosłowna i przez to stoi w opozycji do tytułu, do którego próbuje nawiązywać. Jest i nie jest dobra. Wydaje mi się, że gdyby pewnych kwestii było mniej, że gdyby podać tę historię w nieco skondensowanej formie, byłaby to naprawdę świetna, satyryczno-obyczajowa powieść. W aktualnej wersji jest nieco przydługa, momentami przegadana i zdecydowanie zbyt często pochylająca się nad tematem urzędniczego mrowiska w kółko przetwarzając to samo A ten przekaz jest ewidentny od pierwszych stron i nie ma potrzeby by go powtarzać w każdym rozdziale. A jednak chciałabym bardzo, żeby autor nadal pisał! Przemawia za tym jego niezły warsztat literacki, niektóre intrygujące sformułowania, czy pewne sceny perełki z tej powieści. Można w niej odkryć akapity warte cytowania, czy inspirujące metafory. Zresztą, samo to, że autor potrafi ten sam przekaz oddać na kilka różnych wariantów wiele mówi o jego możliwościach. Dlatego chętnie sięgnę po kolejne powieści Jerzego Stypułkowskiego.

Zamysłem tej powieści, zgodnie z wypowiedzią autora, było pokazanie życia typowego urzędnika, tutaj Józefa K., którego korporacyjny styl biurokracji pozbawia kreatywności i samodzielności, a w efekcie wbija w potworną, nudną rutynę, która nie daje ani spełnienia zawodowego, ani satysfakcji finansowej. Ten zamysł został spełniony z nawiązką. W moim odczuciu zaś ta powieść...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1662
1653

Na półkach: ,

Mówi się, że pewnych rzeczy nie da się naprawdę zrozumieć, dopóki nie doświadczy się ich na własnej skórze. Biurokracja, ceremonialność rozwinięta do granic absurdu, tania werbalistyka, pustosłowie, podejrzliwość i lizusostwo niby są nam wszystkim mniej lub bardziej znane, ale przedstawione w doświadczeniu konkretnego człowieka zdają się ukazywać w swej pełnej, tragikomicznej krasie. Skandynawska wieża Babel została napisana przez człowieka, który w biurokratycznej machinie spędził ponad 20 lat swojego życia i ma wspomnianego doświadczenia aż nadto.

Główny bohater książki ma na imię Józef, jednak zwykle określany jest na łamach lektury po prostu pierwszą literą nazwiska- K., w końcu w społeczeństwie hołdującym kolektywistycznym tradycjom, K. jako jednostka nie jest istotny. Liczy się tylko o tyle o ile wpasowuje się w ramy narzucone mu przez większość, a ponieważ to nie leży w jego naturze, pozostaje na uboczu. Urodzony indywidualista, z trudem znoszący socjalistyczną rzeczywistość ojczyzny i niechętny do uczestnictwa w pierwszomajowych pochodach i „spontanicznych” zachwytach nad władzą, traktuje przeprowadzkę do Szwecji jako niepowtarzalną szansę ucieczki od znienawidzonego ustroju. Wydaje się jednak, że trafia z deszczu pod rynnę.

W urzędzie, w którym pracuje K. odnajduje wszystko to, czego próbował uniknąć. Tu, w atmosferze wszechobecnego lizusostwa i pozerstwa, kwitnie rytualizm. Zgodnie z maksymą generalnego dyrektora urzędu głoszącą, że nie jest ważny cel czy rezultat, ale sam proces, urzędnicy oddają się ceremonii przelewania z pustego w próżne. Nawet, jeżeli z kilkunastu rozpoczętych projektów uda się doprowadzić do końca zaledwie jeden czy dwa, należy to uważać za sukces. Ważna wszak jest jedynie forma:

poza formą nie istniało nic. Nie było ważne kto co robił- ważny był tytuł i zakres pseudobowiązków. Nie miała znaczenia praca jako taka, lecz przedstawienie tej pracy, jej prezentacja, opis, idea.

W takim klimacie jak grzyby po deszczu wyrastają bezsensowne projekty, zebrania, warsztaty i konferencje, które stają się celem samym w sobie.

Wspomniany bezsens trzeba jednak zobaczyć na konkretnym przykładzie, by mógł przedstawić się czytelnikowi w całej swojej zatrważającej okazałości. Przykładów takich autor przytacza bez liku. Jednym z opisywanych przezeń przedsięwzięć urzędników jest próba „rozwiązania problemu” biegnących po podłodze kabli, o które zdarzało się potknąć niektórym pracownikom. Wydaje Wam się, że to mało istotne zagadnienie, którym zająć mogłaby się max 1 osoba? Otóż mylicie się i to ogromnie. Przepis na projekt „Kable” w wykonaniu urzędu jest zdecydowanie bardziej rozbudowany, a większość z jego punktów nie nosi nawet najmniejszych znamion sensowności. Czytając o tym i mnóstwie innych bezcelowych projektów można albo się załamać albo potraktować to jako abstrakcyjny humor dobrego kabaretu. Bliższa była mi ta drugą możliwość, choć pod płaszczem śmiechu pozostawała smutna świadomość, że to jednak nie jest skecz, a aktorzy nie ukłonią się i nie zejdą ze sceny po zaskakującej i zabawnej poincie.

Pełna recenzja na:
http://moznaprzeczytac.pl/skandynawska-wieza-babel-studium-udreki-szwedzkiego-urzednika-jerzy-stypulkowski/

Mówi się, że pewnych rzeczy nie da się naprawdę zrozumieć, dopóki nie doświadczy się ich na własnej skórze. Biurokracja, ceremonialność rozwinięta do granic absurdu, tania werbalistyka, pustosłowie, podejrzliwość i lizusostwo niby są nam wszystkim mniej lub bardziej znane, ale przedstawione w doświadczeniu konkretnego człowieka zdają się ukazywać w swej pełnej,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    31
  • Przeczytane
    16
  • Posiadam
    8
  • 2014
    1
  • Literatura polska
    1
  • Skandynawia
    1
  • NIE
    1
  • Beletrystyka
    1
  • Wymieniłam na LC
    1
  • Dzienniki, pamiętniki, reportaż
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika


Podobne książki

Przeczytaj także