-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-02-28
2022-09-01
Ależ ta książka mnie rozczarowała. A właściwie nie książka tylko autor. Jak można było napisać o tak niebanalnej i nietuzinkowej postaci tak nijaką publikację? Napisać o tym, że to zmarnowany potencjał to nie napisać nic.
Zofia Sadowska – jak podają źródła - była w Imperium Rosyjskim pierwszą polską lekarką z doktoratem. A do tego dodać trzeba: bizneswoman, społeczniczka, filantropka, naukowiec, fanka motoryzacji, feministka, automobilistka biorąca udział w wyścigach samochodowych. Kobieta, która zdecydowanie wyprzedzała swój czas, kobieta o śmiałych, czasem radykalnych poglądach, odważna, szczera, ambitna, która nie bała się przeciwstawić męskiemu spojrzeniu na świat, która nie dała się zamknąć klamrami żadnego stereotypu, która śmiało wyłamywała drzwi zamykane jej przed nosem tylko dlatego, że była kobietą. A mimo to najbardziej znana była ze skandalu obyczajowego jaki wywołała jej orientacja, mianowicie Zofia Sadowska była lesbijką. A tego ówczesna Polska, z ówczesnymi brukowcami darować jej nie mogła, wieszając na niej psy, odżegnując od czci i wiary, krytykując jawnie i ukrycie i zarzucając, że szarga wszelkie możliwe świętości. Sadowska urosła do swoistego kuriozum wytykanego palcami, w którym nikt nie umiał i nie chciał zobaczyć po prostu człowieka.
I to wszystko Wojciech Szot przedstawił w jałowy, beznamiętny i nudny sposób. Jako biografia jest to jakiś wybrakowany twór, pełen cytatów, cytatami bowiem czytelnik jest w „Pannie doktór Sadowskiej”. Paradoksalnie – to cytowane fragmenty są tu najlepsze. Bo kiedy autor sili się na coś od siebie wypada to nijako, blado i bez żadnego polotu.
Nie polecam.
Ależ ta książka mnie rozczarowała. A właściwie nie książka tylko autor. Jak można było napisać o tak niebanalnej i nietuzinkowej postaci tak nijaką publikację? Napisać o tym, że to zmarnowany potencjał to nie napisać nic.
Zofia Sadowska – jak podają źródła - była w Imperium Rosyjskim pierwszą polską lekarką z doktoratem. A do tego dodać trzeba: bizneswoman, społeczniczka,...
2023-09-22
Niesamowity reportaż, wciąga od razu, czyta się niemal jak powieść. Historia dawcy spermy, który w efekcie doczekał się narodzin rzekomo dwustu dzieci. Brzmi to mało prawdopodobnie i realnie ale wydarzyło się naprawdę.
Historia Louisa, który zawsze chciał mieć dużą rodzinę ale nie mógł jej założyć w tradycyjny sposób. Miał ogromne problemy, cierpiał bowiem na Aspergera co utrudniało mu wiele spraw, między innymi kontakty z kobietami. Postanowił zatem zostać dawcą nasienia żeby po pierwsze pomóc kobietom w potrzebie a po drugie mieć wreszcie rodzinę. Co prawda dzieci urodzone dzięki dawcy nie są rodziną sensu stricte ale jednak jest to dziecko, które nosi geny dawcy, jest biologicznie jego potomstwem. I nagle zaczęły się dziać rzeczy przedziwne.
Nasienie Louisa miało zostać użyte w ograniczonym zakresie. Kilka udanych inseminacji i koniec. Okazało się jednak, że nic z tych rzeczy, bowiem w tej kwestii w Holandii panowała wolna amerykanka. Nasienie rozdawano na prawo i lewo, kobiety okłamywano co do osoby dawcy, nierzadko podmieniano nasienie, kłamano w paszportach dawców, nie było żadnych regulacji prawnych, z etyką też niewiele to miało wspólnego. Efektem tego była sytuacja gdy dawca się dowiadywał, że może mieć nawet i dwieście dzieci. Do tego niejasna sytuacja co do jawności dawców. Długo bowiem nie było pomysłu na to czy dawca może czy musi być anonimowy. Ewentualnie na odwrót – może czy musi być jawny. Co z tymi co nie życzą sobie być jawni? Co z tymi co wręcz życzyliby sobie poznawać te dzieci? Louis na własnej skórze przeżył te wszystkie perturbacje.
Nagle dzieci zaczynają się odnajdywać. Szukać biologicznego ojca. I dowiadują się, że mogą mieć całkiem sporo rodzeństwa. Zaczyna się żmudny proces poszukiwań w czym niebagatelną rolę odegrała holenderska telewizja. Efekty okazały się wstrząsające.
Kamil Bałuk napisał naprawdę rewelacyjny reportaż. Miał ogromne szczęście bo trafił na naprawdę świetny temat. Ale miał też szczęście, bo udało mu się porozmawiać zarówno z dziećmi jak i z Louisem. Opisał dzięki temu zjawisko, które wręcz podnosi włos na głowie. Ile bowiem mogło być takich sytuacji? Ile mogło być takich dawców jak Louis? Jaka tak naprawdę była skala tego procederu?
Polecam gorąco!
Niesamowity reportaż, wciąga od razu, czyta się niemal jak powieść. Historia dawcy spermy, który w efekcie doczekał się narodzin rzekomo dwustu dzieci. Brzmi to mało prawdopodobnie i realnie ale wydarzyło się naprawdę.
Historia Louisa, który zawsze chciał mieć dużą rodzinę ale nie mógł jej założyć w tradycyjny sposób. Miał ogromne problemy, cierpiał bowiem na Aspergera co...
2023-04-30
O tym, że życie osoby głuchej jest naprawdę trudne i ciężkie wiedziałem. A właściwie myślałem, że wiedziałem, z tego błędu wyprowadził mnie reportaż Anny Goc „Głusza”. Nagle się okazało, że moje myślenie było naiwne, wręcz uproszczone, bardzo stereotypowe.
„Głusza” otwiera oczy na wiele problemów z jakimi borykają się ludzi głusi, zaczynając od podstawowego jakim jest utrudniona komunikacja z otoczeniem. Czasem wręcz drastycznie utrudniona. Do tego dochodzi cała masa innych problemów – brak możliwości nauki, nie tylko języka, ale ogólnie, bowiem głuche dzieci w szkołach zazwyczaj są pozostawiane niestety same sobie. Właściwie często zdarza się tak, że do szkół chodzą, bo jest taki obowiązek. Poza tym osoba głucha spotyka się na każdym kroku z wszelkiego rodzaju dyskryminacją, czasem nawet niezamierzoną i nieświadomą, ludzie bowiem dość abstrakcyjnie myślą o ich głuchocie. Można powiedzieć, że dla takich osób świat składa się z samych barier a załatwienie nawet najbardziej banalnej sprawy jak np. wizyta w urzędzie, u lekarza czy w sklepie to dla nich droga przez mękę, dosłownie i w przenośni.
Anna Goc dociera do wielu osób. Jej bohaterami są zarówno osoby głuche, jak i tłumacze języka migowego czy specjaliści. Wszyscy opowiadają szczerze i bez owijania w bawełnę jak się w tym kraju – ale nie tylko tym – sprawy mają. I w większości przypadków są to problemy systemowe, które wynikają zazwyczaj z tego, że albo brak jest środków na opiekę czy nauczanie, ale też wiele kwestii dotyczących osób głuchych nie zostało unormowanym w polskim ustawodawstwie. Albo zostało potraktowanych po łebkach lub z całkowitą nieznajomością tematu. Ale to, co rzucało się w oczy najbardziej to jest jednak to jak czują się te osoby. Odtrącone, dyskryminowane, wyśmiewane, ignorowane, traktowane jak obywatele gorszej kategorii, ułomne wręcz.
Świetnie napisany reportaż, naprawdę warto go przeczytać.
O tym, że życie osoby głuchej jest naprawdę trudne i ciężkie wiedziałem. A właściwie myślałem, że wiedziałem, z tego błędu wyprowadził mnie reportaż Anny Goc „Głusza”. Nagle się okazało, że moje myślenie było naiwne, wręcz uproszczone, bardzo stereotypowe.
„Głusza” otwiera oczy na wiele problemów z jakimi borykają się ludzi głusi, zaczynając od podstawowego jakim jest...
2022-12-27
Objętościowo nie jest to zbyt pokaźna książka. Wydawać by się mogło, że przeczyta się szybko i równie szybko przejdzie nad nią do porządku dziennego, może nawet zapomni. Nic bardziej mylnego. Ja „Pogo” skończyłem dobre dwa tygodnie temu ale ciągle we mnie siedzi jej treść, rezonuje cały czas.
Ludziom wydaje się, że wiedzą na czym polega praca w pogotowiu. Mniej lub bardziej. Mogę się z tym na upartego zgodzić. Natomiast nie wiedzą JAK wygląda praca w pogotowiu a Jakub Sieczko brutalnie otwiera ludziom oczy i bez owijania w bawełnę opowiada o codzienności ratownika pogotowia medycznego. W bardzo dosadny i obrazowy sposób pokazuje czytelnikowi na czym tak naprawdę polega to praca, z czym ratownicy mają do czynienia na co dzień i skutecznie burzy wszelkie stereotypy, które wokół tego zawodu narosły. Sieczko pisze bardzo szczerze, dosadnie i chociaż z emocjami na wierzchu to na szczęście nie popada w patos ani egzaltację czego się po części spodziewałem.
Bardzo dobry reportaż, dodatkowo napisany bardzo ciekawym językiem, trzeba autorowi oddać, że ma ciekawy styl. Polecam bardzo gorąco aczkolwiek uprzedzam – koniec końców ta książka może być jak wyjątkowo gorzka pigułka.
Objętościowo nie jest to zbyt pokaźna książka. Wydawać by się mogło, że przeczyta się szybko i równie szybko przejdzie nad nią do porządku dziennego, może nawet zapomni. Nic bardziej mylnego. Ja „Pogo” skończyłem dobre dwa tygodnie temu ale ciągle we mnie siedzi jej treść, rezonuje cały czas.
Ludziom wydaje się, że wiedzą na czym polega praca w pogotowiu. Mniej lub...
2022-08-08
Są takie książki, które ze względu na poruszaną tematykę wręcz należy przeczytać. Do takich zdecydowanie należy „27 śmierci Toby’ego Obeda”. Jej autorka, Joanna Gierak – Onoszko porusza i opisuje bardzo trudne tematy, które dręczą współczesną Kanadę i robi to w niesamowity sposób.
W ostatnich latach światem wstrząsnęła seria skandali jakie miały miejsce w Kanadzie. Po pierwsze – bezduszne i niesprawiedliwe traktowanie rdzennej ludności a zwłaszcza dzieci tejże. Po drugie – skandaliczne zachowanie członków kościoła katolickiego w stosunku do dzieci właśnie. Gdy na jaw wyszło, że prowadzący sierocińce i szkoły z internatem księża i siostry zakonne dopuszczali się maltretowania psychicznego i fizycznego oraz molestowania seksualnego wobec swoich podopiecznych Kanada, a za nią cały świat zawył ze słusznego oburzenia i wściekł się na władze Stolicy Apostolskiej. Dodać trzeba, że nierzadko w sierocińcach tych dochodziło do wypadków śmiertelnych, tajemniczych i trudnych do wytłumaczenia a które z różnym skutkiem próbowano zatuszować i zamieść pod dywan. Autorka zebrała fakty, przejrzała mnóstwo dokumentów, rozmawiała z wieloma ludźmi, pośrednio lub bezpośrednio ze wszystkim związanymi by móc przedstawić wszystko z kilku perspektyw i z wielu różnych punktów widzenia.
I przyznać muszę, że zrobiła to rewelacyjnie. To wielka sztuka pisać o takich sprawach w sposób w jaki zrobiła to autorka. Bardzo delikatnie, ostrożnie, w wyważony i subtelny sposób, bez epatowania tanią sensacją i bez próbowania wybicia się na skandalu. A jednocześnie chwyta za serce, potrafi wstrząsnąć, zszokować i dosłownie przygnieść czytelnika. Bowiem autorka nie owija w bawełnę, pisze jak było, nazywa rzeczy po imieniu, stawia niewygodne pytania, docieka prawdy.
Książka ta daje też do myślenia. Ile jeszcze tego typu wydarzeń miało miejsce? Jaka była prawdziwa skala tego wszystkiego? Jak długo jeszcze instytucja kościoła katolickiego będzie czuła się bezkarnie? I do czego musiałoby dojść by zaczęto naprawiać wyrządzone krzywdy i popełnione błędy?
Są takie książki, które ze względu na poruszaną tematykę wręcz należy przeczytać. Do takich zdecydowanie należy „27 śmierci Toby’ego Obeda”. Jej autorka, Joanna Gierak – Onoszko porusza i opisuje bardzo trudne tematy, które dręczą współczesną Kanadę i robi to w niesamowity sposób.
W ostatnich latach światem wstrząsnęła seria skandali jakie miały miejsce w Kanadzie. Po...
2019-08-29
Chyba mało kto pisze o tragediach tak jak Jarosław Mikołajewski. Nie próbuje zszokować czytelnika na siłę, nie wywołuje niezdrowych sensacji, nie epatuje tragedią. Jest subtelny, wyważony ale nie można mu odmówić ogromnego ładunku emocjonalnego jaki posiadają jego reportaże. Jego reportaże potrafią chwilami być wstrząsające, pełne wrażliwości i niezwykle przejmujące.
„Terremoto” to drugi reportaż Mikołajewskiego po „Wielkim przypływie” jaki przeczytałem. Autor porusza temat trzęsienia ziemi jakie nawiedziło Włochy w 2016 roku. Nie tyle porusza, ale relacjonuje to co zobaczył jadąc w miejsca dotknięte kataklizmem. Przygląda się morzu ruin, przypatruje się pracy służb mundurowych i porządkowych, wreszcie rozmawia z ludźmi, którzy to nieszczęście przeżyli na własnej skórze i w jednej chwili stracili dosłownie wszystko.
Autor przeżywa to razem ze swoimi bohaterami. W jego reportażu widać ogrom empatii i współczucia ale na szczęście nie wpada w jakiś przejaskrawiony i tani melodramatyzm. Nie przekracza granic, nie narzuca się, nie naciska, daje wybrzmieć tragedii, oddaje głos ludziom, którzy potrzebują się podzielić swoim bólem. W tym jest chyba największa siła reportaży Mikołajewskiego.
„Terremoto” robi ogromne wrażenie. Niech was nie zwiedzie to, że jest objętością stron jest niewielka. Może i przeczyta się szybko ale w pamięci zostanie na bardzo długo.
Chyba mało kto pisze o tragediach tak jak Jarosław Mikołajewski. Nie próbuje zszokować czytelnika na siłę, nie wywołuje niezdrowych sensacji, nie epatuje tragedią. Jest subtelny, wyważony ale nie można mu odmówić ogromnego ładunku emocjonalnego jaki posiadają jego reportaże. Jego reportaże potrafią chwilami być wstrząsające, pełne wrażliwości i niezwykle...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-21
Współczesny imigrant nie ma lekko biorąc pod uwagę fakt jaki jego wizerunek utrwalił się w świadomości wielu ludzi. W opinii wielu (wśród wielu moich znajomych także) istnieje krzywdzący stereotyp osoby, która z całą rodziną ładuje się do danego kraju, domaga się mieszkania, bogatego pakietu socjalnego, miga się od pracy a do tego dokonuje gwałtów, rozbojów i detonuje bomby na gęsto zaludnionych skwerach. Ogół cierpi za szczegół. Prawda jest dużo bardziej złożona a tak niesłusznie spłycona i sprowadzona do problemu, którego niektórzy na siłę nie widzą a inni z premedytacją zamiatają pod dywan.
W takiej sytuacji znalazła się Lempedusa. Maleńka włoska wioska. Problemem tej wyspy nie tyle są imigranci a sam fakt, że Lampedusa jest pierwszym europejskim miejscem w drodze uchodźców migrujących z Afryki do Europy. Uciekinierów, którzy porzucają piekło wojny, prześladowań, skrajnej nędzy i głodowej śmierci. Ludzi, którzy w Europie widzą ratunek i wybawienie, którego nierzadko nie otrzymują, jeśli rzecz jasna przeżyją morderczą podróż. Wielu nie dociera żywych, jeszcze więcej w dramatycznie złym stanie. Lampedusa, będąca jako pierwsza na linii ich wędrówki, zmaga się z problemem martwych ciał wyrzucanych na brzeg, z problemem ledwo żywych ludzi w niemiłosiernie zatłoczonych kutrach i statkach, których Lampedusańczycy starają się uratować, wyleczyć, „postawić na nogi” przed ich dalszą wędrówką ku wymarzonej i wyśnionej Europie.
W książce pada wiele gorzkich wniosków i pytań pełnych goryczy. Zadają je mieszkańcy tej wyspy, oglądający tę nieustającą gehennę od wielu lat. Pytają o realizację płonnych deklaracji pomocy, które – skąpo bo skąpo – ale gwarantowali im politycy. Pytają gdzie jest w tym momencie Unia Europejska, która przecież tak niedawno otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla? Pytają wreszcie jak wiele jeszcze ludzi zginie i co takiego jeszcze musiałoby się wydarzyć, żeby ktoś zareagował czynnie zamiast składać obietnice bez pokrycia?
Lampedusa – mała, sielska, spokojna wysepka, posiadająca jedną z najpiękniejszych plaż świata (w 2013 roku tamtejsza Wsypa Królików zwyciężyła w kategorii najpiękniejszych plaż na świecie) która mogłaby być naprawdę pięknym, urokliwym miejscem. Przysłowiowym rajem na ziemi. Jest zupełnie inaczej. Jeden z bohaterów reportażu mówi – „Od dwudziestu lat o Lampedusie mówi się na całym świecie jako o miejscu cierpienia, a dziennikarze przyjeżdżają tu tylko po to, by opisywać śmierć. (…) Stereotyp Lampedusy jaki się wytworzył nie jest przecież realny. Kiedy w obecności ludzi, którzy nigdy nie byli na wyspie rzucisz hasło ‘Lampedusa’, powiedzą, że kojarzy im się z trupami na plaży.”
Książka krótka a naprawdę pełna emocji. Szczerze polecam.
Współczesny imigrant nie ma lekko biorąc pod uwagę fakt jaki jego wizerunek utrwalił się w świadomości wielu ludzi. W opinii wielu (wśród wielu moich znajomych także) istnieje krzywdzący stereotyp osoby, która z całą rodziną ładuje się do danego kraju, domaga się mieszkania, bogatego pakietu socjalnego, miga się od pracy a do tego dokonuje gwałtów, rozbojów i detonuje...
więcej mniej Pokaż mimo to
To chyba nie był dobry pomysł by przygodę z Mariuszem Szczygłem zacząć od pozycji „Projekt: Prawda”. Co prawda to nie tak, że jest to autor mi nieznany, znam go doskonale ze wspaniałej „Antologii polskiego reportażu XX wieku” jak i z licznych wywiadów, ale żebym przeczytał coś stricte jego autorstwa to się jakoś nie składało dotąd. I gdyby nie to, że wiem, że to wspaniały reporter, który dodatkowo świetnie operuje słowem to bym po tej książce dał sobie spokój.
To nie znaczy, że ona była jakaś zła. „Projekt: Prawda” składa się bowiem z trzech części. Pierwsza jest opisywana jako „zapis intymnych przeżyć autora, który chowa się przed światem między malarstwem a muzyką”. I to nie było takie złe, było ciekawe. Drugą częścią jest powieść, którą publikuje w swojej książce Mariusz Szczygieł a która jest dla niego ważna, istotna, która w nim coś zmieniła, poruszyła, wywarła na niego wpływ. I tu mam właśnie problem, bo mnie się akurat nie spodobała. Widocznie w kwestii upodobań literackich operujemy na dwóch różnych rejestrach, mamy odmienne wrażliwości. No i jest jeszcze część trzecia.
I właśnie ta część to jest to, co dla mnie jest w tej książce najlepsze i najciekawsze. Autor bowiem szuka prawdy, szuka jej wszędzie i szuka ją u różnych ludzi. Prosi przypadkowo spotkane osoby – czasem znane, czasem nie – o to, by podzielili się z nim swoją prawdą. Bez względu jaka by ona była i czego by dotyczyła. Te króciutkie notatki z owych spotkań i rozmów są naprawdę rewelacyjne. I widać w nich ciekawość świata i ludzi, którą autor jest przepełniony a którą tak świetnie potrafi przekazać.
Ogólnie czytało się nieźle aczkolwiek ta powieść w środku trochę mnie znużyła. Ale warto było bo Mariusz Szczygieł to klasa sama w sobie.
To chyba nie był dobry pomysł by przygodę z Mariuszem Szczygłem zacząć od pozycji „Projekt: Prawda”. Co prawda to nie tak, że jest to autor mi nieznany, znam go doskonale ze wspaniałej „Antologii polskiego reportażu XX wieku” jak i z licznych wywiadów, ale żebym przeczytał coś stricte jego autorstwa to się jakoś nie składało dotąd. I gdyby nie to, że wiem, że to wspaniały...
więcej Pokaż mimo to