Biblioteczka
2015-09-13
2015-09-12
2015-03-23
Książki Diany Wynne Jones doskonale prezentują różnicę pomiędzy dobrymi książkami dla dzieci a po prostu dobrą literaturą.
Są książki, które uwielbiałam jako dziecko, ale jako dorosła osoba w życiu nie byłabym w stanie ich przetrawić. Aktualnie mając już ponad 20 lat na karku, zagłębiłam się w światy Chrestomanchiego z zapałem dziecka. I jestem nim oczarowana.
Co prawda rozumiem więcej i zwróciłam uwagę na więcej rzeczy niż dziecko - chociażby na dość traumatyczne wątki przewijające się przez większość książek tej serii - ale to, że moja perspektywa jest szersza nie odcięło mi dostępu do zabawy z książkami. I właśnie dlatego uważam, że Światy Chrestomanchiego, z "Żywotami", które są chyba najlepszą częścią ze wszystkich, to po prostu kawał dobrej literatury, niezależnie od tego czy ma się lat 6, 16 czy 60.
Książki Diany Wynne Jones doskonale prezentują różnicę pomiędzy dobrymi książkami dla dzieci a po prostu dobrą literaturą.
Są książki, które uwielbiałam jako dziecko, ale jako dorosła osoba w życiu nie byłabym w stanie ich przetrawić. Aktualnie mając już ponad 20 lat na karku, zagłębiłam się w światy Chrestomanchiego z zapałem dziecka. I jestem nim oczarowana.
Co prawda...
2015-03-20
2015-03-08
Zdecydowanie najsłabsza część z całej serii światów Chrestomanchiego tej autorki. Nie oznacza to, że książka była zła, mimo wszystko jednak nie zapada w pamięć jak inne. Wybór krótkich form okazał się nie być najlepszy w przypadku tej autorki. Warto przeczytać właściwie tylko dla zasady i wiedzy.
Zdecydowanie najsłabsza część z całej serii światów Chrestomanchiego tej autorki. Nie oznacza to, że książka była zła, mimo wszystko jednak nie zapada w pamięć jak inne. Wybór krótkich form okazał się nie być najlepszy w przypadku tej autorki. Warto przeczytać właściwie tylko dla zasady i wiedzy.
Pokaż mimo to2015-03-01
2015-02-26
2015-02-23
2015-02-21
Naprawdę nie mam pojęcia jak dobrze ocenić tę książkę i jaką opinię jej wystawić, by ani jej nie skrzywdzić recenzją zbyt złą ani nie zaszczycić zbyt dobrą.
Na początku rozpierał mnie entuzjazm. Okładka jest piękna, narracja interesująca, setting sprawił, że doznałam szoku kulturowego, forma jest świetna. Już-już chciałam zamawiać i kupować, kiedy nagle puf, przyszła "część druga" i sprawiła, że książkę odłożyłam z wyrazem niesmaku na twarzy.
Dobra, to o co chodzi? Fabuła jest prosta, ale z drugiej strony nie wymaga się od niej, żeby była skomplikowana, skoro już jest jakiś ciekawy świat i można spokojnie ograć coś dobrego na prostej fabule. I to by zadziałało według mnie, gdyby nie to, ze autorka wzięła garść dobrych lub całkiem wystarczających elementów, rzuciła je na odlew w książkę, zamieszała i uznała, że właściwie sam fakt, że one tam są wystarczy i nie trzeba ich jakoś specjalnie łączyć.
Najwspanialszą rzeczą w książce, przynajmniej dla mnie, było przedstawienie świata za pomocą artykułów różnego rodzaju. Średnio spotykane w literaturze, tu sprawdziło się doskonale, szczególnie, że główna bohaterka jest (lub była) dziennikarką. Tyle, że ta forma wcale nie ma usprawiedliwienia w książce. To po prostu jest i przeplata się z narracją pierwszoosobową bez żadnego ładu i składu, nie ma dla niej ani powodu, ani wytłumaczenia. Koniec końców sposób ten urywa się równie bezsensownie, bez słowa wyjaśnienia, kiedy fabuła nabiera "rozpędu" i zostaje całkowicie zapomniana w drugiej części bo tak. Łatwo byłoby znaleźć powiązanie dla tych artykułów, nadać im sens w całości - ale nie uznano tego za konieczne, przez co one tam po prostu są i nic za tym nie idzie.
Więcej - one nawet nie tłumaczą wszystkiego dostatecznie. Na początku sądziłam, że stopniowo i w nieoczywisty sposób przedstawiono czytelnikowi setting, ale tak w sumie nie jest: świat może i jest pełen i jest dobrze skonstruowany, ale jego przedstawienie jest dziurawe, bo na dobrą sprawę nikt nigdzie nie tłumaczy dokładnie jak wygląda chociażby cała ta Cofka ani o co w niej do końca chodzi.
Nie wiadomo też przy jakim kalibrze zbrodni przychodzą do ludzi zwierzęta - ani nawet jak to jest dokładnie postrzegane w świecie. Pomysł jest dobry, ale wydaje się być po prostu na rogach niedociągnięty.
Jednak tak czy inaczej: świat na początku urzeka, forma tym bardziej i wśród tego wszystkiego wcale nam nie przeszkadza lekkość i bezpretensjonalność fabuły. Tak jest nawet lepiej, nie ma natłoku informacji, nie ma zbytnio przesady: coś pozornie zwykłego na niezwykłym tle.
Tyle, że im dalej w las tym więcej jest owej przesady a zakończenie jest zwyczajnie absurdalne. Koniec końców nic nie trzyma się kompletnie kupy, książka zdaje się nie mieć puenty.
Pozostawiła mnie ze sporym niesmakiem.
Mimo wszystko jednak forma JEST na swój sposób (i do pewnego momentu) genialna. Narracja w większości ciekawa. Dobre i ciekawe posłużenie się folklorem i językiem. Dla tych rzeczy, czyli rzeczy właściwie technicznych, warto przeczytać ją chociaż do połowy.
Naprawdę nie mam pojęcia jak dobrze ocenić tę książkę i jaką opinię jej wystawić, by ani jej nie skrzywdzić recenzją zbyt złą ani nie zaszczycić zbyt dobrą.
Na początku rozpierał mnie entuzjazm. Okładka jest piękna, narracja interesująca, setting sprawił, że doznałam szoku kulturowego, forma jest świetna. Już-już chciałam zamawiać i kupować, kiedy nagle puf, przyszła...
2014-12-15
2014-05-29
Jestem wielką fanką Pratchetta - a także Moista. Ba, wręcz chyba szczególnie Moista, który na przestrzeni dwóch tylko książek stał się jedną z moich ulubionych postaci. Jednak jak na opowieść o Moiście i czymś, co rozgrywa się w Ankh-Morpork, książka jest tylko dobra... Co w przypadku Pratchetta jest notą niską.
Nie twierdzę, że historia jest zła, ani że nie warto jej czytać, że nie pośmiejemy się przy niej czy cokolwiek innego. Nie, znajdziemy tu definitywnie wszystko co dobre, aczkolwiek osobiście odczuwałam drobny brak... pratchettowości.
Spieszę tłumaczyć, co mnie tak zabolało w tej książce.
Przede wszystkim jest niezwykle "poszarpana". U Pratchetta typowym zabiegiem jest przeskakiwanie z miejsca na miejsce, ukazywanie akcji jak powoli rozwija się w kilku miejscach na raz, żeby potem doprowadzić zgrabnie do zaplątania wątków w jeden główny. Tyle, że w przypadku tej książki pociachanie wątków dochodzi do zwyczajnej przesady, kiedy oddzielone gwiazdkami mamy bloki tekstu dotyczące w sumie tego samego zdarzenia, dziejące się w tym samym miejscu i nieoddzielone większą ilością czasu. Sprawia to wrażenie, jakby 3/4 książki składało się z niewielkich fragmentów i nie było na dobrą sprawę spójną całością.
Mam jeszcze dwa zastrzeżenia do tej książki, poniekąd mocno ze sobą związane. Po pierwsze: postacie. Nie wiem dlaczego, ani nie wiem jak, ale nie czułam ich całkowicie. W poprzednich książkach każda z postaci miała swój unikalny styl, coś, co wyróżniało ją, czyniło zupełnie osobną postacią. Mimo tego, że czytam i piszę od dawna, nie jestem w stanie aktualnie stwierdzić na czym dokładnie polegała ta magia, ale równie dobrze moglibyśmy obyć się bez przypisów. Doskonale wiedzielibyśmy co powiedział Colon, co Nobby, co było kwestią Vetinariego a co Vimesa. Ponieważ postacie te miały tak mocno zarysowane charaktery - i na dobrą sprawę tak przerysowane - że nie dało się ich ze sobą pomylić. W tej książce jednak nie czuję w ogóle moich ulubionych postaci. Od czasu do czasu prześwitywał mi przez słowa prawdziwy Vimes, ten błyskający zębami w groźnym uśmiechu. Jednak w przypadku Vetinariego i Moista całkowicie nie poznaję postaci, przede wszystkim po sposobie ich mówienia - co prowadzi do kolejnej kwestii: zbytniej otwartości. Kto to widział, żeby Vetinari jawnie i otwarcie przyznał się komuś co robił, zamiast, ot, zwyczajnie dla zabawy zapewne, skołować go i skonfundować sprzecznymi sygnałami? Vetinari tracący kontrolę nad sobą czy otwarcie mówiący o tym, co go martwi?
Albo Moist, tak mało błyszczący, mało lepki, w gruncie rzeczy prosty, nawet, jeśli głowę ma wypełnioną magicznymi pomysłami.
Brakowało mi bezczelnych zabaw słowami, brakowało mi niedopowiedzeń. Pratchett ma kilka trików, które od pewnego czasu wykorzystuje nagminnie i nie przeszkadzało mi to. Fabuła, chociaż oczywiście ważna, była zawsze nierozerwalnie związana z zabawą słowem i humorem, a od pewnego czasu także z przesłaniem kulturowym. W tym przypadku dostaliśmy całą masę przekazu, piękną książkę o akceptacji, przyszłości, technice, tolerancji i polityce, ale zabrakło mi tego błysku pratchettowości, niestety.
Jestem wielką fanką Pratchetta - a także Moista. Ba, wręcz chyba szczególnie Moista, który na przestrzeni dwóch tylko książek stał się jedną z moich ulubionych postaci. Jednak jak na opowieść o Moiście i czymś, co rozgrywa się w Ankh-Morpork, książka jest tylko dobra... Co w przypadku Pratchetta jest notą niską.
Nie twierdzę, że historia jest zła, ani że nie warto jej...
2014-05-06
2014-05-04
2014-05-03
Jak każda książka, "Skrytobójca" ma swoje wady. W pewnym momencie niektóre postacie zaczynają irytować swoim zachowaniem - szczególnie narrator. Fabuła niekiedy naprawdę da się przewidzieć, ale z drugiej strony większość się da i nie zawsze chodzi w książce o to, żeby czytelnika zaskoczyć.
Tak czy inaczej, wokół "Skrytobójcy" unosi się lekka mgiełka baśniowości, o której nie można zapomnieć, nawet pomimo tego, że im dalej w las tym bardziej krwawo się robi.
Na pewno polecam tę książkę, chociaż na dobrą sprawę - nie mam pojęcia dlaczego. Po prostu mi się podobała i pochłonęła mnie.
Jak każda książka, "Skrytobójca" ma swoje wady. W pewnym momencie niektóre postacie zaczynają irytować swoim zachowaniem - szczególnie narrator. Fabuła niekiedy naprawdę da się przewidzieć, ale z drugiej strony większość się da i nie zawsze chodzi w książce o to, żeby czytelnika zaskoczyć.
Tak czy inaczej, wokół "Skrytobójcy" unosi się lekka mgiełka baśniowości, o której...
2014-05-02
Jedna z lepszych części Sandmana, z którą miałam przyjemność obcować. Przede wszystkim pojawiają się tu moje ulubione postacie, na przykład Lucyfer. Poza tym dotykają problemu, który zawsze uważałam za fascynujący - tego czym jest i w jaki sposób funkcjonuje Piekło.
Jedna z lepszych części Sandmana, z którą miałam przyjemność obcować. Przede wszystkim pojawiają się tu moje ulubione postacie, na przykład Lucyfer. Poza tym dotykają problemu, który zawsze uważałam za fascynujący - tego czym jest i w jaki sposób funkcjonuje Piekło.
Pokaż mimo to2014-04-27
Od dawna już miałam zabrać się do czytania "Skrytobójcy" aczkolwiek w jakiś sposób udawało mi się decyzję o rozpoczęciu sagi odkładać i odkładać w nieskończoność. W końcu jednak przyszły święta, znudzona postanowiłam coś ze sobą zrobić i sięgnęłam po nią.
Na początku książka ani mnie nie zachwyciła ani nie porwała, wręcz wydawała mi się nieco dziecinna - zapewne z powodu nazw własnych i imion, które tłumaczone na polski przypominały mi tłumaczenie "Władcy Pierścienia" Łozińskiego. Potem jednak przyzwyczaiłam się do nazw własnych, do imion i jakoś poleciało.
Książkę koniec końców przeczytałam w ciągu 24 godzin, praktycznie jednym tchem, po czym zniecierpliwiona nie mogłam doczekać się, aż dostanę w swoje dłonie kontynuację. Właściwie sama nie jestem pewna, co do końca zachwyciło mnie w tej książce. Jest dojrzała pod względem intryg, prowadzenia fabuły, opisów i samego stylu pisania a wstawki z kroniki to chyba mój ulubiony zabieg literacki. Poza tym nie ma w książce ani jednej postaci, która by mnie irytowała, poza tymi, które od początku były kreowane tak, by irytować czytelnika.
Na swój sposób książka jest przewidywalna: znajdujemy tu wszelkie punkty, jakie taka baśniowo-przygodowa książka mieć powinna. Z drugiej strony pewne jej aspekty są nieco zaskakujące i pewnych wydarzeń się jednak nie spodziewałam.
Poza tym jest oczywiście postać Błazna, którą uwielbiam, choć właściwie wiele o nim nie ma w książce.
Nie dało się również nie zauważyć pewnych subtelnych podobieństw, jakie ta książka ma z sagą Pieśni Lodu i Ognia. Mimo tego, że ta książka to w porównaniu z powieściami Martina praktycznie bajka, brak przekleństw i obsceniczności wcale nie sprawił, że uznałam ją za mniej realną - wręcz przeciwnie, w porównaniu z sagą Martina powieść Robin Hobb wydaje się być dużo bardziej dojrzała i przede wszystkim: dużo bardziej przemyślana i szczegółowa.
Już nie mogę się doczekać, żeby sięgnąć po kolejną część, także póki co szczerze mogę serię polecić fanom fantastyki.
Od dawna już miałam zabrać się do czytania "Skrytobójcy" aczkolwiek w jakiś sposób udawało mi się decyzję o rozpoczęciu sagi odkładać i odkładać w nieskończoność. W końcu jednak przyszły święta, znudzona postanowiłam coś ze sobą zrobić i sięgnęłam po nią.
Na początku książka ani mnie nie zachwyciła ani nie porwała, wręcz wydawała mi się nieco dziecinna - zapewne z powodu...
Ja może nie jestem i nigdy nie będę sprawiedliwa dla tej serii. Uwielbienie dla niej zaszczepiła we mnie moja rodzicielka i niesamowicie jest dzielić razem z nią wrażenia z czytania.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat tej jednej konkretnej książki, ponieważ całą serię przeczytałam dosłownie w tydzień - co sprawiło, że mam trudności z rozróżnieniem co działo się w której części.
Robin Hobb moim zdaniem tworzy naprawdę dobre postacie. Co najpiękniejsze, nigdy nie są one w pełni czarno-białe, zawsze balansują gdzieś w odcieniach szarości, za co naprawdę trudno je wpasować w jakiś konkretny kanon.
Jest to literatura dość łatwa mimo wszystko, powiedziałabym, że młodzieżowa. Ale jak na taką literaturę, jest naprawdę dobra: czytałam wszystko jednym tchem.
Ja może nie jestem i nigdy nie będę sprawiedliwa dla tej serii. Uwielbienie dla niej zaszczepiła we mnie moja rodzicielka i niesamowicie jest dzielić razem z nią wrażenia z czytania.
więcej Pokaż mimo toNie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat tej jednej konkretnej książki, ponieważ całą serię przeczytałam dosłownie w tydzień - co sprawiło, że mam trudności z rozróżnieniem co działo się...