Mało jest takich książek-wspomnień, które napisane są w sposób tak osobisty, intymny, i głęboki, czasem zabawny, a czasem tak dotkliwy, że ma się wrażenie być obok i przeżywać emocje razem z autorem... Aleksandar urodził się i wychował w Sarajewie w latach, o których współcześnie niewiele się już mówi, bo wojna zmieniła wizerunek tego miasta tak bardzo, że czasem trudno jest wyobrazić sobie jak się żyło przedtem. A przedtem żyło się jak na dany wiek życia przystało - grało z kumplami w piłkę, brało udział w sąsiedzkich bójkach, oglądało pornograficzne czasopisma, a na studiach zakładało kluby kulturalne, do których zapraszano ważnych ludzi i omawiano ważne problemy literatury ("One Friday, there was a panel discussion on alcoholism and literature with all the panelist drunk, and the moderator the drunkest of all".).
Wojna zastała Aleksandra na delegacji w USA i niemożności powrotu do ojczyzny przez najbliższe 5 lat. Dramatyczne historie jego szkolnych przyjaciół, którzy zostali w Bośni, wywoływały w nim poczucie winy, strach i ulgę, a powrót do Sarajewa półtora roku po zakończeniu oblężenia miasta - konsternację, że jego Dom tak bardzo się zmienił i tak samo się nie zmienił jednocześnie.
Ostatnie strony książki chwytają za serce tak mocno, że nie można po tej lekturze po prostu wrócić do codzienności...
To książka bardzo, bardzo osobista, autobiograficzna. Czy zostanie zrozumiana przez ludzi niezwiązanych z Bośnią i Sarajewem? Zawiera uniwersalne treści, ale też szczegóły, które znają i czują chyba tylko ludzie "stamtąd". czy komuś, kto nie mieszkał w Sarajewie uda się zrozumieć, czym naprawdę była przedwojenna "raja"? Komuś, kto nie należał do "raji"?