-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński15
Biblioteczka
2019-04-08
2019-04-01
Czy historia Poppy i Rune'a jest szblonowa? Tak
Czy jest ckliwa? Tak
Czy jest przesadnie dramatyczna? Tak
Czy jest oklepana? Tak
Ale... Czy chwyta za serce i rozdziera serduszko przez całą drugą jej połowę, nagle sprawiając, że docenia się trwający dzień... Jakby bardziej? Tak
To ją moim zdaniem wyróżnia. Jest na rynku kilka książek tego typu (teraz do głowy przychodzą mi jakieś 4) i tylko ta i jeszcze jedna, którą przeczytałam już dawno temu, po przeczytaniu sprawiły, że zyskałam jakby nowe spojrzenie na życie. Bo jak można go nie doceniać, wiedząc, że istnieją osoby, którym przychodzi odejść z tego świata w tak młodym wieku? Należy po prostu cieszyć się każdą chwilą, chwytać dzień i doceniać tak proste rzeczy jak zachody słońca, czy kwitnące drzewa...
Mnie ta historia wybitnie chwyciła za serducho. Myślę, że nie jest to książka dla każdego ale jeśli ktoś nie boi się wyciskacza łez, to nie ma się co wahać.
Czy historia Poppy i Rune'a jest szblonowa? Tak
Czy jest ckliwa? Tak
Czy jest przesadnie dramatyczna? Tak
Czy jest oklepana? Tak
Ale... Czy chwyta za serce i rozdziera serduszko przez całą drugą jej połowę, nagle sprawiając, że docenia się trwający dzień... Jakby bardziej? Tak
To ją moim zdaniem wyróżnia. Jest na rynku kilka książek tego typu (teraz do głowy przychodzą mi...
2019-02-22
Książka napisana bardzo przyjemnym językiem - to w połączeniu z przedstawionymi okropnymi wydarzeniami, które miały miejsce w obozie koncentracyjnym daje nam powieść, którą dosłownie połykamy na raz. Jedyne do czego nie byłam przekonana w tej książce to główny bohater. Lale sprawiał wrażenie kogoś komu wszystko się udaje, wszystko uchodzi na sucho. Jakby po prostu urodził się pod szczęśliwą gwiazdą (oczywiście pomijając sam akt, że trafił do obozu). Nie była tu przedstawiona walka bohatera - jedynie działania i kombinowanie tak, aby jego plany się ziściły.
Mimo tego polecam, uważam, że dla każdego jest to książka warta przeczytania.
Książka napisana bardzo przyjemnym językiem - to w połączeniu z przedstawionymi okropnymi wydarzeniami, które miały miejsce w obozie koncentracyjnym daje nam powieść, którą dosłownie połykamy na raz. Jedyne do czego nie byłam przekonana w tej książce to główny bohater. Lale sprawiał wrażenie kogoś komu wszystko się udaje, wszystko uchodzi na sucho. Jakby po prostu urodził...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-29
Do tej powieści przyciągnęła mnie okładka - Jasna, estetyczna, no po prostu miodzio. Ale wiadomo, okładka jedno, treść drugie. Opis nie przemówił do mnie jakoś specjalnie - schemat gdzie ona jest nieśmiała i niewidzialna a on wielkim macho buntownikiem już mnie trochę nudzi, jednak pozytywne oceny sprawiły, że zdecydowałam się poświęcić "Save me" kilka godzin.
Moje obawy się jednocześnie potwierdziły, jak i nie. To faktycznie jest historia wyciągnięta żywcem ze szkolnego korytarza, gdzie w jednej z najlepszych szkół prywatnych w Anglii jest ona - doskonale zorganizowana i wiecznie nosząca pelerynę niewidkę Ruby, oraz on - bogaty, arogancki, imprezowy James. Jednak mimo tego, że schemat jest naprawdę popularny, ma w sobie ta książka coś takiego, że nie można jej odłożyć, póki nie doczyta się do końca.
Nie żałuję czasu spędzonego z opowieścią Ruby i Jamesa - bardzo podobało mi się, że poznawaliśmy ją z dwóch perspektyw oraz to jak wciągnęła mnie ta powieść i pozwoliła na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. Nie przypadło mi za to do gustu zakończenie - pozostawiło zbyt wiele nierozwiązanych kwestii, ale liczę, że zostaną one kontynuowane w następnej części, po którą z pewnością sięgnę. Polecam.
Do tej powieści przyciągnęła mnie okładka - Jasna, estetyczna, no po prostu miodzio. Ale wiadomo, okładka jedno, treść drugie. Opis nie przemówił do mnie jakoś specjalnie - schemat gdzie ona jest nieśmiała i niewidzialna a on wielkim macho buntownikiem już mnie trochę nudzi, jednak pozytywne oceny sprawiły, że zdecydowałam się poświęcić "Save me" kilka godzin.
Moje obawy...
2019-03-29
Bardzo trafiła do mnie historia Jordan i Pike'a. Nie jest to totalnie oklepana i schematyczna opowieść jakich w tym momencie na rynku jest bardzo dużo. Powiew świeżości który wniosła bardzo przypadł mi do gustu.
Dużym plusem według mnie jest to, że fabuła jest idealnie wyważona - nie mamy wrażenia, że czytamy tylko i wyłącznie o użalającej się dziewczynie, albo drugiego Greya. Wszystkich emocji jest odpowiednia ilość. Owszem, czasami zachowanie bohaterów przeczyło logice, jakby tak sobie pomyśleć w jakim położeniu się znajdowali, no ale mimo tego do mnie historia jak najbardziej przemówiła.
No i to zakończenie - sprawiło, że momentalnie zrobiło mi się cieplej na serduszku. Zdecydowanie więcej książek powinno się kończyć właśnie tak! Bardzo polecam, jako świetną rozrywkę na kilka godzin.
Bardzo trafiła do mnie historia Jordan i Pike'a. Nie jest to totalnie oklepana i schematyczna opowieść jakich w tym momencie na rynku jest bardzo dużo. Powiew świeżości który wniosła bardzo przypadł mi do gustu.
Dużym plusem według mnie jest to, że fabuła jest idealnie wyważona - nie mamy wrażenia, że czytamy tylko i wyłącznie o użalającej się dziewczynie, albo drugiego...
2019-03-30
Dawno żadna książka nie sprawiła, że czułam psychiczną potrzebę wylania z siebie paru słów.
Historia Kate to prawdziwa sinusoida. Przeplecione są ze sobą wątki niesamowicie radosne i zabawne, z tragicznymi i druzgoczącymi. Ta powieść nie ma w sobie wiele oryginalności, losy bohaterów są dość proste do przewidzenia, jednak jest w niej coś takiego, że rozrywa naszą duszę na strzępy.
Popełniłam ogromny błąd, gdy stwierdziłam, że drugą połowę dokończę w pracy. Ostatnie 150 stron czytałam jakieś 4 godziny, co chwilę robiąc sobie przerwę żeby nie zalać się morzem łez.
Teraz tylko pozostało mi zamówienie czekoladowego szejka i frytek, i już mogę uznać, że moja przygoda z Kate i Asherem dobiegła końca. Polecam!
Dawno żadna książka nie sprawiła, że czułam psychiczną potrzebę wylania z siebie paru słów.
Historia Kate to prawdziwa sinusoida. Przeplecione są ze sobą wątki niesamowicie radosne i zabawne, z tragicznymi i druzgoczącymi. Ta powieść nie ma w sobie wiele oryginalności, losy bohaterów są dość proste do przewidzenia, jednak jest w niej coś takiego, że rozrywa naszą duszę na...
2017-10-09
Niestety - nie wnosi nic nowego jeśli chodzi o wiedzę z makijażu. Jest ładna dla oka, porządnie wykonana, widać, że Ewa włożyła w nią dużo pracy i serca, ale sama treść na nogi niestety nie powala :c
Niestety - nie wnosi nic nowego jeśli chodzi o wiedzę z makijażu. Jest ładna dla oka, porządnie wykonana, widać, że Ewa włożyła w nią dużo pracy i serca, ale sama treść na nogi niestety nie powala :c
Pokaż mimo to2011-08-27
"Piekło jest zadowolone"*
Premiera czwartej części mojej ukochanej serii - "Darów Anioła" miała miejsce już ponad 3 miesiące temu, ale ja przeczytać ją miałam okazję dopiero teraz. W pewnym sensie cieszę się, że odwlekałam to jak najdłużej, bo cały czas miałam w głowie zakończenie części trzeciej, które mi się niezmiernie podobało, mimo, że czwartej także trzymało w napięciu. Ostatni raz czytałam "Miasto szkła" dobrych kilka miesięcy temu i podczas tych miesięcy przeczytałam wiele wspaniałych książek ale zawsze myślałam, że mimo, iż teraz mówię, że są one lepsze od "Darów Anioła", gdy powrócę do tej serii i przeczytam "Miasto upadłych aniołów" moja miłość powróci. Ale czy tak się stało?
Po zakończeniu wojny w Idrisie wszyscy wracają do Nowego Jorku, za wyjątkiem Magnusa i Aleca, którzy to postanowili wyruszyć w romantyczną podróż po Europie. Clary zaczyna trening na Nocnego Łowcę pod okiem Jace'a i Maryse, Simon dalej gra w Kapeli Ciągle Zmieniającej Nazwy (ha! Mam dla nich nazwę!) oraz próbuje się uprorać ze swoją naturą po kryjomu spotykając się na dodatek z Maią i Isabelle a przygotowania do ślubu Jocelyn i Luke'a idą pełną parą. Jednak zabici Nocni Łowcy i dzieci zaskakująco podobne do małego Sebastiana - tak demoniczne, zakłócają spokój Nefilim. W dodatku mają na głowie potężną wampirzycę Camille usilnie próbującą przeciągnąć Simona na swoja stronę... a z resztą nie tylko ona próbuje to zrobić! Ze Znakiem Kaina Simon jest wielce pożądany przez wielkie grono osób. Czy zdradzi, czy zostanie z Nocnymi Łowcami, mimo wielkich perspektyw jakie ofiarują mu wrogowie? Kto zabija Nocnych łowców? Kto w tej wojnie będzie zwycięzcą? Co z uczuciem Clary i Jace'a? Czy znowu przyjdzie im wygrać?
Zacznijmy od minusów i narzekań. Po pierwsze, Jace. Normalnie śmiać mi się chce, jak czytam recenzje innych i widzę coś na kształt (nie jest to cytat i nie mam nikogo konkretnego na myśli) "Za Jace'a 10/10!" itp. Chyba każdy wie o jakiego typu teksty mi chodzi. Teraz pytanie dlaczego tak mówię? W końcu to Jace, ten za którym ja też tak szalałam! Ale już nie teraz. Sarkastyczny, pewny siebie i nie lękający się niczego Jace... po prostu odszedł. Mój ukochany bohater... zniknął. Nie przypominam sobie teraz, po skończeniu tej książki ani jednej jego uwagi która wywołałaby rozbawiony uśmiech na ustach. Nawet Isabelle pojawiająca się w niewielu scenach była w tej części dziesięć razy bardziej ciekawą postacią! Cassandra Clare chciała chyba wykreować tym razem Jace'a na "doroślejszego" i "dojrzalszego" bohatera ale baardzo jej się to nie udało. Jego zachowanie w stosunku do Clary było po prostu okropne. "Nara, nie chcę cię bo cię kocham, ale nie możemy byc razem, to niebezpieczne" itp. Coś w tym stylu. Oczywiście żadnych wyjaśnień ani nic, bo po co? Jace to wielki minus, nad czym ubolewam.
Drugi z minusów także dotyczy jego ale już nie w ten sam sposób. Chodzi o odmianę imienia. Nie wiem o co chodzi tłumaczce, po prostu nie wiem. Bo chyba trzeba mieć głowę w chmurach albo chcieć zrobić sobie jaja z czytelnika! Jeszcze, jeszcze jestem w stanie zrozumieć tą pokrętną odmianę imienia (przykład: "...na już złotą skórę Jace'ego" a nie "Jace'a") ale to po prostu było komiczne, że natykaliśmy się też na tą normalną odmianę. Pani Reszka naprawdę, widzę, nie umiała się zdecydować, albo sama nie wiem co... po prostu nie wiem, aczkolwiek mi to bardzo przeszkadzało w lekturze. No i co do zmian w odmianie to to nie wszystko. Myślę, że naprawdę mało osób na świcie popełniło by TAK rzucający się w oczy błąd (nie jest to prawdziwy cytat ale odmiana tak. str. 417) "Zależy mi na tobie Jacsie Wayland". BARDZO to wszystko przeszkadzało podczas czytania i jest chyba największym minusem.
Trzeci minus, z którym chyba zgodzą się wszyscy to okładka. Graficy chyba chcieli przedstawić Simona ale coś zdecydowanie im nie wyszło... to przecież Magnus! Nikt inny w książce nie miał kolorowych pasemek (chociaż on też nie, miał tylko włosy w brokacie...)! Oczywiście należy pominąć kwestię, że Magnus był azjatą o dość krótkich włosach ubierającym się na błyszcząco... sama w końcu nie wiem kto to jest! No i grzbiet. kompletnie nie pasuje do pozostałych części i sprawia wrażenie wręcz oddzielnej serii. I jeszcze jedna sprawa, która właściwie może być czwartym minusem, ale szkoda robić dla niej osobnego akapitu. Dla mnie jeśli ktoś umarł to nie żyje! Nienawidzę wątku wskrzeszenia, psuje wszystko. Śmierć to śmierć! Trzeba sie tego nauczyć, a książki nie pomagają. Przecież w realnym życiu nie ma czegoś takiego jak wskrzeszenie!
Teraz minus, a zarazem plus. Simon. Dobre było to, że w fabule było go naprawdę sporo i autorka przedstawiła nam go w taki sposób, że właściwie nei szło go nie lubić anie nie podobało mi się okropnie jego zachowanie wobec dziewczyn. To było do cholery nie fair! Więc ogólnie wprowadzenie Simona do fabuły jako o wiele bardziej znaczącą postać jest plusem, ale minusem są jego zachowania.. to się nawzajem nie wyklucza, prawda?
Teraz, nareszcie plus. Przykro mi to mówić, ale jeden jedyny. Nowi bohaterowie tacy jak Lilith czy Jordan wnieśli sporo do fabuły a odniesienia do postaci z sequela "Darów Anioła" - "Diabelskich Maszyn" jak Will były niezwykle zagadkowe, ale oczywiście nie precyzujące niczego w żaden konkretny sposób, bo wyjawiłoby nam to właściwie rozwiązanie tamtej drugiej serii. Wprost nie mogę się doczekać!
Narracja trzecioosobowa, tak jak części poprzednich skupia się jak zwykle wokoło Clary, chociaż w tym wypadku także sporo wokół Chodzącego Za Dnia. Z przykrością muszę także stwierdzić, że może to przez tą właśnie narrację, sama nie wiem, może tak na prawdę jest a sporo osób tego nie zauważyło, w tej części było kilka mocno naciąganych scen. Chciałam chwilami po prostu przeskoczyć jakiś fragment w fabule, ale zazwyczaj tak nie robię, więc i tym razem się powstrzymałam.
Podsumowując, ta książka to jak dla mnie zawód roku. Nie było w ostatnim czasie żadnej książki której wyczekiwałabym z takim utęsknieniem i tak się na niej zawiodła. Taki ogrom pozytywnych recenzji jeszcze bardziej zachęcał mnie do sięgnięcia po "Miasto upadłych aniołów" a teraz widzę, że jednak mimo wszystko samemu najlepiej jest zapoznać z książką i wtedy wystawić ocenę. Ta lektura mimo, że mnie zawiodła i miała w sobie tak dużo rzeczy które przyszło mi nazwać minusami, miała klimat całych "Darów", ale jak dla mnie idealnym zakończeniem była część trzecia tej serii. W końcu miała to być trylogia. Wg. mnie część czwarta, mimo tego, że lubię Cassandrę Clare, jest tylko udaną próbą zbicia większej kasy. Nigdy nie sądziłam, że będę tak mówić o jakiejkolwiek książki spod pióra tej autorki. Oczywiście mimo wszystko, zakończenie pozostaje niewiele mówiące i na pewno sięgnę po część piątą "Darów Anioła", aczkolwiek nie z takim wielkim entuzjazmem z jakim podchodziłam do tego tomu. Polecam fanom serii, pozycja właściwie obowiązkowa a moja ocena to 7/10.
* tytuł 19. rozdziału
Oryginalny tytuł: City of Fallen Angels
Numer tomu w serii: IV
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 18.05.2011
Ilość stron: 448
Cena detaliczna: 39 zł
"Piekło jest zadowolone"*
Premiera czwartej części mojej ukochanej serii - "Darów Anioła" miała miejsce już ponad 3 miesiące temu, ale ja przeczytać ją miałam okazję dopiero teraz. W pewnym sensie cieszę się, że odwlekałam to jak najdłużej, bo cały czas miałam w głowie zakończenie części trzeciej, które mi się niezmiernie podobało, mimo, że czwartej także trzymało w...
2014-02-25
"Nie będę się bać"
Pierwszy raz na "Szklany tron" natrafiłam w empiku, gdy ta książka była na przecenie. Od razu mnie zaintrygowała, jednak wtedy jeszcze się powstrzymałam od zakupu i trochę poczytałam opinii na jej temat, co sprawiło, że nabrałam na powieść Sarah J. Maas jeszcze większej ochoty. Na moje szczęście, niedługo później natrafiłam na genialną przecenę na fabryka.pl i nabyłam tę lekturę za przysłowiowe grosze i niewiele się zastanawiając - kupiłam. Musiała trochę poleżeć na półce i poczekać na swoją kolej, jednak gdy już zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać!
Celaena Sardothien to dziewczyna, która po stracie rodziców w wieku ośmiu lat, została wyszkolona na płatną zabójczynię. Stała się jedną z najlepszych w swoim fachu, mało było takich, którzy by o niej nie słyszeli. Jednak w wieku siedemnastu lat dziewczyna dała się złapać i została skazana na niewolniczą pracę w kopalni soli Endovier. W takich miejscach ludzie nie żyją długo. Jednak dziewczynie udało się wytrzymać rok. Po tym czasie, niespodziewanie, dostaje dziwną propozycję od księcia Doriana - następcy tronu. Dziewczyna ma wziąć udział w turnieju, wraz z dwudziestoma trzema innymi zawodnikami, i zawalczyć o tytuł Królewskiej Obrończyni, czyli osoby, która wykonywałaby za króla brudną robotę. Jeśli wygra - po czterech latach służby odzyska wolność, jednak jeśli przegra - z powrotem wyląduje w kopalni. Wybór nie wydaje się trudny. Celaena musi odnieść zwycięstwo za wszelką cenę. Niespodziewanie jednak, w dziwnych okolicznościach, w tragiczny i nieludzki sposób, giną inni uczestnicy turnieju. Z jednej strony – zawodników jest coraz mniej, lecz z drugiej – nigdy nie wiadomo, czy to nie dziewczyna zostanie następną ofiarą. W dodatku Celaena na każdym kroku ma styczność z tajemniczymi Znakami Wyrda, które zdają się być czymś więcej niż to, co mówią o nich książki dostępne w zamkowej bibliotece. Czy dziewczynie uda się dotrzeć do finałowej rozgrywki? Czy zabójca nie będzie chciał jej dopaść? A jakie motywy ma kobieta, którą zabójczyni zaczęła traktować jak przyjaciółkę? I czy to, że niektórzy ludzie zrobili wszystko, aby wypędzić magie ze świata, oznacza, że w rzeczy samej, zniknęła ona naprawdę?
Rany! Ta książka naprawdę ma w sobie „to coś”! Prawdę mówiąc, mimo tych wszystkim pozytywnych opinii i w ogóle, trochę zwlekałam z rozpoczęciem, jednak dosłownie nie mogłam odłożyć egzemplarza na bok podczas czytania, tak się wciągnęłam! Już dawno nie czytałam książki, która tak bardzo byłaby najzwyczajniej w świecie - w moim stylu. Takie powieści, jak ta napisana przez Sarah J. Maas zawsze sprawiają, że przypominam sobie, dlaczego kocham czytać, fantastykę, oraz obszerne powieści. Naprawdę cieszę się, że na tej nieszczęsnej przecenie udało mi się upolować egzemplarz, bo gdybym przegapiła teraz „Szklany tron”, boję się, że nigdy nie miałabym szansę na przygodę z tą pozycją, i nawet nie wiedziałabym ile straciłam!
Narracja powieści jest trzecioosobowa, co jak najbardziej wpływa pozytywnie na czytaną treść, bo mamy tu spory wachlarz przeróżnych bohaterów i dzięki temu, poznajemy z bliska nie tylko Celaenę, a także wszystkich naokoło niej. Świat przedstawiony opisany jest idealnie. Autorka wszystko przedstawiła w taki sposób, że czytając, po prostu nie dało się nie wczuć w sytuację głównej bohaterki, ja się z nią utożsamiłam bez najmniejszego problemu i myślę, że problem z tym mieliby tylko Ci, którzy by po prostu uważnie powieści nie czytali.
Bohaterzy, to po prostu cudowna wisienka na torcie! Prawdę mówiąc, po lekturze „Szklanego tronu” bez większego zastanowienia mogę powiedzieć, że Celaena znajduje się w pierwszej trójce moich ulubionych bohaterek! Ta dziewczyna jest genialna, a w dodatku, bardzo często odnosiłam wrażenie, że podobna do mnie (ze mnie również jest okropny nerwus). Niczego bym w niej nie zmieniła. No i dalej mamy Chaola, jej osobistego ochroniarza, można by powiedzieć, oraz Doriana, księcia, który zamiast innymi księżniczkami, interesuje się… właśnie zabójczynią! Występuje tu więc dość wyraźny trójkąt miłosny, ale mimo tego, że jest dość ważnym elementem, to nie jest na pierwszym planie, nie rzuca się tak bardzo w oczy, dzięki czemu, śmiem twierdzić, że ta pozycja z pewnością nadaje się dla czytelników obu płci. Co do pozostałych bohaterów – również wykreowani z rozmysłem i pomysłem, naprawdę podobało mi się ich przedstawienie oraz relacje, jakie autorka między nimi stworzyła.
Okładka nie należy do najpiękniejszych, jakie w życiu widziałam, jednak nie mam jej nic do zarzucenia. Nie oddaje co prawda zbyt dokładnie wyglądu bohaterki ani jej ubioru, jednak mimo to wpasowuje się w klimat powieści, a więc jest ok. Mój egzemplarz był niestety nieco niedokładnie sklejony, jednak wydaje mi się, że po prostu mi trafił się taki felerny, nie wszystkie musza takie być. No i jeszcze nie pogardziłabym skrzydełkami, ale to również da się przeżyć. Jednak, mimo wszystko uważam, że nasza okładka prezentuje się zdecydowanie lepiej od tej zaprezentowanej obok :)
A więc podsumowując! Przy „Szklanym tronie” bawiłam się wyśmienicie! Idealna dawka zagadek, tajemnic, magii, romansu, oraz czarnego humoru, zwieńczona jeszcze dodatkiem wyśmienicie wykreowanych bohaterów. Nic tylko czytać! Niezależnie od innych czynników, jeśli tylko ktoś lubi książki w podobnym klimacie, jestem pewna, że powieść Sarah J. Maas połknie i będzie tak nienasycony jak ja! Co prawda, na szczęście następna część już niedługo, jednak ja jeszcze mam zamiar dorwać dwa opowiadanka, mówiące o losach Celaeny, przed przygodami opisanymi w pierwszym tomie. A wam serdecznie polecam zapoznanie się z tą serią, bo naprawdę warto! Ode mnie zdecydowane 9/10, nie mogę się zmusić do postawienia niższej noty. A mówią, że następna część jeszcze lepsza!
http://reviev-books-by-me.blogspot.com/2014/02/szklany-tron-sarah-j-maas.html
"Nie będę się bać"
Pierwszy raz na "Szklany tron" natrafiłam w empiku, gdy ta książka była na przecenie. Od razu mnie zaintrygowała, jednak wtedy jeszcze się powstrzymałam od zakupu i trochę poczytałam opinii na jej temat, co sprawiło, że nabrałam na powieść Sarah J. Maas jeszcze większej ochoty. Na moje szczęście, niedługo później natrafiłam na genialną przecenę na...
2013
"Szukając siebie."
"Nowa ziemia" z serii "Świat po Wybuchu" to książka, która chodziła za mną już od dawna. Bardzo lubię powieści z takiej tematyki - całkiem inny, surowszy świat, nieoczekiwane zwroty wydarzeń, a treść coś wnosi do głowy a nie wlatuje i wylatuje po odłożeniu pozycji na półkę. Z tego właśnie powodu, bardzo chętnie zabrałam się za twórczość pani Baggott, mimo dużej ilości książki, i nie wiadomo kiedy, lektura leżała już koło mnie przeczytana, zostawiając w mojej głowie mnóstwo przemyśleń na różne tematy.
Po Wybuchu, który zmienił świat na zawsze, część społeczeństwa trafiła do Kopuły, w której zapewnione mieli normalne warunki do życia. Jednak ludzie, którzy nie mieli tyle szczęścia i byli skazani na życie poza ochronnym "płaszczem" żyli w okrutnym świecie. Każdy z nich miał jakiś defekt, jakąś mutację która utrudniała codzienne życie. Istniała także organizacja zwana OPR, która miała za zadanie przechwycić każdą osobę kończącą szesnaście lat. A urodziny Pressii nieubłaganie się zbliżały, dlatego dziewczyna zmuszona była uciec od ukochanego dziadka i szukać schronienia.
Partridge można by powiedzieć, że nie ma na co narzekać. Mieszka w Kopule, jest synem wysoko postawionego człowieka, jednak jego chęć odnalezienia matki jest silniejsza niż wszystko inne, dlatego ucieka szukać odpowiedzi.
Drogi Pressii oraz Partridge'a się krzyżują a ten fakt zdaje się odmieniać wszystko. W towarzystwie Bradwella Pressia i Partridge pomagają sobie nawzajem nie spodziewając się, że odpowiedzi, które uzyskają, sprawią, że wszystko w co do tej pory wierzyli zdawało się będzie być tylko mglistym wspomnieniem.
Lubię książki, które nie pokazują wszystkiego w taki idealny sposób. Czasem nawet antyutopijne pozycje wszystko przedstawiają nieco zbyt cukierkowo - z każdych problemów bohaterowie wychodzą pięknie i bez szwanku, zawsze znajdują jakieś wyjście na unikniecie pewnych konieczności. Ta książka taka nie jest. Pokazuje nam dość ponurą i okrutną rzeczywistość tamtych czasów. Autorka nie ma litości nad bohaterami, jednak sprawia, że nie tracą oni wiary i są silnymi ludźmi. Baggott, pisząc książkę, czytała o skutkach zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki i jestem pewna, że chciała nam wydarzeniami w "Nowej ziemi" pokazać w jaki sposób cierpią tamci ludzie, czym skutkują takie wypadki i jakie potworności ich spotykają. A to wszystko niewątpliwie po to aby osoby czytające tę książkę mogły docenić własne, zwyczajne życie, normalne, nie zdeformowane ciało.
Na duży plus zasługuje nieprzewidywalność fabuły. Osobiście nie podejrzewałam jak i co się potoczy i byłam naprawdę zaskoczona niemalże wszystkim co nam autorka zaserwowała.Po opisie z tyłu książki, który jest dość ubogi, a mimo to i tak sporo zdradza, wyobrażałam sobie akcję troszkę inaczej, jednak zostałam mile zaskoczona rozwojem wydarzeń, który naprawdę potrafił zaskoczyć.
Bohaterowie są naprawdę mocnymi atutami tej książki. Co prawda troszeczkę zabrakło mi tutaj takiej jakieś jednej sarkastycznej, zabawnej mimo sytuacji osoby, jednak zważając na charakter powieści, nie była ona aż tak bardzo potrzebna. Polubiłam głównych bohaterów, Julianna Baggott sprawiła, że czytając o ich poczynaniach, czułam się jakbym tam z nimi była, jakby te postacie były prawdziwe, co jest dużą zaletą.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to podoba mi się polskie wydanie. Książka jest masywna, ze skrzydełkami, ładnie się rozkłada, nie trzeba się martwić, ze grzbiet brzydko się zagnie. Okładka również wygląda nie najgorzej, jednak wydanie oryginalne jednak troszkę bardziej mi się podoba - przedstawiony tam motyl jest jakby metaforą, jeśli ktoś chciałaby bawić się w odgadywanie, oraz roi naprawdę rewelacyjne wrażenie, ale nasza okładka również dobrze wpasowuje się w charakter powieści.
Tak więc cóż mogłabym rzec na końcu? "Nowa ziemia" to naprawdę dobra książka, którą nie czyta się na szczęście w parę godzin, a nieco więcej. W sumie, gdy teraz tak sobie myślę, to może i lektura powieści pani Baggott mnie nawet czegoś nauczyła, a lubię takie wrażenie. Nie była to leciutka książeczka, chociaż ostatnio mam ochotę tylko na takie, jednak mimo to, bardzo przyjemnie mi się czytało o losach Partridge'a, Pressii i Bradwella. No więc nie pozostaje mi nic innego jak polecić nie tylko osobom lubującym się w takim rodzaju książek, - bo tym to już chyba nawet polecać nie muszę - a także wszystkim tym, którzy chcą przeczytać coś wciągającego i pouczającego. Ode mnie 8,5/10, choć bardziej w stronę 9 niż 8 :) Jeszcze raz gorąco polecam!
"Szukając siebie."
"Nowa ziemia" z serii "Świat po Wybuchu" to książka, która chodziła za mną już od dawna. Bardzo lubię powieści z takiej tematyki - całkiem inny, surowszy świat, nieoczekiwane zwroty wydarzeń, a treść coś wnosi do głowy a nie wlatuje i wylatuje po odłożeniu pozycji na półkę. Z tego właśnie powodu, bardzo chętnie zabrałam się za twórczość pani Baggott,...
2011-05-22
Czytając wcześniej opis tej książki, nie spodziewałam się, że po skończonym czytaniu będę... zaskoczona. Historia Daniela i Ashlyn jest po prostu inna. Nie jest cukierkowo. Każde wydarzenie, każda myśl nacechowana jest ogromną dawką bólu, miłości i jeszcze raz bólu, wynikającego z różnych rzeczy. Postaci są bardzo dobrze zbudowane, włączając drugoplanowe.
Autorka ma bardzo ciekawy styl, dość niepodobny do tego co do tej pory czytałam - jest surowy, bezwzględny a jednocześnie czuły, delikatny, poetycki. Nie wiem jak dokładnie o opisać, trzeba po prostu samemu przeczytać, ja od siebie mogę tylko powiedzieć, że jestem zachęcona do sięgnięcia po inne książki tej autorki.
Bardzo polecam "Kochając pana Danielsa". Czyta się jednym tchem, jestem pewna, że ta historia na długo zostanie w mojej głowie.
Czytając wcześniej opis tej książki, nie spodziewałam się, że po skończonym czytaniu będę... zaskoczona. Historia Daniela i Ashlyn jest po prostu inna. Nie jest cukierkowo. Każde wydarzenie, każda myśl nacechowana jest ogromną dawką bólu, miłości i jeszcze raz bólu, wynikającego z różnych rzeczy. Postaci są bardzo dobrze zbudowane, włączając drugoplanowe.
więcej Pokaż mimo toAutorka ma...