-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant7
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2015-01-02
2015-01-11
Lubię McEwana, ale przez tę powieść - pomimo niewielkiej objętości - ledwo przebrnąłem. Jest cienka granica pomiędzy oryginalnością a bufonadą, i choć "Ukojenie" może jej nie przekracza, to na pewno depcze po niej całą stopą.
Angielski pisarz nigdy nie pisze wprost u uczuciach i emocjach, lecz stara się oddawać je za pomocą opisów mimiki, drobnych gestów i zachowań, dotyku. To ciekawy zabieg, który w późniejszych dziełach zostanie doprowadzony niemal do perfekcji. Tutaj trąci to jednak według mnie sztucznością i odbiera cały rytm narracji. W dodatku siłując się ze słowem pisanym, autor zapomniał najwyraźniej o czytelniku - główny wątek fabularny jest dziwny i mocno naciągany, klimatu w zasadzie brak.
Choć da się dostrzec przebłyski późniejszej świetności, "Ukojenie" to w moim odczuciu po prostu słaba książka i niestety ogromne rozczarowanie.
Lubię McEwana, ale przez tę powieść - pomimo niewielkiej objętości - ledwo przebrnąłem. Jest cienka granica pomiędzy oryginalnością a bufonadą, i choć "Ukojenie" może jej nie przekracza, to na pewno depcze po niej całą stopą.
Angielski pisarz nigdy nie pisze wprost u uczuciach i emocjach, lecz stara się oddawać je za pomocą opisów mimiki, drobnych gestów i zachowań,...
2013-01-06
Przejmująca, wstrząsająca powieść o silnym zabarwieniu politycznym, które do dziś niewiele straciło na swej aktualności. Językowo - prawdziwy majstersztyk, jak to u Steinbecka.
Co tu dużo mówić? Pozycja obowiązkowa.
Przejmująca, wstrząsająca powieść o silnym zabarwieniu politycznym, które do dziś niewiele straciło na swej aktualności. Językowo - prawdziwy majstersztyk, jak to u Steinbecka.
Co tu dużo mówić? Pozycja obowiązkowa.
Można się o tej książce rozpisywać, można ją dogłębnie analizować, można próbować na różne sposoby charakteryzować, ale według mnie do opisu tej powieści wystarczy jeden jedyny epitet... PIĘKNA.
Opisana w niej historia dwóch bliźniąt jest wstrząsająca, rozdzierająco smutna, ale przede wszystkim PIĘKNA.
Proza Arundhati Roy jest nie mniej liryczna niż poezja, jedyna w swoim rodzaju, niezwykła, zjawiskowa... Po prostu PIĘKNA.
PIĘKNA!
Można się o tej książce rozpisywać, można ją dogłębnie analizować, można próbować na różne sposoby charakteryzować, ale według mnie do opisu tej powieści wystarczy jeden jedyny epitet... PIĘKNA.
Opisana w niej historia dwóch bliźniąt jest wstrząsająca, rozdzierająco smutna, ale przede wszystkim PIĘKNA.
Proza Arundhati Roy jest nie mniej liryczna niż poezja, jedyna w swoim...
2014-11-03
Na pewno nie można traktować tej książeczki jako pełnoprawnej powieści Dostojewskiego. To raczej garść luźnych notatek (jak sam tytuł zresztą wskazuje), niezobowiązująca publicystyka. Rosyjski pisarz opisuje swoją pierwszą podróż do Europy Zachodniej, pozwalając sobie przy tym na mnóstwo rozmaitych dygresji i anegdot.
Na pewno może to być ciekawe dla kogoś, kto interesuje się XIX-wieczną Europą, a zwłaszcza ówczesnymi stosunkami Rosja-Zachód. Do tego, choć w tak swobodnej formie może nie uświadczymy przejawów geniuszu autora, to na pewno możemy podziwiać jego błyskotliwe poczucie humoru. Można przeczytać. choć to nic więcej jak tylko przyjemna ciekawostka.
Na pewno nie można traktować tej książeczki jako pełnoprawnej powieści Dostojewskiego. To raczej garść luźnych notatek (jak sam tytuł zresztą wskazuje), niezobowiązująca publicystyka. Rosyjski pisarz opisuje swoją pierwszą podróż do Europy Zachodniej, pozwalając sobie przy tym na mnóstwo rozmaitych dygresji i anegdot.
Na pewno może to być ciekawe dla kogoś, kto interesuje...
2013-04-30
Pisząc swoją debiutancką powieść, Young podjął się szalenie trudnego zadania. "Chata" to poruszający traktat o bólu, poczuciu winy, a przede wszystkim o naturze i charakterze Boga. Niewielu jest pisarzy, którzy w tak jawny i odważny sposób podejmują tej wagi tematy. Już samo to, że Kanadyjczyk na kartkach książki wykreował cielesną, dynamiczną postać żywego Boga, niejako wkładając słowa (całe wypowiedzi!) w usta Najwyższego, mogło skończyć się dla Younga naprawdę fatalnie, z posądzeniem o herezję włącznie.
Najlepszym dowodem na klasę tej powieści jest jednak to, że została ona pokochana przede wszystkim właśnie przez światek chrześcijański. Wierzący z całego świata zachwycili się young'owską Trójcą Świętą - wyrazistą, dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach, imponującą mądrością i dobrocią.
Stylistycznie też nie można temu dziełu niczego zarzucić. Język autora jest plastyczny i bardzo zgrabny, książkę czyta się z zapartym tchem, a nawet najtrudniejsze kwestie przedstawione są w zadziwiająco klarowny sposób.
"Chata" to podnosząca na duchu i cholernie mądra opowieść o człowieku, Bogu, i łączącej ich relacji. Każdy (każdy!) powinien ją przeczytać.
Pisząc swoją debiutancką powieść, Young podjął się szalenie trudnego zadania. "Chata" to poruszający traktat o bólu, poczuciu winy, a przede wszystkim o naturze i charakterze Boga. Niewielu jest pisarzy, którzy w tak jawny i odważny sposób podejmują tej wagi tematy. Już samo to, że Kanadyjczyk na kartkach książki wykreował cielesną, dynamiczną postać żywego Boga, niejako...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-26
Proza Gabo jest dosyć specyficzna i wymaga od czytelnika trochę cierpliwości. W "Miłości..." fabuła rozwija się raczej leniwie, brak tu dynamicznej akcji (może poza przezabawną historią z papugą z początku książki), rozdziały są nieznośnie długie, a styl mocno gawędziarski. Długo nie mogłem się "wkręcić" w tę powieść i myślałem nawet czy nie odłożyć jej na półkę. Przez podobny kryzys przechodziłem już jednak parę lat temu podczas lektury "Stu lat samotności", której ukończenie dało mi ostatecznie dużą satysfakcję, więc i tym razem przemogłem się i wziąłem za czytanie.
Bardzo słusznie postąpiłem.
"Miłość..." w sposób nietypowy i bardzo intrygujący podchodzi do, wydawałoby się, zgranych już nieco zagadnień miłości, namiętności i małżeństwa. Czy można kochać więcej niż jedną kobietę? Czy istnieje wieczna miłość? Czy możliwe jest małżeństwo bez miłości? Te i inne pytania zadaje w tej powieści autor, dając zarazem błyskotliwe, choć czasem niepełne odpowiedzi.
Ciekawe jest też to, że marquezowski Romeo, Florentino Ariza, to w gruncie rzeczy ponury, egocentryczny, lubieżny staruch. Teoretycznie sympatia jest ostatnią rzeczą, jaką może budzić w czytelniku tego typu persona. A jednak z jakiegoś powodu jakby "kibicowałem" mu w tej pogoni za kobietą, którą uważał za miłość swego życia. Z czego to wynikało? Wygląda na to, że niejako dałem się złapać na ten sam haczyk, co dziesiątki kobiet w życiu tego małomównego mężczyzny z wypomadowanymi wąsami - ulitowałem się nad nim. Iście mistrzowski trick kolumbijskiego pisarza.
Proza Gabo jest dosyć specyficzna i wymaga od czytelnika trochę cierpliwości. W "Miłości..." fabuła rozwija się raczej leniwie, brak tu dynamicznej akcji (może poza przezabawną historią z papugą z początku książki), rozdziały są nieznośnie długie, a styl mocno gawędziarski. Długo nie mogłem się "wkręcić" w tę powieść i myślałem nawet czy nie odłożyć jej na półkę. Przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-04
Zabawna? Może tak, ale też rozdzierająco smutna. Piękna? Pewnie, ale zarazem odpychająca.
"Suttree" to wyjątkowa powieść. Nie posiada fabuły jako takiej, jest to raczej zbiór luźno powiązanych epizodów z życia Corneliusa Suttree'ego, rybaka z Knoxville w Tennessee, oraz całej rzeszy jego wątpliwego sortu znajomków - wariatów, pijaków, ślepców, nędzarzy, prostytutek i pewnego młodego wielbiciela arbuzów. Jednak z tej całej barwnej menażerii to ponury, małomówny Suttree jest najbardziej intrygującą postacią powieści. Pełen głęboko skrywanego bólu, goryczy, ale też jakiejś niewytłumaczalnej godności i pierwotnego magnetyzmu.
McCarthy to mistrz niedopowiedzeń. To jego charakterystycznie lakoniczny, męski, a zarazem dziwnie poetycki styl stanowi o głównej sile książki. Czy chodzi o pełen szacunku opis majestatycznej, potężnej burzy, mętne wspomnienie pijackiej burdy, czy narkotykowe halucynacje - na każdej stronie da się wyczuć geniusz autora.
Przy tym wszystkim trzeba jednak powiedzieć, że gdybym miał użyć do opisania tej powieści tylko jednego słowa, zdecydowałbym się na... "trudna". Duszna atmosfera, depresyjny klimat, naturalistyczne opisy, mnogość wątków i niełatwych do zaszufladkowania postaci oraz objętość (ponad 600 stron) sprawią, że książka wymęczy, znuży, a nie jednego pewnie pokona. Niewątpliwie trzeba poświęcić jej dużo czasu i jeszcze więcej cierpliwości... Czy warto?
Warto.
Zabawna? Może tak, ale też rozdzierająco smutna. Piękna? Pewnie, ale zarazem odpychająca.
"Suttree" to wyjątkowa powieść. Nie posiada fabuły jako takiej, jest to raczej zbiór luźno powiązanych epizodów z życia Corneliusa Suttree'ego, rybaka z Knoxville w Tennessee, oraz całej rzeszy jego wątpliwego sortu znajomków - wariatów, pijaków, ślepców, nędzarzy, prostytutek i...
2014-10-20
Uwielbiam prozę Austera. Za świetny, oszczędny styl, za niewymuszony, dyskretny humor, za naturalność. I za jego kunsztowną grę niedopowiedzeniami - bo choć nic nigdy nie wykłada czytelnikowi na talerzu, z drugiej strony niczego też na siłę nie gmatwa. Rzadka umiejętność u współczesnych pisarzy.
"Trylogia Nowojorska" to trzy (na pozór?) nie powiązane ze sobą opowiadania detektywistyczne, w których liczy się wszystko oprócz samej zagadki. Bawiąc się konwencją powieści sensacyjnej, Auster prowadzi złożone, ale fantastycznie intuicyjne rozważania nad poczuciem (nie)własnej tożsamości.
Znakomita literatura.
Uwielbiam prozę Austera. Za świetny, oszczędny styl, za niewymuszony, dyskretny humor, za naturalność. I za jego kunsztowną grę niedopowiedzeniami - bo choć nic nigdy nie wykłada czytelnikowi na talerzu, z drugiej strony niczego też na siłę nie gmatwa. Rzadka umiejętność u współczesnych pisarzy.
"Trylogia Nowojorska" to trzy (na pozór?) nie powiązane ze sobą opowiadania...
2014-09-18
"Niehalo", czyli Cierpienia Młodego Białostoczanina.
Książka zaczyna się jak sprawnie napisana, ale dość sztampowa historyjka o frustracjach współczesnego polskiego studenta. Za małe mieszkanie, kłótnie w domu, problemy z dziewczyną, praca do bani, brak perspektyw, a tak w ogóle to politycy kłamią, a UE wcale nie takie fajne, jak je malują. Autor ostro, celnie i dowcipnie punktuje polskie przywary, ale przecież to wszystko już gdzieś słyszeliśmy. Do tego po kilkudziesięciu stronach nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wszystko idzie w kierunku nikomu niepotrzebnego festiwalu złośliwości.
Sarkazm - narzędzie, z którego tak lubimy korzystać, a przecież nie ma chyba mniej konstruktywnej formy krytyki.
Na szczęście Karpowicz ma - jak się okazuje - zbyt bujną wyobraźnię, by dać się czytelnikowi zanudzić. W drugiej części powieści rozpoczyna się szalona jazda bez trzymanki. Rzeczywistość ma czkawkę, granica między wizją a jawą zaciera się, a czytelnik zostaje rzucony w chaotyczny wir myśli, odczuć i (braku?) zdarzeń. "Niehalo" z przewidywalnej, konwencjonalnej historyjki zamienia się nagle w jeden wielki bałagan, w teatr absurdu z marszałkiem Piłsudskim oraz księdzem Popiełuszko w rolach głównych.
I znowu - gdy tylko zacząłem ponownie odczuwać irytację kierunkiem obranym przez autora, gdy kompletnie zamotałem się w feerii pozornie losowych zdarzeń - koniec części drugiej, początek części trzeciej, i nagle elementy układanki zaczynają powoli układać się w (całkiem pomysłową!) całość.
Debiut literacki Karpowicza ma swoje wady. Książka drażniła mnie swoją bezczelnością, hektolitrami bez umiaru wylewanej żółci, a przede wszystkim tą nieco zbyt banalną, za bardzo zgraną białostocką wersją weltschmerz. Ale mimo tych kilku minusów trzeba powiedzieć, że "Niehalo" jest de facto całkiem halo - to zręcznie skomponowana, efektowna powieść, którą na pewno zapamiętam. Ciekaw jestem innych dzieł Karpowicza.
"Niehalo", czyli Cierpienia Młodego Białostoczanina.
Książka zaczyna się jak sprawnie napisana, ale dość sztampowa historyjka o frustracjach współczesnego polskiego studenta. Za małe mieszkanie, kłótnie w domu, problemy z dziewczyną, praca do bani, brak perspektyw, a tak w ogóle to politycy kłamią, a UE wcale nie takie fajne, jak je malują. Autor ostro, celnie i dowcipnie...
Zazwyczaj staram się, aby moje opinie na tym serwisie były możliwie krótkie i zwięzłe. Nie nazwałbym tego recenzjami; są to raczej notki, które mają mi pozwolić podsumować sobie oraz lepiej zapamiętać swoje odczucia i przemyślenia na temat danej książki. Możliwość polecania/odradzania powieści innym miłośnikom literatury też jest dla mnie cenna, choć to raczej drugorzędny cel mojej pisaniny na LubimyCzytać.
W przypadku "Dzieci Północy" pojawia się jednak problem. Bo jak zwięźle podsumować 600-stronnicowe dzieło, w którym liczy się bez mała każde słowo? Narrator i główny bohater, Salim Sinai, mówi tak:
"Jestem sumą wszystkiego, co się przede mną zdarzyło, wszystkiego czym byłem co widziałem czego dokonałem, wszystkiego, co-mnie-uczyniono... Jestem tym, co się zdarzy po moim odejściu, a co by się nie zdarzyło bez mojego przyjścia... żeby mnie zrozumieć, trzeba połknąć cały świat".
Rushdie jest powieściopisarzem totalnym - na pograniczu fikcji i rzeczywistości wykreował swój żywy, pełnokrwisty świat, będący formą skończoną w każdym możliwym aspekcie. Nie będę nawet próbował odpisywać uniwersum "Dzieci Północy", tak bogatego w drobne szczegóły i wielkie idee, dosadność i obłędnie "podskórną", subtelną symbolikę. Moje ograniczone umiejętności władania językiem stawiają mnie na z góry przegranej pozycji wobec dzieła brytyjsko-hinduskiego mistrza. Wszystko, na co mnie stać, to kilka luźnych, nieco oderwanych od kontekstu przemyśleń odnośnie niedawna skończonej przeze mnie powieści.
Przede wszystkim od razu wyjaśnię, czemu - pomimo moich zachwytów nad kunsztem autora - nad tą oceną nie widnieje 10 czerwonych gwiazdek. Wynika to z tego, że na ogół nie szukam w literaturze wielkiej historii czy polityki. Cenię sobie podejście minimalistyczne, jednostkowe, od makro zdecydowanie wolę mikro. Zamaszyste, ambitne dzieła opisujące historie całych państw i narodów zazwyczaj z miejsca mnie odrzucają. Rushdie jest zaś wbrew pozorom pisarzem na wskroś upolitycznionym, a już sam główny koncept "Dzieci Północy" - chłopiec będący niejako klamrą łączącą "stare" i "nowe" Indie - warunkuje tego rodzaju podejście. W tej powieści Indira Gandhi jest bohaterką niemal równie istotną jak tytułowe Dzieci, a na przebieg fabuły w tym samym stopniu wpływają pomysły i decyzje Salima, co np. odłączenie się Pakistanu. Komuś to może pasować, mi konieczność połapania się (a przynajmniej podjęcia próby) w piekielnie złożonym, skomplikowanym środowisku politycznym Indii trochę przeszkadzała w ogólnym odbiorze tej powieści.
Ale obok faktów, konfliktów zbrojnych i polityków popijających własne siuśki, "Dzieci Północy" mają też swoje drugie dno, swoją fantastyczną orientalną magię. Ten "magiczny" pierwiastek w prozie Rushdie'ego to jedna z najlepszych rzeczy, jakie miałem okazję doświadczyć w literaturze. Nie chcę nikomu psuć zabawy z odcyfrowywania genialnie pokrętnych, powtarzających się symboli, więc powiem tylko:
nos i kolana, kolana i nos.
O warsztacie pisarza nie ma co się nawet rozpisywać, Rushdie ze swoim żywym, plastycznym piórem nie ma najmniejszych problemów, by od razu wciągnąć czytelnika w sam środek swojej ekscytującej opowieści.
Mam też wrażenie, że bardzo niedocenianym elementem powieści jest jej wspaniały, przyrodzony komizm. Wschodni, gawędziarski styl snucia historii, bogactwo cudownie niedoskonałych postaci i swego rodzaju dystans do własnego dzieła - wszystko to sprawia, że przy lekturze często nie mogłem powstrzymać się od głośnego śmiechu.
"Dzieci Północy" po prostu trzeba przeczytać, koniec kropka.
Zazwyczaj staram się, aby moje opinie na tym serwisie były możliwie krótkie i zwięzłe. Nie nazwałbym tego recenzjami; są to raczej notki, które mają mi pozwolić podsumować sobie oraz lepiej zapamiętać swoje odczucia i przemyślenia na temat danej książki. Możliwość polecania/odradzania powieści innym miłośnikom literatury też jest dla mnie cenna, choć to raczej drugorzędny...
więcej Pokaż mimo to