Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Rzeczy, które spadają z nieba" to jedna z tych książek, po których nie do końca wiadomo czego się spodziewać. Czy oczekiwałam jednotorowej fabuły, zwartej historii "na raz"? Chyba tak.. Ale czy się rozczarowałam? Nie.
Lektura tej książki nie szła mi wcale tak szybko, jak mogłabym przypuszczać, przez wzgląd na jej niewielki rozmiar. Powodem było to, że po prostu to nie jest książka na tak zwane "odmóżdżenie". Za to pełna refleksji, napisana pięknym językiem opowieść o zwykłych ludziach i ich niezwykłych zrządzeniach losu, które wyrywają ich z dotychczasowej rzeczywistości.
Co mnie urzekło to sposób narracji, oddanie głosu dziecku, które próbuje znaleźć odpowiedź na to, na co odpowiedzi szukają miliony ludzi. Autorka przenosi czytelnika do świata, z jednej strony tak oddalonego od rzeczywistości, z tak niesamowitym, enigmatycznym klimatem, a z drugiej tak realnego, bliskiego każdemu człowiekowi - bo kto z nas nigdy nie zadawał sobie pytania "czemu to mnie spotkało?", "i co dalej?".
"Rzeczy, które spadają z nieba" to książka, którą czytałam powoli, delektując się słowami. Zaskoczyła mnie formą, ale i przekazem. To taka perełka, obok której łatwo przejść obojętnie, a która daje nadzieję, że z upływem czasu coś, co raz wytrąciło z dobrze znanego rytmu codzienności, stanie się tylko wspomnieniem.

"Rzeczy, które spadają z nieba" to jedna z tych książek, po których nie do końca wiadomo czego się spodziewać. Czy oczekiwałam jednotorowej fabuły, zwartej historii "na raz"? Chyba tak.. Ale czy się rozczarowałam? Nie.
Lektura tej książki nie szła mi wcale tak szybko, jak mogłabym przypuszczać, przez wzgląd na jej niewielki rozmiar. Powodem było to, że po prostu to nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta czterystu stronicowa powieść o losach z pozoru obcych dla siebie osób, była jedną z najbardziej dla mnie wyczekiwanych. Jest to druga książka w dorobku Billa Clegga, o której wydaniu w Polsce jakichkolwiek wzmianek dopatrywałam się od dawna. „Od dawna” czyli po przeczytaniu „Czy miałaś kiedyś rodzinę”, debiutanckiej powieści tego pisarza, która urzekła mnie na długi czas. Kiedy więc „Koniec dnia” pojawiła się na naszym rynku, nie mogłam nie zatopić się w chwytającą za serce przeszłość bohaterów i dać się porwać bez reszty.

Mamy w niej opisane losy dziedziczki zmagającej się z postępującą chorobą, przyjaciółki z dawnych lat nieświadomej ukrytej przed nią prawdy, kobiety mieszkającej na Hawajach, która dawno temu pogrzebała swoje młodzieńcze wspomnienia w piaskach tamtych wysp. Poznajemy też Alice i Hipa – matkę i syna, którzy na nowo muszą poukładać swoją rzeczywistość.

Mając w pamięci świetnie skonstruowaną debiutancką powieść Clegga, wiedziałam czego mogę się spodziewać. Mimo wielu bohaterów, których historie z początku nie mające ze sobą wiele wspólnego, łączą się w piękną, złożoną z tak wielu skrajnych emocji powieść. Jest to jedna z tych pozycji, które czyta się w skupieniu, aby nie pominąć żadnego szczegółu, ale w żadnym stopniu jej to nie ujmuje. Pokazuje natomiast jej głębię i kunsztowną precyzję z jaką autor kreśli dalsze wątki. Co mnie urzekło to bohaterowie z krwi i kości, których możemy spotkać w codziennym życiu. Nie ma tu miejsca na przesłodzone triumfy i gładkie słówka. Czytelnik spotyka się z ludźmi do bólu prawdziwymi, dla których podziały klasowe to chleb powszedni, a którzy mimo tak wielu różnic zostali dotkliwie zranieni w życiu. Chociaż mogłoby się wydawać, że po tak długim czasie wypowiedziane, albo też i nie, słowa poszły w zapomnienie, a rany się zasklepiły, ich teraźniejszość wciąż naznaczona jest wydarzeniami z przeszłości. Jestem pełna podziwu dla talentu Billa Clegga, który każdemu z bohaterów oddaje głos i pozwala pokazać swoją perspektywę.

Po przeczytaniu książka pozostawiła u mnie pewien niedosyt, długo szukałam tego defektu w lekturze, który jak sądziłam musiał być za to odpowiedzialny. Po czym zdałam sobie sprawę, że to niedosyt spowodowany pożegnaniem z ludźmi, których historie dogłębnie mnie poruszyły. Potem przyszło zrozumienie, że tak naprawdę nie ma już więcej do dodania, bo to nie jedna z tych pozycji kończących się „żyli długo i szczęśliwe” tylko, jak w prawdziwym życiu, pozostawiająca z nutą niepewności co przyniesie przyszłość.

Ta czterystu stronicowa powieść o losach z pozoru obcych dla siebie osób, była jedną z najbardziej dla mnie wyczekiwanych. Jest to druga książka w dorobku Billa Clegga, o której wydaniu w Polsce jakichkolwiek wzmianek dopatrywałam się od dawna. „Od dawna” czyli po przeczytaniu „Czy miałaś kiedyś rodzinę”, debiutanckiej powieści tego pisarza, która urzekła mnie na długi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy "Wybrani" dostała się w moje ręce, od razu zasiadłam do czytania. Pełna entuzjazmu i wielkich nadzieji szybko przerzuciłam pierwsze trzy kartki z ogólnymi informacjami na temat książki i... No właśnie.

"Wybrani" opowiada o szesnastoletniej Alyson "Allie", która po doświadczeniu traumatycznych przejść związanych z sytuacją w rodzinie, z ułożonej, wzorowej uczennicy i córki zmieniła się w zbuntowaną, nieustannie wpadającą w kłopoty, pyskatą nastolatkę. Kiedy po kolejnym wybryku rodzice postanawiają wysłać ją do tajemniczej szkoły, a właściwie akademii, o nazwie Cimmeria, łatwo można się domyślić, że pomysł ten wcale nie przypada do gustu Allie. Bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że Cimmeria nie jest wcale zwyczajną szkołą lecz skrywa wiele mrożących krew w żyłach sekretów. Na dodatek musi uważać na otaczające ją osoby, gdyż tak naprawdę nikomu nie może ufać.

Opis na tylnej okładce całkowicie mnie urzekł, nie mogłam się doczekać momentu, w którym wreszcie owa książka stanie się moją własnością. Nie mogę narzekać na pomysł i... No w zasadzie to tyle. Pomysł był dobry, nie! Był bardzo dobry, problem w tym, że wszytko inne było po prostu słabe. Akcja ciągnęła się niemiłosiernie, momenty, w których faktycznie coś zaczynało się dziać mogę policzyć na palcach jednej ręki. Dynamiczna akcja rozpoczęła się gdzieś... Na 300 str? Nie, dokładniej 357. Cała ta kryminalna otoczka gdzieś zniknęła i ani razu nie odczułam przemożnej potrzeby dowiedzenia się jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Jedynym , właściwym słowem opisującym druczek zapełniający- począwszy od strony pierwszej, a skończywszy na 432- tekst to jedna, wielka nuda i niestety, nie znajdę bardziej poetyckiego epitetu do podsumowania tej książki.

Jeśli zaś chodzi o bohaterów jest trochę lepiej, ale tylko odrobinę. Sięgnęłam po ową książką, gdyż zainteresowałam się opisem, ale też miałam ochotę na podróżowanie w literackiej fikcji w towarzystwie nie co innej głównej bohaterki. Owszem, na początku nawet polubiłam Allie, może nie za zachowanie, ale za oryginalność, lecz szybko się zawiodłam. Okazała się ona kolejną mimozą, zupełnie tracącą zdrowy rozsądek dla chłopaka i dodam uszczypliwie, że nie jednego lecz dwóch. Jednak jest to też bohaterka, którą będę podziwiać za niezwykłą odwagę, która sprawiła, że jakaś część mnie ją polubiła. Mimo to, spodziewałam się znacznie lepiej wykreowanej postaci, szczególnie po przeczytaniu opisu i kilku początkowych kartek. Losy reszty bohaterów okazały się równie mało intersujące, z wyjątkiem jednej postaci- Jo. Była to chyba jedyna osoba, którą szczerze polubiłam i śmiało mogę dodać, że jest to naprawdę dobrze skonstruowana postać. W pewnym momencie bardzo jej współczułam, gdyż jej pozbawieni empatii- inteligencji chyba zresztą też- "przyjaciele" nie rozumieli z jakimi problemami musiała się zmagać. Jo to zdecydowanie największy plus całej tej historii.

Po wylaniu swoich żali na prowizoryczny papier, muszę przyznać, że "Wybrani" to książka, która mnie po prostu zmęczyła i dalej zastanawiam się jakim cudem nie wylądowała na ścianie, podczas jej czytania. Przed jej kupieniem, czytałam pozytywne, a nawet bardzo pozytywne recenzje i mimo, że zawiodłam się na owej pozycji, jestem pewna, że znajdzie ona jeszcze wielu miłośników, dlatego uważam, że jeśli kogoś ona zainteresowała, powinien po nią sięgnąć i sam wyrobić sobie zdanie na jej temat.

Kiedy "Wybrani" dostała się w moje ręce, od razu zasiadłam do czytania. Pełna entuzjazmu i wielkich nadzieji szybko przerzuciłam pierwsze trzy kartki z ogólnymi informacjami na temat książki i... No właśnie.

"Wybrani" opowiada o szesnastoletniej Alyson "Allie", która po doświadczeniu traumatycznych przejść związanych z sytuacją w rodzinie, z ułożonej, wzorowej uczennicy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam opis "Nevermore" uśmiechnęłam się ironicznie, a moje zainteresowanie ową książkę zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Jednak z biegiem czasu zaczęłam coraz częściej spotykać się z tym tytułem. To w księgarniach, to na stronach poświęconych książkom czy na wielu recenzenckich blogach. Aż pewnego razu poczułam przemożną ochotę przeczytania "Nevermore.Kruk". I tak to się zaczęło.

Dwie przeciwstawne sobie istoty o odmiennych charakterach, różniące się od siebie na każdym kroku. O to Isobel i Varen. Ona- piękna, urocza, sympatyczna czirliderka. On- małomówny, mroczny, pasjonujący się twórczością Edgara Allana Poego got. Pewnego dnia los splata ich drogi i odtąd mają razem pracować nad projektem z literatury. Jak zakończy się ta współpraca?

Muszę przyznać, że byłam bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczona moją sympatią do głównych bohaterów, która zaistniała od pierwszych, kilku kartek. Z czasem utwierdziłam się w przekonaniu, że Isobel i Varen to postacie, które w pełni zasługują na sympatię. Autentyczność jaką zostali oni obdarzeni przez autorkę zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Szczególnie przypadła mi do gustu postać Varena, który pod skorupą gniewu i oschłości skrywa ból, cierpienie, odrzucenie. Jest to postać, która - mimo, że ksiażka nie należy do tych bardzo ambitnych- zapada w pamięci. I jest to dowód na to, że bohaterowie powieści z gatunku Paranormal Romance nie muszą być szablonowi lecz mogą porazić swoją skomplikowaną naturą i emocjami, jakie w nich tkwią.

Akcja powieści jest wartka i pełna ciekawych, dynamicznych zdarzeń. Momenty, w których wkradła się nuda, zdarzały się bardzo, ale to bardzo rzadko, a jeśli już, z kolejną kartką znikały.

Jestem zachwycona lekturą "Nevermore. Kruk" to zupełnie coś nowego, świeżego, książka ta przełamuje szablonowość, na którą można aktualnie często się natknąć. Spędziłam z ową książką niezapomniane chwile, pozwala ona całkowicie oderwać się od szarej codzienności.

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam opis "Nevermore" uśmiechnęłam się ironicznie, a moje zainteresowanie ową książkę zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Jednak z biegiem czasu zaczęłam coraz częściej spotykać się z tym tytułem. To w księgarniach, to na stronach poświęconych książkom czy na wielu recenzenckich blogach. Aż pewnego razu poczułam przemożną ochotę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na czwartą, a zarazem ostatnią część sagi Szeptem czekałam z niecierpliwością, ale też zastanawiałam się czy okaże się lepsza niż Cisza, która- moim zdaniem- była najgorszą z części. Nie sądziłam, że Finale może wznieść się na wyższy poziom, a jednak.

Akcja skupia się głównie wokół treningów Nory, która jako przywódczyni Nefilskiej rasy musi stanąć do walki o śmierć i życie. Z początku przekonana, że razem z Patchem uda im się nie dopuścić do wojny,z czasem uświadamia sobie, że niektóre sprawy nie wydają się już tak oczywiste, a do jej związku wkradło się napięcie i nieufność, co wszystko tylko jeszcze bardziej komplikuje.

Bohaterowie w czwartej części mile mnie zaskoczyli, a w szczególności główna bohaterka do której nie pałałam już taką niechęcią, co często- niestety- negatywnie wpływa na całkowity odbiór książki. Jednak muszę przyznać,że w tej części sagi, Nora nie była tak irytująca jak w pozostałych. Nie oznacza to oczywiście, że nie uśmiechałam się pobłażaniem czytając jej niektóre reakcje w pewnych sytuacjach lub jakże "błyskotliwe" wypowiedzi, ale to da się przeżyć. Natomiast moja sympatia do Patcha oraz Vee rzecz jasna nie przeminęła, dalej z ciekawością i zapałem śledziłam jak potoczą się ich losy. Jeśli, zaś chodzi o nowych bohaterów na pewno wnieśli coś nowego do fabuły i odegrali ważną rolę w wielu sytuacjach.

Niestety nie obejdzie się bez paru mankamentów w lekturze. Po pierwsze- naprawdę nie jestem wielką wielbicielką romansideł- ale zważając na to, że jest to ostatnia część, sądziłam, że wątek Nory i Patcha będzie przewijał się znacznie częściej, lecz tak się nie stało, a jeśli już to jakakolwiek chemia między nimi gdzieś uleciała. Jednak tym co najbardziej mnie dotknęło jest brak dynamicznej akcji, a przecież wiedziona przeświadczeniem, że skoro jest ostatnia część, która ma rozstrzygnąć wszystko, sądziłam, że wartka akcja będzie pochłaniać czytelnika, niestety po przeczytaniu większej połowy lektury poczułam ukłucie rozczarowania.

Mimo tych dosłownie paru minusów, jestem zadowolona z czasu jaki spędziłam z ową książką. Na pewno odbiega ona nieco poziomem od pierwszej czy drugiej części, jednak jestem przekonana, że fanom przypadnie do gustu.

Na czwartą, a zarazem ostatnią część sagi Szeptem czekałam z niecierpliwością, ale też zastanawiałam się czy okaże się lepsza niż Cisza, która- moim zdaniem- była najgorszą z części. Nie sądziłam, że Finale może wznieść się na wyższy poziom, a jednak.

Akcja skupia się głównie wokół treningów Nory, która jako przywódczyni Nefilskiej rasy musi stanąć do walki o śmierć i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na początku był film, który oglądnęłam mając może dziewięć lat, a który wzruszył mnie mimo młodego wieku, odtąd wracałam do niego już chyba z cztery, pięć razy. I choć wolę najpierw przeczytać książkę, a dopiero później oglądnąć film to bynajmniej ta różnica nie przeszkodziła mi - po wielu poszukiwaniach - w przeczytaniu książki.

"Biały Oleander" opowiada historię Astrid, którą na początku książki, poznajemy jako dwunastoletnią dziewczynkę, nieśmiałą, uczepioną sukienki swojej matki, Ingrid. Kiedy jej rodzicielka dokonuje morderstwa na swoim kochanku i zostaje skazana na dożywocie, mała Astrid zaczyna podróż w nieznane jej dotąd samodzielne życie, pełne tajemnic, rozkoszy, ale także wielu rozczarowań i niebezpieczeństw.

Akcja w pełni rozwinęła się w momencie, kiedy Astrid trafia do swojego piewszego, zastępczego domu, gdzie poznaje Starr, "zagorzałą" chrześcijankę- alkoholiczkę oraz Raya, starszego, ale atrakcyjnego mężczyznę, który odegrał w życiu - wtedy czternastoletniej -Astrid znaczącą rolę. Odtąd autorka wprowadza coraz to nowe zdarzenia, nowych ludzi, ale ile bólu i cierpienia przez to, musi przejść główna bohaterka.

W książce występują liczni bohaterowie, każdy z nich jest inny, ale żaden idealny, każdy z nich ma własną, trudną przeszłość, o której chce zapomnieć. Główna bohaterka, Astrid to osoba niezwykle odważna, podziwiam ją za jej siłę, która pomogła jej przejść przez piekło, jakie ją spotkało. Choć na początku tak wrażliwa i delikatna umiała wyjść na prostą i zaznać w życiu szczęścia, choć cierpienia jakiego musiała doznać nie sposób opisać. Nie jest to na pewno osoba bez wad, ponieważ popełniała błędy, robiła rzeczy, które nigdy nie spotkałyby się z aprobatą społeczeństwa, ale kto mógł ją poprowadzić, pokazać co jest dobre, a co złe? Tułaczka, którą prowadziła, była opakowana w liczne przeciwności losu, ale dzięki każdemu z nich Astrid dojrzała i z każdego wyniosła coć dobrego. Osoba, która najbardziej wpłynęła na życie głównej bohaterki to na pewno jej własna matka, piękna, ale trująca jak tytułowy oleander. Pragnąca zemsty za odrzucenie, otruła swego kochanka, nie powstrzymała ją nawet miłość do córki i świadomość, że jej czyn może być dla nich obu zgubny. Każdy z bohaterów wniósł coś do życia Astrid, jakąś cząstkę siebie, zarówno Rena - jedna z jej zastępczych matek - , jak i Davey, mały chłopiec, znający się na płazach i konstelacji gwiazd.

Jestem zachwycona piórem pani Fitch i całokształtem jej powieści. "Biały Oleander" to piękna, ale i trudna opowieść o toksycznej miłości, samotności, która tak naprawdę nigdy nas nie opuszcza, ale dająca nadzieję, że mimo przeciwności losu, można zaznać szczęścia. Polecam, jest to książka, która każdemu na długo pozostanie w pamięci.

Na początku był film, który oglądnęłam mając może dziewięć lat, a który wzruszył mnie mimo młodego wieku, odtąd wracałam do niego już chyba z cztery, pięć razy. I choć wolę najpierw przeczytać książkę, a dopiero później oglądnąć film to bynajmniej ta różnica nie przeszkodziła mi - po wielu poszukiwaniach - w przeczytaniu książki.

"Biały Oleander" opowiada historię Astrid,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do przeczytania "Sunset Park" zachęciły mnie bardzo pozytywne opinie oraz niezwykle interesujący opis, więc kiedy tylko zdobyłam tą książkę z ekscytacją zasiadłam do czytania.

W "Sunset Park" występuje pokaźna liczba bohaterów, poznajemy życie nie tylko Milesa- głównego bohatera- ale i jego ojca, matki czy macochy. Jesteśmy świadkami intrygi uknutej pod adresem Milesa przez siostrę jego ukochanej, przez co musi natychmiastowo opuścić słoneczną Florydę. Na ratunek przychodzi mu jego przyjaciel, Bing, ekscentryczny perkusista, który proponuje mu nielegalne wprowadzenie się do mieszkania, które dzieli z dwiema kobietami, przyjazną Alice i spokojną Ellen, w biednej dzielnicy Nowego Jorku, zwanej Sunset Park. Stopniowo poznajemy historię każdego z mieszkańców i problemy z którymi musi się zmagać.

Książka nie jest przepełniona gromem wartkiej akcji i sensacyjnych zdarzeń. Mamy do czynienia z normalną codziennością bohaterów, ale częściej autor wraca do ich przeszłości, która bynajmniej nie jest różowa.

Co do bohaterów to chyba nigdy nie miałam do czynienia z tak realnymi postaciami. Zostało to zapewne spowodowane tym, że postacie te nie są żadnymi baśniowymi stworzeniami, tylko prawdziwymi ludźmi z trudną przeszłością.
Rzadko mi się zdarza nie posiadanie ulubionego bohatera w książce, lecz tym razem naprawdę żaden nie przypadł mi specjalnie do gustu. Na pewno polubiłam głównego bohatera, Milesa, choć ciężko czasem było mi zrozumieć jak osoba w jego wieku może nie mieć żadnych ambicji, sprecyzowanych planów, lecz sądzę, że stało się tak za sprawą wypadku, którego w przeszłości uległ jego brat.
Bohaterowie w "Sunset Park" to niezwykle realistyczne postacie, nie są wyidealizowani, mają swoje wady, zalety, słabości, pragnienia, wzloty, upadki, doznają uczucia prawdziwej miłości, czasem odtrącenia. To wszystko sprawia, że ci książkowi bohaterowie niczym nie różnią się od prawdziwych ludzi.

To co momentami mnie irytowało to informacje o futbolu, a raczej jego graczach, które ani nie były ważne, ani nie były- według mnie- interesującym dopełnieniem.

Uważam, że "Sunset Park" to pozycja warta przeczytania, gdyż czytelnik ma możliwość całkowitego wkroczenia w rozemocjonowany świat bohaterów i choć jest on tak realny, może się w nim zatracić.

Do przeczytania "Sunset Park" zachęciły mnie bardzo pozytywne opinie oraz niezwykle interesujący opis, więc kiedy tylko zdobyłam tą książkę z ekscytacją zasiadłam do czytania.

W "Sunset Park" występuje pokaźna liczba bohaterów, poznajemy życie nie tylko Milesa- głównego bohatera- ale i jego ojca, matki czy macochy. Jesteśmy świadkami intrygi uknutej pod adresem Milesa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z przeczytaniem "Łaski utraconej" zwlekałam bardzo długo, bynajmniej nie z powodu braku ciepłych uczuć względem pierwszej części. Byłoby to wierutnym kłamstwem, gdyż "Dziedzictwo mroku" całkowicie mnie zachwyciło. Mimo to przez długi okres czasu powstrzymywałam się przed przeczytaniem drugiego tomu, gdyż bałam się, że będzie on poprostu słabszy, jak to zwykle bywa w następnych częściach. Jednak ku mojemu zaskoczeniu drugi tom ani odrobinę nie odbiega od wysokiego poziomu pierwszego.

Tym razem Grace Divine musi zmagać się ze znacznie większymi problemami: zniknięciem brata i rosnącą w jej wnętrzu, w siłę bestią. Kiedy Grace i Daniel sądzą, że nic nie może już stanąć im na drodze do szczęścia, Grace otrzymuje tajemniczy telefon od... Jude'a, który twierdzi, że znalazła się w niebezpieczeństwie. Kiedy w miasteczku dochodzi do kolejnych przerażających zdarzeń, jak dewastacja sklepu czy włamanie do szkoły, Grace postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, a z pomocą przychodzi jej nowy mieszkaniec Rose Crest- Talbot. Jednak kiedy klątwa wilkołactwa, którą przyjęła Grace stopniowo zaczyna o sobie przypominać, sprawy jeszcze bardziej się komplikują, a ona musi zapobiec najgorszemu.

Fabuła jest niebywale wciągająca, pełna wartkiej akcji i nieoczekiwanych zdarzeń pochłania czytelnika bez reszty. Jeśli ktoś liczy wyłącznie na interesujący wątek miłosny to niestety, ale muszę go zawieść, gdyż jest on dość znikomy, ale zapewniam, że akcja jest tak wciągająca, że to naprawdę nie rzucający się w oczy, minimalny defekt.

Moim ulubieńcem w pierwszej części zdecydowanie był Daniel, który urzekł mnie swoimi tzw. dwoma obliczami. Z jednej strony , był chłopakiem z trudną przeszłością, który bał się do kogokolwiek zbliżyć, ale z drugiej, gdzieś tam głęboko kryła się w nim wrażliwość. Dodając do tego zamiłowanie do sztuki, nie mogło być mowy o braku fascynacji z mojej strony tą postacią. I muszę przyznać, że niewiele się zmieniło, a moje zafascynowanie nie przeminęło. Co do głównej bohaterki darzę ją wielką sympatią, choć momentami irytowały mnie jej niektóre zachowania. Natomiast od samego początku nie potrafiłam polubić Talbota, który przez większą część lektury poprostu drażnił mnie swoją osobą.

Podsumowując, jestem bardzo mile zaskoczona, że "Łaska utracona" tak przypadła mi do gustu, ponieważ najzwyczajniej się tego nie spodziewałam. Jest to zdecydowanie jedna z lepszych pozycji z gatunku paranormal romance, a ostatnio - w moim odczuciu- napotkanie równie dobrej jest rzadkością. Teraz już mogę tylko z niecierpliwością czekać na trzeci tom serii.

Z przeczytaniem "Łaski utraconej" zwlekałam bardzo długo, bynajmniej nie z powodu braku ciepłych uczuć względem pierwszej części. Byłoby to wierutnym kłamstwem, gdyż "Dziedzictwo mroku" całkowicie mnie zachwyciło. Mimo to przez długi okres czasu powstrzymywałam się przed przeczytaniem drugiego tomu, gdyż bałam się, że będzie on poprostu słabszy, jak to zwykle bywa w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Mroczny Sekret" opowiada o Gemmie, która po rodzinnej tragedii zostaje wysłana do londyńskiej Akademii Spence, by tam kształciła się i w rezultacie została damą. Szybko poznaje i zaprzyjaźnia się z cichą i opanowaną Ann, a następnie z piękną, lecz dość egoistyczną Pippą oraz władczą Felicity. Kiedy Gemma odkrywa tajemniczy pamiętnik jednej z byłych uczennic Spence- Mary Dowd- stopniowo zaczyna poznawać siebie i to co nieuniknione...

Fabuła owej książki wciągnęła mnie bez reszty, akcja okazała się wartka i ani przez chwilę nie pozwalała czytelnikowi na nudę, a historia, którą wymyśliła pani Bray urzekła mnie do granic możliwości.

Gemma Doyle, chyba nie ma takich słów, którymi mogłabym opisać jak bardzo ta postać mnie zachwyciła. Nie spodziewając się tego, wkradła się w moje serce i w mgnieniu oka dołączyła do bardzo nielicznego grona moich ulubionych postaci literackich. Urzekło mnie jej poczucie własnej wartości i przekorność. Nie okazała się kolejną chowającą głowę w piach bohaterką, lecz umiała się postawić innym. Spotkało mnie również miłe zaskoczenie kiedy okazało się, że nie jest ani odrobinę wyidealizowana. Nie przeczytałam o tym jak to każdy rozpływa się wręcz nad jej urodą, nie było wzmianki o jej niebywałej inteligencji (co oczywiście jest ważne, ale jeśli za kilka kartek ta "mądra" bohaterka dajmy na to robi coś co od początku każdy wie, że jest albo bardzo niebezpieczne albo bardzo głupie, a można tego uniknąć to naprawdę kłóciłabym się co do tej inteligencji). Gemma była poprostu bohaterką zarówno z zaletami jak i wadami i dzięki temu wydała mi się taka realna. Bardzo polubiłam także panne Moore, nauczycielkę rysunku, za jej odstępstwo od typowych nauczycielek w Spence, a także za tą prostą życzliwość i sympatię.

Muszę przyznać, że jestem zachwycona piórem pani Bray, te wszystkie porównania wydały mi się takie magiczne. Od zawsze fascynowała mnie epoka wiktoriańska, począwszy od architektury, a skończywszy na pięknych, bufiastych sukniach, dlatego nie mogłam przejść obok owej książki obojętnie.

Zdecydowanie polecam "Mroczny Sekret" każdemu ponieważ jest to pozycja niebanalna i naprawdę warta uwagi.

"Mroczny Sekret" opowiada o Gemmie, która po rodzinnej tragedii zostaje wysłana do londyńskiej Akademii Spence, by tam kształciła się i w rezultacie została damą. Szybko poznaje i zaprzyjaźnia się z cichą i opanowaną Ann, a następnie z piękną, lecz dość egoistyczną Pippą oraz władczą Felicity. Kiedy Gemma odkrywa tajemniczy pamiętnik jednej z byłych uczennic Spence- Mary...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Do "Dotyku Julii" zabrałam się z wielką ochotą i dość wysokimi oczekiwaniami, no cóż...

Julia zostaje definitwnie odtrącona przez społeczeństwo. Zabrana przez Komitet Odnowy,zostaje zamknięta w czterech ścianach ponurej celi. Wszystko przez jej przerażającą umiejętność, potrafi zabić dotykiem. Kiedy do jej celi trafia Adam, w sercu Julii budzi się iskierka nadzieji, lecz ten oszałamiająco przystojny i z pozoru troskliwy chłopak może okazać się kimś zupełnie innym..., a może jednak nie?

Po opisie, książka wydała mi się bardzo interesująca, a sam pomysł dość originalny. Po pierwszych kilkunastu kartkach byłam pewna, że całokształt przypadnie mi do gustu i będę oczarowana, jednak z każdą kolejną stroną nie byłam już tego taka pewna.
Tym co najbardziej rzuciło mi się w oczy to podobieństwo do "Igrzysk śmierci": jakby dwa światy, jeden zrujnowany, gdzie ludzie muszą walczyć o przetrwanie, drugi, gdzie życie toczy się w zachwycającej siedzibie władz, wyidealizowanej, przepełnionej bogatymi ozdobami. A także do "Lasu zębów i rąk": bohaterka zostaje zamknięta w celi, musi walczyć, by przetrwać. Niestety, ale te paralele okazały się (w niewielkim stopniu), ale jednak pewną przeszkodą w czytaniu. Fabuła okazała się bardzo przewidywalna i pozbawiona ciekawych, dynamicznych zdarzeń, gdyż połowa to (nie przepadam za tym słowem, ale naprawdę jest niebywale adekwatne), migdalenie się głównych bohaterów. Ok, w końcu książka należy do gatunku paranormal romance i wątek miłosny jest jak najbardziej na miejscu, ale błagam! niech NIE zajmuje połowy książki.

Jeśli zaź chodzi o bohaterów nie zaskarbili sobie za bardzo mojej sympatii, gdyż okazali się mało wyraziści i niestety, najbardziej pasujęce słowo: oklepani. Główna bohaterka Julia, po raz setny okazała się nieśmiałą, momentami strachliwą, ale standardowo dla wszystkich wokół jakże piękną postacią. W pełni rozumiem dlaczego była pełna obaw i lęków, i naprawdę jej współczułam, ale czasem zastanawiałam się jak można być tak ustępliwą i z taką łatwością godzącą się na okrutne traktowanie osobą. Co do Adama, myślę, że to większości znany schemat: przystojny do granic możliwości, opiekuńczy , nie co tajemniczy i oczywiście zakochany bez pamięci,bo przecież nie ważne, że bohaterowie tak naprawdę nie wiele o sobie wiedzą.

Podsumowując, "Dotyk Julii" okazała się mało interesującą, pozbawioną "świeżości" i nie wysokich lotów książką, która na pewno nie pozostanie mi na długo w pamięci.

Do "Dotyku Julii" zabrałam się z wielką ochotą i dość wysokimi oczekiwaniami, no cóż...

Julia zostaje definitwnie odtrącona przez społeczeństwo. Zabrana przez Komitet Odnowy,zostaje zamknięta w czterech ścianach ponurej celi. Wszystko przez jej przerażającą umiejętność, potrafi zabić dotykiem. Kiedy do jej celi trafia Adam, w sercu Julii budzi się iskierka nadzieji, lecz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Śmierć Justine Sands jest dla jej siostry, Vanessy szokiem. Jej towarzyska, odważna i piękna siostra nie żyje. Kiedy Vanessa znajduje podczas pogrzebu, w pokoju Justine pustą aplikację na studia- na które siotra miała rzekomo zacząć uczęszczać jesienią- nie wie, że to dopiero początek tajemnic, które będzie musiała rozwikłać. W Winter Harbor zaczynają dziać się niepokojące rzeczy, a mężczyźni stopniowo zaczynają ginąć, by zostać odnalezieni martwi z zastygłym uśmiechem na twarzy. Aby zrozumieć pobudki Justine, Vanessa musi dowiedzieć się prawdy o mieszkańcach Winter Harbor, choć może to ją i jej przyjaciół słono kosztować.

Po raz pierwszy spotykam się z tematyką syren (nie licząc "Małej Syrenki" rzecz jasna),informacje zaczerpnięte z samej mitologii o syrenach wabiących swym pięknym głosem żeglarzy połączone z niesamowitą wyobraźnią pani Rayburn to strzał w dziesiątkę.

Sama fabuła okazała się bardzo interesująca i pełna nieoczekiwanych zdarzeń, których czytelnik się nie spodziewa, a które wywołują silne emocje: napięcie, żal, współczucie. Momenty w ktorych przyłapywałam się na tym, że zaczynam się nie co nudzić pojawiały się niebywale rzadko, prawie wcale, co okazało się miłym zaskoczeniem, gdyż kiedy zabierałam się do owej książki podświadomość mówiła mi, że "Syrena" może być albo tą bardzo dobrą lekturą albo tą bardzo złą, nic pomiędzy i z czystym sumieniem mogę ją zaliczyć do tej pierwszej.

Rzadko wpada w moje ręce książka, która ma tzw. swój własny klimat, ale czytając o krajobrazie w Winter Harbor czy choćby pogodzie, w pewnym momencie poczułam jakbym tam była i czuła krople deszczu spływające po twarzy czy wiatr targający włosami, co świadczy tylko o wyjątkowej umiejętności autorki do realistycznego obrazowania świata przedstawionego w książce.

Co do bohaterów rzadko mogę pozaliczać ich do określonych kategorii: złej i dobrej ponieważ bohater postępujący źle nie zawsze jest zły do szpiku kości, oczywiście są takie postacie wręcz przesiąknięte okrucieństwem, ale jednak nie zawsze. Natomiast w tej historii zdecydowanie postacie są podzielone na takie dwie grupy, ale myślę, że na korzyść. Postacie, które z miejsca zdobyły moją sympatię to na pewno Vanessa, skromna siedemnastolatka, darząca swoją siostrę wielkim uczuciem. Podobało mi się, że choć tak naprawdę to właśnie Vanessa wzbudzała największe zainteresowanie, a nie jak sądziła jej przebojowa siostra to była niczego nie świadoma, dzięki czemu nie wywyższała się. Bardzo polubiłam również braci Carmichaelów, Simona i Caleba. Simona za to, że nie był typowym tajemniczym, rażącym urodą i aroganckim chłopakiem, czytanie o nim sprawiło mi radość ponieważ postać ta okazała się ciekawym (w dobrym sensie) odejściem od oklepanego schematu. Natomiast Caleb, którego na początku postrzegłam jako trochę dziecinnego w mgnieniu oka stał się dojrzałym, odważnym chłopakiem, skorym do poświęcenia się w imię miłości. Jednak są i postacie do których od początku nie zapałałam sympatią, są to głównie Zara i jej matka, Raina. Okazały się zbyt okrutne, bym polubiła je w choć niewielkim stopniu.

"Syrena" to niesamowita książka, przy której bardzo przyjemnie spędziłam czas, choć nie jest z najwyższej półki jestem nią zachwycona i pełna determinacji by wyruszyć do księgarni w poszukiwaniu następnej części.

Śmierć Justine Sands jest dla jej siostry, Vanessy szokiem. Jej towarzyska, odważna i piękna siostra nie żyje. Kiedy Vanessa znajduje podczas pogrzebu, w pokoju Justine pustą aplikację na studia- na które siotra miała rzekomo zacząć uczęszczać jesienią- nie wie, że to dopiero początek tajemnic, które będzie musiała rozwikłać. W Winter Harbor zaczynają dziać się niepokojące...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Karou, z jednej strony zwykła dziewczyna, artystka mieszkająca w Pradze, a z drugiej strony dziewczyna na posyłki, pracująca u Brimstone'a, zwanego też Dealerem Marzeń. Kiedy pewnego dnia na jej drodze staje wręcz oślepiający urodą mężczyzna o ognistych oczach Karou nie może przestać o nim myśleć, do tego z wzajemnością. Niestety:

"Dawno, dawno temu anioł i diablica zakochali się w sobie. Nie skończyło się to dobrze."

Muszę przyznać, że jestem oczarowana piórem pani Taylor. Stworzyła świat tak daleki od rzeczywistości, tak magiczny, a jednak momentami ma się wrażenie, że jest się jednym z jego mieszkańców, bezstronnym obserwatorem. Co najważniejsze kiedy czytelnik myśli, że już zna prawdę i powoli traci zainteresowanie całą historię (niestety, bywały takie momenty) autorka obraca wszystko o sto osiemdziesiąt stopni i pojawiają się kolejne pytania na które trzeba sobie odpowiedzieć czytając dalej.

Sam pomysł dotyczący umieszczenia w całej tej fantastycznej historii chimer, organizmów zawierających komórki różniące się materiałem genetycznym uważam za bardzo oryginalny i w moim odczuciu autorka świtnie go wykorzystała.

Ostatnio mam szczęście (nie licząc paru drobnych wyjątków) trafiać na świetnie zarysowane postacie i tym razem szczęście również mi dopisało. Już od pierwszych stron Karou, o jaskrawoniebieskich włosach stała się moją ulubioną bohaterką, ze względu na jej odwagę, sposób bycia, postrzeganie świata, wrażliwość na sztukę. Na drugim miejscu uplusowała się zdecydowanie Zuzana, drobna, energiczna ze specyficznym poczuciem humoru. Muszę przyznać, że choć się tego nie spodziewałam polubiłam i Brimstone'a. Na początku nie przypadł mi do gustu, jego oziębłość nie dawała mi możliwości, aby zapałać do niego sympatią. Jednak pewne zdarzenie dotyczące Karou (choć może wtedy nie dokońca jej samej) sprawiło, że mimo swojego postępowania polubiłam go. I oczywiście na końcu, ale bynajmniej nie mniej ważni, cudowni Akiva oraz Issa.

Co do wad to cóż... chyba nie mam się do czego przyczepić. No może oprócz rozległych opisów, które niestety nie zawsze były intersujące, ale myślę, że m.in. dzięki temu ta książka jest tak nierealnie realna.

Nie mogę oczywiście zapomnieć o tym na co na początku zwróciłam uwagę, czyli niesamowita, przepełniona magią okładka, jedna z najpiękniejszych jakie widziałam.

"Córka Dymu i Kości" to książka godna polecenia, a teraz pozostaje mi już nic innego jak czekać na kolejną część.

Karou, z jednej strony zwykła dziewczyna, artystka mieszkająca w Pradze, a z drugiej strony dziewczyna na posyłki, pracująca u Brimstone'a, zwanego też Dealerem Marzeń. Kiedy pewnego dnia na jej drodze staje wręcz oślepiający urodą mężczyzna o ognistych oczach Karou nie może przestać o nim myśleć, do tego z wzajemnością. Niestety:

"Dawno, dawno temu anioł i diablica...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Blask księżyca" opowiada o siedemnastoletniej Kayli, która musi zmagać się ze stratą rodziców na skutek strzelaniny w lesie. Kayla za namową przyjaciółki przyjeżdża ponownie na obóz, by spotkać się z przyjaciółmi poznanymi zeszłego lata i objąć posadę jako przewodniczka. Dziewczyna ma również nadzieję, że wreszcie uda jej się stawić czoło swoim lękom przezwyciężyć strach związany z traumatycznymi przeżyciami, a tym samym pozbyć się sennych koszmarów. Kiedy jej podopieczni- doktor Keane i jego studenci- opowiadają historie o wilkołakach dziewczyna oraz jej znajomi stroją sobie z nich żarty, ale czy oni i przytojny, ale tajemniczy Lucas są z nią całkowicie szczeży? Niedługo Kayla ma poznać długo skrywany sekret, przez który jej życie nie będzie już takie samo.

Ku mojemy zaskoczeniu "Blask księżyca" czytało mi się całkiem przyjemnie i szybko mimo paru defektów.

Jeśli chodzi o bohaterów wydali mi się pozbawieni oryginalności, nie mieli tego czegoś co spowodowałoby, że zasłużyliby na większą uwagę, a ich dalsze losy byłyby bardziej interesujące.
Do głównych bohaterów- Kayli i Lucasa- nie zapałałam wielką sympatią, ale jak można polubić postacie tak monotonne i pozbawione jakichkolwiek cech charakteru wskazujących na ich orginalność? Mamy doczynienia z typową szarą myszką i przytojnym do granic możliwości, mroczym chłopakiem-wilkołakiem, jak sam woli się nazywać zmiennokształtnym. Podsumowując, schemat mocno oklepany.

Gdyby była to książka nowa, niedawno wyadana mogłabym czepiać się samego pomysłu, a mianowicie wilkołaków, jednak ponieważ "Blask księżyca" została wydana w 2010r., a to mniej więcej wtedy rozprzestrzeniała się mania wampirów i wilkołaków nie będę narzekać. Mimo wszystko kiedy tylko czytam o wspomianych stworzeniach mam wrażenie, że zostały one całkowicie splagiatowane pani Meyer.

Muszę przyznać, że książka "Blask księżyca" mnie nie zachwyciła na tyle, abym uznała ją za dobrą, bardzo dobrą czy broń Boże postawiła wyższą ocenę. Plusem jest na pewno nieskomplikowany język i to, że czyta się ją w mgnieniu oka. Jestem pewna, że książka ta nie zostanie mi na długo w pamięci i wątpliwe bym sięgnęła po następną część.

"Blask księżyca" opowiada o siedemnastoletniej Kayli, która musi zmagać się ze stratą rodziców na skutek strzelaniny w lesie. Kayla za namową przyjaciółki przyjeżdża ponownie na obóz, by spotkać się z przyjaciółmi poznanymi zeszłego lata i objąć posadę jako przewodniczka. Dziewczyna ma również nadzieję, że wreszcie uda jej się stawić czoło swoim lękom przezwyciężyć strach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie jedna z moich ulubionych lektur.

Zdecydowanie jedna z moich ulubionych lektur.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Trzecia, a zarazem ostatnia część Trylogii czasu, "Zieleń Szmaragdu" jest wypełniona wartką akcją i czytelnik co chwila dowiaduje się nowych, fascynujących, a czasem i niewiarygodnych informacji dotyczących głównej bohaterki, Gwendolyn.

Miałam pewne obawy co do trzeciej części, gdyż z doświadczenia wiem, że kolejne części są znacznie gorsze od swoich poprzedników i tu wielkie zaskoczenie, gdyż pani Gier sprawiła, że dzięki "Błękicie szafiru" jeszcze bardziej polubiłam całą historię, a "Zieleń szmaragdu" sprawiła, że ją pokochałam.

Jeśli chodzi o bohaterów to oczywiście niezmiennie numerem jeden jest Gwendolyn, która urzekła mnie swoim dystansem do siebie samej i brakiem pyszałkowatości, która w moim odczuciu- jeśli chodzi o główne bohaterki- obecnie pojawia się dość często. Bardzo polubiłam też demona i towarzysza Gwen, Xemeriusa. Na początku nie co mnie denerwował swoim natręctwem, ale szybko zmieniłam o nim zdanie, gdyż w wielu momentach przekonałam się, że jest on całkiem sympatyczny, a przede wzystkim bardzo pomocny. Oczywiście nie mogę zapomnieć o Gideonie, do którego w jednej chwili czułam nienawiść, a zaraz potem wzdychałam z zachwytu.

Podsumowując, "Zieleń szmaragdu" jak i dwie pozostałe części są warte przeczytania, może nie są z tzw. górnej półki, ale mimo to zachwyciły mnie i jestem pewna, że na długo zapamiętam wspaniałych i niebywale realistycznych bohaterów oraz tą niesamowitą i orginalną historię, którą wykreowała autorka.

Trzecia, a zarazem ostatnia część Trylogii czasu, "Zieleń Szmaragdu" jest wypełniona wartką akcją i czytelnik co chwila dowiaduje się nowych, fascynujących, a czasem i niewiarygodnych informacji dotyczących głównej bohaterki, Gwendolyn.

Miałam pewne obawy co do trzeciej części, gdyż z doświadczenia wiem, że kolejne części są znacznie gorsze od swoich poprzedników i tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Gwendolyn Shepherd jest szesnastoletnią uczennicą dziesiątej klasy i na codzień żyje w cieniu swojej kuzynki, Charlotty. Pewnego dnia nieświadoma tego co za chwilę ją spotka, wychodzi do sklepu by za moment... przenieść się w czasie. To wydarzenie diametralnie zmienia jej życie. Odtąd musi przenosić się w czasie wraz z przystojym, ale i jakże aroganckim Gideonem.

Bohaterowie owej książki to postacie niebanalne i świetnie wykreowane. Główna bohaterka, Gwendolyn od pierwszych stron stała się moją faworytką. Polubiłam ją za jej uroczą nieśmiałość, za to, że nie wywyższała się i nie wymądrzała przy piewrszej lepszej okazji. Drugim bohaterem, który przypadł mi do gustu to zdecydowanie Gideon (jak inaczej), ale na pewno nie od razu. Na początku denerwował mnie swoimi bezczelnymi uwagami i bezpodstawnym ocenianiem innych, ale stopniowo się do niego przekonywałam. Oczywiście jeszcze wielu innych bohaterów szczególnie zapisało mi się w pamięci, ale nie będę się zbytnio rozpisywać.

Jestem pod wielkim wrażeniem jeśli chodzi o pióro pani Gier, zachwyciła mnie realnością postaci i wplecionymi momentami dowcipnymi uwagami bohaterów. Sam pomysł z podróżowaniem w czasie jest zachwycający i ekscytujący zarazem.

Jeśli chodzi o wady to muszę przyznać, że nie mam się specjalnie o co czepiać. Może na początku lektury były momenty, które wydały mi się nie co nudne, ale akcja drugiej połowy książki całkowicie to rekompensuje.

Z czystym sumieniem polecam "Czerwień rubinu", gdyż pozycja ta zachwyci swoją originalnością i dowcipem.

Gwendolyn Shepherd jest szesnastoletnią uczennicą dziesiątej klasy i na codzień żyje w cieniu swojej kuzynki, Charlotty. Pewnego dnia nieświadoma tego co za chwilę ją spotka, wychodzi do sklepu by za moment... przenieść się w czasie. To wydarzenie diametralnie zmienia jej życie. Odtąd musi przenosić się w czasie wraz z przystojym, ale i jakże aroganckim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Radleyowie" opowiada o pewnej rodzinie mieszkającej w w małym miasteczku, Bishopthorpe. Z pozoru są niczym nie wyróżniającą się rodziną, ale tak naprawdę rodzice skrywają pewien sekret, nie tylko przed mieszkańcami, ale i przed swoimi dziećmi, Clarą i Rowanem. Jednak tajemnica wcześniej czy później musi wyjść na jaw i wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty.
Zacznę od plusów. Pierwszy to na pewno ciekawi bohaterowie. Helen, żona i matka pasjonująca się sztuką oraz ojciec,i mąz, a zarazem uznawany lekarz, Peter. Jednak najbardziej polubiłam ich dzieci, Rowana, nieśmiałego chłopca, który musi radzić sobie z zaczepkami kolegów oraz Clarę, miłośniczkę zwierząt i zagorzałą wegankę. Czemu ich tak polubiłam? ponieważ to nie są bohaterowie oślepiający urodą, niewyobrażalnie popularni, nie są ideałami.
I niestety, ale 100%- owe pozytywy względem owej książki dobiegają końca. Fabuła, która momentami była nudna jak flaki z olejem, a za chwilę porywała wartką akcję. Jednak niestety w większości była ona poprostu nudna.

Sam pomysł? nie co oklepany. Wampiry przewijąją się w literaturze ostatnimi czasy bardzo często, ale w tej książce nie mamy doczynienia z kochanymi i troskliwymi wampirkami, tylko prawdziwymi, rządnymi krwi potworami.

Mimo tych paru minusów książka "Radleyowie" zasługuje na ocenę dobrą, gdyż wreszcie zostały ukazane realia życia wampirów i nie mamy doczynienia z przesłodzonymi, pozbawionymi zdrowego rozsądku bohaterami.

"Radleyowie" opowiada o pewnej rodzinie mieszkającej w w małym miasteczku, Bishopthorpe. Z pozoru są niczym nie wyróżniającą się rodziną, ale tak naprawdę rodzice skrywają pewien sekret, nie tylko przed mieszkańcami, ale i przed swoimi dziećmi, Clarą i Rowanem. Jednak tajemnica wcześniej czy później musi wyjść na jaw i wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty.
Zacznę od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po przeczytaniu multum pozytywnych recenzji względem owej książki, włączając opinie m.in. tak fantastycznego pisarza jakim jest Stephen King byłam pewna, że "Igrzyska śmierci" mnie zachwycą. Czy się pomyliłam?

Książka opowiada historię Katniss (choć nie tylko)i jej codziennego zmagania się z utrzymaniem ciężaru jakim jest samodzielne utrzymanie matki i młodszej siostry. Kiedy podczas corocznego wyłonienia jednej dziewczyny i jednego chłopca, którzy mają za zadanie wciąć udział w turnieju o nazwie "Głodowe Igrzyska", okazuje się, że jednym z trybutów zostaje młodsza siostra Katniss, Prim. Katniss nie może do tego dopuścić bowiem wie, że od dawna Igrzysk nie wygrał nikt z jej dystryktu, a co więcej ma świadomość, że jej krucha i delikatna siostrzyczka nie ma szans, aby zwyciężyć. Postanawia, więc wyruszyć na turniej zamiast siostry. I tak poznajemy dalsze losy Katniss i jej towarzysza.
Przyznam, że fabuła mnie zaintrygowała. Nie było w niej żalosnych rozterek nastoletniej dziewczyny, które dotyczyłyby braku zainteresowania ze strony płci przeciwnej czy otrzymania gorszej oceny. Nic z tych rzeczy, w owej książce mamy doczynienia z prawdziwymi problemami, jak np. głód czy brak zainteresowania własnymi dziećmi.

Bohaterowie również mnie mile zaskoczyli gdyż tym razem strony się odwróciły. Katniss odgrywała najważniejsze role, to ona organizowała żywność, schronienie, radziła sobie w trudnych sytuacjach i nie czekała na ratunek w postaci umięśnionego wampira, anioła czy innej "orginalnej" postaci fantastycznej. Po zaledwie kilku stronach stała się moją ulubioną bohaterką. Tak samo jak jej towarzysz, którego imienia zdradzać nie będę.

Książka nie posiada zbyt wielu wad, może w niektóryh momentach powiało nudą, ale za dwie, trzy kartki autorka rekompensowała to nieoczekiwanym zwrotem akcji. Mimo wielu pozytywnych cech, "Igrzyska śmierci" nie trafią na moją listę ulubionych książek i wątpię abym sięgnęła po kolejne części, gdyż poprostu zabrakło mi tego czegoś.
Polecam, ale bynajmniej nie zakwalfikowałabym owej książki do tych ambitnych.

Po przeczytaniu multum pozytywnych recenzji względem owej książki, włączając opinie m.in. tak fantastycznego pisarza jakim jest Stephen King byłam pewna, że "Igrzyska śmierci" mnie zachwycą. Czy się pomyliłam?

Książka opowiada historię Katniss (choć nie tylko)i jej codziennego zmagania się z utrzymaniem ciężaru jakim jest samodzielne utrzymanie matki i młodszej siostry....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Właściwie nie wiem co skłoniło mnie do przeczytania po raz drugi "Dziedzictwa mroku". Nagle dopadła mnie wielka ochota przypomnienia sobie owej historii, do tego ta niesamowita okładka...

To co najbardziej podobało mi się w tej książce to zdecydowanie zaskakująca i pełna tajemnic akcja. Życie głównej bohaterki, Grace obraca się o 180 stopni, kiedy w sali sztuki spotyka Daniela, przyjaciela z dzieciństwa. Jej rodzina bardzo sceptycznie odnosi się do ich znajomości, jednak mimo to Grace i Daniel stopniowo zbliżają się do siebie. Jednak Daniel skrywa pewną mroczną tajemnicę, którą Grace ma zamiar poznać. W książce nie mogło zabraknąć charakterystycznych elementów dla owego gatunku, jak np. istoty paranormalne czy atmosfera pełna grozy.

Bohaterowie to moim zdaniem indywidualiści, którzy zostali świetnie wykreowani. Może to mało oryginalne, ale postacią, którą polubiłam najbardziej był Daniel. Tajemniczy chłopak z trudną przeszłością i choć zafascynowała mnie jego tajemniczość i pewność siebie to ucieszyłam się kiedy w pewnym momencie, autorka pokazała, że ten arogancki chłopak jest też wrażliwy, pełny obaw. Do gustu przypadła mi także główna bohaterka, Grace, którą polubiłam mimo tego, że była nie co wyidealizowana. Czytanie o jej pracach i lekcjach sztuki było również bardzo interesujące.

Niestety nie może obejść się bez kilku wad. Po pierwsze: znów szkoła, grzeczna, ułożona dziewczyna, nowy chłopak, jednym słowem, często powtarzający się schemat, dla tego typu książek. Po drugie: nie darzę wielkim uczuciem wampirów i wilkołaków, więc zamiana kilku bohaterów w jedną z tych istot, była dla mnie mało interesująca. Jednak nie kojarzę żadnych, innych defektów.

Czytanie „Dziedzictwa mroku” pani Despain było dla mnie czystą przyjemnością. Nie zabrakło ciekawych wątków, zapierających dech w piersiach zdarzeń i wartkiej akcji. Na pewno przeczytam drugą część serii.

Właściwie nie wiem co skłoniło mnie do przeczytania po raz drugi "Dziedzictwa mroku". Nagle dopadła mnie wielka ochota przypomnienia sobie owej historii, do tego ta niesamowita okładka...

To co najbardziej podobało mi się w tej książce to zdecydowanie zaskakująca i pełna tajemnic akcja. Życie głównej bohaterki, Grace obraca się o 180 stopni, kiedy w sali sztuki spotyka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Krążąc po półkach, myślałam, że nie napotkam już książki przeznaczonej dla nastolatków bez wampirów, wilkołaków itp. Jednak ku mojemu zaskoczeniu w oczy rzuciła mi się okładka krótkiej opowieści pt. "Charlie". Po dokładnym przemyśleniu, podeszłam do kasy. Czy żałuję?

Po przeczytaniu pierwszych kilkunastu kartek nie spodziewałam się niczego specjalnego, a do tego niewiedza pomieszana z głupotą głównego bohatera czasami mnie denerwowała. Jednak ,ni stąd ni zowąd nie mogłam się oderwać od owej historii. Autor nie owija w bawełne, nie ukrywa pewnych rzeczy, nie nazywa ich "delikatnie" jak niektórzy pisarze, przedstawia szarą rzeczywistość wyobcowanego chłopaka, który musi zmagać się z problemami bliskimi wielu nastolatkom. Czuje się samotny, choć nie dokońca zdaje sobie sprawę z tego, dopóki nie poznaje Sam i Patricka, sympatycznego rodzeństwa, które wprowadza go w świat imprez, alkoholu czy narkotyków. Dzięki tym doświadczeniom Charlie uczy się życia, a także odkrywa kim chciałby zostać w przyszłości, w dużej mierze jest to zasługa nietypowego nauczyciela angielskiego.

Książka nie miała zbyt wielu minusów, na początku styl pisania głównego bohatera był dość irytujący, częste powtórzenia, nieprawidłowe ułożenia zdań, jednak (na szczęście) był to zamierzony efekt, ponieważ Charlie czytając książki i pisząc o nich wypracowania szlifował swoje umiejętności pisarskie, co było bardzo widoczne w lekturze.

W książce występuje dość duża ilość bohaterów, lecz każdy ma własną, niepowtarzalną osobowość, dzięki której wyróżnia się spośród innych postaci. Najbardziej do gustu przypadli mi najlepsi przyjaciele Charliego, Sam i Patrick, którzy moim zdaniem musieli zmagać się z największymi problemami, jak np. homofobia. Ich dojrzałe wypowiedzi, pewność siebie i gust muzyczny(bo jaki procent nastolatków pamięta jeszcze o The Rolling Stones albo The Smiths) sprawiły, że nie dało się ich nie lubić.

Jestem autentycznie zachochana w tej powieści bo ukazuje realną codzienność i realne problemy nastolatków, a do tego ma swój własny, niepowtarzalny klimat, którego nie da się opisać, a który sprawia, że "Charliego" nie można tak poprostu odłożyć na półkę i porzucić w niepamięć. Jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę do tej niesamowitej historii.

Krążąc po półkach, myślałam, że nie napotkam już książki przeznaczonej dla nastolatków bez wampirów, wilkołaków itp. Jednak ku mojemu zaskoczeniu w oczy rzuciła mi się okładka krótkiej opowieści pt. "Charlie". Po dokładnym przemyśleniu, podeszłam do kasy. Czy żałuję?

Po przeczytaniu pierwszych kilkunastu kartek nie spodziewałam się niczego specjalnego, a do tego niewiedza...

więcej Pokaż mimo to