-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2015-12-27
2015-12-17
Rozważna czy romantyczna? trafiła w moje ręce dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka, które pozwoliło mi wybrać książkę, którą chciałabym zrecenzować. Przeglądając ofertę Wydawnictwa, od razu rzucił mi się w oczy tytuł nowej powieści Anny Karpińskiej – autorki, o której słyszałam dużo dobrego, chociaż nie miałam jeszcze okazji poznać osobiście jej twórczości. Nawiązanie do mojej ulubionej Jane Austen, w połączeniu z piękną okładką sprawiło, że książka wydawała się strzałem w dziesiątkę.
Rozważna czy romantyczna? opowiada historię Natalii, którą poznajemy tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Kobieta właśnie szykuje się do spotkania z ukochanym, które być może odmieni jej przyszłość. Jednocześnie z niepokojem oczekuje na odwiedziny byłego męża, który po kilku miesiącach postanowił spotkać się z synkiem i wręczyć mu świąteczny prezent. Kiedy na zjeździe z obwodnicy w okolicy domu kobiety dochodzi do śmiertelnego wypadku, w którym ginie kierowca srebrnego, sportowego wozu, Natalia już wie, że jeden z mężczyzn jej życia właśnie odszedł. Pytanie tylko który…
Co ciekawe, odpowiedzi na powyższe pytanie nie poznajemy w następnym rozdziale, autorka przenosi nas bowiem dwa lata wstecz, gdzie razem z Natalią przeżywamy wszystko to, co doprowadziło ją do tego przedświątecznego wieczoru. Możecie mi wierzyć, że jest to podróż niezwykle ciekawa i wciągająca, która sprawia, że od książki dosłownie nie można się oderwać. Nie pamiętam już, kiedy jakaś historia porwała mnie tak bardzo jak Rozważna czy romantyczna. Co istotne, ani na chwilę nie odpuszczało mnie również pytanie, który z mężczyzn umiera…
Książka zachwyciła mnie, oczarowała i sprawiła, że oderwałam się całkowicie od własnej przedświątecznej krzątaniny. Nie jest to opowieść banalna i szablonowa, a bardzo dobra literatura kobieca. Taka, którą pokochają wszystkie pokolenia kobiet w rodzinie i którą z chęcią pożyczy od Was najlepsza przyjaciółka. Cieszę się, że to dopiero moja pierwsza książka autorstwa Anny Karpińskiej, i czeka mnie jeszcze wiele godzin spędzonych z jej twórczością.
Dodatkowo spotkała mnie przyjemna niespodzianka, bo kiedy popędziłam sprawdzić, co jeszcze wydała autorka i jak szybko mogę to mieć na swojej półce, okazało się, że czeka na mnie Chorwacka przystań, którą pojawia się w Rozważnej czy romantycznej?. Natalia odkrywa bowiem w rzeczach swojej zmarłej matki powieść, która sprawia, że jej życie całkowicie się zmienia. Anna Karpińska wydała tę książkę już kilka lat temu i posłużyła się nią tworząc fabułę kolejnej. Tak oto już jutro w moje ręce trafi nie tylko kolejna książka autorki, ale także, po raz pierwszy w historii mojego czytelnictwa, książka bohaterki literackiej. Nie muszę chyba dodawać, że weekend będzie wyjątkowo zaczytany?;)
Rozważna czy romantyczna? trafiła w moje ręce dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka, które pozwoliło mi wybrać książkę, którą chciałabym zrecenzować. Przeglądając ofertę Wydawnictwa, od razu rzucił mi się w oczy tytuł nowej powieści Anny Karpińskiej – autorki, o której słyszałam dużo dobrego, chociaż nie miałam jeszcze okazji poznać osobiście jej twórczości....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kim jest morderca? Zwyrodnialcem, pozbawionym empatii i jakichkolwiek zahamowań? A może brutalem, który siłą próbuje pokazać innym jaki jest ważny, nie licząc się z konsekwencjami swoich czynów?
Historia seryjnego mordercy, jakiego w latach 60-tych ubiegłego wieku bał się cały Kraków, czyli tzw. Wampira, pokazuje, że powyższe skojarzenia są wyłącznie stereotypami. Prawdziwy morderca może być skromnym i nieśmiałym chłopakiem z Twojej klasy, kolegą ze sportowych zajęć, a nawet Twoim synem.
Marta Szreder opisuje groźnego krakowskiego mordercę, Karola Kota, w sposób w jaki opisać moglibyśmy pierwszego z brzegu nastolatka. To młody chłopak, który stara się o akceptację w klasie, pragnie wyzwolić się spod skrzydeł nadopiekuńczej matki i marzy o zdobyciu serca pewnej studentki ASP. Jak więc doszło do tego, że Karol miał na sumieniu dwie ofiary śmiertelne, 10 ciężko rannych osób i 4 podpalenia? Czy winę za jego zachowanie można przypisać rodzicom czy nauczycielom? Czy istnieje jakiekolwiek usprawiedliwienie dla jego zachowania?
Lolo pokazuje, że żadna z odpowiedzi na powyższe pytania nie jest oczywista. Książka napisana jest w sposób, który sprawia, iż wydaje się ona zwykłą historią chłopaka z sąsiedztwa. Żadną miarą nie może zostać uznana za thriller czy kryminał, nie budzi bowiem napięcia i nie prowokuje do rozwiązania zagadki, stanowi raczej doskonałą powieść psychologiczną czy nawet obyczajową. Zbrodnia opisana jest w niej niejako mimochodem, pojawia się pomiędzy opisami pierwszej randki i zawodów sportowych. Od zamordowania staruszki ważniejsze wydaje się odrzucenie zalotów Karola przez jego ukochaną i brak odpowiedniego garnituru na bal maturalny.
Marta Szreder w niezwykle wiarygodny sposób przedstawia nam sylwetkę mordercy, który nie jest wyłącznie bestią, ale również człowiekiem z krwi i kości. Prowokuje ona do zadania sobie pytania, czy zło nie czai się tak naprawdę w każdym z nas? Może czeka ono, aż tamy pękną i wyleje się z nas cała gorycz?
Postać Karola Kota, jak i jego przedstawienie przez Martę Szreder w Lolo stało się inspiracją do nakręcenia Czerwonego pająka w reżyserii Marcina Koszałki, na który mam nadzieję uda mi się wybrać w najbliższym czasie. Dla mnie książka stała się inspiracją do zagłębienia się w historii słynnych polskich morderców, i kiedy „przejem” się już lukrowanymi świątecznymi historiami, z pewnością sięgnę po kolejne podobne historie. W pierwszej kolejności czeka już Katarzyna Bonda i jej „Polskie morderczynie”, a już na styczeń zapowiadana jest książka o moim lokalnym „seryjnym” czyli Wampirze z Zagłębia, która z pewnością pojawi się na mojej półce.
Kim jest morderca? Zwyrodnialcem, pozbawionym empatii i jakichkolwiek zahamowań? A może brutalem, który siłą próbuje pokazać innym jaki jest ważny, nie licząc się z konsekwencjami swoich czynów?
Historia seryjnego mordercy, jakiego w latach 60-tych ubiegłego wieku bał się cały Kraków, czyli tzw. Wampira, pokazuje, że powyższe skojarzenia są wyłącznie stereotypami....
Czy w dobie komputerów, smartphone’ów i innych technologicznych nowinek ktokolwiek jeszcze pisze listy? A jeżeli tak, to czy zastanawialiście się kiedyś jakie listy prywatnie pisze Barack Obama, Władimir Putin czy Donald Tusk? No cóż, do ich korespondencji póki co dostępu nie mamy, jednak dzięki Wydawnictwu Poznańskiemu mamy szansę dowiedzieć się jak pisał i przede wszystkim jak kochał wielki Napoleon Bonaparte.
Czytając pełne miłości, troski i czułości listy Napoleona nie poznamy co prawda kulisów jego polityki czy dworskich intryg ale zobaczymy w nim zwykłego człowieka, który jak każdy inny potrafi być zmęczony czy zniechęcony. Który kocha, tęskni i pragnie spędzić czas z ukochaną kobietą. Człowieka, który nawet po rozwodzie szanuje byłą małżonkę nazywając ją przepięknie „drogą przyjaciółką”. Jakież to inne od głośnych rozwodowych skandali współczesnych celebrytów…
Przyznam, że poza ogólną historyczną wiedzą na temat Napoleona, nigdy nie zagłębiałam się w jego biografii. Nie była mi znana w szczegółach historia jego relacji z Józefiną i nigdy nie wyobrażałam sobie tego wielkiego małego człowieka w roli męża czy kochanka. Napoleona, podobnie jak i każdego innego polityka, postrzegałam wyłącznie w kategoriach jego poglądów, przemówień czy dokonań zawodowych. Po „Listach Napoleona i Józefiny” nabrałam ochoty na poznanie nie tylko biografii tej słynnej pary (tutaj polecono mi trylogię o cesarzowej autorstwa Sandry Gulland) ale również na spojrzenie na rodzimych polityków innym okiem… Mam zamiar pożyczyć od babci książkę Małgorzaty Tusk, rozejrzeć się za biografią Danuty Wałęsa i nadrobić ostatnią Monikę Jaruzelską. Może dzięki nim przekonam się, że wszyscy Ci smutni i kłótliwi panowie z telewizji to nie tylko krzykacze z Wiejskiej, ale i czuli mężowie, ojcowie, kochankowie? I potwierdzi się odwieczna prawda, iż za każdym wielkim mężczyzną stoi kobieta?
A co do samych „Listów Napoleona i Józefiny” to w naszym hymnie śpiewamy „dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”. Lektura tej książki udowadnia, że jest on także doskonałym przykładem tego jak kochać i szanować kobietę.
Czy w dobie komputerów, smartphone’ów i innych technologicznych nowinek ktokolwiek jeszcze pisze listy? A jeżeli tak, to czy zastanawialiście się kiedyś jakie listy prywatnie pisze Barack Obama, Władimir Putin czy Donald Tusk? No cóż, do ich korespondencji póki co dostępu nie mamy, jednak dzięki Wydawnictwu Poznańskiemu mamy szansę dowiedzieć się jak pisał i przede...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-18
2015-11-20
2015-11-16
2015-11-15
Eric-Emmanuel Schmitt należy do grona autorów szeroko znanych i poważanych. Jest również jednym z tych pisarzy, których książki czytam w ciemno – bez rekomendacji przyjaciół czy sprawdzania recenzji na portalach książkowych. Autora pokochałam za Przypadek Adolfa H., który należy z pewnością do dziesiątki najważniejszych książek jakie czytałam, potwierdziłam swoją opinię o nim czytając Ewangelię wg. Piłata i jak chyba każdy zachwycałam się (i zalewałam łzami) podczas lektury Oskara i pani Róży. Przyznam jednak bez bicia, że jego opowiadania niekoniecznie do mnie przemawiają, ale ja generalnie nie lubię opowiadań…
Kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania Sekty egoistów byłam zachwycona. Nie dość, że to pierwsza książka autora, która nigdy nie była publikowana w Polsce, to jeszcze nie były to opowiadania. Opis na pięknej okładce sugerował historię poszukiwania odpowiedzi na ważne pytania i podróży nie tylko po Europie, ale i w głąb siebie. Tytuł intrygował i sprawiał, że oczami wyobraźni widziałam tajemny oświeceniowy Zakon, zakamuflowany we współczesnym świecie, taki do którego dostęp mają wyłącznie wybrani.
Co otrzymałam? Historię dwóch mężczyzn – współczesnego naukowca i XVIII wiecznego filozofa. Ten pierwszy, pragnąc zerwać z rutyną, a może popędzany jakąś wyższą siłą, postanawia na chybił-trafił dowiedzieć się czegoś innego niż zwykle i zdając się na przeznaczenie trafia na Gasparda Languenheart’a – wyznawcę idei egoizmu, wg.której świat tak naprawdę nie istnieje, jest tylko „ja” od którego wszystko inne zależy i które wszystko inne tworzy…. Naukowiec, pragnąc dowiedzieć się więcej o niezwykłej filozofii, błądzi po omacku – w bibliotekach różnych miast brak jest dzieł filozofa, ani jakichkolwiek wzmianek o nim. Nikt nie wiem kim Languenheart był i co się z nim stało, czy znalazł wyznawców swoich przekonań i czy dzisiaj istnieje jakakolwiek sekta egoistów.
Książka pełna jest filozofii, zawiera fragmenty dysput filozoficznych i każe zastanawiać się nad każdym zdaniem czy myślą, jak pojawia się na jej kartach. Nie ukrywam, że nie przypadło mi to do gustu i wielokrotnie miałam ochotę odłożyć książkę na bok, nieprzeczytaną. I chociaż trafiałam na małe perełki jak np. cytat ze słowami żebraka, który oświadcza filozofowi, że „żyje z miłosierdzia bliźnich, co oznacza, że umiera z głodu”, książka była dla mnie lekturą dość męczącą.
Często mówi się, że jakiś autor miał świetny pomysł ale z realizacją wyszło kiepsko. W najnowszym (a może raczej najstarszym) dziele Schmitt'a jest dokładnie odwrotnie – to niewątpliwy talent pisarki autora, jego język i zdolność tworzenia niebanalnych rozwiązań, bronią wymyśloną przez niego historię. Nie ukrywam, że gdzieś w połowie książka zaczęła mnie interesować coraz bardziej, mniej było w niej bowiem filozofii, a więcej fabuły. Ostatnie strony czytałam nawet na przystanku przed domem – wysiadłam bowiem z tramwaju nie doczytawszy książki do końca, a koniecznie chciałam natychmiast poznać zakończenie – jeszcze przed dojściem do bloku.
Generalnie rzecz ujmując, dla fanów Schmitt'a Sekta egoistów jest pozycją wyczekiwaną i z pewnością zostanie ona przez nich dobrze odebrana. Daje możliwość poznania początków cenionego autora i wglądu w to, jak zmieniał się przez lata jego warsztat. Jeżeli jednak dopiero rozpoczynacie swoją przygodę z tym autorem polecam wybrać inne dzieło – obawiam się bowiem, że to mogłoby Was skutecznie do francuskiego twórcy zniechęcić…
Eric-Emmanuel Schmitt należy do grona autorów szeroko znanych i poważanych. Jest również jednym z tych pisarzy, których książki czytam w ciemno – bez rekomendacji przyjaciół czy sprawdzania recenzji na portalach książkowych. Autora pokochałam za Przypadek Adolfa H., który należy z pewnością do dziesiątki najważniejszych książek jakie czytałam, potwierdziłam swoją opinię o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-10
Czujecie już w powietrzu magię nadchodzących Świąt? Ja, dzięki debiutanckiej książce Natalii Sońskiej Garść pierników, szczypta miłości, mam ochotę podśpiewywać pod nosem kolędy i dekorować pierniczki. I choć na co dzień staram się być twarda i udawać, że miłosne wzruszenia filmowych czy książkowych bohaterów w ogóle mnie nie ruszają, a moim ulubionym gatunkiem literackim jest krwawy i mroczny thriller, to jednak muszę przyznać, że jestem typową babą i jak prawie każda kobieta uwielbiam komedie romantyczne, romanse i dobre powieści obyczajowe. Nie wyobrażam sobie przerwy świąteczno-noworocznej bez filmów takich jak Holiday czy Po prostu miłość. I tak jak do tych filmów mogę wracać co rok, tak mam wrażenie za rok po raz kolejny będę miała ochotę sięgnąć po książkę pani Natalii.
Garść pierników, szczypta miłości opowiada o Hani – twardej, nowoczesnej kobiecie, która koncentruje się na karierze, a mężczyzn traktuje jak chwilowy przerywnik w codziennej egzystencji. Obok niej kręci się jej były, z którym stara się budować przyjacielskie relacje i jego żona, która na nieszczęście Hani jest też redaktorem naczelnym gazety, w której dziewczyna pracuje. Młoda dziennikarka z powodu animozji z szefostwem nie ma okazji pokazać na co ją strać, redagując wyłącznie mało istotne wywiady i korygując teksty kolegów po fachu. Kiedy więc jej przyjaciółka godzi się na przedświąteczną zamianę i oddaje swój artykuł do napisania Hani, dziewczyna jest wniebowzięta. Nie wie jeszcze, że ten artykuł zmieni całe jej życie…
Książka Natalii Sońskiej to ciepła, klimatyczna opowieść o miłości i przyjaźni, otoczona aromatem Świąt. Czy taka historia mogła wydarzyć się naprawdę? Moja sceptyczna natura sprawia, że w to nie wierzę ale przecież w tym typie literatury zupełnie nie o to chodzi! Ważne są wzruszenia, ściskanie w dołku i wiara w to, że szczęście uśmiechnie się i do nas.
Książka idealnie nadaje się na prezent świąteczny – czy to zrobiony sobie samej, czy jeżeli wciąż myślicie, że to pozycja nie dla Was, dla mamy, siostry czy przyjaciółki. Nie radzę tylko darować go ukochanej, bo jeszcze okaże się, że jej wymagania w stosunku do Was radykalnie się zwiększą;)
Czwarta Strona po raz kolejny udowadnia, że ma dobrego nosa do debiutów. Cudowna okładka zachęca do opatulenia się kocem, przygotowania kakao i spędzenia długich godzin na lekturze. Żeby jednak nie było zbyt słodko, mam jedno „ale” – moim zdaniem opis z tyłu zdradza zbyt wiele. Po co od razu wskazywać, kto zakręci światem Hani? Cała reszta jak zwykle na medal! Najlepiej taki zrobiony z piernika;)
Czujecie już w powietrzu magię nadchodzących Świąt? Ja, dzięki debiutanckiej książce Natalii Sońskiej Garść pierników, szczypta miłości, mam ochotę podśpiewywać pod nosem kolędy i dekorować pierniczki. I choć na co dzień staram się być twarda i udawać, że miłosne wzruszenia filmowych czy książkowych bohaterów w ogóle mnie nie ruszają, a moim ulubionym gatunkiem literackim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-07
Tam Ci będzie lepiej to moje pierwsze spotkanie z Ryszardem Ćwirlejem. O dotychczasowej twórczości autora nie słyszałam zbyt wiele, a na książkę czekałam głównie z uwagi na jej okładkę, która wydawała mi się wyjątkowo mroczna i kojarzyła mi się z całkiem dobrym polskim serialem „Naznaczony” z Piotrem Adamczykiem w roli głównej.
Akcja kryminału osadzona jest w Poznaniu XX-lecia międzywojennego, tuż po polskim zwycięstwie w powstaniu wielkopolskim. Główni bohaterowie stanowią przekrój społeczny tamtych czasów, i tak mamy polskiego komisarza z wojskową przeszłością, herszta bandy złodziei o złotym sercu i wyjątkowo twardej ręce oraz całą plejadę żołnierzy, drobnych pijaczków i policyjnych bandziorów. Śledzimy ich losy podczas rozwiązywania afery szpiegowskiej i kryminalnego śledztwa w sprawie mordercy miejscowych prostytutek, ale także podglądamy ich miłosne perypetie i wzruszenia.
Ryszard Ćwirlej zatopił akcję całkowicie w barwnym okresie XX-lecia międzywojennego – język bohaterów, ich maniery i sposób reagowania na różne sytuacje wydają mi się wyjątkowo wierne realiom epoki i wiarygodne. Bo czy po kimś, kto na wojnie zabijał i widział jak giną jego przyjaciele, można spodziewać się większych wzruszeń na widok trupa? Czy nawet wyrzutów sumienia po klasycznym mordobiciu czy morderstwie? Bohaterowie Tam Ci będzie lepiej, pozostają w obliczu takich sytuacji zupełnie obojętni i daleko im do problemów współczesnych śledczych, którzy zazwyczaj przedstawiani są jako wyjątkowo wrażliwi na ludzkie cierpienie czy niezbyt przyjemne widoki rozkładających się ciał…
Akcja książki, choć nie jest specjalnie brawurowa i miejscami pozostaje moim zdaniem lekko niedopracowana, wciąga czytelnika i sprawia, że kolejne rozdziały czyta się coraz chętniej i szybciej. Muszę jednak przyznać, że specyficzny, choć autentyczny, język bohaterów sprawia, przynajmniej na początku, spore problemy w lekturze. Dodam, że jestem Ślązaczką i niemieckie naleciałości nie stanowią dla mnie nowości, dzięki czemu książka pewnie stała się dla mnie łatwiejsza w odbiorze, niż np. dla mieszkańca Warszawy czy Gdańska. Jak jednak wspominałam powyżej, pomimo początkowych trudności z przyzwyczajeniem się i „wczytaniem” w książkę, dość szybko fabuła staje się na tyle wciągająca, że język bohaterów w niczym nam już nie przeszkadza. O ile początkowe rozdziały czytałam dość wolno i w małych ilościach, tak z każdą kolejną stroną coraz bardziej przyspieszałam. Finalnie, 550-stronicowa cegła podróżowała ze mną niemal wszędzie, a czas spędzany na innych czynnościach niż czytanie, uznawałam za stracony. A to, Moi Drodzy, stanowi moim zdaniem niewątpliwy dowód na to, że książka jest dobra.
Tam Ci będzie lepiej to moje pierwsze spotkanie z Ryszardem Ćwirlejem. O dotychczasowej twórczości autora nie słyszałam zbyt wiele, a na książkę czekałam głównie z uwagi na jej okładkę, która wydawała mi się wyjątkowo mroczna i kojarzyła mi się z całkiem dobrym polskim serialem „Naznaczony” z Piotrem Adamczykiem w roli głównej.
Akcja kryminału osadzona jest w Poznaniu...
2015-11-01
Kiedy trafiła do mnie propozycja recenzowania książki Radka Kotarskiego Nic bardziej mylnego o samym autorze nie wiedziałam absolutnie nic. Nie wiedziałam czym są te ponoć popularne Polimaty, nie kojarzyłam go także jako „pana z reklamy Millenium” (w przeciwieństwie do mojej szefowej, która rzuciła okiem na okładkę i od razu mnie oświeciła – co dalej nic mi nie mówiło:P). Sam pomysł też wydawał mi się nieco egzotyczny, bo czy książka o obalaniu popularnych mitów może być fajna? Ponieważ jednak z założenia czytam prawie wszystko, zdecydowałam się sprawdzić na własnej czytelniczej skórze czy książka może się podobać.
Wiecie co? Jestem zachwycona! Nic bardziej mylnego to solidna porcja zróżnicowanej wiedzy (niekoniecznie niezbędnej w życiu codziennym, ale jednak wiedzy;)) w wyjątkowo przystępnej formie. Autor odpowiada na pytanie o to kto doczepił rogi wikingom, co się stanie z połkniętą gumą do żucia i w czym zawinił nieszczęsny Onan. Poza tym udowadnia, że historia niekoniecznie wygląda tak jak starano się nam wpoić w szkole, a zmysłów mamy zdecydowanie więcej powszechnie znane 5. Radek Kotarski robi to wszystko w stylu, który potrafi doprowadzić czytelnika do płaczu ze śmiechu i przekonać nawet najbardziej sceptycznych do dalszej lektury - kogo bowiem nie zachęci do dalszego czytania porównanie Alberta Einsteina do aktora w filmie pornograficznym, który otrzymał rolę męża wychodzącego do pracy? Ja tego typu poczuciu humoru nie jestem w stanie się oprzeć.
Książka podzielona jest na cztery bloki tematyczne, ma krótkie rozdziały i czyta się ekspresowo. Do tego powołuje się na źródła naukowe i ma obszerną bibliografię, a wszelkie nieudokumentowane dywagacje autora co do pochodzenia pewnych mitów są wyraźnie zaakcentowane. Sam autor wskazuje, że „gdyby wyszukiwarka Google miała ludzkie uczucia i duszę, to zapewne byłaby człowiekiem w głębokiej depresji z kilkoma próbami samobójczymi na koncie”. Zróbmy więc wszystko, żeby ulżyć biednemu wujkowi Google i zdobądźmy sporą dawkę wiedzy w świetnym wydaniu czytając Nic bardziej mylnego. A potem wrzućmy w wyszukiwarkę hasło „Polimaty” i sprawdźmy, jak wiele jeszcze jesteśmy w stanie się dowiedzieć.
Kiedy trafiła do mnie propozycja recenzowania książki Radka Kotarskiego Nic bardziej mylnego o samym autorze nie wiedziałam absolutnie nic. Nie wiedziałam czym są te ponoć popularne Polimaty, nie kojarzyłam go także jako „pana z reklamy Millenium” (w przeciwieństwie do mojej szefowej, która rzuciła okiem na okładkę i od razu mnie oświeciła – co dalej nic mi nie mówiło:P)....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W okresie Świąt Bożego Narodzenia uwielbiam nastrajać się świątecznie czytając tematycznie związane ze Gwiazdką książki. Szczęśliwie dla mnie, nie jestem jedyna, a wydawcy już dawno zwietrzyli w tym niezły interes, dlatego co roku proponują nam kilka świątecznych nowości.
I tak, w tym roku na półkach księgarni zagościły m.in. zbiory opowiadań „Siedem życzeń” (wersja polska, opowiadania napisały najpopularniejsze polskie autorki) czy „Podaruj mi miłość” (amerykański zbiór autorów nurtu young adult). O ile o opowiadaniach pisać nie umiem i nie zamierzam (a lektura „Podaruj mi miłość” dopiero przede mną), tak postanowiłam podzielić się z Wami wrażeniami po przeczytaniu nowości autorstwa Carole Matthews.
W „Świętach Miłośniczek Czekolady” Carole Matthews powróciła do bohaterek znanych z czekoladowej serii „Klub Miłośniczek Czekolady” i „Dieta Miłośniczek Czekolady”, które swoją premierę miały kilka lat temu. Niestety, nie miałam wcześniej okazji poznać ich bohaterek, czego bardzo żałuję i postanawiam (szybką) poprawę, jednak szczęśliwie nie przeszkadzało mi to zupełnie w odbiorze książki. Objaśnienia wcześniejszej fabuły pojawiały się bowiem tam, gdzie były one potrzebne, nie będąc jednocześnie zbyt rozwlekłe czy nużące.
„Święta Miłośniczek Czekolady” to opowieść o losach czterech przyjaciółek, które w magicznym bożonarodzeniowym okresie postanawiają zmienić swoje życie. Niektóre z bohaterek walczą o stare związki, inne dopiero rozwijają nowe, a wszystkie ich przygody okraszone są dużą ilością czekoladowych przysmaków, które sprzedawane są w prowadzonej przez jedną z nich niezwykłej cukierni. Dziewczyny są zupełnie różne i znajdują się na innych etapach życia, jednak ich przyjaźń jest silna i daje im niezwykle cenne oparcie. Ich charaktery stanowią jednak wyjątkowo wybuchową kombinację i stają się źródłem zupełnie niesamowitych i zabawnych sytuacji. Przy książce śmiałam się prawie do łez, a jedna z bohaterek niezwykle przypomina Bridget Jones i od razu skradła moje czytelnicze serce.
„Święta Miłośniczek Czekolady” mnie zachwyciły, rozśmieszyły, a po zakończeniu pozostawiły po sobie słodki smak czekolady. I apetyt na więcej! Cieszę się, że zapowiadana jest kolejna część serii, a ja będę miała okazję wrócić do zwariowanych kobiet, z którymi nie sposób się nudzić nawet przez chwilę. I chociaż książka idealnie wpasowuje się w świąteczno-noworoczną tematykę, polecam jednak zacząć lekturę od pierwszej części – sama żałuję, że wiem już, jak rozwinęły się wątki, które opisane musiały zostać we wcześniejszych częściach. Jedno mogę Wam jednak obiecać – jeżeli teraz przeczytacie pierwszą część, przed kolejną Gwiazdką będziecie już prawdziwymi Czekoladoholikami;)
W okresie Świąt Bożego Narodzenia uwielbiam nastrajać się świątecznie czytając tematycznie związane ze Gwiazdką książki. Szczęśliwie dla mnie, nie jestem jedyna, a wydawcy już dawno zwietrzyli w tym niezły interes, dlatego co roku proponują nam kilka świątecznych nowości.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toI tak, w tym roku na półkach księgarni zagościły m.in. zbiory opowiadań „Siedem życzeń” (wersja...