Koniec dnia Bill Clegg 6,4
ocenił(a) na 83 lata temu Ta czterystu stronicowa powieść o losach z pozoru obcych dla siebie osób, była jedną z najbardziej dla mnie wyczekiwanych. Jest to druga książka w dorobku Billa Clegga, o której wydaniu w Polsce jakichkolwiek wzmianek dopatrywałam się od dawna. „Od dawna” czyli po przeczytaniu „Czy miałaś kiedyś rodzinę”, debiutanckiej powieści tego pisarza, która urzekła mnie na długi czas. Kiedy więc „Koniec dnia” pojawiła się na naszym rynku, nie mogłam nie zatopić się w chwytającą za serce przeszłość bohaterów i dać się porwać bez reszty.
Mamy w niej opisane losy dziedziczki zmagającej się z postępującą chorobą, przyjaciółki z dawnych lat nieświadomej ukrytej przed nią prawdy, kobiety mieszkającej na Hawajach, która dawno temu pogrzebała swoje młodzieńcze wspomnienia w piaskach tamtych wysp. Poznajemy też Alice i Hipa – matkę i syna, którzy na nowo muszą poukładać swoją rzeczywistość.
Mając w pamięci świetnie skonstruowaną debiutancką powieść Clegga, wiedziałam czego mogę się spodziewać. Mimo wielu bohaterów, których historie z początku nie mające ze sobą wiele wspólnego, łączą się w piękną, złożoną z tak wielu skrajnych emocji powieść. Jest to jedna z tych pozycji, które czyta się w skupieniu, aby nie pominąć żadnego szczegółu, ale w żadnym stopniu jej to nie ujmuje. Pokazuje natomiast jej głębię i kunsztowną precyzję z jaką autor kreśli dalsze wątki. Co mnie urzekło to bohaterowie z krwi i kości, których możemy spotkać w codziennym życiu. Nie ma tu miejsca na przesłodzone triumfy i gładkie słówka. Czytelnik spotyka się z ludźmi do bólu prawdziwymi, dla których podziały klasowe to chleb powszedni, a którzy mimo tak wielu różnic zostali dotkliwie zranieni w życiu. Chociaż mogłoby się wydawać, że po tak długim czasie wypowiedziane, albo też i nie, słowa poszły w zapomnienie, a rany się zasklepiły, ich teraźniejszość wciąż naznaczona jest wydarzeniami z przeszłości. Jestem pełna podziwu dla talentu Billa Clegga, który każdemu z bohaterów oddaje głos i pozwala pokazać swoją perspektywę.
Po przeczytaniu książka pozostawiła u mnie pewien niedosyt, długo szukałam tego defektu w lekturze, który jak sądziłam musiał być za to odpowiedzialny. Po czym zdałam sobie sprawę, że to niedosyt spowodowany pożegnaniem z ludźmi, których historie dogłębnie mnie poruszyły. Potem przyszło zrozumienie, że tak naprawdę nie ma już więcej do dodania, bo to nie jedna z tych pozycji kończących się „żyli długo i szczęśliwe” tylko, jak w prawdziwym życiu, pozostawiająca z nutą niepewności co przyniesie przyszłość.