Biblioteczka
2015-01-04
2014-12-30
Nie bardzo wiem w jaki sposób w ogóle sklasyfikować tę pozycję. Z jednej strony książka jest niesamowita: przedstawia sobą kontrowersyjną kwestię pedofilii w sposób jednak całkiem niespotykany. Z drugiej strony nieco już wyrosłam z podobnego stylu, w jakim napisana (przetłumaczona?) jest ta książka. Czuję potrzebę sięgnięcia po oryginał i zapoznania się z nią w tymże, żeby naprawdę wypowiedzieć się na temat stylu, ponieważ ten w polskiej wersji mnie zwyczajnie nie urzekł.
Nie bardzo wiem w jaki sposób w ogóle sklasyfikować tę pozycję. Z jednej strony książka jest niesamowita: przedstawia sobą kontrowersyjną kwestię pedofilii w sposób jednak całkiem niespotykany. Z drugiej strony nieco już wyrosłam z podobnego stylu, w jakim napisana (przetłumaczona?) jest ta książka. Czuję potrzebę sięgnięcia po oryginał i zapoznania się z nią w tymże, żeby...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdybym teraz sięgnęła po tą książkę, zapewne szybciej zabiłabym się jej grzbietem, niż z przyjemnością dobrnęła do końca, a przecież książka jest cieniutka. Jednakże, kiedy czytałam pierwszą część Harrego Pottera miałam około jedenastu, dziesięciu lat. Oznaczało to grubsza, że zostałam porwana w magiczny świat czarownic, mioteł i spełniających się marzeń.
Przyznaję się bez bicia: jako dziecko czekałam z nadzieją na list z Hogwartu, który zmieni moje życie całkowicie. Chciałam, żeby spełniła się historia małej czarodziejki w moim własnym wydaniu. Jak można się domyślić, list nie przyszedł, a ja z czasem przestałam wierzyć lub też mieć nadzieję, że istnieje peron, z którego dzieci odjeżdżają do szkoły marzeń.
Nie oznacza to jednak, że wyrosłam z fikcji literackiej. Po prostu zmieniły mi się priorytety. Wiem, że moja umiejętność odbierania książek wszystkimi zmysłami, wzięła się właśnie z tej dziecięcej pasji, która pchała mnie przez kolejne książki o młodym czarodzieju.
Ta seria dorastała ze mną, rok po roku. Chociaż ostatnia część już całkowicie wychodziła poza moje gusta, jeśli idzie o literaturę, musiałam ją przeczytać, żeby dopełnić legendę... I tak należy patrzeć na tą książkę. Uważam, że tacy ludzie, jak ja, właśnie w tym wieku, mają największe szczęście. Niesamowitym uczuciem jest dorastać razem z książką. Nie ma znaczenia, że może potem zostać okrzyknięta kiczem wszech czasów i zjadaczem mózgu. Dla mnie będzie to ikona mojego dzieciństwa i założę się, że mając swoje dzieci, będzie to jedna z pierwszych książek, jakie będę im czytać. I Harry Potter będzie gościł na moich półkach. Niewątpliwie.
Gdybym teraz sięgnęła po tą książkę, zapewne szybciej zabiłabym się jej grzbietem, niż z przyjemnością dobrnęła do końca, a przecież książka jest cieniutka. Jednakże, kiedy czytałam pierwszą część Harrego Pottera miałam około jedenastu, dziesięciu lat. Oznaczało to grubsza, że zostałam porwana w magiczny świat czarownic, mioteł i spełniających się marzeń.
Przyznaję się...
2014-03-08
Po przeczytaniu mojej pierwszej książki Shawa nieco zachłysnęłam się jego literaturą - "Lucy Crown" była niesamowitą lekturą, jedną z tych, kiedy człowiek wsiąka w opowieść nie wiadomo, w którym momencie, ani na dobrą sprawę - dlaczego.
Tego samego poniekąd spodziewałam się po "Dopuszczalnych stratach" - niestety zawiodłam się pod tym względem.
Powieść jest na swój sposób ciekawa, interesująca, ale dla mnie nie była porywająca. Jest tylko dobra, całkiem dobra, ale po skończeniu jej czuję dziwne wrażenie obojętności. Może dlatego wystawiam jej ocenę jedynie "przeciętną", ponieważ spodziewałam się (i uważam, że mam do tego pełne prawo, biorąc pod uwagę fakt, że autor stanowczo potrafił mnie zachwycić) czegoś więcej.
Nie oznacza to jednak, że pozycja jest zła, ani że czas, jaki spędziłam na lekturze był zmarnowany. Spokojnie można po nią sięgnąć, chociaż nie polecałabym jej jakoś bardzo entuzjastycznie.
Po przeczytaniu mojej pierwszej książki Shawa nieco zachłysnęłam się jego literaturą - "Lucy Crown" była niesamowitą lekturą, jedną z tych, kiedy człowiek wsiąka w opowieść nie wiadomo, w którym momencie, ani na dobrą sprawę - dlaczego.
Tego samego poniekąd spodziewałam się po "Dopuszczalnych stratach" - niestety zawiodłam się pod tym względem.
Powieść jest na swój sposób...
2014-01-03
2013-06-25
2013-05-20
Kryminały ewoluowały kiedy nie patrzyliśmy. Z doskonałej i niewymagającej rozrywki dla mężczyzn (w sumie zdaje mi się, że kiedyś dobry kryminał był dla mężczyzny tym samym, co harlequin dla kobiety) zmienił się w powieści psychologiczne z thrillerem w tle i możliwie dużą dozą absurdu (vide Nesbo, którego prędzej czy później skomentuję dobitnie, ale baaardzo dobitnie). Gdzieś zapomnieliśmy o tym, że kryminał może być lekki i przyjemny i niewymagający myślenia. Że może mieć klimacik. Ogólnie rzecz biorąc, Jan Wróbel próbuje nam o tym przypomnieć swoimi naprawdę przyjemnymi opowiadaniami. Są one proste, dość krótkie, przyjemne... Nie ma w nich wielkich zagadek, nie ma mrocznego klimatu - a przy okazji dodatkowo są zaskakujące i przyjemne. Tchną jakimś radosnym optymizmem (co autor podkreśla jeszcze w przedmowie, którą mnie zauroczył). Czytając tę książkę miałam wrażenie, że autor pisząc te opowiadania cieszył się z nich jak dziecko z worka cukierków.
Nic dziwnego, sama podobnie się cieszyłam: bowiem opowiadania te naprawdę są tego warte. Polecam, naprawdę łatwa, ale godna rozrywka!
Kryminały ewoluowały kiedy nie patrzyliśmy. Z doskonałej i niewymagającej rozrywki dla mężczyzn (w sumie zdaje mi się, że kiedyś dobry kryminał był dla mężczyzny tym samym, co harlequin dla kobiety) zmienił się w powieści psychologiczne z thrillerem w tle i możliwie dużą dozą absurdu (vide Nesbo, którego prędzej czy później skomentuję dobitnie, ale baaardzo dobitnie)....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-27
Bezsprzecznie najlepsza książka, jaką ostatnio czytałam. Co prawda patrząc na lektury, po jakie sięgałam ostatnimi czasy nie jest to jakiś wielki wyczyn, mimo wszystko Extensa okazała się być jedną z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam.
Bezsprzecznie najlepsza książka, jaką ostatnio czytałam. Co prawda patrząc na lektury, po jakie sięgałam ostatnimi czasy nie jest to jakiś wielki wyczyn, mimo wszystko Extensa okazała się być jedną z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam.
Pokaż mimo to
Moja przygoda z panem Dahlem rozpoczęła się w czasie, kiedy tak naprawdę powinna się już kończyć. Zamiast czytelniczki, która w wieku 6-ciu lat zachwycałaby się opowieściami jak każde dziecko, sięgnęłam po jego książki mając 13. Co więcej, książki tego autora podobały mi się bardziej niż wszystkie oznaczone jako czytadła dla nastolatek "Pamiętniki Księżniczki" i inne tego typu rzeczy.
A moją ulubioną książką była właśnie Matylda. Do tej pory nie wiem czemu tak na dobrą sprawę. Po prostu uwielbiałam te książkę, mimo, że wiedziałam, że jestem na nią odrobinę za stara. Mimo to potrafiłam docenić jej kunszt, swobodę języka i cudowną fabułę.
Moja przygoda z panem Dahlem rozpoczęła się w czasie, kiedy tak naprawdę powinna się już kończyć. Zamiast czytelniczki, która w wieku 6-ciu lat zachwycałaby się opowieściami jak każde dziecko, sięgnęłam po jego książki mając 13. Co więcej, książki tego autora podobały mi się bardziej niż wszystkie oznaczone jako czytadła dla nastolatek "Pamiętniki Księżniczki" i inne tego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale najpierw obejrzałam film, dopiero potem faktycznie przeczytałam książkę. I tak jak w filmie postać samego Graya, choć oczywiście dwuznaczna, mi nie przeszkadzała; w książce doprowadza mnie z kolei do szału.
Podobnie dziwi mnie konstrukcja książki - ciekawe jest to, że w filmie zwracano właściwie najbaczniejszą uwagę na to, co się sprzedaje, więc okres "psucia" i degrengolady był najważniejszy - tymczasem Wilde poświęca długim latom upadku moralnego Graya ledwie kilka stron.
Jako całość książkę czyta się niezwykle łatwo, chociaż osobiście czasem żałowałam, że lord Henryk jest jedynie postacią drugoplanową, nawet jeśli zdaję sobie sprawę z tego, że jako główny bohater zupełnie by się nie sprawdził.
Jestem tez bardzo ciekawa oryginału i przy kolejnej lekturze (a wydaje mi się, że taka będzie) sięgnę już po angielską wersję.
Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale najpierw obejrzałam film, dopiero potem faktycznie przeczytałam książkę. I tak jak w filmie postać samego Graya, choć oczywiście dwuznaczna, mi nie przeszkadzała; w książce doprowadza mnie z kolei do szału.
więcej Pokaż mimo toPodobnie dziwi mnie konstrukcja książki - ciekawe jest to, że w filmie zwracano właściwie najbaczniejszą uwagę na to, co się...