-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-03-26
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne spostrzeżenia i uwagi o naszej rzeczywistości i słuszne drwiny z wszelakich przywar naszych czasów.
Lubię jej, nieraz mocno odjechane pomysły, jeśli chodzi o kreacje postaci i przebieg akcji; prześmiewcze charakterystyki pewnych typów ludzi i przedstawianie pokrętnych, często niepojętych dróg ich rozumowania.
Nie inaczej jest i w tej książce.
Gabi nie poślubiła Piotrka, mężczyzny wpisanego we wzorzec "mięśnie zamiast mózgu", który chciał mieć za żonę typową tradwife. Uznała, że się intelektualnie rozmijają i odeszła, tym samym zyskując w niedoszłej teściowej wroga numer jeden.
Zatrudniła się w bibliotece, co, jak sądziła, gwarantowało w miarę spokojne życie; ale tam znienacka pojawił się Samuel Kaszak, bohater książek Daniela Adacha, postać nierzeczywista, wymyślona przez pisarza. Przybył z prośbą o pomoc - wie, że jego twórca ma zostać zamordowany. a wtedy i on zniknie - a tak bardzo chciałby poznać pełnię życia, wziąć udział w tym wszystkim co autor dla niego szykował ...
I nie było to podejrzenie urojone przez nierealny umysł - Adach razem z trzema pisarkami, Grażyną, Martą i Gosią, chcąc zwiększyć sprzedaż swoich książek wymyślili "świetną" akcję promocyjną: on miał zniknąć, a one zostać podejrzane o jego zamordowanie!
Ale - w tym właśnie czasie w miasteczku zostało popełnione prawdziwe morderstwo ...
Do tego swoje trzy grosze dokłada grasujący w miasteczku tzw. "Upiór w moherze", którego tożsamości nie zna nikt.
Policja będzie miała pełne ręce roboty, a czytelnicy - niezłą zabawę ...
Ta książka jest klasycznie typowa dla twórczości autorki. Jest kolejną "śmiechotką", przepełnioną tak samo humorem słownym jak i sytuacyjnym, pełną spostrzeżeń genialnie zwracających uwagę na sedno rzeczy i wykpiwających bezlitośnie zdobywanie za wszelką cenę lajków i followersów, klikalność, chorobliwe już uzależnienie od internetu i social mediów, bo przecież jeśli nie ma cię chociaż na FB, to nie istniejesz ...
To naprawdę jest AŻ TAK ważne? ...
Nooo, dla zbyt wielu osób tak.
I z pewnością każdy czytelnik zna i ma w swoich otoczeniu takie osoby jak tu opisane: żyjących tylko "w sieci", bezwzględnych fascynatów mody czy "zdrowego żywienia", upiornie zachłanne matki, oddanych swej misji, ale widzących tylko czubek góry lodowej ekologów, a przede wszystkim takich, u których zanika umiejętność używania szarych komórek ...
Śmieszne to bardzo, ale i przerażające ...
"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!" (Mikołaj Gogol, "Rewizor)
Prawda?
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne...
2024-03-03
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie takie książki lubię.
Zgodnie z tytułem, jest to pamiętnik zwykłego, pręgowanego kotka, który, żył "wędrując od domu do domu niczym nomada". Aż znalazł się w schronisku, a następnie trafił do rodziny z dwójką dzieci i psem.
Rodzina od razu pokochała kiciusia, uważa że jest śliczny i uroczy, zachwyca się wszystkim co robi i stara się zapewnić mu najlepsze warunki życia - dostaje zdrową karmę, dbają o jego zdrowie i rozrywki.
A kot wcale nie jest zadowolony - pobyt u nich uważa za niewolę i starannie odlicza jej dni w pamiętniku.
Bo przede wszystkim nie znosi traktowania go jak maskotki!
Bardzo trafnie zwraca uwagę, że potraktowanie niedźwiedzia, który był inspiracją do stworzenia misia zabawki, właśnie jak maskotki, niemal na 100 % zakończy się bardzo źle i dlatego prawie nikt tego nie robi; czemu więc wszyscy traktują jego, dzikiego kota, który czuje się co najmniej Attylą, jak zabawkę? Czemu bez przerwy starają się go miąchać, miziać, głaskać nie zważając na to, że on sobie tego nie życzy?! Owszem, czasem lubi być pogłaskanym - CZASEM!!!
I nikogo nie powinno dziwić, że podczas wizyt małych, piszczących z zachwytu na widoki kiciusia dzieci, chowa się na szafie!
Tłumaczy też, że podróż - zwłaszcza wielogodzinna, w samochodzie z włączoną muzyką i rozentuzjazmowanymi dziećmi i dorosłymi, bo "Hura! Jedziemy na wakacje!" - dla kota jest udręką.
Nie smakuje mu zdrowa karma, irytuje nierozumienie przez ludzi jego przekazów, intencji i postępowania.
Wyraz swej frustracji daje w pamiętniku, relacjonując różne wydarzenia i przebieg uczenia rodziny kocich zwyczajów i zasad, jakich kot przestrzega:
"Zasada nr 1: Kot nigdy za nic nie przeprasza. Przepraszanie jest dobre dla psów.
Zasada nr 2: Kot nie przestrzega żadnych zasad oprócz zasady nr 1."
Czytając jego zapiski trudno się chociaż nie uśmiechnąć - ale w tych zabawnych tekstach jest dużo mądrości, prawd i wskazówek na temat życia z kotem lub kotami pod jednym dachem.
Autorzy są mi nieznani i nie znalazłam o nich informacji w języku polskim. Ale - umieją pisać i myślę, że koty i lubią, i znają. Kot Edgar, moim zdaniem, spokojnie może "przybić piątkę" z kotami Simonem i Garfieldem ...
Książka, a właściwie książeczka, bo tekst i ilustracje zajmują tylko 144 strony, jest ładnie wydana, a rysunki autorstwa Rity Berman dokładnie pokazują to, co opisuje Edgar.
Czyta się dobrze, a humoru nie brakuje.
Tak że polecam, choć zauważyłam pewne nieścisłości w tekście - trudno mi określić kto je przeoczył, autorzy, tłumacz czy redaktor, ale że nie wpływają znacząco na całość, to i jakoś specjalnie czepiać się nie będę.
Bardziej istotne jest to, że uważnie czytając można całkiem nieźle poznać naturę kota i zrozumieć wiele jego zachowań, co może być dobrą lekcją dla chcących mieć kota w domu lub pomóc zrozumieć kota przez tych, co już go mają.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie...
2024-02-19
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie - nie tylko w pieśni o małym rycerzu, czyli pułkowniku Wołodyjowskim, ale i o innych postaciach znanych nam z sienkiewiczowskiej Trylogii i historii powszechnej.
Albo i nieznanych, bo o ile większość z nas wie kim są urodzeni na Kresach Zbyszek Cebulski, Jarosław Dąbrowski, Wojciech Jaruzelski, Józef Ignacy Kraszewski, Daniel Passent, Juliusz Słowacki, generał Stanisław Sosabowski, to nazwiska Franciszek Smolka, Anna Dorota Chrzanowska, Stanisław Vincenz, Karolina Sobańska większości nie mówią nic. A przecież poza wymienionymi, Polaków tu urodzonych czy związanych z Kresami swoją pracą twórczą, społeczną lub polityczną jest tylu co gwiazd na niebie ...
Z zebranego w tej wędrówce materiału powstało nowe, zmienione i rozszerzone wydanie książki, napisanej w 2011 roku, a zatytułowanej "Ukraina".
Ze względu na ilość i jakość zmian ukazała się jako odrębna pozycja pod tytułem "W stepie szerokim".
Wg autora jest ona rajzą po Ukrainie, a w moim odczuciu wędrówką w poszukiwaniu polskości, śladów po Polakach, którzy tu się urodzili, żyli i działali na terenach, które przez wieki przynależały do Polski, i wciąż są nam bliskie, a teraz są częścią Ukrainy. Wędrówką po miejscach, które znaczyły bardzo wiele dla nas jako narodu, a które mało kto poznał inaczej niż z lektur.
Napisana jest w formie relacji z podróży, wiodącej nas do najbardziej znanych i ważnych miejsc - do Lwowa, Bełzu, na Chortycę, do Żytomierza, przez Wołyń, Podole z Kamieńcem Podolskim, Pokucie, do Odessy, Kijowa i na Krym.
Nie zliczyć, ile na tej trasie jest wartych zobaczenia zabytków i miejsc pamięci; nawet hotele, restauracje i knajpy zasługują na uwagę z racji ich dawnych bywalców, możliwości posmakowania dań i napoi kuchni regionalnej.
Bardzo interesujące są też opowieści o historii tych miejsc
Np. przy Lwowskiej Szkole Matematycznej Stefana Banacha, jest mowa o matematykach dyskutujących w kawiarni o równaniach matematycznych, zapisywanych ołówkiem na marmurowych blatach; w Bełzie poznajemy ukraińską część historii jasnogórskiej Madonny, a w Stanisławowie okoliczności szarży Ułanów Krechowieckich.
Kijów to m. in. świat prawosławnych ikon, a w Kołomyi wabi Muzeum Pisanek.
Jest krótko, ale jasno i dość dokładnie opowiedziana historia wojen kozackich, w czasie których przelano ocean krwi i wymordowano setki ludzi, bez cienia litości z obu stron.
Oczywiście, są też sceny i relacje z "tu i teraz". Czasem śmieszne, jak starcie z księdzem-ochroniarzem w katedrze lwowskiej w której jest zakaz fotografowania czy nieustanne próby załatwienia wszystkiego poza kolejką, a czasem smutne i straszne jak brak dbałości o zabytki, to, że nikt z kierowców z przepisami się nie liczy, że są dziury w jezdni i chodnikach grożące wypadkami, że policję interesują głównie mandaty itp., itd.
Powstała książka tak barwna jak barwna jest kraina, o której opowiada.
Nie sposób w recenzji chociaż wspomnieć o wszystkich miejscach, ludziach i sprawach w niej poruszanych - na 456 stronach tekstu i zdjęć. A komu jeszcze mało to może skorzystać z ponad 7 stron wybranej (!) bibliografii.
Bo na razie, dopóki trwa wojna Rosji z Ukrainą, wycieczka na Kresy nie jest możliwa; a jak już będzie można wyruszyć, to z pewnością nie będzie to ten sam kraj jakim był przed wojną. Tamtego, opisanego przez autora, już nie ma i zapewne nie będzie. Wielka to szkoda ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie -...
2024-02-13
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim. Kobiet samodzielnych i samowystarczalnych, pełnych pasji i apetytu na życie, inteligentnych i nieco szalonych.
Które ledwo się poznały, a już założyły konsorcjum ślubno-funeralne. Takie połączenie od razu zapowiadało, że tak zwyczajnie raczej nie będzie ...
Tym razem autorka zaprasza nas na ucztę, na której podaje aperitif, danie główne i deser.
Ale czy mogło być inaczej, skoro w tej części rządzi Magda Sandurska, właścicielka restauracji Zamieszane?
W zasadzie można było się tego domyślić, że skoro w pierwszej części najwięcej było o Jagnie, właścicielce domu pogrzebowego Było-Minęło, a w drugiej królowała Marta, właścicielka kwiaciarni Cuda-Wianki to część trzecia należała się Magdzie.
Magda od dziecka wiedziała kim chce być i co robić w życiu - marzyła o własnej restauracji. Ułożyła sobie plan i konsekwentnie go zrealizowała - zaczynając od wyboru kierunku studiów (SGGW, Wydział Technologii Żywności i Żywienia Człowieka), pracując w czasie studiów jako kelnerka, pomoc w kuchni i szatniarka, po podjęcie pracy jako menedżer w międzynarodowej korporacji zarządzającej siecią restauracji. Aż przyszedł czas na własną firmę.
A w międzyczasie stała się szczęśliwą żona i matką. No i poznała się z Jagną i Martą.
Bawiłam się i wzruszałam nie mniej niż poprzednio czytając opisy scen z pracy kelnerki, fragment "Rozmowy lirycznej" Gałczyńskiego w przysiędze ślubnej, szalony pogrzeb tancerki flamenco, apetyczne, że aż ślinka cieknie opisy potraw, rozważania klientów o zupach kremach i wycieczka do Nowego Jorku, która była jedną z tych rzeczy, które muszą zrobić przed śmiercią.
I tak sobie myślę, ze to nie może być koniec!
Może wystarczyłoby zmienić nazwę i pisać dalej Trylogię afirmującą życie? 🤔 ...
Przecież jeszcze nie zdobyły Aconcagui, nie popływały katamaranem po Karaibach, nie zrobiły tatuażu, nie nauczyły się stepować i nawet jeszcze nowych marzeń nie wymyśliły!
A mi się marzy poczytać o ich kolejnych przygodach i perypetiach ...
Z czystym sumieniem polecam tę książkę wszystkim, a przede wszystkim kochającym życie i lubiącym książki, które nie straszą czytelnika, a bawią i które nie dołują a zachęcają do działania.
I DZIĘKUJĘ autorce, że znów powstała książka, która bawi i wzrusza.
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim....
2024-02-09
W sumie - naprawdę dobra.
Początek, jak dla mnie, taki sobie, ale z czasem akcja nabierała tempa i wciągała, no i świetny pomysł na całą historię.
Fajne, rzeczywiste postacie; w tym jedna po prostu straszna ...
Czytając wkurzalam się, śmialam, były momenty zgrozy i przyjemności.
I żałuję, że nie mam takich przyjaciółek - w niewielkim oddaleniu w przestrzeni i zwariowanych "po mojemu" 😁, choć nie powinnam narzekać, bo przyjaciół mam.
W sumie - naprawdę dobra.
Początek, jak dla mnie, taki sobie, ale z czasem akcja nabierała tempa i wciągała, no i świetny pomysł na całą historię.
Fajne, rzeczywiste postacie; w tym jedna po prostu straszna ...
Czytając wkurzalam się, śmialam, były momenty zgrozy i przyjemności.
I żałuję, że nie mam takich przyjaciółek - w niewielkim oddaleniu w przestrzeni i zwariowanych...
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych samochodów, uparła się jechać razem z nim - co ze względu na jej nieprzewidywalność było stresujące.
Jako że "Nie było na tym świecie człowieka – wliczając w to samą zainteresowaną – który mógłby choćby w najmniejszym stopniu przewidzieć, co strzeli do głowy Lindzie Miller. Istniało co prawda spore prawdopodobieństwo, że kilkaset odpicowanych klasyków motoryzacji zajmie ją na tyle, żeby nie zrobiła żadnego głupstwa, jednak nigdy nie można było mieć stu procent pewności."
Dodatkowo Linda, bardzo przejęta tym, że w Topaczu mógł być również jej były, zapakowała ubrania na absolutnie KAŻDĄ możliwą okazję, czego nie mógł pojąć Jeremi, człowiek praktyczny i bez wyobraźni.
"– To po jakie licho chcesz się dla niego stroić?
– Bo nic tak nie boli jak szczęście byłej i nic tak nie cieszy jak utyty, zapuszczony i smutny były – odparła z powagą. – Dlatego ja zamierzam być piękna i szczęśliwa, żeby mu te jego czarujące gały wyszły z orbit. "
Na miejscu na Lindę czekała niespodzianka, od byłego, która wprawdzie wprawiła ją w euforię, ale tylko do momentu znalezienie przez nią na terenie wystawy zwłok. Jej wściekły krzyk "Komu zginął trup?!!!" zelektryzował wszystkich obecnych, od razu wezwano policję, a przeczucie Lindy, "że to będzie szałowy weekend!" stało się rzeczywistością ...
Miło było znów poczytać o wydarzeniach z życia Jeremiego, inspektora Bączka i Lindy, która tym razem mocno mnie irytowała. Rozumiem, że przy jej temperamencie i poglądach, perspektywa spotkania z byłym mocno wyprowadziła ją z równowagi, a niespodziewane znalezienie zwłok, które tym razem nie znikały, tylko dołożyło do ognia. Ale ja nie nie jestem tak cierpliwa jak Organek ...
Choć przyznaję, że wyciszenie Lindy ujęłoby trochę barw tej pięknej historii ...
Wszyscy znający twórczość Małgorzaty Starosty wiedzą czego się spodziewać po jej książkach i nic więcej nie trzeba pisać.
Natomiast tych, co jeszcze jej nie znają zapewniam, że dostaną towar "prima sort" - książkę napisaną pięknym językiem polskim, soczystym, żywym i barwnym. Jest w niej inteligentny humor, dowcipne dialogi, zabawa słowem i nawiązania do różnych utworów innych twórców. Jest pełna niespodzianek fabuła, a wykreowane postacie są interesujące, wyraziste i rzeczywiste. A jak ktoś lubi, to i będzie miał nad czym porozmyślać.
To czego więcej można chcieć kochając książki dobrze napisane i komedie kryminalne?
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych...
2024-01-18
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się długotrwale obniżonym nastrojem, co znacząco obniża jakość życia. Może pojawić się u każdego i w każdym wieku - nawet u noworodków i niemowląt!
Jest tak groźna i tak powszechna, że można uznać ją za dżumę XXI wieku.
Samo słowo "depresja" jest w tej chwili mocno nadużywane i przez to wprowadza w błąd, którego skutki mogą być tragiczne.
Bo nawet znaczące obniżenie nastroju nie musi być depresją, ale też nie będzie niczym złym zasięgnięcie opinii np. psychoterapeuty.
Z kolei objaw tak nietypowy, jak ból głowy i brzucha, może sygnalizować depresję i tu zlekceważenie objawów może, w najgorszym wypadku, doprowadzić do śmierci.
Jak się w tym wszystkim nie pogubić? Jak odróżnić jedno od drugiego? I, co najistotniejsze, jak pomóc osobie z kiepskim nastrojem, a jak tej z depresją? ...
Moim zdaniem, oprócz fachowców, pomocne mogą być mądre książki, np. poradniki - takie jak ten.
Mogą nam przypomnieć, co mówił specjalista, pomóc zrozumieć jego zalecenia, dać wiedzę co znaczą różne mądre a niezrozumiale brzmiące słowa.
Autorka jest lekarzem, absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i na co dzień pracuje z dorosłymi i z dziećmi mającymi problemy ze zdrowiem psychicznym.
Zdecydowała się napisać książkę poświęconą depresji ludzi młodych i bardzo młodych; poradnik przeznaczony dla rodziców przede wszystkim, ale i dla wszystkich innych, którzy opiekują się dziećmi. By wiedzieli co powinno zaniepokoić i jak reagować, by byli w stanie zrozumieć swoich podopiecznych - bo dziecko rozumuje inaczej niż dorosły.
"Pamiętajmy, że nie każda myśl samobójcza prowadzi do śmierci, ale każde samobójstwo zaczyna się od myśli o nim."
Depresja jest chorobą, tak samo jak grypa czy reumatyzm, ale nie ciała, a duszy; i może, przy niewłaściwym postępowaniu otoczenia i braku leczenia doprowadzić chorego do samobójstwa.
A społeczeństwo wypiera problem depresji u dzieci i młodzieży, bo wciąż zbyt wielu nie wierzy w jego istnienie, no i hasło"choroba psychiczna", wciąż przeraża - głównie z braku stosownej wiedzy ...
Autorka zaczyna od omówienia emocji - czym są, jak je rozpoznać i jak na nas wpływają, jak je odczuwa i rozumie dziecko.
Potem omawia czynniki ryzyka wystąpienia depresji, jej związek z istniejącymi różnymi chorobami zarówno psychicznymi jak np. współistniejące spektrum autyzmu, jak i somatycznymi. Wyjaśnia, co powoduje, że chorzy na różne choroby często zapadają i na depresję. Pisze też o jej przebiegu w zależności od wieku, o samouszkodzeniach i próbach samobójczych. I oczywiście o tym jak pomagać; jaka jest pierwsza pomoc w depresji, jak postępować, leczyć, jakie jest znaczenie terapii rodzinnej. Jak pogodzić leczenie i terapię z codziennym życiem.
Autorka kładzie duży nacisk na rolę rodziny w zapobieganiu depresji i jej terapii. Zwraca też uwagę by pamiętać również o sobie - by zdrowy egoizm uchronił nas przed popadnięciem w chorobę z powodu nieustannego napięcia i zmęczenia: "Niekiedy problemy rodzinne zaczynają nas przerastać, sami mamy obniżony nastrój, jesteśmy przygnębieni, tracimy zainteresowanie. To czerwona flaga dla nas, jako rodziców, wskazująca na to, że teraz jest czas, żeby zająć się również sobą. Depresyjny rodzic nie pomoże choremu dziecku. Rodzice muszą być oparciem dla swojego dziecka."
Wszystko to jest tak napisane, że praktycznie nie ma tu zbędnych słów, sama skondensowana treść na 239 stronach,czytelna i zrozumiała dla każdego.
Czy polecam? - tak, zdecydowanie. Nie znam wszystkich pozycji na rynku z tego tematu, ale tę uważam za bardzo dobrą - m. in. dlatego, że porządkuje naszą wiedzę i że informuje, jak groźnym i niebezpiecznym wrogiem zdrowia i normalnego życia jest depresja.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wydawnictwo RM
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się...
2024-01-14
Wiedźmy i sekretarek ciut się zestarzeli, ale nic a nic w swoim jestestwie nie zmienieni, na szczęście .
Natomiast kłopoty całkiem nowe i niespodziewane.
No i Mały Łukazenka, kot nad koty, który w potrzebie potrafił się zachować lepiej niż można było oczekiwać ... 😁
Wiedźmy i sekretarek ciut się zestarzeli, ale nic a nic w swoim jestestwie nie zmienieni, na szczęście .
Natomiast kłopoty całkiem nowe i niespodziewane.
No i Mały Łukazenka, kot nad koty, który w potrzebie potrafił się zachować lepiej niż można było oczekiwać ... 😁
Lubię święta Bożego Narodzenia, a książki, których treść jest ściśle z nim związana, są dla mnie nieodłącznym elementem tego czasu.
"Poświąteczne morderstwo" miało mieć "Błyskotliwe dialogi, nietuzinkowych bohaterów i zwodnicze tropy" i być napisane "z ogromną swadą i ze wspaniałym poczuciem humoru."
I tak było - akcja, choć dość spokojna, ma wiele nagłych zwrotów i wciąga coraz mocniej, każde kolejne, wydawało by się absolutnie pewne rozwiązanie zagadki, okazuje się fałszywym tropem, humor faktycznie bawi, a zakończenie, moim zdaniem, zaskakuje.
Rok 1940, zima. Trwa wojna, obowiązuje zaciemnienie, są trudności w przemieszczaniu się, ograniczenia i braki w zaopatrzeniu - zorganizowanie Świąt nie będzie łatwe ...
Toteż Frank i Rhoda Redpath zastanawiają się, czy powinni zaprosić jej prawie 90-letniego ojczyma, aby spędził z nimi Boże Narodzenie.
Sir Willoughby Keene-Cotton, czyli bajecznie bogaty wujek Willie, zwykle spędzał Święta we Włoszech, ale "Rhoda przypomniała rzecz najzupełniej oczywistą: wojnę wypowiedziano po to, aby jak najbardziej utrudnić biednemu wujkowi Williemu przeprawę przez kanał La Manche, a także że Mussolini w końcu postanowił stanąć po jednej ze stron w obecnych europejskich nieprzyjemnościach, aby ostatecznie uniemożliwić sir Willoughby’emu Keene-Cottonowi pobyt w jego willi w San Remo".
Toteż wujek Willie przyjmuje zaproszenie, które ze strony Redpathów miało być nie tylko pustym gestem dobrej woli na Boże Narodzenie - liczyli, że jeśli zapewnią mu cudowne Święta (być może jego ostatnie), to może zapamięta je i da temu wyraz w swoim testamencie.
Gość okazał się uciążliwy; niby nikomu nie chciał robić kłopotu, ale wciąż ktoś coś w związku z nim musiał zrobić (znaleźć laskę, włączyć lub wyłączyć radio czy światło, itd.), twierdził, że niczego nie zapomina, "tylko że nie potrafi sobie przypomnieć" i nie życzył sobie żadnej pomocy czy opiekunki.
Na szczęście udało się zatrudnić dziewczynę z sąsiedztwa jako "sekretarkę, do pomocy przy pisaniu jego autobiografii", co umożliwiło Redpathom uszykowanie Świąt. Martwiło ich tylko to, że najwyraźniej wujek miał własne, nikomu nie znane plany dotyczące przyjęcia w drugi dzień Świąt - ale chyba nie były one specjalnie rewolucyjne, bo przyjęcie trwało do późna i nic go nie zakłóciło.
Natomiast następnego dnia rano martwy wujek Willi został znaleziony w stroju Św. Mikołaja, na dworze, obok szczątków bałwana ...
I tak pogodna relacja o Świętach w rodzinie zmieniła się w poważną relację ze śledztwa ...
Jestem bardzo zadowolona, że trafiłam na ten stary, ale dobry kryminał. Dziejący się w świecie znanym nam z książek Agathy Christie, napisany w taki sposób, w jaki pisała ona i parę innych osób jej współczesnych - m. in. Dorothy L. Sayers, Georgette Heyer, G.K. Chesterton, John Dickson Carr.
Tu istotą rzeczy jest zagadka, nie ma brutalności, wulgarności i oceanu krwi; jest bystry śledczy i bardzo realni bohaterowie. Jest też mniej lub bardziej lekki humor, czasem sarkazm lub ironia.
Dlatego te książki są niemal ponadczasowe, mimo, że świat w nich opisywany przeminął i często czytelnik nie rozumie ówczesnych obyczajów i zasad postępowania.
Szkoda, że autor zmarł przedwcześnie, bo być może nadinspektor Culley stałby się tak popularny jak Herkules Poirot, jako że dał się poznać jako człowiek inteligentny, pomysłowy i wiedzący jak używać szarych komórek.
Komu miłe są kryminały Agathy Christie i autorów z Klubu Detektywów, kto lubi Anglię z początku XX wieku z jej dziwnymi - teraz! - obyczajami, zasadami i przekonaniami, kto chce zagadki i uczestnictwa w śledztwie - ten powinien być z lektury tej książki zadowolony.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Lubię święta Bożego Narodzenia, a książki, których treść jest ściśle z nim związana, są dla mnie nieodłącznym elementem tego czasu.
"Poświąteczne morderstwo" miało mieć "Błyskotliwe dialogi, nietuzinkowych bohaterów i zwodnicze tropy" i być napisane "z ogromną swadą i ze wspaniałym poczuciem humoru."
I tak było - akcja, choć dość spokojna, ma wiele nagłych zwrotów i wciąga...
2023-12-31
Od autorki: "Mam też wielką prośbę. Daj znać czy książka ci się podoba. Wystaw ocenę, zostaw opinię lub napisz do mnie. To naprawdę wiele znaczy dla autorki jeśli na to co piszę jest jakiś odzew."
Owszem, podoba - nie wszystko, ale to kwestia mego osobistego gustu. 😁 - jest rzeczywiście, dość zabawnie i dobrze się czyta.
Od autorki: "Mam też wielką prośbę. Daj znać czy książka ci się podoba. Wystaw ocenę, zostaw opinię lub napisz do mnie. To naprawdę wiele znaczy dla autorki jeśli na to co piszę jest jakiś odzew."
Owszem, podoba - nie wszystko, ale to kwestia mego osobistego gustu. 😁 - jest rzeczywiście, dość zabawnie i dobrze się czyta.
2023-12-10
#czytamcolubię #opinia
Dedykacja:
"Powieść tę dedykuję każdemu, kto uznał, że Widmowy Zagon to wciąż za mało. Dziękuję Wam, bo zmusiliście mnie do wyprawy w Głuchobory, gdzie pewnie z własnej woli już bym nie dotarł."
Wychowałam się na Trylogii Sienkiewicza, książkach pisanych ku pokrzepieniu serc, w czasie gdy Polski na mapach nie było.
Nie wiem, czy wciąż pełnią one tę rolę, ale na pewno nie tylko Trylogia krzepi serca - myślę, że każdy czytający książki ma - lub będzie miał - taką, która dodaje sił, stawia do pionu, budzi chęć do dążenia, by świat był lepszy, dla wszystkich ludzi dobrej woli.
Dla mnie taką książką, obok Trylogii, stały się "Ostrza burzy".
Bardzo lubię książki Marcina Mortki, uwielbiam Drużynę do zadań specjalnych, z przyjemnością czytałam o Rolandzie Wywijasie, emocjonowałam się walką jaką toczył Mads Voorten i jego straceńcy ze Złem, uosobionym przez Tuistan i Smoczycę.
Ucieszyłam się, autor zdecydował się stworzyć jeszcze jeden tom.
Ale nie spodziewałam się, że to będzie aż tak dobra książka - pierwszy raz (!) dalam ocenę 10 gwiazdek - uważam, że jest to najlepsza książka autora i jedna z najlepszych jakie czytałam.
Idealnie dobrane słowa, idealna konstrukcja zdań, idealna zgodność z poprzednimi tomami; czytałam z każdym zdaniem oczarowana coraz bardziej...
Idealna okładka - jak wszystkie pozostale w serii.
A przecież to tylko baśń o nieposkromionym charakterniku, jego szalonych i nieustraszonych kompanach, magach, smokach i wojnie ...
Z tą książką w ręku, a z Trylogią w plecaku mogłabym iść na barykady ...
Marcin Mortka - chapeau bas!
Ja sama akurat na taki pomysł - by domagać się dalszego ciągu - nie wpadłam, a trochę szkoda, bo to był/jest bardzo dobry pomysł.
Tym bardziej cieszę się, że inni to wymyślili, a tobie, @mortka.marcin dziękuję, że uległeś naciskom czytelników i dotarłeś do Głuchoborów ...
#czytamcolubię #opinia
Dedykacja:
"Powieść tę dedykuję każdemu, kto uznał, że Widmowy Zagon to wciąż za mało. Dziękuję Wam, bo zmusiliście mnie do wyprawy w Głuchobory, gdzie pewnie z własnej woli już bym nie dotarł."
Wychowałam się na Trylogii Sienkiewicza, książkach pisanych ku pokrzepieniu serc, w czasie gdy Polski na mapach nie było.
Nie wiem,...
2023-11-26
Dorastałam w czasach bez Internetu, gdy źródłem wiedzy o świecie, była nauka w szkole i słowo pisane: prasa, encyklopedie, książki popularnonaukowe i beletrystyczne - o ile autor miał odpowiednio duży zasób wiedzy.
Jednym z takich autorów jest Juliusz Gabriel Verne (1828 - 1905) – francuski pisarz, jeden z pionierów gatunku science fiction. Napisał ponad 100 powieści podróżniczych, fantastyczno-naukowych, historycznych, geograficznych, kryminalnych, sztuk teatralnych i wierszy. Część jest mniej lub bardziej znana do dziś, o części wiedzą nieliczni. Przetłumaczone na ponad 90 języków obcych były czytane na całym świecie.
Jego książki odkryłam jako nastolatka, gdy zaczytywałam się książkami przygodowymi i spodobały mi się tak bardzo, że wracałam do nich wielokrotnie, czytając "po całości" lub wybrane fragmenty. Zachwyciłam się żywą i interesującą akcją, różnorodnymi bohaterami, mnóstwem informacji z geografii, biologii, historii i techniki.
Najczęściej sięgałam po "Dzieci kapitana Granta" - bo i ciekawe to było niezmiernie, i wzruszające, i nie sposób było ogarnąć całości w jednym czytaniu, tyle jest w tej książce przeróżnych wiadomości, geograficznych przede wszystkim. Przy każdej okazji dzieli się nimi z towarzyszami wyprawy (no i z czytelnikami) jeden z głównych bohaterów, Jakub Paganel, światowej sławy geograf, człowiek o olbrzymiej wiedzy.
A okazji miał niemało, bo jest to opowieść o wyprawie lorda Glenervana, zorganizowanej, by odszukać zaginionego kapitana Harry'ego Granta. Z wiadomości jaka dotarła do rąk Glenervana, było wiadomo, że statek kapitana rozbił się na 37 stopniu szerokości geograficznej półkuli południowej - niestety długości geograficznej nie dało się odczytać. Nie zrażony tym lord decyduje się wyruszyć i szukać - kapitana lub śladów po nim - wzdłuż 37 równoleżnika ...
Jest w tej powieści wszystko to, co potrzebne, by zainteresować czytelników. Wartka akcja, mnóstwo przygód, budzący sympatię bohaterowie, tubylcy - Indianie z Patagonii, Aborygenowie i Maorysi - z egzotycznych krain, bandyci, humor i smutek, pościgi, ucieczki, przyjaźń, lojalność i pomaganie sobie w potrzebie. I jest to dobrze napisane, czyta się samo i chwilami trudno się oderwać.
Takie wrażenia miałam czytając tę książkę jako nastolatka, w latach 60-tych XX wieku, w mniej więcej sto lat od jej wydania.
Czytając ją teraz, w roku 2023, czyli w kilkadziesiąt lat od pierwszego czytania i w 155 lat od jej powstania, dalej mi się podoba, na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.
Ale! - na wiele spraw patrzę teraz inaczej, m. in. na kolonializm, "cywilizowanie" podbitych ziem i traktowanie tubylców nie jak ludzi. I dlatego nie będę zaprzeczać, że powieść trochę się zestarzała i jest trochę naiwna - właśnie przez głoszenie powszechnych wówczas poglądy o znaczeniu i wyższości nad innymi białego człowieka, Europejczyka.
A mimo to wciąż jest jedną z fajniejszych powieści przygodowych jakie znam. Jeśli przymkniemy oko na jej "niedzisiejszość", czytając będziemy po prostu pamiętać, że czas jej powstania i czas w niej opisywany były takie jakie były, a teraz żyjemy inaczej, to możemy znakomicie się bawić przygodami grupy odważnych ludzi, którzy bez wahania wyruszyli na pomoc bez żadnej pewności, że im się uda ...
Kto sięgnie po "Dzieci kapitana Granta" - myślę, że nie pożałuje.
Dorastałam w czasach bez Internetu, gdy źródłem wiedzy o świecie, była nauka w szkole i słowo pisane: prasa, encyklopedie, książki popularnonaukowe i beletrystyczne - o ile autor miał odpowiednio duży zasób wiedzy.
Jednym z takich autorów jest Juliusz Gabriel Verne (1828 - 1905) – francuski pisarz, jeden z pionierów gatunku science fiction. Napisał ponad 100 powieści...
Nowy Kociołek pojawił się znienacka, bez fanfar i odliczania dni do premiery, bez zachwytów jaka to będzie bomba, petarda i cuda-wianki, a tylko po mrukniętej gdzieś tam, kiedyś, zapowiedzi #kociołekwpaździerniku ...
A książka jest wspaniała, z tych nieodkładalnych. Idealnie komponuje się z poprzednimi tomami: ten sam styl okładki i narracji, ci sami bohaterowie, bardzo dynamiczna akcja i wciągająca treść. W moim odczuciu jest tylko jedna zmiana - zrobiło się poważniej.
Złe, mimo wszystko, rośnie w siłę, a dotychczasowe starcia karczmarza i jego niezwyczajnej kompanii z rzezimieszkami wszelkiej maści i butnymi rycerzykami przerodziły się w bardzo poważną walkę o dobre życie dla całej Doliny i bezpieczeństwo WSZYSTKICH jej mieszkańców.
Ponieważ w tomie III rozstaliśmy się z drużyną w momencie gdy Eliah, Gramm, Urgo i Żychłoń ruszyli szukać ukrytych, nie za bardzo wiadomo gdzie, dusz trolli, a Kociołek ze Zwierzakiem mieli czekać na ich powrót w karczmie, tytuł tego tomu sugeruje, że jego treścią jest wracanie poszukiwaczy do Gryfa. No i owszem, wracają, ale nie tak po prostu - Złe zaatakowało Dolinę w sposób jakiego nikt się nie spodziewał i z wielką siłą. Tak wielką, że wszystkie znane Drużynie sposoby ledwo, ledwo wystarczyły by zwyciężyć; a może i przegraliby, gdyby w tym ostatnim starciu zabrakło Sary i wsparcia od ludzi prawdziwie służących Doli.
Aż Kociołek zaczął się zastanawiać, czym to Złe tak naprawdę jest ...
Podziwiam tego karczmarza z tomu na tom coraz bardziej! Życie stawia przed nim coraz więcej zadań, a on, zwykły człowiek, taki chłopek-roztropek, nie poddaje się, walczy jak umie, głową głównie, choć i orężem, a czasem ... zupą grzybową. Początkowo chodzi mu tylko o wyjście cało z opresji i powrót do domu, do żony i dzieci. Ale z czasem, z karczmarza przekształca się w rycerza, (choć bez pasowania i zbroi), broniącego jak lew swego świata i tego wszystkiego, co dla niego ważne. Myślącego o tym, co zostawi po sobie, w jakim świecie będą żyły jego dzieci.
Ale - bez przyjaciół tworzący razem z nim Drużynę do zadań specjalnych zapewne nie przetrwałby tak długo.
"– Oprócz obowiązku jest jeszcze przyjaźń – powiedział Talvinn [Zwierzak] ... – Walczymy razem. Wędrujemy razem. Śmiejemy się razem. To prawdziwi przyjaciele."
Brakuje takich ludzi w dzisiejszych czasach ...
Ludzi szanujących się nawzajem, akceptujących bez zastrzeżeń inność swoją i innych, walczących ze Złem w każdej postaci.
Kolejny raz Team Marcin Mortka - SQN - Piotr Sokołowski (ilustrator) zapewnił nam mnóstwo emocji i przeżyć, takich, co chce się ich jeszcze i jeszcze ...
Na szczęście - ciąg dalszy jest zapowiedziany!
Nowy Kociołek pojawił się znienacka, bez fanfar i odliczania dni do premiery, bez zachwytów jaka to będzie bomba, petarda i cuda-wianki, a tylko po mrukniętej gdzieś tam, kiedyś, zapowiedzi #kociołekwpaździerniku ...
A książka jest wspaniała, z tych nieodkładalnych. Idealnie komponuje się z poprzednimi tomami: ten sam styl okładki i narracji, ci sami bohaterowie, bardzo...
#czytam co lubię
"Dedykuję wszystkim, którzy kochają jesień" - trudno o bardziej trafną dedykację w książce dla mnie ...
Bo pod każdym względem ta pora roku jest moją ulubioną i ukochaną - za ciepłe barwy, jakimi maluje przed zimą świat, za grzyby i owoce oraz ich zbieranie za temperaturę powietrza najczęściej taką w sam raz, a nie zabijającą żarem lub mrozem ... za wodę w jeziorach wciąż jeszcze ciepłą, tak że można pływać ... za spokój na polach i w lasach ...
A ta książka jest jesienna jak żadna inna - jesień jest w tytule, na okładce i w treści, akcja toczy się od września do grudnia, no i premiera odbyła się jesienią.
I jest w niej wszystko to co, co stanowi jesienny klimat i atmosferę - cudowne barwy liści i kwiatów, grzybobrania, dynie, wrzosy, babie lato, mgły i deszcze, Święto Zmarłych, przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia.
Czytający ją teraz, jesienią 2023, czyli po premierze, a przed Nowym Rokiem, nawet jeśli nie mieszkają w miejscu tak pięknym jak Olszowy Jar, mają za oknem tę samą porę roku co bohaterowie książki, Weronika i Darek.
Oni w pełni doceniają to szczęście, że mieszkają w tak pięknym miejscu. A my, czytając, możemy napawać się jego urodą, razem z nimi chodzić po lesie, górach i dolinach, zbierać grzyby i przeżywać przygody; bo tak, nawet na spokojnym spacerze po lesie zdarzają się niespodzianki - spotkanie z dzikiem czy szerszeniami, budzi wielkie emocje, niezależnie od jego przebiegu ...
Życie też dostarcza im mnóstwa radości, trochę smutków i zmartwień ... Tak jak i nam ...
Lubię książki autorki, a ku mej radości jest ich niemało - 19.
W większości są typowo obyczajowe i miło się je czyta, ale to nie tylko "fajne czytadła"; dużo w nich jest o sprawach ważnych dla nas wszystkich: o związkach łączących ludzi, o pracy, której brak, jak i nadmiar, jest trudny dla samodzielnego człowieka, szukaniu swego miejsca w świecie, o pomaganiu sobie nawzajem nawet gdy nie słychać prośby o pomoc, o miłości i przyjaźni. O wierze w siebie i wsparciu bliskich.
Jeśli ktoś nie zna całej serii, a chciałby poznać - to spokojnie może, tak jak ja, przeczytać teraz, jesienią, tom ostatni, a potem, przedświątecznie tom I, a tęskniąc za wiosna i latem sięgnąć po tomy II i III. By poznać całą historię Weroniki, Darka i ich bliskich i podziwiać cztery pory roku w Olszowym Jarze tak pięknie opisane przez autorkę.
#czytam co lubię
"Dedykuję wszystkim, którzy kochają jesień" - trudno o bardziej trafną dedykację w książce dla mnie ...
Bo pod każdym względem ta pora roku jest moją ulubioną i ukochaną - za ciepłe barwy, jakimi maluje przed zimą świat, za grzyby i owoce oraz ich zbieranie za temperaturę powietrza najczęściej taką w sam raz, a nie zabijającą żarem lub mrozem ... za wodę...
2023-09-09
Baśń, co dzieje się współcześnie, są m. in. telefony komórkowe i laptopy.
Ale jak w każdej baśni jest walka Dobra ze Złem, są magiczne istoty, jest współdziałanie tych, co mają wspólny cel.
Tu celem jest przetrwanie Kaszubów, ich języka i obyczajów - bo one będą dopóki będą ci co mówią "Jo jem Kaszeba".
Pięknie napisana piękna historia, w którą zasluchalam się jak małe dziecko 😁
Baśń, co dzieje się współcześnie, są m. in. telefony komórkowe i laptopy.
Ale jak w każdej baśni jest walka Dobra ze Złem, są magiczne istoty, jest współdziałanie tych, co mają wspólny cel.
Tu celem jest przetrwanie Kaszubów, ich języka i obyczajów - bo one będą dopóki będą ci co mówią "Jo jem Kaszeba".
Pięknie napisana piękna historia, w którą zasluchalam się jak małe...
2022-03-21
2023-01-02
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Drużyną do zadań specjalnych w momencie, gdy wrócili do Gryfa, karczmy Edmunda Kociołka, dla nich wszystkich będącej bezpiecznym domem.
Sam Kociołek ma zamiar wreszcie cieszyć się zwykłym, prostym życiem, być ojcem, mężem i przyjacielem, gotować, prowadzić karczmę i nawet - wreszcie! - wykopać staw rybny.
Ma też nadzieję, że nie ma takiej siły, która mogłaby mu to odebrać.
Ale! ... ale wie, że to tylko pobożne życzenie...
Przez pewien czas, ze sześć tygodni, udaje mu się żyć w ten sposób tak dobrze, że nawet doczekał się od żony i Grama wątpliwego komplementu, że dziadzieje ...
No i pewnej nocy do bramy Gryfa załomotały trolle - ledwie siedmiu, poranionych, poobijanych, proszących (!) o gościnę; ale na czele z Thulem - niedawnym przeciwnikiem Drużyny ...
Kociołek wbrew zasadzie obowiązującej karczmarzy, że nie wolno nie przyjąć podróżnego co puka do drzwi z prośbą o gościnę, nie chce ich wpuścić - przecież to trolle!; ale w końcu daje się przekonać i otwiera bramę.
Przy posiłku Thul i Olhar opowiadają całej Drużynie i Sarze (dzieci na szczęście spały) co ich wywiodło z Głodnej Puszczy i o potyczkach jakie stoczyli tuż przed dotarciem do Gryfa z grupą zbrojnych dowodzonych przez rycerza, w którym Urgo rozpoznał z opisu członka rodu Rosomaków, poddanych księcia Ruperta.
Cała Drużyna decyduje się dojść o co tu chodzi, czy faktycznie o przejęcie dusz trolli przez księcia Ruperta i jednocześnie dać trollom Thula więcej czasu na dotarcie w bezpieczne miejsce.
Wyruszają więc - i tym samym wkraczają w kolejny etap walki ze Złem, które usiłuje zapanować nad Doliną. Odbędzie się jeszcze jeden sprawdzian ich waleczności, inteligencji i przyjaźni.
CZYTAM CO LUBIĘ - czyli to, co mnie interesuje, bawi, daje do myślenia i ma ciekawą historię z, ewentualnie, dobrą zagadką. Nie zawsze to wszystko jest razem - a w tej serii tak!
Toteż kocham ją i za to, i za olbrzymi ładunek przyjaźni, rozsądku, pomysłowości i humoru. Jest pięknie napisana, jest o czym pomyśleć. Może się spodobać nawet tym, co za fantasy nie przepadają, bo przecież ta odrobina magii - naprawdę tylko odrobina! - w niczym nie przeszkadza ...
Dlatego bardzo chciałam i chcę, by Kociołek ze swoją kompanią działał dalej - tzn. by Marcin Mortka pisał, Piotr Sokołowski tworzył okładki, a wydawnictwo SQN wydawało kolejne tomy. I cieszę się bardzo, bardzo, bardzo z trzeciego już tom serii, bo cudny jest!
I oczywiście liczę na kolejne ...
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Drużyną do zadań specjalnych w momencie, gdy wrócili do Gryfa, karczmy Edmunda Kociołka, dla nich wszystkich będącej bezpiecznym domem.
Sam Kociołek ma zamiar wreszcie cieszyć się zwykłym, prostym życiem, być ojcem, mężem i przyjacielem, gotować, prowadzić karczmę i nawet - wreszcie! - wykopać staw rybny.
Ma też...
2023-08-07
Iwona Mejza zazwyczaj opisuje codzienne życie i sprawy dotyczące większości z nas. Robi to najprościej jak się da i delikatnie, bez "smrodku dydaktycznego" czy walenia kogokolwiek po głowie, jakby mimochodem, trafia słowem w samo sedno problematycznych sytuacji.
Ta książka ma formę pamiętnika, w którym Monika Olszewska, lat 35, opisuje co działo się w jej życiu od 1 kwietnia do 21 grudnia roku 2019.
Pisze o wydarzeniach, ale też o tym co czuła i myślała; zapisuje swoje refleksje i wnioski, wspomnienia i plany.
Dniem przełomowym dla niej stał się poniedziałek, 01.04.2019.
Zaczęło się od braku prądu w domu, a wieczorem najpierw dowiedziała się od sąsiada (!), że jej mąż się wyprowadził, a chwilę później odkryła, że dom został ogołocony nie tylko z rzeczy osobistych męża, ale i wspólnych, a wartościowych, i nawet z zawartości lodówki i zamrażarki.
Zaś brak prądu, jak wyjaśniono jej następnego dnia w zakładzie energetycznym, nie był awarią, ale odcięto go z powodu nieopłaconych rachunków ...
Że to wszystko nie jest primaaprilisowym żartem potwierdził otrzymany dopiero we wtorek o 23.30 (!) SMS od męża: "Cześć, tak wyszło, nie zdążyłem ci powiedzieć, że się wyprowadzam. Chcę rozwodu, papiery złożyłem. Dom sprzedamy.”
Po sześciu latach małżeństwa NIE ZDĄŻYŁ (!) powiedzieć ...
Zdenerwowana, rozżalona i wkurzona Monika w miarę szybko odzyskuje równowagę - "Nie ma co rozczulać się nad rozlanym mlekiem, na razie trzeba wziąć ścierę i wytrzeć do sucha, żeby się ktoś jeszcze nie pośliznął."
W tej biedzie może liczyć na tatę i brata, bo mama - no cóż, kocha córkę i dąży do jej szczęścia, ale zgodnie ze swoim wyobrażeniem, co Monika kwituje: "Kocham moją mamę bardzo, ale lubię coraz mniej."
I teściowa, już prawie była, zaproponowała jej pomoc i przyjaźń ...
Rozmyślając i analizując minione lata Monika zaczyna widzieć swoje błędy i powoli zmienia myślenie o sobie; zamierza być zależną tylko od siebie i wszystko zacząć od początku, jako że, odkąd pamięta, zawsze starała się zadowolić innych. Nie miała nawet marzeń, takich swoich. Jej spokojny, ugodowy charakter pomaga w nabraniu dystansu do sytuacji, dostrzeżeniu dobrych stron minionych wydarzeń i nie zapiekaniu się w złości i żalu.
Czytając tę książkę stwierdziłam, że dla wielu będzie to nieciekawa, może i nudna lektura - dla tych, którzy szukają w książkach tylko rozrywki, sposobu na miłe zabicie czasu.
Ale ci, co lubią porozmyślać o tym co zostało przeczytane i ci, co przeżywali podobne sytuacje powinni być zadowoleni. Mieć poczucie, że dobrze spędzili czas i zyskać świadomość, że nie jest się samym w danej sytuacji - a to przynosi ulgę. Nawet wtedy, jeśli w tej sytuacji są bohaterowie książki, a nie żywi ludzie - przecież żaden pisarz nie wymyślił niczego, co nie zdarzyło się lub nie zdarzy w realnym życiu i świecie.
Jest to książka tak pełna emocji, że nie sposób pozostać na nie obojętnym, ogarnąć po jednym przeczytaniu. Na pewno będę do niej wracać.
I na koniec uniwersalne przesłanie dla każdego:
"Ufaj tyle, ile trzeba. Żyj całą sobą, dla siebie i na własnych zasadach. Spełniaj własne marzenia, nie cudze, i pamiętaj, że życie ma niepowtarzalny smak. Ciesz się nim, dziel się radością i kochaj, bo jest tu i teraz, a nie potem i później."
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
Iwona Mejza zazwyczaj opisuje codzienne życie i sprawy dotyczące większości z nas. Robi to najprościej jak się da i delikatnie, bez "smrodku dydaktycznego" czy walenia kogokolwiek po głowie, jakby mimochodem, trafia słowem w samo sedno problematycznych sytuacji.
Ta książka ma formę pamiętnika, w którym Monika Olszewska, lat 35, opisuje co działo się w jej życiu od 1...
#czytamcolubię
Przez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko odrobina humoru nie są cechami charakterystycznymi jej twórczości, której większość stanowią komedie kryminalne. Ale ta książka, kryminał z zagadką "zamkniętego pokoju", udowadnia, że Starosta na poważnie też umie! I to jak!
Co zresztą wcale a wcale mnie nie dziwi ...
W agencji detektywistycznej Jonatana Harpera, zjawia się jego znajoma, Ruth Roseworth, dziennikarka.
Mimo suchej informacji sekretarki agencji iż pan Harper jest niedysponowany, ale wkrótce przybędzie drugi detektyw, dziewczyna uparcie domaga się rozmowy właśnie z "Jonnym" - i osiąga cel.
Wyjaśnia Harperowi, że chce, by zbadał sprawę niedawnej śmierci jej ojca - a konkretnie, by udowodnił, że NIKT z rodziny go nie zabił ...
Lord Thadeus Roseworth, zmarł 23 sierpnia 1959 roku, w dniu przyjęcia z okazji jego 70 urodzin. Ciało odkryto wieczorem, w gabinecie zamkniętym od środka na klucz. I w pierwszej chwili trudno było powiedzieć czy popełniono morderstwo czy to jednak samobójstwo ...
Z ramienia Scotland Yardu śledztwo prowadzi nadinspektor Harper, ojciec Jonatana, który uznaje, że oto ma "od dawna wyczekiwaną szansę udowodnienia ojcu, że detektyw nie musi nosić policyjnego munduru, żeby rozwiązywać zagmatwane sprawy kryminalne."
Prowadzone śledztwo wywołuje coraz więcej pytań odkrywając nieznane fakty i informacje z przeszłości Roseworthów, ale i Jonatana - często zaskakujących i czytelnika, i tych, których dotyczą; rośnie napięcie, sprawa się gmatwa, a atmosferę tajemnicy i niepokoju potęguje ogrom domu, pełnego pokoi, korytarzy, schodów i schowków.
Wszystko jest tak, jak powinno być w klasycznym kryminale, którego sednem jest zagadka, a nie przerażanie czytelnika. I który pięknym językiem opisuje interesującą historię z niezmiernie trudną zagadką.
Tak pisali Agatha Christie i jej współcześni, członkowie Klubu Detektywów, zrzeszającego autorów powieści kryminalnych, a później wzorowało się na nich wielu innych autorów, jak chociażby Joe Alex.
Gdyby ten Klub istniał do dziś, Małgorzata Starosta z pewnością zostałaby do niego przyjęta.
#czytamcolubię
więcej Pokaż mimo toPrzez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko...