Biblioteczka
2023-12
2023-12
Anna Dąbrowska jest autorką, którą znam już od lat - mam za sobą kilka jej książek, dlatego ucieszyłam się na wieść, że wyjdzie coś nowego spod jej pióra. Tym bardziej, że dostałam możliwość objęcia tej pozycji patronatem. Zabrałam się szybciutko za czytanie i.... przepadłam! Przepadłam w historii Tylera i Abigail. Czułam ból tej dwójki, czułam to wszystko z czym się zmagali. Trwałam przy nich w tych lepszych i gorszych chwilach i wraz z nimi uczyłam się... żyć. Bo tak bym określiła ten proces, który przeszli.
Tyler był niegdyś gwiazdą rocka, znał go cały świat. Do czasu wypadku, przez który jego dotychczasowe życie legło w gruzach. Obecnie tkwi w czterech ścianach swojego domu wraz ze swoim ochroniarzem, chcąc.... no właśnie.
Abigail zmaga się ze stratą, ma lęki związane z samochodem i dostaje ataku paniki na samą myśl o wejściu do auta.
Obydwoje mają swoje demony, bagaż doświadczeń i mimo, że te dwie sytuacje ciężko zestawić obok siebie, to jednak mają ze sobą wiele wspólnego. Zarówno Tyler, jak i Abigail mierzą się z trudnościami, choć obydwoje radzą sobie z tym na inne sposoby.
Przyznam szczerze, że ta książka była... trudna, w takim emocjonalnym sensie. Nie ma tutaj akcji pędzącej na łeb na szyję, jest za to do bólu prawdziwa historia dwojga ludzi, którzy coś stracili. Poza nimi jest także Yua, która odegrała naprawdę dużą rolę w fabule i mimo że momentami nie do końca byłam pewna, czy taka forma terapii mogłaby faktycznie być, to jednak była to cenna postać w tej historii. Była jak taki klej, który stara się posklejać życia obydwojga. Ale czy jej się to udało? Bardzo podobało mi się nawiązanie tytułu do fabuły - uwielbiam, gdy tytuł nie jest po prostu ładny, ale gdy ma jakieś konkretne znaczenie. I tutaj tak właśnie jest - "Złote blizny" znaczą coś więcej i symbolika tego tytułu jest, moim zdaniem, świetna.
Nie wiem, czy ta recenzja nie jest nieco chaotyczna, ale tak wiele chciałabym wam powiedzieć o tej książce, a jednocześnie chciałabym zdradzić jak najmniej. Nie był to zdecydowanie słodki romans, to jest po prostu historia o życiu. O życiu dwojga pokrzywdzonych przez los ludzi, którzy z początku niekoniecznie robią na sobie dobre wrażenie. Była to poniekąd trudna książka, ale ja jestem zachwycona. Naprawdę dobrze spędziłam przy niej czas i moja decyzja co do objęcia jej patronatem mogła być tylko jedna - oczywiście, że tak!
Anna Dąbrowska jest autorką, którą znam już od lat - mam za sobą kilka jej książek, dlatego ucieszyłam się na wieść, że wyjdzie coś nowego spod jej pióra. Tym bardziej, że dostałam możliwość objęcia tej pozycji patronatem. Zabrałam się szybciutko za czytanie i.... przepadłam! Przepadłam w historii Tylera i Abigail. Czułam ból tej dwójki, czułam to wszystko z czym się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12
W ostatnich latach na rynku wydawniczym zostało wydanych tyle książek o tematyce mafijnej, że możnaby pomyśleć, że ten temat już został wyczerpany i nic oryginalnego w tym zakresie się nie pojawi. A tu zonk! Wciąż da się napisać coś, czego jeszcze nie było. Co też udało się Annie Crevan i jej "Reporterce". Co jest w tym przypadku odkrywczego? A no to, że jest to historia o mafii... japońskiej. Dla mnie była to pierwsza książka, której akcja w ogóle rozgrywała się w Japonii.
Nie powiem jednak, że mnie ta historia wciągnęła od pierwszych stron, bo tak nie było, wręcz ciężko było mi się wczuć i hmm zaklimatyzować. Zgrzytał mi styl, był taki... dziwny, daleko mu było do tej lekkości, którą tak lubię, a jednocześnie nie był to taki specyficzny polski. @recenzjekoneko uświadomiła mi, że to mógł być celowy zabieg autorki, żeby przybliżyć japoński styl. Ja niestety nie mam porównania, więc się nie wypowiem w tym aspekcie.
Ale wiecie co? Mimo że ten styl mi zgrzytał, to jednocześnie pochłonęłam tę książkę w dwa dni. Z tą różnicą, że drugiego dnia przeczytałam 3/4 całości za jednym zamachem. Historia sama w sobie była naprawdę dobra, trzymała w napięciu i wierzcie lub nie, ale momentami to była ostra jazda bez trzymanki. Ile tu się działo! Nie nadążałam za tym! Za główną bohaterką też nie - czasem miałam ochotę ją złapać za rękę i usadzić na tyłku, żeby pozwoliła działać innym. Nie ale poważnie, w "Reporterce" zwrot akcji goni zwrot akcji, ciągle coś się dzieje, jest dynamika i naprawdę nie ma czasu na nudę. Czasem miałam wrażenie, że nawet aż zbyt dużo się dzieje. Samo zakończenie sprawia, że chciałabym dowiedzieć się, co będzie dalej, a jednocześnie się tego boję.
Wprawdzie przez to, że była to książka w japońskich klimatach, gdzie ja w ogóle nie mam styczności z tą kulturą, to momentami się gubiłam w tych imionach i nazewnictwie. Ale za to poznałam kilka ciekawostek na temat Japonii - autorka sprytnie je przemyca w fabule. Co ciekawe! Ta książka nie ma podziału na rozdziały.
W ogólnym rozrachunku była to całkiem dobra książka - nie wciągnęła mnie bez reszty, ale sprawiła, że dobrze spędziłam czas. Jeśli macie chęć na coś nowego wśród tematyki mafijnej, to koniecznie spróbujcie sięgnąć po "Reporterkę".
W ostatnich latach na rynku wydawniczym zostało wydanych tyle książek o tematyce mafijnej, że możnaby pomyśleć, że ten temat już został wyczerpany i nic oryginalnego w tym zakresie się nie pojawi. A tu zonk! Wciąż da się napisać coś, czego jeszcze nie było. Co też udało się Annie Crevan i jej "Reporterce". Co jest w tym przypadku odkrywczego? A no to, że jest to historia o...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11
Po Wiośnie, Lecie i Jesieni, nadeszła pora na czwartą i ostatnią część Sagi w Przytulnej. Ta seria ma w sobie coś na tyle przyciągającego, że nie mogłam odpuścić któregokolwiek z tomów. Kierowała mną chęć poznania dalszych losów rodziny Gawroszów. Rodziny, która skrywa wiele, wiele, naprawdę wiele tajemnic, która z pewnością nie ma lekko, ale której członkowie stoją za sobą murem. Mimo że mają i te lepsze i te gorsze momenty.
Postaram się nie mówić nic na temat fabuły, bo nie chciałabym niechcący wam czegoś zaspoilerować. W każdym razie - także w tej części wyjdą na jaw kolejne tajemnice i przyznam, że byłam zdumiona, że w jednej rodzinie może się tak wiele wydarzyć. Z jednej strony gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl, że to jest nierealne, ale z drugiej strony... mogłoby być. Czytając nasuwała mi się interpretacja, że rodzina Gawroszów i ich perypetie na przestrzeni tych czterech pór roku, to taka metafora każdej rodziny. Tak, jak oni nie byli idealni, tak żadna rodzina nie jest. Nie zawsze jest rajsko i sielsko, są wzloty i upadki, są też te gorsze, trudne chwile. Coś się posypie, coś się rozwiąże. Ciągle coś się dzieje, a życie płynie do przodu.
Mimo że liczyłam na ciut inne zakończenie, to jednak.. Podobało mi się. Saga w Przytulnej nie stanie się jedną z moich ulubionych serii, ale myślę, że będę historię tej rodziny miło wspominać. Jeśli macie chęć dowiedzieć się, o co chodzi, poznać słynnego Azję Gawrosza, ale też Ariela, Adelę i Amelię. Ich rodziców i dziadków. Poznać po prostu tę rodzinę - to śmiało rozważcie sięgnięcie po tę serię.
Dodam jeszcze, że czytałam kolejne części w odstępach - z każdą kolejną porą roku wychodziła kolejna część - i to było świetne doświadczenie!
Po Wiośnie, Lecie i Jesieni, nadeszła pora na czwartą i ostatnią część Sagi w Przytulnej. Ta seria ma w sobie coś na tyle przyciągającego, że nie mogłam odpuścić któregokolwiek z tomów. Kierowała mną chęć poznania dalszych losów rodziny Gawroszów. Rodziny, która skrywa wiele, wiele, naprawdę wiele tajemnic, która z pewnością nie ma lekko, ale której członkowie stoją za sobą...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11
"Wycena", czyli pierwsza część, skończyła się w takim momencie, że nie mogłam nie sięgnąć po kontynuację. Wreszcie się doczekałam i, co prawda zajęło mi to ciut dłużej niż zwykle, jestem już po lekturze i spieszę do was z recenzją.
Czemu zeszło mi dłużej? Głównym winowajcą jest fakt, że zaczęłam niedawno praktyki i obecnie żyję w lekkim niedoczasie. Sama książka była bardzo dobra, chociaż - drugą połowę przeczytałam zdecydowanie szybciej. Mniej więcej do połowy tej historii było okej, ale bez większego szału. Niby coś się działo, a jednak nie było tego efektu wow. Dopiero później, z czasem, zaczęło się rozkręcać, nastąpiły sytuacje, które sprawiały, że moja szczęka raz po raz lądowała z hukiem na podłodze. Jak już pozbierałam się z jednego zaskoczenia, trafiał się kolejny zwrot akcji. Na sam koniec miałam już kompletny mętlik w głowie i jedno wielkie "wtf". Muszę przyznać, że takiego obrotu spraw za nic w świecie bym nie przewidziała sięgając po tę część. Jestem pozytywnie zaskoczona, że autorce udało się do tego stopnia wprowadzić zamęt w fabule.
Wprawdzie wydawało mi się, że to będzie dylogia, a tu wychodzi na to, że jednak trylogia - no jak to tak z takim zakończeniem! Tu jest jeszcze tak wiele niewyjaśnionych spraw, że wprost potrzebuję trzeciej części. Na już, na wczoraj! Świetna mieszanka intryg, połświatka i romansu nie aż nazbyt oczywistego. Zdecydowanie książka 18+. Ja wyczekuję z niecierpliwością kontynuacji, a was tymczasem zachęcam do poznania historii Cassie i Gabriela - koniecznie od pierwszej części, są one ze sobą ściśle powiązane.
"Wycena", czyli pierwsza część, skończyła się w takim momencie, że nie mogłam nie sięgnąć po kontynuację. Wreszcie się doczekałam i, co prawda zajęło mi to ciut dłużej niż zwykle, jestem już po lekturze i spieszę do was z recenzją.
Czemu zeszło mi dłużej? Głównym winowajcą jest fakt, że zaczęłam niedawno praktyki i obecnie żyję w lekkim niedoczasie. Sama książka była bardzo...
2023-11
Kiedyś młodzieżówki czytałam na porządku dziennym, teraz już dużo rzadziej sięgam po ten gatunek - ale nadal mi się zdarza. Najbardziej lubię moment, gdy w moje ręce trafi taka książka młodzieżowa, która niesie za sobą coś głębszego, jakieś przesłanie. Taka, która w nastoletnim wieku dałaby mi do myślenia, ale i podniosła na duchu. Może już nastu lat nie mam, ale tego typu historie wciąż do mnie trafiają i cieszy mnie, że one powstają.
Tym słowem wstępu chciałam opowiedzieć wam o "Wszystko między nami", czyli właśnie młodzieżówce, którą ostatnio miałam okazję przeczytać.
Maria, do której wszyscy zwracają się Ri, jest nastolatką, która... szuka własnej tożsamości, zastanawia się kim jest. Dziewczyna, mimo że ma latynoskie korzenie, nie wie zbyt wiele o kulturze kraju, z którego wywodzi się jej rodzina i nie zna hiszpańskiego. Jej babcia - rodowita meksykanka, nie chce słyszeć nic na temat tego kraju i wszystkiego, co z nim związane. Mimo, że obydwie mieszkają w latynoskiej dzielnicy.
Czytając, odczuwałam żal Ri, to, jak bardzo zależało jej, by poznać swoje korzenie, ale również by odkryć dlaczego jej mama odeszła. Czułam złość na zachowanie jej babci, nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo odpycha wnuczkę od chęci poznania samej siebie. Miały one ze sobą trudną relację, która przez to się jeszcze bardziej pogorszyła. Jednak prędzej czy później zrozumiałam pobudki babci.
Bardzo mi się podobało to, że występuje tutaj sporo hiszpańskiego - uwielbiam ten język, swego czasu nawet się go uczyłam. Większość dialogów rozumiałam bez patrzenia w przypisy i strasznie mnie to cieszyło.
Jednak miało to swoje ciemne strony w fabule - autorka ukazała w niej także dyskryminację i rasizm, z którymi zmagają się latynosi w USA. Czytanie o tym było najzwyczajniej w świecie przykre, bo takie sytuacje wciąż mają miejsce. A nie powinny!
"Wszystko między nami" to bardzo życiowa i mądra młodzieżówka. Jej akcja rozgrywa się w dużej mierze w szkole, przedstawia licealne życie - miłości, przyjaźnie, drugie szanse, stresy związane z nauką. To wszystko przeplecione z trudniejszymi tematami, o których wspomniałam wyżej. Jednocześnie... ta książka jest taka lekka, przyjemna do czytania. Bardzo mi się spodobała i sądzę, że naprawdę warto ją przeczytać.
Kiedyś młodzieżówki czytałam na porządku dziennym, teraz już dużo rzadziej sięgam po ten gatunek - ale nadal mi się zdarza. Najbardziej lubię moment, gdy w moje ręce trafi taka książka młodzieżowa, która niesie za sobą coś głębszego, jakieś przesłanie. Taka, która w nastoletnim wieku dałaby mi do myślenia, ale i podniosła na duchu. Może już nastu lat nie mam, ale tego typu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10
Nie wiem jak Wy, ale ja już rozpoczęłam sezon na świąteczne historie. W tym roku pierwszą taką książką były "#Instaświęta" Nataszy Sochy. Po samym tytule domyśliłam się, że będzie tutaj poruszony wątek idealizowania świątecznego czasu w internecie, co niekoniecznie będzie miało odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Julka jest młodą dziewczyną, która wpadła na pomysł otwarcia własnego biznesu - z tym, że w nieco niszowej dziedzinie. Chociaż może to nie jest tak rzadkie? Przyznam szczerze, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie niektórzy nie korzystają z takich usług. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że tak!
Ale wracając - Julka zajmuje się bożonarodzeniowym przystrajaniem domów, nie tylko samej choinki, ale też świąteczny wystrój, ozdoby, dekoracje. Jej klientami są osoby bogate, mające wielu fanów w social mediach.
Dziewczyna dostaje zlecenie od kilku kobiet, których pozornie nic nie łączy. Ale czy na pewno? Każda z nich w internecie przedstawia swoje idealne życie, pozostaje jednak pytanie, czy te ich życia faktycznie są takie nieskazitelne? Czy nie mają swoich problemów?
"#Instaświęta" to nie jest kolejny świąteczny romans. Ba! Tu praktycznie w ogóle nie ma miłosnego wątku. To po prostu obyczajowa historia o losach kilku kobiet (i ich rodzin), które postanowiły skorzystać z usług Julki. A Julka decydując się na te zlecenia nie ma pojęcia, jak dużą rolę odegra w życiach swoich klientek. Julka i.... jej dziadek.
Wprawdzie nie powiem, że ta historia wciągnęła mnie bez reszty, a czytając ją zapomniałam o całym świecie, ale.... Ale jednak dobrze spędziłam przy niej czas i cieszę się, że po nią sięgnęłam. Że mogłam spędzić trochę czasu z Julką i jej przekochanym dziadkiem.
Nie wiem jak Wy, ale ja już rozpoczęłam sezon na świąteczne historie. W tym roku pierwszą taką książką były "#Instaświęta" Nataszy Sochy. Po samym tytule domyśliłam się, że będzie tutaj poruszony wątek idealizowania świątecznego czasu w internecie, co niekoniecznie będzie miało odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Julka jest młodą dziewczyną, która wpadła na pomysł otwarcia...
2023-10
Dotychczas, gdy widywałam Jojo Moyes w zapowiedziach, niespecjalnie przywiązywałam wagę do jej książek. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Kiedyś czytałam od niej "Zanim się pojawiłeś" i "Kiedy odszedłeś" i obydwie historie mi się podobały, więc tym bardziej nie znam odpowiedzi na to pytanie. Niemniej jednak - teraz się skusiłam i wiecie co? To była genialna decyzja!
"Kiedy weszłam w twoje życie" miało w sobie to coś, co sprawiło, że już od pierwszych stron wciągnęłam się w tę historię. Zaczęłam ją z zamiarem przeczytania kilku stron, tak na "smaczek", rozeznanie, a odłożyłam dopiero po stu. Kolejnego dnia przeczytałam następne sto, nie więcej, nie mniej - żeby nie skończyć zbyt szybko, a jednocześnie by poczuć tę historię. Trzeciego dnia planowałam znów tyle stron przeczytać - nie udało się. Przeczytałam pozostałe 300 za jednym zamachem. I nie żałuję! No, może tego, że tak szybko skończyłam.
Jojo Moyes stworzyła opowieść o... kobietach! Taką stosunkowo prostą, której bohaterki nie są nikim nadzwyczajnym, są one, możnaby rzec, odzwierciedleniem "zwyczajnych" ludzi, których można spotkać na co dzień. Jedna miała wszystko, a z dnia na dzień została z niczym. Druga przeżywa kryzys, a jej mąż zmaga się z depresją, ma najlepszą przyjaciółkę, która choruje... Trzeciej się nie przelewa, ma wspaniałą córkę i dobre serce.
A łączy je jedno - buty. A konkretniej mówiąc, piekielnie drogie Loubotiny. Te właśnie buty są sprawcą całego zamieszania i kurcze, to było świetne!
Nisha i Sam to kobiety, które są swoimi zupełnym przeciwieństwami. I przyznam szczerze, że na początku żadnej z nich nie polubiłam jakoś specjalnie mocno. Pierwsza mnie irytowała tym, jak traktowała innych, a druga tym, że nie potrafiła się postawić.
Obydwie jednak zmagają się z trudnościami i co ważne, Jojo naprawdę pozwala nam poznać każdą z nich. Zarówno Nishę i Sam, jak i ich przyjaciółki, które również odegrały istotne role w fabule.
"Kiedy weszłam w twoje życie" może na pierwszy rzut oka nieco przerazić ilością stron, ale wierzcie mi - tego nie czuć. Przez tę książkę się wprost płynie i nie zauważa się upływu stron. Ja jestem zachwycona - Jojo poruszyła w tej historii wiele ważnych, życiowych tematów i zrobiła to w bardzo umiejętny sposób. A jako element łączący, zarówno samą fabułę, jak i te kilka kobiet, wykorzystała coś, co wiele z nas bardzo lubi - buty. Zaczynając, nie sądziłam, że zostanie to poprowadzone tak, a nie inaczej, ale jest to jak najbardziej pozytywne zaskoczenie.
Cóż mogę więcej powiedzieć - zaufajcie mi i śmiało sięgnijcie po tę książkę. Mnie się ona bardzo podobała i aż nabrałam chęci do nadrobienia którychś z poprzednich pozycji tej autorki.
Dotychczas, gdy widywałam Jojo Moyes w zapowiedziach, niespecjalnie przywiązywałam wagę do jej książek. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Kiedyś czytałam od niej "Zanim się pojawiłeś" i "Kiedy odszedłeś" i obydwie historie mi się podobały, więc tym bardziej nie znam odpowiedzi na to pytanie. Niemniej jednak - teraz się skusiłam i wiecie co? To była genialna decyzja!
"Kiedy weszłam...
2023-10
Nie byłam w stu procentach przekonana, czy lata osiemdziesiąte w Ameryce będą czymś dla mnie, ale coś w tej książce krzyczało, żebym dała jej szansę. Tak też zrobiłam. I wiecie co? To była BARDZO dobra decyzja.
Adam mieszka na farmie w małym miasteczku wraz ze swoimi adopcyjnymi rodzicami. Których nie sposób nazwać idealnymi - bardzo daleko im do tego miana. Chłopak oprócz - wiadomo - nauki, musi też doglądać zwierząt i wypasać owce. Wszystko się zmienia, gdy jego ojciec umiera, a Adam odkrywa zatajoną przed nim informację na temat swojej siostry. Biologicznej siostry, z którą przez adopcję został rozdzielony.
Bardzo szybko polubiłam tego chłopaka, sporo w życiu przeszedł. Wraz z nim odczuwałam żal i złość po odkryciu zatajonych informacji, a później czekałam z niecierpliwością na odpowiedź. Kibicowałam mu, gdy składał podanie na studia i trzymałam kciuki, gdy spędzał pierwsze dni na kampusie. Cieszyło mnie, że zawierał przyjaźnie i zaczynał się odnajdywać w towarzystwie innych.
Wprawdzie nie od razu wciągnęłam się w te historię, z początku czasem przeszkadzały mi rozległe opisy, które nie wnosiły nic konkretnego do fabuły, ale później się to uczucie zatraciło. Pochłonęła mnie historia Adama i jego przyjaciół, śledziłam ich uczelniane przygody i wciągałam się coraz bardziej. Klimat lat 80. momentami mocno rzucał się w oczy - jak np. wypożyczalnia kaset, styl ubierania się itd, a czasem zapominałam że to nie współczesność.
Adam ruszył śladami siostry, chcąc ją odnaleźć, a po drodze odnalazł coś, czego nie planował szukać. Odnalazł siebie, przyjaźnie, zrozumienie i... miłość. Pojawia się tutaj wątek lgbt, który został przedstawiony bardzo sympatycznie. Subtelne znaki powodowały, że domyślałam się co się może święcić jeszcze zanim zorientowali się oni obydwaj. Wiecie co jest najlepszą rekomendacją tej książki? To, że przeczytałam ją w jeden dzień. Zaczęłam rano, czytałam cały dzień (z przerwami) i skończyłam wieczorem. Końcówkę to już w ogóle doczytałam na jednym tchu. Zostawiła mnie z takim niedosytem, że teraz z niecierpliwością będę czekać na kontynuację.
Nie byłam w stu procentach przekonana, czy lata osiemdziesiąte w Ameryce będą czymś dla mnie, ale coś w tej książce krzyczało, żebym dała jej szansę. Tak też zrobiłam. I wiecie co? To była BARDZO dobra decyzja.
Adam mieszka na farmie w małym miasteczku wraz ze swoimi adopcyjnymi rodzicami. Których nie sposób nazwać idealnymi - bardzo daleko im do tego miana. Chłopak oprócz...
2023-09
"Poznałem cię w piekle" jest powiązane z książkami "W ciemnościach" i "W ciemnościach 2" - ale o ile tamte dwie są o Oliwii i Maksie, o tyle w tej przedstawiona jest historia Anastazji i Sebastiana znanego jako "Igła".
Domyślam się, że nie każdemu przypadnie ta książka do gustu, bo mamy tutaj klimaty mafijne. Ja ostatnimi czasy nie stronię już aż tak od takich i lubię czasem tego typu książki przeczytać, a że "Poznałem cię w piekle" jest autorstwa Ady Tulińskiej to wiedziałam, że się nie zawiodę. I przeczucie mnie nie zwiodło!
Zaczęłam czytać i baaardzo szybko wciągnęłam się w ten świat. Wprawdzie momentami było nieco brutalnie i czasem zastanawiałam się czy decyzje podjęte przez bohaterów są słuszne zważywszy na niektóre okoliczności ale... im dalej w las tym bardziej te wybory rozumiałam. Po czym zdarzyło się coś, co totalnie zawahało tą pewnością i nie wiedziałam już nic.
Sama relacja Anastazji i Sebastiana rozwija się dość... ciekawie. Z pewnością nie ma mowy tutaj o błyskawicznej miłości, nawet niekoniecznie o przyjaźni. Jego pobudki bywają specyficzne, a ona.... poniekąd stara się po prostu przetrwać. Szczerze mówiąc długo nie wiedziałam, co się z tej relacji "zrodzi". Z pewnością nie jest to typowy romans, że on poznaje ją, staje się potulny jak baranek i nagle wielkie "i żyli długo i szczęśliwie", a mafia staje się krainą mlekiem i miodem płynącą. Oj nie. Ze sporym zaciekawieniem śledziłam dalszy rozwój wydarzeń i wciąż zastanawiałam się, co też autorka wymyśliła. Bywało groźnie, niebezpiecznie, bywało niepewnie, ale bywało też... uroczo (scena z mydełkami - kocham!).
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest książka, która każdemu przypadnie do gustu, ale ja jestem zachwycona i strasznie ciekawa, co będzie dalej. Bo co jak co, ale takiej końcówki się nie spodziewałam! Totalnie, nie sądziłam, że w taki sposób się to może zakończyć. No halo, szczena na podłodze. Takiego finiszu książki mafijnej jeszcze chyba nie było. Dlatego samo rozumiecie, potrzebuję kontynuacji na wczoraj!! Tak więc, jeśli lubicie takie klimaty lub uwielbiacie pióro Ady Tulińskiej, to koniecznie dajcie szansę "Poznałem cię w piekle". A jeśli obydwa na raz to już totalny must have. Mnie ta książka podwójnie cieszy, bo objęłam ją swoim patronatem, a że jest to historia jednej z moich ulubionych autorek to wiecie... <3
"Poznałem cię w piekle" jest powiązane z książkami "W ciemnościach" i "W ciemnościach 2" - ale o ile tamte dwie są o Oliwii i Maksie, o tyle w tej przedstawiona jest historia Anastazji i Sebastiana znanego jako "Igła".
Domyślam się, że nie każdemu przypadnie ta książka do gustu, bo mamy tutaj klimaty mafijne. Ja ostatnimi czasy nie stronię już aż tak od takich i lubię...
2023-10
Po wiośnie i lecie nadeszła kolej na jesień, a konkretnie - "Jesień w Przytulnej". Pamiętając, jak zakończyła się druga część, wyczekiwałam trzeciej, bo byłam ciekawa, co narozrabiała Alicja Gawrosz, czyli mama Ariela, Azji, Adeli i Amelii. Rozwiązanie tej "zagadki", mnie zaskoczyło - nie przewidziałam tego. Z drugiej strony odnosiłam wrażenie, że reakcja rodziny była nieco przerysowana. Rozumiałam ich niezadowolenie - chyba nikt nie byłby uszczesliwiony tym, że ktoś w rodzinie ukrywa przed pozostałymi coś istotnego. Jednocześnie czułam, że troszkę niesprawiedliwie podeszli do sprawy.
Co prawda, w tym cyklu dzieje się SPORO. Naprawdę sporo i aż dziw, że ta rodzina to unosi. Pokazuje to obraz rodziny - tego, że występują różne problemy, niesnaski. Nie zawsze wszyscy są zgodni i nie każdy reaguje tak samo na różne rewelacje. Każdy ma swoje problemy i niekoniecznie chce o nich mówić innym. Co mi się podobało w tej książce to to, że niektóre sprawy rozwiązywali poprzez rozmowy między sobą. Chociaż - nie wszystko, bo w jednej sytuacji aż prosiło się zawiadomić policję zamiast robić samosądy.
Ogólnie książkę czytało mi się stosunkowo szybko, nie męczyłam się przy niej. Ale momentami miałam zgrzyty ze stylem pisania autorki, nie do końca mi on odpowiadał. No i wyłapałam kilka nieścisłości w fabule - chociażby fakt, że jedno z nich w listopadzie miało już prawie że zaliczoną sesję. W listopadzie. Miesiąc po rozpoczęciu roku akademickiego.
Ogólnie rzecz biorąc nie uważam, że jest to coś wybitnego, po co obowiązkowo trzeba sięgnąć. Ale jeśli macie chęć na przyjemną, niewymagającą obyczajówki (choć z elementami 18+) to to może być dobry wybór.
Po wiośnie i lecie nadeszła kolej na jesień, a konkretnie - "Jesień w Przytulnej". Pamiętając, jak zakończyła się druga część, wyczekiwałam trzeciej, bo byłam ciekawa, co narozrabiała Alicja Gawrosz, czyli mama Ariela, Azji, Adeli i Amelii. Rozwiązanie tej "zagadki", mnie zaskoczyło - nie przewidziałam tego. Z drugiej strony odnosiłam wrażenie, że reakcja rodziny była nieco...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09
Czytałam już kilka książek Victorii Black, a jedną z nich mam nawet pod swoim patronatem ("Pragnienia serc" 🩷). Lubię się z piórem tej autorki, więc gdy zauważyłam zapowiedź "Walki zmysłów" już w ciemno wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
Ta historia porusza wątek nielegalnych walk, a Maddox jest jednym z ich zawodników. Leona także jest powiązana z walkami - jest łowczynią talentów. W chwili pierwszego spotkania ta dwójka jest przekonana, że więcej się nie zobaczą. Dość szybko okazuje się jednak, że byli w błędzie...
Zarówno Leona, jak i Maddox wiele w życiu przeszli, mają spory bagaż emocjonalny i trudne przeżycia za sobą. Obydwoje nie bez powodu trafili do tego półświatka i zarazem pod skrzydła Jacoba. Jake swoją drogą również był istotną postacią w fabule, ale spokojnie! Nie ma tutaj mowy o żadnym trójkącie miłosnym - od razu uspokajam.
Polubiłam całą tę trójkę, nie mieli w życiu łatwo, ale nie poddają się i żyją dalej. Leona przez swoje doświadczenia ma problemy z otwarciem się przed drugim człowiekiem, ale także z zaufaniem. Boi się nawiązywania głębszych relacji. Polubiłam tę dziewczynę - mimo trudności wiedziała czego chce i twardo stąpała po ziemi. Nie dawała sobą pomiatać.
W miarę czytania domyślałam się co może się stać, ale i tak, gdy to nadeszło byłam zaskoczona. Spodziewałam się ciut innego obrotu spraw. Wprowadziło to pewien zamęt do fabuły i zastanawiałam się jak się to zakończy. Wprawdzie myślałam, że będzie ciut bardziej niebezpiecznie, ale w ogólnym rozrachunku - było dobrze.
Samą książkę czytało mi się naprawdę szybko - jak już na początku wspomniałam autorka ma bardzo przyjemny styl pisania, więc też sprawnie wciągnęłam się w tę historię. Ten fakt, ale też ciekawi bohaterowie i sama akcja sprawiły, że świetnie bawiłam się czytając te książkę i bardzo się cieszę, że po nią sięgnęłam. A jeśli lubicie takie klimaty to polecam i Wam.
Czytałam już kilka książek Victorii Black, a jedną z nich mam nawet pod swoim patronatem ("Pragnienia serc" 🩷). Lubię się z piórem tej autorki, więc gdy zauważyłam zapowiedź "Walki zmysłów" już w ciemno wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
Ta historia porusza wątek nielegalnych walk, a Maddox jest jednym z ich zawodników. Leona także jest powiązana z walkami - jest łowczynią...
2023-09
"The hating game" to wznowienie wcześniejszych "Wrednych igraszek". Na podstawie tej historii powstał także film, dla mnie jednak była to pierwsza styczność z Joshem i Lucy. Tak, wersji filmowej też nie miałam okazji poznać - ale chciałabym to nadrobić.
Joshua i Lucy codziennie przychodzą do pracy, by przez kilka godzin pracować w jednym pomieszczeniu z kimś, kogo nienawidzą. Czyli ze sobą. A w kwestii tej niechęci - całe biuro wie (i widzi), że ta dwójka nie pała do siebie specjalną sympatią. Ich potyczki i dogryzki są niemalże kultowe - uwielbiałam te momenty.
Ale mimo wszystko wiadomym jest, że między nienawiścią, a miłością jest bardzo cienka granica. Bo i druga kwestia - skąd ta niechęć w ogóle wynika i czy ona istnieje tak naprawdę, czy może sami próbują ją sobie wmówić? Dobre pytanie.
Co jednak jest pewne to to, że świetnie się bawiłam czytając tę książkę i obserwując relację tej dwójki. Wprawdzie początek był nieco przegadany, a w środku też zdarzyły się ciut bardziej nużące momenty, ale jednak wciągnęłam się w tę historię.
W dodatku sam fakt, że występują tutaj dwa motywy, które bardzo lubię - hate/love oraz romans biurowy. A w szczególności uwielbiam ten pierwszy. No i humor! Nie trafiam zbyt często na książki, które potrafią mnie rozbawić, ale w tym przypadku kilkukrotnie się zdarzyło, że śmiałam się pod nosem, czy wręcz parskałam śmiechem. To wszystko sprawiało, że naprawdę dobrze czytało mi się tę historię i, kurcze, koniecznie muszę nadrobić filmową jej wersję.
"The hating game" to wznowienie wcześniejszych "Wrednych igraszek". Na podstawie tej historii powstał także film, dla mnie jednak była to pierwsza styczność z Joshem i Lucy. Tak, wersji filmowej też nie miałam okazji poznać - ale chciałabym to nadrobić.
Joshua i Lucy codziennie przychodzą do pracy, by przez kilka godzin pracować w jednym pomieszczeniu z kimś, kogo...
2023-09
Książka, dzięki której zapragnęłam odwiedzić Kanadę...!
To taki trochę zapomniany kraj, czyż nie? Stany Zjednoczone, tuż obok, są krajem bardzo popularnym w świecie, natomiast o Kanadzie zbyt wiele się nie mówi. A już na pewno nie czytałam wcześniej książki, której akcja byłaby umiejscowiona w tym kraju. I przyznam szczerze, że pokochałam ten kanadyjski klimat! Jak nie pałam wielką miłością do jesieni, tak tutaj z chęcią przeżywałam ją wraz z Leną, jednocześnie zwiedzając Kanadę.
To było coś, co niezmiernie mi się podobało i dodawało uroku tej lekturze.
Lena i Jonathan - ona ucieka przed trudną sytuacją, czy słusznie czy nie, nie mi oceniać, z kolei on jest rozpoznawalnym kanadyjskim dziennikarzem, będącym w trakcie pisania książki. Ich relacja zdecydowanie nie należy do tych gwałtownie rozwijających się. Bardziej nazwałabym ją czymś w rodzaju slow burn - ich znajomość i przyjaźń rozwija się bardzo powoli. Ogólnie cała książka jest w takim spokojnym, jesiennym klimacie - akcja nie pędzi na łeb na szyję, a jest taka powiedziałabym, że stonowana.
Początek tej historii bardzo szybko mnie zachwycił, wciągnęłam się i myślałam, że tak już pozostanie. Po jakimś czasie mój zapadł opadł - był moment, kiedy w fabułę nie działo się nic specjalnie zaskakującego. Po czasie takiego spokoju znów zaczęło robić się ciekawiej. W ogólnym rozrachunku jestem usatysfakcjonowana. I, kurcze, autorka tą książką sprawiła, że wrzuciłam Kanadę na listę moich wymarzonych destynacji podróżniczych. Czułam się, jakbym zwiedzała ją wraz z Leną i bardzo mi się ten urywek spodobał. Nawet dowiedziałam się kilku ciekawostek o tym kraju - chociażby o PATH - o których nie miałam pojęcia. Fakt faktem, moim zdaniem jest to bardziej obyczajówka niż romans. Jeśli lubicie takie klimaty i/lub jeśli uwielbiacie jesienną aurę, zwiedzanie nowych miejsc, spokojne budowanie relacji dwójki osób i kulisy pracy dziennikarza to śmiało polecam. No i ten jesienny klimat!
Książka, dzięki której zapragnęłam odwiedzić Kanadę...!
To taki trochę zapomniany kraj, czyż nie? Stany Zjednoczone, tuż obok, są krajem bardzo popularnym w świecie, natomiast o Kanadzie zbyt wiele się nie mówi. A już na pewno nie czytałam wcześniej książki, której akcja byłaby umiejscowiona w tym kraju. I przyznam szczerze, że pokochałam ten kanadyjski klimat! Jak nie...
2023-08
Akurat na sam koniec wakacji sięgnęłam po jeszcze jedną wakacyjną książkę. I wiecie co? To była dobra decyzja! Raz jeszcze przeżyłam swoje letnie przygody i jednocześnie poczułam żal, że lato powoli zbliża się ku końcowi.
Na początku toczą się równocześnie dwie historie - Nadii w Polsce i Ricarda w Portugalii. Poznajemy ją i jej otoczenie, jej trudności w szkole, z rówieśnikami, jej trudną sytuację w domu. A także jego, który prowadzi zupełnie odmienny styl życia, a jednocześnie również zmaga się z własnymi problemami.
Obydwoje uciekli się do dwóch zgoła odmiennych sposobów radzenia sobie z trudnościami i tak naprawdę żaden nie był właściwy. Ale jednocześnie dzięki temu autorka pokazała nam, jak trudno czasem jest nastolatkom, a gdy już wpadną w tarapaty, ciężko jest im samodzielnie się z nich wyciągnąć. Że nie jest niczym złym przyjąć pomoc.
Później te dwie historie się zazębiają i tutaj miałam lekki zgrzyt do zachowania chłopaka. Poboczne postacie się zachwycały iskrami między tą dwójką, a ja widziałam po prostu chamskie podejście z jego strony. Aż nagle zadziało się TO i szczerze mówiąc nawet nie wiem kiedy ta niechęć zmieniła się w miłość. Zbyt nagle się to wydarzyło.
Niemniej jednak "Paradise" nie jest tylko historią Nadii i Ricka, należy ona także do Miguela, Ami, a nawet do Beatrycze. Każde z nich ma swoją własną, niemniej ważną niż pozostałe. Niby są "tylko" postaciami pobocznymi, a jednak też się z nimi związałam. Choć momentami lekko przytłaczała mnie ilość tych dramatów i trudności.
"Paradise" z pozoru zapowiada się na lekką, wakacyjną historię i o ile wakacyjny klimat jest jak najbardziej obecny, o tyle lekką bym jej nie nazwała. I nie mam tutaj na myśli lekkości czytania, bo akurat czyta się bardzo szybko. To tak naprawdę historia o życiu i o tym, że nie zawsze jest w nim łatwo. Myślę że jeśli macie chęć, to śmiało spróbujcie sięgnąć.
Akurat na sam koniec wakacji sięgnęłam po jeszcze jedną wakacyjną książkę. I wiecie co? To była dobra decyzja! Raz jeszcze przeżyłam swoje letnie przygody i jednocześnie poczułam żal, że lato powoli zbliża się ku końcowi.
Na początku toczą się równocześnie dwie historie - Nadii w Polsce i Ricarda w Portugalii. Poznajemy ją i jej otoczenie, jej trudności w szkole, z...
2023-08
Z Klaudią Bianek miałam styczność tylko w przypadku jej debiutanckiej książki, która bardzo mi się podobała. Mimo wszystko nie trafiła mi się okazja, by sięgnąć po inne jej pozycje. Aż do teraz, kiedy dostrzegłam zapowiedź "Pokochaj mnie jeszcze raz" - spojrzałam na okładkę, przeczytałam opis i zapragnęłam sięgnąć po ten tytuł .
Historia miłosna, która rozpoczęła się ślubem, a później rozwodem? Tego chyba jeszcze nie było. Ania i Tomek są byłymi małżonkami, a teraz los sprawił, że ich drogi znów się zetknęły. Los, a może to babcia Ani, która nawet z zaświatów poprowadziła swój jakże sprytny plan.
Mamy tutaj narrację mieszaną, z perspektywy zarówno Ani, jak i Tomka, ale przyznam szczerze, że bardziej podobały mi się rozdziały opowiedziane z jego perspektywy, jakby on grał główne skrzypce w tej historii. Bardzo szybko zapałałam do niego sympatią. Ania z kolei może budzić mieszane uczucia, ale osobiście... im bardziej ją poznawałam, tym bardziej ją lubiłam. I rozumiałam jej pobudki, jej zagubienie.
Dotychczas nie darzyłam jakimś szczególnym uczuciem motywu drugiej szansy, ale po przeczytaniu "Pokochaj mnie jeszcze raz"... polubiłam go! I chciałabym więcej czegoś w takim klimacie! To było coś niesamowitego móc śledzić, jak bohaterowie odnajdują w sobie ponownie tę miłość do siebie, wiedząc, że ona gdzieś tam wciąż się tli. Kiedy mieli już wspólne wspomnienia, przeżycia i tworzyli kolejne.
Wydawać by się mogło, że będzie to bardzo spokojna, melancholijna opowieść, ale nic bardziej mylnego! Klaudia Bianek zadbała o to, by nie było zbyt monotonnie, zbyt przewidywalnie, dodała do historii także nutę akcji. Ale też wyważonej pikanterii.
Cóż mogę więcej rzec - bardzo mi się podobała ta książka, zagłębiłam się w pełni w historię tej dwójki i z zaciekawieniem śledziłam bieg wydarzeń. Świetnie się bawiłam czytając ją i myślę, że jest to jedna z książek, po którą można sięgnąć w te długie, letnie dni. Ja zdecydowanie polecam!
Z Klaudią Bianek miałam styczność tylko w przypadku jej debiutanckiej książki, która bardzo mi się podobała. Mimo wszystko nie trafiła mi się okazja, by sięgnąć po inne jej pozycje. Aż do teraz, kiedy dostrzegłam zapowiedź "Pokochaj mnie jeszcze raz" - spojrzałam na okładkę, przeczytałam opis i zapragnęłam sięgnąć po ten tytuł .
Historia miłosna, która rozpoczęła się...
2023-07
Jak tak sobie pomyślę, to w sumie ostatnimi czasy dużo rzadziej sięgam po książki, romanse, których akcja dzieje się w szkole średniej. I celowo nie użyłam określenia "młodzieżówka", gdyż jakoś nie pasuje mi ta historia do tego określenia. Mimo że bohaterami są licealiści. Wprawdzie sięgajac po tę historię nie spodziewałam się takich młodych postaci - to wydawnictwo z reguły wydaje książki o nieco starszych, ale nie przeszkadzało mi to.
Gdy zaczynałam czytać, nie miałam tak naprawdę żadnych konkretnych oczekiwań. I muszę przyznać, że pozytywnie się zaskoczyłam. Dość szybko wciągnęłam się w tę historię, autorka też ma przyjemny styl pisania, co ułatwiało mi czytanie, a bohaterowie byli bardzo różnorodni, przez co nie było nudy. Wprawdzie nie wszystkich polubiłam od razu, ale za to do Avery szybko zapałałam sympatią. Braxton w sumie też nawet sprawnie mnie do siebie przekonał.
Relacja tej dwójki rozwija się w dość niecodzienny sposób i bardzo mnie ciekawiło jak to się potoczy, a ponadto cieszy mnie, że opierała się na szczerości - nieco się obawiałam, czy autorka nie ukryje ważnej informacji przed jednym z nich.
"Miłość i zemsta" porusza między innymi bardzo istotny temat i jego konsekwencje - hejt, dokuczanie wśród rówieśników. Pokazuje, jak te nieprzyjemności mogą wpłynąć na osobę, której to dotyczy.
Pojawił się także zwrot akcji, którego po części się spodziewałam, ale nie przewidziałam że wydarzy się to w ten, a nie inny sposób.
Ogólnie rzecz biorąc, naprawdę miło spędziłam czas przy tej książce, pozytywnie mnie zaskoczyła, choć nie wiem czy zapisze się w mojej pamięci na długo. Niemniej jednak, możecie mieć ten tytuł na uwadze i rozważyć sięgnięcie po niego.
Jak tak sobie pomyślę, to w sumie ostatnimi czasy dużo rzadziej sięgam po książki, romanse, których akcja dzieje się w szkole średniej. I celowo nie użyłam określenia "młodzieżówka", gdyż jakoś nie pasuje mi ta historia do tego określenia. Mimo że bohaterami są licealiści. Wprawdzie sięgajac po tę historię nie spodziewałam się takich młodych postaci - to wydawnictwo z...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08
"Kiedy znów cię zobaczę" to kolejna książka polskiej autorki, po którą sięgnęłam w ostatnim czasie. Nie da się ukryć, że w dużej mierze skłoniła mnie do tego okładka - zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, taka letnia, wakacyjna. Byłam więc ciekawa, co kryje środek, czy treść także jest godna uwagi?
Początek był bardzo obiecujący, podobało mi się umiejscowienie akcji w słonecznej Chorwacji, czyli w kraju, do którego bardzo chciałabym prędzej czy później pojechać. Lubię takie miejsca odkrywać w książkach wraz z bohaterami powieści, więc cieszy mnie, że miałam tutaj taką okazję.
Do wspomnianej Chorwacji wyjeżdża na urlop Pola wraz z przyjaciółką i, ku jej zdziwieniu, spotyka tam Kubę, czyli kogoś, kogo kompletnie by się nie spodziewała zobaczyć.
Jedną z postaci w tej książce jest także Łucja, córka Poli - i tutaj przyznam szczerze, że ubolewam nad tym, że jej wątek nie został bardziej rozwinięty. Że nie odnosiłam wrażenia, jakby była ważną częścią fabuły. Po prostu... Była.
Zresztą, niestety nie mogę przyznać, jakoby wciągnęła mnie ta książka bez reszty. Zabrakło mi tutaj takiej lekkości, płynięcia przez fabułę, trudno mi się było w nią wczuć. Pojawiało się zbyt dużo opisów, a zbyt mało dialogów, co powodowało, że czasem wręcz pomijałam część opisów. Dało to też wrażenie, jakbym czytała szczegółowy pamiętnik z wyszczegółowionymi elementami dnia, jakby ktoś chciał na szybko opowiedzieć jak najwięcej, co czasem wywoływało efekt lekkiego chaosu.
Niemniej jednak, historia Poli i Kuby sama w sobie była naprawdę przyjemna. Tych dwoje coś kiedyś łączyło, a po latach spotykają się ponownie i okazuje się, że mimo wszystko to uczucie nadal gdzieś się tli. Czy dadzą sobie drugą szansę?
W ogólnym rozrachunku nie jestem pewna jaki jest mój ostateczny werdykt. Nie była to zła książka, ale jednocześnie zabrakło mi tej lekkości w czytaniu, nad czym momentami ubolewałam. Myślę że sami powinniście zdecydować, czy macie chęć spróbować sięgnąć po tę historię.
"Kiedy znów cię zobaczę" to kolejna książka polskiej autorki, po którą sięgnęłam w ostatnim czasie. Nie da się ukryć, że w dużej mierze skłoniła mnie do tego okładka - zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, taka letnia, wakacyjna. Byłam więc ciekawa, co kryje środek, czy treść także jest godna uwagi?
Początek był bardzo obiecujący, podobało mi się umiejscowienie...
2023-07
"Ta druga Bella" to pierwsza fantastyczna odsłona Whitney G. Wprawdzie po cichu liczyłam, że będzie to jedna z tych bardziej rozbudowanych książek, ale okazało się, że to jeden z "cieniasków".
Coś, co stosunkowo szybko rzuciło mi się w oczy, to aż nazbyt oczywiste nawiązania nie tylko do Pięknej i Bestii, ale także i do kilku innych baśni. Nie było to denerwujące, ale sprawiało wrażenie, jakby był to retelling zlepku różnych znanych baśni, zaczerpnięte elementy połączone w jedną całość.
Momentami nieco raziły mnie spolszczone imiona bohaterów, czy chociażby Książę Czaruś - jakoś nie pasowało mi to nazewnictwo do fantastyki.
Akcja tej książki rozwijała się bardzo szybko, co było do przewidzenia patrząc na jej ilość stron. Nie było więc momentów nudy, bo cały czas coś się działo. W ostatecznym rozrachunku, mimo że wolałabym pozostać w tym świecie nieco dłużej i móc go nieco lepiej poznać, to jednocześnie nie odczuwałam zbyt wielkiego rozczarowania taką, a nie większą ilością stron i co za tym idzie - fabuły. Mimo wszystko jednak miałam nadzieję, że będzie to nieco poważniejszy retelling, czasem odnosiłam wrażenie, jakoby zostało to delikatnie spłycone.
Czy to znaczy, że "Ta druga Bella" mnie zawiodła? Nie, tego bym nie powiedziała. Może nie była idealna i nie pieję z zachwytów, ale jednocześnie wciągnęła mnie i przyjemnie spędziłam przy niej czas. Sięgnęłam po nią z nastawieniem na lekką, niezobowiązującą lekturę i taką też otrzymałam - czyli spełniła swój "cel", który jej powierzyłam. Dlatego jeśli macie ochotę na coś tego typu, na coś niewymagającego, idealnego na jeden raz - to śmiało sięgnijcie. Ale jeśli oczekujecie pełnoprawnej fantastyki, z rozbudowanym światem i pogłębioną fabułą to możecie się ciut rozczarować.
"Ta druga Bella" to pierwsza fantastyczna odsłona Whitney G. Wprawdzie po cichu liczyłam, że będzie to jedna z tych bardziej rozbudowanych książek, ale okazało się, że to jeden z "cieniasków".
Coś, co stosunkowo szybko rzuciło mi się w oczy, to aż nazbyt oczywiste nawiązania nie tylko do Pięknej i Bestii, ale także i do kilku innych baśni. Nie było to denerwujące, ale...
2023-07
Po "Wycenę" sięgnęłam z zamiarem przeczytania kilku stron, tak na start, żeby zobaczyć co i jak. Zaczęłam, przeczytałam pierwsze kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt stron i... nie umiałam się oderwać.
K. N. Haner stworzyła historię, która momentami wydawała mi się nieco specyficzna, może nawet dziwna, a jednocześnie wciągnęła mnie bez reszty. Cassie wraz z bratem wychowała się w pieczy zastępczej, a ludzie, którzy ich wychowali, nie byli dla nich zbyt łaskawi, co wpłynęło na tą dwójkę i pozostawiło swoje rany. Teraz są dorośli, prowadzą wspólnie klub i starają się dobrze żyć.
Na ich drodze staje mężczyzna, który nieco komplikuje życie rodzeństwa. Jego zamiary nie są jasne, a Cassie niekoniecznie chce mu się podporządkować.
Wprawdzie myślę, że relacje pomiędzy Cassie, a Gabrielem rozwijała się momentami nieco zbyt szybko, zważywszy na towarzyszące jej okoliczności - niespecjalnie była to zdrowa znajomość. Niemniej jednak, przymknęłam na to oko i z ciekawością śledziłam dalszy rozwój wydarzeń. Bo nie da się zaprzeczyć, że dzieje się tutaj sporo, a autorka wie, kiedy i w jaki sposób zaskoczyć czytelnika. Pojawiły się tutaj zwroty akcji, których kompletnie się nie spodziewałam, jak i te ciut bardziej oczywiste. Natomiast samo zakończenie było z gatunku tych najmniej lubianych - ciąg dalszy nastąpi. No kurcze! Czekam z niecierpliwością na ten ciąg dalszy!! Muszę wiedzieć co się dalej wydarzy, no muszę!
W ogólnym rozrachunku, czy polecam? Tak, jak najbardziej! Ja tę książkę pochłonęłam niemalże w jeden dzień - zostawiłam ostatnie sto stron na kolejny dzień, tak w ramach wisienki na torcie. Podobała mi się i chcę więcej, czekam z niecierpliwością na kontynuację. Więc tak, śmiało polecam sięgnąć po "Wycenę".
Po "Wycenę" sięgnęłam z zamiarem przeczytania kilku stron, tak na start, żeby zobaczyć co i jak. Zaczęłam, przeczytałam pierwsze kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt stron i... nie umiałam się oderwać.
K. N. Haner stworzyła historię, która momentami wydawała mi się nieco specyficzna, może nawet dziwna, a jednocześnie wciągnęła mnie bez reszty. Cassie wraz z bratem wychowała...
Obracam w palcach nóżkę kieliszka wypełnionego winem. W głowie huczy mi od nadmiaru myśli i wypitego alkoholu. Odrywam wzrok od kontuaru baru, przy którym siedzę i zerkam za siebie, na salę. Kręci się dziś tutaj sporo ludzi, jednak moją uwagę przykuwa grupka młodych chłopaków przy jednym ze stolików. Nie mam pojęcia o czym rozmawiają, ale widzę, że żywo dyskutują. Uśmiecham się lekko, choć czuję ukłucie żalu. Wtem jeden z nich unosi głowę i nasze spojrzenia się spotykają. Odwracam się i upijam łyk wina po czym widzę, że ten sam chłopak zbliża się do miejsca, w którym siedzę. Odnoszę wrażenie, że jest zestresowany i tym bardziej jestem ciekawa, czego może ode mnie chcieć.
-
Cóż to była za noc! Ona i on, dwoje nieznajomych, dwa wymyślone imiona, Poznań i kilka nocnych godzin. Wprawdzie był moment, kiedy myślałam, że cała akcja będzie rozgrywać się w tę jedną noc, ale nie. Te kilka godzin dobiega końca, a Natalia i Mateusz rozstają się obiecując sobie, co zrobią, jeśli jakimś przypadkiem ich drogi znów kiedyś się zetną.
Mijają miesiące, aż w końcu się spotykają. Ich życie i wzajemny stosunek do siebie może nie wyglądają jak wtedy, ale jednak pamiętają o sobie. I o obietnicy. Choć niespecjalnie wygląda to tak, jak mogłoby wyglądać.
Relacja Natalii i Mateusza to zdecydowanie nie jest typowa relacja, która występuje zazwyczaj w romansach. Chemia między nimi i to wzajemne przyciąganie jest jak najbardziej wyczuwalne, a jednak jest... Inaczej. Mogłabym nawet rzec, że na swój sposób kontrowersyjnie - a przynajmniej można to tak odebrać.
Zdjęcie profilowe readforrhys
/ciąg dalszy/
Historia tej dwójki wciągnęła, ba pochłonęła (!) mnie od pierwszych stron. Ta książka towarzyszyła mi w trakcie lotu do Londynu - zaczęłam czytać tuż po starcie i... odpłynęłam w lekturę. Odłożyłam czytnik dopiero, gdy samolot zaczął zniżać się do lądowania - mając przeczytane 80% książki. Moje myśli krążyły wokół tej fabuły do tego stopnia, że doczytałam ją do końca będąc na urlopie. A jak może zauważyliście - ja na urlopach raczej nie czytam.
"Zanim odejdziesz" to wbrew pozorom nie taka łatwa książka, momentami jest nieco trudna, ale jednocześnie taka życiowa. Mogą znaleźć się osoby, którym nie spodoba się pewien jej wątek, przyznam że sama nie zawsze się zgadzałam z poczynaniami Natalii, ale potem sobie uświadomiłam, że przecież... do tanga trzeba dwojga. Życie tych dwojga diametralnie się różniło - wiek, wykonywany zawód, status społeczny. A jednak los ich połączył. I ja byłam ciekawa, jak ich historia będzie się toczyć dalej, co ich czeka, czy będzie happy end?
"Zanim odejdziesz" to naprawdę dobra książka o życiu, która wciąga od pierwszych stron. Mnie ona zachwyciła i jeśli lubicie takie obyczajowo-romantyczne klimaty to zdecydowanie polecam!
Obracam w palcach nóżkę kieliszka wypełnionego winem. W głowie huczy mi od nadmiaru myśli i wypitego alkoholu. Odrywam wzrok od kontuaru baru, przy którym siedzę i zerkam za siebie, na salę. Kręci się dziś tutaj sporo ludzi, jednak moją uwagę przykuwa grupka młodych chłopaków przy jednym ze stolików. Nie mam pojęcia o czym rozmawiają, ale widzę, że żywo dyskutują. Uśmiecham...
więcej Pokaż mimo to