-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-12-26
2023-08-08
2020-07-05
2023-08-01
Czy ja się spodziewałam, że ja tyle rzeczy będę przeżywać, a jednocześnie nie, kiedy przyszło powiadomienie z biblioteki, że pozycja "Pawilon małych ssaków" jest do odbioru? No wcale, zupełnie, nic a nic.
Raz, że myślałam, że pożyczam fabułę, ot, takie zmyślenie kompletne, żeby akurat się rozerwać w natłoku myśli własnych. Tu mogę obwinić bieganie po katalogu online biblioteki dzielnicowej i rezerwowanie czego popadnie, na chybił trafił, jakbym grała w totka.
Dwa, że jak już przyszło, to akurat leciałam na fali innych książek, z których każda jest albo o rodzinie, przeszłości i genealogii, albo o tożsamości (polskiej, żydowskiej, mniejszościowej), a bardzo często o obu tych rzeczach naraz.
"Pawilon małych ssaków" wpasował się w tę falę idealnie. Aż mnie to rozbawiło, gdy zdałam sobie sprawę, że muszę skończyć poprzednie książki, zanim się w tę zagłębię, bo inaczej mi się pomylą wszyscy dziadkowie i babcie, wszystkie Krysie i Tereski, a Sopot z Gdańskiem i Wrocław z Krakowem.
Zamknąwszy poprzednie książki, od razu otworzyłam tę i z trudem przychodziło mi ją zamknąć. Forma pamiętnika jest świetna, autentyczna, wątki przeplatają się jak w życiu (choć po lekturze, po raz kolejny w bardzo krótkim czasie zaczynam myśleć, że ja mam chyba, jak na ekstrowertyczkę, chyba ubogie życie towarzyskie).
Ale to co mnie urzeka najbardziej, to, hm, osobowość?
Czekaj, są jakieś lepsze słowa na to?
Hmm, niech ja pomyślę...
Wiem! Znacie to uczucie, kiedy patrzycie na kogoś po raz pierwszy i myślicie "o, już tę osobę lubię!"? A potem ona się odzywa, mówi coś nic nieznaczącego albo bardzo głębokiego (albo podaje wam przepis na łazanki) i myślicie od razu "o bogowie, to już!, to teraz!, będziemy przyjaciółmi"?
To ja miałam to uczucie czytając "Pawilon małych ssaków". Że jakby mnie Wszechświat postawił na drodze Patryka Pufelskiego, na przykład w scenariuszu pt. "pytam pracownika zoo o to, czemu ten pingwin siedzi tylko w dziurze i nie wychodzi wcale" albo w krótkiej scence pt. "jadę do Sopotu powspominać babcię i mężczyzna na monciaku mówi mi, że mam otwarty plecak", to pewnie tak by się to odbyło, zaprzyjaźnilibyśmy się bardzo - choć może jedynie na sześć i pół minuty rozmowy o pingwinach.
Czytając miałam wiele momentów, przy których o tym właśnie myślałam. Miałam też wiele momentów, w których chciałam autora przytulić (ale, że nie mogłam, to przytulałam książkę).
Na przykład 10 stycznia 2020 przytuliłabym. I te wszystkie dni przez które mogę śledzić życie jednej z ważniejszych osób - Krysi - przytuliłabym, mocno, najmocniej.
I 31 stycznia 2021 przytuliłabym również (i, skoro jedna złota już jest, to bym przyniosła marcepanowe świnki, na uczczenie okazji!).
A najbardziej to chyba 19 kwietnia 2022.
No, już rozumiecie, naprzytulałam się.
A na koniec, z jakiejś nieznanej mi przyczyny, się jeszcze do tego popłakałam. No. Także ten, tak to już jest.
I zanim jeszcze skończyłam czytać egzemplarz biblioteczny, zamówiłam już swój własny. Dojechał właśnie dziś.
Jutro podrzucę go mamie. Może jak go przeczyta, to mnie trochę lepiej zrozumie.
Czy ja się spodziewałam, że ja tyle rzeczy będę przeżywać, a jednocześnie nie, kiedy przyszło powiadomienie z biblioteki, że pozycja "Pawilon małych ssaków" jest do odbioru? No wcale, zupełnie, nic a nic.
Raz, że myślałam, że pożyczam fabułę, ot, takie zmyślenie kompletne, żeby akurat się rozerwać w natłoku myśli własnych. Tu mogę obwinić bieganie po katalogu online...
2023-06-04
2023-06-03
2023-06-03
2015-11-29
2020-05-09
2019-07-10
2019-06-01
2019-03-09
Moja nowa ulubiona książka. Serio :D Obrazki są bardzo ładne i dopracowane, a ekspresja u kury bije wszystko co widziałam na głowę.
Sama historia prosta (jak to w takich książeczkach), ale bardzo satysfakcjonująca.
Moja nowa ulubiona książka. Serio :D Obrazki są bardzo ładne i dopracowane, a ekspresja u kury bije wszystko co widziałam na głowę.
Sama historia prosta (jak to w takich książeczkach), ale bardzo satysfakcjonująca.
2019-01-04
2018-11-29
2018-08-18
2018-04-27
2017-12-26
Ciężko się to czyta mając jakiekolwiek zrozumienie psiego świata (i ludzkiego też). W książce i pies się męczy, i jego ludzie się męczą, i inni ludzie na około też się męczą. Ciężko inaczej opisać zamknięcie dużego, północnego psa w małym mieszkanku, który je demoluje - nie dlatego, że jest uroczym psotnikiem, tylko dlatego, że frustruje go nadmiar energii, której nie ma gdzie spożytkować. Nieprzekonanym polecam wypić ze trzy energetyki, zamknąć się w pustym pokoju (bez smartfona, książek i innych umilaczy czasu) na 10 godzin i sprawdzić po ilu będziecie chcieli wyjść :)
Ciężko inaczej opisać właścicielkę, która non-stop musi naprawiać po psie rzeczy i relacje międzyludzkie i ukrywać niektóre "psoty" psa przed swoim mężem. Tak samo wieczne marudzenie właściciela, który musi płacić innym ludziom za szkody wyrządzone przez psa, i słuchać skarg na niego. I jedno i drugie nie działoby się, gdyby przed adopcją psa ludzie ogarnęli choćby odrobinę standardowe potrzeby zwierzęcia. I nie, tresura awersyjna to nie jest ogarnięcie, tylko traumatyzowanie psa - znowu, nie urocze, nie zabawne (ale za to nieskuteczne). Ale w książce ból i strach przed ludźmi są zarysowane lekką ręką, zabawne takie, że piesek (w panice i nieludzkim bólu) odbiegł od nas i się zgubił i teraz trzeba go szukać, hahaha, hohoho, boki zrywać. Może wpadł pod samochód, a może tylko ze strachu ujebał kogoś w rękę. Zgadza się opis książki, rzeczywiście "wartościowa i ciepła literatura".
Bonusem są wszystkie potencjalnie niebezpieczne dla psa sytuacje, które w książce opisane są jako urocze i zabawne, jak np. zjedzenie kanapek w folii. Niedrożność układu pokarmowego i śmierć w męczarniach też będzie taka urocza i zabawna? :)
Kocham pieski - wszelkiej maści i wielkości - ale totalnie nienawidzę bezmyślnych ludzi, a tych w "Pamiętniku" jest cała masa. I nie, na potrzeby tej recenzji nie zaliczam do nich dzieci, dzieciom w końcu wolno, jeszcze się nauczą. (Chociaż z takimi modelami jak ich rodzice... wątpię.)
Wszystkim dorosłym, którzy przeczytali książkę i uznają ją za ciepłą i uroczą: mam nadzieję, że nie macie i nie planujecie posiadania psa.
Z zarzutów stricte książkowych: powtarzalność. W pewnym momencie wiadomo: Winter będzie rozrabiać, coś tam zniszczy, komuś ucieknie, albo się nie będzie słuchać (bo go nikt nie wytresował :), będzie drama, konsekwencji za to nie będzie żadnych. Koniec? To jeszcze raz, to samo. I jeszcze. I jeszcze!
Obrazki ładne.
Ciężko się to czyta mając jakiekolwiek zrozumienie psiego świata (i ludzkiego też). W książce i pies się męczy, i jego ludzie się męczą, i inni ludzie na około też się męczą. Ciężko inaczej opisać zamknięcie dużego, północnego psa w małym mieszkanku, który je demoluje - nie dlatego, że jest uroczym psotnikiem, tylko dlatego, że frustruje go nadmiar energii, której nie ma...
więcej Pokaż mimo to