-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2017-08-24
moonybookishcorner.blogspot.com
Muszę przyznać, że jestem zaskoczona tą książką - przyjmując ją jako egzemplarz recenzencki, nie wiedziałam o niej wiele. Spodziewałam się młodzieżówki, która liźnie odrobinę science-fiction, ale będzie ostatecznie jak wiele innych książek dla młodych czytelników. I chociaż "Ocalona" nadal pozostaje książką z działu dla młodzieży, temat podejmowany w tej książce zdecydowanie wyróżnia ją z tłumu. Pomiędzy wieloma innymi aspektami tej książki, tym tematem jest feminizm. Osobiście uważam, że potrzebujemy o wiele więcej książek young-adult, które podejmują rozważania na temat feminizmu, wplecione w fabułę książki. Dlatego debiutancka powieść Alexandry Duncan niezmiernie mnie zaciekawiła - chciałam sprawdzić, jak autorka poradzi sobie z tym tematem. A więc, czy poradziła sobie?
Główna bohaterka książki, Ava, jest córką kapitana statku kosmicznego. Jest najdziewczyną (autorka nigdy nie zgłębiła znaczenia tej pozycji, jednak można się domyślić, że w pewien sposób sprawowała pieczę nad resztą dziewczyn w jej przedziale wiekowym) oddaną prawu i porządkom, jakie panują na statku. Niczego nie kwestionuje. Akceptuje wyższość mężczyzn i swoją własną pozycję całkowicie. Wszystko to do czasu, kiedy jej ojciec postanawia, że Ava zostanie żoną. Następujący ciąg niefortunnych zdarzeń sprawia, że Ava musi uciec ze statku swojego ojca, aby ocalić swoje życie. W uciecze pomaga jej Perpetue, która kursuje między Ziemią a stacjami kosmicznymi jako kurier. Ava rozpoczyna życie na Ziemi. Perpetue otwiera jej oczy. To dzięki niej Ava nareszcie zaczyna wierzyć we własne możliwości. Ava zaczyna rozumieć, że może mieć kontrolę na własnym ciałem; że urodzenie dziecka nie jest jedynym celem jej życia.
"Wyrzucili cię - powiedziała. - Ale to nie znaczy, że jesteś bezwartościowa. Znaczy tylko, że nie dostrzegali twojej wartości."
Mimo tego, że zabrakło mi większej refleksji na temat znaczenia kobiety w społeczeństwie, to jestem całkowicie zadowolona z tego, co dostałam. Autorka we właściwy sposób ukazuje, że życie na statku, gdzie kobieta jest niczym więcej jak klaczą rozpłodową jest smutne i okrutne - nie wiele można tam doświadczyć miłości i szczęścia. Duncan również nie zawodzi w przedstawieniu przemiany wewnętrznej Avy. Dziewczyna staje się niezależną kobietą, która z własnej woli posiadła wiele przydatnych umiejętności i chociaż zabrało jej to wiele czasu, dostosowuje się do życia na Ziemi i odnajduje w nim szczęście jako wolna kobieta, posiadająca całkowitą kontrolę nad własnym ciałem. Mogę więc śmiało powiedzieć, że Alexandra Duncan poradziła sobie z tematem feminizmu i oddała mu należytą wagę.
Historia Avy jest niesamowita i warta poznania. Autorka snuje nam ją, posługując się naprawdę przyjemnym stylem pisania. Duncan wprowadza dość odmienną mowę, co wspaniale ukazuje, jak niewiele wspólnego mają mieszkańcy statku z mieszkańcami Ziemi. Czas odmierza się w obrotach, nie w latach. Ciekawy jest także sposób nadawania imion potomstwu - na Parastracie rodzice nadają dzieciom imiona, które można także odczytać wspak w wierze, że dzięki temu nigdy nie będą zagubieni (same imiona są przez to dość dziwne, jednak uważam, że jest to niesamowity koncept, który dodatkowo ukazuje mieszkańców tego statku w lekko fanatyczny sposób).
Jednak nie wszystko jest tak idealnie.
Zabrakło mi genezy życia na statku i rozwinięcia tematu Ziemi pod względem zdatności do życia tam. Chciałabym zrozumieć, dlaczego ludzie wybrali życie w kosmosie, skoro wydaje się, że z Ziemią jest wszystko w porządku.
Jeśli szukacie książki o wartkiej akcji, "Ocalona" nie jest dla was. Powieść Duncan jest historią o odkrywaniu własnej wartości i swojego przeznaczenia; jest to historia podejmująca rozważania na temat stereotypowych ról kobiety w społeczeństwie i z wyjątkiem kilku scen jest to niezmiernie spokojna książka. Często przyłapywałam się na tym, że czytam tę książkę, lecz jej słowa do mnie nie docierają. Jest to zdecydowanie za długa książka - uważam, że wszystko to mogłoby zostać opowiedziane w bardziej zwięzły sposób, sprawiając, że książka byłaby odrobinę ciekawsza.
Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek skusiłabym się na przeczytanie tej książki jeszcze raz - chociaż jest to niesamowita powieść i historia Avy całkowicie mnie urzekła, to jednak jest to dość przytłaczająca książka i momentami naprawdę nużąca. Bardzo doceniam to, jaki temat podejmuje i czekam na więcej książek podążających takim torem i chociaż "Ocalona" zapadła mi w pamięć jako bardzo dobra książka, to jednak jest to raczej powieść tego typu, którą czyta się w swoim życiu jedynie raz.
moonybookishcorner.blogspot.com
Muszę przyznać, że jestem zaskoczona tą książką - przyjmując ją jako egzemplarz recenzencki, nie wiedziałam o niej wiele. Spodziewałam się młodzieżówki, która liźnie odrobinę science-fiction, ale będzie ostatecznie jak wiele innych książek dla młodych czytelników. I chociaż "Ocalona" nadal pozostaje książką z działu dla młodzieży, temat...
moonybookishcorner.blogspot.com
Króciutka książeczka z dość banalną okładką. Chociaż tytuł naprawdę przyciągnął moją uwagę, to reszta pozostawia wiele do życzenia. Nic dziwnego, że zwlekałam z przeczytaniem tej książki dobre parę miesięcy. Lekcja dla mnie: nigdy nie pozwól, aby zniechęcały cię pozory, bo tylko tym właśnie są: pozorami! Spodziewacie się uroczej opowieści o miłości dziewczyny do anioła? Pozwólcie, że wyprowadzę Was z błędu...
"Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem.
Angelfall to trzymająca w napięciu, momentami brutalna i krwawa opowieść o końcu świata. Mroczną atmosferę książki równoważą pełne humoru dialogi, a postapokaliptyczny mrok rozjaśniają promyki nieoczekiwanie rodzącego się uczucia, które może ocalić świat.
Ziemię ogarnęły ciemności. Państwa upadły, szpitale, szkoły i urzędy stoją puste, nie działają komórki. Za dnia na ulicach rządzą brutalne gangi, ale gdy zapada mrok wszyscy wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców. Anioły. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważaliśmy je za swoich stróżów, teraz okazały się agresorami siejącymi śmierć. Dlaczego zstąpiły na ziemię? Z czyjego rozkazu? Jaki mają plan? Czy ludzie zdołają im się przeciwstawić?
Siedemnastoletnia Penryn wyrusza w desperacki pościg, żeby uratować życie młodszej siostry, która została porwana. Żeby zwiększyć swoje szanse musi zjednoczyć siły ze swoim największym wrogiem. Oboje przemierzają Kalifornię, niegdyś piękną i słoneczną, dziś kompletnie zniszczoną i wyludnioną, a wszechobecna śmierć niejednokrotnie zagląda im w oczy. Na końcu podróży, w San Francisco, każde z nich stanie przed dramatycznym wyborem.
Czy postąpią właściwie?"
*opis ze strony wydawnictwa Filia
Muszę przyznać, że powyższy opis jest chyba jednym z najlepszych, jakie czytałam w całym moim życiu. Naprawdę genialnie streszcza fabułę książki i idealnie określa jej klimat. Czuję, jakby cała moja praca została już wykonana przez ten opis - wiecie już wszystko, co powinniście wiedzieć, aby sięgnąć po tę książkę. Jednak mam parę przemyśleń, którymi chciałabym się z Wami podzielić na temat tej książki, aby zachęcić Was jeszcze bardziej do sięgnięcia po nią, bo...naprawdę warto.
"Angelfall" posiada wiele zalet, jednak największą z nich jest to, że akcja zaczyna się już na pierwszej stronie i nigdy nie zwalnia. Zostajemy wrzuceni do tego postapokaliptycznego świata, w którym na każdym kroku coś może nam zagrażać. Nuda? O nie! Nie w tej książce. Nie zaznacie ani odrobiny znużenia przy "Angelfall".
Susan Ee wykreowała świat, w którym nikt nie chciałby żyć. Całkowite bezprawie. Jedzenie ma większą wartość niż cała technologia razem wzięta. Świat naszej głównej bohaterki, Penryn, przeraził mnie do szpiku kości.
"Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkim zwycięstwem jest przeżycie kolejnego dnia."
Styl pisania Ee jest wprost niesamowity. Dawno nie spotkałam się z tak dobrze skonstruowanymi dialogami. Autorka wykazuje się w nich niezwykłą błyskotliwością i humorem.
"- Jak ci na imię? - pyta przywódca. (...)- Przyjaciele nazywają mnie Gniew - odpowiada poza kolejnością Raffe. - A wrogowie mówią do mnie Błagam Miej Litość. A tobie jak na imię, wojaku?"
W pewnych momentach książka staje się naprawdę drastyczna i mrożąca krew w żyłach. Nie chcę zdradzać, co tak bardzo mnie zszokowało w tej powieści, gdyż mógłby to być spoiler, jednak to, co stało się z siostrą Penryn sprawiło, że do tej pory przechodzą mi ciarki po całym ciele. Ogólnie rzecz biorąc, praktycznie każda scena w "legowisku" aniołów była dla mnie upiorna - ogromny szacunek dla Susan!
Penryn jest wspaniałą główną bohaterką. Genialnie radzi sobie ze swoją niepełnosprawną siostrą i chorą psychicznie matką. Świat wokół niej się wali, ale ona nigdy się nie ugnie. Dziewczyna ma dopiero siedemnaście lat, jednak jej umysł i serce jest niezwykle dojrzałe, jak na tak młody wiek. Uwierzcie mi, że nie jest w niczym podobna do Belli Swan ze "Zmierzchu". Niestety przerażająca liczba autorów wzoruje swoje postaci na Belli, jednak Susan Ee jest zbyt oryginalna, by zrobić coś takiego.
"Wszystkie uczucia wpycham do sejfu i zatrzaskuję za nimi grube, trzymetrowe drzwi - na wypadek, gdyby któremuś zachciało się wydostać."
Tak, pojawia się tutaj wątek miłosny. Nie, nie jest tak, jak myślicie. Wątek romantyczny nie przyćmiewa akcji. Jeśli ktoś boi się sięgnąć po tę książkę, bo myśli, że będzie to totalne romansidło? Oj nie. Akcja, akcja, akcja. Cały czas się coś dzieje. Będziecie żałować, jeśli nie dacie szansy tej książce. Nie ma żadnego instalove. Główni bohaterowie, Penryn i Raffe, mają co innego do roboty niż zakochiwanie się w sobie. I chcę wspomnieć tylko jedną rzecz: Raffe, anioł, jest agnostykiem...Czy to nie jest najlepszy pomysł na świecie?!
"Od początku wiedziałem, że lojalność cie zgubi. Nie przyszło mi tylko do głowy, że będzie to lojalność wobec mnie."
Przeczytałam tę książkę w jeden dzień. Nie było dla mnie innego wyjścia. Historia wciągnęła mnie od pierwszej strony i nie puściła aż do ostatniego zdania. "Angelfall" po prostu uzależnia.
Zakończenie pozostawia w tobie tylko chęć na więcej. Ja zdecydowanie nie mogę się doczekać, żeby sięgnąć po kolejną część.
Jeśli ktoś jest zmęczony bohaterami bez życia, schematyczną fabułą, brakiem akcji i słabym klimatem książki - przeczytajcie "Angelfall". Ta książka da Wam dokładnie taki powiew świeżości, jaki potrzebujecie.
moonybookishcorner.blogspot.com
Króciutka książeczka z dość banalną okładką. Chociaż tytuł naprawdę przyciągnął moją uwagę, to reszta pozostawia wiele do życzenia. Nic dziwnego, że zwlekałam z przeczytaniem tej książki dobre parę miesięcy. Lekcja dla mnie: nigdy nie pozwól, aby zniechęcały cię pozory, bo tylko tym właśnie są: pozorami! Spodziewacie się uroczej opowieści o...
2016-09
moonybookishcorner.blogspot.com
"Pamiętać jest łatwo. To zapominanie jest prawdziwą sztuką."
Muszę naprawdę przestać to robić. Muszę przestać oceniać książki po okładce.
Za "Podwieczność" zamierzałam się zabrać już od baaardzo dawna, ale ta okładka sprawiała, że odwlekałam to, jak tylko mogłam. Musicie przyznać mi rację - okładka zapowiada jakiś banalny romans z odrobiną mrocznego klimatu w tle.
W sumie to trochę tak jest, ale ta książka ma w sobie naprawdę o wiele więcej.
Nikki powróciła z Podwieczności.
Co to jest Podwieczność?
"Książki historyczne nazywają to miejsce Podziemiem. A nawet piekłem. Ale ja wiem, że nie jest ani jednym, ani drugim. Tak naprawdę nazywa się Podwiecznością i nie mieszkają w nim zmarli. To miejsce dla Wiecznie żywych – bytów, które odkryły sekret wiecznego życia. To miejsce dla Dawców – ludzi, którzy poświęcili wszystko, by stać się pokarmem dla Wiecznych. To świat uwięziony między tym i następnym, warstwa między Ziemią i piekłem. Wiem to, bo sama byłam Dawcą. Zrobiłabym wszystko, żeby to zmienić."
Nikki była tam przez sto lat, chociaż na Powierzchni minęło tylko sześć miesięcy. Schodząc do Podwieczności zostawiła za sobą wszystko - rodzinę, szkołę, chłopaka.
Przez całe sto lat pod ziemią była pozbawiana energii życiowej przez tajemniczego Cole'a, który jest Wiecznym.
Dziewczyna zgodziła się na to, ponieważ dzięki temu mogła zapomnieć o bólu.
Po zakończeniu Karmienia zdecydowała się powrócić na Powierzchnię, aby ten jeden ostatni raz zobaczyć Jacka i właściwie pożegnać się ze swoją rodziną.
Nie spodziewała się jednak, jak trudno będzie jej wrócić do normalnego życia.
Szczególnie jeśli wraca do rodziny i przyjaciół tylko na sześć miesięcy, nim Tunele upomną się o nią z powrotem.
A gdy Tunele po nią przyjdą, zostanie w Podwieczności już na zawsze.
Ale pożegnania nigdy nie są łatwe....
Cały zamysł książki był tak niezmiernie tajemniczy i mroczny.
To było coś całkiem innego, od wszystkiego, co czytałam w życiu.
Tak, tak - Nikki można bardzo łatwo porównać do Belli Swan. Jej ciągle spuszczona głowa i niezdolność do wypowiedzenia się na początku książki ogromnie mnie irytowała. Ale musimy ją zrozumieć - dziewczyna była przez sto lat pozbawiana energii życiowej. Wybaczmy jej ten zły początek znajomości.
W pewnym sensie mamy tutaj także trójkąt miłosny, ale nie do końca. Nikki kocha Jacka, to dzięki niemu przetrwała cały wiek w Podwieczności.
Myśl o nim pomogła jej, był dla niej kotwicą.
Jednak jest jeszcze Cole, który zdecydowanie coś czuje do Nikki, chociaż wydaje się, że jest to nieodwzajemnione uczucie. No hej, koleś zaciągnął ją do Podziemia na sto lat - całkiem romantycznie, jednak chyba nie sprzyja to rozwijaniu się uczucia.
Dlatego nie był to taki typowy trójkąt miłosny, co zdecydowanie działa na korzyść książki.
Sam koncept oparcia tej historii na micie o Hadesie i Persefonie był strzałem w dziesiątkę.
Podwieczność, Wieczni, wysysanie energii życiowej z ludzi - genialny zamysł książki.
Wszystko to sprawiło, że książka jest naprawdę intrygująca i wciągająca od pierwszego zdania. Motywy mitologiczne nadają całej powieści wspaniały i mroczny klimat.
Tajemnica otaczająca wydarzenia przed Zejściem Nikki i tego, co ukrywa Cole sprawia, że nie da się odciągnąć od tej książki. Zostałam tak głęboko wciągnięta w tę historię, że musiałam czytać ją tak długo, aż dowiedziałam się chociaż odrobinę więcej. Chciałam wiedzieć wszystko od razu, nie mogłam się doczekać, żeby odkryć całą tajemnicę.
Czy polecam tę książkę? Myślę, że może nie przypaść do gustu wielu osobom.
Jednak jeśli lubisz młodzieńcze historie miłosne, które są oparte na dobrej fabule, wtedy ta książka może być dla ciebie.
moonybookishcorner.blogspot.com
"Pamiętać jest łatwo. To zapominanie jest prawdziwą sztuką."
Muszę naprawdę przestać to robić. Muszę przestać oceniać książki po okładce.
Za "Podwieczność" zamierzałam się zabrać już od baaardzo dawna, ale ta okładka sprawiała, że odwlekałam to, jak tylko mogłam. Musicie przyznać mi rację - okładka zapowiada jakiś banalny romans z odrobiną...
2016-09-20
moonybookishcorner.blogspot.com
Ile ja zwlekałam z przeczytaniem tej książki! Czułam do niej tak ogromną niechęć, nie tylko z powodu okładki, ale dlatego, że Akademia Wampirów ani trochę nie przypadła mi do gustu. Przeczytałam tylko 3 książki i pół z poprzedniej serii Richelle Mead i stwierdziłam, że spin-off może być tylko gorszy.
Kroniki krwi rozgrywają się w tym samym uniwersum co Akademia Wampirów, jednak z innymi bohaterami, grającymi pierwsze skrzypce.
Wydarzenia mają miejsce krótko po tym, co działo się w "Ostatnim poświęceniu".
Sydney Sage jest alchemistką, która stara się odzyskać szacunek swojej "społeczności" po jej domniemanej zdradzie.
W świecie morojów panuje chaos po objęciu rządów przez Lissę Dragomir. Zbuntowane wampiry chcą za wszelką cenę pozbawić ją władzy.
Celem rebeliantów staje się Jill, przyrodnia siostra królowej. Śmierć Jill zakończyłaby rządy młodej władczyni.
Priorytetem staje się więc ochrona księżniczki.
Alchemiści postanawiają ukryć Jill w słonecznym Palm Springs, a Sydney zostaje wyznaczona do jej ochrony.
Sydney zrobi wszystko, by wrócić do łask Alchemików, dlatego stara się wykonać swoje zadanie najlepiej jak potrafi.
Nie ułatwia jej tego jej odraza wobec wampirów, jej "przełożony" Keith, a także arogancki Adrian Iwaszkow...
Co skłoniło mnie do przeczytania tej książki?
Adrian Iwaszkow.
Tyle się o nim osłuchałam, że po prostu musiałam sprawdzić o co z nim chodzi. Oczywiście znałam go już wcześniej dzięki Akademii Wampirów, ale jakoś nie poczułam nic szczególnego względem niego po przeczytaniu tych książek.
Teraz jednak rozumiem was wszystkich, kochających Adriana.
Jest zdecydowanie najbardziej interesującą postacią tej książki!
Bardzo często główne bohaterki danej powieści są jej najgorszą częścią.
Tak nie było w tym wypadku.
Sydney miała głowę na karku i zawsze pierwsze myślała, a potem robiła. Była bardzo rozważna i to było ogromną zaletą, zarówno jej, jak i całej książki. Dziewczyna po prostu starała się wypełnić swoje zadanie.
Jej niechęć do wampirów była całkowicie zrozumiała, chociaż czasami miałam ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć jej: "Ogarnij się! Oni nic ci nie zrobią!", to jednak musiałam jej to wybaczyć. Taka właśnie postawę wpajano jej odkąd się urodziła.
Sięgając po tę książkę, byłam pewna, że całkowicie będzie skupiać się wokół romansu.
Och, jak się cieszę, że tak nie było.
Każdy może się domyślać, jak potoczą się losy Sydney i Adriana w kolejnych częściach, ale w tej nie było za wiele ich wątku miłosnego. To nie było instalove. Główni bohaterowie nie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Nie było żadnego typowego scenariusza takiego rodzaju powieści. Adrian nie zaczął prawić milion seksistowskich komplementów względem Sydney, gdy ją po raz pierwszy zobaczył, a jego głównym celem życiowym nie stało się szukanie każdej możliwej sposobności by z nią porozmawiać. To było takie slow-burning romance i niezmiernie mi się to podobało. Mam już serdecznie dość książek, które podążają tym samym schematem: główni bohaterowie już po pierwszym spotkaniu planują ślub i myślą nad imionami dla ich dzieci - litości!
Chociaż styl pisania Mead nie wyróżniał się niczym szczególnym, to był bardzo przyjemny w odbiorze. Nie znajdziemy w tej książce żadnych wyniosłych metafor lub poetyckich porównań. Richelle Mead pisze bardzo zwyczajnie, jednak jej bohaterowie są wspaniale wykreowani, a fabuła wciąga czytelnika od pierwszych stron powieści.
Muszę przyznać, że ta książka była bardzo przewidywalna, ale nie ujmowało to przyjemności czerpanej z czytania jej.
Z wielką chęcią sięgnę po kolejne części serii - szczególnie, aby być świadkiem rozwoju relacji między Sydney i Adrianem.
Kroniki krwi nie są wymagającą lekturą. Polecam ją wszystkim, którzy szukają przyjemnej historii na zbliżające się już do nas jesienne wieczory.
moonybookishcorner.blogspot.com
Ile ja zwlekałam z przeczytaniem tej książki! Czułam do niej tak ogromną niechęć, nie tylko z powodu okładki, ale dlatego, że Akademia Wampirów ani trochę nie przypadła mi do gustu. Przeczytałam tylko 3 książki i pół z poprzedniej serii Richelle Mead i stwierdziłam, że spin-off może być tylko gorszy.
Kroniki krwi rozgrywają się w tym...
moonybookishcorner.blogspot.com
Chyba nigdy w całym moim czytelniczym życiu nie czytałam książki, która byłaby chociaż odrobinę podobna do "Mojej Lady Jane". Jest to niesamowicie oryginalna książka pod względem koncepcji i stylu pisania. Nigdy też chyba nie czytałam takiej książki, przy której tyle razy moje usta mimowolnie rozszerzałyby się w uśmiechu. Byłam zapewniana, że przy tej książce będę śmiać się na głos od początku do końca - tak nie było, jednak humor tej książki zdecydowanie był lekki i poprawiający nastrój. Poniżej będziecie mogli znaleźć parę scen, które najbardziej mnie rozśmieszyły lub takie, które były niesamowicie słodkie.
Związek Gifforda i Jane był naprawdę miłą odmianą. Ta dwójka była dla siebie po prostu stworzona. Ich związek opierał się przede wszystkim na przyjaźni, zaufaniu i wielkim szacunku dla drugiej osoby. Mam już szczerze dość czytania o toksycznych relacjach, a jeszcze bardziej nienawidzę romantyzowania ich. Gifford i Jane tworzą niesamowitą parę (chociaż może poniższy cytat nie najlepiej to przedstawia😁)
"-Jesteś zapijaczonym rozpustnikiem, który... który... nie umie utrzymać konia w stajni!
G aż podskoczył.
-Szczerze mówiąc, to nie tam go trzymam."
Niezmiernie podobał mi się też sposób, w jaki autorki wplotły problem rasizmu i uprzedzeń w swoją książkę. Umiejętnie pokazały, że nie zawsze wszystko jest takie, jakim nam się wydaje; pokazały, że życie nigdy nie jest czarno-białe.
"Pośród Ethianów też są źli ludzie - podjął, upiwszy łyk wody - tak jak pośród Nieskalanych są ludzie dobrzy. Uważam, że Ethianom należy się ochrona przed prześladowaniem. Należy poprawić ułożenie szal na tej wadze, tak by były na tym samym poziomie. Gdyby jedna przechyliła się w drugą stronę i to Nieskalani cierpieliby prześladowania, dalej opowiadałbym się za równością. Nie za dominacją jednych nad drugimi. Dominacja nieuchronnie prowadzi do tyranii."
Jednak przede wszystkim ta książka ma na celu rozśmieszenie czytelnika. I nawet jeśli nie wybuchałam śmiechem, to jest to naprawdę zabawna książka, wprost idealna na poprawę humoru w te szare jesienne dni.
"-Wiesz, jak powinniśmy spędzić pierwszą noc naszego miodowego miesiąca? - spytała niskim, przyciszonym głosem.
Po raz pierwszy od ogłoszenia zaręczyn G wiedział dokładnie, jak chciałby spędzić noc. Zaczęło mrowić go w żołądku ze zdenerwowania i złapał się na tym, że wybiega myślami w niedaleką przyszłość. Uniósł znacząco brwi.
Jej oczy zalśniły jeszcze żywiej.
-Powinniśmy spakować całą żywność, jaką znajdziemy w spiżarni, i zawieźć ją tamtym chłopom!
G z najwyższą trudnością utrzymał poważny wyraz twarzy.
-Czytasz mi w myślach, milady - powiedział, wdzięczny losowi za to, że małżonka nie czyta w myślach."
W "Mojej Lady Jane" doszukałam się także fragmentów, które mile połechtały moją feministyczną duszę. To naprawdę dobrze ze strony autorek, że wplotły takie elementy w książkę o czasach, w których kobiety jednak nie były traktowane tak jak powinny być traktowane.
"G nigdy do końca nie uformował własnej opinii na temat roli mężczyzn i kobiet w świecie. Jego partnerstwo z Jane od początku zdawało mu się właśnie tym: partnerstwem. Nie dominacją jednego nad drugim, nie relacją sługi z panem. Nawet gdy się jeszcze nie lubili, traktowali się przynajmniej jak równi sobie."
Gifford zdecydowanie stał się jednym z moich ulubionych bohaterów. Jest nie tylko niesamowicie zabawny i życzliwy, ale przede wszystkim jest dobrym człowiekiem. Patrzy na drugą osobę z szacunkiem i poczuciem równości, a także wstawia się za tych, którzy nie mają prawa głosu. Jest wspaniały. I czy wspominałam już, że jest naprawdę zabawny?
"Pet wypadła na zewnątrz. Zmieniła się w nagłym rozbłysku światła i stanęła przed nim pod postacią dziewczyny.
Nagiej dziewczyny o długich, splątanych, jasnych włosach.
Ale przede wszystkim nagiej.
Nagiej, to jest bez ubrania"
moonybookishcorner.blogspot.com
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toChyba nigdy w całym moim czytelniczym życiu nie czytałam książki, która byłaby chociaż odrobinę podobna do "Mojej Lady Jane". Jest to niesamowicie oryginalna książka pod względem koncepcji i stylu pisania. Nigdy też chyba nie czytałam takiej książki, przy której tyle razy moje usta mimowolnie rozszerzałyby się w uśmiechu. Byłam...