-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2018-01-13
2018-02-25
2018-03-04
2017-07-04
Mam ochotę uściskać Amy Harmon. Mocno. W tej chwili. I jej podziękować. Może złamała mi serce, dawała nadzieję w jednej chwili i odbierała ją w następnej, ale ostatecznie siedzę teraz z uśmiechem na twarzy.
Bałam się tej książki od początku. Za każdym razem, kiedy czytałam opis na okładce, odkładałam ją z powrotem. Dlatego, że uwielbiam szczęśliwe zakończenia. A słowa „Ta historia nie kończy się happy endem” zmieniły tę powieść w tykającą bombę, nie wspominając o prologu. Stałam się niespokojna i czujna. Czułam, jakbym odliczała sekundy do wybuchu z każdą stroną. To wszystko uczyniło tę książkę tak intensywną, że w pewnym momencie można pogubić się we własnych uczuciach. Chaos rozgrywający się na końcu to coś niemożliwego do opisania. Jesteśmy w piekle, następnie w niebie - dosłownie i przenośnie.
Szczerze, to nie spodziewałam się po tej historii takiej intrygi. Myślałam, że ten cały wątek kryminalny ma za zadanie tylko ubarwić fabułę, a okazał się kluczowy. Brawa dla autorki za umiejętne odwrócenie uwagi. Cenię pisarzy, którzy swoją twórczością potrafią mnie zaskoczyć. I to pozytywnie.
Historia przedstawiona w „Prawie Mojżesza” jest niezwykła. Piękna, wzruszająca, pełna bólu i cierpienia, ale jednocześnie niesamowitego ciepła. To mieszanka, która może przyprawić o zawrót głowy i serca, i poniekąd tak się dzieje. Elementy nadprzyrodzone idealnie ją uzupełniają, potęgując niewymiarowość powieści. Wątek miłosny opisany w tej książce jest jednym z piękniejszych, jakie znam. Więź między prostą, dobrą dziewczyną a „popękanym” chłopakiem, od narodzin napiętnowanym przez społeczeństwo, to uczucie wymagające trudu i dojrzałości. Uczucie, które dopiero po latach ma szansę zaowocować i zapuścić korzenie. A to wszystko za sprawą śmierci, w czym jest pewna ironia. Miłość, która odrodziła się na bólu straty, żalu i dzięki dziecięcej opatrzności.
Amy Harmon ujęła mnie swoją twórczością już przy „Making Faces”, a teraz skradła mi serce historią Mojżesza i Georgii. Oficjalnie trafia na listę moich ulubionych autorów. Bardzo polecam tę powieść wszystkim poszukiwaczom nietuzinkowych emocjonalnych roller coasterów.
Mam ochotę uściskać Amy Harmon. Mocno. W tej chwili. I jej podziękować. Może złamała mi serce, dawała nadzieję w jednej chwili i odbierała ją w następnej, ale ostatecznie siedzę teraz z uśmiechem na twarzy.
Bałam się tej książki od początku. Za każdym razem, kiedy czytałam opis na okładce, odkładałam ją z powrotem. Dlatego, że uwielbiam szczęśliwe zakończenia. A słowa „Ta...
2018-04-24
2016-12-26
Czytałam „Too late” w kawałkach, bo już od dłuższego czasu bardzo chciałam przeczytać tę powieść, i gdy tylko znalazłam amatorskie tłumaczenie, nie mogłam się powstrzymać. Większość była już przetłumaczona i przeczytałam ją w jeden wieczór. Chyba nigdy tak dobrze się nie bawiłam przy czytaniu. A samo oczekiwanie na ciąg dalszy sprawiało tylko, że lektura była jeszcze słodsza.
Powieść jest zupełnie inna niż poprzednie książki Colleen Hoover, co pisarka sama otwarcie przyznaje. Wulgarna, może trochę nieprzyzwoita (z naciskiem na MOŻE ;D) i cholernie zakręcona, ale jednocześnie wzruszająca i piękna historia miłosna. Najlepsze dla niej określenie to MOCNA. Jak przejażdżka na roller coasterze bez trzymanki i to do góry nogami. Ale nie chodzi tu tylko o wątek miłosny ze smutną otoczką. W „Too late” jest o wiele więcej. Jest w niej tyle emocji, tyle rzeczy do odczuwania. Sama już często nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy raczej płakać, czy krzyczeć, czy może wszystko naraz.
Bohaterowie „Too late” są genialni. Najlepszy jest Asa. Mimo że po zakończeniu stracił całe moje współczucie, nie mogę zaprzeczyć, że jego złożona postać jest imponująca. Całe jego zachowanie i najgorsze-najlepsze chore myśli to jak wycieczka do psychiatryka. Jeśli ktoś kiedyś chciał wniknąć do umysłu skrzywdzonego w dzieciństwie dziecka, który wyrósł na nieprzeciętnie inteligentnego (oczywiście w zły sposób) mężczyznę, to CH mu to umożliwiła. Uwielbiam pokręcone charaktery (tylko dlatego sięgnęłam po „Greya” – naprawdę!) i stworzenie TAKIEGO bohatera do TAKIEJ historii sprawiło, że nabrałam do autorki jeszcze większego podziwu i szacunku. Na pewno utwierdziło mnie w przekonaniu, że CH jest niezrównana pod każdym względem w tym, co robi.
Zakończenie, tak długo wyczekiwane, zostawiło we mnie jakąś dziwną pustkę. Po tak emocjonalnej końcówce czuję się dosłownie wyprana z emocji. Mimo że wszystko ostatecznie kończy się dobrze, to cały ten ostatni fragment ze Sloan i Asą był po prostu okropny. Rozumiem, dlaczego główna bohaterka się na to zgodziła, ale tego już dla mnie za wiele. Chyba wolałabym, żeby CH skończyła wcześniej i nic już nie dopisywała, choć do tej pory wszystkie zakończenia jej historii były prawie że idealne. I, jak rozumiem, Sloan nic nie powiedziała Luke’owi, czego też nie mogę ścierpieć. Może lepiej, żeby się nie dowiedział, ale to, że nosi taki ciężar na sercu (a może tylko na ciele, jak sama to ujęła), po tym jak była prawie szczęśliwa... Po prostu w jakiś sposób mnie to boli - w taki, że nie potrafiłam do końca cieszyć się ostatecznym szczęściem jej i Luke’a. Jak dla mnie zostało one skażone przez Asę i ten drań (to zdecydowanie za słabe określenie) na pewno się z tego cieszy.
CH zawsze zostawiała jasne sytuacje bez tragicznych dodatków. I chyba to jest jedna z tych różnic pomiędzy „Too late” a innymi jej powieściami. Przyzwyczaiłam się do jej miłości do cudownych happy end’ów, którą podzielam.
Ze zniecierpliwieniem będę czekała na oficjalne tłumaczenie nie tylko „Too late”, ale także innych spodziewanych premier, takich jak „It Ends With Us” czy „Confess”. Już się nie mogę doczekać, aż się pojawią.
A tymczasem bardzo, baardzo polecam „Too late”. ;))
+ Jeden cytat tak bardzo się mnie trzyma, tak głęboko wrył mi się w pamięć, że przy każdym innym romansie, który czytam mimowolnie wypływa na powierzchnię.
„Miłości się nie szuka. Miłość odnajdzie Cię w tragediach.”
I to takie cholernie prawdziwe.
Czytałam „Too late” w kawałkach, bo już od dłuższego czasu bardzo chciałam przeczytać tę powieść, i gdy tylko znalazłam amatorskie tłumaczenie, nie mogłam się powstrzymać. Większość była już przetłumaczona i przeczytałam ją w jeden wieczór. Chyba nigdy tak dobrze się nie bawiłam przy czytaniu. A samo oczekiwanie na ciąg dalszy sprawiało tylko, że lektura była jeszcze...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-27
2017-10-13
2017-09-10
2017-09-03
2016-07-26
2017-06-30
2017-06-09
Ta książka jest cudna. Dawno nie czytałam tak znakomitej młodzieżówki. Pochłonęłam ją dosłownie w jeden wieczór, bo nie mogłam się oderwać od czytania. Wszystko w tej powieści jest urzekające: bohaterowie, relacje między nimi, humor i emocje, które wylewają się ze stron. I subtelna prawda, którą każdy sam wyczyta; której nie trzeba wplatać w monologi, podając na tacy.
„Dzikie serca” Suzanne Young to historia o nastolatkach uczęszczających do szkoły dla trudnej młodzieży. Główną bohaterką jest Savannah, dziewczyna „mająca” problemy z agresją. To właśnie ona czyni powieść tak rewelacyjną. Jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji tej postaci. Savannah jest niesamowicie prawdziwa. Niczego nie udaje, potrafi walczyć o swoje i ma niezwykłą dumę, która sprawia, że nie znosi być na łasce innych, nawet jeśli ludzie chcą jej tylko pomóc. Jest skryta, ale potrafi się otworzyć i nie robi z własnej osoby jakiejś wielkiej tajemnicy. Dziewczyna opiekuje się młodszym, niepełnosprawnym intelektualnie bratem, którego kocha nad życie. Ich relacja to kolejna zaleta tej książki. Aż mi się przypomniało, dlaczego zawsze chciałam mieć młodsze rodzeństwo. Coś pięknego.
Następnym dużym plusem jest oczywiście bohater męski, Cameron. Co tu dużo mówić, ten chłopak to ideał, ale na szczęście nie w przerysowany sposób. On po prostu został dobrze wychowany i ma złote serce. To nie ten typ ideału, w którego istnienie się nie wierzy, ale taki, o którym się marzy. Chce się go mieć przy sobie tu, teraz, zaraz. A razem z Savannah tworzą taki wspaniały wątek miłosny, jakich mało. Cameron potrafi burzyć ludzkie mury, trzeba mu to przyznać.
SY pisze świetnym stylem i lekkim młodzieżowym językiem, adekwatnym do gatunku. Może to bardziej sprawa tłumaczenia, ale podobało mi się występowanie słów, których się normalnie nie używa, takich jak „jebitny” czy „znajomki”. Wzbogacały treść i czyniły książkę zabawniejszą. Skoro mowa o humorze – był właśnie taki, jak lubię. Nieprzesadzony, oryginalny i w odpowiedniej dawce.
„Dzikie serca” to powieść utrzymana w słodko-gorzkim tonie. Obserwujemy, jak świat wali się głównej bohaterce na głowę, jednocześnie kibicując jej związkowi z Cameronem i rozczulając się nad relacją siostry i młodszego brata. Łzy mieszają się ze śmiechem, kiedy tragedia goni tragedię i wydaje się, że świat się kończy. Ale potem wstaje nowy dzień i jakimś cudem jest lepiej. Samo życie.
Bardzo, bardzo polecam. ;)
Ta książka jest cudna. Dawno nie czytałam tak znakomitej młodzieżówki. Pochłonęłam ją dosłownie w jeden wieczór, bo nie mogłam się oderwać od czytania. Wszystko w tej powieści jest urzekające: bohaterowie, relacje między nimi, humor i emocje, które wylewają się ze stron. I subtelna prawda, którą każdy sam wyczyta; której nie trzeba wplatać w monologi, podając na tacy....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-20
Kolejna dyszka. Nie mogę ocenić tej książki inaczej. Dla mnie „All in” jest perfekcyjnie obmyśloną i napisaną historią, tak samo jak pierwsza część. Podobnie jak w „Sercu ze szkła” od początku wiadomo, jak książka się skończy (ale czy nie w większości romansów można domyślić się zakończenia?), ale to nie umniejsza magii i radości odkrywania każdej kolejnej strony. I podobnie jak w pierwszym tomie czytelnik ma do czynienia z miłością dojrzałą, a może raczej z miłością, do której trzeba dojrzeć.
Emma Scott zmajstrowała kolejnego świetnego bohatera; myślę nawet, że najlepszego ze wszystkich z serii „Full tilt”. Enigmatyczny, zdystansowany Theo okazał się tak dobrą postacią – dosłownie „dobrą”, życzliwą, mającą tyle do zaoferowania: siłę, pomocną dłoń, wsparcie dla każdego, poświęcenie za każdego, tyle miłości bezpiecznie ukrytej głęboko w sercu... Cudowny młody mężczyzna, niewątpliwie. I choć z pozoru może trochę trącić ideałem, to autorka zrobiła wszystko by jak najbardziej urealistycznić tę postać, siejąc w chłopaku niepewność i wątpliwości na każdym kroku obranej przez niego ścieżki.
Jedną z piękniejszych rzeczy w całej dylogii jest niesamowita więź między braćmi, Jonahem a Theo, która nie słabnie pomimo czasu, pomimo śmierci jednego z nich. Połączenie pozwalające kochać im tę samą dziewczynę i być przez nią kochanymi.
Emma Scott stworzyła jedną z najpiękniejszych historii miłosnych, o jakich czytałam i słyszałam; idealnie wyważoną emocjonalnie; bogatą w złote myśli i przesłania; poruszającą do głębi, a jednocześnie nie prowadzącą do załamania nerwowego czy zmieniającą czytelnika w szlochającą kupkę nieszczęścia. Autorka swoimi słowami delikatnie trąca najczulsze struny serca, dociera do jego najgłębszych zakamarków i pozostawia po sobie wieczny ślad. Tak jak dobry pisarz powinien.
„Deep in my heart, the answering echo, rising to the surface after being denied so long. Pushed down and ignored out of my own guilt. Dismissed out of worry what others would think. Buried because of my own fear of putting my heart in another’s hands, stepping back up to the table and going all in one more time, risking everything.
What if I lose?
I looked at the man next to me and knew that no matter what happened, I’d already won.”
Kolejna dyszka. Nie mogę ocenić tej książki inaczej. Dla mnie „All in” jest perfekcyjnie obmyśloną i napisaną historią, tak samo jak pierwsza część. Podobnie jak w „Sercu ze szkła” od początku wiadomo, jak książka się skończy (ale czy nie w większości romansów można domyślić się zakończenia?), ale to nie umniejsza magii i radości odkrywania każdej kolejnej strony. I...
więcej Pokaż mimo to