-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Bardzo spodobała mi się okładka tej książki, ale nie tylko dlatego po nią sięgnęłam. Byłam ciekawa opowieści o społeczności żydowskiej w carskiej Rosji. Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego, autor zaskoczył mnie swoją zwariowaną i nietuzinkową historią, ale było to pozytywne zdumienie i z przyjemnością dałam się wciągnąć w jej dalszy ciąg. Ilość wątków rozrastała się z niebywałym rozmachem, bohaterów przybywało, a ja jako czytelnik czerpałam z radością z tej różnorodności.
Wszystko zaczyna się od Fani Kajzman, żydowskiej kobiety, żony i matki, która pewnej nocy opuszcza rodzinny dom, pozostawiając swej rodzinie krótką wiadomość, że coś musi załatwić, ale wróci. Społeczność nie kryje oburzenia, owszem, mężczyźni porzucają swe rodziny, ale kobiety, to niebywałe. Nikt nie zna powodów, dla których Fania opuściła wioskę. Ta podróż okaże się wyprawą, jakiej nie spodziewała się sama bohaterka, sprawy przybiorą nieoczekiwany obrót, a jedno nieszczęśliwe wydarzenie będzie pociągało za sobą następne.
Powieść jest wielowarstwowa właściwie w każdym wymiarze, zarówno fabuły, miejsca akcji czy bohaterów, którzy reprezentują różne narodowości, religie czy pochodzenie społeczne, słowem istny tygiel wielokulturowy dziewiętnastowiecznej Rosji. Obok siebie, żyją Żydzi, Polacy i Rosjanie, przepełnieni wzajemną nieufnością i wrogością, wszyscy pod kuratelą wszechmocnego cara. Książka porusza tak wiele tematów, że ciężko wszystkie wymienić. Ciekawie i bez lukru przedstawia społeczność żydowską. Fania to nietuzinkowa bohaterka, butowniczka, feministka, której tak naprawdę nikt nie rozumie. Mnie natomiast zachwycili męscy bohaterowie, ich niebywałe historie i wybory życiowe.
Całość przeczytałam z przyjemnością, choć nie jest to powieść, którą poleciłabym każdemu. Jej tematyka jest dość specyficzna i nie każdego zainteresuje. Z pewnością jest to lektura dla tych, którzy lubią czytać o Żydach w różnych kulturach i okresach historycznych.
Bardzo spodobała mi się okładka tej książki, ale nie tylko dlatego po nią sięgnęłam. Byłam ciekawa opowieści o społeczności żydowskiej w carskiej Rosji. Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego, autor zaskoczył mnie swoją zwariowaną i nietuzinkową historią, ale było to pozytywne zdumienie i z przyjemnością dałam się wciągnąć w jej dalszy ciąg. Ilość wątków...
więcej mniej Pokaż mimo to
To moja lutowa lektura, kupiona z miłości i tęsknoty za Tatrami. Bardzo przyjemnie mi się ją czytało, reportaż jest napisany w sposób dowcipny i ciekawy. Fajnie było choć na chwilę przenieść się, nawet jeśli tylko myślami, na tatrzańskie szczyty i szlaki. W schronisku w Dolinie Pięciu Stawów byłam wielokrotnie, to jedno z najpiękniej położonych schronisk, widoki jakie stamtąd się roztaczają, zapierają dech w piersiach.
Po lekturze tej książki będę na to miejsce patrzeć zupełnie inaczej, bo do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile trudu wymaga prowadzenie takiego obiektu. Wydawało mi się, że ludzie, którzy tam pracują po prostu wykonują swoje obowiązki, nie zdawałam sobie sprawy, że to nie jest zwyczajna praca, a styl życia, pasja oraz wielopokoleniowa rodzinna tradycja, ale przede wszystkim ciężka orka. Już nigdy nie będę marudzić, że czegoś nie ma w karcie lub czegoś zabrakło (właśnie tego lata narzekałam, że nie mieli piwa bezalkoholowego), bo teraz wiem, ile wysiłku i logistyki wymaga organizacja zaopatrzenia i dlaczego menu wygląda tak, a nie inaczej.
Autorka opowiada o tym, jak funkcjonuje słynna Piątka, o historii tego miejsca, jego tradycjach, początkach powstania i ludziach, którzy stworzyli to miejsce. Słynny ród Krzeptowskich nadał sznyt temu miejscu, turyści je uwielbiają i do dziś wielu z nich nazywają swoim domem. Znajdziecie tu wiele ciekawych anegdot z życia i funkcjonowania schroniska na przestrzeni kilkudziesięciu lat oraz mnóstwo przydatnych informacji nie tylko o Piątce, ale także o samych Tatrach: ich hipnotyzującym i uzależniającym pięknie, ale też niebezpieczeństwie jakie ze sobą niosą.
Całość jest wciągająca i po prostu dobrze się ją czyta. Polecam wszystkim, którzy kochają góry, gwarantuję, że lektura sprawi Wam wiele frajdy.
To moja lutowa lektura, kupiona z miłości i tęsknoty za Tatrami. Bardzo przyjemnie mi się ją czytało, reportaż jest napisany w sposób dowcipny i ciekawy. Fajnie było choć na chwilę przenieść się, nawet jeśli tylko myślami, na tatrzańskie szczyty i szlaki. W schronisku w Dolinie Pięciu Stawów byłam wielokrotnie, to jedno z najpiękniej położonych schronisk, widoki jakie...
więcej mniej Pokaż mimo to
To moje drugie spotkanie z prozą Sue Monk Kidd, którą tak wszyscy dookoła wielbią i polecają. Po raz drugi muszę stwierdzić, że tych zachwytów nie podzielam. Owszem, obie są dobrze i bardzo sprawnie napisane, fabuła niby ciekawa, a jednak to nie jest proza, która mnie porywa, od której nie mogę się oderwać. Brakło mi tego czegoś, nie umiem tego nazwać, ale po prostu, it's not my cup of tea. Nie napiszę, więc o "Księdze tęsknot", że to książka nieodkładalna, nietuzinkowa czy zachwycająca. Dla mnie była momentami nużąca i dość monotonna, jednakże na tyle poprawna, że nie musiałam się zmuszać, by przeczytać ją do końca.
To jest powieść, której przebieg zna każdy z nas, bo opowiada historię życia Jezusa. Fikcja literacka opiera się na tym, że została ona przedstawiona z punktu widzenia kobiety, która była jego żoną, a na imię jej było Ana. Nie ma żadnych dowodów na to, że Jezus w rzeczywistości zawarł kiedykolwiek małżeństwo, a jednocześnie nie znamy tez faktów, które by temu jednoznacznie zaprzeczały. I choć cała fabuła jest wymysłem pisarki to przesłanka, na której oparła koncept swej powieści do mnie przemawia. Jak zauważa Sue Monk Kidd, w czasach, w których żył Jezus małżeństwo było normą i obowiązkiem, a my niewiele wiemy o jego życiu między 12 a 30 rokiem życia- może więc naprawdę posiadał żonę. Spodobała mi się myśl, którą wysnuła pisarka w posłowiu, mówiąc o tym, że gdyby tak w istocie było, chrześcijaństwo mogłoby wyglądać inaczej.
Ana jest główną bohaterką tej powieści, dzięki niej dowiadujemy się o tym, jak wyglądało życie kobiet w tamtych czasach. Ana jest też buntowniczką i próbuje wyjść poza społeczne schematy. Jej czyny i losy to ewidentne nawiązanie do feminizmu. Na początku, że względu na religijny kontekst całej książki, w mojej głowie pojawił się zgrzyt, ale postanowiłam dać jej szansę. Jednak włączenie do fabuły dodatkowo wątków feministycznych jakoś mnie nie przekonało. Żeby było jasne, nie jest to zła powieść, ale mnie nie poruszyła. Tak naprawdę spojrzałam na nią przychylniejszym okiem po przeczytaniu posłowia, wtedy zrozumiałam motywy pisarki i jej potrzebę napisania tej książki w taki, a nie inny sposób.
Podsumowując, mnie ta książka nie zachwyciła, a Wy, jeśli temat Was zaciekawił, oceńcie sami.
To moje drugie spotkanie z prozą Sue Monk Kidd, którą tak wszyscy dookoła wielbią i polecają. Po raz drugi muszę stwierdzić, że tych zachwytów nie podzielam. Owszem, obie są dobrze i bardzo sprawnie napisane, fabuła niby ciekawa, a jednak to nie jest proza, która mnie porywa, od której nie mogę się oderwać. Brakło mi tego czegoś, nie umiem tego nazwać, ale po prostu, it's...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Współczesna rodzina" Helgi Flatland to fantastyczna proza, która wciąga od pierwszej strony. To także genialnie napisana powieść psychologiczno-obyczajowa, która zmusza do refleksji. W stu procentach zgadzam się z tym, co napisano na okładce, a mianowicie, że dla wielu czytelników to będzie powieść o nich samych. Ta książka jest niczym lustro, w którym zobaczymy tak dobrze znane nam twarze i gesty, i właśnie dlatego nie sposób się od niej oderwać.
Akcja zaczyna się niepozornie... Z okazji siedemdziesiątych urodzin ojca, cała rodzina postanawia spędzić wspólnie urlop we Włoszech. Uroczysta urodzinowa kolacja kończy się jednak katastrofą, kiedy obecni dowiadują się, że ich rodzice/teściowie/dziadkowie, po czterdziestu latach małżeństwa, chcą się rozwieść. Dla trójki dorosłych już dzieci, ta decyzja okazuje się być bolesnym ciosem i sytuacją, z którą trudno się pogodzić. Staje się punktem wyjścia do rozważań na temat ich rodzinnych relacji, zarówno tych, które tworzyli z rodzicami i rodzeństwem, ale także tych, które zbudowali samodzielnie, ze swoimi życiowymi partnerami.
Książkę czyta się bardzo szybko, ale nie jest to zawsze lektura łatwa i przyjemna, bo porusza sporo trudnych i bolesnych spraw, które wielu spośród nas, mogą się wydać zaskakująco znajome. Bardzo Wam polecam, bo to nie tylko dobrze napisana książka, z ciekawą fabuła, ale także taka, która zostawia w czytelniku ślad i prowokuje do chwili zastanowienia się nad własnym życiem.
"Współczesna rodzina" Helgi Flatland to fantastyczna proza, która wciąga od pierwszej strony. To także genialnie napisana powieść psychologiczno-obyczajowa, która zmusza do refleksji. W stu procentach zgadzam się z tym, co napisano na okładce, a mianowicie, że dla wielu czytelników to będzie powieść o nich samych. Ta książka jest niczym lustro, w którym zobaczymy tak dobrze...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książka to swego rodzaju pamiętnik domowej przemocy i lat pełnych cierpienia. Pisarka postanowiła opowiedzieć w niej historię swej rodziny, próbując jednocześnie zmierzyć się z traumą, która tak boleśnie ukształtowała jej całe życie. Od samego początku tej niezbyt obszernej, a jednak kipiącej od wielkich emocji książce, czujemy, że wkrótce wydarzy się coś złego i ostatecznego. Powoli zanurzamy się w tę bardzo powściągliwą, zważywszy na tematykę opowieść, która pokazuje nam, jak po cichu przemoc wkrada się w życie rodziny, by rozgościć się tam na długie lata i dać fałszywe przekonanie, że nie da się z tym nic zrobić.
Natasha jest córką czarnej kobiety i białego mężczyzny. Małżeństwo po kilku latach się rozpada, kobieta wraz z córką wyjeżdża do Atlanty, gdzie poznaje nowego partnera. Matka bierze ślub, wkrótce na świecie pojawia się przyrodni brat Natashy, a dziewczynka coraz bardziej boi się swojego ojczyma, który zaczyna ją dręczyć. Którejś nocy odkrywa, że znęca się on fizycznie nad matką i słyszy jak ojczym ją bije. Od tej pory dziewczynka zaczyna zadawać sobie pytania, czy jest jakiś sposób, by ocalić matkę, to pytanie będzie towarzyszyć jej przez cały okres dorastania i resztę życia.
Książka nie epatuje zbędnymi słowami, autorka w nader oszczędnym stylu buduje swą opowieść. Wstrząsających momentów nie brakuje, ale najgorsza jest chyba świadomość, że można było coś zrobić, że tak niewiele brakło, by zmienić zakończenie tej historii, a jednak system i ludzie zawiedli. Po raz pierwszy kiedy Natasha mówi do swej nauczycielki: Ostatniej nocy słyszałam, jak ojczym uderzył moją matkę. [...] Wiesz - mówi Pani Messick. - Czasami dorośli się na siebie złoszczą. Kiedy odwraca się w stronę drzwi, żebyś wróciła do klasy, wiesz już, że nic z tym nie zrobi.
Mocna i bardzo potrzebna książka. Chcę wierzyć, że sprowokuje nas do tego, by nie odwracać wzroku, kiedy komuś dzieje się krzywda lub da siłę i impuls komuś, kto przemocy doświadcza, by się od niej uwolnić.
Ta książka to swego rodzaju pamiętnik domowej przemocy i lat pełnych cierpienia. Pisarka postanowiła opowiedzieć w niej historię swej rodziny, próbując jednocześnie zmierzyć się z traumą, która tak boleśnie ukształtowała jej całe życie. Od samego początku tej niezbyt obszernej, a jednak kipiącej od wielkich emocji książce, czujemy, że wkrótce wydarzy się coś złego i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Świetnie napisana, wciągająca historia rodziny greckich imigrantów, którzy uciekają ze spalonej i przejętej przez Turków Smyrny do Ameryki. Wiozą ze sobą wspomnienia z ukochanej ojczyzny, ale także tajemnicę, o której istnieniu tak bardzo chcą zapomnieć w ziemi obiecanej, a która - jak się okazuje - będzie miała decydująca znaczenie dla życia kolejnych pokoleń rodziny Stephanidosów. Jednak przede wszystkim jest to opowieść o dojrzewaniu, której głównym bohaterem i narratorem jest Cal, dziś dorosły mężczyzna, który jak sam o sobie mówi, urodził się dwukrotnie: [...] po raz pierwszy jako dziewczynka, w dzień wyjątkowo pozbawiony smogu, w Detroit, w styczniu 1960 roku i ponownie jako nastolatek na oddziale pomocy doraźnej w okolicach Petoskey w stanie Michigan, w sierpniu 1974 roku. [...] Podobnie jak Tejrezjasz, najpierw byłem jedną osobą, a później stałem się kimś innym.
Cal opowiada burzliwą historię swej rodziny, próbując jednocześnie zrekonstruować swą tożsamość, która jest wynikiem genetycznej mutacji, ale także przełomowych zdarzeń, które niezwykle drobiazgowo i obrazowo nam przedstawia.
Książka jest wciągająca i czyta się ją naprawdę świetnie, ale najbardziej ujmująca w tej wielobarwnej sadze jest różnorodność podejmowanych tematów. Mamy tu opisane trudy życia imigranta-uchodźcy, ale także wątki dotyczące amerykańskiej polityki rasowej i segregacji, miłosne historie, zazdrość, american dream, ale przede wszystkim szczerą opowieść o bolesnym okresie dojrzewania, który dla każdego nastolatka jest wyzwaniem, a co dopiero dla osoby, która nie ma pojęcia o tym, że urodziła się hermafrodytą i będzie musiała się z tą informacją niechybnie zmierzyć.
Ta powieść jest ujmująca pod każdym względem, fabularnym, jak i językowym. Zmusza do myślenia, i uczy tolerancji. Pokazuje nową perspektywę i przybliża to, co do tej pory pozostawało tabu lub nieznane. Bardzo potrzebna, szczególnie zważywszy na to, co dzieje się w naszym kraju w kontekście traktowania osób nie będących osobami heteroseksualnymi. Zdecydowanie polecam!
Świetnie napisana, wciągająca historia rodziny greckich imigrantów, którzy uciekają ze spalonej i przejętej przez Turków Smyrny do Ameryki. Wiozą ze sobą wspomnienia z ukochanej ojczyzny, ale także tajemnicę, o której istnieniu tak bardzo chcą zapomnieć w ziemi obiecanej, a która - jak się okazuje - będzie miała decydująca znaczenie dla życia kolejnych pokoleń rodziny...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Czasy secondhand" to zbiór rozmów ze zwyczajnymi ludźmi na temat życia w Związku Radzieckim, jego upadku oraz tak powszechnej tęsknoty za jego potęgą. Jak zauważa autorka, Homo sovieticus wcale nie umarł, wciąż żyje i ma się dobrze we wspomnieniach współczesnych Rosjan. Ta tęsknota i nostalgia wydaje się niezrozumiała, wręcz absurdalna, kiedy czytelnik poznaje skalę i okrucieństwo z jaką ZSRR kształtował i łamał człowieka. A jednak ludzie nie potrafią się odnaleźć w czasach kapitalizmu i daleko posuniętej indywidualizacji społeczeństwa, tęsknią za wspólnym celem, ideą, która usprawideliwała i rozgrzeszała każdego z nawet największego draństwa oraz za poczuciem przynależności do supermocarstwa. Upadek ZSRR to wydarzenie, które zmieniło nie tylko życie samych Rosjan, ale także wszystkich mieszkańców państw wchodzących w jego skład. Ich świadectwo także znajdziecie w tej książce, podobnie jak głosy imigrantów zarobkowych z Tadżykistanu.
Książka jest wstrząsająca, momentami naprawdę mocna i emocjonalnie wycieńczająca, ale mimo wszystko, nie sposób jej odłożyć. Czytelnik jak gąbka chłonie te opowieści, a potem analizuje je w swej głowie, szukając jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia dla usłyszanych historii. Według mnie, największą zaletą tego reportażu jest to, że pisarka wprost fenomenalnie opowiada wielką historię z perspektywy życia pojedynczego człowieka. Czytajcie, bo naprawdę warto! Moim zdaniem ta książka powinna się znaleźć w kanonie lektur szkolnych szkoły średniej.
"Czasy secondhand" to zbiór rozmów ze zwyczajnymi ludźmi na temat życia w Związku Radzieckim, jego upadku oraz tak powszechnej tęsknoty za jego potęgą. Jak zauważa autorka, Homo sovieticus wcale nie umarł, wciąż żyje i ma się dobrze we wspomnieniach współczesnych Rosjan. Ta tęsknota i nostalgia wydaje się niezrozumiała, wręcz absurdalna, kiedy czytelnik poznaje skalę i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czwarty tom cyklu z komisarzem Igorem Brudnym w roli głównej trzymał mnie wczoraj w napięciu do późnych godzin nocnych. Każdy rozdział miał być "tym ostatnim", ale jakoś nie mogłam zamknąć czytnika, dopóki nie poznałam zakończenia całej historii. Trzeba przyznać, że Przemysław Piotrowski w każdej książce o Brudnym trzyma poziom, dlatego bardzo się cieszę, że nie skończyło się na trylogii, a cykl będzie kontynuowany. Bo to kawał świetnej literatury, nie tylko gatunkowej, ale sporo tu także naprawdę dobrze poprowadzonych wątków obyczajowych, które tak uwielbiam w seriach skandynawskich.
Piotrowskiemu udało się stworzyć genialną, charyzmatyczną, silną i przede wszystkim, nie wyidealizowaną postać pierwszoplanową. Owszem, Igor lubi kozaczyć, często balansuje na krawędzi, ale nie ma w tym rażącej przesady rodem z amerykańskich filmów akcji. Jest genialnym policjantem, który dla prawdy jest w stanie wiele zaryzykować, ale przy tym, jego sposób działania i myślenia opiera się na mocnych dowodach i zdroworozsądkowej analizie. Inteligentny, szorstki, bezkompromisowy, bywa opryskliwy, ale przede wszystkim wyjątkowo skuteczny.
Rozwiązania ostatniej sprawy omal nie przypłacił życiem. Dojście do zdrowia i dawnej formy to dla niego spore wyzwanie, jednak się nie poddaje. Wciąż może liczyć na najlepszych przyjaciół: Julkę czy emerytowanego inspektora Czarneckiego. Igor kontynuuje swą rehabilitację w Zielonej Górze, nie zamierza już wracać do Warszawy. Podobnie jak Zawadzka, która przeniosła się do tutejszej komendy i właśnie próbuje wyrobić sobie pozycję w nowym zespole. Przed nią spore wyzwanie, dostaje śledztwo, które utknęło w martwym punkcie, dotyczące młodej, brutalnie zgwałconej i zabitej kobiety. Tymczasem w pobliskim lesie znaleziono kolejne zwłoki kobiece, śledczy z przerażeniem odkrywają, że ktoś spuścił z ofiary całą krew. Julka czuje narastającą złość, dochodzenie się nie klei, a ona nie potrafi znaleźć żadnych punktów stycznych. Tymczasem Brudny, mimo swej marnej fizycznej kondycji, nie potrafi odmówić młodej dziewczynie, która błaga go o pomoc w sprawie zaginięcia siostry i rozpoczyna swoje prywatne śledztwo.
Co tu dużo mówić, książkę pochłonęłam niemal jednym tchem, więc jej najlepsza rekomendacja. Zakończenie po raz kolejny mnie zaskoczyło, nie było banalne, ani przewidywalne. Świetnie poprowadzone wątki kryminalne sensownie zgrały się w całość, a tło obyczajowe imponowało przenikliwością. Z wielką przyjemnością po raz kolejny spotkałam się z Igorem Brudnym i Julią Zawadzką i bardzo się cieszę na kolejne, które już zapowiedział autor.
Czwarty tom cyklu z komisarzem Igorem Brudnym w roli głównej trzymał mnie wczoraj w napięciu do późnych godzin nocnych. Każdy rozdział miał być "tym ostatnim", ale jakoś nie mogłam zamknąć czytnika, dopóki nie poznałam zakończenia całej historii. Trzeba przyznać, że Przemysław Piotrowski w każdej książce o Brudnym trzyma poziom, dlatego bardzo się cieszę, że nie skończyło...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolejny świetny reportaż Swietłany Aleksijewicz, poświęcony radzieckim kobietom, które zdecydowały się zbrojnie walczyć na froncie drugiej wojny światowej. Niektóre na pierwszej linii, jako saperki, pilotki, inne były partyzantkami czy sanitariuszkami polowymi. Dzięki ich świadectwu możemy poznać wojnę widzianą z ich perspektywy. To nie jest tak dobrze nam znany obraz kobiety czekającej na powrót z frontu męża, syna czy brata, a punkt widzenia kobiet i młodziutkich dziewczyn, które ruszyły na pierwszą linię walki, bo wierzyły, że tak trzeba. Ponad 250 tysięcy sowieckich kobiet brało udział w działaniach zbrojnych, w bezpośredniej walce około 2500. Biorąc pod uwagę, ówczesne czasy i silnie zakorzeniony patriarchat, to naprawdę imponujące liczby. Obywatelki radzieckie, wychowane w komsomołach, uważały za swój obowiązek udział w obronie ojczyzny i choć ich bezpośredni udział napotykał początkowo na opór dowództwa i innych żołnierzy, to jednak stał się faktem.
Autorka dotarła do wielu żołnierek, materiał rozrastał się w niebywałym tempie. Po każdej rozmowie odzywały się kolejne kobiety, pragnące, by ktoś ich wysłuchał, choć były i takie, które wolały milczeć. Sytuacja radzieckich żołnierek była trudna, po zakończeniu wojny wiele z nich spotkało się z potępieniem i ostracyzmem, były nazywane koszarowymi kurwami. Państwo nie zadbało o nie w równym stopniu jak o żołnierzy, oni byli bohaterami, one musiały radzić sobie same, dostały jakieś głodowe emerytury lub wcale, często same niszczyły swe legitymacje, by nikt nie dowiedział się o ich udziale w walce. W trakcie trwania działań wojennych nie było lepiej. Narażone na lubieżne spojrzenia i działania ze strony innych żołnierzy, często świadomie wiązały się na stałe z wybranym oficerem, by ustrzec się przed potencjalnym gwałtem i zyskać stosowną ochronę. Autorka próbowała odczarować obraz wojny widziany oczami radzieckich żołnierek, ale mam wrażenie, że nie do końca jej się to udało, zdecydowanie za mało miejsca poświęciła tym niewygodnym kwestiom, nieliczne rozmówczynie ostrożnie sugerowały wspomniane fakty, wręcz nie chciały o nich mówić wprost. Natomiast jest tu sporo historii o poświęceniu dla ojczyzny, patriotyzmie, okrutnych i złych Niemcach, o czynach, które według rozmówczyń rozgrzeszała wojna i nie ma o czym dyskutować. Na każdej stronie czuć tu radziecką propagandę, ale właśnie taki obraz stworzyły rozmówczynie reporterki. Kobiety opowiadały o różnych sprawach, nie tylko o okrucieństwie wojny, ale też miłości czy dziewczyńskich sprawach, które nawet na froncie miały dla nich ogromne znaczenie. Kwiatach, które wplatały we włosy, by poczuć się pięknie, czy przerabianych mundurach, by wyglądać bardziej kobieco.
To naprawdę dobry reportaż i zdecydowanie warto go przeczytać, choć nie jest wolny od wad. Zabrakło mi głębi, szerszego i dłuższego spojrzenia konkretnej jednostki. Ilość rozmówców była tak duża i przytłaczająca, że niektóre wypowiedzi sprowadzały się do jednego akapitu. Domyślam się, że autorka chciała oddać głos jak największej liczbie kobiet, ale moim zdaniem te rozmowy mocno straciły na intymności i sile przekazu. W książce "Czasy secondhand", o której niedawno pisałam, i która tak mnie zachwyciła, a właściwie mną wstrząsnęła, autorka zdecydowała się na pogłębione i długie wywiady, rozmówców było niewielu, dzięki temu czytelnik odczuwał z nimi pewnego rodzaju bliskość, identyfikował się ich emocjami.
Ta książka może nie będzie moją ulubioną w dorobku noblistki, ale i tak zdecydowanie warto po nią sięgnąć, do czego Was gorąco zachęcam.
Kolejny świetny reportaż Swietłany Aleksijewicz, poświęcony radzieckim kobietom, które zdecydowały się zbrojnie walczyć na froncie drugiej wojny światowej. Niektóre na pierwszej linii, jako saperki, pilotki, inne były partyzantkami czy sanitariuszkami polowymi. Dzięki ich świadectwu możemy poznać wojnę widzianą z ich perspektywy. To nie jest tak dobrze nam znany obraz...
więcej mniej Pokaż mimo to
Miałam spore oczekiwania względem tej książki, bo mnóstwo osób chwaliło talent Siri Hustvedt. Dla mnie to było pierwsze spotkanie z jej twórczością i muszę przyznać, że nie udało się w stu procentach. Owszem, sporo rzeczy podobało mi się w tej powieści, ale były też takie, które mnie drażniły i nużyły. Niezaprzeczalne zalety książki to z pewnością miejsce akcji, którym jest Nowy York, ale też mocne feministyczne akcenty oraz obnażenie i piętnowanie przemocy patriarchatu. Zaskakująca i niezwykle pomysłowo została przedstawiona przez pisarkę zawodność pamięci, tego, w jaki sposób postrzegamy samych siebie i własne przeżycia, które w konfrontacji ze świadectwem innych ludzi lub naszym własnym, w postaci nagle odnalezionych pamiętników z młodości, nabierają nagle nowego wymiaru i znaczenia. Najbardziej męczący natomiast okazał się dla mnie sposób prowadzenia narracji, bardzo rozproszony, nielinearny. Nieustające dygresje mnie dekoncetrowały, a przede wszystkim wydawały nużące i niepotrzebne. Wydawało mi się, że jestem dość wyrobionym czytelnikiem, ale forma tej powieści mnie trochę przytłoczyła i nie do końca przekonała. Jak dla mnie książka jest mocno przegadana.
Główną bohaterką jest sześćdziesięcioparoletnia pisarka, która podczas przeprowadzki swojej matki do zakładu opiekuńczego, znajduje w rodzinnym domu swoje pamiętniki z okresu młodości, kiedy to jako dwudziestoparoletnia dziewczyna zamieszkała w Nowym Yorku. Pisarka z niepokojem, ale też sentymentem wspomina początki swej zawodowej drogi, zdarzenia, które mocno w niej utkwiły, choć o niektórych być może chciałaby zapomnieć. Dawne zapiski przypominają o dziwacznej sąsiadce zza ściany, starych przyjaciołach, marzeniach i pierwszej pracy. Zawierają też fragmenty książki, nad którą wtedy początkująca pisarka pracowała. Powieść przybiera więc miejscami postać książki o książce, znajdują się tu zresztą też liczne odwołania do innych dzieł literatury. Dla mnie jednak było tego wszystkiego zdecydowanie za dużo, niektóre fragmenty miałam wręcz ochotę pominąć.
Nie umiem jednoznacznie ocenić tej powieści. Nie była zła, ale także nie zachwyciła, a takie miałam oczekiwania, stąd może moje rozczarowanie. Pewnie za jakiś czas dam kolejną szansę prozie Siri Hustvedt, na razie jednak potrzebuję od niej odpocząć.
Miałam spore oczekiwania względem tej książki, bo mnóstwo osób chwaliło talent Siri Hustvedt. Dla mnie to było pierwsze spotkanie z jej twórczością i muszę przyznać, że nie udało się w stu procentach. Owszem, sporo rzeczy podobało mi się w tej powieści, ale były też takie, które mnie drażniły i nużyły. Niezaprzeczalne zalety książki to z pewnością miejsce akcji, którym jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dałam się porwać Michelle Obamie i jej opowieści na dwa długie wieczory i nie żałuję! Co z tego, że książkę tak naprawdę napisał jakiś utalentowany ghostwriter lub, że była pierwsza dama jest totalnie bezkrytyczna wobec polityki prowadzonej przez swojego męża. Nie przeszkadza to bynajmniej wcale, by cieszyć się tą ciekawą, wciągającą i świetnie opowiedzianą historią życia niezwykłej kobiety, która jako pierwsza Afroamerykanka zamieszała w Białym Domu.
Michelle Obama barwnie opowiada o swoim dzieciństwie, rodzicach, którzy zawsze ją wspierali, edukacji, pierwszej pracy, a potem o spotkaniu z pewnym utalentowanym studentem prawa o imieniu Barack, który zmienił całe jej życie. O tym, jak zrezygnowała z pracy w prestiżowej kancelarii adwokackiej, kiedy w pewnym momencie zrozumiała, że ta praca nie daje jej satysfakcji i wtedy wspierana przez męża zdecydowała się związać z sektorem pozarządowym. Ten ryzykowny skok na głęboką wodę okazał się jedną z najlepszych decyzji w jej życiu, wreszcie poczuła, że odnalazła swoje miejsce.
Michelle szczerze opisuje pierwsze lata małżeństwa i kryzys, który się pojawił, kiedy jej mąż coraz intensywniej angażował się w politykę, a także problemy z zajściem w ciążę, które ostatecznie zostały rozwiązane dzięki procedurze in vitro, a później radość i miłość, które towarzyszyły obojgu rodzicom od momentu pojawienia się ich córek na świecie. Następnie szczegółowo opowiada o kulisach pierwszej prezydenckiej kampanii Baracka, w której powodzenie Michelle właściwie do końca wątpiła. Wreszcie przedstawia blaski i cienie codziennego życia w Białym Domu, co jest chyba nie najciekawszą częścią całej książki oraz różne smaczki związane z zagranicznymi wizytami pary prezydenckiej, na przykład u brytyjskiej królowej.
Michelle Obama nie ukrywa, że budowa jej własnego wizerunku pierwszej damy i tego, czym chciałaby się zająć jako pani prezydentowa było dodatkowo utrudnione przez jej kolor skóry. Zawsze miała świadomość, że musi wykazać się bardziej - i podobnie jak jej mąż - pracować dwa razy ciężej. W ostatniej części Michelle nie owija w bawełnę, wprost mówi o swoim niezadowoleniu i obawach związanych z przyszłością Stanów Zjednoczonych, po tym jak Donald Trump wygrał wybory prezydenckie.
Dla mnie ta książka to przede wszystkim opowieść o silnej, ambitnej, inteligentnej kobiecie, która nie boi podejmować się odważnych decyzji, o matce, która umiejętnie, choć nie bez ogromnego wysiłku i zmęczenia, godzi karierę zawodową z macierzyństwem, a potem rolą pierwszej damy. O kobiecie, która wiele razy w siebie wątpiła, ale nigdy się nie poddała, o miłości, która okazała się być nie tylko gorącym uczuciem, ale także wielkim wyzwaniem. Jest to też opowieść o Ameryce, w której rasizm, nietolerancja i szowinizm wciąż mają się bardzo dobrze.
Książkę czyta się z dużą przyjemnością, jestem pewna, że wciągnie Was tak samo, jak mnie. Zawsze lubiłam tę parę prezydencką, ale po tej książce lubię ich jeszcze bardziej. Szanuję ich za to, że są po prostu dobrymi ludźmi, którzy zawsze starali się być przyzwoici bez względu na wszytko. Poza tym mają świetne poczucie humoru i dystans do siebie, czego o większości par prezydenckich, niestety nie można powiedzieć. Szczerze polecam!
Dałam się porwać Michelle Obamie i jej opowieści na dwa długie wieczory i nie żałuję! Co z tego, że książkę tak naprawdę napisał jakiś utalentowany ghostwriter lub, że była pierwsza dama jest totalnie bezkrytyczna wobec polityki prowadzonej przez swojego męża. Nie przeszkadza to bynajmniej wcale, by cieszyć się tą ciekawą, wciągającą i świetnie opowiedzianą historią...
więcej mniej Pokaż mimo to
Już dawno nie czytało mi się tak dobrze żadnej powieści. "Patria" to książka nietuzinkowa, mocna, rozdzierająco smutna, ale także piękna. Opowiada o walce Basków o niepodległość, która toczyła się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, aż do roku 2011, kiedy to ostatecznie pozostała autonomiczną wspólnotą wchodzącą w skład Hiszpanii. Pisarz z niezwykłym talentem i jednocześnie obiektywizmem, bez osądzania, oceniania opisuje organizacje ETA, która w tej walce odgrywała kluczową rolę i nie znosiła żadnych kompromisów,a z czasem coraz częściej posuwała się do najbardziej krwawych rozwiązań.
Historia dwóch baskijskich rodzin, które wiele lat się ze sobą przyjaźniły stała się główną osią wydarzeń i zarazem fantastycznym studium przypadku, w jaki sposób odmiennie pojmowana miłość do ojczyzny potrafi doprowadzić do rozpadu wieloletnich więzi. Pisarz z doskonałym wyczuciem i starannością opisał mechanizm powstawania wzajemnej fali nienawiści i rosnącego w siłę terroryzmu, który w imię walki o niepodległość usprawiedliwiał swoje, coraz bardziej krwawe czyny.
W tej książce nie ma łatwych i oczywistych odpowiedzi, nie wszystko jest czarne i białe, bo taki jest po prostu świat. Głównie bohaterowie nie potrafią być szczęśliwi, poharatani traumatycznymi zdarzeniami, próbują przetrwać kolejne dni i po prostu robić swoje. Ich wzajemne relacje są pogmatwane, niełatwe, ale do bólu prawdziwe, myślę, że każdy z nas odnajdzie w nich cząstkę siebie. Autor pokazuje w jaki sposób jedno zdarzenia, może wpłynąć nieodwracalnie na życie wielu innych osób.
Książka opowiada nie tylko o tym, w jakim stopniu terroryzm i nacjonalizm wdzierają się do życia zwyczajnych ludzi, ale jest to także opowieść o miłości, samotności, przyjaźni, zmarnowanych szansach, ale przede wszystkim o pojednaniu. "Patria" jest pięknym świadectwem ostatecznego triumfu dobra nad złem.
Tę fantastyczną powieść czyta się z wielką przyjemnością, Fernando Aramburu pisze porywająco i pięknie. Czuć w niej ducha typowej literatury iberoamerykańskiej, do której od dawna mam słabość i jest to moim zdaniem jej kolejny wielki atut.
Z całego serca polecam Wam tę książkę, jest po prostu genialna.
Już dawno nie czytało mi się tak dobrze żadnej powieści. "Patria" to książka nietuzinkowa, mocna, rozdzierająco smutna, ale także piękna. Opowiada o walce Basków o niepodległość, która toczyła się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, aż do roku 2011, kiedy to ostatecznie pozostała autonomiczną wspólnotą wchodzącą w skład Hiszpanii. Pisarz z niezwykłym talentem i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytając książkę Małgorzaty Rejmer wielokrotnie miałam ściśnięte ze wzruszenia gardło, bo historie w niej opisane są tak wstrząsające, że aż trudno czasem uwierzyć, że naprawdę się wydarzyły. Albania przez dziesięciolecia była najbardziej represyjnym państwem w Europie, a jej przywódca Enver Hoxha bezwzględnym dyktatorem, dla którego komunizm w wydaniu Związku Radzieckiego czy Chin okazał się nie dość konsekwentny i zbyt prokapitalistyczny (sic!).
Hoxha przez ponad czterdzieści lat rządził swoim krajem siejąc powszechny strach. Przyświecała mu idea państwa socjalistycznego, w którym miała obowiązywać równość społeczna i ekonomiczna, a która okazała się jednym wielkim kłamstwem, gdyż albańskie elity polityczne pławiły się w luksusie, gdy w tym samym czasie zwykli ludzie nie mieli co jeść. Z pomocą powołanych przez siebie służb bezpieczeństwa Sigurimi, bezwzględny dyktator torturował i niszczył życie każdego, kto ośmielił się w jakikolwiek sposób wyrazić sprzeciw wobec systemu. Masowe zsyłki do obozów pracy i wieloletnia odsiadka w więzieniu politycznym, prześladowania pozostałych członków rodzin- tak wyglądała codzienność albańskich obywateli.
Małgorzata Rejmer oddała głos swoim rozmówcom i zrobiła to w pięknym stylu. Jej reportaż z Albanii jest poruszającym świadectwem tamtych czasów. Pisarka wysłuchała wielu historii, a każda chwyta za serce i wywołuje wielki smutek. Ta książka niezwykle obrazowo pokazuje siłę totalitaryzmu i dyktatury, która potrafi zniszczyć wszystko i wszystkich. Przerażające jest to w jak wielkim stopniu państwo jest w stanie zniewolić jednostkę i sprawić, by żyła w wiecznym strachu, nie ufając nikomu, nawet tym, z którymi żyje pod jednym dachem. Ekstremalność systemu wydobywała z ludzi to, co najgorsze, ale też zmuszała ich do niezwykłych poświęceń. Dyktatura robiła z nas potworów i świętych. Jedni zdradzali człowieka, z którym dzielili łóżko, inni ryzykowali życie, by pomóc obcej osobie. Niezależnie od ideologii, ludzie mają w sobie miłosierdzie, i okrucieństwo. Nigdy nie można przewidzieć, która strona człowieka odsłoni się przed tobą.*
System niezwykle skutecznie łamał nie tylko jednostki i całe rodziny, z czasem uderzył także z wielką siłą w religię, która została oficjalnie zakazana. Odbierał po kolei człowiekowi wolność, najpierw w sensie fizycznym, bo podróże do innych krajów były zakazane, a potem psychicznym, bo ludzie bali się, że ktoś może usłyszeć ich myśli.
Najbardziej zdumiewające jest to, że Albania nie rozliczyła się ze swojej przeszłości. Ofiary i ich kaci robią zakupy w tych samych sklepach i piją kawę w tych samych kawiarniach. Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych trwała dyskusja o tym, czy ofiary powinny wybaczyć swoim prześladowcom, pisarz Arshi Pipa stwierdził: "Tak. Powinniśmy im wybaczyć. Ale jak mamy wybaczyć komuś, kto nie czuje się winny?" Ponieważ w nowej demokratycznej Albanii nie ma winnych, nikt nie został ukarany i nie nie prosi o wybaczenie.*
Reportaż Małgorzaty Rejmer jest mocny, przejmujący i genialnie napisany. Mimo, że jego treść jest trudna i bolesna nie można się od niego oderwać. Nic dziwnego, że "Błoto słodsze niż miód" zostało nagrodzone Paszportem Polityki za 2018 rok. To jest jedna z tych książek, którą trzeba przeczytać!
Czytając książkę Małgorzaty Rejmer wielokrotnie miałam ściśnięte ze wzruszenia gardło, bo historie w niej opisane są tak wstrząsające, że aż trudno czasem uwierzyć, że naprawdę się wydarzyły. Albania przez dziesięciolecia była najbardziej represyjnym państwem w Europie, a jej przywódca Enver Hoxha bezwzględnym dyktatorem, dla którego komunizm w wydaniu Związku Radzieckiego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Miałam spore obawy, co do tej książki. Sam tytuł jest dość kontrowersyjny i myślę, że niektórych może niechcący zniechęcić. Bałam się nadmiernego epatowania emocjami i cierpieniem ludzkim, ale zupełnie niepotrzebnie. Cieszę się, że odważyłam się po nią sięgnąć, bo jest to staranie wyważona i stonowana opowieść o codziennym życiu i funkcjonowaniu rodzin, a przede wszystkim matek dzieci niepełnosprawnych. Uważam, że ta książka jest niezwykle ważna i powinna dotrzeć do jak największej liczy odbiorców, bo w sposób prawdziwy i wyczerpujący pokazuje czym jest niepełnosprawność. Ten genialny, rzeczowy i świetnie napisany reportaż powinien być szeroko komentowany, po to, by kwestia niepełnosprawności i wszystkich problemów, jakie się z nią wiążą trafiła na stałe do debaty publicznej. Jest to jednak przede wszystkim książka o miłości- prawdziwej i bezwarunkowej, takiej, która kruszy skały i przenosi góry. Miłości matki do dziecka, którą trudno opowiedzieć słowami, a którą najlepiej obrazują codzienne gesty i czyny.
Jacek Hołub spisał w swej niezwykłej książce historie pięciu matek, których dzieci są niepełnosprawne. Każda z opowieści inna, a jednak zadziwiająco podobna, łączy je heroiczna walka o sprawność ukochanych dzieci, społeczne wykluczenie oraz wielki strach, co się stanie z ich dziećmi, kiedy ich zabraknie. Niepełnosprawność dziecka to choroba, która toczy całą rodzinę, bardzo często przyczynia się do rozpadu małżeństwa, osłabienia więzi i zaniedbania pozostałych, zdrowych dzieci. Ta książka obnaża wszystkie słabości sytemu państwa, które wciąż nie umie dostatecznie pomóc rodzinom dotkniętym niepełnosprawnością, które daje minimum, a o resztę rodzic musi troszczyć się sam.
We opisanych historiach najbardziej uderzyła mnie bezduszność lekarzy, zawodność sytemu, ale także podłe zachowania zwykłych ludzi, którzy nie potrafią zachować się przyzwoicie. Chciałabym by tę książkę przeczytało jak najwięcej osób, nie po to, by zaczęli współczuć rodzinom, których dotknęła niepełnosprawność, ale by nauczyli się odpowiednio reagować, może nawet pomóc w jakiś sposób. Żeby nie ranili słowami i gestami, nie utrudniali tego, co już i tak jest trudne do zniesienia.
Chciałabym, by ludzie zrozumieli, że nie w tym rzecz, by pochować chorych w czterech ścianach, i wykluczać ich z życia w przestrzenie publicznej, trzeba zapewnić im komfortowe warunki do bycia wśród nas. Cieszę się z tego, że społeczeństwo otwiera się na osoby niepełnosprawne, ale wciąż jeszcze mamy wiele do zrobienia w tej kwestii.
Bardzo Wam polecam tę książkę, szybko się ją czyta, bo jest dobrze napisana, ale przede wszystkim otwiera oczy i pozwala spojrzeć na sprawę niepełnosprawności z szerokiej, często nieznanej nam perspektywy.
Miałam spore obawy, co do tej książki. Sam tytuł jest dość kontrowersyjny i myślę, że niektórych może niechcący zniechęcić. Bałam się nadmiernego epatowania emocjami i cierpieniem ludzkim, ale zupełnie niepotrzebnie. Cieszę się, że odważyłam się po nią sięgnąć, bo jest to staranie wyważona i stonowana opowieść o codziennym życiu i funkcjonowaniu rodzin, a przede wszystkim...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-25
Główny bohater Mikołaj to trzydziestoparoletni pisarz, były narkoman, który wraz z żoną Justyną mieszka w Warszawie. Tej dwójce od jakiegoś czasu się nie szczęści, kiepska sytuacja finansowa zmusza ich do wyjazdu ze stolicy i wynajęcia własnego mieszkania lokatorom. By poprawiać swoją trudną sytuację i wymyślić, co robić dalej, mają w tym czasie zamieszkać u ojca Mikołaja, w małej miejscowości o nazwie Zybork na Mazurach. Tuż przed wyjazdem wychodzi również na jaw, że Justyna miała romans ze swoim przełożonym.
Ojciec Mikołaja to trudny człowiek, były alkoholik, z którym nigdy mu się nie układało. Matka zmarła na raka, kilka lat później ojciec założył nową rodzinę. Od wielu lat Mikołaj skutecznie omijał rodzinne strony, jednak sytuacja, w której się znalazł nie pozostawia mu wyboru, musi wraz z Justyną choć na trochę zatrzymać się w domu ojca i wrócić tym samy do miejsca, o którym tak bardzo chciał zapomnieć. Mikołaj bardzo szybko przekonuje się, że stare demony nie śpią i wracają z jeszcze większą mocą...
Przyznaję, że historia jest wciągająca. Na głównym planie daleka prowincja, gdzie diabeł mówi dobranoc, a zło wypełza z każdego kąta. Polityczne układy i układziki, które służą tylko tym, którzy są ich częścią, zbrodnia sprzed lat, która wydawać by się mogło, mało obeszła lokalną społeczność. Długo skrywane poczucie niesprawiedliwości, które prowokuje do zemsty. To wszystko składa się na ciekawą i intrygującą opowieść, choć przyznam, że całość nie jest wolna od wad.
Objętość tej powieści to moim zdaniem przesada, tym bardziej, że z czasem pojawia się coraz więcej nudnych i przydługich fragmentów. Retrospekcje do czasów młodości głównego bohatera to kalka tego, co czytałam już w "Radio Armagedon", momentami miałam wrażenie, że czytam tamtą książkę. Ponownie mnóstwo wulgaryzmów i prymitywne dialogi, muszę przyznać, że zupełnie nie czuję tego klimatu. Za to wielką zaletą jest sposób prowadzenia narracji, bo swoją opowieść snuje nie tylko Mikołaj, ale także Justyna. Dzięki niej mamy okazję poznać inną, znacznie szerszą perspektywę, tego co się dzieje w Zyborku i tego, co się zdarzyło w Warszawie.
Najciekawsza okazała się dla mnie warstwa emocjonalna zawarta w tej zawiłej historii, próba ratowania związku, który ucierpiał po zdradzie oraz wybaczenia dawnych krzywd i pojednania ojca z synem, które mimo tego, że nic na to nie wskazuje, ostatecznie ma miejsce.
"Wzgórze psów" to opowieść o złu, które wcale nie zostaje zwyciężone, a jedynie pomszczone. Nie mogę się zgodzić z osobami, które piszą, że to thriller, bo to gatunek, który trzyma w napięciu i odpowiednio je buduje, a tu nic takiego się nie dzieje. Zresztą domyśliłam się jego zakończenia na długo przed tym, jak głowni bohaterowie sami zorientowali, co się właściwie wydarzyło i w czym biorą udział.
Stwierdzam ostatecznie, że nie jestem wielbicielką stylu Jakuba Żulczyka, ale doceniam "Wzgórze psów" i jestem w stanie zrozumieć, że ta książka dla niektórych jest genialna. W mojej opinii jest dobra, ale czytałam lepsze.
https://annaczyta.blogspot.com/2019/01/jakub-zulczyk-wzgorze-psow.html
Główny bohater Mikołaj to trzydziestoparoletni pisarz, były narkoman, który wraz z żoną Justyną mieszka w Warszawie. Tej dwójce od jakiegoś czasu się nie szczęści, kiepska sytuacja finansowa zmusza ich do wyjazdu ze stolicy i wynajęcia własnego mieszkania lokatorom. By poprawiać swoją trudną sytuację i wymyślić, co robić dalej, mają w tym czasie zamieszkać u ojca Mikołaja,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-16
Mój stosunek do Wojewódzkiego jest aktualnie ambiwalentny, ze wskazaniem na to, że bywa mocno irytujący. Dawno temu chętnie oglądałam jego programy, później zaczął mnie nudzić i złościć, a teraz -nie ukrywam- od czasu do czasu zdarza mi się obejrzeć odcinek jego programu, jeśli zaproszony gość wydaje mi się interesujący lub po prostu go lubię. Z czytaniem tej książki jest jak z kiepskim filmem, który oglądasz trochę wbrew sobie, bo masz nadzieję, że może jednak nie okaże się być aż tak zły, by ostatecznie stwierdzić, że był jeszcze gorszy niż myślałeś.
Nie spodziewałam się po książce Kuby jakiejś wielkiej literatury, nie jest to też jakieś straszne grafomaństwo, ale przyznam, że przez pierwsze pięćdziesiąt stron ledwo przebrnęłam, na szczęście potem było już znacznie lepiej. Ten wiecznie silący się na dowcip ton i brak spójności wypowiedzi bywa bardzo męczący. Tak naprawdę większość ciekawszych kwestii, stanowią tu cytaty wspomnianych znajomych czy przyjaciół Wojewódzkiego. Wydaje mi się, że Kuba lepiej się sprawdza w krótkich formach, pisanie książki zostawiłabym jednak innym. Autobiografia jest napisana dokładnie takim językiem i w takim stylu jak wszystkie programy Kuby Wojewódzkiego. Owszem, niektóre z fragmentów są zabawne, ale niektóre po prostu żenujące.
Najciekawsze są chyba momenty dotyczące tego, jak wyglądała jego praca w radio i w telewizji. Mimo, że to autobiografia nie dowiedziałam się o samym Kubie tak naprawdę niczego nowego. Wojewódzki umiejętnie wodzi czytelnika za nos, bo niby zdradza szczegóły ze swego życia prywatnego, ale tak naprawdę nie wdaje się w szczegóły i zostawia mnóstwo niedopowiedzeń. Po lekturze tej książki wydaje mi się, że jest takim człowiekiem, jakim się wydaje, kiedy oglądam jego programy, że nie jest to tylko wizerunek wykreowany na potrzeby telewizji. Kuba Wojewódzki to inteligentny błazen, zakochany w sobie, którego głównym celem w życiu jest dobra zabawa. Żeby była jasność, nie krytykuję tego, każdy ma prawo żyć jak chce, jeśli nie krzywdzi w ten sposób innych.
Kuba jest szczery i za to go cenię, nie owija w bawełnę, a kiedy trzeba śmieje się z samego siebie, bo ma do siebie sporo dystansu. Trzeba przyznać, że autor często nabija się z samego siebie. Podejrzewam, że dla fanów Kuby książka okazała się być ciekawą, dla mnie jest się nijaka. Przeczytałam ją bardzo szybko i równie szybko o niej zapomniałam. I bardzo się cieszę, że za nią nie zapłaciłam, bo wtedy musiałabym napisać o niej trochę mniej pochlebnie...
Mój stosunek do Wojewódzkiego jest aktualnie ambiwalentny, ze wskazaniem na to, że bywa mocno irytujący. Dawno temu chętnie oglądałam jego programy, później zaczął mnie nudzić i złościć, a teraz -nie ukrywam- od czasu do czasu zdarza mi się obejrzeć odcinek jego programu, jeśli zaproszony gość wydaje mi się interesujący lub po prostu go lubię. Z czytaniem tej książki jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wielojęzyczność dzieci to nie jest tematyka, którą na co dzień się interesuję, ale muszę powiedzieć, że od tej książki nie mogłam się oderwać i przeczytałam ją niemal na raz. A wszystko dlatego, że została napisana w bardzo przystępny sposób.. Javi ma dziewięć lat, Krysia siedem i oboje mówią i piszą [sic!] w czterech językach. Zastanawiacie się pewnie teraz, jak to jest możliwe, trochę nie dowierzacie, a oczami wyobraźni widzicie dzieci, które całe dnie spędzają na nauce i wkuwaniu nudnych słówek. Otóż jesteście w błędzie, bo w tej książce nauka języków to raczej wspaniała przygoda i sposób na życie, niż przykry obowiązek. Zresztą, jest to bardziej przyswajanie języka, niż stricte nauka, bo dzieci do szóstego roku życia z łatwością uczą się kilku języków jednocześnie, każdy traktując jak pierwszy i chłonąc wszystko jak gąbka.
Zanim jednak do tego dojdzie, to w głowie rodzica musi najpierw zrodzić się pomysł na wielojęzyczność, a potem jeszcze żelazna konsekwencja i determinacja, by wytrwać w tym postanowieniu. Tak naprawdę największy wysiłek i praca, szczególnie na początku tej przygody, leży właśnie po stronie rodziców. Autorka jest z wykształcenia filologiem języka hiszpańskiego, więc nic dziwnego, że właśnie ten język postanowiła przekazać swoim dzieciom. Mąż jest Polakiem, ale biegle mówi po angielsku, postanowili więc również wykorzystać ten fakt i wprowadzić jednocześnie angielski. Wyobraźcie więc sobie taką sytuację, że mama mówi do swojego nowo narodzonego synka wyłącznie w języku hiszpańskim, tata w języku angielskim, a między sobą rozmawiają po polsku. Wydaje się to dość skomplikowane, ale okazało się na tyle skuteczne, że kiedy urodziła się Krysia, kontynuowała z bratem tę niezwykłą przygodę. Zresztą autorka od początku trzymała się swego, wierzyła w swój projekt i z powodzeniem go realizowała, a wszechświat zdawał się sprzyjać. Szczególnie wtedy, gdy postawił na jej drodze hiszpańską nianię, która pomogła dzieciom, jak określa to autorka, "zanurzyć się w języku". A potem przeprowadzka na Maltę i maltańska szkoła, w której dzieci uczyły się kolejnego języka, a przy okazji rozwijały swoje pozostałe kompetencje językowe w środowisku międzynarodowym.
Jak słusznie zauważa autorka, wielojęzyczność nie jest czymś nadzwyczajnym. Choćby w Szwajcarii, Belgii czy Kanadzie to zjawisko powszechne, jednak nie oszukujmy się, w Polsce jest to wciąż rzadkość. Ona sama wprowadziła wielojęzyczność pod swój dach, kiedy jeszcze mieszkała w Krakowie, ale to właśnie podróże i przeprowadzki były motorem napędowym i utwierdzały ją w tym, że zmierza w dobrym kierunku. Autorka jest niezwykle pozytywną osobą, ma niebywałą zdolność do postrzegania życiowych zdarzeń w kategorii szansy i nadarzającej się okazji, a nie konieczności, która ogranicza lub komplikuje rzeczywistość. Tego nauczyła też swoje dzieci, tej otwartości i bycia gotowym na kolejną przygodę, bez względu na to w jakim języku będzie się ona odbywać.
Autorka aktualnie przebywa w Polsce i skupia się na promowaniu swojej książki. Kiedy okazało się, że sprawy wydawnicze się mocno przeciągną i dzieci nie zdążą na rozpoczęcie roku szkolnego na Malcie, zapisała je do polskiej szkoły. Pomysł może wydawać się dość szalony, ale jeśli spojrzymy na niego jej oczami i potraktujemy jako najlepszą możliwą lekcję języka polskiego, to brzmi bardzo sensownie.
Mogłabym powiedzieć, że ta książka jest głównie dla tych, których interesuje temat wielojęzyczności. i dla tych, którzy chcą się dowiedzieć jakie autorka ma sposoby na szlifowanie umiejętności lingwistycznych swych dzieci. Jednak tak naprawdę jest to wspaniała lektura dla każdego, bo pokazuje, że można żyć trochę inaczej, że warto robić pewne rzeczy po swojemu. Książka inspiruje na wielu płaszczyznach. Bardzo Wam ją polecam.
Wielojęzyczność dzieci to nie jest tematyka, którą na co dzień się interesuję, ale muszę powiedzieć, że od tej książki nie mogłam się oderwać i przeczytałam ją niemal na raz. A wszystko dlatego, że została napisana w bardzo przystępny sposób.. Javi ma dziewięć lat, Krysia siedem i oboje mówią i piszą [sic!] w czterech językach. Zastanawiacie się pewnie teraz, jak to jest...
więcej Pokaż mimo to