Immersja 2.0. Wywiad z Jakubem Ćwiekiem

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
04.04.2023

Postawmy sprawę jasno: to nie jest ten sam facet, który napisał kultowego „Kłamcę”. Z Jakubem Ćwiekiem rozmawiamy o jego nowej powieści „Drelich. Nim braknie tchu” oraz równie świeżutkiej inicjatywie wydawniczej, Pulp Books, gdzie chce publikować to, czego nie ma nigdzie indziej.

Immersja 2.0. Wywiad z Jakubem Ćwiekiem Materiały Wydawnictwa PulpBooks

[Opis – Wydawnictwo PulpBooks] Marek Drelich to prawdziwy mistrz złodziejskiego fachu. Żyjący na uboczu przestępczego świata jest zawsze skrupulatnie przygotowany do każdego skoku, a podczas akcji opanowany i, gdy trzeba, bezwzględny. To, co sprawdza się w nietypowej pracy, niekoniecznie działa w życiu prywatnym.

Mimo to Drelich wraz z byłą żoną dokładają starań, by wspólnie wychować dwójkę dorastających dzieci, Zosię i Nikodema. Gdy przychodzi moment wyboru, złodziej wie, że szykowany właśnie napad będzie jego ostatnim. Tymczasem w niewielkiej miejscowości na Opolszczyźnie bezwzględna sekta, pod przewodnictwem charyzmatycznego guru Kamaza, obejmuje pobliski ośrodek wczasowy. Na ich zajęcia trafia przebywająca na wakacjach u dziadka Zosia Drelich, wobec której przywódca rodziny ma bardzo konkretne plany.

Drelich pozornie był odkryty, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Stryj Józef zawsze mawiał, że nie ma znaczenia, czy ktoś cię widzi – liczy się wyłącznie to, czy wzbudzisz czyjąś ciekawość.
 

Cytat z książki „Drelich. Nim braknie tchu”

Bartek Czartoryski: Nie kryjesz, że inspiracją dla „Drelicha” jest nie tylko literatura sensacyjna, ale i kino akcji, może nawet przede wszystkim. Uważasz, że słowo może dostarczyć podobnych emocji, co obraz?

Jakub Ćwiek: Tak, zdecydowanie kino akcji stawiałbym tutaj jako pierwszą i główną inspirację, wszak najważniejszymi inspiracjami dla „Drelicha” były przede wszystkim filmy: „Gorączka” Manna, „Plan doskonały” Spike’a Lee czy „Godzina zemsty” Helgelanda. I tak, uważam, że książka może dostarczyć podobnych emocji, co film, choć słowo pisane ma zdecydowanie wyższy próg wejścia, by osiągnąć ten sam, zdawałoby się, wyjściowy cel. Słowo pisane wymaga od odbiorcy dużo więcej niż obraz, który ten po prostu widzi. Jest to dostrzegalne zwłaszcza w scenach akcji, gdy na kolejnych stronach dzieje się coś, czego większość odbiorców nie może zaciągnąć z bazy doświadczeń własnych i musi posiłkować się wyobraźnią, sklejając to, co widzieli kiedyś na ekranie.

Nasuwa się więc pytanie, po co w ogóle pisać książki akcji, dlaczego nie sięgać od razu po film. I odkładając na bok kwestie ekonomiczno-pragmatyczne, tym, co ma wyjściowo książka, jest faktyczna perspektywa postaci. Wgląd w jej myśli, odczucia, emocje. Jeśli czytelnikowi i autorowi uda się złapać wspólny rytm, zbudować w chmurze wyobraźni wspólną przestrzeń do dziania się sceny, to ta w wersji książkowej zyska wartość, której nie będzie w filmie. Zdecydowanie wyższy poziom immersji.

Pisząc, świadomie korzystasz z gatunkowych klisz, ale nie po to, żeby dokonać nagle transgresywnej wywrotki, tylko im hołdujesz. Myślisz, że dobrą drogą jest doszlifowywanie charakterystycznych dla sensacji rozwiązań? Nie zahacza to o wyważanie otwartych drzwi?

Wydaje mi się, że nie. To znaczy owszem, drzwi są otwarte, ale ja w żadnym momencie nie biorę na nie rozpędu, nie napieram barkiem. Po prostu wchodzę i korzystam z już przygotowanych narzędzi. Z jednej strony, by faktycznie opowiedzieć klasyczną opowieść sensacyjną, ale z drugiej, by właśnie w tej atrakcyjnej, dynamicznej formule zarysować mocno wątki obyczajowe, społeczne. To są te punkty, w których kino zwykle musiało ciąć, naginać na rzecz dziania się. Ja książkowo nie muszę. Mam czas i przestrzeń, by budować relacje rodzinne bohaterów, by odmalowywać obraz ich zwyczajnej codzienności.

Wiesz, w ogóle mam wrażenie, że choć pewne schematy gatunkowe budowały się przez dziesiątki lat i co do zasady pozostają wciąż bardzo podobne, to jednak w zasadzie co dekadę czy dwie, gdy opowiesz je w nowych realiach, uwiarygadniając dobrze zbudowanym, aktualnym światem wokoło, zyskasz nowe fabularne wartości, przy zachowaniu jednocześnie niezbędnego uniwersalizmu. To właśnie próbuję osiągnąć.

Materiały promocyjne

Co wobec tego daje i tobie, i czytelnikowi opowiedzenie fabuły sensacyjnej w realiach polskich, niejako z natury odległych od eksplozywnej akcji znanej z dużego ekranu? Myślę tutaj o, jak by nie było, cokolwiek prowincjonalnym klimacie „Drelicha. Nim braknie tchu”, gdzie małomiasteczkowy setting, przynajmniej pozornie, gryzie się z zamaszystą opowieścią, w której toczy się gra o wszystko. Jak to ograć?

Tu chyba pozostaje pytanie, czym jest owo wspomniane przez ciebie „wszystko”. Bo jak słusznie zauważasz, konflikt z zamaszystością jest pozorny. W końcu w „Szklanej pułapce” przestrzenią jest raptem jeden wieżowiec, a prawdziwą stawką, owym wszystkim, o którym mówisz, los ukochanej kobiety. A żeby sięgnąć bliższych nam dziś przykładów – John Wick również zaczynał jako opowieść dość kameralna, gdzie stawką było życie psa. Dla Drelicha najważniejsza jest najbliższa rodzina, więc cokolwiek jej grozi, gra toczy się o wszystko. Nie ma dla niego wyższej stawki.

A co dają mi w tym wszystkim polskie, prowincjonalne realia? Wiarygodność. Zauważ, technicznie, formalnie rzecz biorąc, ta opowieść to w wątku bocznym heist, a w wątku głównym western. I zwłaszcza ten drugi to gatunek kulturowo nam obcy, choć w sumie i heist udał się do tej pory w Polsce ledwie kilka razy i raczej nie jest „nasz”. W takich sytuacjach bardzo łatwo stracić odbiorcę przy byle okazji, zdystansować go. Ale ponieważ odmalowuję tu świat taki, jaki mój czytelnik zna, rzeczywistość, jaką może mieć dwa domy dalej, nie pozwalam mu na ten krok wstecz.

Reasumując: muszę mieć coś, za co bohater odda wszystko, pole walki i wroga, by miał z kim i gdzie stoczyć o to bój, i odbiorcę, którego będzie to obchodziło. Na tym da się zbudować opowieść akcji nawet w postpegeerowskim m3 (co zresztą, przynajmniej częściowo, zamierzam wkrótce udowodnić).

Im więcej potu przelanego na treningu, mawiał, tym mniej krwi przelanej w boju.
 

Cytat z książki „Drelich. Nim braknie tchu”

Według mnie sama postać Drelicha w dużej mierze budowana jest poprzez orbitujące wokół niego postacie i ich wzajemny stosunek. Czy konstruując bohatera, zaczynasz od jego, że tak to nazwę, charakterystyki wewnętrznej, czy raczej umieszczasz go w konkretnym środowisku?

W przypadku Drelicha zacząłem od postaci, bo potrzebowałem konkretnego typu bohatera. Gdy już miałem szkielet tej postaci, zacząłem sobie zadawać pytania odnośnie do jego genezy, dlaczego jest jaki jest, skąd się wziął, co go motywuje, co stanowi jego punkt zaczepienia w rzeczywistości. Gdy w wyniku tych działań pokazywała mi się w głowie postać, która miała na niego wpływ – była żona, dzieci, przyjaciel, stryj – zatrzymywałem się również przy niej i zadawałem te same pytania, by ich również poznać lepiej. Gdy pojawiał się dysonans, wracałem do miejsca zgrzytu i zmieniałem tak, by grało. A dopiero gdy miałem zbudowane środowisko, znałem motywacje i potencjalne stawki, zacząłem pracować nad pierwszą fabułą. Dzięki temu mam komfort poruszania się po świecie przedstawionym i po siatce emocji moich postaci.

Czyli podczepiasz fabułę pod bohatera, a nie bohatera pod fabułę? O ile to nie za duże uproszczenie.

W zasadzie tak. To ludziom dzieją się rzeczy, a nie odwrotnie. I warto o tym pamiętać zwłaszcza w kontekście serii. Weźmy taki hit jak „Uprowadzona”. Znakomicie poprowadzone kino akcji, ale ewidentnie realizowane na zasadzie „mamy taką fabułę i takiego bohatera”. I to jest w porządku, jeśli tworzymy jedno story. Ale jeśli dochodzisz do wniosku, że chcesz budować serię, to nagle zostajesz z bohaterem, który był szyty pod konkretną miarę jednej opowieści. I wtedy często – bo przecież nie zawsze – jesteś albo skazany na fabularną powtarzalność, albo masz problem z niedopasowaniem fabuły i postaci w kolejnych historiach. Przywołuję tu „Uprowadzoną” nie bez powodu, bo ten film to również ważny element formacji Drelicha. Z jednej strony pierwsza część jest dla mnie przykładem, jak pewne rzeczy robić dobrze, z drugiej kontynuacje to wyraźne wskazanie, w którą stronę nie iść. Właśnie w kwestii konstruowania postaci, relacji między nimi, reagowania na rzeczywistość i fabularne przeszkody. Nie zliczę, ile razy przepisywałem jakąś scenę, bo nagle docierało do mnie, że nie, Drelich by tak nie zrobił. To nie jego sposób myślenia.

„Drelicha” wydajesz w Pulp Books, swoim własnym wydawnictwie, i można w tym miejscu zapytać, czemu uznałeś za zasadne dźwignąć taki ciężar? Mało ci było samego pisania?

Powstanie Pulp Books to splot dobrych okoliczności i jak zawsze ludzie, którzy robiąc to ze mną, dodali mi skrzydeł. Mimo to, mówiąc szczerze, czuję, że to spory ciężar i z moimi partnerami też długo się zastanawialiśmy, czy to naprawdę jest potrzebne. Po co kolejne wydawnictwo na rynku. Doszedłem jednak do wniosku, że całe życie poświęciłem uczeniu się, jak pisać. Całe życie zgłębiałem nowe techniki, poznawałem na przykładach wielkich etos tej pracy. Chodziło o to, by lepiej, świadomiej opowiadać. Jednocześnie świat i pisarski rynek cały czas się zmieniał, szedł w nieco inną stronę. I normalnie powiedziałbym: ok, więc może trzeba się dostosować.

Tyle że zorientowałem się, jak mało w tym dzisiejszym pisaniu chodzi o dobre opowieści. Zwiększone ponad miarę tempo produkcji książek, kosztem w zasadzie wszystkiego, co mam za cenne w opowieści – dobrej fabuły, konstrukcji bohaterów, researchu, przemyśleń, późniejszej redakcji – to nie jest kierunek, którym chciałbym podążać ze swoim pisaniem.

Co więcej, zamarzyła mi się przestrzeń, gdzie zarówno ja, jak i inni autorzy – także ci dopiero zaczynający – będą mogli opowiadać swoje historie jakby obok panującego trendu. Zgodnie z zasadami rzemiosła, oldschoolowo, zaczynając od opowiadań, by nauczyć się warsztatu (lub czytelniczo, by nauczyć się autora). Czy to się uda? Nie wiem. Ale wydaje mi się, że gra jest warta świeczki.

(...) i tak kazałby im doprowadzić sprawę do końca. Jaki by ten koniec nie był.

Cytat z książki „Drelich. Nim braknie tchu”

Rzucenie swoistego wyzwania owym trendom, czy to literackim, czy wydawniczym, jest i ambitne, i godne pochwały, ale jednak ryzykowne komercyjnie, dla ciebie teraz, jako współzałożyciela Pulp Books, nawet podwójnie. Ale, co podkreślasz na każdym kroku, masz plan. Jak chcesz go zrealizować?

Przede wszystkim bez pośpiechu. Umówiliśmy się z moimi partnerami, Michałem i Andrzejem, że mamy pewną wizję, a ta wymaga czasu, obserwacji i uczenia się na błędach tak poprzedników, jak i naszych własnych. Nie chodzi o szybką kapitalizację pomysłów rzuconych ad hoc, tylko o konsekwentne budowanie alternatywy dla tego, co jest. Żeby nie ograniczać się do ogólników: Po pierwsze chcemy pomóc młodym twórcom, którzy chcą się uczyć pisania. Ale pomóc nie tyle wydać książkę, co nauczyć się pisać. Małymi kroczkami. Zaczniemy od krótkich form, takich jak opowiadania, recenzje, krótkie felietony skrojone pod sociale czy scenariusze etiud audio czy filmowych. Chcemy uwrażliwiać na sposób prowadzenia opowieści, na język adekwatny do historii, na słuchanie otoczenia. Chcemy też, co oczywiste, stwarzać przestrzeń do publikowania tych tekstów na naszej platformie, by autorzy dostali za swoją pracę wynagrodzenie, ale także by oswajali się w kontaktach z czytelnikami.

Druga rzecz to budowanie audiowizualnej otoczki wokół naszych opowieści, tak by czytelnicy mogli poznać lepiej kulisy ich powstawania, autora, ważne osoby uczestniczące w procesie. Wzorując się na rynku DVD i Blu-Ray oraz na rynkach growych, chcemy tworzyć dla naszych odbiorców wersje z autorskim komentarzem, z materiałami video, wywiadami. Dzięki temu, że mamy własne studio filmowe czy doświadczenie w grach geolokacyjnych, jak i w branży tech, chcemy z tego korzystać, by poszerzać ścieżki opowiadania historii.

Trzecia rzecz to wyjście w stronę czytelniczych przyzwyczajeń odbiorcy, czyli maksymalne umożliwienie mu przyswajania opowieści w taki sposób, jaki chce. Skoro czytelnik raz słucha, raz czyta, nie powinien za to przepłacać.

Wreszcie opcja czwarta – zbudowaliśmy aplikację PulpUp, którą chcemy się podzielić z fajnymi, zaprzyjaźnionymi wydawcami. Fajnie jeśli wykorzystamy ten potencjał, by zrobić coś wspólnie. To tak na początek.

Przeczytaj fragment książki Jakuba Ćwieka „Drelich. Nim braknie tchu”:

Książka „Drelich. Nim braknie tchu” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [21]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Karina Sew 07.04.2023 12:46
Czytelniczka

Bardzo ciekawe podejście do kreowania fabuły i postaci. Książka już przeczytana - była genialna, już się nie mogę doczekać kolejnych części. Zarówno powieść jak i wypowiedzi autora czyta się z przyjemnością. Życzę samych sukcesów na nowej drodze biznesu <3

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
moimili 06.04.2023 20:58
Czytelnik

Widzę, ze fani "innego pisarza" wyczuli krew (cóż, to znamienne dla miłośników jego twórczości) i szukają okazji do zemsty  - czy to w komentarzach poniżej, czy przez zaniżanie ocen drugiej części "Drelicha".  
A powieść jest dobra, dopracowana, ciekawa i spójna.
Oczywiście nie ma w niej miejsca na wywlekanie flaków i ciągłe, monotonne, aż do znudzenia i irytacji epatowanie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Kristo 05.04.2023 14:33
Bibliotekarz

Najpierw shitstorm między dwoma średniakami literackimi, teraz sponsorowany artykuł. I sprzedaż pop-literatury rośnie. Uczcie się.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Cain78 05.04.2023 11:35
Czytelnik

Trochę pisarz, trochę cham. Oczywiście książek nie tknę, coby ta "promocja" udała się jak najmniej.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Magdalena 05.04.2023 10:45
Czytelniczka

Własne Wydawnictwo wymaga promocji i odpowiedniego zwrócenia na siebie uwagi, szkoda że w taki sposób jak to zrobił autor. Dla mnie zdecydowana antyreklama, skoro swoją twórczość i Wydawnictwo trzeba promować nagonka na inne Wydawnictwo i autora. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Karol 06.04.2023 07:51
Czytelnik

Jaka nagonka o czym Ty w ogóle mówisz. Nawet muzeum oficjalnie uznało, że książka tamtego autora jest szkodliwa.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bookoholiczka 06.04.2023 09:52
Czytelniczka

no ciekawie się temat rozwija - autor sprostował zarzuty Muzeum .. widać, że nie odniesiono się do ksiażki tylko ktoś musiał skonstruować te zarzuty - na zamówienie? ... nie wiem  😏

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
McRap1972 05.04.2023 09:45
Bibliotekarz

Pierwsza część Drelicha była bardzo dobra. Na pewno przeczytam też część drugą. Autorowi udało się stworzyć fajnego bohatera. Mam nadzieję, że cykl będzie się rozrastał.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Żelazna 05.04.2023 06:40
Czytelniczka

Nie czytam i nie zamierzam czytać książek tego pana, ze względu na nagonkę jaką rozpętał w odniesieniu do innego autora książek.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Karol 06.04.2023 07:52
Czytelnik

W tym przypadku słowo "książka" jest zdecydowanie nadużyciem w odniesieniu to tworów tamtego autora.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Breassime 05.04.2023 03:03
Czytelnik

I wszyscy mogą łatwo odkryć po co była ta cała internetowa drama, którą wywołał ten Pan. Szkoda tylko, że nawyzywał mnóstwo normalnych ludzi od po**bów (proszę wybaczyć rynsztok, to tylko cytat z tego Pana) i innych brzydkich słów, czego zapomnieć mu nie zamierzam.

A wszystkim polskim zaczytanym proponuję zastanowić się czy na pewno chcemy pozwolić żeby pisarze promowali...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Nimbra 05.04.2023 11:22
Czytelniczka

Widać część środowiska przyjmuje "celebryckie standardy" i promocja książek, czy innej aktywności zmienia się w "dupelkowy" grajdołek.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Wiki820 04.04.2023 19:33
Czytelnik

Ja osobiście nie sięgnę po książki od tego autora po tej burzy, którą rozpętał. Nie szanuję tego Pana. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Karol 06.04.2023 07:52
Czytelnik

Skoro rozpętał tak że nawet muzeum oficjalnie się wypowiedziało to chyba dobrze że to zrobił co nie? 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Wiki820 06.04.2023 09:33
Czytelnik

Łatwo jest kogoś ocenić, bo ktoś „wysoko” powie, że tamten kłamie. Teraz w modzie zrobiła się nagonka na Maxa Czornyja. Czemu? Bo jego książki się dobrze sprzedają? Bo ma tyle czytelników, co niektórzy autorzy mogą tylko pomarzyć? Bo ma talent do pisania? Zresztą Pan Ćwiek nie tylko obraził autora. Obraził też jego czytelników. Nie jestem nazistą, nie jestem sadystą, nie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
hormizdas 04.04.2023 17:00
Czytelnik

Pierwsza część była świetna, ma pewno przeczytam drugą.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post