-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2022-02-11
Marzanna - słowiańska bogini zimy, śmierci i odrodzenia.
Do dziś zachował się z jej kultu tylko zwyczaj palenia i topienia lub jedynie topienia, specjalnie sporządzonej na tę okazję kukły. Symbolizuje to odejście zimy i jednocześnie jest powitaniem wiosny.
Jest to też imię żeńskie, rzadko nadawane - w tej książce noszą je Marzanna Wicher, nestorka rodu, zwana Starszą (tylko poza jej plecami) i jej stryjeczne: wnuczka, zwana Średnią i prawnuczka zwana Marą, narratorka tej historii.
Mara przyjechała do stryjecznej prababci z okazji jej nieustająco 45 (!) urodzin, na które chcąc nie chcąc zjeżdża się rokrocznie prawie cała rodzina. Żeby nie popaść w depresję z powodu kochanej rodzinki i nikogo nie zamordować zabrała ze sobą przyjaciółkę, Maję.
Obie dziewczyny są dość szalone i zwariowane, nawet jak na studenckie standardy, ale to co dzieje się w domu Starszej trochę je zadziwia. Ilość obecnych tam osób, trudne do zapamiętania łączące ich więzy, dziwaczne zachowania, niezaprzeczalna jędzowatość nestorki rodu - co by nie mówić, po prostu dom wariatów. I na dodatek zostaje popełnione morderstwo - na Marzannie Wicher zwanej Starszą ...
A potem dzieje się tak, jak przewiduje Mara - Starsza nawet zza grobu dostarcza rodzinie wrażeń i kłopotów ...
Tę książkę, wyjątkowo, kupiłam "w ciemno" - bez wcześniejszego przeczytania, bez upewnienia się, że kiedyś będę chciała do niej wrócić - bo nie miałam innej możliwości by ją przeczytać. A bardzo mi na tym zależało, jako wielbicielce komedii kryminalnych ...
Fakt, że wiedziałam jak pisze Magdalena Kubasiewicz, bo wcześniej przeczytałam kilka jej książek - liczyłam więc na to, że i ta książka będzie niezła.
I absolutnie nie żałuję decyzji o zakupie, przeciwnie, cieszę się niezmiernie że ją mam!
Jest książką dokładnie taką, jakich szukam - bo lubię jeśli książka mnie interesuje, bawi, daje do myślenia i ma ciekawą historię z, ewentualnie, dobrą zagadką.
Uważam też, że dobra komedia kryminalna to dobry kryminał (czyli taki, gdzie stawia się na zagadkę, a nie na opisywanie okropności) plus dużo okazji do niewymuszonego śmiechu lub chociaż uśmiechu.
"Topienie Marzanny", moim zdaniem, wszystkie te warunki spełnia. Czytając po raz pierwszy bawiłam się znakomicie i równie dobrze gdy czytałam po raz drugi.
Charakterni i realni bohaterowie, niby zwyczajni, ale mniej lub bardziej specyficzni, mnóstwo zabawnych sytuacji i dialogów, trochę skomplikowanych tajemnic i zagadek, wartka akcja; jest tu wszystko - oprócz nudy.
To naprawdę fajna, dobra komedia kryminalna, warto tego, by ją poznać.
Jedna z tych, przy czytaniu których co najmniej dobrze spędzamy czas lub nawet nie możemy się oderwać od lektury.
Marzanna - słowiańska bogini zimy, śmierci i odrodzenia.
Do dziś zachował się z jej kultu tylko zwyczaj palenia i topienia lub jedynie topienia, specjalnie sporządzonej na tę okazję kukły. Symbolizuje to odejście zimy i jednocześnie jest powitaniem wiosny.
Jest to też imię żeńskie, rzadko nadawane - w tej książce noszą je Marzanna Wicher, nestorka rodu, zwana...
2023-07-25
Szepto-krzyk "To nie ja!" o 4 rano (!) w w słuchawce telefonu Michela Blanca obudził go, ale nie otrzeźwił na tyle, by chciał rozmawiać - nawet po rozpoznaniu, że osobą dzwoniącą o tej nieludzkiej porze jest jego szefowa, Agata Śródka ...
Dopiero wykrzyczane w słuchawkę pełne zdanie - "To nie ja go zabiłam!" - na tyle Michela zaciekawiło, że zechciał wysłuchać, co też Agata ma mu do powiedzenia ...
A nic wcześniej nie zapowiadało takich atrakcji.
Zaproszenie Agaty Śródki do poprowadzenia warsztatów w programie kulinarnym, na których miała wyszkolić uczestników w robieniu m. in. śląskich rolad, było w jej karierze czymś zupełnie normalnym.
Fakt, że warsztaty zaplanowano w mieście Jastrzębie Zdrój, w pałacu Borynia, też nie budził żadnych zastrzeżeń.
Toteż pojechała. Trafiła na koniec obiadu dla uczestników i niemal od razu natknęła się na Alana Szpilę, bardzo popularnego krytyka kulinarnego, do którego żywiła, z wzajemnością, "bardzo gorące uczucia, wśród których prym wiodły nienawiść, odraza i wstręt."
On nie omieszkał wetknąć jej "szpileczki" na temat wzrostu, ona go zignorowała. Ponownie spotkali się dopiero na kolacji, po 17 - i od tego momentu, do godziny 4 rano następnego dnia, jedynym właściwym określeniem stanu Agaty jest to, że "film jej się urwał" ...
Co było tym straszniejsze, że gdy obudziła się nad ranem, zobaczyła że w jej łóżku leży Alan Szpila - martwy, z termometrem do mięsa wbitym w kark ...
Rzecz oczywista, że w tej sytuacji trudno było nie uznać Agaty za pierwszą podejrzaną ...
Szczęśliwie dla niej, do śledztwa przydzielono komisarza Fuksa, którego inteligencja była równie wielka jak jego wzrost (2 m), umysł miał otwarty i nie bez powodu uchodził za jednego z najlepszych śląskich śledczych.
Mimo to, nie raz żałował, że to jemu, a nie koledze trafiła się ta sprawa ...
Zgadzam się z autorką, że to najlepsza książka o Agacie Śródce.
Jest w niej wszystko to, co wg mnie w fajnej książce powinno być: duża ilość humoru, przygody różne i różniste, żywa akcja, sporo emocji, świetnie wykreowani bohaterowie i osoby z dalszego planu, wśród których pojawiają się, choćby we wspomnieniu, starzy znajomi z poprzednich książek autorki, no i ten inteligentny, sympatyczny, a bardzo ludzki śledczy - aż szkoda, że pewnie już go nie spotkamy ...
Do tego znak firmowy Małgorzaty Starosty czyli piękna, bezbłędna polszczyzna; a także oryginalna intryga kryminalna, dużo rzeczywistych informacji o przeszłości Jastrzębia Zdroju, kulinariach z regionu i nie tylko plus przepisy na dania tworzące w zestawie typowy obiad po śląsku.
I już tylko taka moja bardzo osobista refleksja ...
Czytając opis sporządzania rolad śląskich nie mogłam uwierzyć własnym oczom - w identyczny sposób moja mama, wilnianka, przygotowywała danie "zrazy wołowe zawijane", podawane u nas z kaszą gryczaną i mizerią.
Czytając o roladach śląskich nigdy na myśl mi nie przyszło, że świetnie znam to danie, i umiem je zrobić, nawet bez warsztatów!
I tak się teraz zastanawiam, jak to było - czy wiele, wiele lat temu trafił na Wileńszczyznę kucharz ze Śląska? Czy mimo dzielących Wilno od Ślaska około 800 kilometrów i tu, i tam wymyślono identyczną potrawę?
Czy ktoś to wie? ... Bo chętnie bym się dowiedziała, ze zwykłej babskiej ciekawości ...
A może Agata Śródka mogłaby rozwiązać tę zagadkę? ...
Szepto-krzyk "To nie ja!" o 4 rano (!) w w słuchawce telefonu Michela Blanca obudził go, ale nie otrzeźwił na tyle, by chciał rozmawiać - nawet po rozpoznaniu, że osobą dzwoniącą o tej nieludzkiej porze jest jego szefowa, Agata Śródka ...
Dopiero wykrzyczane w słuchawkę pełne zdanie - "To nie ja go zabiłam!" - na tyle Michela zaciekawiło, że zechciał wysłuchać, co też...
2023-07-19
#czytamcolubię
Tym razem napis na okładce, "Przerażająco śmieszne!", jest mniej zasadny niż w tomie I, ale spokojnie, dawka humoru w książce jest mniej więcej taka sama,
Jest też ten sam niepodrabialny styl pisania, bez dwóch zdań jest to komedia funeralna (nie kryminalna!) i są ci sami główni bohaterowie, a treścią książki są ich dalsze losy - jednak ta książka jest zupełnie inna niż tom I.
Więcej tu spraw poważnych, nawet takich przy których policja ma co robić - oszustwa, zastraszenia, chuligaństwo; pojawia się kilka nowych osób dobrych i złych; akcja trwa tylko rok: od stycznia do grudnia i koncentruje się, tym razem, na życiu Marty Bandurskiej, właścicielki kwiaciarni Cuda-Wianki, matki Kocia.
Marta, widząc jak szczęśliwa jest jej przyjaciółka z nowym partnerem zapragnęła podobnych emocji i szczęścia. Była mężatką od blisko 25 lat i stwierdziła, że oboje z mężem praktycznie się nie znają, żyją tylko obok siebie, bez namiętności i bliskości, a łączy ich tylko syn. Że jej mąż jest kochającym ojcem i przyzwoitym człowiekiem, ale ona nie mogła liczyć z jego strony na nic z tego, czego oczekiwała i pragnęła ...
Pojąć nie mogła, dlaczego marnowała sobie życie z człowiekiem, którego teraz nawet nie lubiła ...
Kroplą przelewającą kielich stała się wizyta w jej kwiaciarni młodego mężczyzny z niecodzienną i zadziwiającą prośbą - o dostarczanie jego żonie bukietu i listu od niego, siódmego dnia miesiąca, przez rok od jego śmierci. Chciał, by zauważyła, że świat się nie zatrzymał, czas wciąż płynie, a ona musi iść dalej i zmierzyć się na nowo z życiem.
Wtedy Marta uświadomiła sobie, że jej małżeństwo koło ideału nawet nie stoi ...
Oczywiście, próbowała, delikatnie, ożywić swoje życie małżeńskie, ale mąż nie wykazał ani zrozumienia, ani chęci współdziałania, .
No to postanowiła zadbać o siebie - i zaczęła trenować boks. Tu z kolei, wśród młodych ludzi, poczuła się staro ...
To oburzyło jej przyjaciółki i Jagna powiedziała: "Weź, Marta, kopnij w ten kalendarz, niech się nam nie narzuca! Jeszcze mamy trochę wina do wypicia i kilka marzeń do spełnienia."
I spisały co mają zrobić przed śmiercią i - kiedy.
A nie były to drobiazgi - skok ze spadochronem, wielka miłość, zdobycie Aconcagui i parę innych zadań wymagały czasu, samozaparcia i wysiłku ...
Nie szkodzi. "Marzenia trzeba spełniać. I trzeba mieć ciągle nowe, żeby zawsze był jakiś cel."
Bo od nicnierobienia człowiek szybciej się starzeje.
Co przy takim podejściu do sprawy żadnej z nich raczej nie groziło ...
Kocham takie książki! Z ciekawą treścią i ucieszne, z tematami do rozmyślań i różnymi interesującymi wiadomościami - ja np. nie wiedziałam, że istnieje niebieska herbata, a o cmentarzach pamięci tylko słyszałam.
Z bohaterami, których się lubi i z którymi nie chce się tracić kontaktu.
Które czytają się same z szybkością światła i ciężko się od nich oderwać.
Dające kopa nie tylko kalendarzowi, ale i nam.
Po prostu afirmujące życie.
P.S. Dla nie znających słowa, a nie mająch czasu na szukanie wyjaśnienia: Afirmacja życia to ukochanie życia, świata, drugiego człowieka; zaakceptowanie życia i czerpanie z niego radości oraz satysfakcji; pełne radości zaangażowanie w sprawy życia.
#czytamcolubię
Tym razem napis na okładce, "Przerażająco śmieszne!", jest mniej zasadny niż w tomie I, ale spokojnie, dawka humoru w książce jest mniej więcej taka sama,
Jest też ten sam niepodrabialny styl pisania, bez dwóch zdań jest to komedia funeralna (nie kryminalna!) i są ci sami główni bohaterowie, a treścią książki są ich dalsze losy - jednak ta książka...
2023-04-06
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech na twarzy, choć zapewne nie u każdego. A jednocześnie nikogo i niczego nie ośmiesza, nie ma w tym drwiny, jest tylko życzliwy uśmiech i wyczucie sytuacji.
I nawet temat tak ważny i poważny jak
śmierć - opisywany przez nią staje się czymś po prostu normalnym, nie śmiesznym, ale i nie aż tak przerażającym.
Powiedziałabym, że zajmuje należne sobie miejsce, jako nieodłączny element naszego świata, wszak życie każdej istoty zaczyna się narodzinami, a kończy śmiercią.
Jednak dla większości ludzi śmierć jest czymś strasznym i wg nich najlepiej udawać, że jej nie ma, trwać w przekonaniu, że będzie się żyło bez końca i oczywiście należy chronić dzieci przed wiedzą o umieraniu.
Błąd. Chowanie głowy w piasek nie pomoże; prędzej czy później wszyscy umrzemy; a wychowywanie dzieci w niewiedzy skutkuje tym, że jako dorośli boją się śmierci, nawet tej ze starości ...
Takiego błędu nie popełniła mama Kocia - nie zwalczała jego fascynacji śmiercią, która zaczęła się na pogrzebie dziadka, gdy chłopiec miał 4 lata. Po prostu jak najprościej, rzeczowo i rzetelnie odpowiadała na jego pytania i tłumaczyła m. in. czemu nie może spać w trumnie.
Dzięki tej pasji Kocio w szkole zyskał przyjaciela na zawsze, zaprzyjaźniły się - też na zawsze - ich mamy i nawet zaczęły ze sobą współpracować, jako że jedna prowadziła zakład pogrzebowy, a druga kwiaciarnię.
Wspólnie z przyjaciółką zajmującą się cateringiem stworzyły świetnie funkcjonującą nieformalną spółkę mogącą obsłużyć praktycznie kazdą imprezę. A prywatnie po prostu się przyjaźniły, na dobre i na złe.
Czy opowieść o życiu nawet tak mało typowych ludzi nie będzie nużąca? A otóż nie! Nie ma tu nawet jednej nudnej strony, przez tekst się płynie, a mimo tego że akcja dzieje się na przestrzeni około 20 lat i są przeskoki w czasie, to w zorientowaniu się kto-co-kiedy nie ma żadnego problemu.
Wiele zalet ma ta książka: humor - dużo i w najlepszym gatunku, fajna i fajnie opowiedziana historia, pokazanie że nie taka śmierć straszna jak ją malują i że "nie ma przypadków, wszystko jest po coś", a przyjaźń i miłość są najważniejsze.
A wracając jeszcze do zachęty z okładki - dla mnie przerażające jest to, że wśród książek określanych jako "komedia" jest stanowczo za mało książek tak komediowych jak ta. I że tak niewiele o tej książce się mówi i pisze, a inne, które są zdecydowanie za nią, jeśli chodzi o ilość i jakość humoru, promuje się na potęgę i na wszelkie sposoby, łącznie z autorytarywnym stwierdzeniem, że to "druga Chmielewska".
No nie! Chmielewska to Chmielewska, autorka niezapomniana i niepowtarzalna; ale podrobić jej się nie da, ewentualnie można mniej lub bardziej udanie sparodiować - dlatego nie ma co szukać tej "drugiej", tylko ludzi, co piszą "po swojemu", ale równie dobrze, ciekawie i z humorem.
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech...
"Rower to jest świat!" śpiewa Lech Janerka, bo jazda rowerem to radość, przyjemność, wygoda i zdrowie; ale gdy w grę wchodzą "sprawy wyższe" (uczucia, pieniądze itp.) to i wśród rowerzystów do głosu dochodzą negatywne emocje i nawet życie można stracić ...
Detektyw Jacek Przypadek wciąż uważa, że nic nie dzieje się przypadkiem, a ludzie są banalnie przewidywalni - i wciąż mało kto mu w to wierzy, ale jak pokazują kolejne sprawy i zdarzenia racja - jednak! - jest po jego stronie.
Nie inaczej dzieje się i tym razem, gdy zostaje poproszony o pomoc w sprawie tak dziwnej, jak zagrożenie życia powszechnie znanego aktywisty rowerowego, przez postać ... z jego własnych snów!
Nie mniej niecodzienna jest sprawa zabitego kuriera rowerowego, bo czy jest możliwe, że zamordował go za pomocą laleczki voodoo kolega z pracy, z zazdrości, bo wcześniej denat odbił mu dziewczynę? ...
A praktycznie nierozwiązalną zagadką wydawało się wyjaśnienie, jakim cudem, znany i mający szanse na wygraną w wyścigu zawodnik został w jego trakcie porażony prądem - co było tak nieprawdopodobne, że brano pod uwagę trafienie piorunem ...
W tych wszystkich sprawach Jackowi Przypadkowi do zorientowania się o co w nich tak naprawdę chodzi, wystarczyło ustalenie paru faktów i porozmawianie osobiście z zamieszanymi w sprawę osobami z najbliższego otoczenia aktywisty, kuriera i zawodnika.
Czy i tym razem logika, umiejętność myślenia i kojarzenia faktów odniosą niezaprzeczalne zwycięstwo, udowadniając przy okazji, że ludzie naprawdę są banalnie przewidywalni?...
Lubię pana Jacka Przypadka jako człowieka, bardzo cenię jego logiczne myślenie, a w tej książce dodatkowo podziwiam, że rozwiązywał te sprawy praktycznie sam, mając dodatkowo na głowie różne swoje i nie swoje kłopoty.
Polecam!
I pozwolę sobie dodać jeszcze jedno: zgadzam się z podkomisarzem Łosiem, że są jeszcze porządni ludzie na świecie, skoro znaleźli się tacy, co pozbierali stare, drukowane kiedyś w gazetach kryminały i wydają je na nowo, w wersji książkowej ...
"Rower to jest świat!" śpiewa Lech Janerka, bo jazda rowerem to radość, przyjemność, wygoda i zdrowie; ale gdy w grę wchodzą "sprawy wyższe" (uczucia, pieniądze itp.) to i wśród rowerzystów do głosu dochodzą negatywne emocje i nawet życie można stracić ...
Detektyw Jacek Przypadek wciąż uważa, że nic nie dzieje się przypadkiem, a ludzie są banalnie przewidywalni - i wciąż...
2023-05-05
#czytamcolubię
"Kurpie bursztynem stoją".
Naprawdę? Przecież to morze, Bałtyk, wyrzuca bursztyny na brzeg, a na Kurpiach żadnego morza nie ma ...
Teraz nie ma - ale było kiedyś, na olbrzymim obszarze, gdzie malutki skrawek zajmowały obecne Kurpie. W swoim czasie powstał w tymże pradawnym morzu bursztyn, a jeszcze później wody opadły i część terenu stała się stałym lądem, a część w dalszym ciągu jest morzem. I dlatego są bursztyny wyrzucane przez morze na brzeg i są bursztyny wykopywane z ziemi, m. in. na Kurpiach.
I z tymże regionem i bursztynem w tle jest ta książka.
Rozpoczyna ją piękny poetycki wstęp O KURPIOWSKIM SKARBIE, po nim jest nie mniej piękna i poetycka opowieść "Skąd wziął się bursztyn?" A zaraz po nich głos zabiera Małgonia Starosta, pisarka.
Mając pierwszy od 17 lat urlop wyprawiła dziecko na letni obóz na drugi koniec Polski, a że wydawca dostał, czego chciał, to przez tydzień przynajmniej powinien się nie odzywać. Mąż w delegacji, więc pisarka ma święty spokój i telewizor tylko dla siebie!
Pełnia szczęścia, szał ciał i uprzęży!
Ale co tu - jednak - robić?
W telewizji nic ciekawego, książki też mało interesujące, do dziecka miała nie dzwonić, Barbs nie odbiera, a jak już odebrała to poradziła by wytropiła sobie trupa czy coś ...
Pozostawiona sama sobie Małgonia z nudów wysprzątała idealnie mieszkanie, upiekła sernik i spotkała się z Barbs, by namówić ją na wyjazd do skansenu w Nowogrodzie, w którym były 18 lat temu. Przyjaciółka uważa, że nie może i proponuje, by Małgonia pojechała tam razem z mężem, w drugą podróż poślubną ....
Mąż nie od razu, ale w końcu dał się przekonać i wtedy się zaczęło; najpierw on rozciął rękę, tak mocno, że rany trzeba było szyć, a że tego samego dnia ona rozbiła mężowski samochód, to w podróż wyruszyli, bo czemu nie, pociągiem.
Który nagle stanął w polu kukurydzy, bo jakaś przeszkoda znalazła się na torach. Do tego, absolutnie niespodziewanie, stanął przed Małgonią komisarz Bączyński, znany ze sprawy zabójstwa jej teściowej,...
Trudno było nie zauważyć, że coś tu jest mocno nie tak; i że zaczyna się coś, co można uznać za szybszą lub wolniejszą jazdę bez trzymanki ...
Piękna książka! Jak zawsze u Starosty: cudna polszczyzna, świetny styl, mnóstwo emocji i humoru. Mamy też niemało informacji, rzeczywistych, i legendarnych, nie tylko wplecionych w treść, ale też w formie krótkiej notatki na początku każdego rozdziału - o bursztynie i Kurpiach, regionie pięknym, bogatym w tradycje i malowniczym, choć ubogim. Z historią ciekawą i wartą poznania.
Dużą przyjemność sprawiły mi odnośniki do książek innych autorów - wprawdzie Zofia Wilkońska nie jest moją ulubioną bohaterką, ale już Edmund Kociołek tak, to jeden z najulubieńszych!
A nawiązań tych nie brakuje, więc jest dodatkowa rozrywka w ich rozpoznawaniu ...
Droga autorko, dodam już tylko, że ja na pewno chętnie bym poczytała o kucharzu Rondelku i pokochała go, tak jak kocham karczmarza Kociołka, bo dobrych książek, dających czytelnikom radość, takich jak ta, nigdy dość.
DZIĘKUJĘ ❤️
#czytamcolubię
"Kurpie bursztynem stoją".
Naprawdę? Przecież to morze, Bałtyk, wyrzuca bursztyny na brzeg, a na Kurpiach żadnego morza nie ma ...
Teraz nie ma - ale było kiedyś, na olbrzymim obszarze, gdzie malutki skrawek zajmowały obecne Kurpie. W swoim czasie powstał w tymże pradawnym morzu bursztyn, a jeszcze później wody opadły i część terenu stała się stałym...
2023-02-28
Pierwsze co przyciągnęło moją uwagę, to tytuł - "Szaroburylas".
No, w sumie - las, zwlaszcza w czasie bezlistnym, można tak właśnie określić, że jest szaro-bury ...
Potem, na portalu nakanapie.pl, przeczytałam opis. I to już było interesujące:
"Trzy młode kobiety. Absurdalna podróż, aby ratować świat. Czy uda im się zapobiec katastrofie? Komedia! ...
... To nie jest zwyczajny kryminał. To kryminał niezwykły, w dodatku inteligentnie napisany. I zabawny!”
Komedia i kryminał w jednym to coś dla mnie, dopisałam tytuł do listy "chcę przeczytać", ale - zaczęłam się zastanawiać czy to dobry pomysł ...
Bo niestety, jak dotąd, wszystkie książki wydawane w systemie self publishing, które zaczynalam czytać, miały wielką wadę - ewidentnie było widać, że nie zajmował się nimi żaden redaktor czy chociaż korektor. Byla w nich tak duża ilość błędów wszelkiej maści, od stylistycznych po ortograficzne, że rezygnowałam z czytania - bo nie jestem masochistką, czytam dla przyjemności, a nie po to by się umartwiać ...
Nie, zdecydowanie nie lubię takich książek i obawiałam się kolejnego rozczarowania.
Ale kiedyprzeczytałam recenzję na portalu "Książka zamiast kwiatka", autorstwa Małgorzaty Kursy, która napisała, że została zaskoczona in plus i poleca "Szaroburylas", m. in. dlatego, że jego autorka uniknęła najczęściej popełnianych błędów samowydawców - przeczytałam.
z przyjemnością potwierdzam opinię pani Kursy i kilku innych osób, wypowiadających się pozytywnie na temat debiutu autorki.
Faktycznie, błędów albo nie ma, albo ich nie zauważyłam, akcja toczy się wartko, są prawdziwie wykreowane postacie, nawet drugoplanowe, choć nieźle "zakręcone", wszystko jest spójne i ma sens, choć aż roi się tam od absurdów i elementów groteski. Co w niczym nie przeszkadza, skoro, jak pisze autorka "Szaroburylas rozpiera się w dziale powieści humorystycznych".
Nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona, bo wolę trochę inne tematy, do tego wiele postaci irytowało mnie aż nadto swoim zachowaniem i charakterem. W życiu realnym po prostu unikalabym z nimi kontaktu, natomiast przy lekturze miałam trochę mniejszą przyjemność z czytania.
Mimo to absolutnie nie żałuję, że przeczytałam i jestem pewna, że na pewno wiele osób będzie zachwyconych - a zwlaszcza ci, co lubią absurdy.
Pierwsze co przyciągnęło moją uwagę, to tytuł - "Szaroburylas".
No, w sumie - las, zwlaszcza w czasie bezlistnym, można tak właśnie określić, że jest szaro-bury ...
Potem, na portalu nakanapie.pl, przeczytałam opis. I to już było interesujące:
"Trzy młode kobiety. Absurdalna podróż, aby ratować świat. Czy uda im się zapobiec katastrofie? Komedia! ...
... To nie jest...
2023-01-26
To był maj, roku 2021, gdy Małgorzata Starosta wpadła na pomysł napisania kolejnej komedii kryminalnej.
I zrobiła to w sposób niecodzienny, bo zaproponowała wspólne pisanie swoim czytelnikom tzn. tym, którzy i chcieli, i mogli, w takiej zabawie wziąć udział.
A że zabawa była przednia, to niech żałują ci, co nie zdecydowali się na dołączenie!
Rozpoczęła się jeszcze w maju rozmową online na FB, gdzie pomysł wspólnego pisania został ostatecznie przyklepnięty i nie tylko: ustalono bardzo wstępny zarys fabuły, zaproponowano najbardziej do niej pasujące miejsca akcji i bohaterów. W kolejnych dniach, w komentarzach pod postami autorki, czytelnicy zgłaszali personalia głównych bohaterów, omawiali szczegółowo miejsce akcji i kolejne wydarzenia. Potem, poprzez głosowanie została wybrana ostateczna wersja: głównym bohaterem został Jeremi Organek, patomorfolog, w czasie wolnym grający w zespole hardrockowym, a jego "Watsonką" została Linda Miller, blogerka prowadząca blog historyczny. Jako miejsce akcji najwięcej głosów zdobyły ruiny pałacu w Mokrzeszowie, a ponieważ pałac ten kojarzony jest z Lebensborn, jedną z organizacji III Rzeszy, sprawa zaginionych zwłok musiała sięgnąć czasów II wojny światowej.
Pierwszy odcinek ukazał się 02.06.2021, a ostatni, czterdziesty piąty - 31.07.2021; cały czas na bieżąco rozstrzygane były kwestie, dotyczące kolejnego odcinka, od personaliów nowopojawiających się osób po sugestie co dalej.
Prawie wszystkie te propozycje i pomysły autorka przekształcała w odcinki powieści i publikowała, niemal codziennie, na swoim profilu.
Aż dziw, że powstała tylko jedna książka, bo materiału starczyłoby na kilka komedii kryminalnych ...
Ale nie była to tylko zabawa w pisanie książki – książka przecież naprawdę powstała, choć proces znalezienia wydawcy i wydania zajął półtorej roku. Autorka, jak zawsze, zrobiła bardzo solidny reasearch i czytelnik dostaje komedię kryminalną ze sporą wiedzą o sprawach tak poważnych jak germanizacja polskich dzieci w czasie II wojny światowej, mechanizmy hitlerowskiego działania i o różnych mało znanych faktach historycznych.
I jest to świetnie napisane; pięknym językiem, z inteligentnym humorem, a wśród najistotniejszych postaci znaleźli się sympatyczni znajomi z wcześniejszych książek autorki.
Jest ciekawie, jest humor, jest zagadka – czego chcieć więcej? Co najwyżej kolejnego wspólnego pisania …
To był maj, roku 2021, gdy Małgorzata Starosta wpadła na pomysł napisania kolejnej komedii kryminalnej.
I zrobiła to w sposób niecodzienny, bo zaproponowała wspólne pisanie swoim czytelnikom tzn. tym, którzy i chcieli, i mogli, w takiej zabawie wziąć udział.
A że zabawa była przednia, to niech żałują ci, co nie zdecydowali się na dołączenie!
Rozpoczęła się jeszcze w...
2022-05-22
Dla miłośników komedii kryminalnych - skarb.
Praca lekka, łatwa i przyjemna? To na pewno nie w wydawnictwie!
To miejsce, w którym królują wielkie emocje, a wielkie emocje są jak burzowe chmury - może wiatr je rozgoni, a może piorun będzie bił za piorunem ...
Charakterni redaktorzy, pełni pasji, uporu i pretensji pisarze, starania o zysk i jakość (co nie zawsze idzie w parze), do tego szara codzienność i przepisy - trzeba mieć końskie zdrowie, nerwy ze stali i skórę nosorożca by to wszystko wytrzymać i przeżyć. Nie każdemu się udaje - i nagle pojawia się trup. Tym razem w toalecie pracowniczej wydawnictwa JaMas. Znaleziony przez praktykanta. Trup redaktora współpracującego Pawła Chojnowskiego. I zaczął się rollercoaster ...
Noooo, tym razem Marta Kisiel pojechała po bandzie!
Nie wiem, czy wyobraźnia tak ją poniosła, czy kiedyś jakieś wydawnictwo lub jego pracownicy bardzo, ale to bardzo mocno jej się narazili - ale stworzyła komedię nasączoną absurdem, ironią i humorem jak tort węgierski alkoholem ...
Jakby nie było - my, czytelnicy i fani Ałtorki mamy z tego radość.
Wprawdzie, jeśli chodzi o twórczość Marty Kisiel, to dla mnie wciąż na pierwszym miejscu (ex equo rzecz jasna) są "Dożywocie" i cykl "Tereska Trawna", ale na pewno nie zaprzeczę, że "Nagle trup" to perełka wśród komedii kryminalnych i jedynie słusznym jest wołanie "Więcej takich! więcej!"
Moim zdaniem, Marta Kisiel to żywy znak jakości; jej książki - wszystkie! - są napisane z wielką dbałością o każdy ich element - zamysł, język, prowadzenie akcji, wykreowanie postaci. A te, które mają bawić czytelnika - faktycznie bawią, do łez.
I tu jest nie inaczej. Zachwyciłam się dedykacją, książką w rozsypce, ojcem dyrektorem, bestsellerem momentalnym, wprowadzeniem pojęcia "zapasy na przyszłość" jako alternatywy niecierpianego przeze mnie i niesłusznego określenia "stos hańby, alias wstydu" (w odniesieniu do posiadanych, a jeszcze nieprzeczytanych książek) ...
Serdeczną sympatią obdarzyłam starszaków, czyli starszego sierżanta Jerzego Pozgonnego i starszego posterunkowego Michała Mogiłę; śledczych z lekka zagubionych w meandrach wydawniczej rzeczywistości, a jednak nie odpuszczających i myślących. Skutecznie.
A że tych postaci do lubienia, jak Jucha czy Karolinka lub wnerwiania jak Jacek Mastalerczyk jest niemało - STAN OSOBOWY umieszczony na początku jest bardzo przydatny!
"Nagle trup" to debiut Wydawnictwa Mięta na rynku - i jest to debiut piękny, czego im serdecznie gratuluję! I równie serdecznie życzę im (i sobie), oby wszystkie ich książki, niezależnie od gatunku, były równie dobre!
Dla miłośników komedii kryminalnych - skarb.
Praca lekka, łatwa i przyjemna? To na pewno nie w wydawnictwie!
To miejsce, w którym królują wielkie emocje, a wielkie emocje są jak burzowe chmury - może wiatr je rozgoni, a może piorun będzie bił za piorunem ...
Charakterni redaktorzy, pełni pasji, uporu i pretensji pisarze, starania o zysk i jakość (co nie zawsze idzie w...
2021-09-03
2022-03-06
Wyjątkowo celne uwagi współczesnym życiu, epoce lajków i istnienia w sieci ...
Wyjątkowo celne uwagi współczesnym życiu, epoce lajków i istnienia w sieci ...
Pokaż mimo to2022-02-17
2022-02-03
Na pewno, ci, co czytali „Nie ma tego złego” i „Głodną Puszczę”, i są zadowoleni z lektury, nie potrzebują żadnej zachęty do kolejnego spotkania z Edwardem Kociołkiem i jego bliskimi. A ci co nie czytali, to mają okazję zacząć czytanie całej historii od początku, bo tu mamy opowieść o powstaniu kociołkowej drużyny do zadań specjalnych, i to bardzo specyficznej drużyny, bo stworzyli ją karczmarz Edmund Kociołek, rycerz Doli Urgo, guślarz Żychłoń, krasnolud Gramm zwany Majstrem i goblin Urżnięta Macka zwany Zwierzakiem.
A było to tak …
Władający Doliną król Rodryk nakazał w testamencie by każde z jego dzieci otrzymało swoją osobną dziedzinę. Sądził, że to zapewni krajowi spokój i nie będzie walk o władzę między jego synami. Tak samo myślał polski książę Bolesław Krzywousty … I tak samo potoczyła się historia i Doliny, i Polski – po śmierci władcy wybuchła wojna domowa.
A zdaniem Kociołka - i moim - wojna, w imię rywalizacji „kto lepszy”, dla normalnych, uczciwych ludzi to podłość i świństwo ze strony „szlachetnych władców” wobec swego ludu, wielki idiotyzm i samo zło niszczące kraj.
(Obrona, gdy zostało się niesłusznie napadniętym to zupełnie inna sprawa …)
Edmund uznał, że zgłaszając się do wojska na ochotnika, jako kucharz, uniknie losu zwykłych żołnierzy i zdoła dotrzymać obietnicy złożonej żonie, że będzie trzymał się z dala od kłopotów i wróci do niej cały i zdrowy.
Ale nie pomyślał, że "przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę." Na szczęście Dola zatroszczyła się o to, by nie był osamotniony w czekających go zadaniach i w sposób dość oryginalny zapewniła mu towarzyszy, którzy w szybkim czasie stali się też przyjaciółmi, wręcz rodziną. I dobrze, bo temu, co go czekało w przyszłości, a co jest dokładne opisane w książkach wcześniej wydanych samotny człowiek z pewnością nie dałby rady …
Jest tu zapowiedź tego, co tak bardzo spodobało mi się od pierwszych stron cyklu: przyjaźń ponad wszystkim, tolerowanie inności innych, lojalność, możliwość zgodnego współistnienie różnych narodów i plemion, potępienie bezsensownych walk.
Tak, wiem, że to bajka; ale taką bajkę, tak napisaną – niby prosto, po żołniersku i po męsku, ale pełną humoru i krzepiącą - chciałoby się czytać, i czytać, i czytać …
Toteż marzy mi się kolejny tom, a najlepiej więcej niż jeden ... a jeśli wszystkie będą tak napisane, to nie wiem, kiedy będę miała ich dość …
Gorąco pragnę by autor chciał pisać, a wydawnictwo wydawać.
I by ilustrator Piotr Sokołowski dalej chciał z nimi współpracować i dalej tworzył przepiękne okładki, co kuszą i wabią lepiej niż niegdysiejsze syreny …
Na pewno, ci, co czytali „Nie ma tego złego” i „Głodną Puszczę”, i są zadowoleni z lektury, nie potrzebują żadnej zachęty do kolejnego spotkania z Edwardem Kociołkiem i jego bliskimi. A ci co nie czytali, to mają okazję zacząć czytanie całej historii od początku, bo tu mamy opowieść o powstaniu kociołkowej drużyny do zadań specjalnych, i to bardzo specyficznej drużyny, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-23
2021-12-25
Bardzo dobra to może ciut na wyrost, ale podobała mi się bardzo. Ciężko było oderwać się od lektury, było sporo do uśmiechu i nawet pośmiana, niesztampowi bohaterowie, jak dla mnie dość oryginalny pomysł. Lubię zdecydowanie. I jeśli to debiut, to chętnie poczytam coś jeszcze ...
Bardzo dobra to może ciut na wyrost, ale podobała mi się bardzo. Ciężko było oderwać się od lektury, było sporo do uśmiechu i nawet pośmiana, niesztampowi bohaterowie, jak dla mnie dość oryginalny pomysł. Lubię zdecydowanie. I jeśli to debiut, to chętnie poczytam coś jeszcze ...
Pokaż mimo to2021-11-26
Trochę smutne, trochę śmieszne, a trochę bajkowe.
I jestem pewna, ze scenę z jasełkami napisał Alek Rogoziński!
Trochę smutne, trochę śmieszne, a trochę bajkowe.
I jestem pewna, ze scenę z jasełkami napisał Alek Rogoziński!
2021-10-30
2021-10-23
2021-10-01
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne spostrzeżenia i uwagi o naszej rzeczywistości i słuszne drwiny z wszelakich przywar naszych czasów.
Lubię jej, nieraz mocno odjechane pomysły, jeśli chodzi o kreacje postaci i przebieg akcji; prześmiewcze charakterystyki pewnych typów ludzi i przedstawianie pokrętnych, często niepojętych dróg ich rozumowania.
Nie inaczej jest i w tej książce.
Gabi nie poślubiła Piotrka, mężczyzny wpisanego we wzorzec "mięśnie zamiast mózgu", który chciał mieć za żonę typową tradwife. Uznała, że się intelektualnie rozmijają i odeszła, tym samym zyskując w niedoszłej teściowej wroga numer jeden.
Zatrudniła się w bibliotece, co, jak sądziła, gwarantowało w miarę spokojne życie; ale tam znienacka pojawił się Samuel Kaszak, bohater książek Daniela Adacha, postać nierzeczywista, wymyślona przez pisarza. Przybył z prośbą o pomoc - wie, że jego twórca ma zostać zamordowany. a wtedy i on zniknie - a tak bardzo chciałby poznać pełnię życia, wziąć udział w tym wszystkim co autor dla niego szykował ...
I nie było to podejrzenie urojone przez nierealny umysł - Adach razem z trzema pisarkami, Grażyną, Martą i Gosią, chcąc zwiększyć sprzedaż swoich książek wymyślili "świetną" akcję promocyjną: on miał zniknąć, a one zostać podejrzane o jego zamordowanie!
Ale - w tym właśnie czasie w miasteczku zostało popełnione prawdziwe morderstwo ...
Do tego swoje trzy grosze dokłada grasujący w miasteczku tzw. "Upiór w moherze", którego tożsamości nie zna nikt.
Policja będzie miała pełne ręce roboty, a czytelnicy - niezłą zabawę ...
Ta książka jest klasycznie typowa dla twórczości autorki. Jest kolejną "śmiechotką", przepełnioną tak samo humorem słownym jak i sytuacyjnym, pełną spostrzeżeń genialnie zwracających uwagę na sedno rzeczy i wykpiwających bezlitośnie zdobywanie za wszelką cenę lajków i followersów, klikalność, chorobliwe już uzależnienie od internetu i social mediów, bo przecież jeśli nie ma cię chociaż na FB, to nie istniejesz ...
To naprawdę jest AŻ TAK ważne? ...
Nooo, dla zbyt wielu osób tak.
I z pewnością każdy czytelnik zna i ma w swoich otoczeniu takie osoby jak tu opisane: żyjących tylko "w sieci", bezwzględnych fascynatów mody czy "zdrowego żywienia", upiornie zachłanne matki, oddanych swej misji, ale widzących tylko czubek góry lodowej ekologów, a przede wszystkim takich, u których zanika umiejętność używania szarych komórek ...
Śmieszne to bardzo, ale i przerażające ...
"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!" (Mikołaj Gogol, "Rewizor)
Prawda?
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
"I śmiech niekiedy może być nauką,
więcej Pokaż mimo toKiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne...