-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: maj 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać117
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
-
ArtykułyNowe „Książki. Magazyn do Czytania”. Porachunki z Sienkiewiczem i jak Fleming wymyślił BondaKonrad Wrzesiński1
Biblioteczka
Przy pisaniu recenzji mam tylko dwie zasady. Pierwsza i raczej oczywista to ta, że nie używam wulgaryzmów. Druga, jaką sobie postawiłem to nie zdradzać więcej niż pierwsze sto stron w książce. Przeważnie udaje mi się to. Recenzowane przeze mnie książki mają ponad 300 stron i z łatwością nie przekraczam maksimum, które sobie założyłem. Lecz czasem bywają wyjątki - powieści bardzo krótkie, mające po 150-200 stron. Wtedy zawsze mam dylemat ile mogę zdradzić czytelnikowi.
Dylemat ten miewam bardzo często przy książkach Marcina Brzostowskiego, który swoje dzieła kończy najczęściej na 140 stronie (Podpalę wasze serca! – 142str, Złote spinki Jeffreya Banksa – 138str.). I choć u Marcina opowieści są „mała, ale jare” (wiem, że zmieniłem powiedzenie) ja zawsze mam problem ile mogę pozwolić sobie z nich zdradzić nie odbierając czytelnikowi radości, a ta przy jego książkach jest zawsze duża.
Marcin Brzostowski pojawia się często na moim blogu. Czytelnik może znaleźć dwie recenzje jego książek – „Słodka bomba Silly” i „Złote spinki Jeffreya Banksa”. Z nim również rozpocząłem ponad rok temu nowy dział na blogu – wywiady. W nich można znaleźć go również dwa razy, pierwszy jest moją rozmową z nim (między innymi o „Słodkiej bombie Silly”), drugi za to został stworzony przez fanów, którzy w jednym z konkursów zadawali mu pytania.
„Podpalę wasze serca!” opowiada historię Karola Szramy, korporacyjnego szczura, biegnącego w wyścigu, karierowicza, który to wciśnie wszystko, każdy największy badziewie u niego pójdzie za wiele dolarów. Karol bliski depresji, uważający, że od samego początku życia miał „przejebane”, mający na utrzymaniu wyrodnego syna, marudną żonę i karpiopsa. Dodatkowym gwoździem do trumny czterdziestolatka jest kredyt...
Reszta i inne recenzje znajdziecie pod adresem:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2016/12/podpale-wasze-serca.html
Przy pisaniu recenzji mam tylko dwie zasady. Pierwsza i raczej oczywista to ta, że nie używam wulgaryzmów. Druga, jaką sobie postawiłem to nie zdradzać więcej niż pierwsze sto stron w książce. Przeważnie udaje mi się to. Recenzowane przeze mnie książki mają ponad 300 stron i z łatwością nie przekraczam maksimum, które sobie założyłem. Lecz czasem bywają wyjątki - powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moi ulubieni autorzy z biegiem dojrzewania zmieniali się. W dzieciństwie, zaczytywałem się w bajkach Tuwima czy Brzechwy. W późniejszych latach przyszły książki dla nastolatków, gdzie w większości autorów już nawet nie pamiętam. A obecnie twórcy przychodzą i odchodzą, czasem jedną książką potrafią zepsuć moją ogromną sympatię do swojej twórczości. Ale są również twórcy, którzy towarzyszą mi przez lata jak na przykład John Flanagan. Jest też jeden wyjątkowy autor, który towarzyszy mi od najmłodszych lat aż do teraz - Papcio Chmiel.
Ale kim jest ten 93 letni starszy pan? Jerzy Henryk Chmielewski, bo tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko Papcia Chmiela był w młodości Powstańcem walczącym w Powstaniu Warszawskim pod pseudonimem Jupiter. Dodatkowo, przez wiele lat pracował w "Świecie Przygód", który potem został przemieniony na "Świat Młodych", gdzie był rysownikiem i grafikiem. To właśnie tam narodził się Tytus de Zoo. Uczłowieczona małpa, której przygody do tej pory możemy śledzić na ponad 30 księgach. A "Tytus, Romek i A'tomek w bitwie grunwaldzkiej 1410 roku z wyobraźni Papcia Chmiela narysowani" jest jednym z najnowszych tomów przygód tej trójki tak charakterystycznych harcerzy.
Bohaterami komiksu jest tytułowa trójka przyjaciół - mały i grubiutki A'tomek, szczupły i wysoki Romek i uczłowieczony szympans Tytus de Zoo (który również jest ikoną całej serii komiksów). W tym tomie nasi bohaterowie udają się w podróż w czasie do roku 1410. Wszystko zaczyna się w średniowiecznej Polsce, a Tytus pracuje jako jeden ze stajennych chłopców. Niestety nie została nam ukazana podróż w czasie i wehikuł czasu (może to dlatego by inni nie mogli stworzyć takiej maszyny?).
Gdy chłopcy odnajdują Tytusa uroczyście obwieszczają mu zmianę posady. Teraz już nie będzie
stajennym ale za to musi rozśmieszać samego Władysława Jagiełłę - Króla Polski. Gdy docierają na dwór, de Zoo od razu zaczyna tańczyć i figlować przed królem. Na dworze czuć już atmosferę zbliżającego się konfliktu z krzyżakami. I widać jak Jagiełło przygotowuje się do bitwy, która niedługo rozstrzygnie cały konflikt.
Dzięki swoim umiejętnością i temu z jaką łatwością chłopcy zyskują nowe kontakty, udaje im się zdobyć jedną z ważniejszych misji w ich życiu. Misji, od której będą zależały przyszłe wydarzenia podczas bitwy pod...
A po resztę recenzji zapraszam na bloga:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2016/06/mapa-pod-grunwaldem.html
Moi ulubieni autorzy z biegiem dojrzewania zmieniali się. W dzieciństwie, zaczytywałem się w bajkach Tuwima czy Brzechwy. W późniejszych latach przyszły książki dla nastolatków, gdzie w większości autorów już nawet nie pamiętam. A obecnie twórcy przychodzą i odchodzą, czasem jedną książką potrafią zepsuć moją ogromną sympatię do swojej twórczości. Ale są również twórcy,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co to jest pech? Stłuczona szklana z wodą w kuchni? A może zbity piszczel od uderzenia nocą w szafkę? Hmm... pech to zgubienie kluczy do domu. Każdemu z nas codziennie wydarzy się choć jedna pechowa rzecz. Niektórzy twierdzą, że są całe życie pechowi. Ale nikt z nas nie ma takiego pecha jak Banks, Oxford oraz Turbo - główni bohaterowie "Złotych spinek Jeffreya Banksa".
Tytułowy Jeffrey Banks jest mężczyzną szczęśliwym, potrafiący przez jedną wpadkę ustawić się do końca życia. Pomyłką tą jest inne łóżko niż to, do którego chciał trafić w damskim akademiku, gdzie Jeffrey za młodu często wkradał się kiedy studiował na Oxfordzie. Jak się okazuje trafił ze swoim popędem do łóżka Elizabeth Young, wnuczki Atylli Younga II jednego z ważniejszych postaci drugiej wojny światowej, a w późniejszych latach bardzo wpływowego mężczyzny. Poprzez ten zbiegowi okoliczności poprzez małżeństwo z tą nie bardzo urodziwą dziewczyną zyskuje wszystko o czym marzy nie jeden mężczyzna - wpływowego dziadka, pieniądze, a także kontakty, które wiele w życiu mu pomogą. Dzięki temu wszystkiemu w późniejszych latach Banks awansuje by w końcu osiąść na stałe jako Minister Spraw Wewnętrznych w Zjednoczonym Królestwie. Przyszły minister podczas studiów spotkał również drugą najważniejszą osobę w życiu; na Oxfordzie poznaje późniejszego przyjaciela Ezekiela Horna, drugiego głównego bohatera powieści.
Ezekiel Horn zwany Oxfordem jest nikim innym jak czystej krwi gangsterem, szefem półświatka w całym Londynie, przez którego ręce muszą przejść wszystkie ciemne interesy. Dzięki swoim "plecom" w postaci przyjaciół ma bardzo ułatwione zadanie, gdyż jednym z nich jest w końcu sam Minister Spraw Wewnętrznych. To właśnie za sprawą Ezekiela tego dnia wszystko się zaczęło. On bowiem zlecił swojej "prawej ręce" Frankiemu Turbo przewiezienie towaru do kryjówki w barze Spokojnego Simona.
Franki jest postacią najbardziej barwną...
Reszta recenzji do przeczytania na blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2016/02/zote-spinki-jeffreya-banka.html
Co to jest pech? Stłuczona szklana z wodą w kuchni? A może zbity piszczel od uderzenia nocą w szafkę? Hmm... pech to zgubienie kluczy do domu. Każdemu z nas codziennie wydarzy się choć jedna pechowa rzecz. Niektórzy twierdzą, że są całe życie pechowi. Ale nikt z nas nie ma takiego pecha jak Banks, Oxford oraz Turbo - główni bohaterowie "Złotych spinek Jeffreya...
więcej mniej Pokaż mimo to
Już od dobrych kilku lat kultura masowa mami nas dziwnym obrazem wampira. Przedstawia go jako boskiego idealnego mężczyznę, który może zdobyć każdą kobietę nie gryząc jej; mężczyznę metroseksualnego bardziej zadbanego niż nie jedna modelka. Wampiry błyski jak są potocznie zwane, to moim zdaniem zmora obecnej literatury. Przede wszystkim są one w „Zmierzchu”, który to za początkowa fenomen błyszczących wampirów wśród nastolatek z całego świata. Co gorsza, a co najważniejsze za często obraz błyszczącego wampira powoli zastępuje ten według mnie oryginalny i prawdziwy stworzony przez Stokera w Drakuli. Niestety gdyby teraz wyjść na ulicę i zapytać się: z czym kojarzy się słowo Wampir, większość odpowiedziałaby zapewne, że ze Zmierzchem, który jak dla mnie jest tandetną podróbką dzieła Stokera. O dziwo jest w tej pseudo wampirycznej powieści coś co mnie zastanawia: jak Edward zapłodnił Bellę, jeśli w jego żyłach nie ma ani kropli krwi?
W Polsce na fali coraz większej popularności wampirów zaczęto na potęgę publikować książki z nimi w roli głównej. Jednym z pierwszych jest autor dziś recenzowanej pozycji - Andrzej Pilipiuk. A Wampir z MO to jego drugi tom o przygodach naszych rodzimych wampirów oraz innych potworów znanych z klasyki literatury grozy.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że polskie wampiry są również inne niż klasyczne, niż te, które znamy z wielu filmów i książek grozy. Przede wszystkim nasze rodzime demony nie boją się słońca, normalnie jak każdy z nas mogą przemieszczać się w dzień, często przy tym na przykład prowadząc samochód. Kolejną różnicą jest to, że naszym znacznie trudniej przemienić się w nietoperza, tylko nieliczne przypadki posiadają tą umiejętność.
Jak już wyżej wspomniałem, za jednego z pierwszych nowych polskich wampirów odpowiedzialny jest Andrzej Pilipiuk. Komuś kto tak jak ja lubi fantastykę, nie muszę go przedstawiać, ale jeśli jest tu ktoś kto jej nie zna już tłumaczę. Pan Andrzej jest jednym z bardziej płodnych pisarzy fantasy w naszym kraju. To właśnie On stworzył takie postacie jak wiekowy bimbrownik, hiena cmentarna i kłusownik - Jakub Wędrowycz czy Doktor Skórzewski, którego można znaleźć w wielu antologiach. Pilipiuk jest również laureatem Nagrody Imienia Janusza A. Zajdla za opowiadanie Kuzynki. Jedną z jego ostatnich książek jest właśnie Wampir z MO, druga w cyklu pozycja o przygodach wampirów z Warszawskiej Pragi.
Główni bohaterowie książki to przede wszystkim garstka warszawskich wampirów, które w odróżnieniu od swoich amerykańskich odpowiedników wcale nie świecą. Nasze rodzime wąpierz normalnie pracują, prowadzą samochody tak jak Marek lub Gosia, która dopiero od niedawna wkroczyła w świat nieumarłych i dopiero powoli próbuje się w nim odnaleźć. Kolejną specyficzną i ciekawą postacią w książce jest Greg - jeden z warszawskich wilkołaków.
Po drugiej stronie barykady, tam gdzie stało ZOMO mamy przeciwników...
Reszta recenzji do przeczytania na blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2015/06/wieczor-z-wampirem.html
Już od dobrych kilku lat kultura masowa mami nas dziwnym obrazem wampira. Przedstawia go jako boskiego idealnego mężczyznę, który może zdobyć każdą kobietę nie gryząc jej; mężczyznę metroseksualnego bardziej zadbanego niż nie jedna modelka. Wampiry błyski jak są potocznie zwane, to moim zdaniem zmora obecnej literatury. Przede wszystkim są one w „Zmierzchu”, który to za...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-29
Czy jest coś jeszcze co nie zostało powiedziane o katastrofie w Smoleńsku? To chyba najdłużej rozpatrywana i komentowana tragedia w Polsce. Wokół niej narosło już kilka mitów; że to był zamach, że Rosjanie specjalnie stworzyli sztuczną mgłę nad lotniskiem, że w samolocie była bomba, że brzoza była zrobiona z metalu, itp. Na ten temat powstało również wiele książek jak np. "Smoleńsk 10 kwietnia 2010", "Ostatni lot. Przyczyny katastrofy smoleńskiej". W dzisiejszej recenzji jednak nie będę oceniał czy była to katastrofa czy też zamach, ale skupię się na książce, która w sposób nietypowy – zarówno przez swój tytuł jak i treść, która się za nią kryje zaintrygowała mnie na tyle, że trafiła na moją półkę.
Książka ta to „7.27 do Smoleńska”. Autor (bardzo zresztą słusznie) już na stronie czwartej jasno i wyraźnie zaznacza, że wszystkie wydarzenia są fikcją literacką. Mimo to znajdziemy w niej wiele podobieństw do tego co wydarzyło się w Polsce przed 10 kwietnia 2010 r.. Przykładem powyższego może być rozmowa dwóch mężczyzn na molo - przypomina tą, która odbyła się między Donaldem Tuskiem i Władimirem Putinem w 2009 r. na sopockim molo.
Książkę tę, którą ze względu na liczne nawiązania do wydarzeń rzeczywistych śmiało możemy zaliczyć do gatunku political fiction (bardzo popularnego ostatnio) z mocnym naciskiem na akcję, napisał Marcin Wolski. Pisarz znany miedzy innymi z: "Drugiego życia", "Wallenrod" czy "Prezydenta von Dyzmy" (ostatnią szczególnie polecam). Jest również dziennikarzem i satyrykiem, był współautorem programu "Polskie Zoo". Otrzymał trzykrotnie nominację do nagrody im. Janusza Zajdla.
Ale, ad rem, skupmy się w końcu na książce. Wszystko rozpoczyna się w Kijowie gdzie do jednego ze szpitali dociera główny bohater - Igor Rykow, rosyjski inżynier lotniczy. Na miejscu dowiaduje się, że matka, do której jechał z Rosji właśnie zmarła. Postanawia powiadomić o tym swoich najbliższych. Próbując dostać się na swojego maila dowiaduje się, że wszystko z ostatnich 2 dni zostało usunięte. Na szczęście Igor jest przygotowany na takie sytuacje gdyż ważne wiadomości wysyła do swojego najbliższego partnera w pracy. Gdy udaje mu się zalogować na pocztę kolegi znajduje tam wiadomość od jego narzeczonej, która go zaskakuje. Informuje ona, że w wypadku zginęło jego czterech współpracowników.
Rykow domyśla się...
Dalsza część recenzji do przeczytania na blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2015/01/727-do-smolenska.html
Czy jest coś jeszcze co nie zostało powiedziane o katastrofie w Smoleńsku? To chyba najdłużej rozpatrywana i komentowana tragedia w Polsce. Wokół niej narosło już kilka mitów; że to był zamach, że Rosjanie specjalnie stworzyli sztuczną mgłę nad lotniskiem, że w samolocie była bomba, że brzoza była zrobiona z metalu, itp. Na ten temat powstało również wiele książek jak np....
więcej mniej Pokaż mimo to
Książki o historii alternatywnej są płodnym tematem dla coraz szerszego grona autorów. Przyznam, że lubię ten gatunek literacki, choć bardzo rzadko po niego sięgam. Moimi ulubionymi pozycjami w tym rodzaju są dwie książki Marcina Wolskiego: "Wallenrod" i "Mocarstwo" - obydwie skupiające się na alternatywnej wizji Polski w której nasza Ojczyzna podpisała pakt z Niemcami i ramie w ramie ruszają na wschód (uwaga spojler!), by potem silna i niepodległa Rzeczpospolita była prawdziwym mocarstwem (koniec spojlera) – ah, jakie to było by piękne. Drugim autorem z naszego rodzimego podwórka który swoich sił próbuje w tym gatunku jest Romuald Pawlak - twórca dziś recenzowanej książki.
Romuald Pawlak jest autorem wszechstronnym. Swoimi książkami udowodnił, że nie zamyka się tylko w jednym gatunku literatury, ale w wielu z nich czuje się bardzo dobrze. Jest twórcą kilku książek fantastycznych miedzy innymi: "Czarem i smokiem", "Wilcza krew, smoczego ognia". Pisuje także dla młodszego czytelnika - "Czapka Holmesa". W swoim dorobku ma również powieść historyczną - "Cabezano. Król karłów" (muszę ją przeczytać) oraz obyczajową - "Póki pies nas nie rozłączy". Ale to historia alternatywna jest tym od czego autor zaczynał swoją przygodę z powieściami i to właśnie "Inne Okręty" są pierwszą wydaną przez niego książką.
"Inne Okręty" pozwalają przenieść się czytelnikowi do czasów konkwistadorów i podboju obecnej Ameryki Łacińskiej przez Europejczyków. Lecz tu wszystko potoczyło się inaczej niż znamy to z kart historii. Pierwsza próba kolonizacji Inków kończy się klęską, Francisco Pizarro ginie w bitwie pod Saran, a jego oddziały zostają pokonane. Jedynie garstka konkwistadorów osiedla się na wybrzeżu. Jednak są oni skazani na łaskę potężnego Inki i jego narodu. Lecz tam gdzie mieszkają Hiszpanie krążą pogłoski, że w ich ojczyźnie tworzy się wielka armada która ma za zadanie pomścić klęskę Pizarra i pokonać Inków, skolonizować ich terytoria, a ich wykorzystywać jako niewolników.
Cała wyżej opisana historia jest jedynie tłem dla głównych wydarzeń książki i losów głównego bohatera - Pedra de Manjarres, hiszpańskiego kapitana jednej z karaweli który po wybuchu wojny ma do stracenia znacznie więcej niż inni jego towarzysze. W jednym z Inkaskich miast przebywa jego ukochana - Asarpay. Co gorsza kobieta jest rodowitą Indianką, a wojna może uczynić z niej jedną z tysięcy hiszpańskich niewolnic. Pedro pełen obaw o swoją ukochaną wyrusza w najtrudniejszą w życiu podróż w głąb krainy Inków by ją ratować.
Sama ksiażka jest naprawdę dobrze napisana i odpowiada na pytanie:
Reszta recenzji na blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2015/02/co-by-byo-gdyby-kon-pizzara-sie-potkna.html
Książki o historii alternatywnej są płodnym tematem dla coraz szerszego grona autorów. Przyznam, że lubię ten gatunek literacki, choć bardzo rzadko po niego sięgam. Moimi ulubionymi pozycjami w tym rodzaju są dwie książki Marcina Wolskiego: "Wallenrod" i "Mocarstwo" - obydwie skupiające się na alternatywnej wizji Polski w której nasza Ojczyzna podpisała pakt z Niemcami i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ale o czym jest książka?
Jest sierpień 1963, we Wrocławiu szaleje czarna ospa. W mieście powstało kilka izolatoriów, między innymi na Psim Polu, w których przebywają osoby chore i podejrzewane o chorobę. Wszystkich terenów zamkniętych pilnuje milicja. W jednym z izolatoriów dochodzi do wypadku. Przez okno wypadają dwie postacie, lecz zamiast zginąć, jak wszyscy przewidywali, staje się coś zaskakującego; ludzie ci zaczynają chodzić. Co gorsza, dwójka zmarłych zaczyna atakować personel medyczny, a na całym Psim Polu dochodzi do coraz większej liczby ataków i coraz większej ilości "zmartwychwstałych". Góra wydaje tylko jeden rozkaz, ZOMO i KBW mają jak najszybciej opanować sytuację. Co warte zaznaczenia, książka to jedynie 12 godzin akcji, od pacjenta zero po cały tytułowy chaos. A Robert już teraz szuka i wybiera osoby do kolejnego tomu, więc w kolejnym może zginiesz właśnie TY!
Jeśli ktoś z czytelników szukać będzie głównego bohatera to muszę go rozczarować, tu go nie ma. W książce jest kilka postaci, które w rozdziałach starają się choć na chwilę stać się ważnymi, pierwszoplanowymi jak: Mawet, Biedrzycki, Kot czy Tarczoń, lecz książka została stworzona tak, że nie ma tu czołowego bohatera, tego jednego spinającego całość, tu tym tak zwanym spinaczem jest epidemia i zombie.
,,Szczury Wrocławia” to książka dla mnie wyjątkowa. Po pierwsze osoby, które są bohaterami to ludzie żyjący naprawdę, Robert bowiem na swoich aktorów wybrał 222 osoby spośród ponad dwutysięcznego (obecnie 2 870) grona fanów profilu na Facebooku i poza jedynie kilkoma osobami z kart historii resztę możemy zobaczyć i poznać. Ale najważniejsze dla mnie jest to, że ja, Mariusz Podgrudny, występuję w Szczurach i chyba mogę zdradzić, że jestem jednym z mundurowych służących pod Mawetem.
Drugie, co czyni tę książkę wyjątkową to to...
Reszta recenzji do przeczytania na:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2015/05/bo-ja-jestem-szczurem.html
Ale o czym jest książka?
Jest sierpień 1963, we Wrocławiu szaleje czarna ospa. W mieście powstało kilka izolatoriów, między innymi na Psim Polu, w których przebywają osoby chore i podejrzewane o chorobę. Wszystkich terenów zamkniętych pilnuje milicja. W jednym z izolatoriów dochodzi do wypadku. Przez okno wypadają dwie postacie, lecz zamiast zginąć, jak wszyscy...
...
Marta Kisiel zadebiutowała "Rozmową Dyskwalifikacją" na łamach magazynu Fahrenheit, ma na swoim koncie kilka opowiadań publikowanych miedzy innymi w antologiach: "Kochali się, że aż strach", "Nawiedziny". Do tej pory spod jej ręki wyszły dwie książki, świetnie przyjęte i poszukiwane "Dożywocie" i dziś recenzowany "Nomen Omen", a trzecia "Zombie Grey" właśnie jest tworzona. Prywatnie Marta jest miłośniczką gier planszowych, niestety nie miałem jeszcze przyjemności usiąść z Nią przy jednym stole i zagrać. A mnie (czym się szczycę) nazywa "bezwzględnym zwierzem z aparatem".
Salka Przygoda to jak wynika z opisu kobieta potężna, wyższa ode mnie o 6cm (ja mam 177) i tylko o 8kg mniej ważąca (ważę 84) dwudziestopięcioletnia. Jest ona usposobieniem pecha, jeśli na kilometr kwadratowy będzie tylko jedna kałuża wiadomo już, że Salka właśnie w niej wywinie kozła. A na domiar pecha los obdarował ją rodzicami których nikt z nas by nie chciał: "Ojca żyjącego mentalnie w dziewiętnastym wieku i Matki która na każdym kroku chce uwolnić "rozbuchany erotyzm" drzemiący w córce." Więc jak tylko nadarza się okazja uciec ze swojego rodzinnego miasteczka do Wrocławia Salka długo się nie zastanawia.
Gdy dociera już pod adres gdzie od teraz będzie mieszkać, dom wydaje się żywcem wyjęty z filmu grozy. Lecz wygląd tego budynku to i tak nic w porównaniu z tym co czeka główną bohaterkę w środku. A w nim panuje żelazna dyscyplina, w radiu i telefonie słuchać szepty, a współlokatorem Salki zostaje Roy Keane, papuga z nałogiem wafelkowym. Jest jeszcze właścicielka wyższa o całą głowę od Salki starsza pani pełna energii.
Na domiar złego we Wrocławiu swoją braterską miłość zaczyna okazywać Salce Niedaś Przygoda jej młodszy brat - pasożyt społeczny, leń i zakała ale przede wszystkim kradziej pomarańczy. Robi on to w bardzo szczególny i zaskakujący sposób próbując utopić ją w Odrze. I jeśli czytelnik myśli, że to już koniec problemów to jest w wielkim błędzie to dopiero ich początek!
Lecz nie tylko bohaterowie pierwszego...
Dalsza część recenzji do przeczytania na blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2015/04/nomen-omen.html
...
Marta Kisiel zadebiutowała "Rozmową Dyskwalifikacją" na łamach magazynu Fahrenheit, ma na swoim koncie kilka opowiadań publikowanych miedzy innymi w antologiach: "Kochali się, że aż strach", "Nawiedziny". Do tej pory spod jej ręki wyszły dwie książki, świetnie przyjęte i poszukiwane "Dożywocie" i dziś recenzowany "Nomen Omen", a trzecia "Zombie Grey" właśnie jest...
Jak świat długi i szeroki pełen jest ludzi, którzy nie zgadzają się ze złą władzą panującą w danym kraju bądź jego rejonie. Miedzy innymi takim bohaterem ludu, który bogatych rabował, a biednym dawał był Robin Hood. Który w średniowiecznej Anglii grabił bogatych w lesie Sherwood i choć jest postacią fikcyjną przetrwał w podaniach aż po dziś. Drugim przykładem może być pochodząca z Meksyku Leonarda Emilia, która po tym jak władze straciły jej męża wstąpiła na drogę bezprawia i zaczęła napadać bogatych, zepsutych Meksykanów, a to co zrabowała oddawała najbiedniejszym.
W Polsce najsłynniejszy jest Janosik, który dzięki serialowi z roku 1973 w reżyserii Jerzego Passendorfera zyskał rozgłos nie tylko w Karpatach, ale stał się także znany na cały kraj oraz poza jego granicami. Janosik był słowackim zbójnikiem, który na terenie Polski i Słowacji dokonywał napadów na bogatych panów. Przyznam się, że do niedawna sam uważałem go za najlepszy w naszym kraju odpowiednik Robin Hooda, lecz po przeczytaniu dziś recenzowanej książki mogę powiedzieć szczerze, że w historii Karpackich zbójników są więksi, ważniejsi, wykazujący się większą fantazję w działaniu i umiejętnościami harnasie - między innymi mój ulubiony Oleksy Dobosz.
Mój pogląd na to, kto jest największym Polskim harnasiem zmienił się dzięki autorowi Księgi karpackich zbójników - Bartłomiejowi Grzegorzowi Sali, który w bardzo fachowy i profesjonalny sposób podszedł do tematu. Zebrał on naprawdę wiele materiałów, uszeregował i oddał do rąk czytelnikom jako 190 stronicowe kompendium wiedzy na temat karpackich zbójników. Autor również już na samym początku przyznaje, że opisani tu bohaterowie to jedynie garstka wybranych (dokładnie 37), tych najważniejszych i najmocniej osadzonych w karpackim folklorze harnasiów.
W książce każdy ze zbójników jest dobrze opisany w co najmniej kilku zdaniach. Autor podaje tutaj na tyle dokładny na ile jest to możliwe przebieg życia danego zbójnika: jak zaczęła się jego kariera, jak przebiegała oraz czy został pojmany i stracony. Dodatkowo przy każdym Bartłomiej podaje jedną lub kilka opowieści o nich. Z nich możemy wyłonić jeden obraz pasujący do większości bohaterów: byli to przede wszystkim dobrze zbudowani mężczyźni, często wykształceni (jak w przypadku Janosika lub Oleksego Dobosza). Najczęściej rabowali bogatych panów którzy swych chłopów gnębili, a to co zrabowali rozdawali najbiedniejszym mieszkańcom okolicznych wsi (Ondraszek). Często zbójnicy posiadali również coś dzięki czemu stawali się niezwyciężeni na przykład: ciupaga która zawsze dosięgała swojego celu, pistolety które nigdy nie chybiały lub pas który sto razy silniejszym czyni noszącego itp. Gdy zostali pojmani najczęściej zostawali poddawani przesłuchaniom, które miały zmusić ich do wydania swoich kompanów lub ujawnienia miejsca, w którym mieli ukryte skarby. Podczas wydobywania zeznań najczęściej używano takich metod tortur jak: łamanie kołem, zdzieranie pasów, odcinanie kończyn, a na końcu najczęściej harnasie kończyli powieszeni na szubienicy (Marko Hatala) lub na haku wbitym w żebra (Janosik).
Co wydaje się interesujące w książce to to...
Do dalszej części recenzji zapraszam na bloga:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2015/04/czas-zostac-zbojnikiem.html
Jak świat długi i szeroki pełen jest ludzi, którzy nie zgadzają się ze złą władzą panującą w danym kraju bądź jego rejonie. Miedzy innymi takim bohaterem ludu, który bogatych rabował, a biednym dawał był Robin Hood. Który w średniowiecznej Anglii grabił bogatych w lesie Sherwood i choć jest postacią fikcyjną przetrwał w podaniach aż po dziś. Drugim przykładem może być...
więcej mniej Pokaż mimo to
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/06/achtung-poszukiwany-prezydent-von-dyzma.html
Czy jest ktoś, kto nie zna Nikodema Dyzmy, bohatera książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza? Jeśli nie z książki, to chociażby z filmu, w którym rolę Dyzmy grał Adolf Dymsza lub z serialu, w którym mogliśmy zobaczyć w jego roli Romana Wilhelmiego. Kilka lat temu wyszedł również film nawiązujący do przygód tego cwaniaczka z Pragi – „Kariera Nikosia Dyzmy”. W nim w tytułową rolę wcielił się Cezary Pazura, a cała fabuła została przeniesiona w czasy współczesne. Ostatnio na rynku pojawiła się też pozycja książkowa nawiązująca do dzieła Dołęgi-Mostowicza, "Prezydent von Dyzma".
Za ponowne przeniesienie Dyzmy do książki odpowiedzialny jest Marcin Wolski – polski pisarz, dziennikarz i satyryk. Ma on na swoim koncie słuchowiska radiowe „Laboratorium nr 5”, „Świnka” oraz był współautorem programu „Polskie Zoo”. Jest on autorem wielu książek i zbiorów opowiadań jak między innymi: „Mocarstwo”, „Wallenrod” i „7:27 do Smoleńska” , książki nawiązującej do wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Powieść „Prezydent von Dyma” jest jego przedostatnim dziełem w dotychczasowej twórczości.
Wojna powoli dobiega końca. Niemcy już czują, że cała sprawa jest przegrana, sowieci podchodzą coraz bliżej Generalnej Guberni. Adolf Hitler w swojej Małej Kancelarii przyjmuje trzech gości, dla których ma specjalną misję z cudowną nagrodą. Opisuje im swój plan jak można jeszcze wszystko uratować. Jedyne co trzeba zrobić, to namówić Polaków do wspólnej walki przeciwko sowietom. Lecz by to uczynić trzeba znaleźć charyzmatycznego przywódcę dla Polaków. Kogoś, komu uda się ich przekonać do tego, by przyłączyli się w walce do Trzeciej Rzeszy. Wybór pada na Nikodema von Dyzmę – przedwojennego karierowicza. Jest tylko jeden problem. Podczas napaści na Polskę zniknął on bowiem bez śladu.
Wojna powoli dobiega końca. Niemcy już czują, że cała sprawa jest przegrana, sowieci podchodzą coraz bliżej Generalnej Guberni. Adolf Hitler w swojej Małej Kancelarii przyjmuje trzech gości, dla których ma specjalną misję z cudowną nagrodą. Opisuje im swój plan jak można jeszcze wszystko uratować. Jedyne co trzeba zrobić, to namówić Polaków do wspólnej walki przeciwko sowietom. Lecz by to uczynić trzeba znaleźć charyzmatycznego przywódcę dla Polaków. Kogoś, komu uda się ich przekonać do tego, by przyłączyli się w walce do Trzeciej Rzeszy. Wybór pada na Nikodema von Dyzmę – przedwojennego karierowicza. Jest tylko jeden problem. Podczas napaści na Polskę zniknął on bowiem bez śladu.
Jednak na znalezieniu Dyzmy zależy nie tylko nazistom. Do wyścigu dołącza również druga strona. Tu odnaleźć Nikodema postanawia jego przybrana córka – Katarzyna Kunicka, a pomagał jej będzie samozwańczy brytyjski agent James Blond (brzmi bardzo podobnie do pewnego agenta, prawda?) oraz jej matka - Nina.
Warto też wspomnieć o postaciach, które na zlecenie między innymi trzech nazistów ruszają w pościg i rozpoczynają poszukiwania. Mamy tu kilka takich, które swoimi nazwiskami i tym, czym się zajmują albo co robią przypominają bohaterów innych polskich produkcji – na przykład bohaterów seriali i filmów wojennych. Postaci tych nie będę wypisywał, ponieważ sądzę, że zdradzając je odebrałbym innym całą zabawę. Aczkolwiek są tu również postacie dobrze nam znane z kart historii, między innymi Otto Skorzeny.
Uwielbiam poczucie humoru Marcina Wolskiego. Również to w jaki sposób udaje mu się połączyć fikcję z rzeczywistością, jak losy bohaterów znanych z historii przeplatają się z losami bohaterów seriali (a tych tu pełno) lub całkiem wymyślonych przez pisarza. Dodatkowo mamy ciekawie zbudowaną akcję, a fragmenty z retrospekcją Dyzmy tworzą fajny klimat Warszawy. Książka jest dobrym sposobem na spędzenie dwóch wieczorów, można się przy niej zrelaksować, odpocząć i często pośmiać.
"Prezydent von Dyzma" to po prostu dobrze napisana powieść akcji.
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/06/achtung-poszukiwany-prezydent-von-dyzma.html
Czy jest ktoś, kto nie zna Nikodema Dyzmy, bohatera książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza? Jeśli nie z książki, to chociażby z filmu, w którym rolę Dyzmy grał Adolf Dymsza lub z serialu, w którym mogliśmy zobaczyć w jego...
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/12/czarna-bandera-mocna-jak-rum-morska.html#more
Jacek Komuda do niedawna wydawał mi się autorem monotematycznym. Czytałem jego książki i zastanawiałem się czy umie on pisać, o czymkolwiek innym niż Rzeczpospolita Szlachecka. Komuda jest znany z tego typu książek, jak choćby traktujące o losach z Jacka Dydyńskiego, pewnego Polskiego szlachcica. Więc gdy dorwałem w ręce tę książkę, na samym początku nie mogłem uwierzyć, kto to napisał.
„Czarna Bandera” to zbiór sześciu opowiadań na temat pirackich przygód, bitew, abordaży, rumu i wielu barwnych bohaterów. Już od samego początku autor serwuje czytelnikom świetny tekst. Każde następne opowiadanie, choć niełączące się ze sobą zaciekawia i wciąga czytelnika.
Cykl rozpoczyna się od „Sześćset centnarów piekła”, w których czytelnik pozna kapitana Wallisa dowodzącego zadłużonym u wielu ludzi okrętem Speedy Fortune. I już na samym początku można poznać jednego z największych wierzycieli kapitana, który bez skrupułów chce wymienić dług marynarza na jego palce (marynarz bez palców niewiele zdziała). Lecz Piet, bo tak ma na imię Holender, któremu to Wallis winien jest pieniądze, ma akurat dobry dzień i wysuwa pewną propozycję. Kapitan musi dostać się do pewnego rozbitego statku, na którym znajduje się prawdziwe bogactwo w postaci cynamonu, wanilii i złota. Wallis będąc bliski utraty palców nie zastanawia się długo i przyjmuje układ. Leczy, gdy całą załogą docierają na statek odkrywają, że działo się na nim coś dziwnego. Coś, co znowu wyciąga swoje szpony, lecz tym razem po załogę Speedy Fortune i jej kapitana.
Kapitan John Bartholomeu Rackham, przez swoich kamratów zwany Johny Szczęściarz, jest główną postacią z historii „Oprawca”. Na samym początku leży w bali pełnej wody z jedną z pań lekkich obyczajów. Wtedy, gdy sytuacja zaczyna być napięta, okazuje się skąd ten przydomek się wziął. John ucieka przed dwoma wykiwanymi przez siebie korsarzami. Gdy już mu to się udaje, trafia do tawerny pewnego Gdańskiego Żyda prowadzącego w Port Royal jedną z karczm. Dopiero tu zaczyna się historia, od której nie da się oderwać. Johny zostaje namówiony przez wspólnika i Żyda do tego by wyruszyć na z pozoru łatwą misję - ograbienia jednego ze statków wiozących złoto z podatków. Wtedy, gdy już wszystkim wydaje się, że będzie to jedno z prostych i szybkich robót, pojawia się pewien problem. To nie ten statek! Po krótkiej bitwie morskiej kapitan postanawia odpłynąć, lecz dziwna łajba czas podąża za nimi. Statek, chociaż większy i cięższy od tego, którym kieruje Rackham płynie tak samo szybko i jest ciągle za nimi. Co to za statek? I czemu tak zacięcie goni Szczęściarza o tym sami już doczytacie. Ja tylko powiem, że warto.
Peter Billings jest zwykłym pomocnikiem w karczmie - pilnuje by panował w niej porządek a także opiekuje się dziewczynkami szukającymi klientów. Ale skrywa pewną dobrze ukrywaną tajemnicę… Nie zawsze nazywał się Billings, przed ponad piętnastoma laty nosił dumnie nazwisko swego ojca: Vanes. Jednak przez to, że ojciec Petera przy budowie największego okrętu swoich czasów popełnił błąd, cały statek poszedł na dno. Peter został zmuszony do opuszczenia swojego domu i prowadzenia nędznego życia w podrzędnych tawernach. Vanes pewnego dnia spotyka pewnego mrocznego człowieka, który wyjawia mu, że statek zatonął przez sabotaż a nie z winy jego ojca. Peter decyduje się przywrócić dobre imię rodziciela i wyrusza do zatopionego wraku by szukać dowodów. To, co tam odkryje, przejdzie jego największe oczekiwania. Tajemnica zostanie rozwiana w historii "Ark Raleigh".
„Czarny Heban” odstaje nieco od innych historii, brak tu tematyki pirackiej. Tekst ten ukazuje proceder handlu niewolnikami. Opowiadanie zaczyna się od dobitego przez kapitana statku z niewolnikami targu z jednym z kacyków plemienia Oyo. Głównym towarem są członkowie innych plemion. I wszystko miało być jak zawsze - mieli dobić targu za niewielką cenę i odpłynąć szukając kupców na drugim kontynencie. Tym razem kacyk ma coś specjalnego – ludzi z plemiona Mandingo: wysokich, umięśnionych i wytrzymałych. W trakcie podróży okazuje się, że to wcale nie Mandingo, a plemię Felupów.
Cóż to za grupa?
Co znaczą ich pieśni?
I co czeka załogę statku?
Co można zrobić z podżegaczem buntu na statku? Można go przeciągnąć pod kilem lub powiesić na marsrei. Można też spuścić delikwenta w szalupie na pełne morze z małym zapasem wody i sucharów. W opowiadaniu „Lodowy szkwał” autor ukazuje grupę 8 buntowników ze statku Lion, którzy po nieudanym buncie zostają pozostawieni sami sobie na morzu. Gdy na szalupie zaczyna brakować wody, rozpoczyna się dyskusja, kto z tej 8 ma zostać usunięty z grona żywych dając reszcie kilka godzin więcej na przeżycie i czekanie w nadziei na jakikolwiek statek, który ich ocali. Lecz żaden nie przypływa, a życie czterech buntowników ma dobiec końca, na horyzoncie pojawia się coś białego. Załoga już myśli, że dotarła do statku, ale okazuje się, że to nie okręt, a jedna wielka góra lodowa. Co tam odkryją? Tego już Wam nie powiem.
Któż z nas nie marzyłby odnaleźć magiczne Eldorado? Ilu młodych chłopców i dziewcząt oglądając bajki marzyło, by wyruszyć w magiczną podróż do Ameryki i odkryć to zaginione miasto? Taki plan ma bohater „Na szlaku chwały, krwi i złota”. Dampier to kapitan jednego ze statków pirackich. Chce on wyruszyć na ląd w poszukiwaniu Złotego Miasta. Najpierw musi przekonać cała załogę do swojego pomysłu i namówić ich na pełną niebezpieczeństwa wyprawę w głąb lądu. Czy w końcu uda się komuś odnaleźć Eldorado? Zobaczycie sami.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią morze, pojedynki na kordelasy, strzały z broni prochowej i przygody z wielką ilością krwi. Po jej lekturze uważam, że Jacek Komuda potrafi pisać nie tylko o Polsce szlacheckiej, ponieważ ta książka wyszła mu świetnie. Osobiście polecam ją każdemu. Nie przejmuj się, jeśli nie umiesz pływać i boisz się wody – tu ją pokochasz.
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/12/czarna-bandera-mocna-jak-rum-morska.html#more
Jacek Komuda do niedawna wydawał mi się autorem monotematycznym. Czytałem jego książki i zastanawiałem się czy umie on pisać, o czymkolwiek innym niż Rzeczpospolita Szlachecka. Komuda jest znany z tego typu książek, jak...
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/02/carska-manierka.html
Andrzej Pilipiuk jest najpłodniejszym Polskim pisarzem fantastyki. Najbardziej znany jest z dwóch wielotomowych serii: o przygodach Jakuba Wędrowycza oraz „Oko Jelenia” i niedawno rozpoczętej „Wampira z M3”. Dodatkowo jest on odpowiedzialny za dwie trylogie: „Kuzynki” i „Norweski Dziennik”. Ciekawą pozycją w jego dorobku jest też „Operacja Dzień Wskrzeszenia”, w której porusza tematykę podróży w czasie. Lecz kreatywność i różnorodność autora najlepiej można poznać przez jego cykle opowiadań których do tej pory zostało wydanych sześć. „Carska Manierka” jest ostatnią książką spod ręki autora i najnowszym zbiorem opowiadań o przygodach nowych oraz znanych bohaterów z poprzednich antologii.
Każda kariera musi się kiedyś zacząć, a "Manierka" jest opowiadaniem o początkach pierwszego bohatera w zbiorze. Robert Storm znany z poprzednich książek autora (Szewc z Lichtenrade) rozpoczął swoją przygodę z zagadkami od poszukiwania złota w rzece Szarej i pewnej historii opowiedzianej przez wuja. Opowiadanie można podzielić na dwie części: poszukiwanie złota przez młodego Storma i rozwikłanie zagadki carskiej manierki. Historia spodoba się najbardziej tym, którzy ciekawi są początków kariery Storma i tak jak ja byli zainteresowani jak to się wszystko zaczęło. Moim zdaniem lepiej nie można było zacząć tej antologii.
Do Roberta Storma zgłaszają się różni ludzie i proszą o pomoc w odnalezieniu rzeczy z przeszłości. Tym razem z problemem zgłosił się policjant. Akurat zajmuje się on sprawą napadu na autora wystawy w jednej z galerii i chociaż sprawca został schwytany, coś mu w całej tej sprawie nie pasuje. Storm po wysłuchaniu kolegi ma to samo odczucie i zaczyna kolejne śledztwo. Tym razem bardzo krótkie, ale jak zawsze ciekawe. Dodatkowym smaczkiem w „Czarnych parasolach”, jak i również w poprzednich z udziałem Roberta są jego relacje, a dokładniej randki z Martą, które zawsze mnie bawią.
W Warszawie podobno działa pewne stowarzyszenie o którym mało kto wie, a jak wie za dużo, może się to dla niego źle skończyć. Dom Czterech Liści stara się coś odnaleźć, szuka tego w mogiłach żołnierzy, lecz potrzebny jest ktoś kto wskaże tę odpowiednią. Dlatego organizacja przez podstawionego człowieka wynajmuje jednego z warszawskich szukaczy – Roberta Storma. Robert nieświadomy swojego prawdziwego pracodawcy przyjmuje zlecenie, lecz po rozmowie z innym członkiem swojego nieformalnego cechu wszystko się zmienia. Co z tego wyniknie i czego tak naprawdę poszukuje bractwo, o tym przeczytacie w opowiadaniu „Na dnie mogiły”.
Czasem zdarza się tak, że ludzie przechowują w domach rzeczy przez które mogą zginąć, bo ujawnienie tego co się w nich znajduje za dużo by kosztowało. Pan Wojciech właśnie do takich należy, a że ma bardzo cenne znalezisko przeczuwa że jego czas w końcu dobiegnie końca. Jest świadomy że tylko jednej osobie może zaufać i przekazać skarb. Swoją tajemnicą dzieli się z Robertem Stormem który obiecuje po śmierci zająć się tym albumem. Lecz nie wszystko idzie zgodnie z planem, gdy przybywa on do mieszkania staruszka już ktoś tam na niego czeka. Strasznie spodobało mi się opowiadanie „Album” a najbardziej dialogi miedzy bohaterami.
W „Miodzie umarłych” po pomoc do Roberta zgłasza się znowu jego kolega z klasy, policjant Piotrek. Tym razem do rozwikłania jest sprawa prowadzona przez krewnego Piotra w Chełmie. Z jednej z mogił z ciałami powstańców giną głowy, a w szpitalu jakiś czas potem umiera dwóch meneli, jednemu z nich przed śmiercią udaje się wyjęczeć – trzmieli miód. Trójka bohaterów już na samym początku wpada na pomysł że te sprawy coś łączy. Rozpoczyna się śledztwo w którym Robert wystąpi jako konsultant historyczny. Dodatkową perełką i moim ulubionym fragmentem opowiadania jest podróż do Chełmna gdzie Piotrek uczy i radzi Robertowi jak powinien postępować z Martą i innymi kobietami.
„Śmierć pełna tajemnic” jest pierwszym opowiadaniem w antologii, gdzie nie ma postaci Roberta Storma. Historia tym razem skupia się na bardzo lubianym przeze mnie doktorze Skórzewskim. Doktor po szczęśliwej ucieczce z opanowanej wojną domową Rosji osiada w Warszawie, w której pracuje w swoim zawodzie, jednak musiał on porzucić swoje marzenia o badaniach, gdyż w Rosji został cały jego majątek. Skórzewski podczas badania jednego z pacjentów dowiaduje się że Aleksander, którego uznał za zmarłego, żyje i jest listonoszem w pewnym małym miasteczku. Doktor bez chwili zastanowienia postanawia wyciągnąć kuzyna (którego czytelnik może znać z antologii „Szewc z Lichtenrade”) z piekła na ziemi, którym jest Rosja opętana wojną domową. Opowiadanie jak wszystkie o doktorze strasznie wciąga i zaskakuje tym co autor wymyślił.
Góra Ararat jest podobno miejscem, gdzie osiadła Arka Noego zaraz po potopie. Jest też miejscem akcji kolejnego opowiadania „Tajemnica Góry Bólu”. Właśnie tam wybiera się ekspedycja, której organizatorami są dwaj znani już bohaterowie – doktor Skórzewski i Aleksander. Wyprawa ma za cel odnaleźć biblijną Arkę, lecz Aleksander znowu nie mówi wszystkiego wujowi. Już na samym początku okazuje się, że nie są tam sami, a Turcy bardzo interesują Aleksandra.
W dawnych czasach by móc spotykać się z kobietą, a później się z nią ożenić, trzeba było spodobać się jej opiekunowi, a najczęściej spełnić jego wymagania. A Marek dostał najtrudniejsze zadanie na świecie, no ale czego to nie robi się z miłości. Jego zadanie to oczyszczenie Kolumba z oskarżeń o zniszczenie całego świata. Ale przez to że nie wie jak ma się za to zabrać, rusza w Polskie góry szukać minerałów dla jednego z kasztelanów. Wraz z pewnym 15-letnim przewodnikiem podczas wyprawy trafiają na pewne zagrożenie. Czy Markowi uda się otrzymać rękę wybranki? Sami przeczytacie w opowiadaniu "Rehabilitacja Kolumba".
Pilipiuk po raz kolejny nie zawodzi moich oczekiwań, opowiadania w tej antologii są utrzymane na wysokim poziomie. Każde z nich wciąga, zaskakuje, a ja w wielu przypadkach nie mogę się doczekać jak zaskoczy mnie tym razem autor zakończeniem i nie mogę się oderwać od książki. Tym razem autor skupia się w większości na przygodach Roberta Storma którego jestem wielkim sympatykiem. Uwielbiam sposób w jaki rozwiązuje swoje zagadki oraz to jak wyglądają jego stosunki z Martą. W zbiorze mamy także mojego ulubionego bohatera z innych antologii, czyli doktora Skórzewskiego - tym razem niestety dwa opowiadania lecz obydwa bardzo dobre i jak zawsze bardzo wciągające. Na koniec Andrzej Pilipiuk serwuje nam coś kompletnie innego niż poprzednie opowiadania i jak dla mnie jak by tego opowiadania nie było antologia by nić nie straciła, a może i zyskała. Książkę jak wszystkie zbiory opowiadań autor bardzo polecam i uważam że nudzić się przy niej nie będzie.
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/02/carska-manierka.html
Andrzej Pilipiuk jest najpłodniejszym Polskim pisarzem fantastyki. Najbardziej znany jest z dwóch wielotomowych serii: o przygodach Jakuba Wędrowycza oraz „Oko Jelenia” i niedawno rozpoczętej „Wampira z M3”. Dodatkowo jest on odpowiedzialny za...
Czy zadaliście sobie kiedykolwiek pytanie, co by było gdybym mógł cofnąć się do przeszłości?? Ilu z nas chciałoby się teraz przenieść o kilka lat w tył by naprawić swoje błędy? Albo skoczyć do średniowiecza by dowiedzieć się jak wyglądał zamek w Ciechanowie lub jak żyło się, gdy za sąsiada miało się Krzyżaków. A może by poznać swoich przodków zobaczyć, jacy oni byli w młodości?
W literaturze temat podróży w czasie istnieje już długo. Wykorzystał go w literaturze, jako pierwszy Herbert George Wells w powieści „Wehikuł czasu”, która to ukazała się pierwszy raz w sprzedaży w roku 1895. W książce tej główny bohater ogłasza znajomym podczas obiadu, że wynalazł wehikuł pozwalający podróżować w czasie. Przenosi się do roku 802 701 gdzie spotyka Elojów, rasę żyjącą w małych grupach i żywiącą się tylko owocami. Którzy przez wieki w wyniku ewolucji przystosowali się do życia w świecie gdzie siła i intelekt nie są potrzebne.
Ale Elojowie nie są jedynymi mieszkańcami planety. Zamieszkują ją jeszcze Morlokowie. Są to postacie z wyglądu przypominające małpy i zamieszkujące podziemia planety. Dzięki poznaniu tych 2 ras nasz bohater wysuwa teorie, że nasza cywilizacja zmieniła się w dwie rasy, osoby żyjące bez pośpiechu stały się mało zaradnymi Elojami, a klasa robotnicza stała się brutalnymi Morlokami. Odkrywa on z czasem też, że Morlokowie żywią się Elojami.
Podróżnik następnie przenosi się o kolejne 30 milionów lat gdzie na ziemi widzi osobniki podobne do krabów. Chodzą one po czerwonej planecie by złapać motyle. Podróżnik podróżuje dalej widzi jak powoli ziemia zaczyna zwalniać, a za razem powoli umiera na niej wszystko.
Po powrocie do swoich czasów podróżnik opowiada o tym, co widział, a na potwierdzenie swoich słów pokazuje im dwa kwiaty, które dostał od Weendy. Właśnie tą książką w literaturze zaczęła się przygoda z podróżami w czasie, które cały czas są tematem wielu książek SF.
Ale nie tylko w literaturze ten motyw jest tak popularny. Również wiele filmów powstało na temat. Z tego, co wiem „Wehikuł czasu” doczekał się 2 adaptacji filmowych w roku 1960 i 2002. Ale w Polsce najbardziej znana jest seria filmów „Powrót do przyszłości” Roberta Zameckisa. Gdzie w komediowy sposób pokazane są przygody nastolatka Marty McFly i doktora Emmetta Browna, którzy to za pomocą przerobionego przez doktora, DeLoreanem podróżują w czasie.
We wszystkich częściach mamy możliwość oglądania tego jak łatwo można zmienić historie. Jak kilka złych decyzji podczas podróży w przeszłość, zmienia naszą teraźniejszość i jak trudno potem to odkręcić.
Polskim autorom temat ten obcy nie jest. Jednym z takich pisarzy ku mojemu ogromnemu zdziwieniu jest Andrzej Pilipiuk. Tak dobrze sobie przypominasz to ten od Jakuba Wędrowycza. Pilipiuk nazywany „Wielkim Grafomanem” nie tylko z przygód bimbrownika znany jest. Jest on także twórcą czterech bez Jakubowych serii książek „Norweski dziennik”, „Kuzynki”, „Oko jelenia” i „Wampir z M3” oraz 5 książek, które są zbiorami opowiadań autora, miedzy innymi o przygodach doktora Pawła Skórzewskiego.
Więc ogromne było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem książkę autorstwa Wielkiego Grafomana, która nie wchodziła w skład żadnego cyklu, ani nie była zbiorem opowiadań, tylko jedną oddzielną i tak inna od wszystkiego, co wcześniej tworzył ten autor. Dla mnie osobiście ta książka też jest wyjątkowa gdyż przygodę z nią zaczynałem dokładnie 4 razy i dopiero 4 okazał się szczęśliwy i do końca doczytany.
Co do książki zaskoczyła mnie tematyka, która podejmuje w niej autor. Jakoś nigdy nie połączyłbym Pilipiuka z podróżami w czasie no, ale widać w polskiej literaturze wszystko jest możliwe. A ten autor po prostu nie boi się żadnego tematu i jak widać po jego innych książkach na każdy pisze ciekawie, interesująco i z duża dawka świetnego humoru.
Książka zaczyna się niespodziewanym atakiem terrorystycznym na bazę z rakietami taktycznymi, oczywiście nielegalnie zbudowaną przez Polaków, dodatkowo rakiety uzbrojone są w broń atomowa. Ten atak a raczej jego następstwa wywołują 3 wojnę światową, cały świat jest zniszczony, przeżył mały procent ludzi, a do tego nad Polska dalej są rejony bardzo napromieniowane i nienadające się do zamieszkania. I co warto wspomnieć akcja książki zaczyna się w lipcu 2012 roku. (Książka pierwszy raz została wydana w 2006 r.)
I już na samym początku autor przenosi nas w czasie o 2 lata mamy rok, 2014 gdy wojny już nie ma. Tutaj w zrujnowanej Polsce, a dokładnie gdzieś ukryta w Warszawie jest tajna baza, o której wie tylko wąskie grono ludzi mających władzę w kraju. Prace w instytucie nadzoruje i jest ojcem całego przedsięwzięcia Profesor Rawicz. A nasi bohaterowie to uczniowie szkół ponadgimnazjalnych lub studenci, czyli ludzie w bardzo młodym wieku gdyż jedynie oni nadają się do wykonania tytułowej „Operacji Dzień Wskrzeszenia”. Naszymi głównymi bohaterami jest właśnie 5 młodych ludzi, którzy po wielu testach zostali wytypowani, jako najlepsi z obecnie żyjących.
Zadaniem tej małej grupy nastolatków jest pozbawienie płodności jednego z przodków poprzedniego prezydenta Polski Pawła Citko. Lecz to zadanie nie jest proste, jedną z przyczyn jest to, że wehikuł czasu, który stworzył profesor Rawicz nie jest precyzyjny i czasem zdarza się, że podróżnik jest przenoszony gdzie indziej niż planowano. Drugą stanowi to, że Polska w roku 1886 roku była pod okupacją Rosyjska a po ulicach Warszawy grasowały patrole kozackie i Ochrana.
Osobiście w tej książce najbardziej podoba mi się obraz Warszawy, która jest pokazana w 3 momentach: w roku 1624 gdy panuje w niej dżuma, 2014 gdy już wojna się skończyła i pod zaborem Rosyjskim w 1886 roku. Pilipiuk bardzo dokładnie oddał rozkład ulic i tego jak wyglądała dawna Warszawa. Już dla samych tych opisów warto sięgnąć po tą książkę. Pozytywnie odbieram to jak autor poprzez swoich bohaterów opowiada nam, co było kiedyś, miedzy innymi tam gdzie teraz stoi dworzec Warszawa Gdańska. Też ciekawostka jest to jak dzięki temu, co robią nasi bohaterowie w przeszłości zmienia się przyszłość.
Książka już od samego początku ma dobrą akcje, dużo historii i ciekawą wizje losów naszego kraju. Wiec uważam, że „Operacja Dzień Wskrzeszenia” to bardzo dobra intrygująca rozrywka.
Wiec, jeśli cie zainteresowało to jak wyglądała Warszawa naszych przodków zapraszam do:
Operacja Dzień Wskrzeszenia
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/08/zapraszam-na-podroze-w-czasie.html
Czy zadaliście sobie kiedykolwiek pytanie, co by było gdybym mógł cofnąć się do przeszłości?? Ilu z nas chciałoby się teraz przenieść o kilka lat w tył by naprawić swoje błędy? Albo skoczyć do średniowiecza by dowiedzieć się jak wyglądał zamek w Ciechanowie lub jak żyło się, gdy za sąsiada miało się Krzyżaków. A może by poznać swoich przodków zobaczyć, jacy oni byli w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Polska Ludowa jawi mi się, jako relikt przeszłości, element historii. Jestem dzieckiem urodzonym w pierwszych dniach wolności. Więc o PRL-u dowiaduje się z opowieści rodziców, wujków i dziadków oraz lekcji historii. Ówczesne czasy wyobrażam sobie, jako okres tak nie realny, że gdybym nie wiedział, że tak było, po prostu bym w to nie uwierzył. Wszystko na kartki, ciągłe kolejki i pomarańcze jedynie na święta – szary świat. Ale w opowieściach starszych ode mnie często pojawia się kilka kolorowych elementów, rzeczy, które rozjaśniały życie ówczesnych dzieciaków. Jedną z nich były komiksy dodawane do „Świata Młodych”, a później wydawane, jako oddzielne książki.
Przede wszystkim historyjki o losach dwóch chłopców, którzy za wszelką cenę starają się uczłowieczyć szympansa – przygodach Tytusa, Romka i A’tomka – autorstwa Henryka Jerzego Chmielewskiego. A „Żywot człeka zmałpionego” jest jego autobiografią, o której dziś kilka słów.
„Żywot człeka zmałpionego” jak wyżej wspomniałem to autobiografia jednego z największych polskich ilustratorów – Henryka Jerzego Chmielewskiego – Papcia Chmiela. To właśnie Papcio w szarej i nudnej rzeczywistości Polski Ludowej umilał i ubarwiał życie wielu z ówczesnych dzieciaków. Wszystko za sprawą stworzonego przez niego tria – Tytusa, Romka i A’tomka. Komiksy opowiadające o próbach uczłowieczenia szympansa, goszczą u czytelników do dziś. Jestem ich wielkim fanem i w dzieciństwie wiele godzin spędziłem na czytaniu „Tytusów”.
Ale jeśli ktoś jednak nie zna Tytusa, Romka i A’tomka śpieszę z wyjaśnieniami. 22 Października 1957 w 85 numerze „Świata Młodych” ukazuje się po raz pierwszy komiks „Romek i A’tomek”. Od tamtej pory regularnie gości on przez wiele lat na łamach tego magazynu. Kilka lat później w 1966 roku na świat wychodzi pierwsza księga przygód trójki bohaterów. Od tamtej pory do dziś powstało ponad trzydzieści tomów o historiach uczłowieczenia Tytusa de Zoo.
Chociaż na Tytusie i spółce skupia się większa część książki, całość zaczyna się od historii Papcia przed Tytusowej ery, o tym jak zaczynał pracę w redakcji „Świata Młodych” oraz jego losach podczas nauki, która umożliwiła mu pracę, jako redaktorowi. Kilka rozdziałów poświęcone zostało również podróżach autora między innymi do Stanów Zjednoczonych, wtedy raju i ziemi obiecanej dla każdego emigranta.
Ciekawym elementem, jaki do autobiografii dodał Papciu Chmiel jest wpuszczenie i danie możliwości wypowiadania się Tytusowi de Zoo. Dodaje to książce zabawnego tonu, a wypowiedzi szympansa nie jednego czytelnika mocno rozbawią. Zabieg ten jest moim zdaniem najlepszym, co autor mógł w tej pozycji zrobić. Już sam wstęp stworzony przez Tytusa de Zoo jest rewelacją. Czytelnik od pierwszej strony wybucha śmiechem. Do książki zostały również dodane listy czytelników, ówczesnych dzieci teraz dorosłych statecznych osób.
Godnym zaznaczenia są ilustracje i zdjęcia. Umieszczone praktycznie na każdej stronie umilają czytanie i pozwalają na moment oderwać się od słowa pisanego. Zdjęcia dodatkowo dają możliwość zobaczenia Papcia Chmiela prywatnie, ukazują go nie tylko podczas spotkaniach z fanami, ale również jego życie prywatne jak i podróży po świecie.
Nie obyło się jednak bez kilku mniejszych lub większych wpadek...
Do reszty recenzji zapraszam na bloga:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2017/02/zywot-czeka-zmapionego.html
Polska Ludowa jawi mi się, jako relikt przeszłości, element historii. Jestem dzieckiem urodzonym w pierwszych dniach wolności. Więc o PRL-u dowiaduje się z opowieści rodziców, wujków i dziadków oraz lekcji historii. Ówczesne czasy wyobrażam sobie, jako okres tak nie realny, że gdybym nie wiedział, że tak było, po prostu bym w to nie uwierzył. Wszystko na kartki, ciągłe...
więcej Pokaż mimo to