Chłopiec pochłania wszechświat Trent Dalton 7,7
ocenił(a) na 53 lata temu Jest to moje pierwsze spotkanie z autorem i... No właśnie. Miałam ogromny problem, by wczytać się w styl. Opornie mi to szło i pierwszy raz od dawna dosłownie męczyłam się z tą lekturą. Nie potrafiłam wczytać się w pióro pisarza, ale, po około stu pięćdziesięciu/dwustu stronach coś drgnęło. Zaczęło się więcej dziać, więc poczułam, że coś się poluzowało. Jednak nadal był jakiś problem, który skutecznie mnie odpychał od tej historii. Jaki? Długie opisy, długie przemyślenia bohatera, doprowadzały mnie do istnego szału. Niestety. To wpłynęło głównie na moje niezadowolenie. Czułam, jak książka bez potrzeby jest rozciągana, aż za bardzo. Ja rozumiem, że jest w pewnym sensie wartościowa, ale dla mnie było męczarnią przebić się rzez te opisy, doczekać jakiejś akcji, która w zdecydowanie szybkim tempie doprowadzi mnie do kulminacyjnego punktu. No to sobie poczekałam.
Swoją drogą mogłam też czytać ją w czasie, kiedy nie miałam zbyt dobrego humoru. Wiecie, takie jest życie... Ale głównie sięgam po książki, by uciec od prawdziwego życia, do historii o której czytam, by móc przez chwilę poczuć się inaczej. Tutaj niestety tego nie zaznałam...
Owszem, bohaterowie są wykreowani nadzwyczaj ciekawie, ale im dalej w las, drażniła mnie ich dwulicowość. Niemal każdy coś ukrywał i nie mogłam się zdecydować, czy pod osłoną był jeszcze gorszy niż normalnie. Oczywiście współczułam Eiemu, bo nikt nie zasługuje na takie popaprane życie... I na sam koniec trochę zabolało mnie to, co się tam wydarzyło, ale można by powiedzieć, że do przewidzenia... Gdy jest się w otoczeniu narkotyków, nigdy nie jest dobrze. Takie jest moje zdanie. A tutaj bohater chcąc nie chcąc był wplątany w dilerkę... Uważam, że autor chciał wiele trudnych wątków poruszyć, ale nie do końca dopracował każdy z nich...
Cała recenzja na blogu