-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
Biblioteczka
2020-04-21
2020-04-14
Uwielbiam klimat książek Simona Scarrowa. Co jakiś czas sięgam po kolejny tom z przygodami Macro i Katona i muszę stwierdzić, że z każdym razem jest to miłe przeżycie.
Wyobraźcie sobie dwójkę ludzi, na pierwszy rzut oka zupełnie różnych, którzy mają jedną wspólną cechę - wpadają w kłopoty znacznie częściej niż to wypada porządnemu rzymskiemu legioniście. Co więcej, z tarapatów tych wychodzą zawsze obronną ręką (poobijani, może z kilkoma nowymi bliznami - ale żywi, a to zawsze plus jak się wpada w sam środek afery między Aulusem Plaucjuszem a Karatakusem). Przez kolejne tomy obserwowałam, jak ta dwójka radzila sobie z kolejnymi problemami, a początkowa wzajemna niechęć ustąpiła miejca braterskim relacjom.
To już czwarta część cyklu i muszę przyznać, iż świat rzymskich legionów wciąga mnie coraz bardziej. Simon Scarrow potrafi sprawić, że człowiek czuje na własnej skórze nieprzyjazny klimat Brytanii, potrafi docenić piękno tamtejszego krajobrazu i skrzywić się za każdym razem kiedy bohaterom przyjdzie popijać tamtejsze "sikacze".
Polecam wszystkim tym, którzy chcą znaleźć się chociaż na chwilę w zupełnie innym świecie jak również tym, którzy potrzebują dobrej dawki historii w trochę innej formie, niż ta znana z podręczników do historii.
Uwielbiam klimat książek Simona Scarrowa. Co jakiś czas sięgam po kolejny tom z przygodami Macro i Katona i muszę stwierdzić, że z każdym razem jest to miłe przeżycie.
Wyobraźcie sobie dwójkę ludzi, na pierwszy rzut oka zupełnie różnych, którzy mają jedną wspólną cechę - wpadają w kłopoty znacznie częściej niż to wypada porządnemu rzymskiemu legioniście. Co więcej, z...
2020-04-08
2020-04-05
Z twórczością Pana Grzędowicza po raz pierwszy spotkałam się całkiem niedawno, czytając „Księgę jesiennych demonów”. Miękki kocyk, duży kubek kawy i „Księga” to był idealny wybór na długie jesienne wieczory. Nic więc dziwnego, że zabrałam się w końcu za „Pana Lodowego Ogrodu”.
Muszę przyznać, że i tym razem się nie zawiodłam. Pan Grzędowicz w świetny sposób łączy dark fantasy z science fiction, nie dając przy tym czytelnikowi szans, żeby ten się znudził. Właściwie, dzięki kunsztowi pisarskiemu Autora podróż po Midgaardzie była fantastycznym przeżyciem. Bardzo podobał mi się dwoisty sposób prowadzenia narracji, która nagle z pierwszoosobowej przechodziła do trzecioosobowej.
Pierwszy tom to właściwie dwie odrębne historie, obie wciągnęły mnie bez reszty. I co się naprawdę rzadko zdarza podczas czytania książek, niektóre momenty obu historii sprawiły, że miałam łzy w oczach.
Co do głównych bohaterów, kwestia jest trochę bardziej skomplikowana. Poznając lepiej Vuko stwierdziłam, że właściwie mógłby być Wiedźminem. Po tym, jak pomyślałam, że jeszcze tylko Płotki brakuje – na środku lasu (trochę znikąd, choć wszyscy wiemy jak było) pojawiło się bardzo niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku, aby ulżyć głównemu bohaterowi w pieszej wędrówce.. Czegoż chcieć więcej? Kawał bohatera, z dość specyficznym poczuciem humoru, i Cyfralem – którego zazdrościłam bardzo. Czegoś mi w Vuko jednak brakowało. Jakiejś historii, bardziej zarysowanej przeszłości. No ale przede mną kolejne tomy, więc moje nadzieje są wielkie.
Z drugiej historii – dla odmiany - bił spokój i harmonia, które były świetnym przełamaniem tego wariactwa, które rozpętało się wokół Vuko. Co do głównego bohatera – tutaj do zarysu postaci nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Wspomnienia dzieciństwa, wczesnej młodości, które pozwalają czytelnikowi na zrozumienie motywów z jakimi bohater działa. I bystretki, które skradły moje serce.
Polecam bardzo. Mam nadzieję, że kolejne tomy będzie czytało mi się tak samo dobrze jak ten. Właściwie wszystkim wielbicielom fantasy – tylko lojalnie uprzedzam, że sceny walki mogą trwać około pięciu stron i zwykle są bardzo obrazowe – także jeśli to Was nie zniechęci, to książka dla Was idealna.
Z twórczością Pana Grzędowicza po raz pierwszy spotkałam się całkiem niedawno, czytając „Księgę jesiennych demonów”. Miękki kocyk, duży kubek kawy i „Księga” to był idealny wybór na długie jesienne wieczory. Nic więc dziwnego, że zabrałam się w końcu za „Pana Lodowego Ogrodu”.
więcej Pokaż mimo toMuszę przyznać, że i tym razem się nie zawiodłam. Pan Grzędowicz w świetny sposób łączy dark...