Urodzona bogini. Część 2 Phyllis Christine Cast 6,9
ocenił(a) na 314 tyg. temu "Ale taka właśnie jest, pełna sprzeczności." To cytat z książki, który obrazuje nie tylko dobrze ją samą, ale i całą serię.
Z ciekawostek powiem, ponieważ specjalnie cofałam się do tomu 0 żeby to sprawdzić - w tamtej książce też występowała postać imieniem Morrigan, choć tylko wspomniana przez Lochlana jako... Jego świętej pamięci matka, jednocześnie siostra McCallana, ojca Rhiannon. Czemu ma to znaczenie? A no dlatego, że Rhiannon bardzo kochała swojego ojca, więc nazwanie swojej córki imieniem jego siostry, BEZ WSPOMNIENIA O TYM ANI SŁOWA, jest w moim odczuciu nieco dziwne i no, szczerze mówiąc, widząc imię Morrigan na odwrocie książki liczyłam, że to właśnie o niej będzie historia.
Przechodząc jednak do tego, co prezentowała sobą ta lektura, to cóż... Nie mam wiele do powiedzenia, ponieważ było to zwyczajnie nudne. Bohaterowie tak naprawdę nie mieli żadnego celu, więc nie było na co czekać. To, co ich spotykało, nie było ciekawe, zwłaszcza przez to, że ich charaktery nie były stałe, a płynne - zmieniały się zależnie od tego, jak akurat pasowało autorce. Ludzie się zmieniają, owszem, czasem sytuacje niespodziewane sprawiają, że robi się coś co do nas nie pasuje... Ale to dosłownie działo się co chwilę. Ktoś, kto lubił tę książkę pewnie powiedziałby, że to wina tego złego Boga, który jej podszeptywał, ale no... No nie. Ona już pod jego wpływem się zmieniła, po czym zaraz znów nie i była sobą, i zaraz znów wrzodem na dupie - nie tak działa character developement.
Miłość bohaterów też była dla mnie nie do kupienia, tym bardziej, że autorka hintowała na całkiem ciekawy wątek, tylko po to, żeby go owalić dla tej jedynej, prawdziwej miłości - mianowicie chodzi o wspominanie, że Kegan mógł chcieć Morrigan przez wzgląd na jej pozycję i moc. To mogło naprawdę ciekawie wpłynąć na ich dynamikę, ale nie, bo po co.
Poza tym to zakończenie... Nie dość, że zepsuło, w moim odczuciu, całą książkę, to jeszcze do tego pokazało Eponę w jakimś innym wydaniu, porzucając tym samym pewne reguły i ramy, jakie były budowane przez pozostałe 7 książek (nie wspominając nawet o tym, że nagle zaczęliśmy się dowiadywać o jakiejś innej Bogini jej podległej, ale bez żadnego większego wglądu w strukturę wiary świata, co jest dziwne, zważając na to, jak wcześniej pompowana była tylko Epona i wiara w nią i Umiłowaną były kręgosłupem tej serii).
Nie mniej jednak jestem niesamowicie zadowolona... że jest to ostatnia książka w serii, więc więcej nie będę musiała widzieć tych bohaterów.