-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2021-08-26
2019-10-13
Czasami na mojej drodze pojawiają się książki, do których przeczytania sama nie do końca wiem czemu się zabrałam. Jakiś impuls, iskra, błysk, który powoduje, że ręka jest szybsza niż analiza myślowa czy na pewno to dla mnie. "Księga Arona" była jedną z nich. Najpierw podjęłam decyzję, że chcę i muszę przeczytać. Potem doczytałam notkę z okładki, która z jednej strony tę chęć podwoiła, a z drugiej czułam niepokój czy oby to dobry pomysł. A jeśli będę żałować? Albo nie przebrnę? Jednak usiadłam, wzięłam książkę do ręki i zaczęłam pierwszą stronę, drugą, trzecią...
Aron to zaledwie ośmioletni chłopiec, który wraz z rodziną przeprowadza się z małej polskiej wioski do zatłoczonej Warszawy. Jego ojciec podejmuje pracę w fabryce, a chłopczyk zaprzyjaźnia się z Lutkiem, który zdradza mu tajemnice podwórkowego życia.
Jego szanse na szczęśliwe życie przekreśla wybuch II Wojny Światowej. Opaski Dawida, kradzieże i strach przed niemieckimi mundurami stają się codziennością wielu ludzi. Nie mija wiele czasu, gdy świat Arona zostaje zmniejszony do murów zamkniętego getta.
"Na bramach do getta zawisły ostrzeżenia o zagrożeniu epidemią. Rodzice przestali odwiedzać dzielnice za murem i mnie też przykazali, żebym tam nie chodził."*
By przeżyć chłopiec musi podejmować okrutne decyzje, z których wagi często nie zdaje sobie sprawy.
W momencie, gdy traci bliskich trafia pod opiekę Janusza Korczaka, który stara się na nowo obudzić w chłopcu człowieczeństwo.
Wydawałoby się, że to kolejna już w tym roku pozycja o II Wojnie światowej, o obozach koncentracyjnych, gettach i innych tego typu miejscach i wydarzeniach. Po części się zgodzę, a po części nie. Ta książka ze zdwojoną siłą trafia w ludzkie serce i myśli z powodu zabiegu, jakiego dokonał tu autor Jim Shepard. O co chodzi? Opisana przez niego historia opowiadana jest z punktu widzenia dziecka. Małego żydowskiego chłopca, który nie do końca świadom jest tego, co sie dzieje i tego, co sam robi. Arona, który od najmłodszych lat pozbawiony jest dzieciństwa, a nawet człowieczeństwa. To odhumanizowane czasy niemieckiego terroru, czasy tuż przed wojną oraz w jej trakcie.
"Księga Arona" to jedna z tych trudnych, niezwykle przejmujących książek, ale pod warunkiem, że poświęci się jej czas i myśli. Przeczytana "po łebkach" nie ruszy nikogo, nie tknie czułej struny w sercu, nie przekaże tego, co ma schowane w swych czeluściach. Mam wrażenie, że dużo osób tę powieść pominie, przejdzie obok niej obojętnie lub zacznie i nie skończy, bo stwierdzi, że trzeba się poświęcić. Tak, trzeba. Takie lektury powinien znać każdy. Nie ważne czy są one częściowo fikcją, czy są na faktach, ważniejsze jest to, że o tym się mówi. To był wstrętny i okrutny czas dla ogromnej ilości ludzi. A to, że akcja tej powieści dzieje się w Warszawie, dodatkowo powinno nas Polaków zachęcić do poświęcenia jej swojego czasu. Nawet jeśli nie jest idealna, jeśli ma niedociągnięcia czy chaotyczne momentami dialogi.
* - Cytat z "Księga Arona" Jim Shepard, str. 57
Czasami na mojej drodze pojawiają się książki, do których przeczytania sama nie do końca wiem czemu się zabrałam. Jakiś impuls, iskra, błysk, który powoduje, że ręka jest szybsza niż analiza myślowa czy na pewno to dla mnie. "Księga Arona" była jedną z nich. Najpierw podjęłam decyzję, że chcę i muszę przeczytać. Potem doczytałam notkę z okładki, która z jednej strony tę...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-31
Od czasów dawien dawnych, czyli historycznych moim największym wrogiem była właśnie historia. Nie ważne pod jaką postacią - film, książka czy po prostu opowieść. Uciekałam, zatykałam uszy, zasłaniałam oczy. Mając coś koło 3 latek, przespałam mojemu tacie na ramieniu wycieczkę na Panoramę Racławicką - to chyba były pierwsze oznaki mojej antypatii do tej tematyki. Szczególnie że chwilę później w zoo latałam jak głupia. Dziś sprawa wygląda inaczej i to za sprawą jednej tylko osoby. Kuzyn wciągnął mnie w wir książek historycznych. I choć czytam tylko te wybiórcze, to robię to z ogromną ochotą. A gdybyście powiedzieli jakieś 4 lata temu, że będę czytać książki o Bolesławie Chrobrym, o Polskim Imperium czy czasach II Wojny Światowej to najnormalniej w świecie zaczęłabym się śmiać.
"Narodziny potęgi" to moja druga książka Michaela Morysa Twarowskiego. Znam już jego styl, który swoją drogą bardzo polubiłam za przystępny język i dawkę humoru (oczywiście z humorem daleko mu do Wojtka Drewniaka, ale ten jest wyjątkowy). O ile "Polskie Imperium" to książka o szerokim zakresie o tyle "Narodziny..." to już publikacja zwarta i opisująca konkretny rozdział w dziejach Polski. Najpierw autor przedstawia nam nasz kraj, taki jak zostawił go Mieszko I. Później każdy z rozdziałów w tej pozycji poświęcony jest Bolesławowi Chrobremu i temu, co dla nas Polaków zrobił. Wszystko oczywiście jest ułożone chronologicznie, więc nie gubimy się, nie cofamy i nie wyruszamy w przód, kiedy nie jesteśmy na to przygotowani.
Choć większość to hipotezy autora, a duża część książki to przypisy ( około 40 str. ) to publikację czyta się szybko i przyjemnie. Żałuję, że w szkole nie miałam okazji mieć tak ciekawie prowadzonych lekcji historii. No i przede wszystkim dlaczego tak wiele rzeczy jest po prostu w szkole omijanych? Przedstawią cztery czy pięć faktów i uważają, że to wystarczy. Wiem, że czas jest tam ograniczony, ale można przedstawić choćby zwięźle i krótko, ale jednak na prawdę ważne rzeczy. Cieszę się, że mogę to wszystko nadrobić teraz. A dzięki książkom z serii "Ciekawostki historyczne" robię to z ogromną przyjemnością.
Od czasów dawien dawnych, czyli historycznych moim największym wrogiem była właśnie historia. Nie ważne pod jaką postacią - film, książka czy po prostu opowieść. Uciekałam, zatykałam uszy, zasłaniałam oczy. Mając coś koło 3 latek, przespałam mojemu tacie na ramieniu wycieczkę na Panoramę Racławicką - to chyba były pierwsze oznaki mojej antypatii do tej tematyki. Szczególnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-10
Znajomi dobrze wiedzą co mnie kręci, ale udało mi się ich przekonać by nie uciekali ode mnie hen gdzieś za góry i lasy. Moje zainteresowania to TYLKO teoria i tak zostanie. Nie mam w planach niczego testować, próbować czy oceniać po uprzednim przeżyciu tego, czy owego. Jestem osobą, która wyjątkowo lekką lekturę potrafi nagle zamienić na coś co szokuje zwykłego człowieka, a mnie właśnie wręcz potrzebne jest do dalszego satysfakcjonującego bytu na tym świecie.
O serii "Rozmowy z katem" słyszałam już w ubiegłym roku, ale jakoś ciągle nie miałam możliwości nabyć pierwszego wydanego w niej tytułu. Kiedy teraz trafiły mi się obie biłam się z myślami, od której zacząć. Bo dwóch na raz nie chciałam czytać choć nie jest mi obce przerabianie kilku książek jednocześnie. Jeśli to robię to łączę całkiem różne gatunki by móc skakać jak pszczółka z kwiatka na kwiatek.
A teraz już na poważnie. "Dziennik kata" to nie jest dziennik w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie będzie tu opisów godzina po godzinie, dzień po dniu. To opisy wyroków (oczywiście nie wszystkie), jakie w ciągu swojego dwudziestotrzyletniego stażu pracy wykonał jako pierwszy kat Wielkiej Brytanii. Zastanawialiście się ile osób można powiesić w ciągu tylu lat? John Ellis uśmiercił 203 osoby. Czy skłamię, gdy powiem, że był seryjnym mordercą? Czy zabijanie, bo ktoś na to pozwala to nie jest mord?
John Ellis zawodowo pociągał za dźwignię i wykonywał wyroki śmierci przez wiele lat. Miał na swoim sumieniu ogromną ilość istnień ludzkich, ale większość z nich nie była niewinna. No właśnie i tu jest ten "haczyk". Większość to nie wszyscy. Kara śmierci to jedyna kara, której nie da się cofnąć. Jeśli po egzekucji wychodzą na jaw szczegóły, które mogły uratować życie i tak już na nic się zdadzą. Co wtedy? No właśnie nic. Trzeba żyć dalej, prowadzić dochodzenia i skazywać sprawiedliwie na miarę możliwości.
Nigdy nie umiałam określić się czy jestem za karą śmierci, czy może jednak przeciw. Po tej książce wcale nie jest mi łatwiej tę decyzję podjąć. Jako zwykły człowiek byłam pewna, że ludzie czują lęk przed śmiercią, szczególnie tą nienaturalną. Jednak, gdy zagłębiłam się w tę literaturę to okazuje się, że mimo groźby powieszenia nikt nie czuł respektu przed dokonaniem zbrodni. A jeśli nie pomogła kara śmierci to co pomoże? Chyba naprawdę już nic. Skoro wiedząc, że za popełnienie takiego i takiego czynu grozi mi powieszenie, ścięcie czy krzesło elektryczne (zależy gdzie doszło do zbrodni) to dwa razy bym się zastanowiła nad dokonaniem takiego czynu. Ale tak naprawdę na dziesięć osób pomyślą tak może dwie.
John Ellis pracując jako kat wieszał nie tylko mężczyzn, ale i kobiety. Przyznał, że było to dla niego nielada wyzwanie. A najbardziej w głowie zapadła mu Edith Thompson, która na śmierć została skazana za morderstwo, w którym nie brała udziału. Byli starcy, jak i praktycznie młodzież. Choć był katem od lat wierzył, że osiemnaście lat to nie jest wiek na stryczek. To wiek, kiedy jest szansa z resocjalizować, naprawić błędy, wyrazić skruchę. Ale prawo, to prawo. A on wykonywał wyroki.
Najważniejsza praca, jaką miał do wykonania odbywała. się dzień przed egzekucją. Dowiadywanie się o wagę i wzrost skazańca, obejrzenie budowy jego ciała. Po to by obliczyć wysokość "spadu", a śmierć nastąpiła szybko i bezboleśnie. I tu w mojej głowie pojawiła się nuta buntu. Skoro mordercy zabijali byle zabić, nie patrzyli czy ktoś umiera odrazu, czy męczy się minuty, czy godziny to dlaczego oni mają umierać w sposób humanitarny? Bez bólu, bez komplikacji, najlepiej w kilka sekund.
To nie tak, że jestem zawistna, ale jeśli kara ma być adekwatna do czynu to nie do końca to wyszło. Druga sprawa to to, iż może ten fakt był jednym z tych, które nie odstraszały zbrodniarzy. No dobra, ukarzą mnie, ale to potrwa kilka sekund i po kłopocie, a ja swoje i tak zrobiłam.
Jedno jest pewne. Nie dokonałam wyboru między za a przeciw jeśli chodzi o karę śmierci. Myślę, że zaakceptowałabym fakt jej przywrócenia, ale i bez tego żyłabym tak jak żyję dziś. Nie jest to książka krwawa, więc mogłabym ją polecić każdemu, kto posiada podobne rozterki. Książka zawiera opisy nie tylko samych egzekucji, ale i zachowań skazanych tuż przed ich dokonaniem. Myślę, że warto poświęcić tej książce trochę czasu. Ja planuję przeczytać całą serię "Rozmów z katem".
Znajomi dobrze wiedzą co mnie kręci, ale udało mi się ich przekonać by nie uciekali ode mnie hen gdzieś za góry i lasy. Moje zainteresowania to TYLKO teoria i tak zostanie. Nie mam w planach niczego testować, próbować czy oceniać po uprzednim przeżyciu tego, czy owego. Jestem osobą, która wyjątkowo lekką lekturę potrafi nagle zamienić na coś co szokuje zwykłego człowieka, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-15
Kiedy wybierałam tę pozycję, chyba nie byłam świadoma, co dostanę. Wiadomo, czytałam o obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu, czytałam o wojnach, o okupacji. I choć gdzieś tam głęboko w myślach kiełkowało ziarenko niepokoju, że będzie to straszna książka, to chyba nie docierało do mnie, że może być aż tak źle. Źle pod względem, że nie mogę zganiać na fikcyjne zdarzenia czy na wyobraźnię autora. Czytając, czułam ból, strach, przerażenie i obojętność uwięzionych tam ludzi. I choć nie byłam jedną z nich, to miałam wrażenie, że wszystkie te koszmary przeżywałam razem z nimi.
Treblinki nie dało się przeżyć. To chyba najsprawniejsza fabryka śmierci, jaką świat mógł ujrzeć na własne oczy. Machina zabijała tak dużą ilość ludzi, że nie starczało miejsca do grzebania ciał. Wymyślono, więc ruszty do palenia ciał, ale dość szybko okazały się za małe, by przerobić tak ogromną ilość ofiar. Ludzie, którzy nie zostali rozstrzelani, zagazowani lub pobici na śmierć już na tak zwane dzień dobry i mogli tam pracować byli zrezygnowani. Obdarci z godności, zdehumanizowani, traktowani jak rzeczy albo i gorzej. I właśnie Ci ludzie znaleźli w sobie siły, by zorganizować bunt, by pokazać Niemcom, że mimo wszystko są istotami żywymi, są ludźmi tak jak oni. 2 sierpnia 1943 roku wywołali zbrojne, zakończone sukcesem powstanie w jednym z największych i najokrutniejszych obozów zagłady.
Michał Wójcik z pomocą dokumentów, opracowań i książek, ale przede wszystkim wspomnień, relacji oraz zeznań świadków podjął się przedstawienie tego ogromnego wyczynu, jakim było wzniecenie buntu przez wycieńczonych ludzi w fabryce śmierci w Treblince. Ta pozycja to przerażająca rekonstrukcja tego, co miało miejsce za ogrodzeniem jednego z największych obozów zagłady. Autor otwiera oczy na to, co mało znane, niewiarygodne, a co naprawdę zasługuje na uwagę i odkrycie nie tylko przed Polakami, ale i całym światem.
Siadając do tej pozycji, miałam w głowie kilka gotowych pytań, które zrodziły się w mej głowie po przypomnieniu sobie książek o innych obozach. Choćby myśl jak wyglądała konspiracja w Treblince, skoro na każdym kroku w obozach groziła śmierć za najmniejsze przewinienia, a czasami i bez powodu? Skąd mieli broń? Jak poradzili sobie już po opuszczeniu obozu? Kilka innych rodziło się w trakcie czytania, ale na każde z nich otrzymałam odpowiedź. Nie każda mnie radowała i to było chyba najgorsze.
Chciałabym tę książkę polecić każdemu, ale nie wiem, czy każdy przez nią przebrnie. Ja lubię ciężkie tematy, ale ta pozycja przeraziła mnie jak mało co. Czytałam ją z przerwami - szczególnie początek, gdy opisywana była codzienność obozu. Czuję szacunek dla tych ludzi, że mieli siłę, by stawić opór, by pokazać, że mają swą godność i zasługują nie tylko na życie, ale i szacunek. Kto tylko może niech sięgnie po tę książkę i się z nią zapozna. To będzie bolesna podróż przez życie i walkę setek tysięcy ludzi. Oni na to zasługują.
Ocena jest poglądowa, gdyż uważam, że tego typu literatura nie podlega ocenie. Jest po prostu bezcenna.
Kiedy wybierałam tę pozycję, chyba nie byłam świadoma, co dostanę. Wiadomo, czytałam o obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu, czytałam o wojnach, o okupacji. I choć gdzieś tam głęboko w myślach kiełkowało ziarenko niepokoju, że będzie to straszna książka, to chyba nie docierało do mnie, że może być aż tak źle. Źle pod względem, że nie mogę zganiać na fikcyjne zdarzenia czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-04
Mamy czasami do czynienia z książkami, które wywołują tak duże zainteresowanie, że nie poprzestaje się na jednej serii wydania. Jednym z bestsellerów, który doczekał się swojej reedycji jest pozycja "Kobiety z bloku 10. Eksperymenty medyczne w Auschwitz". Z tematyką obozów miałam do czynienia nie raz i nie dwa. Pierwsze spotkanie już kilkanaście lat temu w gimnazjum, potem liceum. Pamiętam jak dziś "Opowiadania Borowskiego", "Medaliony" pani Nałkowskiej czy niby inna, ale jakże szokująca pozycja "Inny świat"Herlinga-Grudzińskiego. Tego nie da sie zapomnieć nawet po takim czasie. To zostaje w głowie, w sercu, a nawet w duszy... Ludzka krzywda jakakolwiek by nie była nie powinna mieć miejsca. Szczególnie ta wyrządzana przez drugiego człowieka i to w ten sposób.
Z roku na rok pamięć o ludobójstwie z obozach koncentracyjnych będzie się zacierać. Osoby, którym w ogóle udało się to przeżyć są coraz starsze i z dnia na dzień będzie ich mniej. To, co nam pozostaje to spisane na papierze wspomnienia, udokumentowane fakty oraz przekazywane z ust do ust historie.
"Kobiety z bloku 10. ..." to jedna z tych papierowych pozycji, która daje nam możliwość poznania ludzkiej tragedii. Makabra ta miała miejsce w KL Auschwitz oraz KL Birkenau. Autor ukazuje nam poczynania lekarzy obozowych. Dzięki niemu poznajemy biografię nie tylko ofiar, ale i oprawców. Nie ma utajania. Każda osoba przedstawiona jest z imienia i nazwiska, bo tym, co robili pociągali do odpowiedzialności tylko i wyłącznie siebie, a nie jakiekolwiek instytucje.
Trzy osoby, które miały na sumieniu najwięcej to następująco:
Carl Clauberg - profesor ginekologii, który podczas eksperymentów nie wypowiadał nawet jednego zdania do ofiar, które traktował jako obiekt badań. Pracował nad uzyskaniem trwałej niepłodności u kobiet poprzez nieoperacyjne metody. Jedną z nich było podawanie do macicy środkó chemicznych w takich ilościach by zablokowały jajowody po same jajniki. Cel - uzyskanie stanu zapalnego czego skutkiem miała być bezpłodność. Wszystko powtarzane wielokrotnie aż do uzyskania oczekiwanego efektu. Bez znieczulenia i bez zgody kobiet.
Horst Schumann - doktor nauk medycznych pracujący nad uzyskaniem bezpłodności za pomocą promieniowania rentgenowskiego. Ból, poparzenia, niegojące się rany oraz infekcje. Nie zważał na nic. Dążył do celu po tak zwanych trupach - niestety. Obiektem były zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Jeśli poddana zabiegowi osoba nie umierała w męczarniach wykonywano u niej następnie operację usunięcia spalonych narządów rodnych. Niektóre kobiety doświadczały naświetleń kilkukrotnie. Ani przed, ani w trakcie, ani po nie miały podawanego znieczulenia.
Eduard Wirths - doktor nauk medycznych prowadzący badania nad rakiem szyjki macicy. Dokonywał operacji na kobietach bez pytania, bez zgody i często bez ich wiedzy (kobiet najczęściej nie informowano co tak naprawdę im robiono). Tkanki zdrowych kobiet służyły do porównań. Okaleczono w ten sposób naprawdę ogromna ilość kobiet.
Kiedy to piszę cały czas czuję ból tych kobiet. Książka, którą, mimo że nie jest wymagającej objętości czytałam najdłużej z tych wszystkich, które pamiętam. Tak. Ja jej nie przeczytałam. Ja ją zmęczyłam. A może to ona zmęczyła mnie? I nie, nie w sensie, że była słaba czy bezsensowna. Wręcz przeciwnie. Była zbyt mocna, zbyt drastyczna. Niemożliwa do ogarnięcia przez mój umysł. Kiedy miałam dość wystarczyło, że odłożyłam książkę. Te kobiety, gdy miały dość nie mogły zrobić nic, zupełnie nic. Nie wiem co mogę dodać, bo tego nie da się ubrać w słowa. Żeby to objąć umysłem trzeba przeczytać, ale zrozumie tylko ten kto to przeżył.
Ocena poglądowa, gdyż książka jest bezcenna.
Mamy czasami do czynienia z książkami, które wywołują tak duże zainteresowanie, że nie poprzestaje się na jednej serii wydania. Jednym z bestsellerów, który doczekał się swojej reedycji jest pozycja "Kobiety z bloku 10. Eksperymenty medyczne w Auschwitz". Z tematyką obozów miałam do czynienia nie raz i nie dwa. Pierwsze spotkanie już kilkanaście lat temu w gimnazjum, potem...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-13
Tak, dobrze widzicie. W takim samym stopniu miłośniczka kryminału, w jakim przeciwniczka historii. A tu jednak któryś już raz, pokonuję swoje bariery. Nie zawsze mi się to udaje. Nie wszystkie płoty przeskakuję, ale nie ograniczam się, a to dla mnie ogromny sukces. Szczególnie że zaczęłam z zapałem zgłębiać literaturę historyczną. Nie robię tego już z musu czy z chęci przełamania się, a z ciekawości i chęci powiększenia wiedzy. Żałuję, że w szkole tego zapału nie miałam. A może musiałam dorosnąć do tego etapu w życiu?
Kacper Śledziński ma na swoim koncie już kilka książek, a jak sam przyznaje: pisze takie książki, jakie sam chciałby przeczytać. Jego najnowsza pozycja to „W tajnej służbie. Wojna wywiadów II RP". Nie miałam okazji przeczytać jeszcze żadnej, ale jakoś nie wahałam się nad tą. Prócz historii dorzuciłam jeszcze politykę, a to już dla mnie nie lada wyzwanie. Tyle że niedawno miałam już okazję książkę o tej tematyce czytać. Tu zamiast mafii pojawiają się szpiedzy, wywiadowcy oraz podwójni agenci.
Na co otwiera nam oczy w tej pozycji? Po pierwsze na to, że wojna polsko-niemiecka wybuchła dużo wcześniej niż 1 września. To kilka lat wcześniej oba kraje prowadziły między sobą akcje szpiegowskie, które potem przerodziły się w coś znacznie poważniejszego. Jest polski superszpieg, który dostaje się na niemieckie salony, uwodzi żonę generała i niebawem wykrada tajne plany wojny z Polską. Są genialni matematycy, łamiący szyfr Enigmy czym szokują zachodnich aliantów. Polscy kontrwywiadowcy, którzy przechwytują niemiecką korespondencję i poznają sekrety Rzeszy. Mogłabym tu wymienić więcej przykładów walki II RP ze służbami III Rzeszy czy Związku Radzieckiego, ale po co skoro możecie o tym przeczytać. Nie chcę Wam też, zdradzać więcej niż trzeba, bo stracicie chęć do czytania, a tego bym nie chciała.
Dla mnie, osoby, która dopiero przekonuje się do tej tematyki, na największy plus zasługuje autor z kilku powodów. Jego styl i język są przystępne i zrozumiałe. Do tego trzeba dodać, że pan Kacper trzyma się z dala od nudy, ma lekkie pióro i funduje nam naprawdę wiele ciekawostek. Śledziński funduje nam (a przynajmniej mi) mnóstwo informacji, których nie miałam okazji do tej pory poznać. Będę chciała przeczytać jeszcze coś tego autora, bo jak dla mnie warto.
Tak, dobrze widzicie. W takim samym stopniu miłośniczka kryminału, w jakim przeciwniczka historii. A tu jednak któryś już raz, pokonuję swoje bariery. Nie zawsze mi się to udaje. Nie wszystkie płoty przeskakuję, ale nie ograniczam się, a to dla mnie ogromny sukces. Szczególnie że zaczęłam z zapałem zgłębiać literaturę historyczną. Nie robię tego już z musu czy z chęci...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-01
Yasmina Khadra to tak naprawdę pseudonim Mohammeda Moulessehoula, algierskiego pisarza tworzącego w języku francuskim. Miałam okazję poznać go za sprawą książki "Zamach", która zawładnęła nie tylko moim umysłem, ale i sercem. Pomyślałam sobie wtedy, że będę musiała tego autora poznać zdecydowanie lepiej, bo jest tego wart jak mało kto. W poprzedniej powieści autor odważył się poruszyć temat zamachu samobójczego wśród islamistów. Teraz odkryłam spod pióra Khadry, literacki portret libijskiego rewolucjonisty i siejącego terror dyktatora.
Mu'ammar al Kaddafi to libijski pułkownik, polityk i ideolog. W 1969 roku przeprowadził zamach stanu, w którym obalił monarchię. W latach 1969 - 2011 sprawował w Libii władzę autorytarną. Został zabity 20 października 2011 roku w rodzinnym mieście Syrta.
Yasmina Khadra postanowił wniknąć w umysł bezwzględnego despoty i megalomana po to, by stworzyć uniwersalny portret wszystkich upadłych dyktatorów. Dzięki temu odsłania nam najbardziej prawdopodobne pobudki kierujące ludzkim okrucieństwem.
"Byłem młody, urodziwy i dumny, byłem tak niezwykły, że wystarczyło mi podnieść byle kamyk, aby stał się kamieniem filozoficznym. A co dzisiaj widzę ja, cudotwórca, którego charyzma rzucała czar na kobiety? [...] Miasto wydane na pastwę wandalizmu armii dżinnów, wille o strzaskanych okiennicach; zdewastowane skwery; zbezczeszczone budynki i wraki spalonych samochodów - jak okiem sięgnąć same zniszczenia. Usunięto moje hasła, oszpecono moje portrety zdobiące frontowe ściany; ..." *
"Zabijałem, torturowałem, terroryzowałem, uprowadzałem, dziesiątkowałem rodziny - nie miałem innego wyjścia. Ale nigdy nie krzywdziłem niewinnych. Karałem jedynie winnych, zdrajców i szpiegów." **
Choć pytanie wyszło z ust Mu'ammara to Khadra zadaje je w imieniu niejednego dyktatora: "Jak zapamięta mnie historia: jako bezwzględnego wizjonera czy nieposkromionego Beduina?
Na ogromne brawa zasługuje autor za to, jak napisał tę książkę. Gdyby nie notatka, że on tworzy literacki portret to była bym pewna, że narratorem "Ostatniej nocy Kaddafiego" jest sam Mu'ammar. W przepiękny sposób, z ogromnym realizmem i prosto z serca opisał coś, co mi szaremu człowieczkowi nie chce zmieścić się w głowie.
Nie wiem, ale mogę się domyślać, jak wygląda walka o władzę. Chociaż tu gdzie mieszkam, nie jest idealnie, to im więcej odkrywam przed sobą kart o otaczającym mnie świecie, tym bardziej cieszę się, że żyję tu gdzie żyję. A swoją drogą, czy takie coś jak bezbłędność istnieje? Czy możliwe jest, by to właśnie władza weszła na ten poziom idealizmu, bezbłędności i prawości, który niby jest tak blisko, a jednak tak daleko? Jak cienka granica dzieli chęć stworzenia państwa idealnego od jego zagłady?
Cała ta krótka powieść, to coś na kształt karykaturalnej spowiedzi Mu'ammara al Kaddafiego. Im głębiej się zanurzamy w strony tej historii tym atmosfera robi się gęstsza, a akcja dynamiczniejsza. Tak naprawdę całość pięknie łączą w jedno dwa ostatnie rozdziały. Dzięki nim pozycja nabiera kształtu i logiki. Osobiście pokochałam Yasminę Khadrę za jego pióro i będę dążyć do przeczytania wszystkich jego książek. Z każdą kolejną czuję się pełniejsza. Wam również polecam się z nim zapoznać. Choć w przypadku "Ostatniej nocy..." mamy do czynienia z fikcją literacką, a wydarzenia historyczne to tylko tło to uznanie dla autora za stworzenie czegoś takiego.
* - Cytat z "Ostatnia noc Kaddafiego" Yasmin Khadra, str.145
** - Cytat z "Ostatnia noc Kaddafiego" Yasmin Khadra, str.163
Yasmina Khadra to tak naprawdę pseudonim Mohammeda Moulessehoula, algierskiego pisarza tworzącego w języku francuskim. Miałam okazję poznać go za sprawą książki "Zamach", która zawładnęła nie tylko moim umysłem, ale i sercem. Pomyślałam sobie wtedy, że będę musiała tego autora poznać zdecydowanie lepiej, bo jest tego wart jak mało kto. W poprzedniej powieści autor odważył...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-08
Jak widać po tytule to już trzecia część "Historii bez cenzury" w wydaniu pana Wojtka. Moje z nim spotkanie niestety pierwsze, ale jestem głęboko przekonana, że nie ostatnie. Przede wszystkim muszę nadrobić braki czyli dorwać o przeczytać dwa pierwsze tomy tej serii. Tak, dobrze czytacie. Ja, wróg historii numer jeden chcę przeczytać wszystkie książki Drewniaka. I kto by pomyślał, że na starość pokocham czytać ten gatunek książek... Na dzień dzisiejszy dla mnie to po prostu bestseller!
Tym razem Wojciech Drewniak skupia się na poszczególnych bitwach, starciach i akcjach naszych polskich żołnierzy podczas II wojny światowej. Na co postanawia nam on otworzyć oczy? Na Bitwę nad Bzurą, Powstanie Warszawskie czy Obrona Westerplatte. Każdemu z wydarzeń poświęcony został jeden rozdział, który czyta się z zapartym tchem i uśmiechem na twarzy
Nie chcę rozpisywać się o tym co w środku. Zachęcam by to po prostu przeczytać. Skąd w ogóle znam Wojtka? Z internetu i jego kanału na YouTube, a to dzięki poleceniu przez kuzyna. Dziś wiem,że bez tego co dawał i daje mi Drewniak czułam się niekompletna. Dzięki niemu też zrozumiałam dlaczego nie lubiłam historii w szkole. Nie pamiętam by ktokolwiek opowiadał coś w tak zajmujący sposób ( i nie mówię tu o humorze, który Wojtkowi trzyma się na naprawdę wysokim poziomie). Drewniak otworzył mi kolejną furtkę by wręcz pokochać historię, która jeszcze niedawno była moim wrogiem. Podziękować powinnam i Wojtkowi i kuzynowi. Wcześniej pochłonęły mnie jeszcze książki z serii Ciekawostek Historycznych, teraz Historia bez cenzury. Jak tak dalej pójdzie to zarzucę czytanie kryminałów na rzecz pozycji historycznych. Było by to dla mnie ciekawe doświadczenie. Jedno jest pewne - chcę więcej tego typu książek. Myślę, że jak na tego typu książki ta ma, tak duże branie, że nie trzeba jej specjalnie reklamować. Jednak ja zachęcam do zapoznania się z tą nowością rynkową, bo naprawdę warto!
Jak widać po tytule to już trzecia część "Historii bez cenzury" w wydaniu pana Wojtka. Moje z nim spotkanie niestety pierwsze, ale jestem głęboko przekonana, że nie ostatnie. Przede wszystkim muszę nadrobić braki czyli dorwać o przeczytać dwa pierwsze tomy tej serii. Tak, dobrze czytacie. Ja, wróg historii numer jeden chcę przeczytać wszystkie książki Drewniaka. I kto by...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-28
Solmaz Kamuran napisała jak do tej pory dwie książki. Obie je przeczytałam i po fakcie już zorientowałam się, że mogłam czytać je w odwrotnej kolejności. I chociaż nie przeszkadza to w ogóle to miała bym zachowaną chronologię wydarzeń. Zarówno ta pozycja jak i moja wcześniejsza jest opisana, że nadaje się dla wielbicieli "Wspaniałego Stulecia". Nie oglądałam, więc nie wiem. Ale spróbowałam jednej książki z tej tematyki, drugiej, trzeciej... I nagle okazuje się, że to co mnie zainteresowało to tak na prawdę historia, a przecież ja jej nie lubię. Znaczy tak mi się wydawało.
Tak, więc poznajemy historię powierniczki dwóch sułtanek. Znanych niejednej i niejednemu z nas Roksolany oraz Safiye.
Rachela wywodzi się z sefardyjskich Żydów. Od dziecka mieszkała w Hiszpanii wraz z całą swoją rodziną De Toledo. Jednak do czasu. Pod koniec marca król Ferdynand i królowa Izabela podejmują decyzję, która zaważy na losie setek tysięcy ludzi. Chcą pozbyć się Żydów z terenów Hiszpanii. Jednak rodzina Racheli z początku bardzo się opiera. A dokładniej jej matka. Nie chce opuszczać miejsca, w którym wychowali się jej przodkowie i ona sama. Lecz nawet ona musi w końcu odpuścić po tym jak traci syna, a córka ledwo uchodzi z życiem. Postanawiają działać i ruszają za zaprzyjaźnioną rodziną. Ich droga była burzliwa, a do celu z czteroosobowej rodziny dociera tylko Rachela.
Tam osiada i po pewnym czasie los płata jej figla splata jej drogi z jej pierwszą miłością z Hiszpanii. Biorą ślub. I choć jej mąż ma już córkę ( resztę rodziny utracił w trzęsieniu ziemi) to ona przygarnia ją i traktuje jak swoją córeczkę. Solika, bo tak się nazywa dziewczynka, w niedługim czasie zostaje siostrą. Choć zawsze spokojna i cicha czuje się gorsza, bo to właśnie Kiraze zdobywa serca wszystkich. Jest radosna, rozśpiewana, roztańczona. A Sol jakby chowa się w tle. Mimo to kontakt zawsze miały bardzo dobry. Zmienia się to, gdy starsza z sióstr wychodzi za mąż. Młodsza zaczyna być niemiła i zazdrosna choć oficjalnie mówi coś całkiem innego i twierdzi, że nigdy za mąż nie wyjdzie.
Wszystko obraca się o 180 stopni w momencie, gdy zakochuje się w jednym z dowódcy floty osmańskiej. Jednak ich związek nie jest pisany i tylko Rachela wie dlaczego. Bo to ona robi wszystko by ich do siebie zniechęcić. Tyle, że końcowe efekty tych prób są dla niej druzgocące.
Sama Kiraze w końcu wychodzi za mąż i dopiero tu zaczyna się historia dziewczyny oraz dworu Sułtana, a dokładniej sułtanek Roksolany oraz Safiye.
Po przeczytaniu pierwszej książkę czyli "Kosem. Matka sułtanów" byłam bardzo zadowolona. Dlatego też bez większego wahania chciałam przeczytać także "Kiraze. Droga..." I tu jest problem, bo książka tylko niewielkim fragmentem opisuje życie tytułowej dziewczyny. Autorka więcej czasu poświęciła Racheli, matce dziewczyny co jest zrozumiałe, ale powinna wprowadzić pewną równowagę albo zmienić tytuł i częściowo opis na okładce. Poza tym muszę przyznać, że troszkę się ponudziłam i nie byłam tak zainteresowana powieścią jak wcześniejszą. Czegoś mi zabrakło nawet jak na pozycję opartą na faktach. Miłośnicy Wspaniałego Stulecia raczej się nie zawiodą tak jak Ci, których intrygują czasy Osmańskie. Ja czuję niedosyt.
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Solmaz Kamuran napisała jak do tej pory dwie książki. Obie je przeczytałam i po fakcie już zorientowałam się, że mogłam czytać je w odwrotnej kolejności. I chociaż nie przeszkadza to w ogóle to miała bym zachowaną chronologię wydarzeń. Zarówno ta pozycja jak i moja wcześniejsza jest opisana, że nadaje się dla wielbicieli "Wspaniałego Stulecia". Nie oglądałam, więc nie wiem....
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-24
Jeśli nie wszyscy to na pewno większość wie, że ja + historia lub ja + wojna do tej pory zawsze równały się ucieczką w ciemny las. Im dalej tym lepiej. Przed tego rodzaju literaturą broniłam się rękami i nogami. Myślałam, ze tak już zostanie, taki mój los i przeznaczenie. Ale wiemy, że życie takie proste nie jest, a w ręce me wpadła "Okupacja...". Efekt natrafienia na nią był dla mnie jak kubeł zimnej wody na głowę.
Wpadł ktoś kiedyś z Was by świnię przebierać za schorowaną babcię,a jedzenie przewozić w trumnach? Albo żeby wychudzenie Polek za czasów okupacji tłumaczyć tym, że dbają o linię?
Powyższa pozycja opowiada przede wszystkim o zaradności polskich kobiet i całych rodzin podczas okupacji. Pokazuje nam rzeczy, które niejednokrotnie nam - szczególnie młodym i nieznającym tamtych czasów - wydają się wręcz niemożliwe. No, bo tak szczerze? Handel fusami? Kawa z żołędzi? Zupa z perzu? Marmelada z buraków? Zupa z jęczmienia zwana plujką? A może mąka z trawy? Brzmi to dla Was jak dzisiejsza kuchnia? Brzmi znajomo i swojsko czy raczej niesamowicie i dziwnie? Jak by nie było to właśnie w ten sposób ludzie próbowali ułatwić sobie życie, a raczej tak ratowali się od śmierci głodowej. Ilu z nas świadomych jest tego, że dzienny i odgórny przydział jedzenia dla osoby dorosłej wynosił zaledwie trochę ponad 7% jego dziennego zapotrzebowania na energię czyli pokarm, który spożywali z przydziału to niecałe 300 kcal... Nie było szans by człowiek na tym przeżył i jeszcze pracował, by walczył o siebie i rodzinę. A za złapanie na handlu jedzeniem czy świniobicie groził zesłanie do obozów,a nawet śmierć przez rozstrzelanie. Naloty czy kontrole to byłą codzienność,a le ludzie starali się jak mogli by pomagać sobie i ułatwiać życie. Wymyślne hasła, alarmy czy skrytki w pociągach niejednokrotnie ratowały. Hodowla królików w klatkach w mieszkaniu? Koza na kamienicznym podwórku? To była codzienność. Wszyscy starali się jak mogli, a handel wymienny kwitł. Nie ważne jak, ważne by sobie radzić, by przeżyć...
A wszystko to opisane w fascynujący sposób, który wciąga i uświadamia. Ciekawym dodatkiem jest książka kucharska z przepisami potraw okupacyjnych. Daje nam możliwość spróbowania tego co Polacy jadali w tedy na co dzień, Zachęcam do zapoznania się z pozycją, która otwiera nam oczy na trudy codzienności jakich doznawali wtedy ludzie!
Jeśli nie wszyscy to na pewno większość wie, że ja + historia lub ja + wojna do tej pory zawsze równały się ucieczką w ciemny las. Im dalej tym lepiej. Przed tego rodzaju literaturą broniłam się rękami i nogami. Myślałam, ze tak już zostanie, taki mój los i przeznaczenie. Ale wiemy, że życie takie proste nie jest, a w ręce me wpadła "Okupacja...". Efekt natrafienia na nią...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-02
Gdyby ktoś zaledwie rok temu powiedział, że ja przeczytam coś historycznego lub ogólnie zainteresuję się historią i jej pochodnymi to wyśmiała bym w żywe oczy. Powiedziała bym: Dla mnie to był, jest i będzie wróg numer jeden. I nagle bum. Plany by omijać tę dziedzinę legły w gruzach,bo trafiłam na serię "Ciekawostki historyczne", która przekazuje wiedzę w niesamowity i łatwy do zapamiętania sposób!
Niejedna osoba z nas z czasów szkolnych pamięta Polskę jako kraj słaby, niezorganizowany i łatwy do "rozbrojenia". Zawsze uczono nas o rozbiorach czy o tym, że rządzili nami wszyscy tylko nie my sami. Ja nie kojarzę w ogóle by ktokolwiek w czasach podstawówki, gimnazjum czy liceum powiedział mi, że Polska była mocarstwem, imperium i krajem przed którym drżały obce wojska. Dlaczego tak trudno było pokazać własny kraj z tej dobrej strony? I właśnie dzięki tej książce -"Polskie Imperium" dowiedziałam się o tym o czym uczyć powinni w szkole - to moje skromne zdanie. Mieliśmy we władaniu Berlin, posiadaliśmy Krym i forty na Karaibach. Kraje, które w życiu z Polską się nie kojarzyły były jej częścią - Tobago, Kurlandia czy Gambia.Walczyliśmy o Inflanty, Mołdawię czy Szwecję.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że autor opisuje nam wszystko w lekki sposób pełen fascynacji i zacięcia. Ale to co spodobało mi się najbardziej i co spowodowało, że dla mnie zapamiętywanie niektórych rzeczy było lekkie była duża dawka humoru, którą Michał Morys-Twarowski wprowadził do tej pozycji. Poza tym widać, że miał pomysł na fabułę - nie daje nam suchych faktów w postaci dat, miejsc i do widzenia! Jeszcze raz spytam skromnie: Czemu w szkole nie uczą tego co spowoduje, że będziemy myśleć o swoim kraju jak należy? Że będziemy go darzyć szacunkiem i miłością, a nie tylko pogardą, że od dawna jesteśmy (przepraszam) nieudacznikami...
Recenzja także na moim blogu:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Gdyby ktoś zaledwie rok temu powiedział, że ja przeczytam coś historycznego lub ogólnie zainteresuję się historią i jej pochodnymi to wyśmiała bym w żywe oczy. Powiedziała bym: Dla mnie to był, jest i będzie wróg numer jeden. I nagle bum. Plany by omijać tę dziedzinę legły w gruzach,bo trafiłam na serię "Ciekawostki historyczne", która przekazuje wiedzę w niesamowity i...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-10
Jeszcze do niedawna wszystko co miało jakikolwiek związek z historią omijałam szerokim łukiem. Tylko pojedyncze pozycje z czasów szkolnych, które zrobiły na mnie wrażenie pozostały w sercu i myślach. Wszystko zmieniło się gdy natrafiłam na serię "Ciekawostki historyczne". Nagle zaczęłam szukać i z niecierpliwością czekać na kolejne pozycje - historyczne!
Jak do tej pory każda jedna książka z tego cyklu dawała mi informacje o jakich nie wiedziałam, wiadomości o których nikt nie raczył wspomnieć na lekcjach historii. A dla mnie są to fakty bardzo ważne. Często takie których pominięcie to wręcz grzech.
"Czerwona zaraza" to już szósta książka, ale piąta którą mam okazję poznać. Tym razem dostajemy dużą dawkę wiedzy na temat wyzwolenia Polski spod okupacji niemieckiej przez Armię Czerwoną. Każdy Polak, jak jeden czekali na nich z niecierpliwością i wiarą, że na reszcie będzie lepiej. Chyba nikt nie pomyślał, że Niemcy to jednak wcale nie najgorsze co nas spotkało.
Sam tytuł książki nawiązuje do wiersza ppor. Józefa Szczepańskiego pseud. "Ziutek". Kawałek jego wiersza zacytowany jest nawet na samym początku. Zarówno ten wiersz jak i książka przesiąknięta jest żalem i pewnego rodzaju złością. Każdy z rozdziałów na które podzielona jest pozycja umacnia nas w wyborze tego, a nie innego tytułu.
Gdy czerwonoarmiści wkroczyli do Polski była radość, bo nareszcie Niemcy zostali przegonieni. Były łzy szczęścia oraz witanie krasnoarmiejców. Dzielenie się tym co kto jeszcze posiadał. Ale nie długo, bo zasłona z oczu spadła naprawdę szybko. Czerwonoarmiści okazali się bezwzględni. Okradali ze wszystkiego co się nadawało. Na wsiach był to żywy inwentarz, w miastach najpopularniejsza była biżuteria, "czasy" czyli zegarki oraz ubrania i buty. Grozili by oddać, gdy ktoś bronił dobytku - mordowali. Przemoc seksualna to przemoc najczęstsza. Niezliczona jest ilość kobiet, dzieci ( i nie tylko), które doświadczyły gwałtów i przemocy fizycznej. To rozdział, który szokuje i pozostaje w głowie na długo. Ciężko zapomnieć fragment gdzie wysokiej rangi oficer gwałci trzyletnie dziecko. Jak to nazwać? Bo okrucieństwo to dla mnie za delikatne słowo. Większość zgwałconych ginęła na skutek obrażeń, część popełniała samobójstwo nie radząc sobie z następstwami tak fizycznymi jak psychicznymi. Dochodziło również do demontażu przemysłu i grabieży wsi. Dyktowane to było rozkazami "z góry". Rosyjskie obozy pracy gdzie wysyłano Polaków by pracą przyczynili się do zwycięstwa. Ile osób przepłaciło to życiem nie wiadomo tak na prawdę do dziś.
"Jeśli dokonać obliczeń na dzień dzisiejszy. nie uwzględniając ziem przyłączonych, wartość strat wynosi nawet 54 miliardy dolarów [...] Dla porównania wartość nominalnego legendarnego "długu Gierka" w 1990 roku wynosiła 46,1 miliarda dolarów." *
Ciężko oceniać tę książkę. To nie jest ot taka sobie powieść, której damy ocenę, bo dobrze bądź źle napisana, bo ciekawa czy nie. To dotyka głębiej, powoduje, że my młodzi, którzy nie znamy tych czasów zaczynamy rozumieć co musieli przeżywać w tedy inni. Tylko czy faktycznie to zrozumiemy? Ja mogę się tylko domyślać i choć zabrzmi to pewnie źle to cieszę się, że nie dane mi było tego przeżyć. Że jedyna wiedza to ta słowna. Czytana lub przekazywana ustnie przez pradziadków czy dziadków. Przykro mi, że coś takiego w ogóle się działo, ale tego nie zmienię. Cieszę się natomiast, że mogę się o tym dowiadywać i zdobywać informacje. Książka warta przeczytania przez każdego. Zacznij, a zrozumiesz dlaczego tak mówię...
* - Cytat z "Czerwona zaraza" Dariusz Kaliński, str. 154
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Jeszcze do niedawna wszystko co miało jakikolwiek związek z historią omijałam szerokim łukiem. Tylko pojedyncze pozycje z czasów szkolnych, które zrobiły na mnie wrażenie pozostały w sercu i myślach. Wszystko zmieniło się gdy natrafiłam na serię "Ciekawostki historyczne". Nagle zaczęłam szukać i z niecierpliwością czekać na kolejne pozycje - historyczne!
Jak do tej pory...
2017-04-30
Choć ani historia ani wojna nie są moimi ulubionymi tematami to muszę przyznać, że coraz częściej sięgam po książki o tejże tematyce i to z coraz pozytywniejszym rezultatem w czytaniu. robię to chętniej i z większą przyjemnością. To co tym razem przykuło moją uwagę to dopisek: "Wstrząsający portret elit, które stanowią otoczenie Donalda Trumpa". Ciężko nie zwrócić na to uwagi i tym bardziej nie zgłębić tematu. Na wstępie zaznaczę jednak, że recenzja ta będzie zupełnie obiektywnym punktem widzenia.
Czego my jako ludzie, jako społeczeństwo i jako naród ( nie ważne czy tu chodzi o Polaków, Amerykanów, Japończyków czy Rosjan) oczekujemy od głowy państwa oraz armii? Ja mówiąc za siebie odpowiem tak: adekwatnie do swojej pozycji oczekuję: rozsądku w podejmowaniu decyzji oraz odpowiedzialności za te już podjęte oraz za państwo na czele którego stoją, które reprezentują i którego bronią. Z doświadczenia wiemy, że oczekiwania, a realia to dwie strony medalu, a raczej dwie różne bajki. Coś jak oczekiwanie fantastycznej bajki, a otrzymanie tragedii pełnej grozy...
Autor, który przy okazji jest ( a raczej był, ale do tego wrócę*) dziennikarzem dostaje się do elity armii amerykańskiej. Został przyjęty do grona generała Stanleya McChrystala zwanego Big Stanem, Papieżem czy Gwiazdą Rocka. Miał okazję usłyszeć i zobaczyć wszystko sam. A to czego miał możliwość doświadczyć i uświadczyć zszokuje i przerazi chyba każdego - nawet tych wytrzymałych. Ja byłam pewna, że spodziewać się można wszystkiego, a co za tym idzie nic mnie nie zaskoczy. Jakże człowiek się może mylić...
Stan miał niewiele czasu na zorganizowanie swojego sztabu najbliższych ludzi, a jednak udało mu się to zrobić bez problemu. Chociaż nie. Problem był. W jego otoczeniu znaleźli się specyficzni ludzie. Zuchwali, odjazdowi i bezczelni. Bezprecedensowi kochali władzę, ale i dobrą zabawę. Czyli rzecz biorąc byli bardzo, ale to bardzo podobni do McChrystala.
Michael Hastings miał przewagę nad innymi reporterami. Był, widział i słyszał. Mógł notować - z pojedynczymi zastrzeżeniami czego publikować mu nie wolno. Czego w takim układzie był świadkiem? Tego między innymi tego jak w hotelowym barze generał ze swoja elitą pili w towarzystwie szpiegów i luksusowych prostytutek. Oczywiście to tylko maleńkie wydawało by się przewinienie z ich strony.
To co ukrył na kartach tej książki dziennikarz jest dużo bardziej szokujące. Niestety nie tylko. Ja czytając momentami świetnie się bawiłam i śmiałam - do pewnych momentów, mianowicie za każdym razem, gdy było coraz zabawniej uświadamiałam sobie - "Kobieto to nie jest komedia! To fakt! To dzieje się na prawdę!". I dobry humor pryskał jak bańki mydlane, a mnie dopadły wyrzuty sumienia, ale i złość - Jak można kogoś takiego postawić jako dowódcę armii! Jak ktoś taki może mieć taką władzę...
Generał Stanley McCrystal w pewnym sensie sam prosił się o tak spektakularną dymisję jakiej został poddany. No, bo powiedzmy sobie szczerze kto mądry dopuszcza dziennikarza do takich rzeczy nawet jeśli "obiecuje" dochować tajemnicy w momentach, gdy rzekomo go o to się prosi? Kto zabiera reportera na spotkania i narady dotyczące spraw tajnych? Michael jak najbardziej przystał na nie pisanie tego o co prosili, ale jeśli tyczyło się to tylko pojedynczych spraw to czemu nie mógł w takim układzie wykorzystać całej reszty?
I choć dziś Big Stan poddał się do dymisji, którą przyjął jeszcze prezydent Barack Obama to jego współpracownicy mi. Mike Flynn pracuje nadal. To dokładnie on był doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Donalda Trumpa. Jego kadencja była najkrótszą w historii biura - trwała zaledwie 24 dni.
Podsumowując na tylnej okładce widzimy napis: "Przejmująca kronika świata, który zmierza do szaleństwa". Czy aby na pewno? Czy do szaleństwa może zmierzać coś co jego granice już przekroczyło? Czy szaleństwo w ogóle może mieć granice?
*Wspomniałam, że Michael Hastings jest, a raczej był dziennikarzem. Dlaczego zmieniłam na był? Ponieważ on już nie żyje. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w wypadku samochodowym dzień po tym jak skontaktował się z prawniczką demaskatorskiego portalu WikiLeaks. Mało tego kilka godzin wcześniej wysłał przyjaciołom i współpracownikom e-maila sugerującego, że jest na celowniku FBI. Do dziś nie wiadomo co tak na prawdę się stało. Czy to był wypadek czy może jednak celowe działanie osób trzecich?
Tak jak wspomniałam książka czytała mi się szybko i w pewien sposób przyjemnie. Najgorsze, że świetnie się przy niej bawiłam do czego dojść raczej nie powinno. Nie, gdy pozycja porusza tak ważne tematy i prawdziwe problemy. Nie zmienia to faktu, że Hastings miał fantastyczne pióro i cieszę się, że pozycja znalazła się w moich rękach.
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Choć ani historia ani wojna nie są moimi ulubionymi tematami to muszę przyznać, że coraz częściej sięgam po książki o tejże tematyce i to z coraz pozytywniejszym rezultatem w czytaniu. robię to chętniej i z większą przyjemnością. To co tym razem przykuło moją uwagę to dopisek: "Wstrząsający portret elit, które stanowią otoczenie Donalda Trumpa". Ciężko nie zwrócić na to...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-29
Wielu z was nawet jeśli nie oglądało to na pewno przynajmniej słyszało o serialu "Wspaniałe stulecie". Sama nie miałam okazji oglądać, ale czytać i słyszeć o nim miałam okazję wiele. Przyznam, że zainteresowała mnie tematyka choć historią samą w sobie nie interesuję się w ogóle. Z czym zatem mamy do czynienia? Z Turcją, i Imperium Osmańskim czyli najpotężniejszym państwem w ówczesnym czasie. Państwo pełne przepychu o bogactwa, ale też biedy i głodu. Pełne przemocy, walk i wojen. Ale także zdrad, intryg oraz pewnego rodzaju bezwzględności.
Z wyspy Tinos zostaje uprowadzona młodziutka greczynka - Anastazja. Przez swoich porywczy zostaje sprzedana na targu niewolników w Konstantynopolu skąd trafia do sułtańskiego haremu. Pełny przepychu świat onieśmiela skromną i nieśmiałą nastolatkę. Jej imię zostaje zmienione na Kösem, które oznacza przewodniczkę. Wypatrzona przez sułtana szybko zostaje jego wybranką czyli Haseki Sultan. Bardzo szybko zostaje matką jego dzieci, których prawdopodobnie było około dwanaścioro. Dzięki swojej inteligencji i opanowaniu uczy się jak władać państwem. Potrafi też doradzać Ahmedowi I, a robi to tak sprawnie, że sułtan pewny jest, że wszystkie pomysły wychodzą od niego. Po jego śmierci bez wahania walczy o to by to jej synowie objęli tron. Nie przebierając w środkach, wymyślająć co rusz to nowe intrygi oraz poświęcając życie niejednej osoby Kösem dopina swego, ale czy dokładnie o to jej chodziło?
Do czego zdolna jest matka w obronie dzieci? Czego jest w stanie dokonać by pomóc im w karierze?
Kösem była pierwszą i jedyną kobietą, która uzyskała tytuł Wielkiej Sułtanki Matki. Matka sułtanów Murada IV i Ibrahima, a także kilku córek. Babka Mehmeda IV. Jedna z najpotężniejszych kobiet Imperium Osmańskiego, która
Oparta na latach badań historia ukazuje nam losy prawdziwych postaci. I choć lekko fabularyzowana to jednak w dalszym ciągu jest to pouczająca pozycja. Pokazuje nam chyba jedną z mądrzejszych i silniejszych kobiet w historii. Spodobał mi się język i styl powieści, który spowodował, że przeczytałam ją nie tylko z zapartym tchem, ciekawością, ale i na prawdę szybko i płynnie. Polecam tę pozycję nie tylko fanom serialu czy historii, ale także miłośnikom Imperium Osmańskiego czy orientu. Można dowiedzieć się i nauczyć wielu ciekawych rzeczy i to w inny niż typowo szkolny sposób.
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Wielu z was nawet jeśli nie oglądało to na pewno przynajmniej słyszało o serialu "Wspaniałe stulecie". Sama nie miałam okazji oglądać, ale czytać i słyszeć o nim miałam okazję wiele. Przyznam, że zainteresowała mnie tematyka choć historią samą w sobie nie interesuję się w ogóle. Z czym zatem mamy do czynienia? Z Turcją, i Imperium Osmańskim czyli najpotężniejszym państwem w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02-11
Pewnie wielu z was kojarzy Michela Dobbsa z jakże słynnej trylogii House of Cards. Ja czytać jej okazji nie miałam i raczej sięgać po nią nie będę. Dlaczego? Bo jeśli ta seria jest podobna do "Wojny..." to po prostu nie jest w moim stylu. Choć wciągający i fascynujący to świat to zdecydowanie jednak nie mój.
Przenosimy się do Anglii do 1938 roku. To tu w pierwszy dzień października, który jak na Brytanię przystało jest zimny i ponury rozpoczyna się akcja książki. Naziści atakują Czechosłowację, a brytyjski premier Chamberlain dochodzi do wniosku, że nic się nie dzieje. Poza tym Hitler obiecał, że to jednorazowy przypadek i nic im nie grozi. Jak się okazuje jest jedna osoba, która nie ufa Adolfowi i śmie twierdzić, że to nie tylko nie koniec, a mało tego to zdecydowanie dopiero początek tego na co stać przywódce Trzeciej Rzeszy. Tą osobą jest tytułowy Winston. On wie, że ugodowo i pokojowo nastawiony Neville nie tylko nie zapewni krajowi wygranej wojny, ale także podstawowego bezpieczeństwa jego mieszkańcom.
Churchill postanawia wprowadzić w życie skomplikowaną intrygę. Tylko po to by wyrwać władzę obecnemu premierowi.
„Słowa to broń, czasami jedyna, jaka pozostaje, lecz we właściwych rękach może się okazać najpotężniejszą bronią ze wszystkich”*
Do czego zdolny będzie Winston by przejąć władzę w państwie? Czy dobrze podejrzewa, że Hitler nie poprzestanie na jednym ataku? Do czego doprowadzi jego intryga?
Książka napisana jest ciekawym językiem, wiele się w niej dzieje i co najważniejsze choć nadal jest to polityczna powieść to już nie jest to klimat "fiction" jak w przypadku House of Cards. Muszę jednak przyznać, że ja się kompletnie nie odnalazłam w tej pozycji. Może z racji tego, że ani historia ani polityka nie jest moją pasją ani nawet zainteresowaniem. Liczyłam, że może książka mnie do siebie przekona i zachęci do zapoznania się z nową i omijaną przeze mnie tematyką. Nie udało się, ale wszystkim miłośnikom twórczości Michaela, polityki, wojen i historii polecam tę książkę z ręką na sercu. Będziecie zachwyceni.
* - Cytat z "Wojna Winstona" Michael Dobbs, str. 215
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Pewnie wielu z was kojarzy Michela Dobbsa z jakże słynnej trylogii House of Cards. Ja czytać jej okazji nie miałam i raczej sięgać po nią nie będę. Dlaczego? Bo jeśli ta seria jest podobna do "Wojny..." to po prostu nie jest w moim stylu. Choć wciągający i fascynujący to świat to zdecydowanie jednak nie mój.
Przenosimy się do Anglii do 1938 roku. To tu w pierwszy dzień...
2016-08-11
Czytanie książek to dla mnie czysta przyjemność. Wyjątkiem są te pozycje, które nasycone są wieloma emocjami - w tedy w zależności od ich barwy i skali może być różnie. Sięgając po "Oblubienice..." zastanawiałam się co będzie mnie czekać. Czy każda następna strona to będzie radość czy wręcz przeciwnie. Oczywiście inną sprawą jest fakt, że się wściekam, gdy któraś z książek co miała być z efektem "wow" okazuje się być "dnem". Na szczęście to dzieje się sporadycznie i tu miejsca nie miało. Inną sprawą jest to, że ja z zasady nie czytam książek historycznych czy wojennych, a tu oba gatunki się splotły. Jednak ktoś kiedyś rzekł, że: "Zasady są po to żeby je łamać", więc i ja w kwestii książek robię to nie raz. Bo cóż to za frajda czytać monochromatycznie jedno i to samo tylko ubrane w inne słowa...
Przenieśmy się do 26 grudnia 1937 roku do Crowmarsh Priors. Tu poznajemy pierwszą z piątki bohaterek - Alice Osbourne. Odpowiedzialna i rozsądna młoda dziewczyna, której właśnie oświadcza się Richard Fairfax - jedyny mężczyzna, którego jak sama stwierdziła jest w stanie pokochać nie licząc ojca. Jest podekscytowana i bez wahania zgadza się na zaręczyny. Następna jest Evangeline Fontaine. Ją poznajemy w marcu 1939 roku w Nowym Orleanie. Również młoda, ale już nie taka "grzeczna". Jej ręka ma zostać oddana prawie dwukrotnie starszemu od niej przyjacielowi ojca, ale ona sama zakochana jest w kuzynie. Więc postanawia uciec się do czarnej magii, by usidlić Richarda Fairfaxa i wyjechać do Anglii jako jego żona i być w pewien sposób wolna. W listopadzie 1938 przenosimy się do Austrii by zetknąć się z Antoinette Joseph i jej rodziną. Zaledwie szesnastoletnia dziewczyna zmuszona jest na ostatnią chwilę wziąć ślub i uciec z rodzinnego domu, gdyż Niemcy właśnie przepędzają i zabijają Żydów, a ona jest jedną z nich. Rodzina z bólem się z nią żegna obiecując, że po jej dotarciu do Anglii w niedługim czasie dołączą do niej czteroletnie w tedy siostry bliźniaczki,a jeśli będzie im pisane to także matka, ojciec i Pani Zayman czyli mama jej męża. Tanni jest załamana, ale obiecuje, że wszystkim się zajmie i będzie czekać.Czwarta panna, którą mamy okazję zapoznać to Frances Falconleigh. Najbardziej zadziorna, niegrzeczna, uparta i twardo stawiająca na swoim dziewczyna. Napotykamy ją w marcu 1939 roku w Crowmarh Priors, bo ojciec, który sobie z nią nie radzi postanowił ją oddać pod opiekę lady Marchmont. We Wschodnim Londynie pod koniec sierpnia 1939 roku poznajemy ostatnią i najmłodszą bohaterkę - Elsie. Jest jedną z ośmiorga dzieci państwa Pigeon. Ma piętnaście lat, więc nie obejmuje jej już plan ewakuacji dzieci w bezpieczne miejsce, ale udaje się znaleźć dla niej pracę jako pokojówka i wdowy Marchmont.
Właśnie w ten sposób wszystkie pięć dziewczyn trafia praktycznie w jedno miejsce. To tam się poznają, nawiązuje się między nimi nić porozumienia, a czasy w jakich przyszło im żyć - czyli wojna - bardzo je do siebie zbliżają. Nim jednak ich znajomość przerodziła się w przyjaźń dzieliło i różniło je prawie wszystko - wykształcenie, status materialny, wiara, a nawet podejście do większości spraw. Nie przeszkodziło im to jednak w tym by połączyć siły i walczyć razem. I choć każda z nich na barkach dźwiga swoją niejednokrotnie tragiczną przeszłość, a doświadczenia jakie mają za sobą niejednokrotnie nie mieszczą się w naszej głowie to nie poddają się. Walczą mimo wszystko i wbrew wszystkiemu.
Książka Helen Bryan choć porusza dramatyczną sytuację to jest pisana lekkim piórem. Jestem na prawdę pozytywnie zaskoczona, że jest to debiut i jedyne co mi przeszkadzało to urwanie losów Alice, Evangeline, Tanni, Frances i Elsie w najciekawszym momencie i wrócenie do nich dopiero po pięćdziesięciu latach. I choć samo zakończenie bardzo mi się podobało to właśnie "wyrwa" w życiu kobiet trochę ujmuje z mojej oceny. Szacunek jednak jest za jedno! Kto z Was nie czytał bądź nie oglądał historii o losach męskiej przyjaźni zawartej na wojnie czy w wojsku? Jak bardzo sławne jest słowo: "BRATERSTWO"? A czy pomyślał ktoś o tym ile sił, odwagi i walki kosztuje kobiety czas, gdy ich ojcowie, mężowie, bracie czy synowie są na takiej wojnie? Czy ktoś pomyślał o tym ile kobiecych przyjaźni rodzi się właśnie w tedy? Czy pomyśleliście kiedyś o słowie "SIOSTRZEŃŚTWO", które tak na prawdę chyba nawet nie jest przyjęte? Helen się odważyła, wyszło jej to cudownie i chciała bym takiego rodzaju książek więcej. A mówię to ja - wróg książek historycznych i wojennych. A Ty zrób coś wspaniałego jak Bryan i przeczytaj, bo warto!
Recenzja także na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Czytanie książek to dla mnie czysta przyjemność. Wyjątkiem są te pozycje, które nasycone są wieloma emocjami - w tedy w zależności od ich barwy i skali może być różnie. Sięgając po "Oblubienice..." zastanawiałam się co będzie mnie czekać. Czy każda następna strona to będzie radość czy wręcz przeciwnie. Oczywiście inną sprawą jest fakt, że się wściekam, gdy któraś z książek...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-25
Lubię, szanuję i przede wszystkim cenię sobie literaturę na faktach. Jest to gatunek systematycznie przeze mnie pożądany. Mam za sobą naprawdę wiele takich książek i byłam przekonana, że dzięki nim doświadczyłam już wszystkiego. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się jak mało wiem... Wyobraźcie sobie mój, gdy podczas czytania musiałam robić przerwy, bo nie byłam gotowa przeżyć tego co przeżyła Jasmina...
Tytułowa bohaterka, która jest narratorką historii to dwudziestotrzyletnia dziewczyna z Libii. Jest wykształcona, zadbana i mądra. Jest jednak przede wszystkim śliczna jak kwiat od którego dostała imię. Podjęła pracę jako stewardessa i życie jej oraz jej rodzinie płynęło idealnie. Niestety do czasu... Będąc w jednej z podróży wraz z innymi kobietami trafia w środek samego piekła.
"Do piekła można trafić tylko raz - a one mają to już za sobą" *
Jasmina zostaje złapana, nie zabijają jej, ale trafia do więzienia, do piekła, gdzie niejednokrotnie przyjdzie jej do głowy myśl o tym, że śmierć była by lepsza. Dziewczyna zostaje niewolnicą. seksualną niewolnicą. Jednak na przekór wszystkiemu - wychowaniu, tego co ją uczono i wpajano oraz tego co czuje - postanawia walczyć. Podejmuję grę, która albo uratuje jej życie albo doprowadzi do śmierci. Rozkochuje w sobie gwałciciela... A wśród tego wszystkiego Jasmina opowiada nam losy poznanej tam nastolatki imieniem Lana...
Cała dramaturgia i tragizm docierają do człowieka podczas czytania. Szok jaki wywołują wspomnienia młodej dziewczyny jest nie do opisania. Ja choć kocham taką literaturę to zostałam pokonana - wraz z bohaterką czułam ból i cierpienie, samotność i bezradność. Tylko, że ja mogłam sobie od tego odpocząć, a Jasmina nie...
Książka cudowna, ale obawiam się, że nie każdy da radę przez nią przebrnąć - przydają się tu mocne nerwy. Chciała bym jednak by każdy kto da radę przeczytał tą historię i przekazał ją dalej.Ja postanowiłam to zrobić, zachęcić każdego kogo mogę i zrób to także Ty. Chcę też przeczytać inne książki Jean Sasson, bo czuję, że są tego warte.
* - Cytat z "Wybór Jasminy. Prawdziwa opowieść o niewolnicy, która wywalczyła sobie życie" Jean Sasson - str. 209
Lubię, szanuję i przede wszystkim cenię sobie literaturę na faktach. Jest to gatunek systematycznie przeze mnie pożądany. Mam za sobą naprawdę wiele takich książek i byłam przekonana, że dzięki nim doświadczyłam już wszystkiego. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się jak mało wiem... Wyobraźcie sobie mój, gdy podczas czytania musiałam robić przerwy, bo nie byłam gotowa...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pewnego rodzaju ciekawość poznania tematu obozów pracy i innych obudziła się we mnie w wieku szkolnym. Najpierw za sprawą "Opowiadań Borowskiego", a później "Innego świata" Herlinga-Grudzińskiego. Tych dwóch tytułów nie zapomnę nigdy. Właśnie tak zaczęła się moja "przygoda" z tą straszną i ciężką tematyką. Z każdą kolejną pozycją wmawiam sobie, że chyba czytałam już wszystko, co mogło mnie zszokować i teraz będę co najwyżej powielać tę wiedzę. Jakże się mylę za każdym razem, gdy w moje ręce trafia kolejny tytuł... "Treblinka '43. Bunt w fabryce śmierci", "Kobiety z bloku 10. Eksperymenty medyczne w Auschwitz", "Kukiełki doktora Mengele" to tylko część tego, co za mną, a lista przede mną wciąż otwarta i ogromna.
Dyhernfurth na Dolnym Śląsku to dzisiejszy Brzeg Dolny. To tam III Rzesza zbudowała jeden z najtajniejszych obozów, który zajmował się powstawaniem broni chemicznej. Broni, która miała zapewnić Hitlerowi szybkie zwycięstwo.
Autor, czyli Tomasz Bonek podzielił książkę na trzy części.
Pierwsza opowiada, jak doszło do odkrycia jednej z najbardziej śmiercionośnych substancji, która pierwotnie miała zwiększać wydajność uprawianego zboża oraz je chronić. Dowiadujemy się też, jak powstawała sama fabryka. Spółkę odpowiedzialną za nią nazwano Anorgana od nawozów organicznych, które rzekomo miały być tam produkowane.
Druga część to poznawanie samych więźniów. Autor przedstawił ich chwytające za serce historie przepełnione cierpieniem, mękami i tęsknotą za bliskimi, a nawet za ciepłym ubraniem czy gorącą strawą. Poniżani, gnębieni i wyzyskiwani do cna liczyli się z tym, że stamtąd nie ma powrotu. Tam umrą z głodu, z przepracowania, z zimna lub zabici przez Niemców. Jakby tego było, mało dzień w dzień musieli zmagać się ze skutkami ubocznymi substancji, przy których pracowali. Niejednokrotnie służąc za testerów, jak wygląda zatrucie, ile czasu potrzeba by umrzeć, czy da się podać odtrutką i jak duża musi być dawka...
Trzecia część to opisy procesów, poszukiwania zbiegłych zbrodniarzy, wymierzanie kar.
Książka niezwykle ciężka jak praktycznie każda w tej tematyce. Nie da się przejść obojętnie obok cierpienia innych ludzi. Cierpienia bezsensownego i niewyobrażalnie wielkiego. Czytanie wspomnień tych, co przeżyli, powoduje, że niejednokrotnie człowiek zastanawia się, czemu narzeka na własne życie... Może nie jest lekko, ale co oni mieli powiedzieć? Choć każda kolejna pozycja o wszelkiego rodzaju obozach czy eksperymentach będzie dla mnie za każdym razem równie bolesna, to wiem, że nie zaniecham czytania tej tematyki. "Chemia śmierci. Zbrodnie w najtajniejszym obozie III Rzeszy" poleciłabym każdemu, ale czy każdy da radę przez nią przejść, to już sprawa osobista.
P.S. Ocena poglądowa - dla mnie tego typu książki nie podlegają ocenie.
Pewnego rodzaju ciekawość poznania tematu obozów pracy i innych obudziła się we mnie w wieku szkolnym. Najpierw za sprawą "Opowiadań Borowskiego", a później "Innego świata" Herlinga-Grudzińskiego. Tych dwóch tytułów nie zapomnę nigdy. Właśnie tak zaczęła się moja "przygoda" z tą straszną i ciężką tematyką. Z każdą kolejną pozycją wmawiam sobie, że chyba czytałam już...
więcej Pokaż mimo to