-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik235
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2018-02-12
2018-02-12
2018-02-12
2018-02-12
2018-02-12
2018-02-12
2018-02-12
2018-02-12
2017-07-18
2017-07-14
2017-07-14
2017-07-14
2017-06-22
2017-06-22
2017-06-11
2017-06-11
2011-01-05
„Instytut” jest pierwszą książką Jakuba Żulczyka, po którą sięgnęłam. Młody mężczyzna z papierosem w ustach i zawadiackim błyskiem w oku. Czym ten niespełna trzydziestuletni facet, uznawany za polskiego Stephena Kinga, jest w stanie mnie zaskoczyć? Okazuje się, że wieloma rzeczami.
Znamy już historie o ludziach, którzy pewnego dnia budzą się w miejscu, z którego nie mogą się wydostać. Nikt nic nie wie, nikt niczego nie pamięta. Schemat stary jak węgiel. Podobne zdarzenia mają miejsce w mieszkaniu jednej z krakowskich kamienic, zwanym INSTYTUTEM. Jest to lukum, które zostało przypisane głównej bohaterce przez babcię. Nie wiadomo dlaczego babcia nie korzystała z tego mieszkania, a jednocześnie nie chciała słyszeć o sprzedaży.
Siedmioro ludzi, znających się bardziej lub trochę mniej, zostaje zamkniętych w wyżej wspominanym mieszkaniu, znajdującym się na piątym piętrze. Winda nie działa, schodów broni krata, której nie sposób otworzyć. Telefony są pozbawione baterii i kart SIM. Wołania o pomoc nie przynoszą rezultatów. Każdy z naszych bohaterów stara się znaleźć logiczne wytłumaczenia sytuacji, w której się znalazł. Każdy z nich bezustannie zastanawia się PRZEZ KOGO i DLACZEGO miałby być tutaj przetrzymywany. Szybko zdają sobie sprawę z tego, że to dopiero początek i każde tchnienie może być tym ostatnim…
W „Instytucie” urzekł mnie bezpretensjonalny styl i nowatorskie podejście do sprawy. Nie spotkamy tutaj czarnoskórego pana, który będzie zapewniał kruchą blondynkę, że to tylko zły sen, a kiedy wszystko się skończy urodzi bliźniaki i zamieszka w pięknym białym domku z ogórkiem. Zamiast tego mamy ludzi, którzy, gdy są wzburzeni kartki ociekają tym wzburzeniem. Gdy chce im się zapalić sięgają po kolejnego papierosa, a rozmyślania co będzie potem odsuwają na drugi plan. W „Instytucie” często „rzuca się kurwami”. Jest to jednak tak umiejętnie wyważone, że nie odpycha czytelnika, a jednocześnie daje upust emocjom bohaterów, którzy znaleźli się na granicy obłędu.
Podobały mi się również opisy zmęczenia. Tak moi drodzy, zwykłe opisy fizycznego zmęczenia. Autor nie zapomina, że ludziom, którzy znaleźli się w niewytłumaczalnej sytuacji w dalszym ciągu chce się pić, palić czy spać. Po ciałach będących ich świątyniami pozostały sprofanowane ruiny.
Naprzemiennie z akcją rozgrywająca się w mieszkaniu poznajemy historię głównej bohaterki, Agnieszki. Ta trzydziestopięcioletnia kobieta nazywająca siebie „królową balu” wie, co to alkohol, narkotyki, sex z nowopoznanymi mężczyznami. A na dodatek wie o tym nie z opowieści, ale z autopsji. Ponadto Agnieszka jest matką. Jest matką jedyną w swoim rodzaju. Jest taką matką, której uczuć do swojej córki nie sposób wyrazić słowami. Jej miłość do córki jest silna pomimo, że Ela mieszka z ojcem setki kilometrów od niej. Kontakt Agnieszki ze swoim skarbem ogranicza się do półgodzinnych rozmów telefonicznych, po których jej twarz staje się mokra od łez. Wie, że tak musi być, w przeciwnym razie teściowie i były mąż odebraliby jej córkę na zawsze. Żaden sąd nie przyznałby opieki matce, której życie przypomina życie nastolatki, i to nastolatki z marginesu społecznego. Wkrótce Ela znajdzie się w śmierletnym niebezpieczeństwie.
Chciałabym pochwalić Jakuba Żulczyka za dwie rzeczy. Po pierwsze za to, że napisał książkę, która wzbudza nieudawany strach i zainteresowanie. Nie sztuką jest pisać o zombie biegających z nożami w głowach. Sztuką jest nie pokazać „ZŁA”, a jednocześnie sprawić, że czytelnika ogarnia lęk. Po drugie cieszę się, że autor nie traktuje nas jak idiotów. Po prostu…
„Instytut” jest pierwszą książką Jakuba Żulczyka, po którą sięgnęłam. Młody mężczyzna z papierosem w ustach i zawadiackim błyskiem w oku. Czym ten niespełna trzydziestuletni facet, uznawany za polskiego Stephena Kinga, jest w stanie mnie zaskoczyć? Okazuje się, że wieloma rzeczami.
Znamy już historie o ludziach, którzy pewnego dnia budzą się w miejscu, z którego nie mogą...
2011-04-11
Powieść wpadła w moje ręce zupełnie przez przypadek. Kupiła mi ją Mama podczas jednej z wypraw do kiosku, kiedy to kupowała kolejne książki do zbieranych przez nas serii.
Po przeczytaniu opisu na odwrocie wiedziałam, że na pewno będzie to wciągająca historia łącząca w sobie cechy powieści obyczajowo-psychologicznej oraz dobrego skandynawskiego kryminału. Nie zawiodłam się...
Akcja "Niewidzialnego" autorstwa Mari Jungstedt, nazywanej królową szwedzkiego kryminału, rozgrywa się na Gotlandii, która zachwyca czytelnika swoją tajemniczością i malowniczością. Pewnego czerwcowego poranka na plaży zostaje znalezione ciało kobiety zamordowanej w brutalny sposób. Podejrzenia padają na jej konkubenta, z którym to poprzedniego dnia doszło do bardzo burzliwej kłótni. Po niedługim czasie giną kolejne kobiety. Policja musi jak najszybciej schwytać mordercę, aby nie doszło do następnych zbrodni. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Oprócz stróżów prawa zagadkę próbuje rozwikłać Johan, dziennikarz lokalnych mediów.
"Niewidzialny" wciąga czytelnika od pierwszej strony i nie pozwala skupić się na niczym innym poza lekturą. Mari Jungstedt w wyjątkowy sposób łączy ze sobą wątki kryminalne oraz miłosne rozterki bohaterów. Nie jest to może literatura tzw. "wysokich lotów" nie mniej jednak warto się zapoznać z powyższą powieścią. Sama z niecierpliwością czekam na kolejne powieści o przygodach komisarza Andersa Knutasa i błyskotliwego dziennikarza Johana Berga.
Powieść wpadła w moje ręce zupełnie przez przypadek. Kupiła mi ją Mama podczas jednej z wypraw do kiosku, kiedy to kupowała kolejne książki do zbieranych przez nas serii.
więcej Pokaż mimo toPo przeczytaniu opisu na odwrocie wiedziałam, że na pewno będzie to wciągająca historia łącząca w sobie cechy powieści obyczajowo-psychologicznej oraz dobrego skandynawskiego kryminału. Nie zawiodłam...