-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński15
Biblioteczka
Która osoba płci żeńskiej nie chciała jako mała dziewczynka zostać księżniczką? Piękne sukienki, kolie, korony, diademy, bogactwo i... książę ma białym rumaku. A może któryś z chłopców chciał zostać rycerzem? Być dzielnym obrońcą króla, królowej i ślicznej damy swego serca? Wydaje się.. życie idealne. Ale czy na pewno? Czy rzeczywiście jest tak cudownie? A może nawet takie zajęcia mają swoje blaski i cienie? Życie dworskie ''od kuchni'' możecie poznać w pewien sposób poprzez przeczytanie ''Rywalek'' Kiery Cass.
''Czasami, aby coś ukryć, najlepiej robić to na oczach wszystkich.''
W Illei zorganizowano Eliminacje. Dla trzydziestu pięciu dziewcząt są one szansa na nowe, lepsze życie u boku księcia. Ta jedyna, która okaże się idealną księżniczką, a także zdobędzie serce księcia Maxona i ucieknie z ponurego świata, gdzie społeczeństwo jest podzielone na klasy. Nie zazna więcej ubóstwa ani głodu. Każda dziewczyna marzy o przystojnym młodzieńcu lub o koronie. Każda ma własne powody, dla których chce trafić do pałacu. Każda ma swoją własną motywację. Każda poza Americą Singer.
''- Myślisz, że będę mógł się do ciebie zwracać "moja miła"? - zapytał Maxon.- Nie ma mowy - odparłam szeptem.
- Mimo wszystko będę próbował. Nie poddaję się łatwo. - Wierzyłam w to, choć irytowało mnie, że tak się przy tym upiera.
- Do wszystkich tak mówiłeś? - zapytałam, skinieniem głowy wskazując resztę sali.
- Tak, i każdej się to podobało.
- Właśnie dlatego mnie się nie podoba - oznajmiłam i wstałam.''
America zgłasza się do Eliminacji za namową mamy i Aspena, swojej sekretnej miłości. Ku jej wielkiemu zdziwieniu zostaje przyjęta. Ukochany ją zostawia, a ona wyjeżdża tylko po to, aby o nim zapomnieć.
''(...)nie da się kochać kogoś przez dwa lata, a potem zapomnieć o nim w jedną noc.''
Spodziewa się, że książę będzie zapatrzony w siebie i wręcz nudny. Okazuje się, że większość rzeczy jest inna, niż sobie wyobrażała. America zaczyna zastanawiać się, czy nie mogłaby polubić życia na dworze, a może nawet żywić jakieś romantyczne uczucia co do przyszłego władcy. Nie może jednak zapomnieć o Aspenie. Jak to wszystko się rozwinie? Przeczytajcie sami.
''To było trudne pytanie: czy zgodziłabym się prowadzić życie, jakiego nigdy nie pragnęłam?''
''...pierwsza miłość zostaje z tobą na całe życie.''
Ogromnie polubiłam bohaterów. Podziwiam Americę za wytrwałość. Potrafiła ona zawalczyć o swoje. Wolała ubierać się skromnie, niż obwiesić się biżuterią. Przez całą książkę się nie zmieniła, chociaż większość podległaby presji. Zawsze była sobą. Nie starała się ona za wszelką cenę zwracać na siebie uwagi. Nie lubiła być w centrum zdarzeń. Mimo tego była silna i odważna. Nie bała się ''dogadać'' nawet następcy tronu.
Maxon okazał się dobry i uczciwy. Z pewnością nie był nudny ani rozkapryszony. Jako następca tronu chciał zmienić świat na lepsze.
Uwielbiam także Marlee i tata Ameriki <3
''Niektórzy po prostu rodzą się doskonali.''
Powieść pokazuje, że nie warto oceniać po pozorach, nie wszystko jest takim, jakie się wydaje. Czytając ją, widzimy, że władza to nie same przyjemności. To przede wszystkim obowiązki.
Przyjaźń, ciepło rodzinne - to także nadaje niepowtarzalny klimat książce.
''-Myślałam, że nie żyjesz! Ami, tak bardzo cię kocham, obiecaj mi, że nie umrzesz-chlipnęła May.-Obiecuję.''
Podoba mi się w niej także to, że zakończenie ani trochę nie nakierowuje nas, kogo wybierze America.
''Nie wybieram ani jego, ani ciebie. Wybieram siebie.''
Książka, chociaż momentami troszeczkę banalna jest jedną z moich ulubionych. Uwielbiam styl autorki. Pisze ona lekko. Akcja toczy się ''w miarę'' szybko, chociaż momentami jednak zwalnia (wydaje mi się, że celowo). Pomysły z Eliminacjami, księżniczkami (i tak dalej) bardzo mi się podobały. Powieść czyta się w jeden wieczór. Z pewnością przyszykujcie sobie drugi tom, zanim zaczniecie czytać pierwszy.
''Wiem, że jest ci ciężko, ale tak właśnie wygląda życie.''
Która osoba płci żeńskiej nie chciała jako mała dziewczynka zostać księżniczką? Piękne sukienki, kolie, korony, diademy, bogactwo i... książę ma białym rumaku. A może któryś z chłopców chciał zostać rycerzem? Być dzielnym obrońcą króla, królowej i ślicznej damy swego serca? Wydaje się.. życie idealne. Ale czy na pewno? Czy rzeczywiście jest tak cudownie? A może nawet takie...
więcej mniej Pokaż mimo toSlammed, czyli Pułapka uczuć to niezwykła, emocjonalna i wzruszająca, ale przy tym pouczająca książka. W piękny sposób opisuje żałobę, relacje międzyludzkie, trudy miłości damsko-męskiej, ale także macierzyńskiej. Łączy w sobie lekkie pióro autorki i zabawne sytuacje z ciężkimi i trudnymi tematami, tworząc świetną powieść, którą czyta się jednym tchem.
Slammed, czyli Pułapka uczuć to niezwykła, emocjonalna i wzruszająca, ale przy tym pouczająca książka. W piękny sposób opisuje żałobę, relacje międzyludzkie, trudy miłości damsko-męskiej, ale także macierzyńskiej. Łączy w sobie lekkie pióro autorki i zabawne sytuacje z ciężkimi i trudnymi tematami, tworząc świetną powieść, którą czyta się jednym tchem.
Pokaż mimo to
Macierzyństwo to jedna z najcudowniejszych rzeczy, jaka może spotkać kobietę. Chyba nie ma nic piękniejszego niż noszenie dziecka pod sercem przez dziewięć męczących, ale szczęśliwych miesięcy. Patrzenie na nowo narodzonego członka rodziny, szeptanie mu do uszka, śpiewanie kołysanek, lulanie. Jego pierwsze ząbki, słowa wypowiadane w tylko jemu znanym języku. Magia pierwszych, niepewnie stawianych kroków. Przez te wszystkie lata wychowywania potomka zdarzają się dobre i złe chwile, ale warto się temu poświęcić. Jedno jest jednak pewne. Na rodzicach spoczywa wielka odpowiedzialność, aby wychować swoją pociechę na dobrego, opowiedzianego i przystosowanego do życia człowieka. Ich obowiązkiem jest przekazanie mu odpowiedniego systemu wartości. Mimo tego te wspólne momenty przynoszą niezwykłą radość.
Niestety los chodzi własnymi ścieżkami i płata ludziom figle. Są pary, które codziennie błagają Boga albo przeznaczenie, aby zesłało im potomka. Ich prośby najczęściej pozostają bez odpowiedzi. Najgorsze jest to, że innym ludziom trafiają się niechciane dzieci. Wtedy nie wiedzą, co mają z nimi zrobić. Życie jest niesprawiedliwe? Z pewnością.
Anna i Paweł to para ginekologów będąca ze sobą od kilkunastu lat. Od dłuższego czasu starają się o swojego własnego maluszka. Niestety los nie obchodzi się z nimi łaskawie, więc kobieta nie może być w stanie błogosławionym. Małżonkom zdaje się, że wyczerpali wszystkie możliwości. Nie udało im się adoptować żadnej sieroty. Leczenie również nie przynosi efektów. Tracą nadzieję, ale na ich drodze pojawia się Michalina. Młoda, ambitna studentka nie może sobie pozwolić na samotne wychowywanie owocu jednej, upojnej nocy. Nie w tym momencie. Nie w chwili, gdy musi skończyć naukę i znaleźć pracę. Przychodzi więc do Anny z prośbą o pomoc. Okazuje się, że ta ma dla niej propozycję.
Okładka zachwyciła mnie od razu, gdy ją ujrzałam. To jednak opis i tytuł sprawiły, że od razu zapragnęłam przeczytać dzieło Małgorzaty Falkowskiej. Postawiłam fabule i wykonaniu bardzo wysoką poprzeczkę i byłam ciekawa, czy zdoła mnie zadowolić. Zaczęłam czytać chwilę po powrocie do domu rodzinnego i od samego początku wiedziałam, że to okaże się dobre. Zakończenie sprawiło, iż myślę o tej książce jedynie w kategorii "genialna".
Muszę zacząć od najważniejszej cechy tej książki, czyli tematu, który porusza. Chciałabym kiedyś zostać mamą i uwielbiam dzieci, więc pomysł na fabułę jak najbardziej przypadł mi do gustu. Poruszenie kwestii, która nadal pozostaje tabu, wydało mi się niezwykle interesujące i z zaciekawieniem czytałam to, co autorka chciała wyrazić. Poza tym cała historia została poprowadzona po mistrzowsku.
Autorka w genialny sposób opisała zmieniające się uczucia ludzi. W zadziwiająco lekki sposób uświadomiła mi, jak w zaledwie kilka miesięcy może ulec zmianie nastawienie do życia. W tym czasie możliwe jest także pojawienie się chęci odwrócenia podjętych decyzji, ale również uczucia. Pokazała, że bardzo często nosimy różnego rodzaju maski. Zakładamy je wraz ze wschodem słońca i nie zdejmujemy aż do zachodu. Mówimy jedno, a myślimy całkiem co innego. Nie jesteśmy szczerzy i wolimy ukrywać swoje intencje. Wiemy, co ktoś chce usłyszeć i to wykorzystujemy.
Wątek psychologiczny szczególnie pochłonął moją uwagę i dzięki temu z zapartym tchem śledziłam dalsze poczynania świetnie wykreowanych bohaterów. Przedstawienie historii z perspektywy trzech osób dodatkowo ułatwiło mi to zadanie, ponieważ poznałam charaktery ich wszystkich. Miałam dostęp do ich myśli, marzeń i uczuć. Mogłam wyrobić sobie o nich zdanie, polegając na tym, jacy są naprawdę. Małgorzata Falkowska świetnie opisała także, do czego może doprowadzić chęć zostania rodzicem. To powinno być czyste i niewinne, ale czasami takie nie jest.
Ogromnie spodobało mi się to, że autorka mimo tego, iż pisała poważną historię o trudnych kwestiach, znalazła również mały skrawek dla Torunia. Pokazywała swoim czytelnikom piękno tego miasta. Czytając o tych miejscach, miałam ochotę się tam znaleźć. Chciałam pójść na spacer do parku lub na najlepsze lody pod słońcem. Bardzo przypadło mi to do gustu i z pewnością kiedyś wybiorę się do tej części Polski.
Małgorzata Falkowska doskonale odnalazła się w nowym dla niej gatunku. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i pozostało w mojej głowie, aż to teraz. Nieprzypadkowe wydarzenia nieubłaganie prowadziły do genialnego zakończenia, które niezwykle mną wstrząsnęło. Ta fenomenalna książka zmieniła moje spojrzenie na wiele kwestii i cieszę się, że spotkałam ją na swojej czytelniczej drodze.
Macierzyństwo to jedna z najcudowniejszych rzeczy, jaka może spotkać kobietę. Chyba nie ma nic piękniejszego niż noszenie dziecka pod sercem przez dziewięć męczących, ale szczęśliwych miesięcy. Patrzenie na nowo narodzonego członka rodziny, szeptanie mu do uszka, śpiewanie kołysanek, lulanie. Jego pierwsze ząbki, słowa wypowiadane w tylko jemu znanym języku. Magia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Spotkali się w dość nietypowych okolicznościach. On-psycholog pomagający zagubionym kobietom zmienić swoje życie. Wspierający dobrą radą i oryginalnym, zdrowym podejściem do ich miłosnych rozterek. Ona-młoda, zdolna dziennikarka pracująca dla znanego magazynu dla kobiet będąca w trakcie rozwodu. Przedstawicielka płci pięknej poszukująca upragnionego szczęścia. Poznali się w restauracji. Przypadek lub przeznaczenie sprawiło, że usiedli przy tym samym stoliku pogrążonym w ciemności. Matthew Hansen chce zbliżyć się do nowo poznanej kobiety, chociaż wie, że nie powinien. Aby to osiągnąć, pomaga jej przy pisaniu artykułu na temat pick-up artists, czyli trenerów podrywu uczących swoich magnetycznego oddziaływania na wypatrzone damy. Wszystko mogłoby potoczyć się idealnie, gdyby nie to, że obydwoje mają swoje sekrety i niedomknięte sprawy.
"LOVE Line" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Niny Reichter. Już wcześniej wiedziałam jednak, że jest ona autorką znanej serii pt. "Ostatnia spowiedź". Bardzo wiele osób ją chwaliło, więc postanowiłam sięgnąć po najnowszą powieść tej pisarki. Czego się spodziewałam? Tylko tego, że będzie dobra. Nie chciałam robić sobie zbędnych nadziei, bo bałam się, że się rozczaruję. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że moje obawy były bezpodstawne. Historia Matthew i Bethany okazała się strzałem w dziesiątkę i z pewnością nie zniknie z mojej głowy zaraz po odstawieniu książki na półkę.
Muszę zacząć od tego, że Nina Reichter w swoim dziele posługuje się lekkim, ale przy tym barwnym językiem. Sprawia, że czytelnik nie czyta, lecz pochłania tę opowieść z zapartym tchem. Gdy się wciągnie, potrzeba naprawdę dobrego powodu, żeby opuścił tę historię.
Moim zdaniem w "LOVE Line" zostało poruszonych naprawdę wiele ważnych wątków, które skłaniały do refleksji i niekiedy do zmiany czegoś w swoim życiu. To właśnie dzięki nim mam teraz nieco inne spojrzenie na świat i swoje problemy. Jedną z takich kwestii jest pewność siebie, a także jej brak. Na przykładzie poszczególnych bohaterów autorka pokazała, że istnieją ludzie, którzy posiadają rzeczy materialne, ale ich samoocena znajduje się na bardzo niskim poziomie i na odwrót. Nie zdajemy sobie również sprawy z tego, że osoby, które uważamy za piękne, a wręcz idealne, również mają kompleksy i nie zawsze są pewni siebie. Jaki z tego wniosek? Zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, ładniejszy, bardziej wysportowany. Nie porównujmy się do innych, bo nie warto.
Książka zwróciła moją uwagę również na to, że nasze samopoczucie, uczucia, intencje, a nawet charakter pokazujemy za pomocą gestów, zachowania, mowy ciała. Osoba, która się na tym zna, od razu będzie umiała określić, czy się stresujesz, denerwujesz lub jesteś smutny/smutna. Twoje kłamstwo od razu wyjdzie na jaw, a zainteresowanie kimś płci przeciwnej nie umknie jej uwadze. Masz złe intencje? No cóż, tego również nie zataisz. Być może to jest niepokojące, ale jednak naprawdę są ludzie, którzy potrafią to wszystko wyczytać z Twojego zachowania.
Co jeszcze zwróciło moją uwagę? Fakt, iż Matthew słusznie zauważył, że czyny popełnione w przeszłości ciągną się za człowiekiem całe życie. Nawet jeżeli chce się je zatuszować, prędzej czy później zostaną ujawnione. Czasami to może diametralnie zmienić czyjeś losy.
Mam również nadzieję, że niewiele osób stosuje się do tych wszystkich poradników typu "Siedem sposobów na zatrzymanie mężczyzny przy sobie" lub "Dziesięć oznak, że dla niego to coś więcej niż biurowy flirt", ponieważ czasami sami twórcy nie wierzą, że to faktycznie działa. Najlepiej po prostu być sobą i robić to, co podpowiada serce.
Moim zdaniem autorka świetnie dawkowała emocje. Sprawiała, że chciało się coraz więcej i próbowało domyślić, co jeszcze może się wydarzyć. Nie mogłam również powstrzymać się od dociekania, jakie tajemnice mogą skrywać bohaterowie. Nina Reichter od czasu do czasu robiła ciekawe, drobne nawiązania do poprzednich rozdziałów i w mojej głowie pojawiało się automatyczne "Aha, to ma jakiś związek!". Dopiero później przekonywałam się, czy moje przeczucia były słuszne. W tej powieści podobało mi się praktycznie wszystko i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Świetna powieść, która pod przykrywką lekkiej historii ukazuje wiele ważnych kwestii mogących w przyszłości pomóc niejednej kobiecie. Określiłabym ją jako wartościową, dojrzałą i inteligentną, a przy tym kobiecą. Niewątpliwie ma klasę.
Spotkali się w dość nietypowych okolicznościach. On-psycholog pomagający zagubionym kobietom zmienić swoje życie. Wspierający dobrą radą i oryginalnym, zdrowym podejściem do ich miłosnych rozterek. Ona-młoda, zdolna dziennikarka pracująca dla znanego magazynu dla kobiet będąca w trakcie rozwodu. Przedstawicielka płci pięknej poszukująca upragnionego szczęścia. Poznali się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Recenzja również na blogu: https://booksureourworld.blogspot.com/2017/08/brak-mi-sow-365-dni-zobaczymy-sie-znow.html
"Zło tworzy człowiek i człowiek za zło odpowiada przed Bogiem."
Lullaby to młoda i pełna życia dziewczyna, której wydaje się, że ma już wszystko, czego potrzebuje. Od pewnego czasu spotyka się z Evanem, poważnym i bogatym mężczyzną. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że uczucie między nimi na pewno nie ma nic wspólnego z miłością. Uporządkowany świat kobiety wywraca się do góry nogami, gdy jej nowym wykładowcą zostaje inteligentny i charyzmatyczny Louis. Okazuje się, że Lullaby i niedawno poznany szatyn mają wiele wspólnego i świetnie się dogadują. Gdyby mogli, rozmawialiby godzinami na różne interesujące tematy. W pewnym momencie między nimi zaczyna rodzić się silne, romantyczne uczucie. Czy miłość przetrwa ciężkie próby? Co zrobi kobieta, gdy okaże się, że ani Evan, ani Louis nie są tymi, za których uchodzą?
Autorkę książki, Alicję Górską poznałam poprzez profil na instagramie. Potem dowiedziałam się, że napisała "365 dni. Zobaczymy się znów" i natychmiast miałam ochotę zapoznać się z jej debiutem. Przede wszystkim spodobał mi się opis i okładka, ale również to, że książka ma swoich wiernych czytelników. W końcu zdecydowałam, że koniecznie muszę się z nią zapoznać i tak zrobiłam. Ani trochę tego nie żałuję.
Niektórzy z Was być może wiedzą, że ja uwielbiam dzieci i kiedyś nawet chciałam zostać przedszkolanką lub nianią. Nic więc dziwnego, że spodobał mi się wątek, w którym pokazano, jakie naprawdę są takie kilkuletnie osoby. Przede wszystkim ich poglądy i postrzeganie otaczającego ich świata, bardzo różni się od tego, co myślą dorośli. Podziwiałam również ich kreatywność, zaangażowanie, cieszenie się z najdrobniejszych rzeczy i pragnienie ciepła, a także miłości. Podejrzewam, że inni czytelnicy nawet nie zauważyli tego faktu, ale ja owszem.
Spodobało mi się również to, że autorka przełamała pewien stereotyp, o którym mówiła ostatnio na instagramie. Akcja powieści rozgrywa się w Los Angeles i San Diego, chociaż Alicja Górska nigdy tam nie była. I co w związku z tym? Nie może pisać o tych miejsca, bo nigdy nie widziała ich na własne oczy? Wręcz przeciwnie! Jak sama powiedziała - nie trzeba lecieć do galaktyki, żeby mieć prawo o niej pisać. Moim zdaniem to oczywiste, że najpierw musiała czytać o LA i dowiedzieć się, jakie zwyczaje tam panują, żeby opisać je w swojej książce, więc ja nie widzę w tym nic złego.
Najbardziej chyba zaskoczył mnie fakt, iż w książce Alicji pojawiła się niewielka dawka fantastyki, a tego ani trochę się nie spodziewałam. Muszę dodać, że wszystkie rzeczy i zjawiska nie z tego świata zostały stworzone w sposób przemyślany. Zadbano nawet o najmniejsze szczegóły, a ja to bardzo cenię. Nikt, kto przeczytał to dzieło, nie zaprzeczyłby mi, gdybym powiedziała, że ten wątek nadał powieści magicznego klimatu i charakteru.
Cieszę się z tego, że autorka poprzez tę książkę wyraziła swoje poglądy i przemyślenia. W piękny i obrazowy sposób opisała to, co ja już od dawna czułam, ale nie potrafiłam tego wyrazić za pomocą słów. Myślę, że w ten sposób Alicja przekazała swoim czytelnikom ważną cząstkę siebie.
Nie spodziewałam się, że niektóre z tematów poruszanych w "365 dni. Zobaczymy się znów" będą aż tak bliskie mojemu sercu. O dziwo, kompleksy i problemy, jakie kiedyś miała Lullaby, dotyczyły w pewnym sensie również mnie. Nie zdradzę, o które konkretnie mi chodzi, bo to moja osobista sprawa, a poza tym nie chcę Wam powiedzieć, co dzieje się w książce. Mogę jednak z całym przekonaniem zaświadczyć, że Alicja Górska świetnie oddała emocje towarzyszące takim momentom w życiu. Sama nie potrafiłabym opisać tego tak trafnie.
Lullaby okazała się naprawdę idealną główną bohaterką. Z pewnością była silną i zdecydowaną kobietą z ambicjami. Wiedziała, czego chce od życia i starała się z całych sił, aby to osiągnąć. Nie oglądała się za siebie, ale także nie wybiegała myślami za daleko w przyszłość. Próbowała cieszyć się każdą chwilą. Nie było żadnego momentu, w którym mogłaby mnie zirytować. Mogę śmiało powiedzieć, że odkryłam w niej bratnią duszę.
Louis również bardzo przypadł mi do gustu. Myślę, że według wielu dziewczyn, jest ideałem mężczyzny. Sama chciałabym kiedyś spotkać takiego troskliwego, miłego i inteligentnego młodzieńca, który zawładnąłby moim sercem. Ach te marzenia!
Według "365 dni. Zobaczymy się znów" to piękna, ciepła i zachwycająca opowieść. Dzięki niej zastanowimy się nad sensem własnego istnienia, pojmiemy znaczenie miłości i bliskości w naszym życiu. Śmiało mogę polecić ją dosłownie każdemu. Alicja Górska zaczęła pisać tę książkę mając piętnaście lat, a skończyła rok później. Pozostaje mi jedynie podziwiać ją, że będąc w moim wieku, dostrzegała tyle istotnych spraw. Ja mogę o tym jedynie pomarzyć.
Recenzja również na blogu: https://booksureourworld.blogspot.com/2017/08/brak-mi-sow-365-dni-zobaczymy-sie-znow.html
"Zło tworzy człowiek i człowiek za zło odpowiada przed Bogiem."
Lullaby to młoda i pełna życia dziewczyna, której wydaje się, że ma już wszystko, czego potrzebuje. Od pewnego czasu spotyka się z Evanem, poważnym i bogatym mężczyzną. Nie zdaje sobie jednak...
Arienne, młoda, wszechstronnie uzdolniona czarodziejka przybywa do tajemniczej siedziby Związku w poszukiwaniu schronienia przed grożącym jej wielkim niebezpieczeństwem. Uzbrojona jedynie w swoje magiczne zdolności, inteligencję i zdobytą wiedzę, nie spodziewa się tego, co czeka na nią w tym miejscu. Pokonując mury budowli, wkracza w świat intryg, niesprawiedliwości, rozpusty i braku szacunku do kobiet. Za namową doświadczonych koleżanek postanawia postarać się o protektorat jednego z Mistrzów. Na balu uzyskuje go od najgroźniejszego spośród mężczyzn przebywających w twierdzy, Mistrza Walk i jednocześnie trafia prosto w paszczę przystojnego Lwa.
Mam wrażenie, że jakiś czas temu w naszej kochanej, obszernej blogosferze nagle wszędzie zaczęły pojawiać się jak wielkie grzyby po obfitym deszczu recenzje "Klątwy przeznaczenia". O dziwo, wszystkie niezwykle pozytywne! W końcu po entej przeczytanej opinii postanowiłam, że koniecznie muszę sięgnąć po tę powieść. Od razu założyłam, że będzie to bardzo dobra książka. Poprzeczkę zawiesiłam naprawdę wysoko i miałam nadzieję, że nie przeczytam ostatniej strony z grymasem zawodu na twarzy. Gdy już miałam swój egzemplarz w dłoni, nie wiedziałam, czy mam w końcu zacząć historię Arienne. Bałam się, że się rozczaruję. W końcu nadszedł ten ważny moment, w którym przeczytałam pierwsze słowa. I już w pierwszej chwili wiedziałam, że to będzie jedna z tych powieści, do których będę wracać wielokrotnie.
Pewnie wszyscy myślicie, że zarwałam jedną nockę i już znałam wszystkie losy bohaterów "Klątwy przeznaczenia". Otóż zdziwię Was, ponieważ tak nie było. Zapoznanie się z tą książką zajęło mi aż kilka dni, ale nie dlatego, że mi się nie podobała. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co się wydarzy, kto zostanie skrzywdzony, kto się w kim zakocha i tak dalej. Z drugiej jednak strony tak bardzo utożsamiłam się ze wszystkimi bohaterami, że nie mogłam tego zakończyć tak po prostu w kilka godzin. Dlatego też dawkowałam sobie kolejne strony, zatrzymywałam się co jakiś czas, odkładałam moją lekturę na półkę albo patrzyłam się na okładkę i przetwarzałam w głowie dopiero co zdobyte informacje.
Dawno nie przeczytałam tak dobrego utworu. Gdy któraś z postaci była smutna, moja twarz byłą wykrzywiona w podkówkę. Kiedy Arienne się radowała, uśmiechałam się do właśnie czytanych literek. Wszystko przeżywałam razem z bohaterami i nadal czuję się do nich przywiązana. Aktualnie mam wrażenie, że moje życie jest puste, bo nie mogę poznawać dalszych losów Severo i młodej czarodziejki.
Ogromnie polubiłam Arienne. Szesnastolatka wielokrotnie wykazywała się niezwykłymi zdolnościami, niebywałą inteligencją i dojrzałością. Podziwiałam ją, gdy dzielnie stawiała czoło trudnościom i niesprawiedliwości. Umiała podnieść się po ciężkich przejściach, zachowując przy tym swoją godność. Broniła swojego honoru i nie dawała sobą manipulować. Wiedziała, czego chce od Przeznaczenia. Starała się być szczęśliwa. Z pewnością jedną z jej wielu zalet było także to, że potrafiła wybaczyć nawet największe wyrządzone jej krzywdy. Szła przez życie z podniesioną głową, a to bardzo mnie cieszyło.
"Teraz, gdy kobieta kryje twarz w koszuli na jego piersi, wydaje mu się tak krucha i bezbronna, że nawet i bez przysięgi złożonej Arcymistrzowi byłby bez wahania gotów bronić jej przed każdym niebezpieczeństwem."
Postacią Severa, Mistrza Walk autorki sterowały moimi uczuciami. Raz go kochałam, a raz nienawidziłam. Na samym początku zrobił coś, co uznałam za niewybaczalne. Postąpił w sposób tak zły, że myślałam, że choćby nie wiem, co zrobił, nie polubię go. Potem wszystko się zmieniło. Swoim zachowaniem i urokiem osobistym zawładnął moim sercem i chętnie wzięłabym go tylko dla siebie. Przez to sądziłam, że będę go wielbić do ostatnich stron, ale Monika Magoska-Suchar i Sylwia Dubielecka na szatańskiej stronie 666 znowu posterowały nim tak, że strasznie wkurzyłam się na tego przystojniaka. Ostatecznie ponownie zdobył moją przychylność i tak pozostało aż do zakończenia.
"Nigdy nie doświadczył miłości, nigdy nikogo nie kochał."
Autorki dopracowały wszystko nawet w najmniejszych detalach. Każdy szczegół został stworzony w taki sposób, że miałam wrażenie, iż ten świat istnieje naprawdę. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że te wydarzenia odbyły się na jakiejś odległej planecie. Przecież niemożliwe jest, aby takie postaci, miejsca i wydarzenia powstały tylko za sprawą wyobraźni. Autorkom należą się wielkie brawa na stojąco za ich debiutancką powieść. Jeżeli następny tom będzie jeszcze lepszy, to chyba zostanę psychofanką Pani Moniki i Pani Sylwii. Porwę je i zmuszę do tego, żeby powiedziały mi, gdzie jest ten świat i jak tam trafić.
Myślicie, że to będzie dziwne, jak od razu po napisaniu tej recenzji, przeczytam "Klątwę przeznaczenia" jeszcze raz?
Arienne, młoda, wszechstronnie uzdolniona czarodziejka przybywa do tajemniczej siedziby Związku w poszukiwaniu schronienia przed grożącym jej wielkim niebezpieczeństwem. Uzbrojona jedynie w swoje magiczne zdolności, inteligencję i zdobytą wiedzę, nie spodziewa się tego, co czeka na nią w tym miejscu. Pokonując mury budowli, wkracza w świat intryg, niesprawiedliwości,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Recenzję można przeczytać również na blogu:
https://booksureourworld.blogspot.com/
"Nie chciałbyś doświadczyć, ale z chęcią o tym przeczytasz."
Lola to młoda, zagubiona dziewczyna z problemami. Na krótko przed maturą trafia do szpitala psychiatrycznego z powodu próby samobójczej. Ta chwila okazuje się przełomowym wydarzeniem w jej dotychczasowym życiu. To właśnie w miejscu, do którego nigdy nie chciała trafić, znajduje wiernych przyjaciół i tak potrzebne wytchnienie, ale także pomoc. Dzięki tym czynnikom w jej osobowości zaczynają zachodzić znaczne, chociaż stopniowe zmiany.
"Jestem nikim, nikim, nikim, niczym. Po co ja w ogóle żyję?"
"Lola" to debiutancka książka Aleksandry Białczak. Naprawdę nie umiałabym sobie wyobrazić lepszego startu. Już na początku swojej przygody z pisaniem, autorka zdecydowała się poruszyć tematy bardzo trudne i delikatne. Pisząc o chorobach psychicznych, łatwo jest opisać coś w zły lub niezgodny z prawdą sposób, ale to na szczęście nie przydarzyło się w tym przypadku.
"Nie wstydzimy się. Maszerujemy z wysoko podniesionymi głowami, jakby chcąc wmówić sobie, że jesteśmy kimś więcej niż garstką niedoszłych trupów."
Autorka umiejętnie ukazuje kilka z chorób psychicznych. Przedstawia jasne, ale także złowieszczo ciemne strony popularnej depresji, okropnej bulimii, a także wyniszczającej anoreksji. Głównie jednak skupia się na skomplikowanej psychice ślicznej Loli. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej odkrywa przed nami prawdziwe oblicze dziewczyny. Za pomocą retrospekcji uświadamia nam, co mogło tak drastycznie wypłynąć na jej postawę wobec otaczającego ją świata. Pokazuje, że wiele ludzi nawet nie dostrzega ważnego momentu, w którym zaczyna się rozpadać na drobne kawałeczki. Oprócz tego zauważyć możemy, że leczenie to powolny proces, w którym zdarzają się wzloty i upadki. Najważniejsze jest przyznanie się do choroby, chęć wyzdrowienia, a także wytrwałość. Niezbędna okazuje się nie tylko specjalistyczna pomoc ze strony lekarzy, ale również wsparcie rodziny lub przyjaciół.
" - Jest przy mnie zawsze.
- Anoreksja?
- Tak. Cokolwiek by się nie stało, ona mnie nie zdradzi. Zostanie przy mnie"
Całość została przesycona ogromem emocji bohaterów. Nieraz byli cisi, innym razem wołali o pomoc poprzez agresję lub samookaleczenie. Wiele razy zdarzało się, że za maską obojętności znajdowały się dziewczęta noszące w sobie ból, rozpacz i strach przed życiem poza murami szpitala. Z pewnością ich przerażenie miało podstawy, ponieważ kilkukrotnie ich koleżanki zostały wypisywane, a po jakimś czasie wracały, bo nie dawały sobie rady. W szpitalu psychiatrycznym w pewnym sensie było im łatwiej, ponieważ czuli się akceptowani. Inni ludzie rozumieli, że niektóre zachowania są spowodowane chorobą.
"Osoba cierpiąca na depresję jest martwa. Nie wychodzi z łóżka, nie je, nie pije. Pogrąża się, nie jest w stanie wykonać najprostszych czynności. Marzy o śmierci, nie zdając sobie sprawy z tego, że już dawno przestała żyć."
Zagłębiając się w powieść, miałam wrażenie, że autorka chciała podkreślić, jak ważna jest w życiu przyjaźń i rodzina. Akceptacja i wsparcie z ich strony to jedne z najważniejszych rzeczy w życiu. Czując, że jesteśmy kochani mamy większą pewność siebie, a co za tym idzie, częściej odnosimy sukcesy. Czytając powieść, możemy uświadomić sobie jeszcze jedną bardzo ważną rzecz, a mianowicie to jak łatwo można stracić czyjeś zaufanie. Mały błąd może przekreślić całą relację budowaną między ludźmi przez dłuższy okres. Można starać się je odbudować, ale to nie jest łatwe, a często wręcz niewykonalne.
"Czasem tak jest, że spotyka się kogoś, kogo nie da się polubić. Brakuje jakiegoś małego współczynnika, generującego nawet nie przyjaźń, a jakąkolwiek nić porozumienia."
Zanim zakończę, chciałabym powiedzieć jeszcze kilka słów o bohaterach. Bardzo polubiłam Lolę. Nie okazała się nastolatką z wyimaginowanymi problemami, lecz dojrzałą młodą osobą, nieradzącą sobie z trudnymi doświadczeniami. Na dodatek jej sarkazm i wybryki umilały mi lekturę. Myślę, że gdybym ją poznała w realnym świecie, mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. Muszę pochwalić autorkę również za to, jak realistycznie opisała osobowości postaci. Zadbała o każdy detal, zarówno w charakterze pacjentek, jak i pielęgniarek oraz lekarzy. Miało się wrażenie, że istnieją naprawdę i spędzają czas w jednym ze szpitali psychiatrycznych.
"Błądzę gdzieś we mgle, pozbawiona własnej tożsamości, próbując odnaleźć się wśród kolejnych masek, które zakładam. Ktoś stawia drogowskaz, a ja za nim idę. Przejmuję cechy ludzi, którymi się otaczam, sprawdzając, czy do mnie pasują, przymierzając jak ubrania."
Wielki plus należy się także za to, że nie poznajemy prawdziwego imienia Loli od razu. Tworzy to pewną aurę tajemniczości.
"Nikt nie jest czarny czy biały. A ja jestem brunatną plamą, powstałą ze złączenia wszystkich możliwych kolorów. Będąc wszystkim, jestem nikim."
Myślę, że tę książkę powinno przeczytać jak najwięcej osób. Nie spodoba się każdemu, ale macie szansę zrozumieć pewne zachowania, poznać skomplikowaną psychikę nastolatków i poniekąd wyjść z bagażem nowych doświadczeń. Naprawdę bardzo polecam. Na pewno kiedyś sięgnę po nią po raz kolejny.
"Kiedy niczym się nie przejmuję, wszystko staje się dużo prostsze. Po prostu siadam i jestem, nic więcej."
Recenzję można przeczytać również na blogu:
https://booksureourworld.blogspot.com/
"Nie chciałbyś doświadczyć, ale z chęcią o tym przeczytasz."
Lola to młoda, zagubiona dziewczyna z problemami. Na krótko przed maturą trafia do szpitala psychiatrycznego z powodu próby samobójczej. Ta chwila okazuje się przełomowym wydarzeniem w jej dotychczasowym życiu. To właśnie w...
"Trzy minuty.
Dwie minuty.
Minuta.
Czas płynie..."
W życiu każdego nastolatka nadchodzi straszny moment, kiedy zostaje Wezwany. W niewyjaśniony sposób w jednej chwili przenosi się do krainy, znanej nam tylko z najgorszych koszmarów. Musi przeżyć tam kilkanaście przerażających i niezwykle męczących godzin, które w naszym świecie trwają zaledwie trzy minuty. Mogłoby się zdawać, że to niekoniecznie jest takie trudne. To jednak tylko pozory, ponieważ każdego, kto tam trafi gonią bezwzględni, bezlitośni, okrutni łowcy. Śmierć z ich ręki nie jest szybka i bezbolesna. Przed zabiciem ofiary, fundują jej długie godziny niewyobrażalnych cierpień.
"Naród musi przetrwać"
Na początku prawie nikt nie wracał żywy. Powstały jednak specjalne szkoły, które uczą nie tylko walki na najróżniejsze sposoby, ale też perfekcyjnego władania językiem prześladowców. Odsetek ocalałych wzrósł, a dla przetrwania gatunku ludzkiego pojawiła się mała nadzieja. Nessa, Megan i Anto niedługo trafią do świata Sidhe. Starają się do tego jak najlepiej przygotować, o ile to możliwe. W przypadku Nessy nie jest to jednak takie proste. Czy dziewczynie uda się przeżyć mimo porażenia nóg? Czy przetrwa, chociaż nie może biegać? Czy dzięki inteligencji da radę wrócić żywa?
"- Zamierzam przeżyć - mówi. I nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Wierzy w każde wypowiedziane słowo."
Po przeczytaniu opisu wydawać by się mogło, że "The Call" jest pewnego rodzaju podróbką "Igrzysk Śmierci" i innych tego typu powieści. Po zapoznaniu się z tą książką, z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że to nie prawda. Autor stworzył zupełnie nowy, fantastyczny, a przede wszystkim przerażający świat, który wyobrazić sobie możemy tylko w koszmarach. Dzięki pisarzowi powstała świeża historia, która zaskakuje i wzbudza ciekawość na każdym kroku. Czytając kolejne strony, rodzi się w nas niepokój, a może nawet lekki strach.
"I w jednej chwili uwolniły się wszystkie jej tęsknoty, pękła tama, którą zbudowała, aby je powstrzymać. Teraz musi ją odbudować. Mocniejszą niż kiedykolwiek wcześniej."
Dzięki książce możemy wyobrazić sobie, jak czują się ludzie po przejściach w Iraku lub Afganistanie. Co prawda w książce nie ma typowej wojny, bo osadzono ją w świecie fantastycznym, ale pokazano, jakie szkody psychiczne mogą wyrządzić takie traumatyczne przejścia. Człowiek nie może się pozbierać po tym, jak prawie zginął lub musiał zabijać innych. Powieść ukazuje również, jaką krzywdę mogą wyrządzać sobie nawzajem ludzie, żeby poczuć się lepszymi lub po to, aby ich terytorium było większe. A może to tylko ja wyszukuję w powieściach fantastycznych ukrytego znaczenia?
"I chociaż sny będą go dręczyć do końca życia, będzie z nimi walczył, walczył o życie, walczył o szczęście."
"The Call" na podstawie kilku przykładów pokazuje, jak wiele typów ludzi istnieje na świecie. Są wśród nas osoby, które mimo wyrządzonych im krzywd, są miłe, spokojne, próbują być szczęśliwe, a przede wszystkim nie szkodzą innym. Nie wszyscy jednak tak dobrze radzą sobie z przeżyciami. Mogą stać się istotami złymi, bezlitosnymi, odrzucającymi nawet najbliższe im osoby. Byłabym zapomniała... Pojawiają się także istoty o czarnym charakterze, które takie się już urodziły.
"Ale tam, gdzie żyjesz, pośród nieustannego piękna, każdy, kto docenia cierpienie, musi udawać coś dokładnie przeciwnego, nawet przed samym sobą."
Myślę, że bohaterowie byli dość dobrze stworzeni, chociaż czegoś mi w nich zabrakło. Nie przywiązałam się do tych postaci. Być może po prostu za mało o nich wiedziałam, więc nie stali się bliscy mojemu sercu. Gdy ich krzywdzono, powinnam uronić łzy. Chusteczki jednak pozostały suche.
Ogólnie rzecz biorąc, książka mi się podobała. Ciekawa, wciągająca, nieco brutalna. Zabrakło mi jednak wielkiego "WOW" na końcu, więc na kolejną część, która już się pisze, nie czekam z utęsknieniem. Mimo to na pewno po nią sięgnę.
Za możliwość przeczytanie książki oraz podzielenia się moją opinią na jej temat dziękuję: Czwarta Strona
"Trzy minuty.
Dwie minuty.
Minuta.
Czas płynie..."
W życiu każdego nastolatka nadchodzi straszny moment, kiedy zostaje Wezwany. W niewyjaśniony sposób w jednej chwili przenosi się do krainy, znanej nam tylko z najgorszych koszmarów. Musi przeżyć tam kilkanaście przerażających i niezwykle męczących godzin, które w naszym świecie trwają zaledwie trzy minuty. Mogłoby się...
Czytaliście kiedyś książkę lub serię, która mimo swoich drobnych błędów ogromnie Wam się podobała? Może to nie być jakieś wielkie dzieło przekazujące same najwyższe wartości. Może to być coś lekkiego na odstresowanie i oczyszczenie umysłu od codziennych trosk. Coś, czego czytanie po prostu sprawiło Wam przyjemność. U mnie taką odskocznią od codzienności z pewnością była ''Selekcja''.
''Nie jesteś światem, ale jesteś tym, co sprawia, że ten świat jest dobry. Bez ciebie wciąż żyję, ale to, wszystko co jestem w stanie robić.''
Tysiące, a może nawet miliony dziewcząt zgłosiło się do Eliminacji, chcąc zyskać lepsze życie. Trzydzieści pięć młodych dam trafiło do pałacu, by walczyć o serce księcia Maxona i koronę Illei. Teraz dziewcząt jest coraz mniej, ale wszyscy wiedzą, że tylko jedna zdobędzie zaszczytne miejsce. Będzie nosiła piękne stroje i kosztowną biżuterię. Przed nią jednak nie tylko życie w luksusach, ale także trudne wyzwania.
''Czegokolwiek pragniesz, dąż do tego z całej siły.''
Wybranka Maxona powinna być niezwykle piękna, ale przy tym pełna pokory. Nieśmiała, ale nie tchórzliwa. Pogodna, a przy tym interesująca towarzyszka rozmów. Będzie musiała wspierać przyszłego władcę. A godność to powinno być jej drugie imię. Czy któraś z nich da radę udźwignąć ogrom obowiązków i nadal kochać księcia? Czy któraś na tyle poruszy sercem Maxona, by zostać jego żoną?
''Nie ma znaczenia, jak sama postrzegasz swój charakter, liczy się to, jak go wykorzystujesz.''
America wie już, czego chce. Chce młodego następcę tronu. Zawiodła jednak jego zaufanie i musi je odbudować. Nie jest to jednak takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. W zamku znajduje się bowiem dziewczyna, która zbliżyła się do Maxona. America musi dowieść swojego uczucia i gotowości poświęcenia. Musi tańczyć tak, jak jej zagrają. Król robi wszystko, żeby wyrzucić rudowłosą dziewczynę z pałacu. Ona jednak się nie poddaje i stara się nie zwątpić w miłość Maxona.
''Dzielni ludzie zawsze mają jakieś blizny..''
Książka jak możecie się spodziewać, ogromnie mi się podobała. Fabuła nie była jakaś szczególnie oryginalna, ale pomysł z wymyśleniem Eliminacji na pewno mnie urzekł. Autorka pokazała to w taki sposób, że nie mogłam oderwać się na dobrych kilka godzin. Kiedy już przeczytałam ostatnią stronę, miałam ochotę wrócić do początku i zacząć przygodę z Americą od nowa. Historia dotycząca relacji dwojga ludzi, którzy z pozoru nie pasują do siebie pod żadnym względem. Właśnie, ''z pozoru'', bo jest dokładnie na odwrót.
''- Jak się czujesz, moja miła?- Czuję, że mam ochotę ci przyłożyć za nazywanie mnie "twoją miłą". - Szturchnęłam jego odsłonięty brzuch.
Z uśmiechem podciągnął się, żeby usiąść koło mnie.
- Niech będzie. Moja kochana? Moja najdroższa? Moja malutka?
- Każde może być, jeśli zarezerwujesz je tylko dla mnie.''
Kiera Cass nie stworzyła klasycznych, przeciętnych bohaterów w swojej powieści. Jej mistrzostwo w pisaniu sprawiło, że bajka o kopciuszku zmieniła się w bardzo wciągającą lekturę o miłości (i nie tylko). O miłości, która potrafi być tak silna, że czasami sprawia ból. Zostaje on jednak szybko zaleczony.
''Złam mi serce. Złam je tysiąc razy, jeśli zechcesz. Możesz z nim zrobić, co chcesz, bo należy do ciebie. [...] Będę cię kochał do ostatniego tchnienia. Każde uderzenie mojego serca jest twoje.[...].''
Co do wydarzeń z książki.. hmmm.. Cieszy mnie to, że powieść nie została zamieniona w typowe romansidło i nie wszystko dzieje się wokół miłości. Ukazane nam zostały różnice w społeczeństwie. Wahania nastrojów w narodzie. Trud władania państwem. Postawę rebeliantów. Znęcanie się nad dzieckiem. Poświęcenie. Miłość rodzicielską. Przyjaźń. Jak sami widzicie sporo tego wszystkiego. To nie jest jednak wada. To zaleta. Autorka tak genialnie umie opisywać historię, że przekazuje dużo ważnych wartości pod powłoką leciuteńkiej lektury.
''- (...) kiedy jesteś na dnie, możesz tylko obwiniać tych, którzy są na szczycie.''
Cieszy mnie również to, że America się nie zmieniła. Pozostała sobą, chociaż mało brakowało, żeby uległa presji. Losy Marlee również trafiły do mojego serca. Nawet losy Celeste.. bez nich książka nie byłaby taka sama. Wybór Americi także mnie usatysfakcjonował, ponieważ zarówno Aspen jak Maxon zajmują szczególne miejsce w moim sercu.
''- Powiem wprost: nikt się z tobą nie zgadza.
- Powiem wprost: nie obchodzi mnie to.''
Książka naprawdę genialna. Lekka, łatwa i przyjemna, a przy tym momentami pouczająca i przekazująca ważne wartości. Siądźcie z nią, a ona Was wciągnie i nie wypuści, aż do końca. Nawet jak odłożycie ją na przytulną półeczkę to zostanie w Waszej głowie na jakiś czas.
''To nie będzie "Żyli długo i szczęśliwie".
To będzie o wiele więcej.''
Czytaliście kiedyś książkę lub serię, która mimo swoich drobnych błędów ogromnie Wam się podobała? Może to nie być jakieś wielkie dzieło przekazujące same najwyższe wartości. Może to być coś lekkiego na odstresowanie i oczyszczenie umysłu od codziennych trosk. Coś, czego czytanie po prostu sprawiło Wam przyjemność. U mnie taką odskocznią od codzienności z pewnością była...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tysiące, a nawet miliony dziewcząt zgłosiło się do Eliminacji. Trzydzieści pięć młodych dam trafiło do pałacu, by walczyć o serce księcia Maxona i koronę Illei. Tylko sześć okazało się na tyle dobre, mądre i piękne, aby pozostać w Elicie.
''Czasem mam wrażenie, że jesteśmy zasupłani tak, że nie da się tego rozplątać.''
Jedna z sześciu kandydatek nie tylko będzie nosić strojne suknie, ale także przed nią staną trudne zadania. Żona Maxona powinna być niezwykle piękna, ale przy tym pełna pokory. Nieśmiała, ale nie tchórzliwa. Pogodna, uległa, a przy tym niezwykle interesująca towarzyszka rozmów. Będzie musiała wspierać przyszłego władcę. Godność to powinno być jej drugie imię. Czy któraś z nich da radę udźwignąć ogrom obowiązków i przy tym kochać księcia?
''- Czyż on nie jest niesamowicie przystojny?- zapytała Kriss.- Jest.
- Cały czas wyobrażam sobie, jak wyglądałyby dzieci z jego włosami i moimi oczami.''
America stara się ze wszystkich sił przyzwyczaić do myśli o zostaniu najważniejszą kobietą w Illei. Stara się, ale ta perspektywa ją w pewien sposób przeraża. Ta wizja przyćmiewa blask jej uczucia do Maxona. Dodatkowo nie może zapomnieć o Aspenie.
''Ale jak miałam dokonać wyboru, skoro obie możliwości były równie dobre? Jak mogłam podejmować decyzję, wiedząc, że tak, czy inaczej jakaś część mnie będzie rozpaczać?
Pocieszałam się myślą, że mam jeszcze czas. Mam jeszcze czas.''
Nie dość, że America nie jest pewna swoich uczuć, to Maxon dziwnie się zachowuje. Coraz bardziej oddalają się od siebie. Wszystko obraca się przeciw rudowłosej dziewczynie. Nie jest pewna swojej pozycji w zamku.. i nie wie, czy chce w nim zostać po odkryciu jego ciemnej strony.
''Masz prawo do swoich tajemnic.''
Jak mogliście się dowiedzieć z poprzedniej recenzji, ''Rywalki'' bardzo mi się podobały. Z jednej strony ''Elita'' była według mnie gorsza, a z drugiej jednak lepsza. Już śpieszę z wyjaśnieniem. Mniej mi się podobał wątek miłosny w przypadku Americi. Według mnie zarówno ona, jak i Maxon byli zbyt niezdecydowani, co mnie nieco irytowało. Rozumiem jednak, że wszystkie decyzje były dla nich niezwykle trudne. Wybaczam to autorce. Podobało mi się to jak gwardzista Woodwork i pewna dziewczyna się w sobie zakochali. Chciałabym, aby ktoś darzył mnie kiedyś takim uczuciem.
''Nigdy więcej cię nie zobaczę. To moja wina.''
''Miłość była rodzajem cudownego strachu.''
A dlaczego książka okazała się lepsza w jednej kwestii? Odpowiedź jest prosta. Więcej się działo. Od bali poprzez ataki rebeliantów, aż do egzekucji. Na plus z pewnością oceniam opisanie relacji głównej bohaterki i jej ojca. Pan Singer wspierał córkę w każdej decyzji. Chciał jedynie, żeby szczęśliwie spędziła życie. Uważam, że każdy rodzic mógłby brać z niego przykład. Niezwykle polubiłam słodką May oraz wszystkie pokojówki, gwardzistów, a nawet rebeliantów. Myślę, że gdyby Kriss nie była rywalką, Americi to także podbiłaby moje serce.
''- Nie jesteś głupia.
- Owszem, jestem.
- Mer, czy uważasz, że ja jestem mądry?
- Oczywiście.
- Bo jestem. I jestem o wiele za mądry na to, żeby zakochać się w głupiej dziewczynie, więc możesz od razu to wykluczyć.''
Sądzę, że książka ukazuje bardzo ważne kwestie. Pokazuje nam prawdziwą miłość. Taką, kiedy jesteśmy w stanie poświęcić wszystko dla tej jednej, jedynej osoby. Przykład wiernej przyjaźni także został świetnie przedstawiony, tak jak troska i miłość rodzicielska. Różnica poglądów, wyraźnie zaznaczone warstwy społeczne, wywyższanie się - to wszystko znajdziecie w ''Elicie''.
''Znam Maxona od dziecka. Nigdy w podobny sposób nie postawił się ojcu.''
Pełna napięcia, interesująca fabuła i świetnie wykreowani bohaterowie, którym nie można się oprzeć. Książka mimo minimalnych wad wciągnęła mnie i nie chciała wypuścić. Konałam ze zmęczenia, ale nie dałam rady odłożyć jej na bok. Idealna jako coś lekkiego i antystresowego, chociaż potrafi ukazać w cudowny sposób ważne wartości.
''Nie płacz, skarbie. Gdybym mógł, oszczędziłbym ci łez na resztę życia.''
Tysiące, a nawet miliony dziewcząt zgłosiło się do Eliminacji. Trzydzieści pięć młodych dam trafiło do pałacu, by walczyć o serce księcia Maxona i koronę Illei. Tylko sześć okazało się na tyle dobre, mądre i piękne, aby pozostać w Elicie.
''Czasem mam wrażenie, że jesteśmy zasupłani tak, że nie da się tego rozplątać.''
Jedna z sześciu kandydatek nie tylko będzie nosić...
Abby Turner to niezwykle utalentowana plastycznie, siedemnastoletnia dziewczyna, której piękne obrazy zachwycają prawie każdego, kto je ogląda. No właśnie, PRAWIE każdego, ponieważ właściciel muzeum, w którym pracuje młoda kobieta, uważa, że jej twórczości brak głębi. Powinna przeżyć coś ważnego w życiu, aby swoimi dziełami skłaniać do refleksji i pokazywać kawałek jakiejś większej historii. Lekko załamana nastolatka postanawia bardzo szybko dojrzeć i zdobyć doświadczenie, bo marzy o własnej wystawie, która otworzy jej kolejną furtkę w drodze do samorealizacji. Chce to osiągnąć, tworząc i wypełniając "Listę serca".
W wypełnianiu zadań pomoże jej jedyny członek paczki, który został na wakacje w rodzinnym mieście, Cooper. Wszystko idealnie by się złożyło, gdyby nie to, że rok wcześniej chłopak już wypełnił jedenasty punkt z jej listy brzmiący "mieć złamane serce". Czy uda im się zrealizować całą listę?
Gdy wystawa nieuchronnie się zbliża, Abby nagle zdaje sobie sprawę, że zaplanowane zadania nie pomogą jej w rozwinięciu swoich uzdolnień w takim stopniu, w jakim tego oczekiwała. Powinna zrobić coś naturalnego, spontanicznego i zapewniającego niezapomniane wrażenia. Zaczyna zmieniać siebie. Czy szukając własnego "ja", znajdzie też delikatne, prawdziwe uczucie?
Kiedyś już czytałam jedną książkę Kasie West. Okazała się lekka, przyjemna, a zarazem pouczająca. Nic więc dziwnego, że mając okazję sięgnąć po kolejną powieść z jej dorobku literackiego, bez wahania to uczyniłam. Okazało się, że również tym razem ani trochę się nie zawiodłam, a autorka być może trafi na moją niematerialną listę "niezawodnych".
Pisarka ma niezwykły talent. Dzięki swojemu lekkiemu językowi, często pojawiającym się dialogom i ciekawym bohaterom sprawia, że książki się nie czyta. Ją się POCHŁANIA w zaledwie kilka godzin, które uciekają nie wiadomo kiedy. Z historii nieco szablonowej i przetartej, Kasie West potrafi wydobyć blask i sprawić, że nie stanie się ona "odgrzewanym kotletem", tylko nową, odrębną i świeżą opowieścią. Mnie autorka tym niezwykle zachwyciła i muszę stwierdzić, że jej styl ma po prostu w sobie to "coś".
Zdecydowanym plusem są dialogi. Występują one bardzo często, a dzięki temu czyta się o wiele szybciej i nie trzeba skupiać się na opisach ze szczególną uwagą. Na dodatek napisano je w sposób naturalny, sztuczności się w nich znaleźć nie dało i ani razu nie miałam wrażenia, że autorka wepchnęła je tam na siłę. Muszę przyznać, że podobały mi się one również dlatego, że wiele razy mnie rozbawiły. Wyważony sarkazm, przepychanki słowne i dowcipy wywoływały na mojej twarzy uśmiech i wiele razy mnie rozśmieszyły, a wbrew pozorom to wcale nie jest takie łatwe.
Bohaterów nie da się nie lubić, głównie mając na uwadze ich rozmowy, ale także to, jakie charaktery przydzieliła im Kasie West. Prawie każdy z nich był niepowtarzalny, nieszablonowy i mimo niektórych schematycznych cech, wyjątkowy. Nie zostali oni jednak wyidealizowani. Czasami miałam wręcz wrażenie, że autorka wzorowała się na prawdziwych postaciach, jednocześnie dokładając im coś od siebie. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że nawet mniej ważne osoby nie zostały zaniedbane i otrzymały świetne osobowości.
Książka nosi tytuł Miłość i inne zadania na dziś, ale jednak to silne uczucie nie odgrywa najważniejszej roli. Jest jedynie jednym z wielu głównych wątków, co trafiło w mój gust czytelniczy, bo nie lubię, jak dosłownie wszystko kręci się tylko i wyłącznie wokół miłości. Dzięki temu znalazło się również miejsce dla szczerej przyjaźni, która jest niezwykle ważna w życiu każdego człowieka, tak samo, jak miłość otrzymywana od rodziców, bądź opiekunów. Mojemu oku nie umknął również wątek szukania przez główną bohaterkę własnego "ja".
Zwróciłam uwagę na to, w jaki sposób została ukazana sztuka. Uświadomiło mi to, że nie powinna ona całkowicie odzwierciedlać rzeczywistości, tylko przekazywać uczucia, emocje, ukazywać ważne dla twórcy wydarzenia.
Myślę, że Miłość i inne zadania na dziś to lekka i przyjemna, a zarazem mądra powieść młodzieżowa. W pewien sposób uczy nastolatków szukania samego siebie, niewzorowania się na innych, dążenia do samorealizacji, przyjaźni i miłości. Porusza wiele ważnych kwestii takich jak na przykład agorafobia. Przy tej książce można się dobrze bawić, a przy odrobinie wysiłku również czegoś nauczyć.
Abby Turner to niezwykle utalentowana plastycznie, siedemnastoletnia dziewczyna, której piękne obrazy zachwycają prawie każdego, kto je ogląda. No właśnie, PRAWIE każdego, ponieważ właściciel muzeum, w którym pracuje młoda kobieta, uważa, że jej twórczości brak głębi. Powinna przeżyć coś ważnego w życiu, aby swoimi dziełami skłaniać do refleksji i pokazywać kawałek jakiejś...
więcej Pokaż mimo to