Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Black Bird Academy to książka, która zaskakuje w trakcie czytania. Historia Leaf komplikuje się już na samym początku fabuły, kiedy to w ciało dziewczyny wstępuje demon, dla egzorcystów, którzy ją porwali oznacza to koniec - dziewczyna jest stracona; kobieta już dawno powinna opuścić swoje ciało. Jednak ku zdziwieniu wszystkich, dziewczyna ma się dobrze, tylko w jej głowie pojawia się nieznajomy głos, który chcę nad nią przejąć kontrolę. Dziewczyna nie ma innego wyjścia, musi przystać na jedyną opcję jaką w tej chwili posiada; stać się egzorcystą, bo jeśli tego nie zaakceptuje, może stracić życie. Poznajemy razem z nią ten nowy świat i uczymy się zasad, które tam panują, a także poznajemy najgorsze sekrety, które przed wieloma były ściśle schowane.
Na początku fabuła wydawała się bardzo stereotypowa, wręcz nudziłam się czytaniem tej książki. Jednak z rozdziału na rozdział szło coraz lepiej, aż w końcu wkręciłam się w historię i nie mogłam oderwać. Finałowe rozdziały trzymają w napięciu, a zakończenie sprawia, że chcę się od razu sięgnąć po drugi tom!
Leaf jest osobą podobną do mnie, dzięki czemu udało mi się ją szybko polubić - jest bezpośrednia i sarkastyczna, co sprawiało, że świetnie czytało mi się jej odzywki względem innych bohaterów. Ma swój charakter i silną wolę, którą widać na każdym kroku. Podobało mi się to, że odkrywaliśmy ten świat razem z nią, a nie byliśmy rzuceni na głęboką wodę z tymi wszystkimi potworami i ich nazwami.
Falco to nasz tropiciel dronów, który pilnuje głównej bohaterki. Typowy tajemniczy facet, skupiony na swojej karierze, poświęcający się wyższemu celowi. On jest tutaj opanowany, skuteczny w swoich działaniach i stopujący Leaf swoim podejściem.
Trzecim bohaterem, którego poznajemy jest nasz tajemniczy demon, którego tylko Leaf może słyszeć. Autorce udało się wprowadzić między nimi pozytywne napięcie, dzięki czemu czuło się jakby oglądało się Venoma z Marvela, który wraz ze swoim nosiciel ciągle się sprzecza. Nie będę ukrywać, że to jego historia podobała mi się najbardziej, ale nie będę przed wami uchylać tej tajemnicy, tego możecie się dowiedzieć sami.
Chciałabym tylko ostrzec, że książka jest przeznaczona dla trochę starszego czytelnika, samo wydawnictwo sugeruje wiek 15 plus, z czym się całkowicie zgadzam. Duża ilość przekleństw oraz jedna spicy scena, która pojawia się w tej książce sprawia, że młodsi czytelnicy raczej nie powinni po nią sięgać.

Black Bird Academy to książka, która zaskakuje w trakcie czytania. Historia Leaf komplikuje się już na samym początku fabuły, kiedy to w ciało dziewczyny wstępuje demon, dla egzorcystów, którzy ją porwali oznacza to koniec - dziewczyna jest stracona; kobieta już dawno powinna opuścić swoje ciało. Jednak ku zdziwieniu wszystkich, dziewczyna ma się dobrze, tylko w jej głowie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakoś dalej nie przepadam za Hazel i Frankiem, nie mogłam się do nich przekonać od kiedy właściwie pojawili się w książce "Syn Neptuna", ale rozumiem, że Riordan też w tej serii po prostu powraca do wszystkich bohaterów i pokazuje nam ich dalsze losy.
Skupmy się jednak na Apollo; trochę już minęło od jego pierwszego dnia na Ziemi w ciele Lestera i dużo się zmieniło, stał się innym, lepszym człowiekiem i zauważa swoje błędy, które popełnił jako bóstwo. To jest na plus dla postaci jak najbardziej. Meg to dalej ta sama waleczna dziewczyna, która kształtuje naszego głównego bohatera.
Jednak nasi antagoniści dalej słabo wypadają. To już nie jest poziom Luke'a Castellana, którego uwielbiałam za jego motywację. Tutaj tak naprawdę nie ma żadnej motywacji, podczas czytania nawet nie zwracasz uwagi na nich, bo są tylko tłem do rozwijającej się na pierwszym planie przyjaźni i poprawie naszego bohatera.
Niestety tym razem humor Riordana był dla mnie znikomy; ja uwielbiam jego książki za te wszystkie smaczki, naśmiewanie się z bóstw, porównania do Marvela, a tutaj mi jednak tego brakowało, oczekiwałam po prostu czegoś więcej.
Mam nadzieję, że następna część to będzie to, na co czekam

Jakoś dalej nie przepadam za Hazel i Frankiem, nie mogłam się do nich przekonać od kiedy właściwie pojawili się w książce "Syn Neptuna", ale rozumiem, że Riordan też w tej serii po prostu powraca do wszystkich bohaterów i pokazuje nam ich dalsze losy.
Skupmy się jednak na Apollo; trochę już minęło od jego pierwszego dnia na Ziemi w ciele Lestera i dużo się zmieniło, stał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Każdy z nas słyszał kiedyś o tajemniczej strefie 51, Trójkącie Bermudzkim, Wyspie Wielkanocnej i wielu innych, popularnych teoriach, które nigdy nie zostały wyjaśnione. Nie każdy jednak wnikał w te tematy bardziej, a ta książka daje nam do tego świetną możliwość. Joel Levy daje nam na tacy historię, które zna cały świat, ale także te, które mogą dla wielu z nas być nowe. Dzisiaj właśnie chciałabym Wam troszeczkę opowiedzieć o tej książce.
Przede wszystkim jest ona dla każdego czytelnika, można dać ją młodszemu rodzeństwu, dzieciom czy osobom starszym, a dla każdego będzie przejrzysta i przyjemna w czytaniu. Aktor nie rzuca nam żadnymi trudnymi hasłami, do których byłyby długie przypisy. Wszystko świetnie wytłumaczone na kilku stronach w bardzo prosty sposób. Dodatkową robotę robią tutaj oczywiście ilustracje, zdjęcia czy szkice, które skradły moje serce. To naprawdę świetne przedstawienie, możemy zobaczyć to miejsce lub rzecz, o której wspomina autor, a nie mamy tylko suchego tekstu, do którego trzeba by było wyszukać ilustracji w internecie. Mamy też podział na cztery rozdziały, w których znajdują się te wszelakie anomalie. Najpierw skupiamy się na tajemniczych miejscach, później na tajemniczych zdarzeniach, dziwnych doniesieniach i zagadkowych artefaktach.
Jeśli wcześniej nie miało się do czynienia z taką lekturą to ta książka na pewno wzbogaci Waszą wiedzę, ale dla osób, które od lat poruszają się po tych tematach nie będzie prawdopodobnie nic nowego i odkrywczego. Wiele z tych historii to mity, które żyją do dzisiaj; jak Atlantyda, o której już dowiadujemy się na samym początku, a niektóre rzeczy są wprost nie do uwierzenia. Mnie najbardziej zaskoczyła Rezydencja pani Winchester, która ma aż 160 pokoi i była budowana przez wiele lat, a dodatkowo ciągle modyfikowana. Ten dom mieści się w Kalifornii, a jakiś czas temu do kin nawet trafił film (horror) oparty na tych wydarzeniach.
Niektóre wydarzenia wydają się nieprawdopodobne, jak istnienie kosmitów, wiele osób w nich nie wierzy, jednak jest mnóstwo rzeczy, które zostały przez ludzi odkryte z wykopalisk i nie da się ich podrobić, a jednak nikt jeszcze nie rozszyfrował czym właściwie są. W rozdziale zagadkowe artefakty autor właśnie skupia się na tajemniczych pismach, które ludzie próbują rozszyfrować, choć przez tyle lat się im nie udało.

Każdy z nas słyszał kiedyś o tajemniczej strefie 51, Trójkącie Bermudzkim, Wyspie Wielkanocnej i wielu innych, popularnych teoriach, które nigdy nie zostały wyjaśnione. Nie każdy jednak wnikał w te tematy bardziej, a ta książka daje nam do tego świetną możliwość. Joel Levy daje nam na tacy historię, które zna cały świat, ale także te, które mogą dla wielu z nas być nowe....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Stephanie Danler ze swoim debiutem "Sweetbitter" znalazła się na liście bestsellerów i w bardzo szybkim czasie powstał serial na podstawie jej książki. Historia skupia się na Tess, która w ciągu jednego dnia wyjeżdża z miasta, zostawiając swoją przeszłość za sobą. Trafia do Nowego Yorku; miasta, w którym nie ma miejsca dla słabych. Zatrudnia się jako kelnerka w jednej z restauracji. Autorka książki opisuje swoje doświadczenia, które zdobyła podczas pracy jako kelnerka, a w niektóre rzeczy trudno nam uwierzyć.
Główna bohaterka trafia do naprawdę dziwnego miejsca, ludzie na początku nie za bardzo jej pomagają, a ona sama nie umie jeszcze zbyt wiele. Z każdą kolejną stroną rozwija się jako pracownik i może obserwować swoich kolegów z pracy po godzinach. Wtedy dzieją się najdziwniejsze rzeczy; mogę przyznać, że zdarzają się alkoholicy, ale nie tyle, ile w tej jednej restauracji! Naprawdę nie mogę uwierzyć też, że dziewczyna w ogóle nie zastanawia się co jest z jej ojcem, bo liczy się to, co jest teraz. Tess właściwie przez całą książkę wydawała się mdła, brakowało jej czegoś. Oczywiście trzeba było dodać do tej książki wątek jej zauroczenia, bo ludzie to lubią. Autorka nie stroni od przekleństw, seksu w książce, spożywania przez pracowników alkoholu i pojawiania się na kacu. Nasza Tess nie wydaje się autentyczna w niektórych sytuacjach, jakby była robotem; owszem, z jej ust padają mądre słowa, więc kiedy czytamy tę książkę kiwamy głową i zgadzamy się, jednak później one znikają z naszej pamięci. Książka nie wybrzmiewa tak, jakby mogła.
Gdyby pozbyć się wątku z zauroczeniem dla mnie ta książka wybrzmiałaby dużo bardziej, mogliśmy dostać ciekawy reportaż z pracy kelnera w formie powieści z wykreowanymi bohaterami i fabułą, ale chyba nie na tym zależało autorce. Prawdopodobnie wtedy książka nie sprzedałaby się aż tak. Serialu na jej podstawie nie miałam okazji zobaczyć, choć jestem ciekawa jak taką krótką książkę potrafili rozwinąć na tyle sezonów.
Powieść na pewno nie jest zła, ale dla mnie to średniak, nie mam zamiaru już wracać do tej książki, ale jeśli ktoś lubi posiedzieć sobie kilka godzin przy lekkiej lekturze to polecam ją.

Stephanie Danler ze swoim debiutem "Sweetbitter" znalazła się na liście bestsellerów i w bardzo szybkim czasie powstał serial na podstawie jej książki. Historia skupia się na Tess, która w ciągu jednego dnia wyjeżdża z miasta, zostawiając swoją przeszłość za sobą. Trafia do Nowego Yorku; miasta, w którym nie ma miejsca dla słabych. Zatrudnia się jako kelnerka w jednej z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakiś czas temu wydawnictwo We Need Ya zorganizowało konkurs — pokazało okładkę do książki, którą każdy z nas mógł napisać. Pośród wielu zgłoszeń wygrała znajoma nam ze swojego konta na Instagramie — Klaudia Bianek. Jej historia pod tytułem „Jedyne takie miejsce” urzekła jurorów i została wybrana. Około miesiąc temu książka weszła do księgarni i zawładnęła sercami wielu ludzi. Pozytywne opinie co chwila pojawiają się w internecie, a autorka chętnie wchodzi w interakcje z fanami, czego mogłam doświadczyć na Warszawskich Targach Książki, kiedy pytała się, czy przeczytałam książkę i co mnie najbardziej zszokowało. To naprawdę ciepła osoba, która zarażała uśmiechem.
Lena to nasza główna bohaterka, która w swoim życiu nigdy nie miała łatwo, a wszystko jeszcze się utrudniło, kiedy w wieku szesnastu lat zaszła w ciąże. Teraz już osiemnastoletnia dziewczyna radzi sobie z wychowywaniem swojego synka i na pewno nie żałuję, że go ma. Dziewczyna w tak młodym wieku naprawdę potrafi wychować dziecko i pomagać w domu. Jest zdecydowanie zamknięta w sobie i nie dopuszcza do siebie nikogo. W szkole nigdy nie czuła się dobrze, a jej miejsce zamieszkania pomaga uciekać jej od społeczeństwa. Dziewczyna mieszka bowiem w środku lasu razem ze swoją babcią i synkiem, a także poczciwym panem Tadkiem; czyli najlepszym człowiekiem na świecie. Dziewczyna w książce rozwija się, stara otworzyć na ludzi, ale ciągle skrywa przed nami tajemnicę. Od dwóch lat nie powiedziała nikomu kto właściwie jest ojcem jej synka Marcela. To najbardziej tajemniczy wątek całej książki i ja kompletnie nie spodziewałam się kto może być ojcem chłopczyka.
Alan to chłopak z dużego miasta, który w dzieciństwie przyjeżdżał na wakacje do dziadka Tadka, wtedy też poznał swoją najlepszą przyjaciółkę Lenę, z którą świetnie się dogadywał. Los jednak chciał, że przestał przyjeżdżać na wakacje do dziadka, a kiedy jego dorosłe życie się posypało, stwierdził, że to miejsce może być dla niego ratunkiem. Wydaje się, że przez nie będzie pasował do tej małej przystani, ale kiedy dostajemy rozdziały z jego perspektywy dowiadujemy się tak naprawdę jakim jest człowiekiem i w kogo się wdał najbardziej. To świetnie skonstruowany bohater, który ma wady, choć posiada więcej zalet.
Naszą dwójkę bohaterów wspierają oczywiście ich najbliżsi. Już wcześniej wspomniany pan Tadek, który jest najlepszym człowiekiem razem z babcią Teresą; to dwie starsze osoby, którzy chcą pomóc Lenie, bo wiedzą, że oni już kiedyś przeżyli swoje miłości, o których z resztą opowiadają; to są naprawdę historię, podczas których oczy się szklą i trzeba chwilę odczekać, żeby nie płakać. Bardzo serdeczni ludzie, którzy najchętniej daliby więcej niż mają. Malutki Marcel to także świetna postać. Ja z natury nie przepadam za dziećmi, ale gdybym miała spotkać takiego małego brzdąca jak on, to na pewno bym polubiła takie dziecko. Niesłychanie mądry jak na swój wiek i bardzo uroczy.
Cała książka mnie nie zawiodła. Podobało mi się, że styl Klaudii Bianek jest bardzo przyjemny w czytaniu, nie trzeba się zastanawiać, o co właściwie chodziło autorce. Można na niej płakać, to jest pewne. Ja czytałam książkę jadąc w pociągu, więc powstrzymywałam się. Słyszałam, że wiele osób podczas niej płakało, a nawet zdanie, że nie da się nie płakać podczas czytania tej historii. Autorka pokazuje nam, że rodzina to nie tylko osoby faktycznie związane z nami, ale to może być kompletnie obcy człowiek, który będzie chciał Cię wspierać za wszelką cenę. Przepiękna historia miłosna, która nie jest narzucana od samego początku ani tworzona na siłę, autorka pięknym zdaniem wyjaśnia nam, dlaczego tak się właśnie stało. Ta książka to też zbiór wspaniałych i mądrych cytatów. Także, jeśli jeszcze nie czytaliście to polecam, bo ja zakochałam się w tej książce i nie mogę się doczekać tego, co autorka ma nam jeszcze do pokazania, a wiem, że ma w zanadrzu kolejną świetną książkę.

Jakiś czas temu wydawnictwo We Need Ya zorganizowało konkurs — pokazało okładkę do książki, którą każdy z nas mógł napisać. Pośród wielu zgłoszeń wygrała znajoma nam ze swojego konta na Instagramie — Klaudia Bianek. Jej historia pod tytułem „Jedyne takie miejsce” urzekła jurorów i została wybrana. Około miesiąc temu książka weszła do księgarni i zawładnęła sercami wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka w internecie przewijała mi się na wielu stronach. Często widziałam posty autorki, która szukałav recenzentów i po przeczytaniu paru pochlebnych opinii ja sama postanowiłam po nią sięgnąć. Pani Katarzyna Wycisk dała mi kawał dobrej historii ze świetnie nakreślonymi bohaterami, o których chciałoby się wiedzieć więcej. Cieszę się, że miałam okazję sięgnąć po tę książkę, bo jest ona naprawdę świetna. Znajduje się w niej właściwie wszystko to, co lubię — wątki z bohaterami, którzy mają swoje moce, po oglądnięciu „The Umbrella Academy” za każdym razem się uśmiechałam jak głupia do telefonu widząc imiona bohaterów. Lekkie nawiązanie do X-Men w tym przypadku dla mnie jest oczywiście na plus.
Główna bohaterka ma na imię Alex, nie mogę powiedzieć, że należy do moich ulubionych postaci, ale jest wiele sytuacji, w których ja pewnie postąpiłabym identycznie, ona w tym całym świecie nie odnajdzie się przecież w dwa dni i w pełni rozumiem to, jak jest kształtowana. Z drugiej strony chciałabym, żeby tak głupi czasami nie postępowała, ale nie możemy mieć idealnych bohaterów, bo staną się oni nudni i nierealni. Nasza Alex przez wiele lat żyje swoim normalnym życiem, aż pewnego dnia staje się świadkiem podpalenia żywcem ludzi przez pewnego młodzieńca o pięknych oczach. Pewnie każdy domyśla się, że ta sytuacja zmienia jej życie do góry nogami czego oczywiście można się domyślać. Im dalej idziemy z bohaterką, tym bardziej rozumiemy, że jej życie to jedno wielkie kłamstwo wymyślone przez ludzi, którzy znajdują się wokół niej. To jedna z tych najbardziej ludzkich postaci, jakie możemy poznać, potrafi być miła i współczująca, ale równie często jest uparta i porywcza.
Jeden i Trzy to także ważne postacie w tej książce, oboje różni, ale także podobni pod pewnymi względami. Właśnie oni i ich imiona przywołują mi na myśl „The Umbrella Academy". Ci panowie nie mają jednak nic z bohaterów wcześniej wspomnianego komiksu, bowiem zostali wychowani w specjalnej bazie dla ludzi z mocami, by pozbyć się ich emocji i zrobić z nich maszyny do zabijania. Oboje w jakiś sposób są ważni dla naszej bohaterki (to na szczęście nie jest trójką miłosny!) i dla całej historii. Jeden to ten spokojniejszy, choć naprawdę groźny i bezwzględny w wielu momentach. Autorka w tej książce bardziej postawiła na rozbudowanie postaci Trzy i to był strzał w dziesiątkę. Chłopak nieprzewidywalny, w jednej chwili normalnie rozmawia, by w następnej zamknąć się w sobie, najlepiej przy tym odstawiając jakąś szopkę. Świetnie pokazana przeszłość bohatera, przez co robi się nam go autentycznie żal, bo zależy nam, by był chociaż przez chwilę szczęśliwy. Podoba mi się to, że na początku wydawał się troszeczkę szalony, takie postacie można przedstawić naprawdę w ciekawy sposób.
Cała fabuła jest naprawdę przemyślana, a zakończenie wbija w fotel! Dostałam to, czego chciałam, a następnie wszystko wyrwano mi z rąk, żebym poszła się wypłakać do kąta. Właśnie tak się czułam po zakończeniu tej części, więc cieszę się, że zaczęłam już drugą część. Liczę na rozwinięcie wątków pobocznych postaci, bo one także mnie zainteresowały. Drobne literówki w książce się pojawiają i to one przeszkadzały mi w czytaniu, ale wszystko zostało przebaczone za postać Trzy. Trafia on oficjalnie na listę moich książkowych mężów. Polecam ją właściwie każdemu, bo tę pozycję się pochłania. Ona nie puści Cię wolno, dopóki jej nie skończysz.

Ta książka w internecie przewijała mi się na wielu stronach. Często widziałam posty autorki, która szukałav recenzentów i po przeczytaniu paru pochlebnych opinii ja sama postanowiłam po nią sięgnąć. Pani Katarzyna Wycisk dała mi kawał dobrej historii ze świetnie nakreślonymi bohaterami, o których chciałoby się wiedzieć więcej. Cieszę się, że miałam okazję sięgnąć po tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kilka miesięcy temu pisałam Wam recenzję pierwszego tomu tej serii, czyli „Okrutnego księcia". Kiedy przyszedł do mnie „Zły król” od razu wzięłam się za czytanie tej książki i skończyłam tego samego dnia. Holly Black ma w sobie to coś, że chcę się czytać to, co piszę z zapartym tchem. Tak było także przy tej książce, która dla mnie pod wieloma względami była dużo lepsza niż pierwsza, ale oczywiście nie każdy wątek taki był. Ci, którzy czytali pierwszą część doskonale wiedzą, w jakim miejscu zostawiła nas autorka, ale to dopiero jej początek znęcania się nad nami. Wielu autorów kocha właśnie zakończyć swoją książkę w takim miejscu, by ludzie od razu chcieli sięgnąć po kontynuację, choć nie mogą. To samo stało się także w tej części. Chciałam zaznaczyć także na początku recenzji, że znajdą się lekkie spojlery dotyczące pierwszego tomu.

Jude bierze udział w swoim ryzykownym planie, dzięki któremu przez rok i jeden dzień panuje nad decyzjami Cardana, bo ten zasiadł dzięki jej intrygą na tronie. Dziewczyna musi sobie poradzić w tej trudnej sytuacji, bo w całym swoim życiu zawsze była gdzieś z tyłu. Teraz zasiadając obok swojego króla tak naprawdę nim rządzi, choć nikt poza ich dwójką tego nie wie. Nasza główna bohaterka dalej nie jest idealna i to mi się podoba najbardziej. Ma mnóstwo wad, których autorka nie ukrywa, tylko ukazuje je jeszcze bardziej. Wszystko, co robi, robi właściwie dla siebie, by zadowolić swoje ego i pragnienie władzy. Oczywiście nie jest jednokolorowa. Potrafi wywołać w nas dużo pozytywnych i negatywnych emocji. Władza ją pociąga co udowadnia nam w każdej możliwej chwili. Holly Black nie daje jej nam jednak do końca na tacy, cały czas nie wiemy wszystkiego o Jude, a trzeba pamiętać, że zbliżamy się przecież do końca.

Cardan jest moim ulubieńcem od pierwszej części, przepadam za każdym razem, gdy w jakiejś książce pojawia się bohater z wybujałym ego, który potrafi rzucić w czyjąś stronę ciętą uwagą i nie przejmuje się tym, co inni o nim myślą. Nasze książątko jest w tej chwili królem, ale nic sobie właściwie z tego nie robi dla niego to super zabawą, a jeśli może trochę podenerwować Jude; dla niego to dodatkowa atrakcja. Poznajemy go troszeczkę bliżej, możemy go także polubić bardziej niż po pierwszej części i pokazuje nam się z tej strony, z której na pewno nie chciałby. Ludzie nie znają go dość dobrze, bo mają o nim wybujałe wyobrażenia. Dla mnie to postać, która zasługuje na więcej, mimo całego swojego zachowania.

Fabuła jest bardziej skomplikowana niż w pierwszej części, pojawiają się nowi bohaterowie, którzy próbują trochę namieszać w życiu naszej dwójki, ale przede wszystkim mamy też znane nam już postacie, które nie odpuszczają tak łatwo, jak mogłoby się wydawać. Cała ta intryga skupiała się bardziej na politycznych zagrywkach, działało się słowami, a nie mieczem, przez co można było zapomnieć, że znajdujemy się w magicznym świecie, w którym pojawiają się fae mogące zabić człowieka właściwie w każdym momencie. Przez to, że książka jest taka krótka niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu. Jeden z wątków, który wydawał się bardzo istotny został właściwie opisany w kilku rozdziałach, a czas, który upłynął u naszych bohaterów trwał o wiele więcej. Właśnie ten jeden wątek zawiódł mnie chyba najbardziej. To, w jaki sposób rozwija się relacja Jude i Cardana bardzo mi się podoba, nie jest to ckliwa historia miłosna, a bardziej toksyczna relacja, z której nie potrafią wyjść.

Zakończenie tej książki to najlepsza rzecz. Przedostatni rozdział wprowadza nas w błogi nastrój, ale właśnie ten ostatni zmiata całe nasze szczęście i zastępuje je smutkiem i zdumieniem. Autorka doskonale wiedziała co robi, kiedy zostawiła nas w takim miejscu, a zapewne jeszcze jest z tego dumna, bo właśnie zakończenie jest najczęstszym tematem na różnych blogach i forach społecznościowych. Teraz tym, którzy przeczytali książkę pozostaje czekanie do stycznia, bo wtedy ukaże się finałowa część i pewnie miesiąc później pojawi się w polskiej wersji językowej. Dla tych, którzy nie czytali jeszcze tej serii chciałabym tylko napisać, że jeśli lubicie książki fantasy, z bohaterami, którzy są genialnie wykreowani i nie potrzebujecie mdłego wątku romantycznego — to ta książka jest idealna dla Was. Ja będę polecać ją każdej osobie, bo zasługuje na to.

Kilka miesięcy temu pisałam Wam recenzję pierwszego tomu tej serii, czyli „Okrutnego księcia". Kiedy przyszedł do mnie „Zły król” od razu wzięłam się za czytanie tej książki i skończyłam tego samego dnia. Holly Black ma w sobie to coś, że chcę się czytać to, co piszę z zapartym tchem. Tak było także przy tej książce, która dla mnie pod wieloma względami była dużo lepsza niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wielu z Was może poznało już Paulinę Hendel przy okazji czytania „Żniwiarza”, ale to właśnie „Strażnik” jest książką, która powstała wcześniej. Autorka bowiem wydawała ją w innym wydawnictwie, ale We Need YA postanowiło ją wznowić u siebie. Przyznam się, że kilka lat temu sięgnęłam po tę książkę, ale jakoś kompletnie mnie nie wciągnęła, to nie był jeszcze etap w moim życiu, gdy czytałam dużo, dlatego teraz mając taką możliwość zaczęłam tę książkę od nowa i jest o wiele lepsza niż wydawała mi się ona na samym początku. Prawdopodobnie stało się to także dlatego, że jestem starsza i zauważyłam w tej książce rzeczy, których wcześniej nie widziałam.
Cała historia skupia się na życiu Huberta, który musi zmierzyć się z dziwnymi rzeczami w swoim życiu. W jednej chwili znajduję się z przyjacielem na wycieczce klasowej w Paryżu, a w następnej budzi się w Polsce; w innym ciele po kilku siedmiu latach. Chłopak nie ma pojęcia co się dzieje. Jest nastolatkiem uwięzionym w ciele dorosłego mężczyzny, który musi poradzić sobie z tym dziwnym światem. Nie ma nigdzie prądu, bieżącej wody ani internetu, ludzie muszą wrócić do starego trybu życia, co nie jest proste bowiem pewien wirus wymordował dużą część populacji, a po świecie zaczynają krążyć słowiańskie demony. Właśnie z tym wszystkim musi borykać się nasz główny bohater, który nie ma zielonego pojęcia o tym co działo się w jego życiu przez ostatnie siedem lat. Chłopak potrafi być bardzo irytujący; zachowuje się jak dziecko w najmniej oczekiwanych sytuacjach i ja rozumiem, że jest on tak naprawdę nastolatkiem, ale ludzie w jego wieku powinni zachowywać się troszeczkę dojrzalej. Niektóre jego myśli wręcz irytowały, ale starałam sobie właśnie za każdym razem przypomnieć, że to wszystko jest dla niego nową sytuacją, a ludzie, których spotyka na swojej drodze już przyzwyczaili się do takiego życia.
Jeśli mowa tutaj o innych osobach trzeba na pewno wspomnieć miasteczko, w którym nasz główny bohater się zatrzymał. Udzielono mu schronienia w zamian za pomoc w ważnych obowiązkach. Możemy przyglądnać się bliżej temu jak ludzie zachowują się po tej apokalipsie, która się pojawiła i jak to wszystko na nich wpływa. Niektórzy bowiem żyli na tym świecie, kiedy wszystko było normalne, a tylko najmłodsze dzieci nie mogły zaznać świata technologii. Paulina Hendel nie skupia się w tej książce jakoś szczególnie na tych trzecioplanowych bohaterach, oczywiście pojawiają się, mają swoje cechy i są rozwinięci, ale to Hubert jest tutaj najważniejszy. Rzadko można trafić na to, że głównym bohaterem książek jest chłopak, bo zazwyczaj, jeśli już jakiś jest, to mimo wszystko dziewczyna także jest główną bohaterką. Tutaj jednak świetnie zostały ukazane prawdopodobne myśli chłopaków w wieku Huberta.
Historia jest dużo ciekawsza niż wydawała mi się na początku, oczywiście to kolejna książka z fabułą dotyczącą mitologii (dla mnie tego nigdy za dużo!), ale przeżycia bohatera w tych chwilach też są ważne. Typowa książka fantasy z wątkiem bardzo ciekawym, a zakończenie sprawia, że od razu chcę się sięgnąć po kolejną część i wiedzieć jak wszystko ma zamiar się jeszcze potoczyć. Styl pisania autorki bardzo lubię i już przy pierwszej recenzji jej książki wspominałam, że podoba mi się to, co robi i w jaki sposób to robi. Do dzisiaj nadal utrzymuje, że to moja ulubiona Polska autorka, która sprawia, że chce czytać jej książki za każdym razem jak jakaś pojawi się na rynku! Warto dodać jeszcze, że okładka jest świetna i osoba, która ją robiła zasługuje na pochwałę.

Wielu z Was może poznało już Paulinę Hendel przy okazji czytania „Żniwiarza”, ale to właśnie „Strażnik” jest książką, która powstała wcześniej. Autorka bowiem wydawała ją w innym wydawnictwie, ale We Need YA postanowiło ją wznowić u siebie. Przyznam się, że kilka lat temu sięgnęłam po tę książkę, ale jakoś kompletnie mnie nie wciągnęła, to nie był jeszcze etap w moim życiu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Roshani Chokshi to autorka, którą już wcześniej mogliśmy poznać, przy okazji serii Rick Riordan przedstawia ze swoją książką „Aru Shah i koniec czasu”, której jeszcze nie miałam okazji przeczytać, choć leży już na półce. Ta książka zainteresowała mnie z kilku powodów: wątki fantastyczne, które się w niej znajdują, ciekawy opis, ładna okładka, mnóstwo wątków, które nawiązują do różnych mitologii i przede wszystkim dziewiętnastowieczna Francja. Bardzo kocham ten kraj i wszystko, co z nim związane. Szalenie mocno kocham też wątki mitologiczne, co stali czytelnicy bloga mogą pamiętać z moich wszystkich recenzji książek Riordana. Dokładna data akcji całej fabuły to 1889 rok, w którym w Paryżu pojawia się Wystawa Światowa, wokół której fabuła całej książki się kręci, ale o tym troszeczkę później.
W tej książce mamy grupę przyjaciół, której dowodzi Severin (najstarszy z nich), chłopak pochodzi z jednego z czterech magicznych rodów w Paryżu, które nazywają się odpowiednio: dom Kory, dom Nyks, dom Vanth i dom Upadłych, jednak nikt go nie ceni i nie uznaje za prawowitego władcę swojego domu. Dalej poznajemy Lailę, dziewczynę bardzo pewną siebie i dumną ze swojej kultury, którą nam pokazuje w wielu scenach. To jedna z najbardziej dopracowanych postaci w tej książce, bo posiada swoje tajemnice i cele, które musi spełnić, by mieć dobre życie. Laila jest naczelną matką, bo dba o te wszystkie osoby, by jedli i nie zapomnieli o śnie. Enrique to nasz naczelny śmieszek, zawsze musi być w jakiejś drużynie, także właśnie on jest tym bohaterem, z bardzo wielkim ego, które biję od niego z każdej strony. On w jednej scenie sprawia, że masz uśmiech na twarzy, a w drugiej wbija Ci nóż w plecy, choć dalej mimo wszystko jesteś zaciekawiona tym, co się dzieje. Zofia to Żydówka, która posiada swój dar i jest wszechstronnie utalentowana. Matematyka, fizyka czy chemia to dla niej pikuś i to pozwala się jej skupiać. Jest przeciwieństwem Laily, bowiem nie czuję się kobieco, woli znikać w swoich chemicznym kitlu i liczyć, gdy nie wie co ze sobą zrobić. Ostatnim członkiem drużyny jest Tristian, który dla Severina jest niczym brat, choć nie są połączeni żadnymi więzami krwi. To najmłodszy bohater, który jest zamiłowany w hodowaniu różnych pająków.
Zanim przejdę do fabuły chciałabym tylko powiedzieć, że jest jeszcze jeden bohater, na którego warto zwrócić uwagę, choć nie pojawia się zbyt często. Jest to Hypnos, jeden z władców, który wplata się w tą fabułę co jakiś czas. Ja mam skłonności do lubienia takich egoistycznych i leniwych książąt, więc także on skradł moją sympatię i liczę na rozwinięcie jego wątku w kolejnej części.
Cała fabuła kręci się wokół różnych zagadek i misji, które każdego mają doprowadzić do upragnionego celu, który sobie wyznaczyli. W książce jest mnóstwo akcji, z którą bohaterowie muszą się zmierzyć i choć nie zawsze wyzwania należą do łatwych, każdy z nich ma swój unikalny talent, który pomoże, a dzięki umiejętnością przywódczym Severina wszystko udaję się wykonać bez weilu problemów. Wszystko tutaj toczy się wokół tych wątku z przeróżnych mitologii, mamy tutaj egipską, grecką i nawet Biblię, najważniejszy wątek właśnie został wyciągnięty wprost z Biblii, dodano do tego wątek fantasy i wszystko ładnie się kręci. To książka dla starszych czytelników wydaje mi się, że poprzednia książka, czyli wcześniej wspominana „Aru Shah i koniec czasu” jest dla dzieci i młodzieży, a „Pozłacane wilki” dla dojrzalszego czytelnika, bo pojawia się kilka scen, które na to wskazują. Największym plusem tej książki jest jej zakończenie, to co się tam stało zasługuje na wielkie brawa, bo przyznam się, że sama się na nim popłakałam. To mnie zszokowało i sprawiło, że miałam od razu ochotę sięgnąć po kolejną część, która nawet nie jest jeszcze wydana za granicą! Jeśli mogłabym się do czegoś przyczepić to fakt, że rozdziały raz się dłużą, by później nabrać niespodziewanie wielkiego tempa. Niektóre rozdziały właśnie przez to wymęczyłam, a później dostawałam tyle akcji i wydaje mi się, że można byłoby to jakoś równomiernie rozłożyć.
Jeśli lubicie wątki mitologiczne, fantasty, historię miłosne, które znajdują się w dalszym planie i naprawdę świetnie wykreowanych bohaterów to jest to właśnie książka dla Was. Chciałabym, żeby każdy o niej usłyszał, każdy przeczytał i wyraził swoje zdanie, bo ta pozycja jest tego warta. Pewnie jeszcze milion razy wspomnę o niej na moim Instargramie, bo do premiery drugiej części jeszcze długa droga i czuję ogromny niedosyt.

Roshani Chokshi to autorka, którą już wcześniej mogliśmy poznać, przy okazji serii Rick Riordan przedstawia ze swoją książką „Aru Shah i koniec czasu”, której jeszcze nie miałam okazji przeczytać, choć leży już na półce. Ta książka zainteresowała mnie z kilku powodów: wątki fantastyczne, które się w niej znajdują, ciekawy opis, ładna okładka, mnóstwo wątków, które nawiązują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka „Drogi Evanie Hansenie” została stworzona na postawie musicalu o tym samym tytule, którego pierwszy występ odbył się w 2015 roku. Występ podbił serca krytyków i widowni, więc postanowiono wydać książkę na podstawie tej bardzo smutnej, ale jakże prawdziwej historii. Książka wydana została w tamtym roku, a u nas kilkanaście dni temu miała ona swoją premierę. Moondrive shop mieli w ofercie kupienie samej książki bądź zestawu z kubkiem i zakładką. Z tyłu widnieją słowa „Obowiązkowy tytuł — szczególnie dla tych, którzy pragną, by ich odnaleziono.” wypowiedziane przez Becky Albertalli, czyli autorkę takich książek jak „Simon oraz inni homo sapiens” i „Leah gubi rytm". To są najbardziej trafne słowa, jakich można użyć, by opowiedzieć o tej książce, naprawdę.

Cała historia skupia się na tytułowym Evanie Hansenie, który jest introwertykiem z wielką fobią społeczną, a do tego przeżywa depresję. Jego mama wysyła go do terapeuty, który zleca mu zadanie; codziennie ma pisać do siebie listy zaczynające się: „Drogi Evanie Hansenie. Dziś będzie wspaniały dzień. Oto dlaczego: ” w każdym z tych listów wymienia pozytywy danego dnia, a później omawia je na terapii. Chłopak na początku jest naprawdę niewinną osobą, która nie radzi sobie ze swoim życiem i nie wie co zrobić, by żyło mu się lepiej. Osoby będące introwertykami doskonale go zrozumieją i będą umieć się z nim zżyć jak z nikim innym. Jednak im dalej brniemy w fabule, tym bardziej zastanawiamy się, dlaczego chłopak podejmuje takie, a nie inne decyzje i czy kiedyś zabrnie za daleko, a jeśli tak to czy wyniesie z tego jakieś konsekwencje?

Ważnym fabularnie bohaterem jest także Connor, typowy szkolny rozrabiaka, który rzadko kiedy zachowuje trzeźwy umysł. Jego z kolei na początku możemy wprost znienawidzić, sposób, w jaki odnosi się do ludzi jest naprawdę straszny, ale im bardziej zagłębiamy się w jego historię, tym bardziej poznajemy chłopaka, którym był. Co łączy dwójkę naszych bohaterów? Jedna rzecz; kiedy Connor popełnia samobójstwo znajdują przy nim list zaczynający się: „Drogi Evanie Hansenie...”, który wcześniej został zabrany Evanowi przez Connora. W tej sytuacji wszystko się komplikuje, bo ludzie wokół zaczynają wierzyć, że ta dwójka naprawdę się przyjaźniła, choć nikt o tym nie wiedział.

Ta historia nie nadawałaby się do niczego i nie byłaby tak ważna, gdyby Evan nie brnął w kłamstwie. Postanawia wmawiać najbliższym Connora i innym ludziom, że oboje przyjaźnili się w sekrecie. Ludzie zaczynają go zauważać i rozmawiać z nim, a chłopak tak, jak wspominałam wcześniej brnie w to dalej, wymyślając coraz barwniejsze historie, ale czy gdzieś po drodze nie zgubi się w tym kłamstwie? Tego musicie dowiedzieć się sami!

Książka nie jest napisana trudnym językiem co na pewno jest na plus, ale porusza trudne tematy. Depresja, lęki społeczne czy kłamstwa, to wszystko mogłoby się dziać w naszym życiu! W Evanie i Connorze potrafiłabym znaleźć cechy, które idealnie pasują do mnie i podejrzewam, że niektórzy z Was też bardzo osobiście odbiorą tę książkę. O tematach ważnych jednak powinno się mówić, więc róbmy to częściej. Może ludzie w końcu zrozumieją swoje błędy i będą się starali zmienić na lepsze. Może ktoś sięgając po tę ksiązkę po zakończniu jej zmieni nastawienie do poszczególnych rzeczy w swoim życiu i będzie chciał coś ulepszyć? Ja chętnie obejrzałabym musical, bo słucham niektórych piosenek i naprawdę mi się spodobały.

Podsumowując to książka pełna prawdziwego życia, z którym musimy się zmierzyć, z bohaterami, którzy są autentyczni. Jeśli ktoś z Was czuję się samotny to powinien przeczytać tę książkę, a być może się Wam ona spodoba.

Książka „Drogi Evanie Hansenie” została stworzona na postawie musicalu o tym samym tytule, którego pierwszy występ odbył się w 2015 roku. Występ podbił serca krytyków i widowni, więc postanowiono wydać książkę na podstawie tej bardzo smutnej, ale jakże prawdziwej historii. Książka wydana została w tamtym roku, a u nas kilkanaście dni temu miała ona swoją premierę. Moondrive...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeśli ktoś czyta mnie regularnie, to na pewno zauważył, że przepadam za książkami z wątkiem mitologicznym, niezależnie od tego czy chodzi tutaj o mitologię nordycką, grecką, rzymską, czy egipską. Staram się zawsze po wydaniu tych książek w Polsce je przeczytać. Moim absolutnym mistrzem w tym jest oczywiście Rick Riordan (o którym mówię zbyt wiele razy czasami mi się tak zdarza), ale książkami innych autorów też jestem zainteresowana. Dzisiaj dlatego opowiem Wam trochę o nowości na rynku wydawniczym, książka napisana przez Colleen Houck to opowieść rozgrywająca się w dzisiejszych czasach, która porusza wątki z mitologii egipskiej, nie pisząc o samych mitach, a przekształcając historię. Ja już wiem, że „Przebudzeni” i kontynuacje tej serii będą moim absolutnym hitem w tym roku.
Lilliana „Lily” Young to nasza główna bohaterka. Dziewczyna ma siedemnaście lat i wychodzi na to, że jest nieziemsko bogata, a to prawie od razu zepsuło dla mnie bohaterkę, bo nie przepadam za ludźmi, którzy swoje problemy mogą rozwiązać od ręki za pomocą pieniędzy. Stwierdziłam jednak, że dam jej szansę i tym razem się nie zawiodłam. Lily to bohaterka niedoświadczona w życiu, która chodzi tak, jak rodzice jej zagrają, ale czego możemy od niej oczekiwać kiedy ma się siedemnaście lat? Ja będąc troszeczkę starsza niż ona nie mam do końca pojęcia co chciałabym robić w życiu do końca. Potrafi sobie jednak radzić ze swoimi problemami sama i jest zaradna, jak na jedynaczkę z bogatej rodziny. Wydaje mi się, że jej majętność została tak opisana, by wytłumaczyć niektóre rzeczy, które bez pieniędzy nie mogły się udać. Na każdym kroku cały czas jednak wspominała jak ona zna się na chłopakach, a później sama uganiała się za jednym. Właśnie z tym miałam największy problem w całej historii. Nie wiem jak innych, ale mnie ta dziewczyna, w niektórych sytuacjach bawiła, nie z jej głupoty, a dlatego, że została tak napisana, by nas rozśmieszyć.
Oczywiście na drodze naszej bohaterki musi stanąć jakiś chłopak i jest nim Amon, który jest księciem ze starożytnego Egiptu i wybudził się po tysiącu lat snu, by znów ochronić Ziemię. Problem polega na tym, że znajduje się on w Nowym Jorku, a nie wie jak ma właściwie wrócić do domu. Na jego drodze staje Lily, która odnajduje chłopaka, a ten swoją mocą zmusza ją do pomocy, by mógł normalnie funkcjonować. Świetne jest śledzenie tego, jak ten radzi sobie w naszej rzeczywistości, poznaje te wszystkie technologiczne sprzęty, jedzenie i kulturę. Nasz książę jest przede wszystkim odważny i waleczny, przecież musi sobie cały czas radzić ze złem, prawda? Musi on także zaufać dziewczynie, bo tylko ona pomaga mu w tym dziwnym dla niego świecie. Naprawdę polubiłam tego chłopaka, a rzadko mi się zdarza, że darzę sympatią tych miłych.
Cała fabuła naprawdę jest dobrze przemyślana, a czytanie tego, co się dzieje nie pozwala nam ani na chwilę oderwać się od książki. Wyłapałam oczywiście jeden z największych minusów – wątek romantyczny. Nie przeszkadza mi jego obecność, ale nie podoba mi się to, jak on się toczy. Wydaje się, przynajmniej mi, że na początku wszystko wygląda sztucznie, a dopiero później wszystko toczy się tak, jak mogłoby się to odbywać w prawdziwym życiu. Tempo akcji też nie jest takie, jakie mogłabym sobie zażyczyć, bo spodziewałam się trochę więcej walk, ale na to liczę w kolejnych tomach. Jednak wszystko, co złego bym nie napisała o tej książce dla mnie się przestało liczyć w chwili, w której przeczytałam ostatnie kilkanaście stron. Autorka zagrała mi na emocjach, tak, jak dawno nie zrobił tego nikt inny (a ostatnio się to zdarzyło gdzieś dwa lata temu, gdy czytałam finał „Diabelskich maszyn” – fani wiedzą o czym myślę) i przepłakałam końcówkę sama nie wiedząc czemu. Oczywiście znalazłabym kilka o wiele lepszych książek, ale dla mnie wszystko właśnie podniosła końcówka, a także świetny plot twist, który na pewno będzie głównym wątkiem fabularnym w kolejnej książce z tej serii. Teraz tylko pytanie jak mogę na nią czekać skoro marzę, by już czytać o Lily, Amonie i reszcie naszej świetnej ekipy.
Także jeśli lubicie klimat mitologii egipskiej, jesteście fanami różnego rodzaju romansów i chcecie spędzić dzień czytając naprawdę dobra książkę to polecam Wam właśnie lekturę „Przebudzenia”, bo ta książka jest warta tego, byście poświęcili jej swój czas!

Jeśli ktoś czyta mnie regularnie, to na pewno zauważył, że przepadam za książkami z wątkiem mitologicznym, niezależnie od tego czy chodzi tutaj o mitologię nordycką, grecką, rzymską, czy egipską. Staram się zawsze po wydaniu tych książek w Polsce je przeczytać. Moim absolutnym mistrzem w tym jest oczywiście Rick Riordan (o którym mówię zbyt wiele razy czasami mi się tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W 2015 roku Becky Albertali napisała książkę „Simon oraz inni homo sapiens”, która w Polsce została wydana troszeczkę później i oczarowała ludzi. W 2018 roku ta sama autorka wydała kontynuację „Leah gubi rytm”, czyli książkę o przyjaciółce chłopaka. Żyjemy w czasach, w których warto mówić o homoseksualnych i biseksualnych osobach, bo im wcześniej nauczy się dziecko, że to nie choroba, tym mniej na świecie będzie nienawiści i krzywdy osób, które nie są hetero. Chociaż mamy dwudziesty pierwszy wiek to ludzie dalej łapią się za głowę i mówią, że to coś złego. Zauważyłam jednak i Wy pewnie też to widzicie, że w książkach, serialach i filmach ludzie starają się poruszać tematy kochania osoby tej samej płci i to jeden z trendów obowiązujących już teraz na świecie. Nie pisałam dla Was nigdy recenzji Simona, bo zabrakło mi czasu, ale wydaje mi się, że wielu z Was jest zapoznanych z tą historią i wiedzą o co chodzi; zwłaszcza, że jakiś czas temu do kin wszedł film pod tytułem „Twój Simon”, który właśnie jest na podstawie tej książki. Dzisiaj chciałabym się jednak skupić na Leah, która jest mi bliższa iż Simon pod kilkoma względami i może troszeczkę ważniejsza niż on.
Wszystko dzieję się po przygodach Simona, więc żeby sobie za wiele nie zaspojlerować to tę książkę powinniście przeczytać już po lekturze przygód chłopaka. W tej książce to właśnie tytułowa bohaterka gra pierwsze skrzypce, więc możemy się z nią trochę bardziej zapoznać i zobaczyć jaka ona jest, czym się interesuje, a jest naprawdę świetnie napisaną postacią. W ogóle wydaje mi się, że Becky Albertali świetnie potrafi wykreować bohatera, by nie był płaski, a posiadał swoją duszę, zainteresowania, wady i zalety. To wszystko jest ważne kiedy autor chcę nas zainteresować swoją historią to musi stworzyć jak najbardziej wiernego bohatera, bo kto mógłby się utożsamić z kimś kto jest bez wad? Nikt, bo każdy z nas ma mnóstwo zalet, ale także wad. Właśnie w tej książce widzę to, jak wiele pracy musiała autorka włożyć w to, by wykreować Leah. Dziewczyna jest troszeczkę masywniejsza niż większość osób w jej otoczeniu, co już pokazuje, że nie jest bohaterem idealnym. Ja uwielbiam w niej jej własne uwielbienie do Dracona Malfoy’a, którego kocham całym sercem jak ona, a wszystkie nawiązania do Slytherinu powodowały u mnie uśmiech na twarzy. To typowa fangirl na jaką zasługujemy, bo już w tym możemy się dobrze z nią zżyć, bo lubimy te same rzeczy i moglibyśmy z nią przegadać o tym cały wieczór; a dopiero później uświadamiamy sobie, że to postać fikcyjna, a nie prawdziwa osoba. Dziewczyna ma też bardzo ukierunkowany gust muzyczny, który jednym się spodoba, a innym już nie, ale z gustami tak to właśnie już bywa. Leah skrywa w sobie pewien sekret, o którym nie wie nikt; zresztą ona sama nie lubi się sobie do tego przyznawać, to jak mogłaby powiedzieć przyjaciołom? Wszystko komplikuje się, gdy jej paczka się rozpada, a ludzie, którzy kiedyś nie zwracali na nią tyle uwagi, stają się jej bliżsi.
Ta książka wydaje się być dużo lepsza niż Simon z kilku powodów; jest dłuższa, lepiej napisana, bo autorka się rozwinęła, a przede wszystkim nie skupia się tutaj na coming out, bo niektórzy mają już go za sobą. Przede wszystkim pojawiają się postacie biseksualne, a to też ważne, bo takich nadal jest mniej w książkach niż homoseksualnych, a warto pokazać obie rzeczy, by ludzie potrafili je odróżnić, bo dalej spotykam się w internecie ze stwierdzeniem, że biseksualizm nie istnieje, co jest oczywiście kłamstwem lub niedouczeniem z ich strony. Jest to też troszeczkę grubsza książka niż jej pierwsza część, ale nie staje nam to na drodze, bo czytamy książkę i nawet nie zdajemy sobie sprawy kiedy się ona kończy, bo tak wciągająca potrafi być. Oczywiście, że jest przewidywalna, nie trzeba znać się doskonale na tego typu książkach żeby to przewidzieć, ale autorka chyba nie chciała wprowadzać elementu zaskoczenia, a nauki, byśmy się z tym wszystkim zapoznali w przyjemny sposób, a to wyszło jej naprawdę świetnie. Także jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać tej książki, a tematyka Was interesuje to serdecznie zapraszam do lektury, by później w komentarzach napisać swoje przemyślenia na temat tej książki, może Wam się akurat spodoba? Nie dowiecie się dopóki nie przeczytacie.

W 2015 roku Becky Albertali napisała książkę „Simon oraz inni homo sapiens”, która w Polsce została wydana troszeczkę później i oczarowała ludzi. W 2018 roku ta sama autorka wydała kontynuację „Leah gubi rytm”, czyli książkę o przyjaciółce chłopaka. Żyjemy w czasach, w których warto mówić o homoseksualnych i biseksualnych osobach, bo im wcześniej nauczy się dziecko, że to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki fantasy z udziałem elfów to te, które zawsze najbardziej trafiają w moje gusta; „Szklany tron” czy „Dwór cierni i róż” to te książki, o których się mówi, bo są naprawdę dobre i ludzie się nimi zachwycają. Jednak kilka miesięcy temu na rynek wydawniczy trafiła książka Holly Black nosząca tytuł „The Cruel Prince”, co zostało przetłumaczone u nas jako „Okrutny książę” i wydane w ubiegłym roku. Świat zachwycał się tą książką i zachwycałam się nią ja. Nie potrafię bawet określić dlaczego recenzja tej powieści nie pojawiła się już kilka miesięcy temu u mnie na blogu. Rok 2018 oznaczał dla mnie mnóstwo obowiązków przez co zaniedbałam moje czytanie. Przychodzę jednak do Was dzisiaj z recenzją tej właśnie pozycji, bo za kilka tygodni znowu oszalejmy na punkcie naszych głównych bohaterów. „The Wicked King” zostanie wydane u nas i zapewne wiele osób sięgnie po tę książkę. Dlatego też chciałam o niej opowiedzieć troszeczkę osobom, które nie miały z nią styczności, a chciałyby poznać tę świetną historię.
Wszystko zaczyna się od porwania trójki dzieci do krainy elfów, o czym mówi nam opis książki. Każda z nich wychowuje się w domu porywacza na własnych warunkach, z własnymi marzeniami i planami. Pamiętają jednak o swoim pokrewieństwie i kochają się najbardziej na świecie. Najbardziej z nich wyróżnia się jednak nasza główna bohaterka – Jude, która pragnie od życia czegoś więcej niż życie normalnego człowieka. Ma w sobie ducha walki, co udowadnia na każdym kroku, ale przede wszystkim jest piekielnie bystra, bo musi sobie radzić w świecie, do którego zwykli ludzie nie mają dostępu na co dzień, a fae nie ułatwiają im niczego; twierdząc, że nie są niczego warci. Nasza główna bohaterka nie poddaje się ich władzy, przez co nieraz jest narażona na niebezpieczeństwo. Dla naszych sióstr życie w Elysium nigdy nie było łatwe, co nie jest tylko winą braku sklepów, telewizji czy internetu, ale tego, że nawet owoce mogą być dla nich niebezpieczne. Muszą się pilnować na każdym kroku i pamiętać kim są według mieszkańców tego świata; zwykłymi, nic niewartymi ludźmi, którzy dla niektórych nawet nie powinni istnieć. Chcielibyście żyć w takim świecie? Byłoby troszeczkę skomplikowanie. Syndrom sztokholmski bije jednak od naszej Jude i jej siostry bliźniaczki Taryn, co udowadniają prawie na każdym kroku, nieraz ślepo patrząc na swojego porywacza, który może nie potrafi kłamać jak reszta elfów, ale świetnie mu za to idzie omijanie prawdy i manipulacja. To cecha tego gatunku.
Jeśli to jeszcze Was nie zainteresowało to musicie poznać realia tego świata. Istnieje on równolegle z naszym; elfy potrafią przenikać na Ziemię i brać ze sobą ludzi do Elysium, w którym panują troszeczkę inne warunki. Wracamy do naszego średniowiecza, gdzie rządzi król, rycerze bronią swojego królestwa, kobiety ubierają się w suknie, są bale, ale także i wojny. I w tym wszystkim poznajemy Cardana; syna obecnego króla, który nie jest jednak kandydatem do tronu. To postać na tyle skomplikowana, że nie zawsze wiemy, w której chwili powinno się go lubić, a w której pobić do nieprzytomności i uciec od niego jak najdalej. Dumny jak paw, skupia na sobie uwagę swojej „elitarnej” świty, z którą spędza czas. Ma wszystko i wszystkich w poważaniu, choć jego ulubionym zajęciem jest dręczenie Jude i Taryn. Nasi główni bohaterowie się znają i nie darzą sympatią do siebie. Jednak Cardan skrywa wiele bolesnych sekretów ze swojego życia, które troszeczkę autorka przed nami odkrywa. To jest ten typ bohatera, którego można kochać albo nienawidzić, ale sami musicie się przekonać co myślicie o jego postawie.
Drogi Jude i Cardana krzyżują się w szkole, do której uczęszczają, ale nie tylko. Nasi główni bohaterowie muszą podejmować swoje decyzje, z których później będzie trzeba wyciągnąć konsekwencje; nieraz bardzo bolesne i przykre. Podoba mi się to, jak cała ta historia została ukazana, nie mamy w niej jakiegoś dobrego i złego bohatera. Nikt tutaj nie jest czarny lub biały, każdy ma swój własny odcień szarości, który najbardziej widzimy u Jude. Holly Black świetnie umiała nam pokazać, że nie musimy dostać typowo dobrej bohaterki, by książka nam się spodobała. W tych bohaterach jest o wiele więcej niż w tych, o których ostatnimi czasy czytałam. Mają mnóstwo wad i zalet, które są podkreślane na przestrzeni całej książki, a konsekwencję ich wyborów także nie są zawsze sielankowe, jak niektórzy autorzy lubią pisać w swoich książkach. Żyjemy w czasach, w których czytelnik chce czegoś od książek, które czyta, nie potrzebuje historii zakończonej szczęśliwie, by lektura mu się podobała; ale nie każdy potrafił to zrozumieć jak właśnie Black. Jeśli jeszcze nie znacie tej książki to koniecznie powinniście po nią sięgnąć jeśli kochacie fantastykę, ja nie mogę się doczekać drugiej części, którą zaraz po przeczytaniu także dla Was zrecenzuje.

Książki fantasy z udziałem elfów to te, które zawsze najbardziej trafiają w moje gusta; „Szklany tron” czy „Dwór cierni i róż” to te książki, o których się mówi, bo są naprawdę dobre i ludzie się nimi zachwycają. Jednak kilka miesięcy temu na rynek wydawniczy trafiła książka Holly Black nosząca tytuł „The Cruel Prince”, co zostało przetłumaczone u nas jako „Okrutny książę”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawsze jest trudno opowiadać o książce, która porusza ważne kwestię w społeczeństwie. Dzisiaj chciałam Wam trochę opowiedzieć właśnie o takiej pozycji pod tytułem „Nasze małżeństwo”, która została napisana przez Tayari Jones, co należy podkreślić; kobietę czarnoskórą, żyjącą w Stanach Zjednoczonych, które kiedyś nie były tak przyjazne dla ludzi z jej kolorem skóry, jak są obecnie. Prawdopodobnie każdy wie mniej lub więcej o obowiązującej segregacji rasowej, autobusach tylko dla białych i tylko dla kolorowych (dalej oburza mnie nazwanie czarnoskórych ludzi tym określeniem, w ich kraju to znowu my powinniśmy być kimś wyróżniającym się z tłumu, a jednak tak nie mówią). I właśnie w swojej książce autorka próbuje poruszyć bardzo ważne kwestie, nad którymi powinniśmy się zastanowić. Jako ciekawostkę chciałabym dodać, że sam Obama chce przeczytać tę książkę, która podobno ma zostać także zekranizowana.
Cała fabuła krąży wokół trzech postaci; Celestial, Roy'a, to właśnie rozdziały z ich perspektyw dostajemy i możemy zapoznać się bliżej z ich życiem. Każdy z nich ma inny charakter i pochodzi z troszeczkę innego środowiska. Do tego, co jakiś czas dostajemy rozdziały z perspektywy Andre, czyli przyjaciele Celestial, który jednak nie jest na tyle kluczową postacią, więc nie chcę Wam zdradzić za wiele informacji o nim.
Roy kiedyś miał sobie wiele do zarzucenia, wieczny bad boy, sypiający z dużą ilością kobiet. Prawie we wszystkich książkach znajdujemy takiego bohatera, co zaczyna już mnie powoli nudzić. Na szczęście nie dostajemy tej części jego życia, on jest już w szczęśliwym (bardziej lub mniej) małżeństwie. Ułożył sobie życie i próbuje godnie zarabiać na swoje życie. Czuje się, że osiągnął naprawdę wiele w swoim życiu, patrząc na to, że wywodzi się z rodziny dość biednej, a jednak udało mu się osiągnąć wyższy statut społeczny. Co już powinno nam uświadomić, że życie czarnoskórych się powoli zmienia i mogą coś posiadać.
Celestial to kobieta, którą trudno było mi rozszyfrować podczas czytania tej książki, bo nie potrafiłam zrozumieć jej umysłu, czasami chyba sama nie wiedziała co ze sobą zrobić. Dla mnie przez to wydawała się dość mdła, ale wiem, że inni mogą zrozumieć jej sytuację, w której ja sama nigdy nie byłam i nie mogę się po prostu postawić na jej miejscu. Zresztą nie poznajemy jej także na tyle, w jakim stopniu ja bym sobie tego chciała. Sama boryka się ze swoimi koszmarami, które są naprawdę straszne, a to, że umiała sobie poradzić z tymi wszystkimi problemami pokazuje mimo wszystko, że jest silna. Ta kobieta naprawdę jest pełna sprzeczności w moim odczuciu; czasami mam jej dość, ale równie często jest mi jej żal.
Opis książki od razu nam mówi o sytuacji, w jaką wpakował się w Roy, który niesłusznie został oskarżony i trafił do więzienia. Właśnie na tym skupia się cała akcja książki, w której wchodzimy w głąb tego małżeństwa i krążymy między jedną a drugą postacią i ich decyzjami, które podjęli przez ten czas. Ten temat jest istotnie ważny, bo wielu z Was na pewno wie, że sytuacja czarnoskórych ludzi w Ameryce nie jest nigdy usłana różami, muszą starać się o wiele bardziej, żeby osiągnąć swoje pozycję w społeczeństwie, ale jeśli coś się dzieje wokół złego, łatwo jest zrzucić winę na osobę czarnoskórą, co prawdopodobnie dzieje się nawet w dzisiejszych czasach. Właśnie dlatego ta książka porusza ważne kwestie dla społeczeństwa, które powinno sobie przez chwilę przemyśleć to, co dzieje się na świecie i jak możemy to zmienić, a wcale nie jest to takie trudne jak się wydaje.
Mnie nie podobał się styl, w jakim została napisana ta książka, a także sama kreacja Celestial, której motywy nie były do końca zrozumiane. Wydaje mi się, że jest to jednak książka, której warto poświęcić kilka godzin, by po jej zakończeniu przemyśleć to, jak jest skonstruowany nasz świat. Także serdecznie zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki, byście mogli sami ocenić jak ważna ona jest dla społeczeństwa Afroamerykańskiego.

Zawsze jest trudno opowiadać o książce, która porusza ważne kwestię w społeczeństwie. Dzisiaj chciałam Wam trochę opowiedzieć właśnie o takiej pozycji pod tytułem „Nasze małżeństwo”, która została napisana przez Tayari Jones, co należy podkreślić; kobietę czarnoskórą, żyjącą w Stanach Zjednoczonych, które kiedyś nie były tak przyjazne dla ludzi z jej kolorem skóry, jak są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Anetę Jadowską chwaliłam już, kiedy czytałam jej wcześniejsze książki. Bardzo podoba mi się to, jak prowadzi swoich bohaterów i w jaki sposób opowiada historię. Zżyłam się z Nikitą i Robinem na tyle, że było mi smutno się z nimi rozstać. Na szczęście autorka dała mi ich jeszcze właśnie w tym zbiorze! Przede wszystkim „Dynia i Jemioła” to zbiór opowiadań rozgrywających się w Halloween oraz w czasie Świąt Bożego Narodzenia na przestrzeni kilku lat. Dostajemy krótsze i dłuższe opowiadania o bohaterach książek Anety Jadowskiej wywodzących się ze świata fantastycznego. Chcecie wiedzieć co ciekawego słychać u Waszej ulubionej Dory? A może ciekawi Was co się dzieje u Baala? Nic prostszego! Wystarczy przeczytać tę książkę i znowu wrócicie do bohaterów, których wszyscy znamy i kochamy.

"Co roku w sezonie świątecznym fantazjowałam, że w połowie grudnia wsiadam do samolotu i lecę w jakieś przyjemne, ciepłe miejsce. Z daleka od wścibskich ciotek, perfekcyjnej matki, kuzynek, dzieciaków biegających z prędkością kucyków naćpanych amfetaminą..."

Ja miałam jeden mały problem z tą książką; nie znałam z niej nikogo innego oprócz Nikity i Robina, ale jeśli także się tego obawiacie to od razu mówię, że nie ma się czego bać. Jeśli nie zna się jakiegoś bohatera to raczej nie znajdzie się tutaj żadnych spojlerów dotyczących ich własnych przygód w swoich seriach. Ja po przeczytaniu tej książki mam tylko i wyłącznie ochotę w najbliższym czasie przeczytać wcześniejsze książki tej autorki, bo uważam, że naprawdę warto.

W środku tej pokaźnej książki znajdziemy dziesięć opowiadań z perspektywy kobiet. Jednak nie są to byle jakie kobiety, bo każda z nich jest inna, ale wszystkie łączy duch walki i ciężki charakter. Zresztą nie wydaje mi się, żeby Aneta Jadowska tworzyła słabe bohaterki, każda z nich jest świetna na swój niepowtarzalny sposób. Oczywiście u boku każdej z nich znajduje się nieodłączny partner, którzy pomoże w ostateczności, gdy problem jest zbyt duży dla jednej osoby.


"Moja rodzina jest jak trufle. Rzadka, bezcenna i w dobrym stylu, ale w nadmiarze potrafi zabić smak nawet najbardziej wykwintnej potrawy. I ma zaskakująco wiele wspólnego ze świniami."

Gdzieś czytała przy okazji wydania tej książki, że te krótsze opowiadania są o wiele lepsze niż te dłuższe i z tym muszę się zgodzić. Na przykład pierwsze zatytułowane "Noc potworów" jest na tyle urocze, na ile jego główna bohaterka potrafi być i pokazuje ją z innej strony niż można ją zobaczyć na codzień. W całej tej książce znajdzie się kilka perełek, opowiadających historię różnych bohaterów, a te warte uwagi to: "Jak pies z kotem", "50 twarzy Bala", "Powrót wiedźmy bojowej" i wyżej już wspominana "Noc potworów". Tytuły bardzo adekwatne do każdego z opowiadań, zaś same historię są wciągające i zabawne, zwłaszcza te dwa pierwsze, które zostały wymienione.

"Wiedziała, że jestem przesądna i nigdy nie chodzę do wróżów i jasnowidzów. Uważałam, że to niepotrzebne kuszenie losu, bo i bez tego jest niczym wyszczekany i złośliwy nastolatek."

Kolejny raz Aneta Jadowska pokazuje mi, że warto sięgać po jej książki, bo można się świetnie bawić podczas czytania. Ja w tej recenzji także chciałabym gorąco pochwalić Magdalenę Babińską, bo jak zawsze jej ilustracje oczarowały mnie i nie mogła się na nie napatrzeć. A okładka? To jedna z moich ulubionych w tym roku! W środku książki znajdziecie także świetną pocztówkę z naszymi ulubionymi bohaterami, możemy ją wysłać znajomym, a także zostawić ją dla siebie.


"-Chodzi o to... widziałem reklamę. Ludzie mają takie magiczne, które zmienia przestrzeń w Dom - powiedział to tak, że słyszałam dużą literę w słowie ,,dom".

-Nie wiem, o czym mówisz - przyznałam szczerze.
-To się nazywa chyba Ikea (...)
Westchnęłam z ulgą (...)
-Stawiasz klopsiki - oświadczyłam kategorycznym tonem.
Niech nie myśli, że jestem taka zupełnie łatwa."

Jeśli jeszcze nie czytaliście żadnych książek Anety Jadowskiej może warto to nadrobić? To naprawdę świetnie napisana książka, z bohaterami, którzy mają wady i zalety, nie są także płascy; mają rozbudowane osobowości, które nie ograniczają się do jednej cechy ich charakteru. I właśnie za to pokochałam bohaterów tej autorki. Wy także możecie to zrobić!

Anetę Jadowską chwaliłam już, kiedy czytałam jej wcześniejsze książki. Bardzo podoba mi się to, jak prowadzi swoich bohaterów i w jaki sposób opowiada historię. Zżyłam się z Nikitą i Robinem na tyle, że było mi smutno się z nimi rozstać. Na szczęście autorka dała mi ich jeszcze właśnie w tym zbiorze! Przede wszystkim „Dynia i Jemioła” to zbiór opowiadań rozgrywających się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Alwyn Hamilton co jakiś czas pojawia się u mnie na blogu, a na Instagramie często o niej piszę, tutaj nawet zrecenzowałam dwie pierwsze części „Buntowniczki z pustyni” i chociaż jakoś z braku czasu zapomniałam napisać Wam o finale tej serii, to wracam do Was z kolejną książką tej autorki, która jakiś czas temu została wydana u nas w kraju. Mowa tutaj oczywiście o „Opowieściach z piasku i morza”, której fabuła w ogóle nie kręci się wokół Amani. Autorka zaprezentowała nam w tych czterech krótkich historiach życie bohaterów przed akcją Buntowniczki. I od razu Wam mówię, że to książka, której nie wiedzieliście, że będziecie potrzebować w swoim życiu, a kiedy ją przeczytacie, nie przestaniecie ciepło o niej myśleć i mówić. Na samym końcu książki znajduje się także Q&A z autorką, która jest naprawdę bardzo sympatyczna w swoich odpowiedziach, ale także na żywo.
W tej naprawdę króciutkiej książce skupiamy się na czterech historiach; Ahmeda i Jina, pewnej kobiecie pochodzącej z morza, opowieści o Attallahu i Hawie, a pod koniec poznajemy matkę Amani. Każda ta historia jest piękna na swój sposób i potrzebna. Pokazuje nam historię bohaterów, których nie mieliśmy okazji poznać we wcześniejszych książkach Alwyn. Tutaj powracamy do tego fantastycznego klimatu, świetnie zbudowanych bohaterów, a przede wszystkim naprawdę poruszających historii. To, co znajduje się w tej książce nie jest ani trochę cukierkowate, zresztą po samej autorce bym się tego nie spodziewała. Pokazała nam właśnie jak okrutny może być los w wielu sytuacjach. W każdej tej historii kryją się bohaterskie czyny ze strony postaci, które stworzyła nam Hamilton. Nie są ani trochę sztuczni, nie robią niczego pod publikę, a dają ludziom nadzieję na lepsze jutro. Zwłaszcza opowieść, którą zna cała pustynia o dzielnej Hawie i jej wybranku serca - Attallahu. Mnie osobiście najbardziej podobała się ostatnia historia, która opowiada właśnie o matce naszej Amani i pokazuje kilka sytuacji z tej prawdziwej perspektywy. Nigdy nie czułam, że potrzebowałam tej historii, ale po przeczytaniu jej wiem, że chciałabym więcej, gdyby to tylko było możliwe.
To książka, którą czyta się na raz, a z tego, co wiem to i tak nasze wydanie jest grubsze niż to zagraniczne. Najważniejsze jest jednak to, że w tej książce czujemy, że autorka pisze, bo to uwielbia. Nie z jakiegoś przymusu, a sprawia jej to przyjemność. Pióro Alwyn od samego początku było bardzo lekkie, dlatego tak płynnie idzie się przez to, co tworzy. Nie skupiamy się na drobnostkach w opisach, a na bohaterach. I to właśnie jest piękne. Nigdy bym nie pomyślała, że połączenie typowej kowbojskiej strzelaniny z klimatem pustyni mogłoby się udać, ale właśnie tej autorce się to udało.
Warto dodać, że w naszym Polskim wydaniu przed każdym rozdziałem pojawiają się naprawdę fantastyczne ilustracje wykonane przez Dixie Leotę, która odwaliła kawał dobrej roboty, a ilustracja, która znajduję się na zdjęciu powyżej tak bardzo mi się podoba, że wisi u mnie w pokoju. Jak zawsze wydawnictwo Czwarta Strona się stara przy wydawaniu swoich książek i choć ja praktycznie nie cierpię czerwonego to właśnie ta okładka bardzo mi się podoba i na początku nie mogłam się na nią napatrzeć. Zresztą olśniewa jak każda okładka z tej serii. Jeśli zamierzacie sięgnąć po tę książkę powinniście to zrobić po przeczytaniu wszystkich trzech części Buntowniczki, bo przed możecie sobie coś przez przypadek zaspojlerować, a każdy wolałby tego uniknąć.

Alwyn Hamilton co jakiś czas pojawia się u mnie na blogu, a na Instagramie często o niej piszę, tutaj nawet zrecenzowałam dwie pierwsze części „Buntowniczki z pustyni” i chociaż jakoś z braku czasu zapomniałam napisać Wam o finale tej serii, to wracam do Was z kolejną książką tej autorki, która jakiś czas temu została wydana u nas w kraju. Mowa tutaj oczywiście o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Końcówka trzeciej części sprawiła, ze nie do końca wiedziałam co może wydarzyć się w czwartej części. Wszystko lub zupełnie nic. Styl Victorii Aveyard jest na tyle jej własny, że nigdy nie możemy się spodziewać co się zaraz wydarzy; kto zaraz przejmie władze i jak potoczą się czyjeś losy. To właśnie zawsze zaskakiwało mnie w stylu autorki. Nikt nie jest do końca dobry i nikt nie jest do końca zły. Oczywiście kiedy byłam z nią na spotkaniu w Krakowie powiedziała, że nie woli tworzyć „szare” postacie.

Dostajemy tutaj rozdziały z perspektywy Mare, Evangeline i Iris. Jeśli wydaje Wam się, że Evangeline jest niefajna, warto przeczytać tę książkę i zobaczyć czy można ją polubić, bo ja już w trzeciej części zdążyłam ją polubić. Z drugiej strony dalej nie przepadam za Mare, może to główna bohaterka, ale często zachowuje się jakby postradała wszystkie rozumy i potrafiła zrobić wszystko. Jej przestawienie się żeby mówić na Cala jego prawdziwym imieniem; Tyberiasz. To jest dla mnie trochę nierealne, bo nie da się do tego przyzwyczaić w jednej sekundzie, musi minąć trochę czasu, by zrobić to, co sobie postanowiła. Jej wątek miłosny zawsze był odsunięty na bok i przyznam się, że w tej serii mi tego brakowało. Pamietam, że czytając trzecią część z utęsknieniem czekałam czy między nią i Mavenem coś się wydarzy, choć nigdy nie chciałam żeby byli razem. Oczywiście to także na plus, ze autorka odsunęła miłość na bok, bo trzeba skupić się na wojnie i tym, by wszystko było jak najlepsze.

O ile pierwszą połowę książki przeczytałam dość szybko, o tyle nie mogłam się w ogóle zabrać za resztę. Po prostu się nie dało. Odsuwalam za siebie tę książkę z obaw tego, co wydarzy się w finale. A powiem Wam, że nie dzieje się niestety nic ciekawego. Najbardziej zdenerwowało mnie zakończenie; nie przepadam za tymi otwartymi, bo jest za dużo jeszcze do dopowiedzenia według mnie, a nigdy nie możemy wiedzieć co autor miał na myśli w stu procentach. Jedynym ratunkiem przed tym zakończeniem będą nowelki, które autorka zapowiedziała na targach, więc dowiemy się czegoś więcej. Na ten moment trudno mi osadzić czy był to zamierzony zabieg, czy może bardziej marketingowy, żeby wyszło to w osobnej książce. Myśle, że ocenić to będzie można kiedy pojawia się one już w formie papierowej.

Podsumowując dla mnie książki Victorii to zawsze było guilty pleasure; czytałam o wiele lepsze książki z tego gatunku, ale z drugiej strony na tyle zżyłam się z bohaterami, że jakoś trudno mi ich było odpuścić. Zreszta nie lubię zostawiać niedokończonej serii, bo może się zawsze okazać, że późniejsze tomy były zdecydowanie lepsze. Wielkim plusem tej książki jest cały świat, który stworzyła autorka oraz bracia Calore. Oboje sprawiają, że czytam te książki, bo jestem ciekawa i naiwna, gdy myśle, że mogłabym dostać ich o wiele więcej. Seria o Mare to dobra historia dla tych, którzy zaczynaja swoją przygodę z czytaniem książek fantasy, bo dla reszty temat może być już lekko oklepany. Ja mimo wszystko cieszę się, że mogłam poznać tych bohaterów, polubić ich lub znienawidzić.

Końcówka trzeciej części sprawiła, ze nie do końca wiedziałam co może wydarzyć się w czwartej części. Wszystko lub zupełnie nic. Styl Victorii Aveyard jest na tyle jej własny, że nigdy nie możemy się spodziewać co się zaraz wydarzy; kto zaraz przejmie władze i jak potoczą się czyjeś losy. To właśnie zawsze zaskakiwało mnie w stylu autorki. Nikt nie jest do końca dobry i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ja nie mogłam się doczekać, by w końcu przeczytać ostatnią część i kiedy w końcu mi się udało przemyślałam parę dni nad tym wszystkim, by napisać jak najbardziej przemyślaną recenzję. Wszystko się kiedyś kończy, prawda? Nawet przygody naszej zabójczyni i Robina. Czy trzecia część trzymała poziom? Wydaje mi się, że jest ona najlepsza, bo autorka nabywała doświadczenia i nie ukrywała tego. Tytuł „Diabelski młyn” kojarzy nam się z sielankową wizytą w wesołym miasteczku, w którym się trochę pośmiejemy, trochę pokrzyczymy, zjemy watę cukrową, ale czy w tym świecie coś mogłoby być takie beztroskie? Ci, którzy znają Nikitę wiedzą, że dla niej sielankowe chwilę nie istnieją. Bardzo chwaliłam wcześniejszą część, ale czym zachwyciła mnie ta? Postaram się Wam trochę o tym powiedzieć.

Niewielu wiedziało, dokąd jedziemy. Nikt właściwie nie wiedział po co. Może tak było lepiej, ostatni etap tej przygody musieliśmy pokonać sami.


Przede wszystkim największym plusem całej tej historii jest relacja Nikity z Panem B. i według mnie nic tego nie pobije. To, jak została potoczona ich relacja jest dla mnie największym majstersztykiem w całej tej historii. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi żal kogoś, kto potrafi mordować ludzi bez mrugnięcia okiem, ale stało się tak. Dziewczyna zagłębiła się w relacje ze swoim berserkiem, przynajmniej w pewnej chwili, bo później autorka niestety jakby o tym zapomina, co niewiarygodnie mnie smuciło i po części wręcz denerwowało, bo chciałam, żebyśmy poświęcili więcej czasu tej naprawdę ciekawej postaci, która wywodzi się z mitologii nordyckiej. Na szczęście nasza główna bohaterka stara się zrozumieć Pana B. oraz naprawdę żałuję tego, jak wyglądała ich relacja przez trzydzieści lat jej życia. Także w tej części widać jak wyjątkowo zależy jej na różnych osobach, które stały się dla niej bliższe niż ojciec i matka. Z drugiej strony, jeśli już mówimy o jej rodzicach to byłam rozczarowana tym, że w tej części wdała się tylko w kilka krótkich rozmów z matką, a ojciec jakby został całkowicie zapomniany, liczyłam na to, że będą chcieli pokrzyżować jej plany albo ją zabić, ale nic takiego się nie wydarzyło.

Stwór był rozmiarów dużego szczeniaka, labradora, czy wilczarza. Miał krępe, pokryte złotawą łuską ciało, długie masywne łapy - znak, że jeszcze sporo urośnie - i wężowy ogon, którym uderzał nerwowo o ziemię. Pyszczek z wielkimi uszami przywodził na myśl nietoperza - podobnie jak błoniaste skrzydła. Wielkie szczenięce ślepka, które patrzyły na mnie smutno. Wypełniłyby się łzami, gdyby stworzenie umiało płakać.

Tutaj warto skupić się na Robinie. I w końcu zrobiła to autorka, po tym, jak nie podobało mi się, że w drugiej części był niemal cały czas pominięty. Tutaj dało się poczuć, że jest ważny, skoro większość skupia się na nim i mamy szansę poczytać rozdziały z jego perspektywą, które w końcu tłumaczą wszystkim czytelnikom co temu facetowi siedzi w głowie, a siedzi mu naprawdę dużo. Nikita miała problem z tym że nie pamięta pewnego okresu w swoim życiu, a Robin? On nie pamięta swojego całego życia, tylko od czasu do czasu w snach pojawiają się jakieś sceny z jego udziałem; jakby świadomość kim jest chciała się uwolnić. Wydaje mi się, że nurtuje nas jego przeszłość dokładnie tak samo, jak jego. Aneta Jadowska skupiła się na Robinie w tej książce bardziej niż w poprzednich częściach, ale nie pojawiło się to za późno. Jego rozdziały pokazują, że zależy mu na tej dziwnej przyjaźni z główną bohaterką, ale nie zawsze wiemy dlaczego. Przez to, że w drugiej części był dość pominięty nie potrafię sobie do końca wyobrazić jak musiała się rozwinąć ich relacja, żeby ufali sobie w takim stopniu, w jakim to robią.

A ludzie zwykle nie chcą wiedzieć, co widzę, gdy na nich patrzę.

Cała wątek dotyczący Cygańskiego Księcia i ludzi, którzy z nim podróżują, a także uruchomienie tytułowego młyna to naprawdę wielki plus dla fabuły. Dużo ciekawszy wątek niż ten w pierwszej części i na równym poziomie z tym, co dzieje się w drugiej części. Znowu mamy tutaj typowy wątek przygody, gdzie nasi bohaterowie muszą dotrzeć z punktu A do punktu B, by rozwiązać ważną dla nich sprawę, ale jak zawsze coś stanie im na drodze. Pod względem fabuły „Diabelski młyn” stał się moją ulubioną częścią. Niespokojni, czyli mieszkańcy bezdroży na pierwszy rzut wydawali się dla mnie dzicy, ale zdałam sobie sprawę, że są zdecydowanie bardziej ucywilizowani i mili dla innych, niż niekiedy własna rodzina, co zostało zaznaczone w książce pod postacią historii z życia wziętych.
Cieszę się, że mogłam sięgnąć po książki Anety Jadowskiej, bo naprawdę dobrze bawiłam się razem z Robinem i Nikitą i trudno mi zrozumieć, że to już koniec. Ja naprawdę chciałabym przeczytać jeszcze coś o ich przygodach! Po cichu mam nadzieję, że tak się stanie, bo według mnie zmarnowano wątek z rodzicami kobiety. Według mnie największym plusem jest brak wątku miłosnego! Naprawdę trudno jest znaleźć w tych czasach książkę fantasy, w której bohaterowie w końcu się, chociażby się nie całują i wyprowadzał mnie z równowagi. Tutaj niczego takiego nie ma i za to należą się ogromne podziękowania. Nie znajdziecie tutaj tylko bicia się po twarzach, ale także kilka fantastycznie poprowadzonych wątków dotyczących naszej przeszłości, czy rodziny, które zwłaszcza w drugim tomie wypadają fenomenalnie.

Zatem jeśli jesteście fanami fantasy, nie macie ochoty na wątek miłosny, interesuje Was akcja, ale także odnajdywanie samych siebie, a także chcecie poznać kolejnych książkowych bohaterów, których możecie polubić, to wpadajcie do świata Nikity, Robina i reszty spółki, a naprawdę gwarantuje Wam naprawdę fantastyczną przygodę w warsie, Sawie, na Bezdrożach i innych miejscach, z nordyckimi bogami i potworami, które potrafią bywać bardziej ludzkie niż my sami.

Zapraszam Was na portal Czytam Pierwszy!
https://czytampierwszy.pl/

Ja nie mogłam się doczekać, by w końcu przeczytać ostatnią część i kiedy w końcu mi się udało przemyślałam parę dni nad tym wszystkim, by napisać jak najbardziej przemyślaną recenzję. Wszystko się kiedyś kończy, prawda? Nawet przygody naszej zabójczyni i Robina. Czy trzecia część trzymała poziom? Wydaje mi się, że jest ona najlepsza, bo autorka nabywała doświadczenia i nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powracam dzisiaj do Was z kolejną częścią przygód naszej morderczej bohaterki — Nikity. Pewnie kilka osób już czytało wcześniej te książki, wiem, że pojawiają się na temat tej trylogii mieszane opinie, ale ja postawiłam sobie za cel, żeby pokazać Wam, dlaczego według mnie warto sięgnąć po przygody naszej bohaterki. Kilka dni wcześniej pisałam o pierwszej części, także linka znajdziecie tutaj. Aneta Jadowska to autorka, która według mnie piszę dobrze i nie zmienię swojego zdania. Zdecydowanie podoba mi się to, co wychodzi spod jej pióra, praktycznie każdy pomysł i to, jak wykreowała swój świat. Zachwycam się dalej Dzielnicą cudów — miejscem, które utknęło w czasie i mimo swojej wewnętrznej brutalności potrafi być miłe. Potrafi? Oczywiście, choć nie jest to częste zjawisko. Ludzie, którzy tam żyją i tworzą pewnego rodzaju rodzinę, bronią się za wszelką cenę i choć wykonują taki, a nie inny zawód, włos z głowy spaść im nie może. Prawdopodobnie to ja jestem dosyć dziwna, że kręci mnie miasto, w którym dochodzi do morderstw, ale autorka nie rzuca nam kolejnej wspaniałej krainy pełnej dobrodusznych stworzeń, które tylko z pozoru wydają się okrutne.

Nikita wysoko znajduje się na liście moich ulubionych postaci. Ma w sobie pazura i wiemy, że z taką osobą w prawdziwym świecie wolelibyśmy nie zadzierać. Bezwzględna morderczyni. Czy tylko tyle można o niej powiedzieć? Spłaszczyć ją na tyle, by opisywać ją jako mordercę? Otóż nie, w głębi siebie pokazuje nam, że o te najważniejsze osoby potrafi się troszczyć, mimo że wiele ich nie ma, mimo że udaje pozbawioną uczuć kobietę. Ona przede wszystkim ma problem sama ze sobą i pogrążyła się w czymś, co umie według siebie najlepiej — w zabijaniu na zlecenie. W „Akuszerze bogów” pokazuje nam, że potrafi więcej niż wielu osobom się wydaje. Potrafi świetnie funkcjonować w społeczeństwie ludzi, którzy darzą ją miłym uczuciem i wszystkie sceny w rodzinnym domu Larsa były błogie, w końcu mogliśmy zobaczyć odprężoną bohaterkę, która mimo swojej natury potrafi dogadać się z dzieciakami i ich rodzicami. Tego właśnie jej brakuje, spokojnej rodziny, jednakże domyślamy się, że gdyby nie jej rodzice psychopaci, nie byłaby tym, kim jest. Kimkolwiek jest, bo Nikita zdaje sobie sprawę jak wiele rzeczy nie wie. Razem z główną bohaterką poznajemy jej przyszłość i wychodzi to zdecydowanie na plus. Dowiadujemy się co ją kształtowało, a także odkrywamy szokującą prawdę razem z nią. Rozumiem, że wielu z Was nie podoba się ta bohaterka, zabija bez mrugnięcia okiem, ale zastanawialiście się jakbyście Wy postąpili na jej miejscu? Dla niej morderstwo to szansa na pokazanie matce, że potrafi być silna. Myślę, że na początku nie chodziło jej tylko o pieniądze, chciała szacunku własnej mamy, którego nie dostała. To sprawia, że można jej współczuć, wczuć się w jej sytuację. Jeśli Aneta Jadowska usunęłaby wszystkie nadnaturalne zjawiska i napisała o tym, że Nikita była zwykłym dzieckiem skrzywdzonym przez rodziców, zapewne każdy by jej współczuł, ale przez to, kim jest znajdzie się mało takich osób. Bardzo ciekawym wątkiem jest relacja dziewczyny z Panem B., zastanawiamy się na ile jest on potworem, a jak bardzo stworzeniem, które logicznie myśli i potrafi podejmować decyzje, które nie kończą się tylko na zabójstwie. Jeśli w trzeciej części takich scen będzie więcej, wtedy ja jeszcze chętniej będę czytała tę książkę.

Nie potrafię powiedzieć jednak za dużo o Robinie. Niby był prawie cały czas obecny, ale głównie milczał. Właśnie to nie do końca mi się podobało. Gdybyśmy dostali choć jeden rozdział z jego perspektywy i zajrzeli w jego myśli, to mogłoby być coś. Teraz nie możemy się nawet dowiedzieć jak znosi swój brak pamięci, czy nie zastanawia się kim był wcześniej. Zazwyczaj w obecności Nikity tylko milczy, jakby był tłem, o którym autorka zapomniała. Doskonale zdaje sobie jednak sprawę z tego, że jego wątek rozwinie się w trzeciej części, nawet zakończenie „Akuszera bogów” na to wskazuje, ale ja chciałabym się bardziej skupić na nim. Nikita dostała odpowiedzi na kilka pytań i teraz czas skupić się na tym, kim właściwie jest ten tajemniczy mężczyzna, którego wpuściła do swojego życia.

Wielkim plusem tej części jest rodzina Amundsenów, która wprowadza trochę ciepła do całej historii i pokazuje nam, że miłość pojawia się w tym okrutnym świecie i można się wyrzec dla niej wszystkiego. Z ciekawością chłonęłam to, jak Nikita się u nich zachowywała, a na mojej twarzy cały czas pojawiał się uśmiech. Tak przemiłej i zarazem dziwnej rodziny dawno nie było w żadnej książce, którą ostatnio czytałam. Moim największym zaskoczeniem był fakt, że w tej książce nie tylko wspominano bogów nordyckich, ale także się oni tutaj pojawiali. Wiele osób może nie wiedzieć, ale dla mnie mitologię to coś najciekawszego w samej literaturze, dlatego tak bardzo kocham książki Riordana, bo obrazuje on tam bardzo wiele bogów z wielu mitologii. Aneta Jadowska także przedstawiła nam swoje spojrzenie jak ich widzi i to jest najokrutniejsza wersja Odyna, jaką można poznać. Naprawdę. Jeszcze nigdy tak bardzo nienawidziłam tej postaci tak bardzo, jak teraz, nawet jeśli nie zrobił nic głównej bohaterce to wiele lat temu skrzywdził mnóstwo bliskich mu osób, a jego zachowanie jest karygodne. Cieszę się, że nie skupimy się na tym jakim dobrym, mądrym i wyrozumiałym bogiem on był, to by nie przeszło. Tytułowy akuszer, choć pojawia się na dosłownie kilka scen bardziej skradł moje serce swoją opowieścią niż sam Odyn.

Podoba mi się sposób w jaki autorka poprowadziła tę historię, wznosząc ją na wyższy stopień niż „Dziewczyna z dzielnicy cudów". Tutaj mamy do czynienia z ważniejszymi decyzjami, z jaką prawdą musi odkryć bohaterka, a także ze wspaniałymi relacjami, które przydałyby się w życiu tej twardej dziewczyny. Kilka scen szczególnie mi się spodobało, ale nie chcę o nich Wam pisać, gdyby ktoś z Was jeszcze nie czytał tej opowieści. Nie wiem jak słaba musiałaby być trzecia część żebym zmieniła o całej trylogii zdanie. Według mnie to naprawdę warta przeczytania historia, która może nie wgniecie Was w fotel i nie będziecie mieć po niej książkowego kaca, ale jeśli potrzebujecie na chwilę odpocząć od miłosnych wątków i zająć swój umysł tajemnicami i walką to jest to książka dla Was.

Zapraszam Was do portalu Czytań Pierwszy!
https://czytampierwszy.pl/

Powracam dzisiaj do Was z kolejną częścią przygód naszej morderczej bohaterki — Nikity. Pewnie kilka osób już czytało wcześniej te książki, wiem, że pojawiają się na temat tej trylogii mieszane opinie, ale ja postawiłam sobie za cel, żeby pokazać Wam, dlaczego według mnie warto sięgnąć po przygody naszej bohaterki. Kilka dni wcześniej pisałam o pierwszej części, także linka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Już kilka razy o tym pisałam, ale nie należę do osób, które czytają książki polskich autorów. Zawsze sceptycznie podchodziłam do polskich imion i nazwisk na okładce, przypominając sobie rozmaite lektury szkolne, które mnie nie zachwyciły. Wielu autorów także próbuje naśladować tych zagranicznych, powtarzając dokładnie te same wątki, lecz wychodziło im to o wiele gorzej. Ponad rok temu zaczęłam dawać im jednak szansę, a na mojej półce znajdzie się kilku polskich autorów, których w tej chwili uwielbiam. Dlatego też postanowiłam sięgnąć po książki Anety Jadowskiej, widząc całkiem dobre opinię. Już od jakiegoś czasu fascynował mnie świat Nikity i kiedy nadarzyła się okazję, przygarnęłam do siebie całą trylogię.



Nasza główna bohaterka przez wielu jest nazywana Nikitą, jednakże nikt nie zna jej prawdziwego imienia. Ona sama chyba także o nim zapomina. Kobieta jest twardą postacią, która nie ugina się przed byle kim. W dzisiejszych czasach mamy wiele takich bohaterek, ale czy Nikita wybija się nad nimi wszystkimi? W pewnych względach owszem. Nigdy nie zaznała miłości rodziców; matka zawiodła się na niej, kiedy dziewczyna nie znalazła w sobie żadnej magii, ojciec — najniebezpieczniejszy kochanek jej matki chciałby ją zabić, by zdenerwować jej mamę, choć dziewczyna doskonale wie, że jej własna mama nie przejęłaby się jej śmiercią. Nikt jednak nie wie o tajemnicy dziewczyny, która zmieni jej życie, jeśli wyjdzie na światło dzienne. Nienawidzi działać w zespole, to typ samotniczki i nie przejmuje się tym ani trochę. Wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy Matka Przełożona wybiera dla niej nowego partnera, a jedna z bliższych osób dla dziewczyny zostaje porwana. Czy dziewczyna zaufa swojemu partnerowi, a może prędzej go zabije? Przekonajcie się sami!




Robin, czyli nowy partner Nikity jest jeszcze bardziej tajemniczy niż ta kobieta. O nim nie wiemy kompletnie nic; tak samo, jak nasza główna bohaterka. Wielki mężczyzna przypominający lekko wyglądem drwala, który mimo swojej postury, wydaje się całkiem miły i wyprany z większości negatywnych uczuć. Mężczyzna nie potrafi używać broni palnej, gdyż ona w jego rękach nie działa. Bezinteresownie pomaga swojej partnerce, mimo że ta nie chcę jego obecności. Czy można powiedzieć o nim coś innego? Niestety w tej części autorka nie dostarczyła nam za wielu informacji, co niestety smuci w wielu chwilach, jednakże można dostrzec zalążki przyszłego wątku o szukaniu jego osobowości przez Nikitę.




Cała opowieść dzieje się w Warsie, Sawie lub przez kilka chwil także w normalnym świecie. Często pojawiają się nadnaturalne postacie, które kojarzymy z innych książek, lecz są zmodyfikowane, by nie powtarzały się schematy z innych książek. Akcja w każdym rozdziale się rozkręca i nawet nie zdajemy sobie sprawy, kiedy książka się kończy, bo tak ona porywa. Wątki nie są napisane na siłę, wszystko tutaj bardzo ładnie się komponuje. Tytułowa Dzielnica Cudów to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie można było wymyślić, wszystko co tam się dzieje, zachwyca i chłoniemy opisy, by poznać to miejsce jeszcze lepiej. To książka idealna dla osób, które chcą się przekonać do polskich autorów, akcja wciąga, a wątki nie są podobne do tych z popularnych książek zagranicznych. Styl pisania autorki w tej książce to cudo, wszystko idzie tak płynnie, jakby niespecjalnie się starałaby coś napisać, choć zapewne tak nie było.

Już kilka razy o tym pisałam, ale nie należę do osób, które czytają książki polskich autorów. Zawsze sceptycznie podchodziłam do polskich imion i nazwisk na okładce, przypominając sobie rozmaite lektury szkolne, które mnie nie zachwyciły. Wielu autorów także próbuje naśladować tych zagranicznych, powtarzając dokładnie te same wątki, lecz wychodziło im to o wiele gorzej....

więcej Pokaż mimo to