-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2016-08
2018-05-14
Myślę, że jest to najważniejsza książka, jaką przeczytałam w całym moim życiu.
Myślę, że jest to najważniejsza książka, jaką przeczytałam w całym moim życiu.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-14
2017-01-22
moonybookishcorner.blogspot.com
Właśnie macham do Was z Księżyca...Tak, właśnie tam wysłała mnie ta książka. Jeśli ktokolwiek uważa, że "Dwór róż i cierni" było genialną książką...Przeczytajcie "Dwór mgieł i furii" i na pewno dołączycie do mnie tutaj w Kosmosie. Czy mogłabym prosić o lepszy sequel? Czy mogłabym prosić o więcej emocji i przeżyć? Czy mogłabym prosić o więcej łez? Ta książka dała mi to wszystko nawet w nadmiarze. Nie wiem, czy jestem w stanie jakkolwiek ułożyć moje myśli. Sarah J. Maas, wygrywasz wszystko.
"Między światłem a ciemnością rozgrywa się walka, w której stawką są losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie...
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie. Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeństwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina – Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że… to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić? Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.
Nowa, jeszcze mroczniejsza i bardziej zmysłowa odsłona bestsellerowej serii Dwór cierni i róż! Nie zaśniesz, nim nie odkryjesz wszystkich sekretów!"
Tu muszę przyznać całkowitą rację autorowi tego opisu. Nie potrafiłam zasnąć przez tę książkę, bo tak bardzo pragnęłam dowiedzieć się wszystkiego. Ale jednocześnie czytając tę książkę, myślałam tylko o tym, jak bardzo nie chcę jej skończyć - chciałam jak najdłużej rozkoszować się jej pięknem i magią. Nie chciałam jej tak szybko skończyć, a jednak, o 5 nad ranem, spoglądając na zegarek, mówiłam sobie: "Jeszcze tylko jeden rozdział". Nie było dla mnie żadnego ratunku - ta książka chwyciła mnie mocno, wciągnęła do środka i nie wypuściła do samego jej końca.
Jestem tak ogromnie dumna z Feyry. Nie chcę zdradzać tutaj nic, bo uważam, że nawet najmniejszy spoiler mógłby odebrać Wam tą niesamowitą przyjemność, jaką jest czytanie tej książki z zapartym tchem, nie wiedząc, co się stanie. Ale musicie wiedzieć, że to, kim się staje Feyra jest wspaniałym przykładem dla każdej kobiety. Po wydarzeniach spod Góry Feyra dosłownie więdnie z dnia na dzień i nie znajduje oparcia w swoim ukochanym ani w swoich przyjaciołach. Dziewczyna wydaje się być u kresu swoich sił. Ale to nie jest jej koniec. Feyra odnajduje swoją siłę, swoje dzikie serce i chęć zmiany. Podejmuje walkę nie tylko o swoją ukochaną krainę, ale także o miłość, którą nareszcie zrozumiała. Bo - parafrazując cytat z tej książki - miłość nie jest uczuciem, które odczuwasz do pierwszej lepszej osoby, która okazała ci odrobinę życzliwości w chwili twojej najgłębszej samotności. Maas wspaniale ukazała to, że kobieta ma zawsze wybór - człowiek ma zawsze wybór.
"Nie byłam maskotką, nie byłam lalką, nie byłam zwierzęciem. Ocalałam i byłam silna. Nigdy więcej nie będę już słaba i bezradna. Nie pozwolę – nie można mnie złamać. Oswoić."
I czy możemy porozmawiać o tym, jak niesamowitym feministą jest Rhysand? Jego postępowanie i przekonania po prostu ogrzewały moje feministyczne serce.
Nowi bohaterowie...W drugim tomie "Dworu cierni i róż" poznajemy wiele nowych postaci, jednak chcę szczególnie wspomnieć o pewnej czwórce z nich. Mor, Amrena, Azriel i Kasjan, czyli wewnętrzny krąg Rhysanda - cała siła Dworu Nocy. Od czasów Harry'ego Pottera i Diabelskich maszyny nie czułam tak wielkiej miłości do grupy bohaterów. Chociaż nienawidzę tego określenia, to po prostu muszę go użyć - oni naprawdę są "squad goals". To jak dbają o siebie, jak się kochają i jak umarliby za siebie pozostawia mnie bez tchu. Przyjęli Feyrę w swoje szeregi bez najmniejszego sprzeciwu - wszystko w walce o ich dom.
"Za tych, którzy spoglądają w gwiazdy i marzą. Za gwiazdy, które słuchają. I marzenia, które się spełniają."
Bez zdradzania niczego - jeśli macie nadzieję na znalezienie w tej książce jakiegoś słodkiego i banalnego romansu...szukajcie dalej.
Sarah J. Maas jest jedną z tych autorek, których styl pisania jest tak uzależniający, że porzucisz wszystko, aby tylko czytać jej niesamowite historie. "Dwór mgieł i furii" jest pełny pięknych i zmysłowych momentów, poetyckich myśli i tej magicznej atmosfery, która pochłania cię bez reszty.
A zakończenie? Nikt nie mógł się tego spodziewać. Moje serce pękło, a sekundę później wróciło do swojej pierwotnej formy z wszechogarniającym pragnieniem znajomości dalszych losów Feyry. Czy ja naprawdę muszę czekać CAŁY ROK na kolejny tom? Czy naprawdę muszę przejść przez takie katusze? Jedno jest pewne - "Dwór mgieł i furii" to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w całym moim życiu i chyba nic nie jest w stanie tego zmienić.
"Są różne rodzaje ciemności – powiedział Rhys. Nie otworzyłam oczu. – Jest ciemność, która przeraża; ciemność, która koi; ciemność, która daje odpoczynek. – Wyobraziłam sobie każdą z nich. – Jest ciemność kochanków i ciemność skrytobójców. Staje się tym, czym jej nosiciel chce, żeby się stała; czym potrzebuje, żeby się stała. Sama z siebie nie jest ani zła, ani dobra.”
"Dwór mgieł i furii" to powieść o poświęceniu, na które jesteś w stanie się zdobyć dla tych, których kochasz, o cierpieniu, które jest nieodzowną częścią życia, o głębokiej przyjaźni opartej na zaufaniu, a przede wszystkim o miłości, która zmienia się i dojrzewa i nie zawsze jest taka, jaką byśmy chcieli.
moonybookishcorner.blogspot.com
Właśnie macham do Was z Księżyca...Tak, właśnie tam wysłała mnie ta książka. Jeśli ktokolwiek uważa, że "Dwór róż i cierni" było genialną książką...Przeczytajcie "Dwór mgieł i furii" i na pewno dołączycie do mnie tutaj w Kosmosie. Czy mogłabym prosić o lepszy sequel? Czy mogłabym prosić o więcej emocji i przeżyć? Czy mogłabym prosić o...
2016-11-06
moonybookishcorner.blogspot.com
(wpis z bloga)
Dokładnie wczoraj miałam niesamowitą przyjemność przeczytać książkę "November 9" Colleen Hoover. Może niektórzy z Was już wiedzą, jak bardzo uwielbiam tę autorkę, a jeśli niektórzy nie, to za chwilę się przekonacie, bo ta książka nie była żadnym wyjątkiem w twórczości Hoover - pokochałam ją całym sercem.
Chociaż nie do końca zgadzam się z opisem książki zamieszczonym na okładce - według mnie oddaje całkiem inny zamysł książki - to jak ostatnio weszło tutaj na blogu w zwyczaj, zamieszczam niżej opis wydawcy.
"9 listopada to data, która zaważyła na losach Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i od tej chwili zaczynają tworzyć dwie historie: jedna to ich życie, drugą pisze Ben zauroczony swoją nową muzą. Choć los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej. Gdy nieubłaganie zbliża się koniec powieści, szczęśliwe zakończenie wydaje się jedynie mrzonką, bo historia na papierze zaczyna różnić się od tej, w którą wierzy Fallon…
„Zagubiliśmy się między fikcją a rzeczywistością. Nieważne, jaką wersję poznacie. Nieważne, który z ostatnich rozdziałów okaże się tym prawdziwym. Ważne jest tylko jedno: zawsze będę ją kochał“.
Nowa książka Colleen Hoover to opowieść o młodym pisarzu, jego niezwykłej muzie i przeznaczeniu, które ukrywa między wierszami coś więcej niż miłość."
Tak jak stwierdziłam powyżej, nie myślcie wiele o tym opisie, niestety nie został on dobrze napisany. Dlaczego więc sama nie napiszę opisu książki? Z Colleen Hoover jest tak, że najlepiej o jej książkach nie wiedzieć nic - najlepiej pójść w nie w ślepo. Hoover jest tak nietuzinkową autorką, że nawet próba opisu jej książki i tak nie odda tej niesamowitej koncepcji, jaką kieruje się przy pisaniu swoich powieści. W "Ugly Love" była to czcionka zjeżdżająca na środek strony, gdy Miles był szczęśliwy. W "Maybe Someday" była to playlista do książki. W "November 9" są to niesamowite wiersze głównego bohatera. I tak, muszę teraz podać wam mój ulubiony z nich.
""Kochała mnie" w cudzysłowie
Całowała mnie pogrubioną czcionką
PRÓBOWAŁEM JĄ ZATRZYMAĆ wielkimi literami
Zostawiła mnie z wielokropkiem..."
Ani trochę nie zdziwiło mnie to, że pokochałam tę książkę całym sercem. Tak, Hoover, znowu mnie masz. Chyba pokocham wszystko, co ona napisze. Za co tak bardzo ją cenię? Za jej zabawę książką. Ona nie pisze tylko książek. Ona wprowadza w nie całą swoją duszę i każda powieść odznacza się pewną nowatorską koncepcją, o której wspominałam powyżej.
Może na początku wydawało mi się, że fabuła książki nie jest zbyt oryginalna. Myślałam, że dostanę powtórkę z "Jeden dzień"(tak przy okazji, ten film jest wspominany w książce). A teraz nie mogę uwierzyć, że chociaż na chwilę zwątpiłam w Hoover. Przeczytałam tę książkę w jeden dzień. Jestem w tak ogromnym szoku, że brakuje mi słów, żeby jakkolwiek opisać "November 9". Po prostu wymienię to, co zawsze u Hoover jest oczywiste:
styl pisania - nienaganny
bohaterowie - genialni jak zawsze
historia - niesamowita i poruszająca
moja miłość do tej książki - ogromna
Był humor, były przepiękne cytaty - śmiałam się i płakałam. Był element zaskoczenia, nie wszystko zawsze się pięknie układało. Było idealnie.
Nie wychodzę z zachwytu nad talentem Colleen Hoover. Czy kiedykolwiek napisze złą książkę? Podziwiam ją też za to, że nie bała się uczynić swoją główną bohaterkę oszpeconą. Wiem, że jest to kluczowy element fabuły, ale myślę, że w tych czasach mało autorów jest na tyle odważnych, żeby pozwolić swoim bohaterom być po prostu nieidealnymi. A w tej książce główna bohaterka ma blizny na prawie całej lewej stronie ciała. Bardzo mi się to podobało.
Wspaniale było też móc znowu poczytać trochę o moich ukochanych bohaterach z "Ugly Love", którzy pojawiają się w tej książce.
Czuję, że dzisiejsza "recenzja" jest bardzo chaotyczna, ale nie potrafię ująć w słowa to, co chcę wam przekazać. To, co musicie wiedzieć to, że styl pisania Hoover jest tak okrutnie uzależniający. Jej historie nie mają w sobie nic z normalności i przeciętności. Jej książki są jedyne w swoim rodzaju, a "November 9" nie jest wyjątkiem. Po prostu kupcie i przeczytajcie tę książkę - warto!
moonybookishcorner.blogspot.com
(wpis z bloga)
Dokładnie wczoraj miałam niesamowitą przyjemność przeczytać książkę "November 9" Colleen Hoover. Może niektórzy z Was już wiedzą, jak bardzo uwielbiam tę autorkę, a jeśli niektórzy nie, to za chwilę się przekonacie, bo ta książka nie była żadnym wyjątkiem w twórczości Hoover - pokochałam ją całym sercem.
Chociaż nie do...
2016-09-20
moonybookishcorner.blogspot.com
Ile ja zwlekałam z przeczytaniem tej książki! Czułam do niej tak ogromną niechęć, nie tylko z powodu okładki, ale dlatego, że Akademia Wampirów ani trochę nie przypadła mi do gustu. Przeczytałam tylko 3 książki i pół z poprzedniej serii Richelle Mead i stwierdziłam, że spin-off może być tylko gorszy.
Kroniki krwi rozgrywają się w tym samym uniwersum co Akademia Wampirów, jednak z innymi bohaterami, grającymi pierwsze skrzypce.
Wydarzenia mają miejsce krótko po tym, co działo się w "Ostatnim poświęceniu".
Sydney Sage jest alchemistką, która stara się odzyskać szacunek swojej "społeczności" po jej domniemanej zdradzie.
W świecie morojów panuje chaos po objęciu rządów przez Lissę Dragomir. Zbuntowane wampiry chcą za wszelką cenę pozbawić ją władzy.
Celem rebeliantów staje się Jill, przyrodnia siostra królowej. Śmierć Jill zakończyłaby rządy młodej władczyni.
Priorytetem staje się więc ochrona księżniczki.
Alchemiści postanawiają ukryć Jill w słonecznym Palm Springs, a Sydney zostaje wyznaczona do jej ochrony.
Sydney zrobi wszystko, by wrócić do łask Alchemików, dlatego stara się wykonać swoje zadanie najlepiej jak potrafi.
Nie ułatwia jej tego jej odraza wobec wampirów, jej "przełożony" Keith, a także arogancki Adrian Iwaszkow...
Co skłoniło mnie do przeczytania tej książki?
Adrian Iwaszkow.
Tyle się o nim osłuchałam, że po prostu musiałam sprawdzić o co z nim chodzi. Oczywiście znałam go już wcześniej dzięki Akademii Wampirów, ale jakoś nie poczułam nic szczególnego względem niego po przeczytaniu tych książek.
Teraz jednak rozumiem was wszystkich, kochających Adriana.
Jest zdecydowanie najbardziej interesującą postacią tej książki!
Bardzo często główne bohaterki danej powieści są jej najgorszą częścią.
Tak nie było w tym wypadku.
Sydney miała głowę na karku i zawsze pierwsze myślała, a potem robiła. Była bardzo rozważna i to było ogromną zaletą, zarówno jej, jak i całej książki. Dziewczyna po prostu starała się wypełnić swoje zadanie.
Jej niechęć do wampirów była całkowicie zrozumiała, chociaż czasami miałam ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć jej: "Ogarnij się! Oni nic ci nie zrobią!", to jednak musiałam jej to wybaczyć. Taka właśnie postawę wpajano jej odkąd się urodziła.
Sięgając po tę książkę, byłam pewna, że całkowicie będzie skupiać się wokół romansu.
Och, jak się cieszę, że tak nie było.
Każdy może się domyślać, jak potoczą się losy Sydney i Adriana w kolejnych częściach, ale w tej nie było za wiele ich wątku miłosnego. To nie było instalove. Główni bohaterowie nie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Nie było żadnego typowego scenariusza takiego rodzaju powieści. Adrian nie zaczął prawić milion seksistowskich komplementów względem Sydney, gdy ją po raz pierwszy zobaczył, a jego głównym celem życiowym nie stało się szukanie każdej możliwej sposobności by z nią porozmawiać. To było takie slow-burning romance i niezmiernie mi się to podobało. Mam już serdecznie dość książek, które podążają tym samym schematem: główni bohaterowie już po pierwszym spotkaniu planują ślub i myślą nad imionami dla ich dzieci - litości!
Chociaż styl pisania Mead nie wyróżniał się niczym szczególnym, to był bardzo przyjemny w odbiorze. Nie znajdziemy w tej książce żadnych wyniosłych metafor lub poetyckich porównań. Richelle Mead pisze bardzo zwyczajnie, jednak jej bohaterowie są wspaniale wykreowani, a fabuła wciąga czytelnika od pierwszych stron powieści.
Muszę przyznać, że ta książka była bardzo przewidywalna, ale nie ujmowało to przyjemności czerpanej z czytania jej.
Z wielką chęcią sięgnę po kolejne części serii - szczególnie, aby być świadkiem rozwoju relacji między Sydney i Adrianem.
Kroniki krwi nie są wymagającą lekturą. Polecam ją wszystkim, którzy szukają przyjemnej historii na zbliżające się już do nas jesienne wieczory.
moonybookishcorner.blogspot.com
Ile ja zwlekałam z przeczytaniem tej książki! Czułam do niej tak ogromną niechęć, nie tylko z powodu okładki, ale dlatego, że Akademia Wampirów ani trochę nie przypadła mi do gustu. Przeczytałam tylko 3 książki i pół z poprzedniej serii Richelle Mead i stwierdziłam, że spin-off może być tylko gorszy.
Kroniki krwi rozgrywają się w tym...
Przeczytałam tę książkę w jeden dzień. Nie spodziewałam się, że może mi się spodobać. Myślałam, że będzie to kolejna opowieść o bogatych nastolatkach, którzy myślą, że mają problemy. Byłam ogromnie zaskoczona! "Byliśmy Łgarzami" przedstawia o wiele więcej. Tak, jest jedna, wielka i bogata rodzina. Tak, nie jest idealna, choć bardzo próbuje. Tak, kłótnie i spory o majątek są na porządku dziennym. Ale trójka kuzynów i jeden "obcy" nie godzą się na to. Chcą coś zmienić. Chcą działać. Idealna rodzina Sinclairów każde wakacje spędza na prywatnej wyspie. Jest to ich wakacyjna idylla. Cady, jej kuzyni, Mirren i Johnny, i Gat - obcy, który według ich dziadka nigdy nie będzie jednym z nich, nie będzie im równy, są sobie bardzo bliscy. Czwórka przyjaciół jest nierozłączna przez całe wakacje. Jednak z dala od wyspy nie utrzymują ze sobą kontaktu. Ich zawiłą relację można by było długo opisywać. Uważam jednak, że w tę historię należy wejść ślepo. Najlepiej wiedzieć tylko tyle, że w "piętnaste wakacje" coś się wydarzyło na wyspie. Opowieść śledzimy ze strony Cady, która powraca na wyspę w "siedemnaste wakacje", nie pamiętając niczego. Dziewczyna stara się odkryć prawdę o tym, co się stało dwa lata temu na wyspie i dlaczego jej rodzina tak bardzo się zmieniła. Naprawdę polecam przeczytać tę książkę, żeby samemu się dowiedzieć, jak wielką tajemnicę kryje rodzina Sinclairów z "piętnastych wakacji". Całość opinii na moim blogu : moonybookishcorner.blogspot.com
Przeczytałam tę książkę w jeden dzień. Nie spodziewałam się, że może mi się spodobać. Myślałam, że będzie to kolejna opowieść o bogatych nastolatkach, którzy myślą, że mają problemy. Byłam ogromnie zaskoczona! "Byliśmy Łgarzami" przedstawia o wiele więcej. Tak, jest jedna, wielka i bogata rodzina. Tak, nie jest idealna, choć bardzo próbuje. Tak, kłótnie i spory o majątek są...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to