-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2012-03-22
2012-12-31
Sonea powoli oswaja się z faktem, że Akkarin nie jest zwykłym magiem. W dodatku dziewczyna zaczyna go rozumieć, a w końcu nawet postanawia mu pomóc...w czym? A to już tajemnica.
Kyralia stoi w obliczu wojny. Okazuje się bowiem, że grupa Czarnych Magów zwana Ichanimi, wrogo nastawiona do Gildii, pragnie zemścić się, a przy okazji przywrócić sobie szacunek króla Sachaki.
Jedno jest pewne - Gildia jest zbyt słaba, by stawić im czoła.
Jak zakończy się ta historia? Przekonajcie się sami.
Sonea, pomimo trudnej sytuacji w jakiej się znalazła, stara się nie tracić głowy. Przez te kilka lat nauczyła się radzić sobie z problemami. Wyrosła, spoważniała i zmądrzała, ale nic nie mogła poradzić na to, że się zakochała. Ta kobieta jest niewątpliwie jednym z moich ulubionych
bohaterów. Nie jest idealna, ma swoje słabości, ale po prostu da się ją lubić i przyjemnie czyta się o jej przygodach.
Kolejną ważną postacią jest Akkarin - Wielki Mistrz. O jego tajemnicy dowiaduje się zbyt wiele ludzi przez co jego życie odwraca się do góry nogami. Akkarin jest skrytym, tajemniczym,
ale i pociągającym mężczyzną. Dzięki temu, czego doświadczył w przeszłości jest jedną z osób, które mniej więcej wiedzą, jak powstrzymać wrogów.
Akcja, podobnie jak w poprzednich częściach, niezwykle zawiła, ciekawa, a nawet w pewnych momentach - szokująca! Praktycznie wszystkie wątki zostały idealnie dopracowane, z wyjątkiem historii Takana, bowiem jego losy po bitwie z Ichanimi w Imardinie pozostają nieznane, a szkoda. W ostatniej części, dużą rolę odgrywają również Złodzieje, co mnie niesamowicie cieszyło. Czemu? -Bo wśród nich byli naprawdę fajni bohaterowie.
Okładka rewelacyjna. Zastanawiałam się jednak ostatnio, kto tak naprawdę na niej jest. Kto w ogóle jest na okładkach całej trylogii? Jacy bohaterowie?
Na koniec niestety muszę coś wspomnieć o zakończeniu, które moim zdaniem jest zbyt wstrząsające i psuje klimat książki. Przez to, co autorka zrobiła z zakończeniem trylogii, całkowicie straciła moje uznanie. Ktoś kto ma wrażliwe serducho i w dodatku słabe nerwy (między innymi ja) będzie chodził przybity minimum przez tydzień. To jedyny minus...ale bardzo poważny. Więcej nie będę mówić.
Co, jak co, ale Trylogia Czarnego Maga jest dla twardych. ;P
Sonea powoli oswaja się z faktem, że Akkarin nie jest zwykłym magiem. W dodatku dziewczyna zaczyna go rozumieć, a w końcu nawet postanawia mu pomóc...w czym? A to już tajemnica.
Kyralia stoi w obliczu wojny. Okazuje się bowiem, że grupa Czarnych Magów zwana Ichanimi, wrogo nastawiona do Gildii, pragnie zemścić się, a przy okazji przywrócić sobie szacunek króla...
2012-06-03
Mam wrażenie, że ta książka przeszła bez echa, nawet pomimo ekranizacji - a wielka szkoda. Zdecydowanie zasłużyła na większy hype niż 'Zmierzch" tejże autorki.
Pomimo sporych rozmiarów, ciężko się nudzić przy tej książce. Planeta Ziemia, nad którą pieczę sprawują przybysze z kosmosu - zwane 'duszami', wydaje się być istnym rajem. Bardzo ciekawy pomysł na - de facto - inwazję obcych. Pomimo całej tej sielanki nie należy zapominać, że owi 'wybawiciele' wymordowali przecież niemal cały ludzki gatunek.
Kolejny plus - bohaterowie powieści byli wystarczająco zróżnicowani - jest w czym wybierać. Moją ulubienicą była Wagabunda/Wanda, niezwykle ciekawa duszyczka. Jej relację z żywicielką mogłabym nazwać 'konfliktem wewnętrznym' (xD).
Książka pomimo swojej lekkiej formy -daje do myślenia (nad tym czym właściwie jest raj na ziemi, jak bardzo destrukcyjnym gatunkiem jest ludzkość, gdzie są granice dobra i zła i komu właściwie o tym decydować). Chyba właśnie dlatego trafiła do nielicznego grona moich ulubieńców.
"Intruza" polecam w zasadzie każdemu czytelnikowi.
Mam wrażenie, że ta książka przeszła bez echa, nawet pomimo ekranizacji - a wielka szkoda. Zdecydowanie zasłużyła na większy hype niż 'Zmierzch" tejże autorki.
Pomimo sporych rozmiarów, ciężko się nudzić przy tej książce. Planeta Ziemia, nad którą pieczę sprawują przybysze z kosmosu - zwane 'duszami', wydaje się być istnym rajem. Bardzo ciekawy pomysł na - de facto -...
2012-02-03
Fabuła wydaje się być banalna? Grupa znajomych, za sprawą 'zbugowanej' gry, przenosi się do średniowiecza i tam przeżywa niesamowite przygody?
Niesamowite i przyjemne?- owszem, pomijając czyhającą za rogiem wojnę, skrytobójców i całą masę innych życiowych... niedogodności. Już od pierwszych rozdziałów książki czuć ten lekko przygnębiający i zarazem fascynujący średniowieczny klimat. Niesamowicie cenię tę książkę za: wartką, wciągającą akcję, świetne zwroty akcji, niezliczone punkty kulminacyjne i oczywiście bohaterów (ludzi, których wyidealizowane wyobrażenia o epoce średniowiecza zostają skonfrontowane z 'rzeczywistością'). Zakończenie wbija w fotel/kanapę/łóżko... Pomimo upływu lat - nadal świetnie pamiętam emocje, które we mnie wzbudziło.
Fabuła wydaje się być banalna? Grupa znajomych, za sprawą 'zbugowanej' gry, przenosi się do średniowiecza i tam przeżywa niesamowite przygody?
Niesamowite i przyjemne?- owszem, pomijając czyhającą za rogiem wojnę, skrytobójców i całą masę innych życiowych... niedogodności. Już od pierwszych rozdziałów książki czuć ten lekko przygnębiający i zarazem fascynujący...
2012-11-21
Mały chłopiec Adaś jak dotąd prowadził w miarę normalne (jak na tamte czasy) życie. Miał mamę, tatę, wujka, babcię i małą siostrzyczkę. Wszystko się jednak zmienia tego jednego dnia, gdy niespodziewanie do ich mieszkania wpada Wroniec, porywa jego Tatę, rani Mamę, uprowadza Babcię, Siostrę i Wujka... Adaś musi uciekać.
W oka mgnieniu wszyscy jego bliscy znikają, a on zostaje sam z obcym mężczyzną - Panem Betonem i ogromnym pragnieniem odzyskania tego, co wydaje się być na zawsze stracone.
Jak potoczą się dalej losy chłopca?
Czy odzyska rodzinę?
Jak zakończy się ta bajka?
"Wrońca" przeczytałam w pewnym sensie z przymusu. Początki zawsze bywają trudne i tak też było w tym przypadku. Ciężko mi było zatopić się w świecie Dukaja, może dlatego, że obce mi są opisywane tam czasy, a małym dzieckiem też nie jestem. Co jednak chwyta czytelnika za serce?
A otóż sam główny bohater i jego postawa wobec Zła - Wrońca. Chłopiec mimo swoich lęków wyrusza na poszukiwanie bliskich, przez co nie raz wpada w tarapaty. Poznaje okrutny bezlitosny świat PRL`u i mimo, że go nie rozumie, to odczuwa do niego niechęć, obrzydzenie. Siłą chłopca są jego słowa, bajkowe opowieści, dzięki którym zdejmuje złe czary, "uwalnia" świat. W końcu staję się one i jego zgubą. Bowiem nie wszystkie bajki kończą się dobrze.
Baśniowy świat Dukaja jest przede wszystkim niebezpieczny, fałszywy i szary. Wszędzie czają się pozornie Mili Panowie - Milipanci, nadające do Wrońca Szpicle, przerażające Złomoty...a w powietrzu czają się wstrętne Kruki. Adaś nie raz spotyka ich na swojej drodze i dzielnie stawia im czoła - coś w rodzaju pojedynku Dawida i Goliata. Pytanie jednak, czy i w tym przypadku Dawid-Adaś wygra?
Jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do okrutnego świata, w którym rządzi Wroniec.
opublikowane na http://www.magica-mundi.blogspot.com/
Mały chłopiec Adaś jak dotąd prowadził w miarę normalne (jak na tamte czasy) życie. Miał mamę, tatę, wujka, babcię i małą siostrzyczkę. Wszystko się jednak zmienia tego jednego dnia, gdy niespodziewanie do ich mieszkania wpada Wroniec, porywa jego Tatę, rani Mamę, uprowadza Babcię, Siostrę i Wujka... Adaś musi uciekać.
W oka mgnieniu wszyscy jego bliscy znikają, a on...
2012-12-17
"Folwark zwierzęcy" to kolejna książka, którą czytałam po części z przymusu. Jak to już bywa z lekturami szkolnymi w gimnazjum, nie zawsze są one dobrze dobrane i zazwyczaj uczniom trudno jest zrozumieć
zawarte w niej prawdy życiowe i moralne. Tak, to właśnie jeden z takich przypadków.
George Orwell był nietuzinkowym pisarzem, nie bał się pisać prawdy, ukazywać coś takie jakie jest w rzeczywistości. "Folwark zwierzęcy" napisał w ciągu kilku miesięcy: od listopada 1943r. do lutego 1944r., ale drukiem ukazał się dopiero w sierpniu 1945r. Dopóki trwała II wojna światowa nikt nie zdecydował się na wydanie tej książki w obawie przed gniewem Stalina. Dla ludzi wtedy żyjących aluzja literacka była bardzo jasna i czytelna - nikt nie miał wątpliwości, że utwór jest alegorią rewolucji październikowej i tego wszystkiego co się działo w ZSRR po 1917r.
W zależności od tego jaką wiedzą i inteligencją czytelnik dysponuje, będzie na swój sposób odbierał treść utworu. Akurat w tym przypadku dzieło ma swoje drugie dno. Poza znaczeniem dosłownym posiada też znaczenie ukryte.
O czym wiec mówi książka? Na pierwszy rzut oka jest to historia zwierząt, żyjących na Folwarku Dworskim. Ich panem jest człowiek, niejaki pan Jones, który pewnego razu zaniedbuje swoje obowiązki względem zwierząt. Wybucha powstanie, w rezultacie człowiek zostaje wygnany, a dowództwo przejmują świnie. Ich początkowym celem jest stworzenie utopijnego świata, w którym wszyscy będą równi i szczęśliwi. Człowiek automatycznie staje się ich największym wrogiem, kimś do kogo nigdy nie powinny się upodabniać. Po krótkim czasie okazuje się jednak, że nic nie jest tak kolorowe, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Zaczyna się hierarchizowanie społeczeństwa: świnie wykorzystując ciemnotę zwierząt pozbawiają ich jakichkolwiek przywilejów zmuszając do ciężkiej pracy, terroryzują innych, niszczą symbole zwierząt, aż w końcu łamią wszystkie prawa i upodabniają
się do człowieka.
Teraz wyobraźmy sobie, że bohaterowie książki to ludzie, którym miało być lepiej. Wiedzą on, że sprzeciw karany jest śmiercią, wiedzą, że jest im gorzej niż za dawnych czasów, wiedzą, ze pierwotne zasady demokratyczne w krótkim czasie zostały zmienione w dyktaturę i terror.
Książka chwyta za serce, moi drodzy. Wystarczy tylko postawić się na miejscu bohaterów, którym przyszło tak cierpieć.
"Folwark zwierzęcy" polecam czytelnikom, którzy dorośli do takich tematów i dla których nie będzie to tylko historyjka o gadających zwierzątkach.
*recenzja opublikowana na blogu http://www.magica-mundi.blogspot.com/
"Folwark zwierzęcy" to kolejna książka, którą czytałam po części z przymusu. Jak to już bywa z lekturami szkolnymi w gimnazjum, nie zawsze są one dobrze dobrane i zazwyczaj uczniom trudno jest zrozumieć
zawarte w niej prawdy życiowe i moralne. Tak, to właśnie jeden z takich przypadków.
George Orwell był nietuzinkowym pisarzem, nie bał się pisać prawdy, ukazywać coś takie...
2012-04-27
Książka opisuje ostatnie 12 dni życia dziesięcioletniego, chorego na białaczkę chłopca, Oscara. W tym czasie główny bohater "zapoznaje się" z poszczególnymi etapami ludzkiego życia i sam opisuje je w banalny wręcz sposób.
"(...) życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć."
"Oskar i pani Róża" to dokładniej zbiór listów adresowanych do Boga, w których zawarte są wątki dotyczące bólu i cierpienia, jak i również tego, co w życiu piękne. Książka zawiera prawdy o całej ludzkiej
egzystencji. Mówi o tym, jak powinno się żyć, na co zwracać uwagę, co doceniać, by być szczęśliwym. Jest ona bardzo realistyczna i mówi również o problemach, z którymi spotykamy się na co dzień i trudno
jest nam je przezwyciężyć (choćby myśli o śmierci). Dlatego po przeczytaniu tego dzieła łatwiej jest odpowiedzieć na pytanie: jak żyć? oraz odnaleźć sens naszego istnienia.
Polecam ją każdemu bez względu na wiek, płeć, wyznanie lub przekonania!
Książka opisuje ostatnie 12 dni życia dziesięcioletniego, chorego na białaczkę chłopca, Oscara. W tym czasie główny bohater "zapoznaje się" z poszczególnymi etapami ludzkiego życia i sam opisuje je w banalny wręcz sposób.
"(...) życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest...
2012-11-14
Parę lat temu zastanawiałam się jak wyglądała II wojna światowa i m.in. powstanie warszawskie. W szkole dowiedziałam się o tym kilku szczegółów. Wyobrażałam sobie młodych ludzi walczących z wrogiem,
kobiety opatrujące rannych, zabiegane, zapracowane łączniczki... Wiedziałam kiedy wojna wybuchła, kiedy się skończyła, ile ludzi zginęło. Dzięki tej książce mam znacznie inny pogląd na te tragiczne
wydarzenia. Powstanie widzę teraz oczami cywila, zwykłego człowieka, starszego mężczyzny, który chce jakoś przetrwać, młodej dziewczyny, która mimo sytuacji, w której się znalazła, chce kochać, dziecka, które nawet podczas wojny potrafi się cieszyć i w miarę możliwości normalnie funkcjonować.
Styl Mirona Białoszewskiego można albo lubić, albo nienawidzić. Ja zdecydowanie należę do pierwszej z grup. Ogólnie nie przepadam za książkami o tematyce wojennej, ale ta wyjątkowo mi się spodobała.
Dzięki "pokaleczonemu językowi" świetnie wczułam się w akcję, oczami wyobraźni widziałam spadające bomy, "berty", "szafy", "koty", ludzi modlących się w schronach, wypady po wodę i żywność, i wiele, wiele innych sytuacji.
Praktycznie na każdej stronie książki wyczytujemy (głównie negatywnych) emocje, które targają narratorem. Lecz mimo tego, od czasu do czasu ukazuje on nam pozytywne strony powstania - pojednania ludzi, radość z najdrobniejszych rzeczy i ogromną chęć życia.
Szkoda, że w gimnazjum omawiane są tylko krótkie fragmenty tego wspaniałego dzieła, bowiem zniechęcają one uczniów do zapoznania się z ową lekturą. Czytelnik nie ma więc możliwości "wtopić się" w oryginalny styl Białoszewskiego.
Podsumowując całość - Polecam serdecznie!
Parę lat temu zastanawiałam się jak wyglądała II wojna światowa i m.in. powstanie warszawskie. W szkole dowiedziałam się o tym kilku szczegółów. Wyobrażałam sobie młodych ludzi walczących z wrogiem,
kobiety opatrujące rannych, zabiegane, zapracowane łączniczki... Wiedziałam kiedy wojna wybuchła, kiedy się skończyła, ile ludzi zginęło. Dzięki tej książce mam znacznie inny...
2012-10-24
"Ziele na kraterze" to powieść Melchiora Wańkowicza napisana w 1951, a opublikowana w 1957. Główny wątek to dorastanie córek autora: Krystyny i Marty (Tili). Książka prowadzi przez śmieszne, nieraz i wzruszające wspomnienia rodzinne, przez postacie zagubione w zapadłych kątach.
Książka ma charakter wspomnieniowej gawędy, dlatego rzadko się coś ciekawego dzieje. Praktycznie przez około 380 stron czyta się o dorastaniu dwóch dziewczynek. I niestety akcja zaczyna się pod koniec,
gdzie opisane jest powstanie warszawskie, w którym udział wzięła jedna z córek autora. Tak wiec nuda.
Kolejna sprawa; to wszystko wydaje mi się przesadzone. Prawie idealna rodzinka (choć zapewne w rzeczywistości nie było tak kolorowo), wszystko rewelacyjnie się układa, mimo że King (ojciec - autor) to cholernie wymagający człowiek...za bardzo nawet. Mnie by tam w tym domu szlag trafił. Na pochwałę zasługuje postawa pani Zofii - kobieta niezwykle łagodna względem swoich dzieci i chyba dzięki niej jakoś się ta atmosfera trzymała. Niestety po przeczytaniu tej książki miałam wrażenie, że pan Melchior to strasznie oschły człowiek.
Pan Wańkowicz zaskoczył mnie jednak tym, że te ostatnie kilkanaście stron, dotyczących powstania, wyszło mu najlepiej, mimo że on sam nie brał w nim udziału, a wiedział na ten temat tyle co z opowieści i
relacji żony.
Podsumowując całość; powieść nie powinna trafić do rąk młodych ludzi, bo prawdopodobnie tak jak ja, nie wyciągną z niej odpowiednich wniosków. To książka dla ludzi, którzy mają jakieś pojęcie o wojnie,
coś się o tym uczyli i potrafią dopasować fakty do tego co napisał Wańkowicz.
Jest jednak coś, za co każdy może podziwiać bohaterów powieści - to, że mimo trudności życiowych związanych z wojną, starali się oni żyć w miarę normalnie i cieszyć się z każdych chwil, wiedząc, że mogą to być ich ostatnie godziny.
"Ziele na kraterze" to powieść Melchiora Wańkowicza napisana w 1951, a opublikowana w 1957. Główny wątek to dorastanie córek autora: Krystyny i Marty (Tili). Książka prowadzi przez śmieszne, nieraz i wzruszające wspomnienia rodzinne, przez postacie zagubione w zapadłych kątach.
Książka ma charakter wspomnieniowej gawędy, dlatego rzadko się coś ciekawego dzieje....
2012-02-28
2012-12-26
Jedna utalentowana dziewczyna, w dodatku mieszkająca w slumsach, może namieszać w głowach Magów z Gildii?
A owszem.
Wszystko zaczęło się pewnego zimowego dnia - w dzień Czystki. Jak co roku Magowie zebrali się, by z rozkazu Króla, oczyścić stolicę ze Złodziei. By zapobiec niepotrzebnym obrażeniom, spowodowanym przez
rozgniewanych, zbuntowanych "wyrzutków" osłonili się oni magiczną tarczą. Tego dnia żaden z nich nie spodziewał się jednak, że zwykła bariera na nic się przyda. Wśród slumsów znajdowała się bowiem
Sonea - młoda dziewczyna, nieświadoma tego kim jest i jak ogromny talent posiada. Za namową przyjaciół i by przy okazji "wyżyć" się na znienawidzonych magach, ciska w jednego z nich kamieniem, pragnąc, by przebił się on przez magiczną barierę. O dziwo jeden z pocisków uderzył jednego z magów w skroń. Wybuchły krzyki, wiwaty ludzi... Nikt bowiem nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy z tego, że w Sonei moc ujawniła się SAMA , co wśród magów nie zdarzało się od bardzo dawna. Oznaczać to mogło jedynie jedno, że jeśli dziewczyna szybko nie skorzysta z pomocy Gildi, zniszczy siebie i przy okazji wiele istnień ludzkich. Bowiem ona jedna nie poradzi sobie z "ujarzmieniem" swojej magii!
Głowna bohaterka Sonea to kilkunastoletnia, młoda dziewczyna (z wyglądu bardziej podobna do chłopaka) która, przypadkiem odkrywa w sobie niezwykle potężną moc, którą z czasem coraz trudniej jest jej opanować. Pomóc może jej tylko inny, doświadczony Mag, a to oznacza, że musi przyjąć pomoc Gildii, której tak bardzo nienawidzi. Mało tego, w dzień Czystki, dziewczyna jest świadkiem śmierci młodego chłopca, którego Magowie przypadkiem pozbawiają życia. Sonea jest więc święcie przekonana, że podobny los spotka ją, jeśli trafi w ręce swoich "wrogów". Wraz z przyjaciółmi postanawia ukryć się przed Gildią, problem jednak w tym, że jej moc rośnie i coraz częściej mają miejsce pożary, spowodowane właśnie przez nią, a tylko na to czeka Gildia, bowiem właśnie w taki sposób mogą ją znaleźć.
Jak to wygląda z drugiej strony? Wcale nie tacy straszni Magowie nie śpią po nocach ciągle jej szukając, starają się ją do siebie przekonać. Zdają sobie sprawę z tego, że niekontrolowany i potężny talent może zagrozić nie tylko jego właścicielce, ale i całemu miastu.
Autorka ukazuje nam życie z perspektywy wielu bohaterów, przez co każdego z nich możemy lepiej poznać i zrozumieć ich postępki. To jedna z wielu zalet tej trylogii. Kolejny plus, to ciekawi, zróżnicowani bohaterowie, którzy na długo zapadają czytelników w pamięć. Każdy znajdzie coś dla siebie. Główna bohaterka nie jest irytująca, jak to czasami w książkach bywa. Jej postępowanie
jest uzasadnione i logiczne.
Sama fabuła: cud, miód i orzeszki! Czytelnik już na początku wczuwa się w akcję, kibicuje swoim ulubionym bohaterom, przeżywa wraz z nimi całą tę historię. Praktycznie cały czas autorka "dopina" nowe wątki i
intrygi, a końcówka przyprawia nas o dreszczyk. Przyznam szczerze, że sama przeczytałam tę książkę w dwa (niecałe) dni i jestem z niej naprawdę bardzo zadowolona. Za co jednak jest 7/10, a nie 10/10?
Ucieczka Sonei, po jakimś czasie, zaczyna być męcząca. Może to celowy zabieg, by i czytelnik poczuł, jak mogła mniej więcej czuć się bohaterka? Nie wiem, ale mnie to po prostu trochę denerwowało.
Za to druga połowa książki, w której akcja to już na maxa się rozkręciła, po prostu mnie zachwyciła!
Dodam jeszcze, że okładka, choć dość skromna, to rzuca się w oczy. Może właśnie tą skromnością? W książce dodatkowo zamieszczone są również mapki i słowniczek, co uważam za dodatkowy plus.
Na koniec chcę wam serdecznie, gorąco i w ogóle z całych sił polecić tę pozycję. Jeśli jesteście zapalonymi fanami fantastyki i lubicie przy książce się odprężyć, zabawić i na chwilę oderwać się od rzeczywistości, to "Gildia Magów" i w ogóle cała trylogia jest jak najbardziej dla Was! Obiecuję, że nie będziecie się nudzić!
Jedna utalentowana dziewczyna, w dodatku mieszkająca w slumsach, może namieszać w głowach Magów z Gildii?
A owszem.
Wszystko zaczęło się pewnego zimowego dnia - w dzień Czystki. Jak co roku Magowie zebrali się, by z rozkazu Króla, oczyścić stolicę ze Złodziei. By zapobiec niepotrzebnym obrażeniom, spowodowanym przez
rozgniewanych, zbuntowanych "wyrzutków" osłonili się oni...
2012-06-21
"Życie to zmiana..."
Los płata Vardenom kolejnego figla. Ich przywódczyni zostaje uprowadzona do Uru'baenu - siedziby wroga i niemiłosiernie torturowana przez okrutnego Galbatorixa. O dziwo jednak jej sprzymierzeńcem zostaje Murtagh. Tymczasem Eragon wraz z Saphirą ruszają w długą podróż do Vroengardu, gdzie mają nadzieję znaleźć coś, co pomoże im obalić tyrana. Czy ich plan się powiedzie? Czy w końcu wróg zostanie pokonany? Jeśli nie, to co dalej?
"...wojna to katalog szaleństw."
Jest to (niestety) ostatnia część przygód Eragona - chłopaka, który musiał w bardzo krótkim czasie dorosnąć i stać się nie tylko mężczyzną, ale i przywódcą rebeliantów oraz groźnej, i zarazem
uroczej smoczycy Saphiry, ostatniej "kobiety" ze swej rasy. Powieść opowiada głównie o poszukiwaniu swego "JA", poznawaniu i akceptacji swoich zalet jak i wad, ogromnej sile przyjaźni, odwadze, i śmierci
najbliższych - rzeczą, z którą wszystkim jest zawsze najtrudniej się pogodzić.
"Nie zawsze robimy to, co nam się podoba. Czasami musimy wybrać to, co właściwe, a nie to, czego chcemy..."
Bez wątpienia jest to najlepsza książka z całej serii Paoliniego. Mimo nie do końca dopracowanej fabuły, powieść czyta się wspaniale! Zdaniem większości czytelników : źle, że "Dziedzictwo..."zostało
podzielone na dwie części. Mnie osobiście pomysł się podobał (może dlatego, że i tak nie musiałam czekać na dalsze losy tak długo jak inni), ponieważ opisany jest tu głównie finał - cały czas coś się dzieje, ciężko się nudzić.
"Miłe towarzystwo i dużo zajęć to często najlepszy lek na chorobę duszy."
Sama bitwa z wrogiem wciągnęła mnie niemiłosiernie. Zaimponował mi Roran - kuzyn Eragona, który swoją charyzmą i stylem bycia potrafił zmotywować do walki tysiące żołnierzy. Angela - "cicha woda",
dzięki której i ta część nabrała smaczku. Paolini nie wyjaśnił wiele tajemnic z jej życia, ale może i dobrze, bo przynajmniej zielarka pozostaje dla nas słodką tajemnicą. Wspomnieć należy również o jednym z głównych bohaterów, o królu Galbatorixie. W końcu czytelnicy mieli możliwość poznać ...swojego wroga. Nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenia, ale owa postać bardzo przypomina mi Sarumana (jednego z bohaterów Tolkiena). Jeden, jak i drugi byli bardzo podstępni, potrafili manipulować ludźmi, czarować słowami...no i byli źli. W tym, że Galbatorix wydaje mi się o wiele inteligentniejszą postacią.
W ostatniej części "Dziedzictwa" Christopher skupił się na opisie budynków, placów, miast...co uważam za wielki plus. Na chwilę mogłam poczuć się jak w średniowiecznej krainie w dodatku pełniej magii, tajemnic i...niebezpiecznych pułapek. Tak, to kolejna rzecz, która mi się bardzo spodobała.
Zakończenie powieści i zarazem całej serii jak dla mnie dość przyzwoite. Jeśli spodziewacie się widowiskowej walki Galbatorixa z Eragonem...to nic z tego. Autor postanowił być oryginalny
i jak dla mnie wyszło mu to na dobre.
Zastanawia was pewnie co z Aryą i zielonym jajem? Spokojnie, wszystkiego dowiecie się, gdy i wy sięgniecie po tę książkę...
Polecam bardzo gorąco!
"Sé onr sverdar sitja hvass!" (Oby wasze miecze pozostały ostre!)
"Życie to zmiana..."
Los płata Vardenom kolejnego figla. Ich przywódczyni zostaje uprowadzona do Uru'baenu - siedziby wroga i niemiłosiernie torturowana przez okrutnego Galbatorixa. O dziwo jednak jej sprzymierzeńcem zostaje Murtagh. Tymczasem Eragon wraz z Saphirą ruszają w długą podróż do Vroengardu, gdzie mają nadzieję znaleźć coś, co pomoże im obalić tyrana. Czy ich...
2012-12-28
Po trudach i cierpieniach powinny przyjść lepsze dni - tak też sądziła Sonea. Myślała, że najgorsze ma za sobą, że jej nowy mentor Rothen pomoże jej się ustabilizować - śmiertelnie się myliła. Nikt nie może jej pomóc. Dopiero teraz odczuje co to znaczy prawdziwy strach.
Uzdolniona dziewczyna przypadkiem odkrywa największą tajemnicę Wielkiego Mistrza, ale dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że przez to jej życie powoli zamienia się w istne piekło. Żeby tego było mało, znalazła się w gronie najbogatszych i najbardziej wpływowych rodzin w stolicy. Nowi rówieśnicy nie puszczają jej tego płazem. Dziewczyna ze slumsów nie może ich zdaniem zajść daleko i robią oni wszystko, by ją jak najbardziej upokorzyć. Sonea wie, że nie może dać za wygraną. Czy zdoła zdobyć szacunek innych nowicjuszy? Czy okrutny sekret, który musi zachować nie wytrąci ją z równowagi?
Jak sam tytuł wskazuje, Sonea zaczęła naukę w Gildii. Pragnie nauczyć się sztuk medycznych, by w przyszłości móc pomagać innym. Jej moc nadal się rozwija i to w oszałamiającym tempie, staje się nawet potężniejsza niż niektórzy z jej nauczycieli. Cieszyłby ją ten fakt, gdyby nie to, że musi się zmagać z niezwykle upartą grupą nowicjuszy pod dowództwem niejakiego Regina, a przy okazji trzymać dziób na kłódkę, by przypadkiem nie wyjawić sekretu Wielkiego Mistrza i
nie sprowadzić w ten sposób nieszczęścia na bliskich.
W tym samym czasie inny Mag o imieniu Dannyl, przyjaciel Sonei i Rothena, zostaje Ambasadorem. Administrator Lorlen daje mu zadanie - ma on dowiedzieć się jak najwięcej faktów z przeszłości Wielkiego Mistrza. Lorlen bowiem, tak jak Sonea i Mistrz Rothan zna sekret swojego przywódcy, Dannyl staje się więc ich ostatnią deską ratunku.
Autorka przy pisaniu "Nowicjuszki" ponownie odwaliła kawał dobrej roboty. Na początku sądziłam, że będzie to nudna historia opowiadająca jedynie o naukach pobieranych przez Soneę. Na szczęście się myliłam. Pani Canavan wykorzystała wątek z poprzedniej części trylogii i bardzo ładnie go rozwinęła. Dzięki temu powieść przez cały czas trzyma czytelnika w napięciu i nie pozwala mu odejść od lektury - ja przeczytałam tą część w dwa dni.
Jeśli już jesteśmy przy fabule, muszę napisać, że jedna rzecz nie bardzo przypadła mi do gustu. No cóż, nie ma rzeczy doskonałych. Historia Dannyla, mężczyzny, który praktycznie cały czas był w drodze jest jak najbardziej konieczna, no ale...czasami z deka nudnawa. Wiem, że autorka chciała ją urozmaicić humorem i nowymi zagadkami, ale to dla mnie mimo wszystko trochę za mało. Jestem jednak pewna, że zachwyceni z tego faktu będą fani kryminałów, poszukiwacze przygód i
ciekawscy świata.
Jeśli chodzi o zakończenie; podobnie jak w "Gildii Magów" niezwykle dynamiczne i zapadające w pamięć. Końcowa walka Sonei z...? No właśnie... nie zdradzę, tak mnie wciągnęła, że cała się trzęsłam,
nie wspominając o dreszczach. Chyba pierwszy raz wciągnęłam się do tego stopnia.
Mapki i słowniczek również tu znajdziecie. A o tym, że okładki na tych książkach są świetne, już wspominałam.
Cóż więcej? Polecam szybko zapoznać się z "Gildią Magów", a następnie z II cz., z niezwykłą "Nowicjuszką"!
recenzja opublikowana na http://www.magica-mundi.blogspot.com/
Po trudach i cierpieniach powinny przyjść lepsze dni - tak też sądziła Sonea. Myślała, że najgorsze ma za sobą, że jej nowy mentor Rothen pomoże jej się ustabilizować - śmiertelnie się myliła. Nikt nie może jej pomóc. Dopiero teraz odczuje co to znaczy prawdziwy strach.
Uzdolniona dziewczyna przypadkiem odkrywa największą tajemnicę Wielkiego Mistrza, ale dopiero teraz...
2012-08-16
"Dziwne drogi wymagają dziwnych przewodników."
Kto z Was nie chciałby być nieśmiertelnym, bądź poznać sposób na życie wieczne? Kto z Was nie pragnie władzy, zmian lub chociaż osiągnięcia czegoś, czego żaden człowiek nie dokonał?
On pragnął. W Ziemiomorzu pojawiła się taka istota i to właśnie przez nią magia w Archipelagu zaczęła zanikać, a ludzie popadli w obłęd. Kim okaże się tajemnicza postać, której lękają się nawet smoki?
Czy istnieje ktoś równie utalentowany, będący w stanie powstrzymać katastrofę? Czy aby przywrócić Równowagę odważy się nawet wkroczyć do świata umarłych?
To trzecia w kolejności powieść z cyklu "Ziemiomorze", gdzie głównym bohaterem niekoniecznie jest Ged, który do tego czasu się postarzał i został Arcymagiem. Jak dotąd żadna z poprzednich części nie wciągnęła mnie aż tak bardzo i nie zawładnęła do tego stopnia moim sercem.
Akcja rozkręca się już na samym początku, gdy na wyspę Roke przypływa młody książę Arren, a następnie wraz z Krogulcem wyruszają w podróż, celem której jest odnalezienie czegoś, lub kogoś odpowiedzialnego za cały chaos. Ogólnie rzecz biorąc w tej części bardzo dużo się dzieje, a książka mimo wszystko ma tylko ponad dwieście stron. Ciężko określić, czy jest to wada, czy zaleta...Plusem jest to, że czytelnik nie jest w stanie się nudzić, minusem zaś, że po przeczytaniu dzieła czuje spory niedosyt.
Poza rewelacyjną fabułą, na uznanie zasługuje samo Ziemiomorze - fikcyjny, ale jakże piękny, różnorodny i magiczny świat, składający się z wysp "wynurzających się" z niezmierzonego oceanu, a także istoty
go zamieszkujące, choćby potężne, przebiegłe i zarazem mądre smoki, mieniące się w słońcu niczym rozżarzone żelazo, no i oczywiście niezwykle utalentowani ludzie - Magowie - strażnicy Równowagi świata.
Za najpotężniejszego z nich uznawano Geda - starszego już mężczyznę, o ciemnej skórze i charakterystycznej bliźnie na policzku - pamiątce po "wybrykach" z młodości. Nasz ukochany bohater odgrywa tu bardzo znaczącą rolę, lecz nawet ci najlepsi i najmądrzejsi potrzebują wsparcia i przewodnika. Taką podporą okazał się dla Krogulca Arren - przyszły następca tronu, chłopiec, który zmagając się z przeciwnościami losu, opiekując się swoim "Panem", poznając problemy ludzi niższej rangi...staje się mężczyzną, zaczyna szukać swojego prawdziwego "Ja" i stara się przezwyciężyć swój największy lęk...lęk przed śmiercią.
W "Najdalszym brzegu" autorka opisała wiele problemów, z którymi spotykamy się również w rzeczywistości. Chodzi tu m.in. o samo pragnienie nieśmiertelności, choć przecież bez śmierci życie nie ma sensu. Ursula pisze o życiu narkomanów, za wszelką cenę starających się uciec od rzeczywistości tj. szukających świata, w którym człowiek mógłby zatrzymać na zawsze swe życie i ludzkie ciało. W tej części pojawił się również wątek dotyczący egoistów, a także pesymistów i ludzi niezadowolonych ze wszystkiego, a mimo to nie pragnących zmienić siebie i swojego szarego "zamkniętego świata". Te i inne problemy - "choroby" ludzkości, w tym przypadku były sprawką Niszczyciela, który odbierał innym najważniejsze życiowe wartości, jak miłość, przyjaźń, szacunek, szczęście i prawda, a obiecywał w zamian nieśmiertelność.
Czy podobnie nie dzieje się czasami w naszych sercach? Czy i ludzie na Ziemi nie zatracają się w swoich sprawach, zapominają o innych, żyją jakby byli nieśmiertelni?
Polecam więc książkę wszystkim tym, którzy pragną wprowadzić małe rewolucje w swoje życie, jak i tym, którzy przy książce lubią się po prostu rozerwać i choć na chwilę wkroczyć do świata smoków, czarodziei i magii.
"Dziwne drogi wymagają dziwnych przewodników."
Kto z Was nie chciałby być nieśmiertelnym, bądź poznać sposób na życie wieczne? Kto z Was nie pragnie władzy, zmian lub chociaż osiągnięcia czegoś, czego żaden człowiek nie dokonał?
On pragnął. W Ziemiomorzu pojawiła się taka istota i to właśnie przez nią magia w Archipelagu zaczęła zanikać, a ludzie popadli w obłęd. Kim...
2012-06-05
"Baśnie" to zbór cudownych opowieści Hansa Christiana Andersena, które wzruszają czytelnika (a na pewno mnie) za każdym razem, gdy po nie sięga. Jest to dzieło dla każdego człowieka, bez względu na wiek, który chce nauczyć się wytrwałości, szacunku do innych, łagodności...
Gdy byłam małym przedszkolakiem (a potrafiłam już wtedy czytać) "wtapiałam się" w magiczny świat baśni. Pierwszy raz mogłam poznać niesamowite, fantastyczne stworzenia, choćby elfy. Każdą opowieść brałam dosłownie do siebie, nie byłam w stanie odnaleźć w niej głębszej prawdy, a mimo wszystko już wtedy uczyłam się bycia łagodną, troskliwą dziewczynką. Teraz wszystko ma dla mnie inny, głębszy sens, wszystko zmieniło się z wiekiem.
Weźmy na przykład baśń "Królowa Śniegu". Dawniej była to dla mnie opowieść o wytrwałej, młodej dziewczynce Gerdzie, która była gotowa poświęcić dla Kaja wszystko. Teraz zaś zastanowiłam się nad szczegółami tego utworu. Czarodziejskie zwierciadło - główny powód cierpień Kaja i osób przebywających w jego otoczeniu. Owa rzecz sprawiała, że cały świat, widziany w jego odbiciu był zły i brzydki.
A jak jest z naszym życiem? Czy i my przypadkiem nie nosimy w swoich oczach i sercach tych zalążków bólu. Czy zaślepieni nienawiścią do innych, stereotypami, fałszywymi przekonaniami nie uprzykrzamy sobie i innym życia?
"U Króla Olch" - baśń opowiada głównie o uroczystym balu i (niedoszłych) zaręczynach dwóch księżniczek. Niestety i tu pojawiają się kłopoty. Dwaj młodzi chłopcy, książęta i przyszli mężowie dam
nie chcą się żenić, wolą się wygłupiać, chcą być wolni. Ach, a czy w dzisiejszych czasach i ta historia się nie powtarza. Nie tylko ze strony mężczyzn, ale i kobiet? Wolność!...pojęcie względne. ;/
"Dziewczynka z zapałkami" to na pewno jedna z moich ulubionych baśni. Opowiada o dziecku, które żywcem zamarzło, gdy wszyscy szczęśliwi świętowali nadejście nowego roku. Pytanie...Czy i ta dziewczynka
nie była uradowana, gdy tuż przed śmiercią "spotkała" swoją babcię, która...zabrała ją do nieba? Myślę, że Andersen pisząc tę baśń, oczekiwał że gdy ją przeczytamy, łatwiej będzie się nam pogodzić
ze śmiercią, a może nawet odnaleźć jej pozytywne cechy.
"Calineczka" - maleńka dziewczynka, targana przez los na wszystkie strony, która po dłuższym czasie w końcu znajduje spokój i szczęście. Ale mimo wszystko Calineczka jednak zaznawała cierpienia, ponieważ ze względu na swoją urodę i budowę ciała była wykorzystywana przez innych. A jakże często i my bawimy się ludźmi, zadajemy im ból? Nie potrafimy ich zaakceptować, oceniamy po pozorach? Mówiąc im przykre
rzeczy, sprawiamy, że nabawiają się kompleksów? "Calineczka płakała bardzo, że jest aż tak brzydka, iż chrabąszcz nawet nie chce patrzeć na nią. Ale cóż miała robić? Przecież tak naprawdę była bardzo ładna."
"Brzydkie kaczątko" - jedna z najbardziej znanych baśni. Małe, pozornie brzydkie i bezwartościowe pisklę zostaje odrzucone przez wszystkich, nawet przez swoją własną matkę. Czy i ta sytuacja
nie ma miejsca w naszych czasach? A rodzice, faworyzujący często tylko niektóre z pośród swoich dzieci? Tacy, którzy odrzucają swe potomstwo ze względu na ich ułomność? Chcący im narzucić swoją wizję ich przyszłości? Ileż ich istnieje!
A baśń zatytułowana "Słowik"? O ptaszku, który śpiewał najpiękniej ze wszystkich i potrafił wzruszyć nawet Cesarza, lecz niestety po jakimś czasie został wygnany i zastąpiony sztucznym Słowikiem. Nie przypomina Wam to czegoś? Słowik prawdziwy, żywy, realny i Słowik mechaniczny, nakręcany...Dla mnie jest to coś jak spotkanie na żywo z przyjacielem i "spotkanie" z nim przez internet. Czy i my zbyt często nie podmieniamy w swoim życiu naturalnych Słowików, na te sztuczne? Hmm?
"Krasnoludek" - baśń, w której tytułowy bohater nie mógł się zdecydować z kim zamieszkać: z kupcem, u którego niekoniecznie czuł się szczęśliwy, ale miał za to wszelakie wygody, wyborne jedzenie,
czy z studentem, który żył skromnie, lecz szczęśliwie, ponieważ robił to co kochał - czytał poezję. Czy i my nie stajemy przed podobnym wyborem? Możemy umęczyć się przez całe dzieciństwo i młodość, by
w przyszłości żyć dostatnio, albo poświęcić się tej sprawie, na której nam zależy, która przynosi nam satysfakcję i skromnie istnieć, ale za to być niezwykle szczęśliwym i... spełnionym.
W szkołach uczą nas o nieszczęśliwej miłości Romea i Julii, bo jest to przykład "wspaniałego", związku, uczucia, które przetrwało wszystko. Ale czyż historia "Małej syrenki" nie jest bardziej...
realistyczna? Piękna istota zakochała się w ludzkim księciu, gotowa była poświęcić dla niego wszystko, a tak naprawdę nic w zamian nie otrzymała. Nie było happy endu, nie dla mnie. Sami przecież przyznacie mi rację, że w XXI wieku o wiele częściej mamy do czynienia z nieodwzajemnioną miłością niż miłością zakazaną. Czy warto więc iść w ślady Syrenki, trzymać się zasady "Carpe Diem", żyć chwilą, być szczęśliwym choćby przez krótki czas?
Andersen pisał o tym, z czym możemy się w życiu spotkać. Chciał nas przygotować na najgorsze! Tych najmłodszych uczył nie tylko wrażliwości i współczucia, ale też ŻYCIA! Dorosłym zaś, ukazywał
inny światopogląd. Chciał byśmy doszukiwali się w sobie wad i zmieniali siebie i świat na lepsze.
Należą mu się za to gromkie brawa!
"Baśnie" Hansa Christiana Andersena polecam wszystkim bardzo, bardzo, bardzo gorąco!
Ashera.
"Baśnie" to zbór cudownych opowieści Hansa Christiana Andersena, które wzruszają czytelnika (a na pewno mnie) za każdym razem, gdy po nie sięga. Jest to dzieło dla każdego człowieka, bez względu na wiek, który chce nauczyć się wytrwałości, szacunku do innych, łagodności...
Gdy byłam małym przedszkolakiem (a potrafiłam już wtedy czytać) "wtapiałam się" w magiczny świat...
2012-09-30
Wszystko zaczyna się tak niewinnie, w Wodoktach, gdzie żyją Kmicicowie, którym Charłamp donosi o śmierci narzeczonej Wołodyjowskiego. W dodatku biedny Michał Wołodyjowski z rozpaczy pragnie zaszyć się w klasztorze. Dzięki Bogu wyciąga go stamtąd stary przyjaciel - Pan Zagłoba. I bardzo dobrze, bo niebawem "Mały Rycerz" poznaje dwie urocze damy; Krzysię i Basię... W końcu wraz z jedną z nich się żeni, niestety Ojczyzna wzywa, więc Michał zabiera żonkę "w pole" ze sobą. Niebawem jednak rozpętać się ma straszliwa wojna z Turkami. Jaki będzie jej finał? Tego dowiedzieć się już musicie sami.
Fabułą jest dość wartka i wciągająca, choć przeciętnego gimnazjalistę wątpię by szczególnie zaciekawiła. Pojawiają się tu niespodziewane zwroty akcji, opisy bitew (co ja akurat ubóstwiam), wątki miłosne,
cudowne opisy tamtejszych polskich fortec, konfliktów i samej szlachty.
Głównym bohaterem jest oczywiście tytułowy Pan Wołodyjowski - odważny rycerz, szlachcic, z wąsem (którym aż zbyt często kręcił). Człowiek patriota, gotowy oddać życie za honor, wiarę i Ojczyznę. Niemało przeżył i swoje widział, dlatego idealnie radził sobie na polu bitwy, przez co był postrachem dla wrogów i przykładem dla współbraci.
Ketling - dobrze wychowany Szkot. Nie tylko urzekał słowem i swoją postawą na co dzień, a i niezgorsza władał szablą. Wspaniały artylerzysta. Zdecydowanie mój ulubiony bohater w tej oto powieści i
przyznam, że naprawdę ciężko mi się z nim rozstać.
Basia i Krzysia - dwie wspaniałe kobitki, ale różne jak Piekło i Niebo. Ta pierwsza nazywana była żartobliwie "hajduczkiem", uwielbiana od początku przez pana Zagłobę, który kochał ją jak swoje rodzone dziecko. Młoda dama zachowywała się czasami trochę nieprzyzwoicie...jak na kobietę, ale mimo wszystko bardzo, ale
to bardzo przypadła mi do gustu. Była przede wszystkim silna psychicznie i niezmiernie odważna. Krzysia zaś istny anioł, choć swoje słabości miała. Jednak gdy coś się zaczynało chrzanić, zamykała się w sobie, z czego wynikły niemałe problemy.
Reszta bohaterów równie zaskakująca - choćby sam Muszalski - "pan Muszalski, łucznik niechybny, ale i w ręcznym spotkaniu harcownik wyborny". Pan Zagłoba - przyjemny, żartobliwy staruszek. Kolejny pan Skrzetuski, pan Nowowiejski (który niestety na końcu utracił moją sympatię), okrutnie zakochany w Basi Azja Tuhajbejowicz, człowiek niezwykle brutalny... i wielu, wielu innych.
Zakończenie powieści niezwykle, ale to niezwykle wzruszające, wręcz przejmujące. Dzięki temu książka na długo zapada w pamięć.
Polecam ją więc nie tylko miłośnikom historii, ale i patriotom. Takim moim marzeniem byłoby, gdyby ta powieść trafiła jakimś cudem do rąk wielu młodych ludzi, by mogli oni nauczyć się nie tylko miłości do Ojczyzny, prawdziwego męstwa, ale również dlatego, by zaczęli oni w końcu traktować kobiety z należytą im czcią i szacunkiem, jak to bywało dawniej.
Należy się nam to drodzy panowie!
Wszystko zaczyna się tak niewinnie, w Wodoktach, gdzie żyją Kmicicowie, którym Charłamp donosi o śmierci narzeczonej Wołodyjowskiego. W dodatku biedny Michał Wołodyjowski z rozpaczy pragnie zaszyć się w klasztorze. Dzięki Bogu wyciąga go stamtąd stary przyjaciel - Pan Zagłoba. I bardzo dobrze, bo niebawem "Mały Rycerz" poznaje dwie urocze damy; Krzysię i Basię... W końcu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-11-29
Ogólnie to lubię nowele Sienkiewicza - ta również należy do tego zacnego grona.
"Sachem" opowiada o przedstawianiu cyrkowym, w którym główną atrakcją
miał być ostatni z Czarnych Wężów - czerwonoskórych, wybitych przez Niemców przed 15. latami. Punktem kulminacyjnym jest zaś występ owego bohatera, moment, w którym sachem zaczyna śpiewać o zemście i o tym, co zaszło kilkanaście lat temu na tych ziemiach. Jak zakończyło się przedstawienie? Przeczytajcie, to się dowiecie ;).
Ogólnie to lubię nowele Sienkiewicza - ta również należy do tego zacnego grona.
"Sachem" opowiada o przedstawianiu cyrkowym, w którym główną atrakcją
miał być ostatni z Czarnych Wężów - czerwonoskórych, wybitych przez Niemców przed 15. latami. Punktem kulminacyjnym jest zaś występ owego bohatera, moment, w którym sachem zaczyna śpiewać o zemście i o tym, co zaszło...
2012-02-12
Moje zdanie?- Początek tragiczny ;/ Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów miałam ochotę wyrzucić tą książkę przez okno. Kolejna sprawa - nie wiem czemu, ale jakoś nie mogłam znaleźć sobie swojego ulubionego bohatera ;/ Wprawdzie pod koniec spodobał mi się jeden z
krasnoludów - Balin, a poza nim nikt więcej ;| Next - nie lubię smoków (w tym przypadku Smauga), które pożerają dziewice itp. - ale to już moja sprawa ;P Następne - Tolkien coś mizernie opisał gobliny, o wyglądzie krasnoludów również niewiele napisał (poza tym, że mają długie brody),albo ja już nic nie pamiętam ;P Dobrze, że oglądałam "Władcę Pierścieni" to wiem, jak owe istoty wyglądały ;) Kolejny minus - jakoś nie bardzo wczułam się w te "emocjonujące" momenty.
Owszem, od 1/2 książki naprawdę fajnie mi się czytało...Mam wrażenie, że Tolkien wziął się w garść dopiero w połowie "Hobbita". Może wcześniej miał jakieś gorsze dni? No dobra, co mi się więc podobało?
Tolkien wymyślił (no cóż, muszę to przyznać) nowy, fantastyczny świat i cudowne, magiczne stworzenia. Narracja pierwszoosobowa - bardzo fajnie ;) No i sam fragment z Gollumem i jego zagadkami i ze smokiem
Smaugiem był dość ciekawy ;) Aaaa i tytuł również mi się podoba - jest oryginalny :)Co więcej mogę powiedzieć? - Drodzy fani literatury fantasy! Nie czytajcie "Hobbita...", jako waszą pierwszą książkę z zakresu tego gatunku, bo możecie się zniechęcić i stwierdzić, że
fantasy to badziew. "Hobbita...", owszem, należy przeczytać...ale dopiero po jakimś czasie ;P
Moje zdanie?- Początek tragiczny ;/ Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów miałam ochotę wyrzucić tą książkę przez okno. Kolejna sprawa - nie wiem czemu, ale jakoś nie mogłam znaleźć sobie swojego ulubionego bohatera ;/ Wprawdzie pod koniec spodobał mi się jeden z
krasnoludów - Balin, a poza nim nikt więcej ;| Next - nie lubię smoków (w tym przypadku Smauga), które pożerają...
2012-05-12
Nasz ukochany Bilbo - hobbit, który przypadkiem staje się właścicielem potężnej broni Wroga, postanawia skończyć z hucznym życiem. Wyrusza więc do Riwendell, siedziby elfa Erlonda, ale
wcześniej przekazuje "skarb" swojemu siostrzeńcowi Frodowi. Na szczęście czarodziej Gandalf, przyjaciel hobbitów, domyśla się, że nie jest to zwykła błyskotka, lecz najpotężniejszy z Pierścieni Władzy, który należy jak najszybciej zniszczyć.
Zaczyna się wyścig z czasem. Czy niedoświadczony hobbit, Frodo, wraz z Drużyną Pierścienia pokona przeciwności losu? Czy Pierścień zostanie zniszczony? A może powróci z powrotem do swojego Pana - Saurona? Tego w pewnym sensie nie wiem nawet ja... Dalsze losy bohaterów jeszcze przede mną.
Sposób pisania pana Johna jest dość skomplikowany, ale z czasem da się do niego przyzwyczaić. Jeśli chodzi o narrację, całkiem, a nawet bardzo przypadła mi do gustu. Rzadko bowiem spotyka się książki pisane w ten sposób. Wielki plus dla autora za oryginalność.
Jeśli chodzi o samą fabułę: nie wiem czemu, ale początki wszystkich książek Tolkiena są dla mnie trochę nudnawe. Akcja zawsze rozkręca się pod koniec. Trochę szkoda, bo powieść, moim zdaniem, traci
w ten sposób na wartości. Co do niespodziewanych zwrotów akcji: oglądałam wcześniej film, więc na ten temat niewiele mogę się wypowiedzieć, bowiem w pewnej mierze znałam już przebieg misji powierzonej naszej Drużyny Pierścienia.
Bohaterowie powieści są niezwykle zróżnicowani. Każdy z nich ma inny charakter. Frodo: z powodu brzemienia jakie musi nosić, jest skryty i nieufny. Dzięki właściwościom Pierścienia wyostrzają mu się zmysły, potrafi widzieć rzeczy, które istnieją na pograniczu dwóch światów (w szczególności wtedy, gdy bezpośrednio używa broni Wroga). Trzej pozostali niziołkowie: Sam, Pippin i Merry bardzo przypadli mi do gustu. Są bowiem w pewnym sensie pocieszycielami nie tylko dla swojego Pana - Froda, ale również dla mnie. Bardzo skutecznie potrafią poprawić mi humor. Aragorn: bardzo tajemnicza postać. To doświadczony życiowo człowiek. Nazywany jest Strażnikiem lub Obieżyświatem, jak się potem okazuje jest on kimś więcej, niż zwykłym wędrowcem. Boromir: człowiek wysokiej rangi. Nie przypadł mi do gustu, od początku czułam, że coś z nim nie tak. Poza tym straszny z niego maruda. Gandalf: mądry, potężny czarodziej, skory do poświęceń, ale mimo swego wieku potrafił pokazać pazurki :D Krasnolud Gimli i
elf Legolas to mimo wszystko moi ulubieńcy (książkowi i filmowi) :D Ich charaktery są różne, a mimo wszystko potrafili się oni ze sobą zaprzyjaźnić. :) Oto cała Drużyna Pierścienia.
Śródziemie - świat wykreowany przez Tolkiena nadal mnie zaskakuje. Wprawdzie akcja powieści rozgrywa się w większej mierze jesienią i zimą, a mimo wszystko opisy krajobrazu przyprawiały mnie o dreszcze:
te "negatywne" spowodowane wyobrażeniami mrocznych krain, jak i te, które były przyjemne i niezwykłe mocno utkwiły mi w pamięci.
Podsumowując całość: pierwsza część tolkienowskiej trylogii to naprawdę świetna powieść, którą serdecznie polecam w szczególności wszystkim miłośnikom literatury fantasy i ogólnie marzycielom. Gdy już
raz po nią sięgniecie, nie zapomnicie o niej szybko :)
Ashera.
Nasz ukochany Bilbo - hobbit, który przypadkiem staje się właścicielem potężnej broni Wroga, postanawia skończyć z hucznym życiem. Wyrusza więc do Riwendell, siedziby elfa Erlonda, ale
wcześniej przekazuje "skarb" swojemu siostrzeńcowi Frodowi. Na szczęście czarodziej Gandalf, przyjaciel hobbitów, domyśla się, że nie jest to zwykła błyskotka, lecz najpotężniejszy z...
2012-02-19
Początek książki i pierwsze przygody Geda (Krogulca) nie budziły we mnie entuzjazmu, a tym bardziej jakiegoś niezwykłego zachwytu. Pierwszym minusem były ubogie (jak dla mnie) charakterystyki bohaterów, z wyjątkiem opisu Krogulca, którego obraz dość mocno utkwił mi w głowie ;) Co poza tym?- Miałam wrażenie, że połowa książki to było jakieś streszczenie losów chłopca, który posiadał magiczne zdolności - czyli przeskakiwanie z akcji do akcji, z wątku do wątku. Nie mogłam się jakoś wtedy odnaleźć w tym świecie. Wszystko
się zmieniło, gdy Krogulec zaczął podróżować...zaczęło się coś dziać, bohater miał wyznaczony Cel, a dokładniej to Cel wyznaczył sobie jego ;P Co mi się jeszcze podobało?- Ursula stworzyła oryginalny, nowy świat, składający się z mórz i różnych, pięknych wysp - potężny Archipelag. W dodatku, w książce ukazany jest znacznie inny, równie interesujący pogląd na życie pozaziemskie, pośmiertne - tajemniczy, złowrogi "świat" pełen duchów i mrocznych stworzeń. Poza tym jest to bardzo pouczająca książka, która niezwykle pobudza wyobraźnię czytelnika - polecam gimnazjalistom.
Początek książki i pierwsze przygody Geda (Krogulca) nie budziły we mnie entuzjazmu, a tym bardziej jakiegoś niezwykłego zachwytu. Pierwszym minusem były ubogie (jak dla mnie) charakterystyki bohaterów, z wyjątkiem opisu Krogulca, którego obraz dość mocno utkwił mi w głowie ;) Co poza tym?- Miałam wrażenie, że połowa książki to było jakieś streszczenie losów chłopca, który...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Paolini wydoroślał: wydorośleli więc i jego książkowi bohaterowie. Autor wyrobił sobie swój własny styl, udoskonalił fabułę wprowadzając wydarzenia, które ogromnie zaskakują czytelnika, co akurat ja uważam
za wspaniałą rzecz. W "Najstarszym" wprowadzony został podział: część książki opowiada o historii Eragona, a część o życiu jego kuzyna, Rorana i kilka fragmentów z przygotowań do bitwy u Vardenów.
Każde z nich przeplata się ze sobą, dzięki temu możemy poznać emocje, myśli i zamiary wielu bohaterów. Na początku było to trochę irytujące, bowiem autor przeskakiwał z bohatera do bohatera w najbardziej emocjonującym momencie i by doczytać dalszych losów jednej z istot trzeba było przebrnąć przez historię innej postaci.
Jeśli chodzi o opisy przyrody - nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko dopięte na ostatni guzik i przedstawione tak, by czytelnik mógł sobie wszystko dokładnie wyobrazić. Najbardziej zaskakujący był las elfów: idealny, magiczny, pełen tajemnic.
Podsumowując całość: ta część bije o głowę "Eragona"! Jest naprawdę świetna!
Paolini wydoroślał: wydorośleli więc i jego książkowi bohaterowie. Autor wyrobił sobie swój własny styl, udoskonalił fabułę wprowadzając wydarzenia, które ogromnie zaskakują czytelnika, co akurat ja uważam
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toza wspaniałą rzecz. W "Najstarszym" wprowadzony został podział: część książki opowiada o historii Eragona, a część o życiu jego kuzyna, Rorana i kilka fragmentów z...