-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik1
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej, by móc otrzymać książkę Ałbeny Grabowskiej „Odlecieć jak najdalej”LubimyCzytać4
-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-03-03
2024-02-19
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie - nie tylko w pieśni o małym rycerzu, czyli pułkowniku Wołodyjowskim, ale i o innych postaciach znanych nam z sienkiewiczowskiej Trylogii i historii powszechnej.
Albo i nieznanych, bo o ile większość z nas wie kim są urodzeni na Kresach Zbyszek Cebulski, Jarosław Dąbrowski, Wojciech Jaruzelski, Józef Ignacy Kraszewski, Daniel Passent, Juliusz Słowacki, generał Stanisław Sosabowski, to nazwiska Franciszek Smolka, Anna Dorota Chrzanowska, Stanisław Vincenz, Karolina Sobańska większości nie mówią nic. A przecież poza wymienionymi, Polaków tu urodzonych czy związanych z Kresami swoją pracą twórczą, społeczną lub polityczną jest tylu co gwiazd na niebie ...
Z zebranego w tej wędrówce materiału powstało nowe, zmienione i rozszerzone wydanie książki, napisanej w 2011 roku, a zatytułowanej "Ukraina".
Ze względu na ilość i jakość zmian ukazała się jako odrębna pozycja pod tytułem "W stepie szerokim".
Wg autora jest ona rajzą po Ukrainie, a w moim odczuciu wędrówką w poszukiwaniu polskości, śladów po Polakach, którzy tu się urodzili, żyli i działali na terenach, które przez wieki przynależały do Polski, i wciąż są nam bliskie, a teraz są częścią Ukrainy. Wędrówką po miejscach, które znaczyły bardzo wiele dla nas jako narodu, a które mało kto poznał inaczej niż z lektur.
Napisana jest w formie relacji z podróży, wiodącej nas do najbardziej znanych i ważnych miejsc - do Lwowa, Bełzu, na Chortycę, do Żytomierza, przez Wołyń, Podole z Kamieńcem Podolskim, Pokucie, do Odessy, Kijowa i na Krym.
Nie zliczyć, ile na tej trasie jest wartych zobaczenia zabytków i miejsc pamięci; nawet hotele, restauracje i knajpy zasługują na uwagę z racji ich dawnych bywalców, możliwości posmakowania dań i napoi kuchni regionalnej.
Bardzo interesujące są też opowieści o historii tych miejsc
Np. przy Lwowskiej Szkole Matematycznej Stefana Banacha, jest mowa o matematykach dyskutujących w kawiarni o równaniach matematycznych, zapisywanych ołówkiem na marmurowych blatach; w Bełzie poznajemy ukraińską część historii jasnogórskiej Madonny, a w Stanisławowie okoliczności szarży Ułanów Krechowieckich.
Kijów to m. in. świat prawosławnych ikon, a w Kołomyi wabi Muzeum Pisanek.
Jest krótko, ale jasno i dość dokładnie opowiedziana historia wojen kozackich, w czasie których przelano ocean krwi i wymordowano setki ludzi, bez cienia litości z obu stron.
Oczywiście, są też sceny i relacje z "tu i teraz". Czasem śmieszne, jak starcie z księdzem-ochroniarzem w katedrze lwowskiej w której jest zakaz fotografowania czy nieustanne próby załatwienia wszystkiego poza kolejką, a czasem smutne i straszne jak brak dbałości o zabytki, to, że nikt z kierowców z przepisami się nie liczy, że są dziury w jezdni i chodnikach grożące wypadkami, że policję interesują głównie mandaty itp., itd.
Powstała książka tak barwna jak barwna jest kraina, o której opowiada.
Nie sposób w recenzji chociaż wspomnieć o wszystkich miejscach, ludziach i sprawach w niej poruszanych - na 456 stronach tekstu i zdjęć. A komu jeszcze mało to może skorzystać z ponad 7 stron wybranej (!) bibliografii.
Bo na razie, dopóki trwa wojna Rosji z Ukrainą, wycieczka na Kresy nie jest możliwa; a jak już będzie można wyruszyć, to z pewnością nie będzie to ten sam kraj jakim był przed wojną. Tamtego, opisanego przez autora, już nie ma i zapewne nie będzie. Wielka to szkoda ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie -...
2024-01-18
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się długotrwale obniżonym nastrojem, co znacząco obniża jakość życia. Może pojawić się u każdego i w każdym wieku - nawet u noworodków i niemowląt!
Jest tak groźna i tak powszechna, że można uznać ją za dżumę XXI wieku.
Samo słowo "depresja" jest w tej chwili mocno nadużywane i przez to wprowadza w błąd, którego skutki mogą być tragiczne.
Bo nawet znaczące obniżenie nastroju nie musi być depresją, ale też nie będzie niczym złym zasięgnięcie opinii np. psychoterapeuty.
Z kolei objaw tak nietypowy, jak ból głowy i brzucha, może sygnalizować depresję i tu zlekceważenie objawów może, w najgorszym wypadku, doprowadzić do śmierci.
Jak się w tym wszystkim nie pogubić? Jak odróżnić jedno od drugiego? I, co najistotniejsze, jak pomóc osobie z kiepskim nastrojem, a jak tej z depresją? ...
Moim zdaniem, oprócz fachowców, pomocne mogą być mądre książki, np. poradniki - takie jak ten.
Mogą nam przypomnieć, co mówił specjalista, pomóc zrozumieć jego zalecenia, dać wiedzę co znaczą różne mądre a niezrozumiale brzmiące słowa.
Autorka jest lekarzem, absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i na co dzień pracuje z dorosłymi i z dziećmi mającymi problemy ze zdrowiem psychicznym.
Zdecydowała się napisać książkę poświęconą depresji ludzi młodych i bardzo młodych; poradnik przeznaczony dla rodziców przede wszystkim, ale i dla wszystkich innych, którzy opiekują się dziećmi. By wiedzieli co powinno zaniepokoić i jak reagować, by byli w stanie zrozumieć swoich podopiecznych - bo dziecko rozumuje inaczej niż dorosły.
"Pamiętajmy, że nie każda myśl samobójcza prowadzi do śmierci, ale każde samobójstwo zaczyna się od myśli o nim."
Depresja jest chorobą, tak samo jak grypa czy reumatyzm, ale nie ciała, a duszy; i może, przy niewłaściwym postępowaniu otoczenia i braku leczenia doprowadzić chorego do samobójstwa.
A społeczeństwo wypiera problem depresji u dzieci i młodzieży, bo wciąż zbyt wielu nie wierzy w jego istnienie, no i hasło"choroba psychiczna", wciąż przeraża - głównie z braku stosownej wiedzy ...
Autorka zaczyna od omówienia emocji - czym są, jak je rozpoznać i jak na nas wpływają, jak je odczuwa i rozumie dziecko.
Potem omawia czynniki ryzyka wystąpienia depresji, jej związek z istniejącymi różnymi chorobami zarówno psychicznymi jak np. współistniejące spektrum autyzmu, jak i somatycznymi. Wyjaśnia, co powoduje, że chorzy na różne choroby często zapadają i na depresję. Pisze też o jej przebiegu w zależności od wieku, o samouszkodzeniach i próbach samobójczych. I oczywiście o tym jak pomagać; jaka jest pierwsza pomoc w depresji, jak postępować, leczyć, jakie jest znaczenie terapii rodzinnej. Jak pogodzić leczenie i terapię z codziennym życiem.
Autorka kładzie duży nacisk na rolę rodziny w zapobieganiu depresji i jej terapii. Zwraca też uwagę by pamiętać również o sobie - by zdrowy egoizm uchronił nas przed popadnięciem w chorobę z powodu nieustannego napięcia i zmęczenia: "Niekiedy problemy rodzinne zaczynają nas przerastać, sami mamy obniżony nastrój, jesteśmy przygnębieni, tracimy zainteresowanie. To czerwona flaga dla nas, jako rodziców, wskazująca na to, że teraz jest czas, żeby zająć się również sobą. Depresyjny rodzic nie pomoże choremu dziecku. Rodzice muszą być oparciem dla swojego dziecka."
Wszystko to jest tak napisane, że praktycznie nie ma tu zbędnych słów, sama skondensowana treść na 239 stronach,czytelna i zrozumiała dla każdego.
Czy polecam? - tak, zdecydowanie. Nie znam wszystkich pozycji na rynku z tego tematu, ale tę uważam za bardzo dobrą - m. in. dlatego, że porządkuje naszą wiedzę i że informuje, jak groźnym i niebezpiecznym wrogiem zdrowia i normalnego życia jest depresja.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wydawnictwo RM
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się...
2023-06-19
Antoine de Saint-Exupery, Francuz, pisarz i lotnik, napisał powiastkę filozoficzną o chłopcu, co przybył na ziemię z gwiazd. Wydana 6 kwietnia 1943 roku okazała się światowym fenomenem.
I od tamtego czasu bardzo wielu ludziom nie dają spokoju dwie zagadki: co autor miał na myśli pisząc "Małego Księcia" i co dokładnie stało się z nim samym.
Wiadomo, że Antoine de Saint-Exupery 31 lipca 1944 o godzinie 08.45 wystartował do swojego kolejnego lotu bojowego i już nie powrócił. Do jego zestrzelenia przyznało się dwóch niemieckich pilotów, ale ciała nie odnaleziono, a części jego samolotu odkryto dopiero w 2003 roku na dnie morza.
Zginął czy zaginął?
Ludzie nie lubią jak zagadki czy tajemnice są nierozwiązane, lubią je rozwiązywać i wiedzieć wszystko na pewno. Zawsze jest ktoś, kto tak długo snuje domysły, śledzi i tropi aż tajemnicę rozwiąże lub podda się - z braku materiałów czy pomysłów.
Toteż i w sprawie interpretacji treści "Małego Księcia" oraz zaginięcia jej autora, wciąż są snute przeróżne hipotezy, rozważane są najrozmaitsze scenariusze zdarzeń.
Tym razem sprawą zajał się znany i poczytny autor kryminałów, Michel Bussi.
W przedmowie napisał: "Taka jest właśnie myśl przewodnia tej powieści: podążyć tropem dziwnego podobieństwa między odejściem pisarza i odejściem jego bohatera. Przeprowadzić ponowne śledztwo."
Bo zdaniem autora, śmierć Małego Księcia w książce i prawdopodobna rzeczywista śmierć Saint-Exupéry’ego, są szalenie podobne. Dlatego stawia pytania: Kto zabił Małego Księcia? Kto zabił Antoine’a de Saint-Exupéry’ego?
Odpowiedzi szukają bohaterowie książki przeprowadzając nowe śledztwo, bazując na powszechnie znanych faktach, zachowanych dokumentach i logicznym myśleniu.
A my, czytając, towarzyszymy im w szukaniu odpowiedzi; możemy przy tym wierzyć lub nie w ich wnioski i snuć własne przypuszczenia...
Możemy uznać, że "Mały Książę" to tylko piękna, niezwykła baśń, jej autor został zwyczajnie zestrzelony, a jego szczątki wciąż pozostają w głębinach morza.
Możemy zgodzić się z którąś wersją o innym zakończeniu niż śmierć Saint -Exuoery'ego po zestrzeleniu.
Możemy też stworzyć własną legendę ...
Z pewnością jest to książka oryginalna i interesująca, przede wszystkim dla fanów Małego Księcia.
Ale chociaż, przynajmniej dla mnie, nie jest tak porywająca jak inne kryminały autorstwa Bussy'ego, to nie żałuję czasu jaki zajęło mi jej przeczytanie.
I zapewne wrócę do niej, kiedyś ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Antoine de Saint-Exupery, Francuz, pisarz i lotnik, napisał powiastkę filozoficzną o chłopcu, co przybył na ziemię z gwiazd. Wydana 6 kwietnia 1943 roku okazała się światowym fenomenem.
I od tamtego czasu bardzo wielu ludziom nie dają spokoju dwie zagadki: co autor miał na myśli pisząc "Małego Księcia" i co dokładnie stało się z nim samym.
Wiadomo, że Antoine de...
2023-05-25
Wielka poetka napisała: "Umrzeć? Tego nie robi się kotu ..."
No nie robi i Jovan z własnej woli nigdy by Sheili tego nie zrobił, ale jego mordercy to nie obchodziło i pewnie mocno by się uśmiał, gdyby usłyszał, że czeka go zemsta kotki, tak, tak - kotki, rasy norweski kot leśny ...
A norweski kot leśny, kot Wikingów, to rasa stara, szlachetna i bardzo, ale to bardzo inteligentna. Koty niezależne, co lubią chodzić swoimi ścieżkami bacznie obserwując otoczenie, szybko się uczą i potrafią podjąć współpracę z człowiekiem, nie tylko w temacie napełniania miski.
Sheila lubiła i doceniała Jovana, swego opiekuna, który dbał o nią bardziej niż o siebie. Uważała, że jest człowiekiem dobrym, smutnym i samotnym. Dobrze im było razem.
Toteż gdy został na jej oczach zabity, uznała, że trzeba go pomścić, bo "nie może być tak, że byle łachudra przychodzi i wbija nóż w trzewia innego człowieka i nikt z tym nic nie robi". I zaczyna działać ...
Nie do końca nikt nic nie robił - policja, zawiadomiona przez sąsiadkę, nie traciła czasu, machina śledcza ruszyła natychmiast, ale - niewiele było punktów zaczepienia, bo jak to najczęściej jest nikt nic nie widział, nie slyszał i nic istotnego nie wiedział.
Najwięcej do powiedzenia miałaby Sheila, którą zaopiekowała się prowadząca śledztwo komisarz Magda Borkońska - ale kto z normalnych ludzi rozumie miauknięcia i pomruki kota?
Widzimy jak krok po kroku śledczy starają się ustalić dlaczego i kto zabił. Jak sprawdzają nawet mało prawdopodobne przypuszczenia. Jak w międzyczasie dopasowują się do siebie Sheila i Magda. I jak kotka różnymi sposobami doprowadza policjantkę do bardzo istotnych informacji ...
Wśród 31 rozdziałów w kilku narracja należy do Sheili.
Kłaniam się nisko autorom!
Myślę, że gdyby ubrać w słowa, to co myśli i czuje kot, to byłoby to właśnie to.
Od 15 lat żyją w naszym domu norweskie koty leśne, teraz jest 8 - i czytając fragmenty z Sheilą miałam nieodparte wrażenie, że czytam o swojej kotce. Wprawdzie Barsa nie miała okazji tropić mordercy, ale na codzień wciąż zadaje kłam twierdzeniu, że nie należy uczłowieczać zwierząt. Bo ona tylko wygląda jak kot i po ludzku nie mówi ...
Jakiś czas temu przeczytałam cykl o Tomku Winklerze,
poprzednie książki autorów. Są to dobrze i sprawnie napisane kryminały, nie epatujące zbędnym okrucieństwem - a właśnie takie lubię. Czekalam na ich kolejną książkę i zapowiedź, że będzie to komedia kryminalna w której jednym z głównych bohaterów jest kot, szalenie mnie ucieszyła. Bo kocham koty i uwielbiam dobre komedie kryminalne, a książka tych autorów nie miała prawa być zła.
Chociaż i bałam się - czy kota z powieści nie spotka żadna krzywda? ... Komedia komedią, ale ...
No cóż - wg moich kryteriów nie jest to komedia kryminalna, ale kryminał z drobinkami humoru.
Jak na komedię za mało tu okazji do uśmiania się, a za dużo powagi, bo treść dotyczy spraw poważnych o naprawdę dużym ciężarze gatunkowym.
Ale absolutnie nie jestem rozczarowana - czort bierz, że komedia okazała się być niekomediowa - jest to wspaniała książka, z wzruszającą dedykacją "przyjaciołom co odeszli", pięknie opowiedzianą ciekawą i oryginalną historią. Więcej takich chcę!
P. S. A tym co chcą i Winklera poznać a zależy im na chronologii, to radzę czytac w tej kolejności:
Dwudziesta trzecia, Zimny trop, Szwedzki kryminał, Siódmy koci żywot, Śmierć druga.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wielka poetka napisała: "Umrzeć? Tego nie robi się kotu ..."
No nie robi i Jovan z własnej woli nigdy by Sheili tego nie zrobił, ale jego mordercy to nie obchodziło i pewnie mocno by się uśmiał, gdyby usłyszał, że czeka go zemsta kotki, tak, tak - kotki, rasy norweski kot leśny ...
A norweski kot leśny, kot Wikingów, to rasa stara, szlachetna i bardzo, ale to bardzo...
2023-03-30
Nie jest to książka, dla której zarwałam noc, nie czytałam jej z wypiekami na twarzy i gryząc palce z niecierpliwości "Co dalej? Co dalej?"
Nie polecam jej tym, co w książkach szukają tylko i wyłącznie rozrywki i wielkich emocji, obojętne jakich.
A przede wszystkim nie polecam tym, dla których wiara w Boga, jakiegokolwiek, to gusła i zabobony - bo tu bohaterami książki sa ludzie prawdziwie wierzący, katolicy, dla których wiara to nie puste słowa, ale życiowy drogowskaz.
Natomiast polecam ją, nawet bardzo polecam, paniom oczekującym pierwszego dziecka. Bo to jest tak, jakby serdeczna przyjaciółka, taka której się ufa i która wszystko rozumie, dokładnie opowiedziała co i jak może być, nie czarując, ale i nie strasząc. Która powie, że tak, urodzenie dziecka to euforia unosząca matkę pod niebiosa, ale też ból i wysiłek, a personel medyczny nie zawsze jest miły i uprzejmy ... i że miłości do dziecka też trzeba się nauczyć ... I że mąż też człowiek, ma prawo nie wiedzieć lub nie rozumieć ...
Sama mogę tylko żałować, że jak miałam urodzić pierwsze dziecko nie wiedziałam tego, co w tej książce jest podane jak na tacy.
Każdy jest sobą, każda rodzina i życie są inne, ale pewne sprawy i procesy są takie same - i działając tylko według swoich poglądów i upodobań, z niekompletną wiedzą o życiu, bez świadomości na czym polega małżeństwo i bycie rodzicem, nie zawsze dajemy sobie radę z "wyrabianiem się na zakrętach" i męczymy się jak potępieńcy, albo i przegrywamy życie.
Nie zawsze mamy przy sobie kogoś, kto mądrze podpowie, wytłumaczy co się dzieje, pocieszy, uświadomi, ze to nie koniec świata tylko hormony, fizjologia i zwyczajna kolej rzeczy.
Bo ta książka to samo życie - czytałam jak o sobie, wiele, wiele razy myślałam - prawda, też tak czułam, też tak uważam ...
Oto dwoje ludzi, Kamila i Brunon - wpadają na siebie przypadkiem, ale bardzo szybko spotykają się ponownie i niewiele czasu minęło, gdy podejmują decyzję o wspólnym życiu. Dzieli ich dużo - ona jest niewierząca, nie zna historii swojej rodziny, uważa się za kobietę nowoczesną; on historyk, prawdziwie wierzący, Kaszub dumny ze swego pochodzenia, tradycjonalista. A jednak, mimo tych różnic, niezgodności i nieporozumień - dali radę.
Miesiąc po miesiącu towarzyszymy Kamili i Brunonowi w ich życiu, widzimy ich radości, rozterki i smutki, ich staranie wzajemne o siebie, o swoją rodzinę.
A w tle piękne Kaszuby i Kaszubi, ludzie charakterni, z zachowanym od wieków językiem, kuchnią i obyczajami. Których w książce jest sporo i dobrze, bo warto się z nimi zapoznać.
Autorka mówi o sobie, że jest obywatelką polską narodowości kaszubskiej - i widać w tej książce, że bliskie jej jest wszystko co kaszubskie.
Nie znam autorki osobiście, nie czytałam wcześniej żadnego jej tekstu. Ale jestem ciekawa co jeszcze napisze, bo ta powieść była dla mnie jak rozmowa z dawno, dawno niewidzianą przyjaciółką, pełną jej wspomnień i opowieści o wszystkim, co dla nas ważne.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Nie jest to książka, dla której zarwałam noc, nie czytałam jej z wypiekami na twarzy i gryząc palce z niecierpliwości "Co dalej? Co dalej?"
Nie polecam jej tym, co w książkach szukają tylko i wyłącznie rozrywki i wielkich emocji, obojętne jakich.
A przede wszystkim nie polecam tym, dla których wiara w Boga, jakiegokolwiek, to gusła i zabobony - bo tu bohaterami książki sa...
2023-03-17
Co sprawia, że sięgamy po tę, a nie inną książkę?
"Błyskotliwy kryminał w klasycznym stylu, znakomicie osadzony w realiach PRL-u. Połowa lat 60. XX wieku. Mały, górski kurort, a w nim elegancki pensjonat ...
W tle muzyka puszczana z adapteru Bambino, tętniące życiem kuracjuszy uzdrowisko oraz przepiękna symfonia Cevenole. Sielankę przerywa dopiero tajemnicze morderstwo. ... " (fragmenty opisu wydawcy)
Nie moglam nie zainteresować się książką tak opisaną, sprawdzić czy faktycznie jest tak, czy może znów informacje o treści są bardziej interesujące niż sama treść.
I okładka - w pięknych barwach, z sylwetką, którą od razu skojarzyłan z najnowszymi wydaniami książek o Jacku Reacherze (którego bardzo lubię) - zdecydowanie zachęcająca do sprawdzenia co jest w środku.
Obco brzmiący tytuł nie mówił mi nic, o debiutującym tą książką autorze też wiedzialam tyle co nic, ale bardzo spodobała mi się zapowiedź, że jest to kryminał w klasycznym stylu, a nie TAKI, w którym w wymyślny sposób mordowani i torturowani są bezbronni; nie brodzi się tu w krwi i szczątkach istot żywych, nie ma zrezygnowanych, zapijaczonych śledczych z nałogami.
Miał być klimat, zagadka, dawne tajemnice i detektyw-amator - inteligentny, mocno doświadczony przez życie człowiek.
I tak właśnie było ...
12 września 1964, dzień piękny i sloneczny, dzień urodzin Anny Małeckiej, wlaścicielki uroczego pensjonatu Fraszka w Krzyżowcu Zdroju. Na wieczornym przyjęciu urodzinowym są bawiący tu aktualnie goście, najbliżsi sąsiedzi i domownicy. Wszystko jest tak, jak trzeba - pięknie nakryty stół, znakomite jedzenie, alkohol i muzyka. Swobodna zabawa trwająca do północy. Prawie jak co roku.
Ale następnego dnia rano w pensjonacie zostają znalezione zwłoki i nie ma żadnych wątpliwości, że to morderstwo ...
Tak, jest to prawdziwy kryminał, bez dwóch zdań, tak jak autor zapowiadał - ze skomplikowaną, choć pozornie prostą zagadką, a bez makabry i chamstwa.
Ale nie tylko - kto ma w sobie ciekawość świata i historii, znajdzie tu zapis czasu co przeminął ...
Bo to PRL, rok 1964, czas gdy działa UB, milicja musi nie tylko szukać "kto?", ale i liczyć się z uwarunkowaniami czasu i miejsca, wciąż źle widziane są powiązania z żołnierzami wyklętymi, nawet jeśli mają oni już za sobą sąd i wyrok lub tylko nie przeżyli ...
To ciężki czas panoszenia się zła, do którego z czasem ludzie się przyzwyczaili - a stępienie wrażliwości jest nie mniej złe niż patologiczni mordercy i wszelkie dewiacje.
Szczęśliwie możemy mówić "było - minęło", choć echa przeszłości wcale nie umilkły, a minione sprawy wciąż jeszcze wypływają z głębin czasu i pamięci, wciąż Dobro toczy walkę ze Złem.
Warto przeczytać, warto poznać Stanisława Gorszewskiego i parę innych osób.
Warto odszukać nagranie i wysłuchać "Cevenole" - symfonię skomponowaną przez Vincenta d'Indy w 1886 roku ("Symphonie sur un chant montagnard français" tzn. Symfonia na temat francuskiej pieśni góralskiej).
Autor polecając swą książkę napisał: "... kocham "Cevenole" i marzę o tym, by pokochali ją i inni."; no to wprawdzie ja jej nie pokochałam, ale szczerze polubiłam i kiedyś do niej wrócę, bo wracam i do kryminałów, tak jak wraca się do muzyki. I nie polecam jej jedynie tym, którzy uznają tylko TAKIE kryminały jakim "Cevenole" nie jest i dla których wiara w Boga jest obrazą boską ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Co sprawia, że sięgamy po tę, a nie inną książkę?
"Błyskotliwy kryminał w klasycznym stylu, znakomicie osadzony w realiach PRL-u. Połowa lat 60. XX wieku. Mały, górski kurort, a w nim elegancki pensjonat ...
W tle muzyka puszczana z adapteru Bambino, tętniące życiem kuracjuszy uzdrowisko oraz przepiękna symfonia Cevenole. Sielankę przerywa dopiero tajemnicze morderstwo....
2023-02-01
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Widząc na okładce kota (a jestem kociarą) i słowo "komedia" (bardzo lubię!) sięgnęłam po książkę jak najszybciej.
Przeczytałam.
I trochę się rozczarowałam - bo to książka, co na pewno może się podobać, ale ...
Po pierwsze, spodziewałam się, że kot odegra trochę większą rolę niż bycie żywą maskotką.
Po drugie, jak na mój gust, za mało było "komedii w komedii".
A po trzecie, upewniłam się, że ani romanse, ani erotyki nie są moimi ulubionymi gatunkami literackimi - ta książka jest zdecydowanie dla osób co lubią opowieści o miłości i są dorosłe - ze względu na wielką ilość tzw. "momentów" ...
Oto Emilia, zwana Emi, lekarz medycyny; dziewczyna szczęśliwie zakochana i tak poukładana, że nie tylko ma ustalone jaką płeć i imiona będą miały jej dzieci, ale też WIE, GDZIE I JAK spędzi 20 rocznicę ślubu!
Życie jest pełne niespodzianek. Banał? Frazes? I tak, i nie ...
Gdy na romantycznej kolacji Emi spodziewa się przypieczętowania związku oświadczynami i wręczeniem pierścionka zaręczynowego, niespodziewanie otrzymuje od ukochanego propozycję nie do odrzucenia: między nimi zrobiło się nijako, więc czas się rozstać.
Dla niej to grom z jasnego nieba i koniec świata, z którym nie jest w stanie się pogodzić, a przynajmniej nie tak od razu, mimo wsparcia przyjaciółki ...
Początek, jak dla mnie, jest irytujący! Język swędział, by powiedzieć Emi, że marzyć może, starać się o spełnienie marzeń też, jak najbardziej, ale w sprawie przyszłości, to mąż i dzieci mają chyba coś do powiedzenia? Mają prawo do własnych życzeń i marzeń? A mogą to być plany i pragnienia zupełnie inne niż jej ...
Ciekawie, jak dla mnie, zrobiło się dopiero wtedy, gdy
rozpoczęła się korespondencja z Kacprem - rozpoczęta od porady medycznej online, przechodzi na tematy bardziej ogólne i w końcu bardzo osobiste.
Oboje z połamanymi sercami, czując, że rozmawiają z bratnią duszą, nie mają tematów tabu i rozmawiają jak nieznajomi w pociągu: szczerze, o wszystkim, po koleżeńsku, bez osądu, z szacunkiem do siebie. I bez żadnych myśli o wspólnej przyszłości.
Długa i kręta jest droga do odzyskania spokoju ...
Zawód miłosny to zawsze mniejsza lub większa tragedia, raczej nie wiemy czy i kiedy się zdarzy. I co wtedy? Jak żyć? Czy posklejanie połamanego serca jest w ogóle możliwe?
Historia Emi poucza, że wszystko może się ułożyć, można być szczęśliwym, ale nie stanie się to samo z siebie.
Trzeba uwierzyć w swoją wartość, uświadomić sobie kim jestem i co mi da szczęście takie naprawdę, a nie wg wyobrażeń swoich lub innych. Nauczyć się oceniać ludzi nie po pozorach i pamiętać, że jesteśmy różni, mamy różne poczucie wstydu, potrzeby i poglądy, w różnym stopniu zgadzamy się na uzewntrznianie swoich odczuć i siebie samych.
W żadnym związku nie ma tak, że druga strona chce zawsze tego samego co ja, jest taka sama jak ja i marzy o tym samym co ja. Im większa zgodność tym lepiej, ale bardzo źle rokuje, jeśli nie widzi się inności drugiej osoby.
I najważniejsze - odważyć się, jeśli trzeba, nawet na radykalne zmiany i iść do szczęścia swoją drogą.
Bo "najlepszy seks jest z właściwą osobą". Życie też.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Widząc na okładce kota (a jestem kociarą) i słowo "komedia" (bardzo lubię!) sięgnęłam po książkę jak najszybciej.
Przeczytałam.
I trochę się rozczarowałam - bo to książka, co na pewno może się podobać, ale ...
Po pierwsze, spodziewałam się, że kot odegra trochę większą rolę niż bycie żywą maskotką.
Po drugie, jak na mój...
2022-03-30
„Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz. ”
A jeśli zacznie się psuć? Ale jeszcze nie tak, by jak najszybciej pędzić do lekarza? …
Wtedy możemy poszukać stosownej porady np. w „Zdrowniku” lub zajrzeć na blog www.pantabletka.pl , na który natrafiłam niedawno i myślę, że jest on jednym z tych godnych zaufania.
Pan Tabletka to mgr Marcin Korczyk, farmaceuta (absolwent Farmacji na Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego), mąż i ojciec, człowiek znający problemy zdrowotne zarówno od strony zawodowej, jak i, nazwijmy to, ludzkiej.
Ponad 7 lat temu stworzył Pana Tabletkę, bo uważa, że ma misję i chce pomagać zgodnie z swoją dewizą: „Zrób wszystko, żeby tabletki nie były potrzebne – a jeśli to niemożliwe wybierz najlepsze i stosuj je prawidłowo.”
Setki osób interesujących się blogiem, śledzących na Instagramie i FB jego fanpage potwierdzają, że ta praca jest potrzebna.
Strona blogu jest czytelna i przejrzysta; podoba mi się też, że są tu dość nieoczywiste pomysły, których skuteczność na pewno wypróbuję. A jako przykład rozmaitości polecam ostatnio czytane artykuły: Jak dokładniej mierzyć temperaturę? , Co suplementować u dziecka niejadka, a co u vege?, Syrop z imbiru i miodu – na gardlo i przeziebienia – prosty przepis, Witamina D, czy wiesz jak wybrać najlepszą i jak stosować?
Równie czytelny i przejrzysty jest „Zdrownik”; książka w pięknej szacie graficznej – ma twardą oprawę i ponad 400 stron bardzo dobrych zdjęć i treść, przedstawiającą naturalne i tradycyjne przepisy na zdrowie i odporność, poprzedzonych obszernym wstępem. A że są też indeksy, bibliografia i spis treści, to ani czytanie, ani korzystanie z tej książki nie powinno sprawić żadnej trudności.
Czego tu nie ma! Polskie zioła w całym ich pięknie i bogactwie, pszczoły i wszelkie dobro jakie nam dają, przyprawy, olejki eteryczne; receptury znane od wieków, jak np. syrop z cebuli, ale wzbogacone o specjalnie dobrane dodatki, przepisy na syropy, napary, shoty, napoje, kosmetyki …
Jeśli sami chcecie się przekonać, jaka jest ta książka, to można ją kupić tu: https://pantabletka.pl/zdrownik-tradycyjne-naturalne-przepisy-zdrowie-odpornosc/
Z pewnością znajdą się osoby, które mają swoje, trochę inne przepisy niż tu przedstawione, np. mój znajomy inaczej stosuje nalewkę propolisową; nie każdy też zgodzi się ze wszystkim co tu napisano …
Ale warto ją przeczytać; choćby ze względu na cenne wskazówki i porady dotyczące dzieci.
Bo wciąż za rzadko spotyka się traktowanie dzieci jako odrębnych osób, mających własne zdanie i upodobania, nie będących ani wierną kopią rodzica, ani chodzącym ideałem. A szanując dziecko pozwolimy mu na wybór; nie będziemy zmuszać, ale damy przykład; zrozumiemy, że czegoś naprawdę nie lubi (jak i my) i że nasze wyobrażenie ile ma zjeść nie jest równoznaczne z jego potrzebami. Bo „Nie jest sztuką od razu zniechęcić dziecko”. Złote słowa.
I jeszcze jeden, może i najważniejszy powód, by zainteresować się tą książką – żyjemy w czasach niełatwych, a jednym z zagrożeń są choroby zakaźne. Najlepszą ochroną przed nimi jest SILNA ODPORNOŚĆ. A z tego co widzę dookoła siebie, ludzie mają zadziwiająco małe pojęcie, jak na XXI wiek, o chorobach, odporności i zdrowym trybie życia. Jeśli ktoś na właściwych lekcjach w szkole nie uważał albo zapomniał jak to było, to bardzo tę książkę polecam. Zdroworozsądkowo, w sposób „jak sołtys krowie na miedzy”, czyli jasno i zrozumiale jest wytłumaczone czym jest odporność i jak o nią dbać, u dzieci i dorosłych. A chyba warto zadbać o zdrowie, nie tylko swoje, ale i swoich bliskich?
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
„Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz. ”
A jeśli zacznie się psuć? Ale jeszcze nie tak, by jak najszybciej pędzić do lekarza? …
Wtedy możemy poszukać stosownej porady np. w „Zdrowniku” lub zajrzeć na blog www.pantabletka.pl , na który natrafiłam niedawno i myślę, że jest on jednym z tych godnych zaufania.
Pan Tabletka to mgr Marcin...
2021-11-24
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Lubię gotować, piec, poznawać nieznane mi potrawy i tradycje kulinarne innych narodów.
Sięgnęłam po tę książkę, bo kuchnia krajów skandynawskich jest mi praktycznie nieznana – poza zjedzonymi kiedyś w Ikei klopsikami i poznanymi dzięki koleżance, przepysznymi, norweskimi bułeczkami cynamonowymi. A, i słyszałam o śledziu na słodko oraz sfermentowanej rybie …
Nie jest to książka stricte kucharska, choć zawiera sporo przepisów; jest to raczej kompendium wiedzy o kuchni Szwedów i Saamów (ludu zamieszkującego Laponię) oraz produktach w niej stosowanych.
Jest to opowieść o kształtowaniu się szwedzkiej sztuki kulinarnej od lat prehistorycznych, gdy około 12000 lat p.n.e. na terytorium współczesnej Skanii mieszkali łowcy reniferów i innych zwierząt, przez kolejne epoki, m. in. Wikingów, po dzień dzisiejszy. Można rzec, że jest to historia Szwedów pokazana „od kuchni”.
W następnych rozdziałach, w których omawiane są produkty używane w kuchni szwedzkiej jest mnóstwo bardzo interesujących informacji – historycznych, biologicznych, obyczajowych i kulinarnych. Dowiadujemy się jak świętowano, jakie potrawy wtedy przygotowywano, jak i dlaczego kisi się śledzie, jak król Adolf Gustaw sprawdzał szkodliwość kawy, poznajemy przesądy i legendy.
Poznajemy ponad 20 przepisów; niektóre bardzo oryginalne, jak np. Flygande Jacob (zapiekanka latający Jakub), potrawa sporządzona z kurczaka, bananów, orzeszków, boczku i przypraw, wymyślona w 1976. Ale są też potrawy bardzo proste i ogólnie znane jak placki ziemniaczane i naleśniki. Oryginalnie szwedzkie jak Gravadlax (łosoś marynowany w soli, cukrze i koperku) czy kanelbulle (bułeczki cynamonowe) lub Lussekatter (bułeczki św. Łucji).
Czyta się to wszystko niemalże jak dobry kryminał …
Do tego jest to książka bardzo ładnie wydana, na dobrym papierze i jest w niej sporo zdjęć potraw i szwedzkich krajobrazów.
Niestety, ma też wady.
Zdecydowana większość tekstu napisana jest tak drobną czcionką, że choć zazwyczaj czytam bez okularów, to tu były one niezbędne.
Kolejną usterką jest rozbieżność między numerami stron rozdziałów podanymi w spisie treści, a numerem strony na której dany rozdział faktycznie się znajduje. Np. rozdział „Alkohole” wg spisu treści zaczyna się od strony 213, a faktycznie jego początek jest na stronie 205.
Szkoda też, że nie ma skorowidzu potraw, na które podane są bardzo dokładne przepisy … wyszukanie po jakimś czasie interesującego nas przepisu może zająć sporo czasu – chyba, że sami sporządzimy taki spis.
Irytujące dla mnie było też wetknięcie stron z przepisami między strony opisowe w rozdziałach – wolałabym by przepisy były zebrane w jednym miejscu, a opisy czytać bez przeszkód.
Bardzo niewygodne w odczytaniu są też podpisy do zdjęć - tekst umieszczono pionowo, bardzo blisko miejsca zszycia stron.
Nie są to jakieś przesadne uciążliwości, ale psują dobre wrażenie z lektury – przynajmniej mi.
Ale nie będę protestować, jeśli ktoś powie, że czepiam się … bo to naprawdę warta przeczytania, niezła i interesująca pozycja.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Lubię gotować, piec, poznawać nieznane mi potrawy i tradycje kulinarne innych narodów.
Sięgnęłam po tę książkę, bo kuchnia krajów skandynawskich jest mi praktycznie nieznana – poza zjedzonymi kiedyś w Ikei klopsikami i poznanymi dzięki koleżance, przepysznymi, norweskimi bułeczkami cynamonowymi. A, i...
2021-10-23
Elżbieta Łokietkówna, córka Władysława Łokietka i Jadwigi Kaliskiej, siostra Kazimierza Wielkiego, Piastówna.
06.07.1320 poślubiła węgierskiego króla Karola Roberta, urodziła mu pięciu synów, była regentką w Polsce, a zmarła 29.12.1380.
Matka Ludwika Węgierskiego, babka Jadwigi Andegaweńskiej.
Autorka prowadzi narrację w pierwszej osobie, co daje wrażenie jakbyśmy rzeczywiście czytali opowieść samej Elżbiety. Rozpoczęta 20 stycznia 1320 roku, w Krakowie, w dniu koronacji Władysława Łokietka na króla Polski, toczy się, rok po roku, aż po kres jej życia.
Nie ma żadnych wątpliwości, że Elżbieta Łokietkówna była osobą jak na swoje czasy nieprzeciętną. Wówczas rolą kobiety było rodzenie dzieci i zajmowanie się domem, a wszelkie rządy należały do mężczyzn. Tymczasem ona, wykształcona, piękna, mądra, urodzona na polityka, śmiała – po zamążpójściu musiała szybko zdobyć uznanie w oczach męża, a następnie wśród poddanych i możnych Europy, skoro korespondowała z papieżem i królami, często podróżowała nie tylko po Węgrzech i do Polski, ale była też w Rzymie, Neapolu, Akwizgranie, Tyrolu, kilka razy była regentką ….
I dokonała rzeczy wówczas właściwie niemożliwej – doprowadziła do uznania swojej wnuczki (kobiety! W średniowieczu!) za króla ...
Zaznała szczęścia, ale też nie omijały jej smutki i tragedie.
Piękna opowieść i nie tylko dla lubiących historię. Bo to przede wszystkim relacja o życiu niezwykłej kobiety, „samo czytająca się”, a przy tym wiernie zgodna z tym co w tej chwili nam wiadomo o historii XIV wieku w Europie.
Ta książka jest jedną z tych nielicznych, gdzie nic nie wiedząc o treści i autorce zwróciłam uwagę na okładkę: pod malachitową zielenią kryją się zarysy miasta, na zieleni tła lśnią złote litery tytułu – prosto a pięknie.
A że nie zawiodłam się, to na pewno sięgnę po inne książki autorki.
Elżbieta Łokietkówna, córka Władysława Łokietka i Jadwigi Kaliskiej, siostra Kazimierza Wielkiego, Piastówna.
06.07.1320 poślubiła węgierskiego króla Karola Roberta, urodziła mu pięciu synów, była regentką w Polsce, a zmarła 29.12.1380.
Matka Ludwika Węgierskiego, babka Jadwigi Andegaweńskiej.
Autorka prowadzi narrację w pierwszej osobie, co daje wrażenie jakbyśmy...
2021-09-24
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Myślę, że większość z nas słuchała w dzieciństwie baśni, bajek i legend. I dobrze, bo to znakomite źródło wiedzy dla małego dziecka. Uwielbiałam słuchać jak czytali mi rodzice, potem czytałam samodzielnie - i kocham je do dziś, choć czasu na wracanie do dawnych jest coraz mniej, a nowe nie mają tego uroku co tamte … No i chyba większość wydanych w Polsce znam …
Z irlandzkimi jak dotąd nie miałam do czynienia. A są one, wg autora, najstarsze w Europie, oryginalnie irlandzkie, nie skażone wpływami rzymskimi, zachowane w tej same formie w jakiej wygłaszali je seanachai, czyli wędrujący po kraju, od domu do domu, bajarze. Snute przez nich opowieści słuchane były przez wielu ludzi zgromadzonych w domu, do którego zawitali. Bo te wizyty i opowieści były wtedy dla ludzi oknem na świat – przez nie poznawali dawne mity, legendy, historię, ale i dowiadywali się jak żyją ludzie w sąsiednich miejscowościach, co wydarzyło się w kraju. Z czasem opowieści seanachai zaczęto spisywać w klasztorach.
Bo wprawdzie Irlandia nigdy nie została wcielona do Cesarstwa Rzymskiego, ale chrystianizację wyspy rozpoczął w IV w. n. e. św. Deklan w okolicach dzisiejszego Ardmore. Jego misję kontynuował w V w. n. e. św. Patryk, wtedy też pojawiły się pierwsze klasztory i opactwa. Tam spisywano między innymi przekazywane ustnie opowieści o wydarzeniach zarówno tych, które rzeczywiście miały miejsce, jak i legendy.
Książka prezentuje się pięknie: w twardej oprawie, raczej cienka (88 stron tekstu i rysunków), ilustracje w wyrazistych barwach i rysowane specyficzną kreską Alicji Kocurek – o zdecydowanie bajkowych kształtach. Nie każdy takie lubi, ale mi się podobają i znakomicie pasują do treści.
Bo treść jest taka jak Irlandczycy, którzy są narodem odważnym i walecznym. W dwunastu legendach przewija się cała galeria różnych postaci, silnych i duchem, i ciałem, inteligentnych, sprytnych, w każdej opresji dających sobie radę. Są to głównie mężczyźni, ale i kobiety mają tu dużo do zrobienia, nie brakuje olbrzymów, czarodziejskich zwierząt, nieludzi, czarowników. Są odniesienia do przeszłości wyspy, między innymi do najazdów Wikingów i świętego Patryka. Jest w nich tez cała gama emocji – od radości do tragedii.
Czy różnią sie znacząco od legend innych narodów? Moim zdaniem różnice są nieznaczne, związane są przede wszystkim z krajobrazem Irlandii i jej językiem. Nie ma tam Maćka, Janka, Marysi czy Dorotki – są Paddy, Dagda, Culann, Una; nie ma krasnoludków, wróżek czy świtezianek – są druidzi, Pooka, leprikony …
Czy warto je czytać? Tak, oczywiście, tak samo jak i baśnie czy legendy innych narodów – bo pokazują odmienność świata i uczą, że inni ludzie nie są dokładnie tacy sami jak my, bogactwo kultury, wierzeń, języków, po prostu ułatwiają zrozumienie innych narodów.
I jak przyjdzie właściwy czas, będę je czytać swoim wnukom.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Myślę, że większość z nas słuchała w dzieciństwie baśni, bajek i legend. I dobrze, bo to znakomite źródło wiedzy dla małego dziecka. Uwielbiałam słuchać jak czytali mi rodzice, potem czytałam samodzielnie - i kocham je do dziś, choć czasu na wracanie do dawnych jest coraz mniej, a nowe nie mają tego uroku...
2021-05-16
Na dzień dzisiejszy, jak dla mnie, jest to najlepsza książka Alka Rogozińskiego i najlepsza z cyklu o Róży Krull.
Takie książki lubię: czytają się same, treść ciekawa, niczego, co by irytowało, przyjemność spotkania postaci znanych już z poprzednich książek i w większości lubianych. Humor autora bawi mnie wciąż tak samo.
Polecam!
Na dzień dzisiejszy, jak dla mnie, jest to najlepsza książka Alka Rogozińskiego i najlepsza z cyklu o Róży Krull.
Takie książki lubię: czytają się same, treść ciekawa, niczego, co by irytowało, przyjemność spotkania postaci znanych już z poprzednich książek i w większości lubianych. Humor autora bawi mnie wciąż tak samo.
Polecam!
2021-05-25
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Alfred Szklarski w latach 1957 – 1994 napisał cyklu książek podróżniczo-przygodowych, których bohaterem uczynił Tomka Wilmowskiego. Razem z ojcem, pracownikiem firmy Hagenbecka łowiącej dzikie zwierzęta m. in. do cyrków, przemierza on kontynenty od Australii przez Afrykę, obie Ameryki i Azję. Przeżywa tam przeróżne przygody, a czytelnicy mają okazję do poznania specyfiki opisywanych krain.
Przeczytałam część I, „Tomek w krainie kangurów” i przepadłam. Najszybciej jak się dało pochłonęłam kolejne tomy, po wielekroć wracałam do nich i niecierpliwie czekałam na następne, bo Tomek stał się dla mnie postacią tak bliską, jakby istniał naprawdę i był moim przyjacielem.
Przez lata w jego przygodach zaczytywały się całe rzesze czytelników – bo te książki były oknem na daleki świat.
Nie było wtedy Internetu, podróżowanie po świecie nie było dostępne od ręki i kto był ciekaw świata przede wszystkim czytał. A w książkach o Tomku oprócz olbrzymiej ilości wiedzy była też PRZYGODA i to w najlepszym gatunku. Toteż cieszyły się dużą popularnością, były wznawiane po kilkanaście razy, a sprzedano ich ponad 10 mln egzemplarzy.
Autor zamierzał w 11 tomie doprowadzić Tomka i jego bliskich do wolnej Polski. Niestety, zmarł w 1992 roku, w trakcie pisania IX części, „Tomka w grobowcach faraonów”; powieść dokończył przyjaciel Szklarskiego, Adam Zelga - ukazała się w 1994 roku i wydawało się, że historia jest zamknięta.
Ale nie – bo opierając się na notatkach Alfreda Szklarskiego, antropolog kultury i pisarz Maciej J. Dudziak, człowiek, który wychował się na książkach o przygodach Tomka i pod ich wpływem wybrał swoja drogę życiową, napisał ostatni tom cyklu. Być może ostatni.
Tym razem Tomek wraz z żoną i kapitanem Nowickim jedzie na Alaskę – mają dołączyć do grupy naukowców badających to praktycznie nieznane terytorium. Ale po grupie badawczej słuch zaginął, a dochodzące z północy wieści są mocno niepokojące; w tej sytuacji Tomek decyduje się ruszyć na poszukiwania zaginionych, a może na ratunek...
Od razu nasuwają się pytania czy autor podołał zadaniu, czy jego dzieło mieści się w konwencji całego cyklu, czy potrafi zaciekawić współczesnego czytelnika.
Moim zdaniem – tak.
Jeśli chodzi o styl, to jego tekst można byłoby pomylić z tekstami pisanymi przez samego Szklarskiego, zarówno jeśli chodzi o opisy jak i dialogi, Tak samo sumiennie w treści albo w przypisach jest wyjaśniane wszystko to, co czytelnikowi może być nieznane. Jest mnóstwo wiadomości, o których mało kto wie –np. o tym, że w rozmowach Rosja - Stany Zjednoczone przy sprzedaży terytorium Alaski bardzo czynnie uczestniczyli Polacy, i to po obu stronach.
Akcja jest dość szybka – po dramatycznym początku zwalnia, by z czasem nabierać tempa i dramatyzmu. Nie zauważyłam niczego co raziłoby, co nie pasowało do czasu akcji i bohaterów.
Ale i Tomek, i Nowicki są jakby bardziej dorośli, jakby trochę inaczej patrzą na świat – w sposób bardziej nam bliski.
Czytanie tej książki było dla mnie przyjemnością, z czystym sumieniem polecam ją nie tylko tym, którzy lubili i lubią Tomka i jego przyjaciół, ale też tym, którzy po prostu lubią przygody – chociaż te w książkach.
I sprawiłoby mi wielka przyjemność, gdyby powstał jeszcze ten ostatni tom, kończący się w Warszawie …
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Alfred Szklarski w latach 1957 – 1994 napisał cyklu książek podróżniczo-przygodowych, których bohaterem uczynił Tomka Wilmowskiego. Razem z ojcem, pracownikiem firmy Hagenbecka łowiącej dzikie zwierzęta m. in. do cyrków, przemierza on kontynenty od Australii przez Afrykę, obie Ameryki i Azję. Przeżywa tam...
2021-04-26
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Małgorzata Karolina Piekarska, stryjeczna wnuczka Zbyszka Piekarskiego, miała 19 lat jak przeczytała zachowane w rodzinnym archiwum jego listy, pisane ponad 60 lat wcześniej do rodziców i brata. Pierwszy list ma datę 8 luty 1923, ostatni – 16 listopad 1924. Okres niespełna dwóch lat życia, niewiele ponad rok bycia uczniem szkoły morskiej.
Przeczytała je jako uzupełnienie czytanej wówczas książki „Znaczy kapitan” Karola Olgierda Borchardta – przecież na dowodzonym przez kapitana „Lwowie” pływali jej stryjeczni dziadkowie, Czesław i Zbigniew Piekarscy. Zachwyciła się autentycznością listów, wspominaniem osób znanych jej z książek Borchardta, sposobem zwracania się do osób starszych, szczegółowymi opisami dni w szkole i zajęć, podaniem ówczesnych cen różnych produktów, dowcipem piszącego.
A potem poznała zakończenie historii Zbyszka i uznała, że trzeba ją opisać, od pierwszego listu po koniec jego życia. Aby pamięć o nim nie przepadła.
Zebrała razem wszystkie 61 listów, trochę poprawiła, dodała notatki o osobach z rodziny, zdjęcia ze szkoły morskiej i rodzinne; w prologu i epilogu wyjaśniła co nią kierowało przy tworzeniu książki, czemu ujawniła to, co można uznać za rodzinną, prywatną historię.
Ta książka jest inna niż książki Borchardta; przedstawiona w listach Zbyszka rzeczywistość jest zupełnie inna od tej, o której czytamy choćby w "Znaczy kapitanie". I jest to naturalne, bo każdy ma swój odbiór świata i własne zdanie, a poza tym myślę, że Zbyszek jako człowiek bardzo wrażliwy, kochający swoich najbliższych, tęskniący za nimi, grzeczny i dobrze wychowany, z trudem radził sobie z rozłąką z najbliższymi i trudami marynarskiego życia.
Nie sadzę, by przypuszczał, że ktokolwiek poza adresatami przeczyta jego listy, toteż nie ma w nich rzeczy dla niego i rodziny oczywistych, a dla czytelnika książki nie – np. czemu wybrał tę szkołę, czy nie żałował swego wyboru, co kryło się za grzecznościowymi formułkami i dobrym wychowaniem. A zakończenie historii wskazuje, że nie było dobrze ...
Książka-dokument – warta przeczytania, pomyślenia, poznania jak różnie układa się życie. I zachęcająca do serdecznego spojrzenia na innych: czy na pewno wszystko jest u nich w porządku?
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Małgorzata Karolina Piekarska, stryjeczna wnuczka Zbyszka Piekarskiego, miała 19 lat jak przeczytała zachowane w rodzinnym archiwum jego listy, pisane ponad 60 lat wcześniej do rodziców i brata. Pierwszy list ma datę 8 luty 1923, ostatni – 16 listopad 1924. Okres niespełna dwóch lat życia, niewiele ponad...
2021-04-13
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Są takie książki, że się bierze je do ręki, zaczyna czytać i czyta aż do ostatniego słowa. A ich recenzja po prostu sama zbiega z klawiatury - i to właśnie jest taka książka …
Alę, Basię, Julkę i Lilkę połączyła w szkole przyjaźń tak silna, że przetrwała kolejne lata po skończeniu szkoły i nic jej nie naruszyło - nawet milion wygrany w totolotka.
Wprawdzie Ala, która wypełniała kupon, zarządziła też co z wygraną zrobią, ale ponieważ była to realizacja ich marzenia jeszcze sprzed matury, żadna się nie sprzeciwiła. I pewnego pięknego dnia ruszyły z miasta Łodzi na Podlasie, do wsi Babibór Podlaski – sfinalizować zakup siedliska w którym miały zamiar otworzyć pensjonat.
I nawet przez sekundę nie pomyślały jaki to „szczęśliwy los” tam je czeka; no bo i kto by się spodziewał, że bonusem do wygranej w totolotka będzie morderstwo? ...
I ja nie myślałam ani chwili – dopadłam tę książkę najszybciej jak się dało i przeczytałam jednym tchem - bo za prawdziwie „szczęśliwy los” dla czytelników lubiących tak jak ja kryminały z humorem, uważam pojawienie się Małgorzaty Starosty jako autorki. Piszącej fantastycznie dobrze i sporo – w ciągu niespełna roku ukazały się jej cztery książki, każda licząca ponad 300 stron, co samo w sobie jest wynikiem imponującym. A do tego te książki to istne perły, tej samej co książki Joanny Chmielewskiej, tzn. są TAK SAMO DOBRE. Ale nie takie same!!!
We wszystkich powieściach pani Małgorzaty są wykreowane bardzo interesujące osoby, wyraziste, prawdziwe i żywe, takie, które chciałoby się osobiście poznać, i których szkoda byłoby tylko na jedną książkę. Jest inteligentny humor, dowcipne dialogi i pełna niespodzianek fabuła, szybko nabierająca tempa.
Ale ta książka jest zupełnie inna w nastroju i klimacie niż poprzednie.
W „Babach pruskich” nacisk był położony na więzy rodzinne, tu ciężar przerzucony jest na przyjaźń. Tam życie pędziło jak Pendolino i były „wędrówki po Polsce”, tu życie płynie jak Narew czasem niespiesznie, a czasem wartko. I jest piękne Podlasie, miejsce gdzie wiara w Boga nic a nic nie koliduje z wiarą w rusałki i wodniki, gdzie czas się zatrzymał, co niektórzy nazywają zacofaniem i gdzie nikt nikomu bez zaproszenia do mieszkania nie wchodzi …
Krótko mówiąc jest to gratka dla tych, co kochają nie tylko komedie kryminalne, ale też Podlasie i książki napisane pięknym językiem polskim. Tu prawie każde słowo jest tym, które powinno być tu i teraz. Nawet wulgaryzmy - ledwie kilka! - nie rażą, tak bardzo są na miejscu, ze względu na wypowiadającą je osobę i sytuację. No i, znaczna ich część jest dosyć oryginalna, jak np. sflądrysyn.
A ci, którzy lubią porozmyślać, o życiu i świecie, też znajdą tu sporo dla siebie – delikatnie, bez nieznośnego dydaktyzmu, wskazane różne sprawy i problemy obecne w naszym życiu.
Doprawdy, wielka szkoda, że szybciej się książkę czyta niż ją autor pisze – bo to dopiero I tom, a tu ciekawość żre: „Co dalej?! No co dalej?!!! …”
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Są takie książki, że się bierze je do ręki, zaczyna czytać i czyta aż do ostatniego słowa. A ich recenzja po prostu sama zbiega z klawiatury - i to właśnie jest taka książka …
Alę, Basię, Julkę i Lilkę połączyła w szkole przyjaźń tak silna, że przetrwała kolejne lata po skończeniu szkoły i nic jej nie...
2021-03-20
Rycheza, zwana też Ryksą, pierwsza polska królowa, a jedna z najmniej znanych postaci z naszej historii. Była żoną Mieszka II, synową Bolesława Chrobrego i matką Kazimierza Odnowiciela. I chociaż to głównie jej pochodzeniu - bo jako siostrzenica Ottona III, miała wśród przodków Karola Wielkiego - teść i mąż zawdzięczają koronę, a dzięki jej późniejszym działaniom państwo polskie przetrwanie, wciąż ciąży na niej m. in. zarzut, że po wygnaniu Mieszka II przez Bezpryma i zbuntowanych możnych, „zdradziecka Niemka” wywiozła z kraju i oddała cesarzowi Niemiec polskie insygnia koronacyjne. I, o zgrozo! rozstała się z mężem! …
Jest to prawda, ale chyba nikt nie spytał i nie pyta „Dlaczego?”, jakby nie miało to żadnego znaczenia. A Janina Lesiak pisząc o Rychezie uwzględniła ówczesne prawa, obyczaje, uwarunkowania polityczne…
Pisze o tym co udało się przez minione lata ustalić i wyjaśnia nam, ludziom z XXI w., jak wyglądało to wszystko w wieku XI, a więc jak powinniśmy interpretować znane fakty. Wyciąga wnioski inne niż dziejopisarze, bo dla niej fakt bycia Niemką i kobietą, wykształconą, nie jest równoznaczny z byciem złą, zdradziecką i wredną.
Moim zdaniem ta książka to studium o kobiecie. Autorka opowiada o Rychezie, śledzi jej losy, zastanawia się nad jej uczuciami i emocjami – i wciąż nawiązuje do współczesności, do obecnych kobiet. Porównuje.
Cieszę się, że przeczytałam i poleciłabym każdemu- jako książkę o kobietach, ich roli w świecie i to napisaną przez kobietę, nie mężczyznę…. napisaną z sympatią i zrozumieniem, a bez napastliwości i agresji.
Rycheza, zwana też Ryksą, pierwsza polska królowa, a jedna z najmniej znanych postaci z naszej historii. Była żoną Mieszka II, synową Bolesława Chrobrego i matką Kazimierza Odnowiciela. I chociaż to głównie jej pochodzeniu - bo jako siostrzenica Ottona III, miała wśród przodków Karola Wielkiego - teść i mąż zawdzięczają koronę, a dzięki jej późniejszym działaniom państwo...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-13
Osiem opowiadań - a we wszystkich ten sam motyw: wiadomość sprzed lat. Czy po minionym czasie ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Osiem opowiadań - a we wszystkich ten sam motyw: wiadomość sprzed lat. Czy po minionym czasie ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Pokaż mimo to2020-12-26
Rewelacyjna, bo został świetnie wykorzystany jeden z motywów klasycznego kryminału - zabójstwo w pokoju zamkniętym od wewnątrz.
Ten kryminał jest w pełni godny Agathy Christie i Dorothy L. Sayers, których klubową koleżanką jest jego autorka.
Rewelacyjna, bo został świetnie wykorzystany jeden z motywów klasycznego kryminału - zabójstwo w pokoju zamkniętym od wewnątrz.
Ten kryminał jest w pełni godny Agathy Christie i Dorothy L. Sayers, których klubową koleżanką jest jego autorka.
2019-02-01
Kolejna wersja tego, co mogło się zdarzyć - dodam, że to wersja, która choć jest fikcją literacką naprawdę MOGŁA się zdarzyć, mocno osadzona w rzeczywistości ...
Kolejna wersja tego, co mogło się zdarzyć - dodam, że to wersja, która choć jest fikcją literacką naprawdę MOGŁA się zdarzyć, mocno osadzona w rzeczywistości ...
Pokaż mimo to
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie takie książki lubię.
Zgodnie z tytułem, jest to pamiętnik zwykłego, pręgowanego kotka, który, żył "wędrując od domu do domu niczym nomada". Aż znalazł się w schronisku, a następnie trafił do rodziny z dwójką dzieci i psem.
Rodzina od razu pokochała kiciusia, uważa że jest śliczny i uroczy, zachwyca się wszystkim co robi i stara się zapewnić mu najlepsze warunki życia - dostaje zdrową karmę, dbają o jego zdrowie i rozrywki.
A kot wcale nie jest zadowolony - pobyt u nich uważa za niewolę i starannie odlicza jej dni w pamiętniku.
Bo przede wszystkim nie znosi traktowania go jak maskotki!
Bardzo trafnie zwraca uwagę, że potraktowanie niedźwiedzia, który był inspiracją do stworzenia misia zabawki, właśnie jak maskotki, niemal na 100 % zakończy się bardzo źle i dlatego prawie nikt tego nie robi; czemu więc wszyscy traktują jego, dzikiego kota, który czuje się co najmniej Attylą, jak zabawkę? Czemu bez przerwy starają się go miąchać, miziać, głaskać nie zważając na to, że on sobie tego nie życzy?! Owszem, czasem lubi być pogłaskanym - CZASEM!!!
I nikogo nie powinno dziwić, że podczas wizyt małych, piszczących z zachwytu na widoki kiciusia dzieci, chowa się na szafie!
Tłumaczy też, że podróż - zwłaszcza wielogodzinna, w samochodzie z włączoną muzyką i rozentuzjazmowanymi dziećmi i dorosłymi, bo "Hura! Jedziemy na wakacje!" - dla kota jest udręką.
Nie smakuje mu zdrowa karma, irytuje nierozumienie przez ludzi jego przekazów, intencji i postępowania.
Wyraz swej frustracji daje w pamiętniku, relacjonując różne wydarzenia i przebieg uczenia rodziny kocich zwyczajów i zasad, jakich kot przestrzega:
"Zasada nr 1: Kot nigdy za nic nie przeprasza. Przepraszanie jest dobre dla psów.
Zasada nr 2: Kot nie przestrzega żadnych zasad oprócz zasady nr 1."
Czytając jego zapiski trudno się chociaż nie uśmiechnąć - ale w tych zabawnych tekstach jest dużo mądrości, prawd i wskazówek na temat życia z kotem lub kotami pod jednym dachem.
Autorzy są mi nieznani i nie znalazłam o nich informacji w języku polskim. Ale - umieją pisać i myślę, że koty i lubią, i znają. Kot Edgar, moim zdaniem, spokojnie może "przybić piątkę" z kotami Simonem i Garfieldem ...
Książka, a właściwie książeczka, bo tekst i ilustracje zajmują tylko 144 strony, jest ładnie wydana, a rysunki autorstwa Rity Berman dokładnie pokazują to, co opisuje Edgar.
Czyta się dobrze, a humoru nie brakuje.
Tak że polecam, choć zauważyłam pewne nieścisłości w tekście - trudno mi określić kto je przeoczył, autorzy, tłumacz czy redaktor, ale że nie wpływają znacząco na całość, to i jakoś specjalnie czepiać się nie będę.
Bardziej istotne jest to, że uważnie czytając można całkiem nieźle poznać naturę kota i zrozumieć wiele jego zachowań, co może być dobrą lekcją dla chcących mieć kota w domu lub pomóc zrozumieć kota przez tych, co już go mają.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
więcej Pokaż mimo toJestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie...