Biblioteczka
2015-01-04
2014-05-13
Książeczka jest nieduża, dość cienka, okładkę ma niepozorną. Jeśli ktoś bierze się za nią po obejrzeniu anime, może pojawić się myśl (u mnie się pojawiła) "ale co tu niby będzie?". Trzeba szczerze przyznać, że w filmie fabuła jest szczątkowa i wszystko się jakoś samo magicznie dzieje. Oczekiwałam na dobrą sprawę wielu opisów, rozbudowanych przemyśleń i klimatu, który zapamiętałam z filmu.
Nie dostałam nic takiego. Owszem, książka posiada niesamowity wręcz klimat, jednak zupełnie nie przypomina on tego, który pamiętam z filmu. Przede wszystkim już od pierwszych stron orientujemy się, że jest to bajka, nie tylko w formie ale i w stylu.
Na początku miałam wrażenie, że będzie mi przeszkadzał ten sposób pisania, poniekąd dla dzieci, jednak po chwili zorientowałam się, że już się niejako wciągnęłam. Autorka jest w stanie książkę dla dzieci uczynić interesującą również dla starszego czytelnika, nieprzewidywalną czasami, a o to w dzisiejszych czasach naprawdę trudno i pełną uroczego humoru.
Poza tym w porównaniu do filmu, fabuła książki jest chyba trzy albo cztery razy bardziej rozbudowana.
Istnieją w literaturze zasady, które można łamać bez mrugnięcia okiem. Istnieją też takie, które powinno się zostawiać całkowicie w spokoju, jedynie zapewnić im odpowiednie środowisko, by wyglądały jak najbardziej na miejscu. Tak właśnie sprawa wygląda z niesamowicie słodkim, bajkowym zakończeniem tej książki. Chociaż nie jestem fanką disneyowskich happyendów, tutaj po prostu nie można było zakończyć książki w żaden inny sposób. Opowieść już od pierwszej strony przygotowuje nas na to klasyczne zakończenie - i może dlatego człowiek wita je z uśmiechem i ciepłem rozlewającym się po wnętrzu, zamiast z falą irytacji i przewracaniem oczu.
Książeczka jest nieduża, dość cienka, okładkę ma niepozorną. Jeśli ktoś bierze się za nią po obejrzeniu anime, może pojawić się myśl (u mnie się pojawiła) "ale co tu niby będzie?". Trzeba szczerze przyznać, że w filmie fabuła jest szczątkowa i wszystko się jakoś samo magicznie dzieje. Oczekiwałam na dobrą sprawę wielu opisów, rozbudowanych przemyśleń i klimatu, który...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-30
Kiedy zamawiałam książkę, wydawało mi się, że będzie zupełnie czymś innym, niż to, co w końcu dostałam. Spodziewałam się, jak pewnie większość osób po nią sięgająca, szczegółowego opisu procesu i jego przekłamań, a potem jeszcze bardziej przerażających opisów życia w więzieniu, w celi śmierci. Wydaje mi się, że taką właśnie powieść sugeruje nieco opis na tyle okładki, chociaż z drugiej strony już dawno uświadomiłam sobie, jak często niewiele wspólnego ów opis ma z faktyczną książką.
Co w takim razie otrzymujemy w tej książce? Pierwszą połowę zajmuje mniej-więcej opis dzieciństwa autora, tego w jaki sposób w ogóle doszło do jego skazania, co wtedy czuł i co zapamiętał. Książka jest zbiorem anegdotek, historii, przemyśleń i wspomnień mężczyzny, który większość dorosłego życia spędził w więzieniu.
Muszę przyznać, że na początku ciężko mi było wykrzesać z siebie jakiekolwiek przyjazne emocje względem autora. Pisze on o sobie jako o człowieku, który osiągnął spokój i równowagę życiową, kiedy z dużej części tego, co pisze, jawnie widać żal i niezagojone rany. Jednak potem dogłębnie poznając jego historię, ciężko się dziwić, że żal nadal w nim pozostał. Mimo to autor stara się pozostać nastawionym pozytywnie, otwartym człowiekiem, walczy ze swoim żalem i negatywnymi uczuciami. Chociaż nie mogę zgodzić się z częścią rzeczy, które myśli i pisze, to jednak potrafię docenić jego historię. Jest wzburzająca, okropna, ale i dająca w pewien sposób nadzieję. A przede wszystkim pokazuje według mnie jak ważne jest, żeby nie być obojętnym na pewne sprawy i że każda pomoc, choćby najmniejsza, ma często wielkie znaczenie.
Kiedy zamawiałam książkę, wydawało mi się, że będzie zupełnie czymś innym, niż to, co w końcu dostałam. Spodziewałam się, jak pewnie większość osób po nią sięgająca, szczegółowego opisu procesu i jego przekłamań, a potem jeszcze bardziej przerażających opisów życia w więzieniu, w celi śmierci. Wydaje mi się, że taką właśnie powieść sugeruje nieco opis na tyle okładki,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdybym teraz sięgnęła po tą książkę, zapewne szybciej zabiłabym się jej grzbietem, niż z przyjemnością dobrnęła do końca, a przecież książka jest cieniutka. Jednakże, kiedy czytałam pierwszą część Harrego Pottera miałam około jedenastu, dziesięciu lat. Oznaczało to grubsza, że zostałam porwana w magiczny świat czarownic, mioteł i spełniających się marzeń.
Przyznaję się bez bicia: jako dziecko czekałam z nadzieją na list z Hogwartu, który zmieni moje życie całkowicie. Chciałam, żeby spełniła się historia małej czarodziejki w moim własnym wydaniu. Jak można się domyślić, list nie przyszedł, a ja z czasem przestałam wierzyć lub też mieć nadzieję, że istnieje peron, z którego dzieci odjeżdżają do szkoły marzeń.
Nie oznacza to jednak, że wyrosłam z fikcji literackiej. Po prostu zmieniły mi się priorytety. Wiem, że moja umiejętność odbierania książek wszystkimi zmysłami, wzięła się właśnie z tej dziecięcej pasji, która pchała mnie przez kolejne książki o młodym czarodzieju.
Ta seria dorastała ze mną, rok po roku. Chociaż ostatnia część już całkowicie wychodziła poza moje gusta, jeśli idzie o literaturę, musiałam ją przeczytać, żeby dopełnić legendę... I tak należy patrzeć na tą książkę. Uważam, że tacy ludzie, jak ja, właśnie w tym wieku, mają największe szczęście. Niesamowitym uczuciem jest dorastać razem z książką. Nie ma znaczenia, że może potem zostać okrzyknięta kiczem wszech czasów i zjadaczem mózgu. Dla mnie będzie to ikona mojego dzieciństwa i założę się, że mając swoje dzieci, będzie to jedna z pierwszych książek, jakie będę im czytać. I Harry Potter będzie gościł na moich półkach. Niewątpliwie.
Gdybym teraz sięgnęła po tą książkę, zapewne szybciej zabiłabym się jej grzbietem, niż z przyjemnością dobrnęła do końca, a przecież książka jest cieniutka. Jednakże, kiedy czytałam pierwszą część Harrego Pottera miałam około jedenastu, dziesięciu lat. Oznaczało to grubsza, że zostałam porwana w magiczny świat czarownic, mioteł i spełniających się marzeń.
Przyznaję się...
2013-06-10
2012-12-10
"Władcy Pierścieni" należy przyznać, że są klasyką gatunku, kamieniem milowym dla nas, szaraczków uwielbiających fantastykę swoistą Biblią, którą przeczytać trzeba, bo inaczej w towarzystwie nie ma co się pokazywać. Jednakże to właśnie preludium do Trylogii urzekło mnie mocniej. "Hobbit, czyli tam i z powrotem" kołysze się dla mnie na płynnej granicy baśni i bajki, traktując czytelnika jak dziecko - nie jak idiotę, co zdarza się niejednemu współczesnemu autorowi, ale po prostu jak dziecko, ciekawe świata i patrzące na nie z perspektywy małej wiedzy. Pokazuje nam świat i przygody Bilba, zawierając w całej historii morał, którego nie musiałby prawić dzieciom, za to który jest idealny dla ludzi dorosłych. Przygody są piękne. Nie ma znaczenia, jak mocno kocha się spokój i wygodę, nasze serce wyrywa się ku przygodom, które są naszym przeznaczeniem.
"Władcy Pierścieni" należy przyznać, że są klasyką gatunku, kamieniem milowym dla nas, szaraczków uwielbiających fantastykę swoistą Biblią, którą przeczytać trzeba, bo inaczej w towarzystwie nie ma co się pokazywać. Jednakże to właśnie preludium do Trylogii urzekło mnie mocniej. "Hobbit, czyli tam i z powrotem" kołysze się dla mnie na płynnej granicy baśni i bajki,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale najpierw obejrzałam film, dopiero potem faktycznie przeczytałam książkę. I tak jak w filmie postać samego Graya, choć oczywiście dwuznaczna, mi nie przeszkadzała; w książce doprowadza mnie z kolei do szału.
Podobnie dziwi mnie konstrukcja książki - ciekawe jest to, że w filmie zwracano właściwie najbaczniejszą uwagę na to, co się sprzedaje, więc okres "psucia" i degrengolady był najważniejszy - tymczasem Wilde poświęca długim latom upadku moralnego Graya ledwie kilka stron.
Jako całość książkę czyta się niezwykle łatwo, chociaż osobiście czasem żałowałam, że lord Henryk jest jedynie postacią drugoplanową, nawet jeśli zdaję sobie sprawę z tego, że jako główny bohater zupełnie by się nie sprawdził.
Jestem tez bardzo ciekawa oryginału i przy kolejnej lekturze (a wydaje mi się, że taka będzie) sięgnę już po angielską wersję.
Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale najpierw obejrzałam film, dopiero potem faktycznie przeczytałam książkę. I tak jak w filmie postać samego Graya, choć oczywiście dwuznaczna, mi nie przeszkadzała; w książce doprowadza mnie z kolei do szału.
więcej Pokaż mimo toPodobnie dziwi mnie konstrukcja książki - ciekawe jest to, że w filmie zwracano właściwie najbaczniejszą uwagę na to, co się...