Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Van Gogh. Życie Steven Naifeh, Gregory White Smith
Ocena 8,5
Van Gogh. Życie Steven Naifeh, Greg...

Na półkach:

10 lat pracy autorów książki zaowocowało w niezwykle dogłębną analizę życia (i śmierci) Vincenta van Gogha; uzupełnioną o szczegóły z życia zarówno członków rodziny jak i poznanych przez niego osób.
Książka zdecydowanie dla osób wytrwałych-na dłuższą podróż w przeszłość. Trudność może sprawiać miejscami bardzo szczegółowy opis miejsc czy osób( włącznie z analizą książek, które Vincent czytał, jak i autorów tych książek, opisów rozwoju danego obszaru z cofaniem się wiele wieków wstecz).

Książki takie jak ta uświadamiają jak złożonym bytem jest człowiek, ile czynników kształtuje jego życie, jak wiele spraw doswiadcza i analizuje. Książka ta spodoba się więc szczególnie tym, którzy nie lubią ogólników, często znieksztacajacych rzeczywisty obraz sytuacji.

Tym, czego mi brakowało, był komentarz, jak współczesna medycyna mogłaby "zdefiniować" przypadek Vincenta,który w tamtych czasach nie miał szans na diagnozę. Dopełniłoby to obrazu jego osobowości i trudności, która przez całe życie nie pozwalała mu osiągnąć samodzielności i niezależności.

Życia Vincenta nie da się streścić w kilku słowach, stąd podjęcie próby zbadania jego go na tak szeroką skalę budzi mój podziw.

10 lat pracy autorów książki zaowocowało w niezwykle dogłębną analizę życia (i śmierci) Vincenta van Gogha; uzupełnioną o szczegóły z życia zarówno członków rodziny jak i poznanych przez niego osób.
Książka zdecydowanie dla osób wytrwałych-na dłuższą podróż w przeszłość. Trudność może sprawiać miejscami bardzo szczegółowy opis miejsc czy osób( włącznie z analizą książek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jo Nesbo sprawił, że zafascynowanie postacią Harry’ego Hole i jego historią towarzyszyło mi przez wszystkie tomy. Trudno nie wylewać łez, gdy kończy się opowieść z serii tych ulubionych; trudno jest też racjonalnie oceniać i porównywać kolejne części, jeśli tak bardzo się z nimi zżyło.

Dopóki Jo nie zdecyduje się kontynuować serii (wszak zostawił sobie ku temu otwartą furtkę) dopóty Pragnienie będzie stanowiło podsumowanie i zamknięcie wątków poruszonych we wcześniejszych częściach.

Niezwykłą umiejętnością Nesbo jest świetnie rozwinięta psychika postaci- choćbyśmy znali ich od dłuższego czasu, i tak nas zaskoczą (może dlatego, że i one cały czas się rozwijają?). W Pragnieniu znajdziemy to, co u Nesbo jest codziennością- świetny warsztat pisarski, zwroty akcji, pułapki myślowe. Autor gra na emocjach, podsuwa fałszywe tropy, nigdy nie wie się jak wielka „krzywda” może spotkać daną postać, jak długo będzie można cieszyć się czyimś charakterem.

Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że największe wrażenie wywarło na mnie Pancerne serce, Pierwszy Śnieg czy Wybawiciel, ale jeśli ktoś pisze na naprawdę świetnym poziomie, czy możliwe jest bycie stale lepszym od siebie? Poza tym jaki sens ma arbitralne porównywanie typu lepsza- gorsza część, skoro to całkiem inne historie.

Cykl z Harrym Hole pozostanie dla mnie serią wyjątkową pod każdym względem, i choć zdaję sobie sprawę że bezkrytyczność nie istnieje, pozostawię ją innym.

Jo Nesbo sprawił, że zafascynowanie postacią Harry’ego Hole i jego historią towarzyszyło mi przez wszystkie tomy. Trudno nie wylewać łez, gdy kończy się opowieść z serii tych ulubionych; trudno jest też racjonalnie oceniać i porównywać kolejne części, jeśli tak bardzo się z nimi zżyło.

Dopóki Jo nie zdecyduje się kontynuować serii (wszak zostawił sobie ku temu otwartą...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Złap mnie, jeśli potrafisz Frank William Abagnale, Stan Redding
Ocena 7,4
Złap mnie, jeś... Frank William Abagn...

Na półkach: ,

Książka/ "biografia" utrzymana w przygodowym stylu opowiadająca o losach Franka Abignale'a, genialnego fałszerza, który w latach 60 wyłudził kupę forsy na całym świecie. Historia rozsławiona również przez film Spielbierga, do którego książka ta posłużyła za scenariusz.
Sam Abignale w 2002 roku przyznał, że współautor, z którym pisał książkę, choć nadał jej świetny styl, dorzucił swoje trzy grosze nadmiernie dramatyzując pewne fragmenty i przesadzając.
Takie jest też moje spojrzenie na tę historię. I jak to z autobiografiami bywa, trudno oceniać opowieść z perspektywy osoby piszącej o sobie, co nigdy nie jest w pełni obiektywne. Nie ulega jednak wątpliwości, iż Abignale dzięki swoim krótkim, ale zarazem spektakularnym wyczynom zapisał się w światowej historii( niektóre źródła podają, iż po kontakcie z bankami, szkołami, szpitalami i innymi instytucjami, o których wspomina Abagnale, nie ujawniły one żadnych dowodów na prawdziwość podanych przez niego informacji).
Jedyne czego mi brakowało to choć krótka notatka o dalszych losach Abignale'a, bo jak wiadomo "biografia" ta była spisana wiele lat temu; akcja urywa się w najmniej odpowiednim momencie nie wyjaśniając ciągu dalszego.

Książka/ "biografia" utrzymana w przygodowym stylu opowiadająca o losach Franka Abignale'a, genialnego fałszerza, który w latach 60 wyłudził kupę forsy na całym świecie. Historia rozsławiona również przez film Spielbierga, do którego książka ta posłużyła za scenariusz.
Sam Abignale w 2002 roku przyznał, że współautor, z którym pisał książkę, choć nadał jej świetny styl,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach:

Ideał sięgnął bruku czyli Harry Potter i (kosz)marny scenariusz

I tak oto stało się. Hucznie (i kompletnie niesłusznie) nazywana 8częścią Harry'ego Pottera(sic!) "kontynuacja" w formie scenariusza teatralnego trafiła na sklepowe półki. Jedni ucieszyli się niezmiernie -wszak to wyczekiwany powrót do uniwersum Pottera, inni byli pełni rezerwy-czy uda się dokonać czegoś bardzo trudnego, a więc dorównać serii? Nie czuć było jednak nadchodzącej katastrofy, skoro miała mieć nad tym piecze sama Rowling.

Scenariusz jak to scenariusz, rządzi się swoimi prawami: mamy didaskalia, mamy dialogii, brak natomiast spojrzenia z pozycji narratora. Okrojony przekaz emocji jest nieunikniony, dlatego też latwiej przełknąć całą treść oglądając sztukę. Scenariusz wydano, by wszyscy mieli szansę zapoznać się z treścią, nie tylko "garstka" mieszkańców Londynu i przyjezdnych.

To, co czekało mnie za złotą okładką(nomen omen wg mnie nietrafioną) przerosło moje najśmielsze oczekiwania- tak bardzo, że wciąż nie mogę uwierzyć. Czytając, w glowie tłukła się jedna myśl- czy TO naprawdę zostało wydane pod nazwiskiem J.K.Rowling? Dlaczego zgodziła się poprzeć tak mierne i żałosne "dzieło" dwóch ludzi z przypadku? Dzięki panom Thorne i Tiffany zostala nam dana wątpliwa przyjemność zapoznania sie ze słabym fanfikiem pełnym niedorzeczności, infantylnosci i niestety wszystkiego co złe lub gorsze.
7grzechów glownych Harry'ego Pottera i przeklętego scenariusza:
1. Postaci: to NIE są osoby, które znaliśmy z prawdziwego Harry'ego Pottera. To marne sobowtóry o zupełnie innych charakterach. Nie raz chciałoby się wykrzyczeć, że Harry czy Hermiona NIGDY nie powiedzieliby czegoś takiego ani tak się by nie zachowali.
Postać Albusa- niezwykle irytująca. Jego relacja ze Scorpiusem nie mniej irytująca, żeby nie powiedzieć żenująca.
Wszyscy na siebie krzyczą o byle co, niby są dorośli(?!) a zachowują się gorzej niż gdy byli dziećmi, naprawdę ciezko to czytać, nie mówiąc już o jakiejkolwiek radości z czytania.

2. Fabuła: jedna wielka kpina. Żart. Po co pisać coś, co jest zlepkiem wątków z poprzednich części? Czy autorzy nie mają swojego rozumu, żeby coś wymyślić? Nawet łączyć faktów nie umieją, a jedyne co ich łączy to brak logicznego myślenia. Kiedy dodamy to wszystko rezultat jest jeden-kosmiczne czarne dziury w fabule.
Parę spojlerow, bo to aż prosi sie o komentarz: Hermiona ukrywajaca zmieniacz czasu w książkach?Litości. Eliksir wielosokowy po raz kolejny? No jasne, zapomnijmy o fakcie, że przygotowuje się go miesiąc, a skladniki sa niezwykle rzadkie. Cofnijmy się w przeszłość, by ratować postać epizodyczną dla wlasnego widzimisię. Itd itd...
Ron jak zwykle spełnia rolę nadrzędnego idioty, a na domiar złego Hermione pozbawiono jej najwazniejszego przymiotu-madrosci.

Ale największą zbrodnią było ożywienie osób, ktore odeszły. Psucie wspomnienia o nich, przekrecanie faktów, powielanie schematów. To nie w porządku.

3. Magia. Magiczny świat bez magii. Magia pojawia się tu przypadkiem w postaci rzuconych mimochodem zaklęć i pojedynków niegodnych umiejętności jakie posiadają bohaterowie naprawdę.

4.córka Voldemorta-palpitacje serca. Bzdura jakiej świat nie widział niestety ujrzała światło dzienne.

5.Malfoy i Potter przyjaciółmi(Albus i Scorpius). Z całym szacunkiem, ale to nawet w bajce by się nie zdarzyło.

6. Harry przyznający się,że boi się gołębi (czy to naprawdę wydano drukiem...)

7.350stron znęcania się nad czytelnikiem.

Smutek, żal, rozczarowanie.

Gdyby tylko móc cofnąć czas i nigdy tego nie przeczytać...

Ideał sięgnął bruku czyli Harry Potter i (kosz)marny scenariusz

I tak oto stało się. Hucznie (i kompletnie niesłusznie) nazywana 8częścią Harry'ego Pottera(sic!) "kontynuacja" w formie scenariusza teatralnego trafiła na sklepowe półki. Jedni ucieszyli się niezmiernie -wszak to wyczekiwany powrót do uniwersum Pottera, inni byli pełni rezerwy-czy uda się dokonać czegoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwa słowa o mniej znanej powieści Steinbecka, której akcja osadzona jest w wieku XVII, kiedy to piracki fach był na porządku dziennym. Steinbeck oferuje nam swoje lekkie pióro i wyjątkowo jak na niego krótką opowieść o chłopcu opuszczającym rodzinny dom, po to by zrealizować swoje marzenia zostania wielkim człowiekiem. Śledząc jego losy autor snuje refleksje, które płynnie łączą się z opowiadanymi wątkami zachowując ciągłość historii. Co prawda w "Złotej czarze" znajdzie się nieco fikcji literackiej, jednakże większa część fabuły jest przedstawiona dość realistycznie.
Książka ta być może nie oferuje czegoś szczególnie wyjątkowego ale jest całkiem przyzwoita i trzyma dobry poziom.

Dwa słowa o mniej znanej powieści Steinbecka, której akcja osadzona jest w wieku XVII, kiedy to piracki fach był na porządku dziennym. Steinbeck oferuje nam swoje lekkie pióro i wyjątkowo jak na niego krótką opowieść o chłopcu opuszczającym rodzinny dom, po to by zrealizować swoje marzenia zostania wielkim człowiekiem. Śledząc jego losy autor snuje refleksje, które płynnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mój klimat- zdecydowanie nie przemawia do mnie ani styl autorki, ani jej poczucie humoru (nie miała nade mną litości wpakowując w każdy akapit górę lodową "zabawnych " zdań).

Ale zaczynając od początku - pomysł wydawał się niezły:śledztwo w zamkniętym pomieszczeniu, w którym wszyscy podejrzani się znają -czemu nie, jeśli wie się jak to ugryźć (pierwszą myśl -czytelnika czekać może niezła wojna psychologiczna-zachecajace).
Tymczasem bohaterowie się mnożą, szkoda tylko że cała ich inność sprowadza się do różnych imion. Dalej - główna bohaterka i zarazem narratorka, a dla mnie budząca niechęć Pani przemadrzała "wszystko wiem, jestem super"(chociaż czasem bywają jeszcze gorsze postaci).
Następnie mamy zagadkę, niestety niemożliwą do rozwiązania przez czytelnika, z prostej przyczyny, którą jest ujawnianie dowodów zupełnie nie związanych z dotychczasową akcją (spoiler- autorka usilnie do końca książki trzyma się tej koncepcji).

Miał być realistyczny kryminał tymaczasem do akcji wkracza diabeł ?... nie wspominając już o (mistycznych) wizjach bohaterki numer 1.Coś nie gra. Czytelnik gubi się wśród kukiełek- bogaterów, więc nie ma mowy o wciągajacej akcji.  Wyjaśnienie zagadki dosyć mętne . Takim sposobem to można  równie dobrze było wybrać winowajce rzucając monetą.

Nie moja bajka. Tej powieści mówię nie.

Nie mój klimat- zdecydowanie nie przemawia do mnie ani styl autorki, ani jej poczucie humoru (nie miała nade mną litości wpakowując w każdy akapit górę lodową "zabawnych " zdań).

Ale zaczynając od początku - pomysł wydawał się niezły:śledztwo w zamkniętym pomieszczeniu, w którym wszyscy podejrzani się znają -czemu nie, jeśli wie się jak to ugryźć (pierwszą myśl -czytelnika...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia życia Hugh Glassa znajdując odzwierciedlenie zarówno w książce jak i filmie została czesciowo znieksztalcona na potrzeby interpretacyjne  tych form przekazu.
Autor książki opierał się na danych historycznych, choć jak sam przyznał, aby zapewnić ciągłość fabuły dodał kilka postaci, zdarzeń i miejsc.
Tymczasem film powstał na podstawie książki M. Punke, a więc wprowadzona skala zmian dodatkowo wzrosla.

Co należy podkreślić "Zjawa" nie jest książką historyczną tylko beletrystyką. Po obejrzeniu filmu porownania do niego zdają się nieuniknione.  Jest on bardziej spektakularny, tymczasem książka trzyma poziom równej dawki emocji. W przeciwieństwie do filmu, który jest tylko wycinkiem historii, w książce zarysowano wcześniejsze jak i dalsze losy bohaterów, co tworzy bardziej spójny obraz .

Akcja osadzona w odległym XIX wieku, choć przecież wcale nie tak dawnym, wydaje się obca wraz z nieustannym zmaganiem się bohaterów z naturą, przecieraniem wciąż nieodkrytych szlaków i samotną walką o życie . To stałe poczucie zagrożenia, które towarzyszy wszystkim uczestnikom kampanii futrzarskiej nadaje opowieści nastrój niepokoju, niepewności i srogości warunków, w jakich przyszło im żyć .

Zderzenie czytelnika z wydarzeniami, które miały miejsce w innym czasie, dziś już niemal zapomnianym, jest dobra okazja do przemyśleń o naturze ludzkiej i motywach jakimi kieruje się człowiek będąc pod presją otoczenia .
Obecna popularyzacja "Zjawy" jest też szansą na konfrontacje dwóch perspektyw- wizualnej i opisowej

Historia życia Hugh Glassa znajdując odzwierciedlenie zarówno w książce jak i filmie została czesciowo znieksztalcona na potrzeby interpretacyjne  tych form przekazu.
Autor książki opierał się na danych historycznych, choć jak sam przyznał, aby zapewnić ciągłość fabuły dodał kilka postaci, zdarzeń i miejsc.
Tymczasem film powstał na podstawie książki M. Punke, a więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli nie ma się pomysłu, jak sprawnie przemienić obrazy w słowa, nie powinno się tego robić.
"Detektyw Monk" to jeden z wielu przypadków, gdy książka ma się nijak do serialu, jest tylko zbiorem przypadkowych słów tworzących na siłę pozorną całość, tak by zgadzały się z głównymi założeniami serii. Czyli mamy jakiś tam produkt- mamy składniki, ale dopiero ich właściwa proporcja i umiejętność warsztatu pracy może dać dobry efekt końcowy.
Sprawa jest prosta- autor książki znalazł łatwy sposób zarobku, znalazł też wspaniały sposób na tworzenie historii, w których brak emocji jest rażący,a próby bycia zabawnym w co drugim zdaniu nie lada denerwują.
Chyba jednak pisanie takim stylem nie sprawia mu trudności, skoro dał radę napisać tyle kontynuacji:).

Jeśli nie ma się pomysłu, jak sprawnie przemienić obrazy w słowa, nie powinno się tego robić.
"Detektyw Monk" to jeden z wielu przypadków, gdy książka ma się nijak do serialu, jest tylko zbiorem przypadkowych słów tworzących na siłę pozorną całość, tak by zgadzały się z głównymi założeniami serii. Czyli mamy jakiś tam produkt- mamy składniki, ale dopiero ich właściwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

" Karaluchy" to kryminał utrzymany na dobrym poziomie, któremu warto poświęcić chwilę wolnego czasu, tym bardziej, iż można go "pochłonąć" w mgnieniu oka.
Fani szalonej akcji mogą być nieco zawiedzeni, choć pod koniec nabiera ona tempa, niemniej jednak nastawiona jest na stopniowanie napięcia, pozornie prawdziwe tropy, nowych podejrzanych, a nawet podejrzewanie podejrzanych, którzy podejrzanymi raz zdają się być, by chwilę potem wzbudzić podejrzenie, czy aby są nimi na pewno;).
W moim odczuciu śledztwo zyskało status "prawdopodobnego", bez robienia z postaci Harry'ego Hol'a jasnowidza,który zna winnego zanim ten popełni przestępstwo.
Na plus można jeszcze dodać lekkość w prowadzeniu dialogów, zgrabnie zarysowaną fabułę i wiarygodne postaci.
Resztę należy odkryć samemu.

" Karaluchy" to kryminał utrzymany na dobrym poziomie, któremu warto poświęcić chwilę wolnego czasu, tym bardziej, iż można go "pochłonąć" w mgnieniu oka.
Fani szalonej akcji mogą być nieco zawiedzeni, choć pod koniec nabiera ona tempa, niemniej jednak nastawiona jest na stopniowanie napięcia, pozornie prawdziwe tropy, nowych podejrzanych, a nawet podejrzewanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Przeprawa" wiedzie w głąb innego świata, świata z przeszłości, świata nam nieznanego i po części już zapomnianego, ale mimo to bardzo kuszącego swą innością.

Nie jest to jednak droga ani prosta ani przyjemna, bo za każdym rogiem kryje się cień smutku i żadne przypadkowe światło nie jest w stanie całkowicie go rozjaśnić.

Opowieść żyje własnym życiem, zadręcza umysł surowością opisanej rzeczywistości, niemożnością wyrwania się z kręgu nieszczęść i świadomością, że nawet obrana w najlepszej wierze droga po raz kolejny prowadzi donikąd.
W tym świecie, świecie ludzi bez dzieciństwa, młody wiek nie chroni przed złem i niesprawiedliwością, dobre uczynki niczego nie gwarantują, moralność nic nie znaczy, śmierć nie robi na nikim wrażenia, a życie to tylko ciągła walka o nie.

Billy wyrusza w świat, który nie ma granic, nikt nie wie gdzie kończy się zło a zaczyna dobro, po czyjej stronie stoi prawda, kim jest Bóg . historie, które chłopak słyszy po drodze, zdają się interesować tylko opowiadających, bo w tym świecie każdy żyje I umiera samotnie.
Billy ostatecznie traci wszystko o co walczył, choć walczył o to do końca. I trudno odnaleźć sens takiego cierpienia, skoro przezwyciężenie go wcale nie prowadzi do wyzwolenia.

Być może Billy'emu przypadła w udziale taka opowieść, a inne, które tworzą całość mają w sobie trochę więcej nadziei.

"Przeprawa" wiedzie w głąb innego świata, świata z przeszłości, świata nam nieznanego i po części już zapomnianego, ale mimo to bardzo kuszącego swą innością.

Nie jest to jednak droga ani prosta ani przyjemna, bo za każdym rogiem kryje się cień smutku i żadne przypadkowe światło nie jest w stanie całkowicie go rozjaśnić.

Opowieść żyje własnym życiem, zadręcza umysł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niektóre książki mają w sobie coś z kunsztu mozaiki-tylko misternie wykonane pojedyncze fragmenty są w stanie zbudować doskonałą całość.

"Droga do przebaczenia" scala losy kilku bohaterów nie okaleczając ich przy tym z indywidualności i wyjątkowości.

Losowe zdarzenie, którego skutkiem staje się śmierć, jest osią narastającego poczucia winy dotykającego Dwighta, Emmę, Ethana i Grace tłumaczonego przez każdego z nich w inny sposób.

Zagubieni we własnym bólu nie potrafią odnaleźć siebie sprzed wypadku, ani żyć tak jak niegdyś.

Kontrast przeżyć ofiary i sprawcy, pokrzywdzonych i winnego pomimo swej rzekomej oczywistości, nie daje jednoznacznej odpowiedzi, rozwiązania, słusznej drogi, którą należałoby podążyć.

Droga do przebaczenia wydaje się nie istnieć, ale to ten, który najbardziej pragnie ukarania zabójcy, dostrzega ją jako pierwszy.

Niektóre książki mają w sobie coś z kunsztu mozaiki-tylko misternie wykonane pojedyncze fragmenty są w stanie zbudować doskonałą całość.

"Droga do przebaczenia" scala losy kilku bohaterów nie okaleczając ich przy tym z indywidualności i wyjątkowości.

Losowe zdarzenie, którego skutkiem staje się śmierć, jest osią narastającego poczucia winy dotykającego Dwighta, Emmę,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kobiety pragną bardziej Greg Behrendt, Liz Tuccillo
Ocena 5,7
Kobiety pragną... Greg Behrendt, Liz ...

Na półkach: ,

Książka, która budzi złość, zniechęcenie i chęć rzucenia ją w diabły.

Autor traktuje czytelniczki jakby brakowało im piątej klepki i w co trzecim zdaniu powtarza, że "nie zależy mu na tobie", bez względu na to jaki jest powód.
Zadufany w sobie egoista, pan wszystkowiedzący, przekonany, że jego doświadczenie nie ma sobie równych i może na lewo i prawo w swoich odpowiedziach szastać poniżającymi epitetami zaczerpniętymi z WYMYŚLONYCH listów WYMYŚLONYCH czytelniczek.

Coś mi tu pachnie Potęgą podświadomości- przeczytaj a dowiesz się, jakie wszystko jest proste( i jak głupi byłeś wcześniej nie widząc tego). A ponoć miało być tak zabawnie...

Nie dajcie sobie wmówić, że opinie jednego człowieka mogą być sumą przemyśleń indywidualnych jednostek.

Błędem byłoby jednak twierdzić, iż wszystko w tej książce jest złe. Szkoda tylko, że to, co jest dobre, jest także nazbyt oczywiste.
"Nie zależy mu na tobie, skoro z tobą zrywa"
"Nie zależy mu na tobie, jeśli sypia z inną"
"Nie zależy mu na tobie, jeśli znika"
Wow. Nieprawdopodobne.

I ostatnia kwestia- książka nie ma nic wspólnego z filmem, a to właśnie w kontekście filmu chciałam ją przeczytać.
Ktoś tu chyba dał się nabrać...

Książka, która budzi złość, zniechęcenie i chęć rzucenia ją w diabły.

Autor traktuje czytelniczki jakby brakowało im piątej klepki i w co trzecim zdaniu powtarza, że "nie zależy mu na tobie", bez względu na to jaki jest powód.
Zadufany w sobie egoista, pan wszystkowiedzący, przekonany, że jego doświadczenie nie ma sobie równych i może na lewo i prawo w swoich odpowiedziach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fakt pierwszy- książka i film to zupełnie odrębne historie, które poza postacią głównego bohatera i umiejscowieniem akcji niewiele mają ze sobą wspólnego. Powstaje więc dylemat jak oceniać dzieło Mathesona w świetle wcześniej widzianej ekranizacji.

Fakt drugi- książka uznawana jest za jedno z lepszych dzieł grozy, a Stephen King mówi, że była dla niego inspiracją. Osobiście nie wywarła na mnie takiego wrażenia i w mojej opinii "Jestem legendą" jest co najmniej przeciętna.

Po kilkunastu pierwszych stronach na siłę próbowałam doszukać się dynamizmu akcji, ale surowa narracja, krótkie, niewiele mówiące zdania i swego rodzaju pobieżność w opisach uniemożliwiały odnalezienie głębi i zespolenie się z opisywaną rzeczywistością.

Cała treść tej książki mogłaby stanowić dobry szkic, ale nie wersję ostateczną, bo dostawanie wszystkich odpowiedzi podanych na tacy, dość, że nie zmusza do myślenia, to w dodatku odbiera wszelką chęć śledzenia dalszych zdarzeń.

Potencjał drzemiący w historii został niewykorzystany, a autor nie rozwija najważniejszych wątków. Jak wygląda świat, w którym przyszło żyć Robertowi? Nawet jego samotność jest nieodczuwalna, a przecież tak wiele można by o tym opowiedzieć.

Narracja zabija wszystko: najpierw miejsce, o którym praktycznie nie wiemy nic, ot bliżej nieokreślone miasto bez punktu zaczepienia; potem wampiry, które są bo są, niewiele więcej można o nich powiedzieć,a w końcu bohaterów, którzy nie budzą emocji.
Przykre.

Fakt pierwszy- książka i film to zupełnie odrębne historie, które poza postacią głównego bohatera i umiejscowieniem akcji niewiele mają ze sobą wspólnego. Powstaje więc dylemat jak oceniać dzieło Mathesona w świetle wcześniej widzianej ekranizacji.

Fakt drugi- książka uznawana jest za jedno z lepszych dzieł grozy, a Stephen King mówi, że była dla niego inspiracją....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Uśpieni" Lorenzo Carcaterry to historia, w której jest wszystko: doskonale skomponowana fabuła, bogaci wewnętrznie bohaterowie, realistyczne miejsce akcji, a wszystko to zgrabnie ujęte w śmiałą narrację.

Już od pierwszych stron bohaterowie są nam braćmi, a nieulukrowana rzeczywistość jest znacznie ciekawsza niż cukierkowy świat w większości książek.

To, co spotkało czwórkę chłopców, diametranie zmieniając ich życie, jest tylko jedną z historii, którą opowiada Lorenzo, bo tak naprawdę mamy możliwość śledzenia całego życia postaci, a nie tylko punktu zwrotnego i skrawków zdarzeń przed i po.

Trudno oddać w opinii charakter tej książki, jej nastrój zagadkowości i niepewności, a jednocześnie śmiechu, humoru i błyskotliwych dialogów.

Oscar Wilde powiedział kiedyś, żeby nie bać się cieni, bo one świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.
Lorenzo, Michael, John i Tommy poruszali się wśród takich cieni życia, z racji tego, że skazani byli na miejsce, w którym się urodzili, ale swoją osobowością, kreatywnością, braterstwem i marzeniami rozświetlali ścieżki, którymi szli, by sale być bliżej światła.

"Uśpieni" Lorenzo Carcaterry to historia, w której jest wszystko: doskonale skomponowana fabuła, bogaci wewnętrznie bohaterowie, realistyczne miejsce akcji, a wszystko to zgrabnie ujęte w śmiałą narrację.

Już od pierwszych stron bohaterowie są nam braćmi, a nieulukrowana rzeczywistość jest znacznie ciekawsza niż cukierkowy świat w większości książek.

To, co spotkało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Charles Dickens powiedział kiedyś, że są książki, których grzbiety i okładki stanowią ich najlepszą część.

Nie chcę się pastwić nad tą książką, ale wszystko tu jest nie tak. Zaczynając od tytułów rozdziałów, które bardzo mnie drażniły, poprzez powtarzanie na okrągło tych samych stwierdzeń, a kończąc na głównym bohaterze, który drażnił mnie nie mniej niż wspomniane wyrywane z kontekstów nagłówki.

Podejrzewam , iż nie był to zamierzony zabieg, aby stworzyć bohatera z inteligencją 10-latka, ale tak właśnie go odbieram. Ponoć przy chad ma się dziecinne podejście i skłonność do powtarzania w kółko tych samych czynności, ale nie wiem co jest fajnego w czytaniu po raz setny okrzyku „Aaa!” czy tego, że Pat przebiegł kolejne 15 km kolejnego dnia z rzędu, co jest nierealne (litości).

Narracja prawdopodobnie miała być odebrana jako pełna humoru, ale mnie nie bawiła, za bardzo to wszystko naciągane.

Typowy przykład zyskania popularności przez książkę, w sytuacji, gdy na to nie zasługuje, ale jak wiadomo film robi swoje.

A później wszyscy lawinowo ją kupują, przez co plasuje się na samej górze najchętniej czytanych książek roku, co w tym świetle nie jest żadnym wyznacznikiem

Charles Dickens powiedział kiedyś, że są książki, których grzbiety i okładki stanowią ich najlepszą część.

Nie chcę się pastwić nad tą książką, ale wszystko tu jest nie tak. Zaczynając od tytułów rozdziałów, które bardzo mnie drażniły, poprzez powtarzanie na okrągło tych samych stwierdzeń, a kończąc na głównym bohaterze, który drażnił mnie nie mniej niż wspomniane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

" Co gryzie Gilberta Grape'a" to świetny przykład na to, że z pozoru proste historie mogą nas wiele nauczyć, oczywiście pod warunkiem, że autor potrafi wykorzystać własny potencjał twórczy.

Gilbert opowiada o Życiu, a w życiu tym jak w grze- każda postać jest diametralnie różna, a my mamy szansę patrzeć z różnych punktów widzenia, bo bohaterowie są doskonale skonstruowani.

Gdyby nie dystans Gilberta do rzeczywistości, moglibyśmy uznać sytuację w jakiej się znalazł za beznadziejną i mu współczuć, a to chyba ostatnia rzecz, której by pragnął.
Gdyby nie poczucie humoru, nie polubilibyśmy go tak bardzo, za to że właśnie taki jest.
Gdyby nie jego pierwszoosobowa relacja, nie poznalibyśmy jego motywów i własnego zdania.

Gilbert ma odwagę nie wstydzić się Arniego, ma dojrzałość rozmawiać z nim, tak by czegoś się uczył (choć Arni większość rzeczy już po chwili nie pamięta) i zabierać go wszędzie tam, gdzie sprawia mu to radość.

Kilkudniowa akcja powieści kryje w sobie więcej niż rozwlekłe tomiszcza innych książek, gdzie absurd jest na porządku dziennym.

Konfrontacja marzeń z rzeczywistością nie przechyla szali w żadną stronę; wkroczenie w życie bohaterów nie zmienia ich w cudowny sposób i to jest właśnie to, co jest dla mnie cenne w tej powieści, bo nadaje jej ton realności.

Trzeba mieć talent, żeby nie zakłamując rzeczywistości potrafić mówić o niej w sposób zabawny.

Suma sumarum, książka jest świetna.

" Co gryzie Gilberta Grape'a" to świetny przykład na to, że z pozoru proste historie mogą nas wiele nauczyć, oczywiście pod warunkiem, że autor potrafi wykorzystać własny potencjał twórczy.

Gilbert opowiada o Życiu, a w życiu tym jak w grze- każda postać jest diametralnie różna, a my mamy szansę patrzeć z różnych punktów widzenia, bo bohaterowie są doskonale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Charakterystyczny styl pisarski J.Irvinga sprawia, że albo się go lubi albo nie znosi.
Wielu czytelników "Regulaminu tłoczni win" stara się odpowiedzieć na pytanie, co w tej książce jest, ja raczej stawiam sobie retoryczne pytanie, czego w niej nie ma.
To jedna z tych książek, która jak mała niewidzialna istota żyje gdzieś w środku ciebie i nawet w chwilach, gdy o niej nie myślisz, w jakiś sposób daje o sobie znać.

Gdy podążamy wraz z bohaterami ścieżkami ich życia, z czasem stajemy się pełnoprawnymi uczestnikami tego marszu, a postacie (tak żywe z wszystkimi swoimi przywarami) spokojnie moglibyśmy spotkać w prawdziwym życiu.
Ale najgorsze jest w tym wszystkim to, że się z nimi zaprzyjaźniamy, co nieuchronnie (prędzej czy później) prowadzi do rozstania i jesteśmy tym faktem rozżaleni.

Regulamin tłoczni win do końca trzyma fason zachowując swój humorystyczny styl i nie powodując znużenia( a pamiętam, że "W świecie wg Garpa" pod koniec zaczęłam się niecierpliwić).
Gdy któryś raz z kolei doktor Larch mówi: U nas w St. Cloud's albo Nigdzie indziej na świecie, a Homer Wells-Jasne, to już się wie, że wkupili się oni w nasze łaski (zresztą: Eames jak ryms)

Wśród tylu książek bez przesłania ta ma prawo być wyróżnioną jako ich przeciwieństwo.

Mądrze jest czytać mądre książki.

Charakterystyczny styl pisarski J.Irvinga sprawia, że albo się go lubi albo nie znosi.
Wielu czytelników "Regulaminu tłoczni win" stara się odpowiedzieć na pytanie, co w tej książce jest, ja raczej stawiam sobie retoryczne pytanie, czego w niej nie ma.
To jedna z tych książek, która jak mała niewidzialna istota żyje gdzieś w środku ciebie i nawet w chwilach, gdy o niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Antropolog na Marsie" zatrzymuje cię w pół kroku, skłania do refleksji, każe na nowo zdefiniować jakość własnego życia w świetle tego, jak diametralnie życie innych może różnić się od twojego.

Potrzeba czasu, żeby oswoić się z tym, czego się dowiadujesz i starać zrozumieć to, o czym dotychczas nie miało się pojęcia.
Ludzie tacy jak Oliver Sacks budzą mój podziw swoją pasją, mądrością, wrażliwością i angażowaniem się w pomoc innym.

Kwintesencją tego, jak traktuje swoich pacjentów jest zdanie, nie bez przyczyny zacytowane na stronie pierwszej: "Nie pytaj jaką chorobę ma dany człowiek-zapytaj raczej jakiego człowieka ma dana choroba."

Szczególne wrażenie sprawia fakt, że to, o czym czytamy, nie trzyma nas na dystans, wręcz przeciwnie, wciąga nas w ten świat, choć obcy, a jednak dla innych będący codziennością i pozwala doznać nam jego złożoności.

Jest w tej książce jakiś paradoksalny spokój, czy nawet harmonia, która zmienia moje spojrzenie, poszerza horyzont, daje lepsze zrozumienie. Wycisza, a jednocześnie zostawia małą drzazgę w sercu jako element konieczny, gdy "już się wie".

To, co dostajemy, to prawdziwe życie Historia tych osób się nie kończy, tylko urywa i w tym momencie nie odnajdujemy w niej pocieszenia.

To, co przeraża, to świadomość, że dla tych ludzi nie ma drogi ucieczki, że uwięzieni we własnych ciałach mogą walczyć tylko o integrację z uszkodzoną fizycznością, tak by ich życie stało się dla nich do zniesienia.

Książka ta to w pewnym sensie lekcja pokory. Dużo mnie nauczyła.

"Antropolog na Marsie" zatrzymuje cię w pół kroku, skłania do refleksji, każe na nowo zdefiniować jakość własnego życia w świetle tego, jak diametralnie życie innych może różnić się od twojego.

Potrzeba czasu, żeby oswoić się z tym, czego się dowiadujesz i starać zrozumieć to, o czym dotychczas nie miało się pojęcia.
Ludzie tacy jak Oliver Sacks budzą mój podziw swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje drugie spotkanie z twórczością Sparksa, które ugruntowało mnie w przekonaniu, że ten typ opowieści, z całą swoją landrynkową historią zupełnie do mnie nie przemawia.
Nie kwestionuję tego, że ktoś może bardzo lubić jego prozę, ale oceny jgo książek w tym serwisie są moim zdaniem zawyżone.

Pomimo tego, iż jego postacie mają swój "życiorys", są dla mnie odrealnione, zawsze dobre, zawsze uczciwe, lojalne, a wszystko nieuchronnie zmierza do happy endu. Historia przedstawiona w "Na ratunek" jest nijaka, a zachowania bohaterów sztuczne.
Zdecydowanie to nie dla mnie.

Moje drugie spotkanie z twórczością Sparksa, które ugruntowało mnie w przekonaniu, że ten typ opowieści, z całą swoją landrynkową historią zupełnie do mnie nie przemawia.
Nie kwestionuję tego, że ktoś może bardzo lubić jego prozę, ale oceny jgo książek w tym serwisie są moim zdaniem zawyżone.

Pomimo tego, iż jego postacie mają swój "życiorys", są dla mnie odrealnione,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Stephen to facet, który (w mniejszym bądź większym stopniu) zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia, a poza tym serwuje nam to w całkowicie strawnej postaci.

Dokonując selecji książek, które chcemy, aby trafiły w nasze ręce, musimy pogodzić się z faktem, że nie na wszystkie wystarczy nam czasu. Proponuję Wam jednak nie skreślać "Jak pisać" z pozycji "chcę przeczytać".
Nie powiem, że jest to książka dla wszystkich, bo nie jest (zresztą, gdy coś jest do wszystkiego, to jest do niczego), ale na pewno możesz spokojnie znaleźć się poza kategorią fanów S.Kinga czy osób chcących zacząć pisać, by znaleźć na kartach tej książki coś, co cię zainteresuje/ zainspiruje/ rozbawi/ zmieni punkt widzenia.

Stephen King to po prostu fajny gość, który wie, po co pisze i jak to robić, a ponieważ jest pewny siebie i cholernie szczery, czytając zwyczajnie wierzysz w to, co mówi.
Ma własne metody, dzieli się nimi, ale niczego nie narzuca.

"Jak pisać" było dla mnie rozmową podczas spaceru w ciepły, jesienny dzień z kimś, kogo cenisz, kto jest mądry i kto pcha cię naprzód, gdy za długo stoisz w miejscu. Ta osoba wkrótce wyjeżdża, ale ponieważ cenię sobie jej towarzystwo, nie wykluczam, że spotkamy się znowu.

Stephen to facet, który (w mniejszym bądź większym stopniu) zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia, a poza tym serwuje nam to w całkowicie strawnej postaci.

Dokonując selecji książek, które chcemy, aby trafiły w nasze ręce, musimy pogodzić się z faktem, że nie na wszystkie wystarczy nam czasu. Proponuję Wam jednak nie skreślać "Jak pisać" z pozycji "chcę przeczytać".
Nie...

więcej Pokaż mimo to