-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1173
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać419
Biblioteczka
2016-01-04
Piękna, mądra i mocna książka. Dla każdego człowieka powinna być lekturą obowiązkową, zwłaszcza dla mężczyzn.
Piękna, mądra i mocna książka. Dla każdego człowieka powinna być lekturą obowiązkową, zwłaszcza dla mężczyzn.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNaprawdę pomocna książka. W skrócie - chrześcijański poradnik życia w czystości skierowanej do młodzieży, jako wstęp do udanego małżeństwa. Wiem co cześć z możliwych czytelników sobie w tej chwili pomyślała: katole, celibat, księża uczący wychowania do życia w rodzinie itp. Ale tu jest inaczej. Poradnik ten został bowiem stworzony przez małżeństwo. Praca wspólna udała się oczywiście świetnie, wynikiem czego jest tych parę stron, które naprawdę potrafią dać do myślenia. Ten utwór pisany prostym, przystępnym językiem: uczy pięknego, właściwego przeżywania narzeczeństwa i młodości w ogóle, dodając otuchy, lecz bezkompromisowo wytykając też skutki rozwiązłości i nieczystych zachowań. W tej cienkiej, bo liczącej niecałe sześćdziesiąt stron książeczce znaleźć można wiele dobrych porad i wskazówek, dzięki którym zwycięstwo nad swymi słabościami staje się prostsze. Wszystkie przekazy i rady przesycone są zaś żarliwą wiarą i miłością, autorzy nie raz, ale wręcz co chwila wskazują na Boga jako na najlepszego Wspomożyciela. Na samym końcu umieszczone zostały modlitwy o czystość i za ludzi, których kochamy, także za przyszłego męża/żonę, a także spis filmów, książek, oraz stron internetowych propagujących i przedstawiających swą treścią czystą, czyli jedyną słuszną miłość. Oczywiście autorzy jako katolicy należący w dodatku do diakonii życia nie mogli napisać inaczej, ale to dobrze, bo przynajmniej książka oddaje prawdę. Największym minusem całości owej pracy, pozostaje jej bardzo mały rozmiar, co z drugiej strony czyni ją poręczną i zwartą. Polecam
Naprawdę pomocna książka. W skrócie - chrześcijański poradnik życia w czystości skierowanej do młodzieży, jako wstęp do udanego małżeństwa. Wiem co cześć z możliwych czytelników sobie w tej chwili pomyślała: katole, celibat, księża uczący wychowania do życia w rodzinie itp. Ale tu jest inaczej. Poradnik ten został bowiem stworzony przez małżeństwo. Praca wspólna udała się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08
Jak każdy młody człowiek interesujący się literaturą, mój wzrok potrafi przykuć każda cienka drobnostka, byleby miała wytłoczone gdzieś słowo "książka". Tak też było w przypadku tej książeczki, która odkryłem na półce mej młodszej kuzynki, właśnie dzięki jednemu wyrazowi umieszczonemu na grzbiecie, a która uprzyjemniła mi kilka minut, wystarczające na jej przeczytanie. Pomysł na historię o uwielbiającej czytać dziewczynce, która wraz ze swoją koleżanką pomaga bibliotekarce w wytropieniu tajemniczego osobnika dewastującego książki jest świetny, bo interesujący i zabawny. Wszystko napisane zostało przyjaznym językiem w narracji pierwszoosobowej głównej bohaterki, która jak na podstawówkę posiada duży zasłub słownictwa (przyjemny skutek częstego obcowania z literaturą), ale chociaż z tego właśnie powodu całość nabiera trochę "prostackiego" wymiaru, ten zabieg dodaje tylko całości większego realizmu, tak więc do tekstu nie nożna się w żaden sposób przyczepić - wszystko gra jak w zegarku, a historia naprawdę wygląda jakby była pisana ręką dziecka. Szkoda tylko, że autorka osadziła role pozytywne tylko i wyłącznie dziewczynami, chłopakom pozostawiając rolę nerdów nie odstępujących od ekranu komputera lub też trolli niszczących książki. Najjaskrawszym przykładem jest tu kłótnia dwóch chłopców z dwiema dziewczynkami - na tematy co jest lepsze - książka czy technologia i dlaczego. Możecie się już pewnie domyślić kto stał po czyjej stronie... Mimo wszystko polecam wszystkim dzieciom i maniakom książek, a zwłaszcza dzieciom - maniakom. Świetny sposób na spędzenie 10 minut życia.
Jak każdy młody człowiek interesujący się literaturą, mój wzrok potrafi przykuć każda cienka drobnostka, byleby miała wytłoczone gdzieś słowo "książka". Tak też było w przypadku tej książeczki, która odkryłem na półce mej młodszej kuzynki, właśnie dzięki jednemu wyrazowi umieszczonemu na grzbiecie, a która uprzyjemniła mi kilka minut, wystarczające na jej przeczytanie....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-06
Arcyciekawa. Tak zacząłem i tak powinienem skończyć swą recenzję, bo taka właśnie jest owa książka. Ale ponieważ nie poddaję się tak łatwo, brnę dalej by ostatecznie przekonać was do zapoznania się z tym tomem. Mam też w tym swój osobisty interes. Pan Hołownia niejednokrotnie na kartach swego dzieła rozprawia się z wieloma mitami, które narosły dookoła Kościoła, mitami o tyle szkodliwymi, ile po prostu wyssanymi z palca. Za to uporanie się z niektórymi z nich w sposób iście dżentelmeński, składam na ręce pana S.H. Serdeczne Bóg Zapłać.
Muszę jednak wpierw napisać coś od serca. Kto uważa się za człowieka wierzącego a nie zna swej wiary, jest... (no i jak tu napisać coś obraźliwego, kiedy nie wolno, bo religia zabrania?) ignorantem. A ten, kto wypowiada się na jakiś temat, a nawet i krytykuje go, bez chociażby podstawowego (jak ta książka) zagłębienia się weń, też zasługuje na miano ignoranta. „Monopol na zbawienie” polecam zwłaszcza osobom, którym z Kościołem nie po drodze, aby wreszcie posiadły wiedzę wystarczającą do wydawania swych orzeczeń. Komu z czytaniem i przyswajaniem informacji nie po drodze, ale katolikiem jest, niechaj tym bardziej sięgnie po egzemplarz dzieła S. Hołowni i zorientuje się w środowisku, które powinno być dla niego najważniejsze. Więcej szczegółów niżej.
Autor oddzielił książkę od wszelkiego „zagalopowania” - niektóre rzeczy nazywa jak należy po imieniu, ale pozostaje przy tym czysty. Kto więc sięgnie po nią w poszukiwaniu haka na twórcę lub przedmiot przez niego opisywany, to po prostu srogo się zawiedzie. Jednak każdy, kto wybrał ją sobie w celu poszerzenia swej wiedzy, oraz znalezienia odpowiedzi na ważne pytania dotyczące wiary i okolicznych pojęć będzie zachwycony.
Dzieło składa się z (poza wstępem i zakończeniem) z czterech zasadniczych części:
1. Część pierwsza – przestrogi. Ta część składa się z dwóch etapów – przestróg Boskich i przestróg ludzkich. Boskie napisane są w oparciu o dziesięcioro przykazań, ale i jedne i drugie opowiadają historie ludzi którym kiedyś przydarzyło się uczestniczyć w konkretnych zdarzeniach, dotyczących tytułowych przestróg. Wszystkie opowieści są oczywiście prawdziwe (podobnie jak cała książka) i opisane w podobny sposób, co jednak nie znaczy, że są one do siebie podobne. W każdym razie jednak – opowiadanie prawdziwych sytuacji z życia, jako materiałów obrazujących dane zagadnienie, to praktyka bardzo często wykorzystywana przez twórcę, który jednak na szczęście umie opowiadać. Jak dla mnie było to genialne rozwiązanie, bo podobnych ciekawostek wzbogacających wiedzę, uważam, nigdy za wiele. Napiszę tutaj o jednej z przestróg ludzkich, a mianowicie o osiemnastej: „Uważaj, zanim poprosisz o coś papieża”. W tym rozdzialiku streszczone zostały początki kariery misyjnej świętej Katherine Drexel, córki jednego z najbogatszych przedsiębiorców amerykańskich. Pewnego roku, dobiegająca już trzydziestki Katherine postanowiła wybrać się do Włoch. Spędziwszy kilka tygodni na beztroskich uciechach, pod koniec wycieczki załatwiła sobie audiencję u papieża Leona XIII. Tam, przy pomocy znajomego arcybiskupa poprosiła go o przysłanie do ameryki misjonarzy, którzy ulżyliby doli ciemiężonych tam czarnoskórych i Indian. Leon zaproponował jej na to, aby sama została misjonarką. Od tego momentu życie tej panny z dobrego domu zmieniło się o 180 stopni. Jeżeli takie są konsekwencje rozmowy z papieżem, to w te pędy lecę do Rzymu.
2. Część druga – test. Jest to właściwa część całego zbioru najprzeróżniejszych tekstów, refleksji i informacji. Trzydzieści sześć pytań przeciętnego polaka o Kościół, wiarę i inne oscylujące wokół nich tematy. Każdy jest interesujący, każdy jest bogato udokumentowany, każdy jest dobrze napisany. Czasami jest gorzko, często bardzo wesoło (humor to wielka i często występująca zaleta niniejszej książki), ale nigdy nudno, bezsensownie i nużąco. Interesującym pomysłem, wykorzystanym w utworze, jest podział rozdziałów na części – krótko, dłużej, jeszcze dłużej, jeszcze jeszcze dłużej itd. Dzięki temu czytelnik może sam decydować ile wiedzy przyswoi, czytając optymalną dla niego ilość akapitów. Z czego sam nie nie rozumiem, jak w ogóle możliwe byłoby nie doczytanie każdego z nich do końca. To stąd dowiedziałem się wreszcie, jak to właściwie jest z tymi postami, obowiązkiem jałmużny, przykazaniami kościelnymi i dziesiątkami innych drażliwych kwestii, cierpliwie rozwiązywanych i tłumaczonych przez autora. Owe tłumaczenia ( i całość też) zostały napisane tak prostym i przystępnym językiem, że wszystkie, chociażby nie wiadomo jakich trudnych spraw by one nie dotyczyły, czyta się jak dobrą powieść i odrywa się od niej niechętnie. Tutaj nie będę bawił się w przytaczanie i komentowanie fragmentów, bo wszystkie te 36 rozdziałów to jedno wielkie przytaczanie i komentowanie. Nic, tylko czytać.
3. Część trzecia – patronowie do wzięcia – mój osobisty faworyt wśród całości, bo osobiście uwielbiam żywoty świętych, a tu zostały one podane w wyjątkowy sposób. „Na luzie” przytoczono sylwetki dwudziestu ludzi, którzy według autora posiedli bagaż doświadczeń przydatnych dla wszystkich ludzi, nie tylko katolików. Pouczające jest przeczytać nawet o niedawno zmarłych osobach, którzy wyróżniali się swą postawą przez całe życie, lub nawet zabłysnęli przed Bogiem i ludźmi raz jeden i to wystarczyło, by zapisać się w historii i pamięci. Należy wspomnieć, zę nie wszyscy zaprezentowani tutaj patronowie zostali kanonizowani, czy beatyfikowani, a jako przykład podam tutaj Magdusię Awrównę, dziewczynę z Warszawy, która wstąpiła do zakonu benedyktynek w Chełmnie w wieku zaledwie piętnastu lat. Obdarzona została pięknym głosem i wyczuciem muzycznym, co w tak młodym wieku pozwoliło jej objąć prestiżową funkcję kantorki, co za zadanie ma dbać o piękno oprawy wokalnej na wszelkich modlitwach i uroczystościach. Zmarła mając znowu zaledwie 21 lat, żyła w XVII w. Jakąż radością i pasją życia musiała się odznaczać, skoro po tylu latach oparła się zapomnieniu! Pan Hołownia mianował ją patronką „Tych, co chcieliby być zawsze młodzi” i ja się z tą decyzją zgadzam. Podkreślę jeszcze tylko swój podziw dla twórcy tych minibiografii za intuicję i takt przy wydobywaniu na światło dzienne dawno pogrzebanych żywotów naprawdę świętych istot.
4. Część czwarta – pytania fundamentalne. Na swoiste podsumowanie całokształtu, pan S.H. podejmuje się trudnego zadania – znalezienia odpowiedzi na pytania, które dręczą ludzkość od samego początku istnienia Katolicyzmu, Chrześcijaństwa, a może nawet i człowieka rozumnego. „Po co jest Bóg”, „Dlaczego właśnie Jezus”, „Czy trzeba wierzyć w Kościele”, „Skąd wiadomo, że dobro zwycięży”, „Po co trzeba się modlić”, „A może Boga nie ma, skoro na ziemi jest cierpienie?” to tytuły wszystkich sześciu... rozważań na tematy najważniejsze. Dla tych, którzy już gotowi są rozpaczać, że to zbyt ciężkie kwestie dla zwykłego dziennikarza uspokajam – liczba odniesień i zapożyczeń do największych i najwybitniejszych dzieł teologicznych zapewnia same pozytywy. I nawet mimo tego, że kilka kartek na każdy z nich, kiedy o wszystkich napisano po kilkaset książek nie gwarantuje zupełnego wyczerpania tematu i udzielenia odpowiedzi na wszystkie rodzące się w czytelniku wątpliwości, bardzo gorąco zachęcam do lektury – na pewno nie zaszkodzi i na pewno pomoże. A jak nawet i pozostawi niedosyt, to bardzo dobrze – zachęci to do samodzielnego zapoznania się z innymi dziełami religijnymi, a społeczeństwo które zna swą wiarę to lepsze i szczęśliwsze społeczeństwo. I tym jednym zdaniem mógłbym streścić całą tę recenzję i moje przesłanie do czytelników – miejcie wiedzę i wiarę! Wiedza nie boli, a wiara... uskrzydla.
Dodatkowo jeszcze zawarty jest bonus w postaci modlitewnika z siedmioma mało znanymi modlitwami na różne okazje. Autor wyróżnił tutaj modlitwy na rano, na wieczór, do pracy, w udręczeniu, oraz jedną modlitwę na każdą okazję. Bardzo fajny i pomocny, a zaledwie kilkustronicowy zbiorek. Wartą wspomnienia perełką jest tu bibliografia – bite dwadzieścia stron tytułów książek, artykułów, filmów i stron internetowych. Podziwiam pana Hołownię, który musi być najwidoczniej tytanem pracy, bo większość jego książek tak wygląda, a są one napisane solidnie i wydawane często.
Jednak zbliżam się już do końca, a przecież nie wspomniałem słowem o najbardziej charakterystycznym elemencie spajającym ten utwór, a mianowicie o grze planszowej! Pokusić się można o stwierdzenie, wszystko to, cały „Monopol” jest komentarzem i instrukcją do gry, dołączanej do książki. Ja odebrałem to inaczej, jednak trudno mi tu przytoczyć me osobiste doświadczenia w tym względzie. Proszę przeczytać wstęp i zakończenie, tam sam twórca udziela odpowiedzi.
I po niecałym tygodniu czytania przyszedł koniec. „Monopol na zbawienie” skończyłem i instynktownie już zacząłem szukać czegoś podobnego, nie wiem jednak, czy znajdę kiedyś drugie tak fajne, kompletne dzieło. Mimo zaledwie kilku stron czy kartek, jakie poświęcone są w książce na roztrząsanie każdej z kwestii, przyznać muszę, że owo „poświęcenie” wypadło zadowalająco. Już biegnę po „Bóg. Życie i twórczość”, oraz „Tabletki z krzyżykiem”! Polecam.
Arcyciekawa. Tak zacząłem i tak powinienem skończyć swą recenzję, bo taka właśnie jest owa książka. Ale ponieważ nie poddaję się tak łatwo, brnę dalej by ostatecznie przekonać was do zapoznania się z tym tomem. Mam też w tym swój osobisty interes. Pan Hołownia niejednokrotnie na kartach swego dzieła rozprawia się z wieloma mitami, które narosły dookoła Kościoła, mitami o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-12
Genialna moim zdaniem, choć odrobinę trudna. Ale i tak zawiera w sobie wszystko co szukałbym w książkach tego typu: jest humor, rosnące napięcie, ale daje też i przerażenie, oraz przestrogę. Książka wybitna i moim zdaniem zasługująca na swą ocenę. Jedna z lepszych przeczytanych przeze mnie polskich(i nie tylko) książek.
A o czym ona w ogóle opowiada? Jest to historia osobnika o imieniu Aleksander, a nazwisku - Roleksy. Kumple mówią na niego Roleks i tak mniej więcej zaczyna się ta historia. Powiem wam - surrealizm pęłną gębą. Świat przedstawiony w tej książce – stolica Polski pod władzą korporacji, konkretnych osobników sprawujących władzę na każdym liczącym się szczeblu, ekspertów, których zadaniem jest przekabacenie na stronę konsumpcjonizmu tych nielicznych, którzy nie zepsuci przez morderczą maszynę biznesową starają się żyć wierni ponadczasowym wartościom, teraz wyśmiewanym i nierozumianym, bo jak to w ogóle możliwe, by rezygnować z własnej przyjemności i zysku dla paru zdań zapisanych przez kogoś dawno temu?! Światem rządzą dwa molochy – korporacje i media. Pośród tych pierwszych panuje niby rozróżnienie, jednak kierują się one tymi samymi „zasadami” i każda posiada ten sam cel – wygryźć konkurencję i zarobić jeszcze więcej, za te pieniądze kupić coś sobie i wmawiać wszystkim, że tylko to się liczy, co masz na koncie lub portfelu. Drugi moloch z kolei umożliwia docieranie całej tej naładowanej bzdurami propagandy do ludzi. Perfekcyjnie poplątana sieć kolesiów, szefów i menedżerów uniemożliwia przebicie się ludziom, którzy są ponad to wszystko, którzy nie chcą pisać i mówić o niepotrzebnym chłamie, a przedstawić coś z sensem. Jedynym sposobem na odniesienie sukcesu reklamowanego szumnie przez posiadających władzę jest podporządkowanie się i tańczenie zgodnie z rozkazami przełożonych, poukładanych na tej drabinie hierarchii i zapętlonych wśród kolejnych wtajemniczeń tak, że nie da się wyodrębnić już człowieka ni entej już rady nadzorczej, która by całym tym draństwem kierowała. Ten świat przypomina mi spójne w swej paranoi połączenie „Roku 1984” Orwella z „Nowym wspaniałym światem” Huxley'a.
W takim to właśnie świecie, a konkretnie w Warszawie na początku 2011 roku żyje sobie Roleks, osoba tyle oryginalna, ile po prostu godna najszczerszej litości. Facet po trzydziestce zamieszkały w swej niewielkiej kawalerce, posiada dwa tysiące złotych oszczędności i dwa giga RAM-u na swym komputerze, a do tego jeszcze telefon marki Nokia e7 z drogocenną klawiaturą. Z domu prawie nie wychodzi, ze światem zewnętrznym komunikuje się głównie przez facebook i dziesiątki innych portali gdzie sumiennie zbudował sobie wirtualny odpowiednik życia. Co się tyczy przyjaciół i znajomych Roleksa, tę sytuację najlepiej obrazuje cytat: „Chciał sprawdzić, czy ktoś zapłacze,
kiedy jego nieobecność będzie się przedłużała, ale wszyscy znajomi wiedzieli, że siedzi w swojej norze, ściąga na pulpit demotywatory,wertuje komiksy, katuje się wybranymi cytatami
z Chomsky’ego i dziwaczeje, wpisując w Google coraz większe bezeceństwa. Każdy zdawał się w pełni akceptować taki stan rzeczy. Dwie osoby zadeklarowały nawet, że to lubią.” Jeżeli wychodzi z domu to tylko do galerii handlowych, pobudowanych gęsto w jego okolicy, gdzie przesiadując w knajpkach z darmowym wi-fi obserwuje ludzi i wyobraża sobie siebie jako... właściwie trudno zgadnąć kogo. Jakiegoś lepszego od innych bojownika o wolność, zdolnego zmienić lub natchnąć ten świat do zmiany, gdyby tylko łaskawy los dał mu szansę. Zapewne to właśnie te mrzonki kazały mu założyć na fejsie fanpage o nazwie „Fart For Malawi” czyli „Pierdź dla Malawi”.
Tym, którzy nie orientują się dobrze o co chodzi z tym pierdzeniem, śpieszę z wyjaśnieniami. Otóż w 2011 roku, rząd Malawi, tego mało znanego afrykańskiego państwa wprowadził dość głośny zakaz puszczania wiatrów w miejscach publicznych. Oczywiście pierwszym i chyba jedynym medium, gdzie ów zakaz odbił się szerokim echem był internet. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czy w rzeczywistości ktoś podobnie jak Roleks zareagował na podobną wieść utworzeniem strony na portalu społecznościowym, stojącej w głośnej opozycji do decyzji rządu (albo parlamentu) państwa, solidaryzującej z poszkodowanymi obywatelami i w ogóle zrobieniem z tej śmierdzącej sprawy wybornego preludium do rozliczenia się z błędami rządów i dyktatorów na całym świecie. Kłopot w tym, że Aleksander Roleksy właśnie tak uczynił.
Konsekwencje jego decyzji widziane z punktu widzenia kilku stron to zasadniczo główny wątek tej powieści. Dzieje się tak z tego powodu, że ideały zawarte na fanpage Roleksa, podsycone jeszcze medialną burzą, poruszają widać czułe serca internautów, którzy deklarują wspaniałomyślnie swe poparcie dla tak ważnej sprawy. A czynią to jednym, symbolicznym kliknięciem w mały niebieski napis „lubię to” oznaczonym nieodzownym kciukiem. Kolejni bohaterowie wnoszą w książkę coraz więcej bałaganu, kolejne zdarzenia tylko zaostrzają w czytelniku poczucie wszechobecnego absurdu, a całość wyjaśnia się w zaskakującym i świetnym zakończeniu. Wyjaśni się między innymi, czym był wspomniany wyżej „łaskawy los”.
Intrygujący jest dla mnie sposób, w jaki ta powieść została napisana, cały warsztat autorski pana Czerwińskiego. Gdy otworzy się to dzieło na dowolnej stronie, widoczny jest na pierwszy rzut oka wspomniany zabieg „udziwnienia” formy. Nie potrafię dobrze oddać tego wrażenia, ale absurd jest tutaj świetnie widoczny i wyeksponowany do tego stopnia, że gdzieś w połowie książki ma się już dość tego przerażającego obrazu ziemi zagubionej i zagonionej, a zaczerpniętej przecież z naszej rzeczywistości. Co najważniejsze – mimo tego „obrzydzenia” do tworów autorskich P.C, gorączkowo męczyłem ją do samego końca, ze smutkiem (choć też z ulgą) przyjmując każdą przerwę i w końcu zakończenie. Drugą rzeczą, która kilka razy wracała do mnie w trakcie lektury, jest to „skompresowanie” fabuły. Będąc już w środku historii miałem nie jasne poczucie, że już wszystko zostało napisane i nie byłem w stanie wyobrazić sobie, co też czeka mnie na kolejnych stronach. Miałem to szczęście, że twórca zaskakiwał mnie bez przerwy swoją pomysłowością, a owe zaskoczenia przyjmowały się (przynajmniej u mnie) z bezkrytycznym zadowoleniem.
Zbliżając się już do końca, trochę rozprawkowym tonem podsumuję wrażenia, jakie wywarła na mnie ta książka. Specjalnie użyłem tu liczby mnogiej, bo wrażeń tych było kilka. Po pierwsze – powieść jest świetna. Przeczytajcie, sami oceńcie, koniec. Po drugie – jest to zgrabna i gorzka satyra na świat, w jakim żyjemy. Realia w których autor umieścił Roleksa to nasze realia i szczerze mówiąc,w niektórych dziedzinach życia posuwamy się jeszcze dalej niż ci biedacy opisani przez Czerwińskiego. Spłycenie więzi międzyludzkich, idei o które warto walczyć w imię wygody i dóbr materialnych to jedno z najpoważniejszych zagrożeń, z jakimi zmierzyć się muszą kraje pierwszego i drugiego świata. Od wyniku tej wojny domowej zależy wygląd przyszłości, która w książce zmierza prostym szlakiem ku tej odmalowanej w filmie „Matrix” braci Wachowskich. To ostrzeżenie jest głównym przesłaniem tejże historii.
Gdybym chciał dokończyć cały ten tekst w podobny sposób – analizując i rozpisując się na temat kolejnych epizodów wyciągniętych z treści (na co mam naprawdę dziką ochotę), ta recenzja byłaby pewnie trzy razy dłuższa, a ja zdradziłbym wam calutką treść (a na to nie mam ochoty). Powiem krótko – to jedno z najmilszych i najlepszych odkryć w ogóle nie znanego przeze mnie pisarza. Deklaruję, że już wkrótce postaram się o inne jego dzieło, bo „Pigułka Wolności” udała mu się znakomicie. Polecam.
Genialna moim zdaniem, choć odrobinę trudna. Ale i tak zawiera w sobie wszystko co szukałbym w książkach tego typu: jest humor, rosnące napięcie, ale daje też i przerażenie, oraz przestrogę. Książka wybitna i moim zdaniem zasługująca na swą ocenę. Jedna z lepszych przeczytanych przeze mnie polskich(i nie tylko) książek.
A o czym ona w ogóle opowiada? Jest to historia...
2015-06-10
Herbert.
Kocham tego człowieka. Podziwiam tego Artystę.
W kraju, gdzie wszyscy wokół ulegali lub tłamszeni przez złych uciekali, on pozostał na posterunku, nie dopuszczając do swego serca, duszy, światopoglądu propagandy i racji niezgodnych z jego moralnością.
Naturalną, prawą moralnością należy podkreślić. Zwłaszcza piękny i klarowny jest jego manifest, testament - "Przesłanie Pana Cogito". Proszę przeczytać i nauczyć się na pamięć, ja nic więcej w tym temacie nie jestem stanie powiedzieć.
Można by powiedzieć, iż Pan Zbigniew walczył o prawa człowieka, ukazując (także na swoim przykładzie) bezsens niektórych z podejmowanych wtedy, i dzisiaj także działań, oraz chaos, wprowadzany przez ludzi złych. Wszystko to przekazane zostało językiem symboli, chociaż czasami dosłownym, zrozumiałym, ale nie prostackim, a znów czasami wymyślnym, oderwanym od ziemi, ale nie bezsensownym i przekoloryzowanym.
Można by powiedzieć, że poeta-twórca był patriotą. Ja i biografie zgadzamy się z tą tezą.
Los Polski, obawa o jej przyszłość, bije z całej twórczości Z.H.
Jestem przekonany, że autor nie był nigdy osobą w pewien sposób ograniczoną. Jego dzieła trzymają się rzeczywistości, a w tej materii Herbert mógł tylko dumać i prosić, ewentualnie dawać do zrozumienia.
Ograniczenia znoszone są w tym zbiorku na płaszczyźnie duchowej, filozoficznej i moralnej - swobodny przepływ myśli autora nie jest w żadnym wypadku pozbawiony GŁĘBSZEGO sensu, co najjaśniej (przynajmniej dla mnie osobiście) świadczy o jego geniuszu.
Co jeszcze można powiedzieć o dziele i jego autorze po jednym spojrzeniu na chociażby i spis treści? Zbigniew Herbert to erudyta. Jakich mało. Albo jakich nie było i nie będzie i trzeba tym mocniej szukać, by zapełnić sobie tę pustkę, która zostaje w człowieku, który miał zaszczyt wejrzeć w jestestwo Twórcy. Pustkę, którą instynktownie zaczyna się szukać w rzeczach pięknych, u ludzi dobrych. Ale czy jest to możliwe?
Erudycję widać między innymi w tematach podejmowanych w wierszach, bohaterach, jakich Artysta w swych wierszach umieszcza, problemach jakie roztrząsa, oraz opiniach jakie wygłasza i tezach, które stawia. Spinoza, Plutarch, wszelka mitologia, sztuka, teologia (rozumowanie o rzeczach ostatecznych i ich porządkach to jeden z najmocniejszych punktów całej książki) - świadczą o Nim. Że był mądry, odważny.
Nawet ten język, styl...
To tomik z gatunku zmieniających perspektywę. Oby i waszą wykręciła o kilkadziesiąt stopni i ukierunkowała; popchnęła w stronę dobra. Co piękniejszego moglibyśmy zrobić dla TEGO Poety?
Herbert.
Kocham tego człowieka. Podziwiam tego Artystę.
W kraju, gdzie wszyscy wokół ulegali lub tłamszeni przez złych uciekali, on pozostał na posterunku, nie dopuszczając do swego serca, duszy, światopoglądu propagandy i racji niezgodnych z jego moralnością.
Naturalną, prawą moralnością należy podkreślić. Zwłaszcza piękny i klarowny jest jego manifest, testament -...
2015
"Największy pontyfikat w dziejach Kościoła okiem jego wieloletniego sekretarza i przyjaciela - Kardynała Stanisława Dziwisza".
Hmmm... nic dodać nic ująć. Ale ja i tak dorzucę to co zbędne.
To jest bardzo dobra opowieść o papieżu Polaku. Nie jest ona (przynajmniej dla mnie, może się i mylę, ale co tam - wolno mi) biografią, mimo, że zawiera w sobie wiele interesujących i niezwykłych faktów z jego życia - zarówno przed, jak i po pamiętnym 16.10.1978. Nie stara się ona również "wejść papieżowi do głowy", ksiądz Dziwisz opowiadając zawsze podkreśla, że to co nie zostało mu powiedziane wprost przez Karola Wojtyłę musiał domyślać się sam. Wspaniałe są natomiast starania Kardynała jak i jego rozmówcy, aby uciąć pewne szkodliwe i mniej szkodliwe domysły, jakie w ciągu lat porosły wizerunek tego bądź co bądź Świętego Człowieka, czy to w sprawie jego stosunku do innych religii, czy nawet takich bardziej osobistych.
Historia nasycona jest Papieską filozofią, tak, że można ją traktować nieco jako zebrany w jednym tomie pośmiertny manifest wiary i poglądów Jego Świętobliwości, co pomaga w lepszym odebraniu całej książki ogółem. Wielki plus stanowi w tej książce trochę pobocza rola drugiego autora, podrzucającego tematy i objaśniającego kontekst historyczny omawianych wydarzeń. Jednak pomimo słowa "rozmowa" w tytule, w samej książce ta rozmowa jest raczej rzadko zaakcentowana.
Na zakończenie powiem krótko, że choć to lektura ważna, można by rzec - obowiązkowa, wcale nie lekturą nieprzyjemną.
"Największy pontyfikat w dziejach Kościoła okiem jego wieloletniego sekretarza i przyjaciela - Kardynała Stanisława Dziwisza".
Hmmm... nic dodać nic ująć. Ale ja i tak dorzucę to co zbędne.
To jest bardzo dobra opowieść o papieżu Polaku. Nie jest ona (przynajmniej dla mnie, może się i mylę, ale co tam - wolno mi) biografią, mimo, że zawiera w sobie wiele interesujących i...
2014-10-18
Wśród opinii o tej książce, znalazłem wiele ciekawych i fascynujących wpisów. Dowiedziałem się, że ta książka zmienia życie, pozwala stać się lepszym człowiekiem, uczy miłości i poczucia obowiązku w życiu i do ojczyzny, oraz, że ukazuje wzory postępowań. Wszystko to okazało się prawdą!
I co najważniejsze: Jest wspaniałym pomnikiem i hołdem złożonym PRAWDZIWYM bohaterom - ludziom tak wspaniałym, że aż trudno to sobie wyobrazić, zwłaszcza patrząc przez kontekst historyczny strasznych czasów w którym przyszło im żyć, jak i biograficzny - bohaterów, dzielnej młodzieży, mych wzorów do naśladowania w każdej dziedzinie życia, mych autorytetów moralnych i idoli, ale bohaterów, którzy jednak nie są odlegli jak współczesne postacie, z literatury popularnej, na której niepotrzebnie wzorują się dzieci i młodzież naszego kraju, która nie wie nawet jakich wspaniałych kiedyś rówieśników miała.
Nie zawaham się powiedzieć, że ta książka zmieniła moje życie i dziękuję na kolanach wszystkim z ministerstwa oświaty, za mianowanie tej książki lekturą szkolną. Ta książka jest doskonałą szkołą życia i polecam ją naprawdę każdemu. Dziękuję także Aleksandrowi Kamińskiemu za wspaniałą pracę i ogromny dar dla całej Polski, jakim są jego dzieła. Ale nade wszystko dziękuję Alkowi, Rudemu i Zośce, oraz wszystkim wielkim wielkim wielkim bohaterom, dzięki którym żyje w wolnym kraju i mogę z dumą nazywać siebie Polakiem.
Wśród opinii o tej książce, znalazłem wiele ciekawych i fascynujących wpisów. Dowiedziałem się, że ta książka zmienia życie, pozwala stać się lepszym człowiekiem, uczy miłości i poczucia obowiązku w życiu i do ojczyzny, oraz, że ukazuje wzory postępowań. Wszystko to okazało się prawdą!
I co najważniejsze: Jest wspaniałym pomnikiem i hołdem złożonym PRAWDZIWYM bohaterom -...
148 stron. Garść wywiadów. Z kim? Swą historią dzielą się z autorem ludzie doświadczeni cierpieniem - rodzice kalekich lub zmarłych dzieci, niepełnosprawni, oraz druga strona barykady - lekarze specjaliści, od pediatrii, neurologii czy ratownictwa medycznego. Są cztery wywiady z naukowcami, cztery ze "zwykłymi" ludźmi, których, czasami dotknęła, a czasami uderzyła po pysku śmierć. Jest też jeden wywiad pośredni - z lekarzem, który doświadczył na własnej skórze tragedii choroby, wypadku i śmierci w rodzinie. Każdy wywiad to osobna historia pojedynczego człowieka (tylko jeden wywiad jest podwójny), ale wszystkie mają ten sam wspólny motyw przewodni - cierpienie, szpitale, choroba, śmierć. Zwłaszcza zagadnienie tej ostatniej jest ciekawie podejmowane w "ludziach na walizkach", najwięcej do powiedzenia w tej kwestii miał neurochirurg Tomasz Trojanowski w rozmowie o wymownym tytule "człowiek umiera dwa razy" - polecam, arcyciekawa rzecz. Oczywiście mogłoby się wydawać, że podobne rozmowy na podobne tematy będą prowadzone w nie wiadomo jakim specjalistycznym języku, ale nie - całość czyta się lekko, choć nie jest to (oczywiście z racji tematu) najlżejsza lektura na niedzielę. Na każdym kroku wyczuwalny jest styl dziennikarski Szymona Hołowni, który widać mało co się nie zmienia, gdyż w jego (skądinąd świetnym) "Last minute..." wywiady opierały się na tych samych zagraniach: prowokowanie rozmówcy poprzez przedstawianie mu argumentacji stron o przeciwnych poglądach. Oczywiście - w rozmowach z rodzinami ton rozmowy stawał się łagodniejszy. We wszystkich tych rozmowach widać zarówno nadzieję jak i pewną rezygnację - ludzie nie godzą się ze swoim losem i wciąż szukają ratunku, który da im uzdrowienie, ale nie rozpaczają. Przyjęli swój krzyż z godnością - i lekarze i chorzy.
148 stron. Garść wywiadów. Z kim? Swą historią dzielą się z autorem ludzie doświadczeni cierpieniem - rodzice kalekich lub zmarłych dzieci, niepełnosprawni, oraz druga strona barykady - lekarze specjaliści, od pediatrii, neurologii czy ratownictwa medycznego. Są cztery wywiady z naukowcami, cztery ze "zwykłymi" ludźmi, których, czasami dotknęła, a czasami uderzyła po pysku...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to