Kłamca 5 Zbiorowa tricksteria Jakub Ćwiek 8,1
Cieszę się, że Jakub Ćwiek zaprezentował nam już ostatnią książkę o Kłamcy. Jednocześnie wierzę mu na słowo, że to jest naprawdę koniec. I nie, nie będę tutaj namawiał go do kolejnych powrotów. Dlaczego? O tym poniżej.
Początek, trochę celowo, miał być kontrowersyjny. Ale nie ma w tych słowach żadnej przesady. Bo oddaje szczerze moje odczucia po lekturze „Kłamcy. Zbiorowej tricksterii” Jakuba Ćwieka od Wydawnictwa SQN.
Szybki recap: Loki – wiadomo – nordycki bóg psot i oszustwa. W pewnym momencie zostaje zwerbowany przez Niebo na funkcję cyngla, speca od mokrej roboty, której aniołowie – ograniczeni słowem Pana – nie mogą wykonać. Za to on, za odpowiednią opłatą, już tak. Jednak trickster zawsze pozostanie tricksterem i zawsze będzie rozgrywał swoją grę. Nawet kiedy nad całym światem zawiśnie apokalipsa zgotowana przez samego Lucyfera, Loki będzie działał tak, jak on czuje. I efektem tego podejścia były oryginalne cztery książki, wydane pierwotnie między 2005 a 2012 rokiem. Potem, po jakimś czasie, Kuba powrócił do tej historii, dopisując dwa dodatkowe tomy, między częścią 2. a 3., a do tego rozbudowując uniwersum o cykl Stróży (tworząc kilka crossoverów po drodze). Jednak spora część fanów miała mu za złe oryginalne zakończenie 4. części. Dlatego z okazji 18-lecia debiutu wydawniczego (właśnie Lokim),stworzył alternatywne zakończenie całej serii. Zgrabnie wykorzystując delikatne zasygnalizowane gdzie indziej rozwiązania fabularne, pozwolił Lokiemu – niczym w grze paragrafowej – wrócić i wybrać inną ścieżkę. I tak powstała „Zbiorowa tricksteria”, która… naprawdę w inny sposób kończy cały cykl. Zbudowana została z trzech głównych opowieści, połączonych w całości większym przekrętem opracowanym przez Lokiego, który finalnie prowadzi… Ale tutaj już nie spoileruję 😉
Bawiłem się bardzo dobrze w tym powrocie, chyba najlepiej na środkowej historii (tej z weselem). Przede wszystkim przez absurd i totalne puszczenie hamulców, jakie zafundował Kuba. Bowiem już Wojciech Smarzowski… Oj tam Smarzowski, ktokolwiek był na polskim weselu, ten wie jedno – to jest wydarzenie z innego wymiaru, rządzące się własnymi prawami, mało kiedy pozostającymi w zgodzie z logiką, zdrowym rozsądkiem oraz rozumem i godnością człowieka. A jeśli wmieszamy w to Kłamcę… O, jakież to piękne! Plus, przynajmniej z obecnego punktu widzenia, uwiecznienie tym wątkiem pewnej pani, która jakiś czas temu przekonała całą Polskę, że jest gwiazdą Bollywood. Dodatkowy ta historia ma u mnie bonusowe punkty za bardzo realistyczne oddanie weselnej listy przebojów, włącznie z - tak, to się stało w twórczości Kuby! – nawiązaniem do „Ścierniska” braci Golec.
Środkowa historia, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Sherlocka od BBC, była tą luźniejszą, ale wciąż ważną w kontekście całej fabuły. Pierwsza i trzecia stanowiły mocne wprowadzenia oraz zamknięcie do wątku głównego. Jednak same w sobie były świetnymi opowieściami, ze zwartą, konkretną i wciągającą fabułą, pełną zwrotów akcji godnych trickstera z wykałaczką w ustach (a może klawiaturą w dłoniach?). Sam w kilku miejscach dałem mu się oszukać, chociaż prawdę miałem przed oczami. Skurczybyk, dał radę! Jeśli jesteś geekiem, to książka wręcz ocieka easter eggami (przy zachowaniu miejsca na rozwój postaci i prowadzenie historii). I oczywiście, bez znajomości innych pozycji Kuby (i nie tylko tych z serii o „Kłamcy” i „Stróżach”) nie polecam się zabierać. Zwłaszcza jeśli nie chcecie sobie psuć 3. i 4. części oryginalnego cyklu…
Ok, zatem przechodzimy do wyjaśnienia, czemu pomimo tego entuzjazmu cieszę się, że to już koniec Kłamcy. Jestem chyba z tych, którym pierwsze zakończenie spodobało się od razu (czytaj: nie miałem pretensji o to, co tam się stało). Nie zastanawiałem się też wtedy, dlaczego mi podeszło. To dopiero zrozumiałem po przeczytaniu „Zbiorowej tricksterii”. W oryginalnych czterech tomach Loki dostał swoją drogę, dzięki której przeszedł pewną zmianę. Jasne, w najnowszej książce też to się dzieje. Ale wyłapałem jedną, zasadniczą różnicę między tymi dwoma rozwiązaniami: w tej książce Loki stał się lepszym tricksterem. W oryginalnym zakończeniu zaś lepszym… bytem. I chyba ta przemiana przemówiła bardziej do mnie. Więc teraz idąc tym tokiem myślenia, trochę obawiam się, że trzecie zakończenie mogłoby sprawić, że Loki stałby się lepszy tylko… w żuciu wykałaczki. O, już mam tytuł nawet: „Kłamca. Drzazgą w dziąsło”.
Dobra, ten argument powyżej był trochę takim żartem. Wierzę, że Kuba, gdyby podjął się jeszcze jednego zakończenia, zrobiłby je znów dobrze. Bo świadczy o tym „Zbiorowa tricsteria”, czyli wciąż świetnie prowadzona fabuła, która skrzy się humorem, dialogi to perełki, a postacie pełnokrwiste i działające. Warsztatowo nic mu nie ubyło, ba, im starszy, tym lepszy. Tylko czytając tą opowieść poczułem, że z niej już… wyrosłem? Że patrzę na pewne sprawy, nawet te związane z pisaniem i czytaniem inaczej, niż 10-15 lat temu? I że może bardziej doceniam opowieści mniej wybuchowe, mniej efekciarskie, bardziej stawiające na poznanie bohatera, zrozumienia świata, jakąś formę zadumy? Myślę, że winne są temu… nowsze książki Kuby! Dlaczego? Bowiem wychodzących z fantastyki do kryminału, obyczajówki czy nawet… westernu, stał się bardziej egzystencjalny, zmuszający do przemyśleń i innego spojrzenia na otaczający nas świat (wciąż jednak serwujący ćwiekową dozę bezczelności, humoru, pomysłów). Tu mam na myśli chociażby „Drelicha”, „Świętego z Centralnego” czy „Topiel”. Tam nie ma magii, mitycznych czy ratowania całego świata jako stawki. Jednak te historie niosą taki ładunek emocji, są tak wciągające, że z perspektywy czasu… zostaną ze mną być może nawet na dłużej niż Kłamca.
Kuba, w tym miejscu dziękuję Ci i gratuluję cyklu o Lokim. To naprawdę solidny i piękny kawałek polskiej fantastyki, godny poznania przez nowe pokolenia. Jednak nie wracaj do niego już, tak jak zapewniasz. Bowiem pokazałeś, że to tylko była rozgrzewka. A prawdziwe dzieła spod Twojego pióra są jeszcze przed nami.