-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
To już druga część przygód ulicznego grajka Jamesa i jego przesympatycznego rudego kota Boba.
Nie będzie pewnie dla Was odkryciem gdy powiem, że przy lekturze bawiłam się świetnie.
Idzie jesień. Dni są coraz krótsze, a wieczory długie. Wielu właśnie wtedy lubi usiąść na kanapie czy w fotelu, przykryć się ciepłym kocykiem, obok postawić herbatę z cytryną i wziąć do ręki książkę, która utuli, ukoi i sprawi, że świat stanie się piękniejszy a problemy odejdą gdzieś daleko.
Według mnie taką pozycją jest „Świat według Boba” autorstwa Jamesa Bowena. Tym, którzy zapomnieli albo nie czytali mojej poprzedniej recenzji przypomnę, że ta historia nie jest wymyślona. To się stało naprawdę. Zarówno wspomniany już James, jak i Bob istnieją! Choć w sumie to kot istnieje, ale już wy innym wymiarze. Otóż, ostatnio dowiedziałam się na jednej z grup czytelniczych na FB, że miauczący przyjaciel grajka jest już za tęczowym mostem. Odszedł przeżywszy czternaście lat.
Zżyłam się niesamowicie z tym słodkim mruczkiem i jego panem. Z przyjemnością śledziłam kolejne perypetie tej dwójki. Uwielbiałam czytać opisy, jak zachowuje się mruczek, co robi. Znakomicie też czytało mi się o tym w jaki sposób i czym Bob lubi się bawić. I tak prawdę mówiąc, to bardzo chętnie nauczyłabym tych wszystkich zabaw mojego Dyzia. Tylko czy on zechciałby się ich nauczyć, nie wiem. Przecież kocich futrzaczków nie można zmuszać do niczego. To są niezależne istoty.
W książce nie brakowało także wzruszających momentów. Należą do nich choćby opisy wcześniejszego życia Jamesa, który był człowiekiem bezdomnym, a do tego narkomanem. Mężczyzna szczerze i zupełnie otwarcie opisuje, jak żyło mu się dawniej, zanim poznał swojego towarzysza – Boba. To jest opowieść pozbawiona cenzury. James niejednokrotnie pisze o tym, że ludzie potrafią być bardzo okrutni względem osób, które nie mają własnego domu, nie mają gdzie się podziać. Dzieli się też doświadczeniami i wnioskami, jak wygląda powrót bezdomnego narkomana do normalności. Niestety, nie wygląda to kolorowo i z tym musiał zmierzyć się nasz autor, a wraz z nim kociak. Czy udało im się rozpocząć razem normalne życie? Czy i jak James zaczął zarabiać swoje pieniądze na utrzymanie siebie i pupila. Nie zdradzę, ale za to gorąco Was zachęcam do zapoznania się z książką „Świat według Boba”. Warto!!!
Z czystym sumieniem polecam tę lekturę!
To już druga część przygód ulicznego grajka Jamesa i jego przesympatycznego rudego kota Boba.
Nie będzie pewnie dla Was odkryciem gdy powiem, że przy lekturze bawiłam się świetnie.
Idzie jesień. Dni są coraz krótsze, a wieczory długie. Wielu właśnie wtedy lubi usiąść na kanapie czy w fotelu, przykryć się ciepłym kocykiem, obok postawić herbatę z cytryną i wziąć do ręki...
„Serce za burtą” to drugi tom serii „Nad Jeziorakiem”. Pierwsza część spodobała mi się, choć nie zachwyciła. Jak było tym razem?
Mamy tu kontynuację przygód piątki przyjaciół: Aliny, Tomasza, Ewy, Gabrysi i Jeana-Pierre’a. Ostatni czas dla nich nie był najłatwiejszy i nie do końca pogodzili się ze śmiercią Waldka, który też należał do tej zgranej paczki. Aby nie myśleć o zmartwieniach i ukoić zbolałe duszy wszyscy wyjeżdżają nad Jeziorak. To jezioro na Mazurach, które staje się dla nich azylem. Czy to miejsce zmieni coś w życiu tych ludzi?
Cała powieść została napisana sprawnie. Dialogi ciekawe, opisy na szczęście nie były zbyt długie. Mogę nawet powiedzieć, że akurat tutaj uatrakcyjniły fabułę. Dodatkowo jeszcze Katarzyna Sarnowska wplotła też opisy Warszawy i jej zakątków.
To tyle o czym była ta książka. Teraz przejdę do części, której nie lubię, a mianowicie do napisania Wam, co sądzę o tym tytule i czy mi się podobała ta historia. Może nie byłoby to takie trudne, gdyby nie fakt, że podobnie jak w tomie pierwszy nie potrafię jednoznacznie ocenić tej powieści. Z jednej strony odpoczęłam przy niej. Taki spokojny klimat, przyroda, jezioro, przygody. Ale…czegoś mi tutaj ponownie zabrakło. Nie było tego elementu, który sprawiłby, że uznam tę historię za wartą zapamiętania, za ważną. Owszem, czułam się przy lekturze zrelaksowana, uspokojona, ale nic poza tym. Nie zauważyłam jakiegoś przesłania, które każdy autor zawiera w swoich pozycjach. To, że powieść była sielska, anielska to dla mnie zdecydowanie za mało, abym określiła ten tytuł jako wartościowy. Nie mogę powiedzieć, że to zła opowieść. Nie! Jednak do doskonałości jej sporo brakuje według mnie.
Przyznam, że czytałam dużo lepsze obyczajówki.
Podsumowując powiem w ten sposób – czas z pozycją pani Sarnowskiej nie uznaję za stracony, ale gdybym miała wybór, czy sięgnąć po „Serce za burtą” czy coś innego z gatunku literatura obyczajowa – wybrałabym drugą opcję.
Z tego co zdążyłam się zorientować, są jeszcze dwa tomy serii „Nad Jeziorakiem”. Nie wiem jednak czy szybko po nie sięgnę. Teraz potrzebuję raczej czegoś co mną mocno potarga wewnętrznie, co wryje się z impetem w moją pamięć i nie będzie chciało wyjść jeszcze długo.
„Serce za burtą” to drugi tom serii „Nad Jeziorakiem”. Pierwsza część spodobała mi się, choć nie zachwyciła. Jak było tym razem?
Mamy tu kontynuację przygód piątki przyjaciół: Aliny, Tomasza, Ewy, Gabrysi i Jeana-Pierre’a. Ostatni czas dla nich nie był najłatwiejszy i nie do końca pogodzili się ze śmiercią Waldka, który też należał do tej zgranej paczki. Aby nie myśleć o...
2020-11-08
Lubię książki, które poruszają ważne tematy, bliskie każdemu człowiekowi. One zazwyczaj bardzo mnie poruszają, a treść w nich zawarta wciąga bez reszty.
Nie inaczej jest z prozą Agaty Przybyłek. Uwielbiam tę autorkę. Przeczytałam już kilka tytułów spod jej pióra i na żadnym się nie zawiodłam. Tym razem także otrzymałam to, czego oczekiwałam.
Powieść „Tak smakuje miłość” przeczytałam niemalże na jednym oddechu.
Główna bohaterka, Ola, jest znaną blogerką kulinarną. Ma męża, pracę, którą bardzo lubi. Jej życie jest poukładane i spokojne. Niestety, sielanka nie trwa zbyt długo. Otóż mąż Oli, Krystian, pewnego dnia oznajmia żonie, że odchodzi. Sam z siebie jednak tego nie robi. Taką radę otrzymuje od swojej mamusi, która jest wróżką. Matka zobaczyła w kartach, że syneczkowi grozi śmierć. Niewiele myśląc, a właściwie to nic nie myśląc, postanawia się podzielić nowym odkryciem z synem i prosi, a właściwie żąda, aby ten natychmiast rozstał się z niczego jeszcze nie świadomą Olą. Krystian początkowo uznaje to polecenie za głupi żart, ale po dłuższej rozmowie z matką dochodzi do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie zakończenie małżeństwa
Aleksandra zrozpaczona, po namyśle stwierdza, że nic ją nie trzyma w mieście i na jakiś czas wyjeżdża do rodziców, by wszystko przemyśleć i nabrać nowej energii. Na wsi dziewczyna wpada na pomysł, że wyremontuje stary dom po swojej ciotce. Dodatkowo, w przypływie emocji i dobrego humoru przyznaje, że w tym domu mogłaby zamieszkać z jakimś pisarzem. Nie wie, że za jakiś czas los postawi na jej drodze sławnego pisarza, autora poczytnych thrillerów. Co z tego wyniknie? Jaką rolę odegra Przemysław Dym w życiu Oli?
Jestem urzeczona tą historią i tym, jak zgrabnie została napisana. Postaci są wyraziste, właściwie każdy z nas może się z nimi utożsamić, bo ich radości, rozterki nie różnią się od tych, które my przeżywamy w realnym życiu.
Bardzo podobał mi się też klimat, który Agata Przybyłek stworzyła w powieści. Taki sielski, wszystko płynie w swoim rytmie. Ludzie są dla siebie życzliwi, pomocni, nikt na nikogo nie patrzy wilkiem. To sprawiło, że czytałam tę pozycję z ogromnym zaangażowaniem i z prawdziwą przyjemnością. Czuło się tutaj tę swojskość. Dla mnie to był świat, w którym najchętniej bym została i nigdzie się stamtąd nie ruszała.
Właśnie takiej historii potrzebowałam. Po jej przeczytaniu poczułam się zrelaksowana i wyciszona, jakby to, co złe, odpłynęło gdzieś daleko i mnie nie dotyczyło. Aż żałowałam, że tak szybko skończyłam czytać tę piękną książkę. Mam jednak nadzieję, że już niedługo będę miała przyjemność sięgnąć po kolejną powieść autorstwa Agaty Przybyłek, bo to bezdyskusyjnie jedna z moich ulubionych polskich pisarek. Każda jej książka zapewnia mi nie tylko ucztę literacką, ale również rozrywkę i dużą dawkę pozytywnej energii, której teraz szczególnie mi potrzeba.
.
Lubię książki, które poruszają ważne tematy, bliskie każdemu człowiekowi. One zazwyczaj bardzo mnie poruszają, a treść w nich zawarta wciąga bez reszty.
Nie inaczej jest z prozą Agaty Przybyłek. Uwielbiam tę autorkę. Przeczytałam już kilka tytułów spod jej pióra i na żadnym się nie zawiodłam. Tym razem także otrzymałam to, czego oczekiwałam.
Powieść „Tak smakuje miłość”...
Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze "Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk"
Przeczytanie tej książki było moim czytelniczym marzeniem. I spełniło się!
Przyznam, że jak zobaczylam objętość tej pozycji, to trochę miałam mieszane uczucia. Jak można napisać o tak wielkiej Artystce, jaką niewątpliwie była Pani Ewa Demarczyk, w stu dziewięćdziesięciu stronach. Przemknęło mi nawet przez myśl, że pewnie będą to jakieś ogólne informacje o życiu i karierze jednej z moich ulubionych piosenkarek. Oj, mooocno się pomyliłam!!
Jest to książka nietuzinkowa i intrygująca. Ale co się dziwić - przecież sama Demarczyk właśnie taka była. Nieprzewidywalna, wyjątkowa, perfekcyjna aż do przesady, tajemnicza, ale do tego niesamowicie utalentowana i wrażliwa. Co ciekawe, jedna z opowiadających o niej osób (a było ich aż siedemdziesiąt!!) stwierdziła,że Demarczyk była wrażliwa. Gdyby nie była, to prawdopodobnie wykonywałaby bardziej przyziemny zawód, a nie byłaby artystką. Oczywiście słowa nie są dosłowne, ale sens ich dokładnie taki był. Trudno się nie zgodzić.
Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze nie skupiają się wyłącznie na karierze swojej bohaterki. Próbują także pokazać, jaka była prywatnie. Nie jest to jednak łatwe, bo artystka nie chce opowiadać o swoim prywatnym życiu.
Jedno jest pewne, z tej pozycji wyłania się potret kobiety silnej, upartej i niezależnej, która jeśli coś robiła, to zawsze na sto a nawet tysiąc procent. Nie znosiła bylejakości. Wymagała nie tylko od siebie, ale także od innych, co wielokrotnie powodowało sytuacje konfliktowe między nią, a osobami, z którymi współpracowała.
Dla mnie ta pozycja była fenomenalna. Jestem przekonana, że zostanie w mojej pamięci na bardzo długo.
Polecam ją serdecznie nie tylko wielbicielom talentu Ewy Demarczyk, poezji śpiewanej, ale również tym, którzy mają ochotę oddać się lekturze z wysokiej półki. Ta bez dwóch zdan do takiej należy.
Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze "Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk"
Przeczytanie tej książki było moim czytelniczym marzeniem. I spełniło się!
Przyznam, że jak zobaczylam objętość tej pozycji, to trochę miałam mieszane uczucia. Jak można napisać o tak wielkiej Artystce, jaką niewątpliwie była Pani Ewa Demarczyk, w stu dziewięćdziesięciu stronach....
Jestem właśnie świeżo po lekturze powieści „Zacisze Gosi” i tak naprawdę nie mam jej nic do zarzucenia. O ile część pierwsza tej serii, czyli „Ogród Kamili” była jakaś taka mało dopracowana, czegoś było za mało, a czegoś za dużo” , o tyle w „Zaciszu Gosi” dostałam to, co chciałam, a nawet więcej. Zaserwowano mi tajemnicę, sielski klimat, wyraziste postaci. No dobrze, Kamila Nowodworska i jej nieudolnie skrywane zakompleksienie mnie irytowało. Ale przełknęłam to. Natomiast pozostałych bardzo polubiłam. Zachwyciłam się sposobem przedstawienia przez Michalak siły przyjaźni i oddania tego, jak my – kobiety – potrafimy działać i zjednoczyć się w obliczu narastających problemów. To także piękna historia o tym, jaki los może być wobec nas okrutny i przewrotny. Cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę, bo mogłam się przy niej odprężyć, ale także zadumać nad tym, co w życiu najważniejsze.
Jestem właśnie świeżo po lekturze powieści „Zacisze Gosi” i tak naprawdę nie mam jej nic do zarzucenia. O ile część pierwsza tej serii, czyli „Ogród Kamili” była jakaś taka mało dopracowana, czegoś było za mało, a czegoś za dużo” , o tyle w „Zaciszu Gosi” dostałam to, co chciałam, a nawet więcej. Zaserwowano mi tajemnicę, sielski klimat, wyraziste postaci. No dobrze, Kamila...
więcej mniej Pokaż mimo to''Fascynujące podróże gwiazd…. i moje'' Agnieszki Perepeczko to zbiór pięćdzięsięciu dwóch wywiadów ze znanymi ludźmi ze świata kina, teatru, muzyki. Swe opowieści snują też podróżnicy. i dobrze bo to książka traktująca o podróżach. Tych bliskich i dalekich. Nierzadko odbytych w trudnych czasach. Nie ukrywam, że dla mnie to była interesująca lektura. Moglam przenieść się w różne zakątki świata. Polecam tę pozycję każdemu, nie tylko obierzyświatom.
''Fascynujące podróże gwiazd…. i moje'' Agnieszki Perepeczko to zbiór pięćdzięsięciu dwóch wywiadów ze znanymi ludźmi ze świata kina, teatru, muzyki. Swe opowieści snują też podróżnicy. i dobrze bo to książka traktująca o podróżach. Tych bliskich i dalekich. Nierzadko odbytych w trudnych czasach. Nie ukrywam, że dla mnie to była interesująca lektura. Moglam przenieść się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dwie rodziny, zupełnie nieświadome swoje istnienia. Nie mają ze sobą nic wspólnego. Pozornie. Bo tak naprawdę łączy ich tajemnica i decyzja, która już na zawsze zmieni ich losy.
Jest rok 1964. Zima, Stany Zjednoczone. Żona Davida Henry’ego właśnie zaczyna rodzić. Niestety, ginekolog, który prowadzi ciążę kobiety, nie daje rady dotrzeć na miejsce, więc David sam musi odebrać poród. Rodzi się śliczny, zdrowy chłopiec o imieniu Paul. Szybko jednak okazuje się, że Norah na świat wydaje jeszcze córeczkę – Phoebe. Kobieta nie jest tego świadoma, bo dostaje silne środki przeciwbólowe i nie do końca wie, co się wokół niej dzieje. Nie wie, że córeczka urodziła się z zespołem Downa, co jest ogromnym szokiem dla wszystkich, a zwłaszcza dla Davida, który doskonale pamięta ból po stracie swojej siostry, chorującej na serce. Rozpacz i ból całej rodziny. Mężczyzna po krótkim namyśle dochodzi do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli Phoebe zostanie oddana do domu opieki, gdzie zamieszkują dzieci opóźnione w rozwoju. Prosi więc pielęgniarkę, aby zabrała dziecko i odwiozła je do wyżej wspomnianego domu. Sam zaś okłamuje własną żonę, że ich drugie dziecko zmarło przy porodzie.
Caroline – pielęgniarka – nie jest w stanie spełnić życzenia doktora. Podejmuje decyzje, że sama wychowa nowonarodzone maleństwo. Tak podpowiada jej serce i sumienie. A gdy w gazecie znajduje zaproszenie na ceremonię żałobną z okazji śmierci córeczki doktora Henry’ego, nabiera pewności, że to, co robi jest słuszne.
Powieść jest wielowątkowa i poruszanych jest w niej kilka ważnych tematów. Pierwszy i dowodzący to wychowanie dziecka z zespołem Downa. Autorka ukazuje wszystkie blaski, ale także cienie opieki nad osobą zmagającą się z tą chorobą. Udowadnia, że nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe.
Oprócz tego ukazane są trudne relacje rodzinne i społeczne, mierzenie się z problemami dnia codziennego, a także próba odpowiedzi na pytanie, jak podejmowane przez nas decyzje, wszelkiego rodzaju wybory wpływają na nasze dalsze losy. Postaci wykreowane przez Edwards niejednokrotnie musieli stanąć przed dylematem, co zrobić w takiej czy innej sytuacji i czy to, na co się zdecydują, przyniesie wszystkim spełnienie i spokój, czy wręcz przeciwnie.
„Córka opiekuna wspomnień” to powieść niewątpliwie bardzo ciekawa i wzruszająca. Napisana bez zbędnego patosu, z wyczuciem, choć nie pozbawiona emocji. Jej zaletą jest to, że pisarka nie narzuca czytelnikowi swojego zdania, nie ocenia bohaterów, ale stara się dokładnie omówić problem, dane zagadnienie, pokazać je z różnych perspektyw tak, abyśmy sami mogli wysnuć wnioski i swoje refleksje.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wskazała też minusów, które dostrzegłam podczas lektury. Otóż dla mnie ta książka mogłaby być o krótsza. Sporo na jej kartach jest opisów, które spowalniają akcję właściwą i nieco nużą. Jest to jednak moje subiektywne odczucie. To co mnie przeszkadza, niekoniecznie musi wadzić innym.
Dla uspokojenia napiszę iż zarzut, który wysnułam, nie wpłynął znacząco na moją ocenę tej powieści. Uważam, że warto się z nią zapoznać i wyrobić sobie swoją opinię.
Dwie rodziny, zupełnie nieświadome swoje istnienia. Nie mają ze sobą nic wspólnego. Pozornie. Bo tak naprawdę łączy ich tajemnica i decyzja, która już na zawsze zmieni ich losy.
Jest rok 1964. Zima, Stany Zjednoczone. Żona Davida Henry’ego właśnie zaczyna rodzić. Niestety, ginekolog, który prowadzi ciążę kobiety, nie daje rady dotrzeć na miejsce, więc David sam musi...
Przyznam, że rzadko sięgam po kryminały i thrillery. Nigdy nie pociągał mnie ten gatunek. Nie lubię czytać o morderstwach, intrygach. Jednak w książce Magdy Stachuli pt. „Idealna” nie znalazłam tego wszystkiego.
„Idealna” to powieść, którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Wciągnęłam się w tę historię. I, gdy już zbliżałam się do jej końca, stwierdziłam nawet, że chyba polubię się z thrillerami psychologicznymi.
Od razu zdradzę, że w książce mamy czterech narratorów i, jak się domyśliłam, jest to celowy zabieg literacki zastosowany przez autorkę. A wszystko po to, abyśmy mogli poznać opisywane problemy jak najdokładniej i to z różnych perspektyw.
Anita i Adam to młode małżeństwo. Wzorowa para, znakomicie się dogadują, do czasu. Właśnie przeżywają kryzys. Od wielu miesięcy bezskutecznie starają się o dziecko. Każda próba nie przynosi oczekiwanego rezultatu. Kobietę powoli taka sytuacja zaczyna dobijać psychicznie. Staje się coraz bardziej sfrustrowana, wściekła na wszystko i wszystkich dookoła. Obwinia otoczenie, a najbardziej swojego męża – Adama, który nie potrafi spełnić jej marzenia o tym, by wreszcie została matką. Mężczyzna również czuje się zmęczony, nie tyle już ciągłymi staraniami o dziecko, ale przede wszystkim zachowaniem żony. Przygnieciony rodzinnymi kłopotami postanawia poszukać odprężenia w ramionach innej kobiety. Tymczasem Anita znajduje sobie nowe hobby, którym jest podglądanie innych przez kamerę internetową.
Co z tego wszystkiego wyniknie? Czy młodzi doczekają się upragnionego potomstwa? Kim jest kobieta, z którą Adam wdaje się w romans?
Tego dowiecie się, gdy zdecydujecie się sięgnąć po „Idealną” Magdy Stachuli.
Według mnie największą zaletą tej powieści jest to, że pisarka nie skupia się na stworzeniu mrożącej krew w żyłach, krwawej fabuły. Tutaj nie znajdziemy ścielących się gęsto trupów. Pierwsze skrzypce grają za to relacje miedzy bohaterami, motywy, jakimi się kierują przy podejmowaniu takich a innych kroków. To doskonałe studium ludzkiej psychiki, całej jej złożoności.
Postaci, które stworzyła Stachula, są bardzo wyraziste, można je lubić lub nie. Czasem współczujemy im, a za moment zaciskamy nerwowo pięści, bo denerwują nas do granic możliwości. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to właśnie jest jeden z wyznaczników dobrej literatury. Nie znoszę bohaterów nijakich, bez wyrazu. Ponadto, podczas czytania uwielbiam zastanowić się, co ja bym zrobiła, gdybym była na miejscu poszczególnych bohaterów. To kolejny czynnik sprawiający, że dany tytuł oceniam jako dobry lub bardzo dobry. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że ta powieść zasługuję na to miano.
Trochę rozczarowało mnie samo zakończenie. Nie do końca było dla mnie jasne, ale to taki maleńki minus, który nie wpływa na moją ocenę tej książki. Jak się pewnie domyślacie już wystawiłam „Idealnej” maksymalną notę i zastanawiam się, czy nie jest to pozycja, która w moim prywatnym rankingu uplasuje się w pierwszej piątce książek przeczytanych w tym roku. Jeszcze nie wiem, ale nie wykluczam tego.
Jeśli zastanawiacie się jeszcze, czy naprawdę warto poświęcić swój czas tej książce i uwagę, to odpowiadam jednoznacznie i stanowczo – WARTO! Zwłaszcza polecam ją osobom interesującym się psychologią, lubiącym lekkie, ale wciągające opowieści. Jestem pewna, że nie pożałujecie.
Przyznam, że rzadko sięgam po kryminały i thrillery. Nigdy nie pociągał mnie ten gatunek. Nie lubię czytać o morderstwach, intrygach. Jednak w książce Magdy Stachuli pt. „Idealna” nie znalazłam tego wszystkiego.
„Idealna” to powieść, którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Wciągnęłam się w tę historię. I, gdy już zbliżałam się do jej końca, stwierdziłam nawet, że...
Zapach pierników, kolędy delikatnie sączące się z głośników, krzątanina przedświąteczna, a do tego….trup. To wszystko znajdziemy w powieści „Nie całkiem białe Boże Narodzenie” Magdaleny Knedler.
Olga Mierzwińska, amatorka nordic walkingu, spędza bożonarodzeniowe święta w pensjonacie Mścigniew. Pewnego dnia znajduje w wannie utopionego trupa. Policja twierdzi, że to tylko wypadek, tymczasem Olga podczas spaceru odnajduje kolejne zwłoki. Sprawą przejmuje podinspektor Grzegorz Romanowski.
Powieść ta nie jest typowym kryminałem, chociaż ma jego cechy. Autorka zgrabnie operuje słowem, do końca trzyma czytelnika w napięciu, czasem celowo wprowadza nas w ślepy zaułek. Mamy wrażenie jakby trochę wodziła nas za nos. To niewątpliwy atut tej książki. Do jej zalet zaliczyć również trzeba poprawnie wykreowane postaci. Każda z nich jest wyrazista. Czy to jednak wystarczy bym mogła powiedzieć o tej pozycji, że jest nietuzinkowa i zaciekawiła mnie?
Lubię książki, w których postaci są barwne, mają tzw. pazur, zapadają w pamięci. Tutaj, niestety, czegoś mi zabrakło. Miałam wrażenie, że jestem przytłoczona przez pisarkę informacjami, że za dużo chce mi przekazać. Podczas lektury nie potrafiłam, choć bardzo się starałam, wyłowić tego, co najważniejsze. Całość przypominała mi wielki worek, w do którego ktoś nawrzucał wielu niepotrzebnych treści, a wśród nich, ja-czytelniczka, muszę wyłowić to, co jest tym sednem. Przykro mi bardzo, ale w tym całym bałaganie, to zadanie okazało się dla mnie wielkim wyzwaniem. Dobrnęłam do końca, wyłowiłam to, co było mi potrzebne, ale po wszystkim poczułam się zmęczona.
Nie chcę skreślać całkowicie tego tej książki, bo niewątpliwie ma ona w sobie jakiś potencjał, ale według mnie został on słabo wykorzystany. Zdecydowanie nie mogę powiedzieć, że odprężyłam się czytając „Nie całkiem białe Boże Narodzenie”. Wypocząć również nie wypoczęłam.
Na blogach literackich przeczytałam kilkakrotnie opinię, że to książka humorystyczna, która zapewnia rozrywkę. Hmmm... W takim razie najwyraźniej ten rodzaj humoru do mnie nie przemawia, a rozrywka, którą zaserwowała pani Knedler, jest z tej najniższej półki.
Zapach pierników, kolędy delikatnie sączące się z głośników, krzątanina przedświąteczna, a do tego….trup. To wszystko znajdziemy w powieści „Nie całkiem białe Boże Narodzenie” Magdaleny Knedler.
Olga Mierzwińska, amatorka nordic walkingu, spędza bożonarodzeniowe święta w pensjonacie Mścigniew. Pewnego dnia znajduje w wannie utopionego trupa. Policja twierdzi, że to tylko...
2019-06-07
Na pierwszy rzut oka powieść „Troje na huśtawce” Nataszy Sochy nie różni się od wszystkich innych miłosnych historii. Jest ona i on. Są motyle w brzuchu, pożądanie, wzajemna fascynacja. Nic odkrywczego. Przecież tyle razy czytaliśmy (choć w sumie powinnam napisać czytałyśmy, bo to literatura adresowana typowo do kobiet) takie historie. Jednak w tej opowieści jest coś innego, co bardziej przyciąga uwagę czytelników. Ona łamie wszelkie stereotypy.
42-letnia Koralia na swoim koncie ma już rozwód i złamane serce. Ma też przyjaciółkę Aurelię, która pomaga jej w trudnych chwilach po rozstaniu z niewiernym mężem.
Tytus – 24 –letni dobrze zapowiadający się weterynarz, specjalista od fizjoterapii zwierząt.
Tych dwoje łączy uczucie – zakazane, niemoralne. I wcale nie dlatego, że między Koralią a Tytusem jest spora różnica wieku. To nie ona jest tu największym problemem. Problem polega na tym, że chłopak jest synem wcześniej już wspomnianej Aureli i na dodatek, nasza główna bohaterka, czyli Koralia, była kiedyś jego opiekunką czy jak kto woli – nianią. Sami przyznacie, że sytuacja nie należy do codziennych.
Dylematy moralne, nieprzewidywalność życia, namiętność, przyjaźń wystawiona na próbę. To wiodące tematy w książce „Troje na huśtawce” Nataszy Sochy.
Powieść bardzo mnie zaciekawiła. Czytałam ją z zainteresowaniem. Chociaż autorka dotyka trudnych tematów, to język tej powieści nie jest skomplikowany, czyta się ją lekko i szybko. Jedyną rzeczą, która mnie denerwowała, to brak chronologii. Natasza Socha raz przedstawiała wydarzenia z życia głównych bohaterów z okresu dzieciństwa, by za chwilę przejść do momentu, gdy już wkroczyli w życie dorosłe, wraca też do chwil młodzieńczych. To sprawiało, że czasem trudno było się skupić nad treścią i nad wiodącym wątkiem. Trzeba przy lekturze być mocno skoncentrowanym, bo inaczej czytający może się łatwo pogubić.
Mimo to książkę oceniam wysoko i uważam, że jest ona warta tego aby po nią sięgnąć. Polecam!
Na pierwszy rzut oka powieść „Troje na huśtawce” Nataszy Sochy nie różni się od wszystkich innych miłosnych historii. Jest ona i on. Są motyle w brzuchu, pożądanie, wzajemna fascynacja. Nic odkrywczego. Przecież tyle razy czytaliśmy (choć w sumie powinnam napisać czytałyśmy, bo to literatura adresowana typowo do kobiet) takie historie. Jednak w tej opowieści jest coś...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-11
Po prozę Agnieszki Lis sięgnęłam po raz pierwszy, dlatego miałam pewne obawy, czy jej książka mi się spodoba. Nie miałam pojęcia, czy wkomponuje się w mój czytelniczy gust.
Monika– spokojna, cicha jak myszka, z milionem kompleksów. Żyje cicho, aby nikomu nie przeszkadzać. Robert przystojny, dobrze zarabiający, elokwentny. Tych dwoje jakże różnych od siebie ludzi staje na ślubnym kobiercu. Dziewczyna jest szczęśliwa, bo wreszcie zacznie życie takie, jakiego pragnie. Czy rzeczywiście tak jest?
Bohaterka kompletnie nie umie odnaleźć się w nowej roli. Nie potrafi zaakceptować również tego, że mężczyzna, z którym zdecydowała się założyć rodzinę, tak diametralnie się zmienia. Robert staje się niemalże tyranem i despotą. Nie liczy się ze swoją żoną. Twierdzi, że nadaje się tylko do sprzątania i rodzenia dzieci. Tego ostatniego ona i on pragną najbardziej. Po pewnym czasie ich marzenie spełnia się. Na świat przychodzi Adaś. Okazuje się jednak, że sielanka nie trwa długo, a życie pokaże głównej bohaterce swoje najciemniejsze oblicze. Co się wydarzy i jak poradzi sobie z tym wszystkim Monika?
Tego nie zdradzę, ale powiem Wam, że nic już nie będzie takie jak dawniej.
Powieść nie należy do łatwych i przyjemnych, które czyta się w jeden wieczór. Zdecydowanie nie. To lektura, nad którą trzeba przysiąść, pomyśleć. Całość skłania czytelników do refleksji i próby odpowiedzenia sobie na pytania, które nasuwają się podczas zapoznawania się z losami wykreowanych przez autorkę postaci.
Ta książka uzmysławia nam, że zawsze trzeba iść za głosem swojego serca, bo tylko wtedy będziemy szczerzy i prawdziwi względem siebie i innych.
Jeśli macie ochotę przeczytać dobrą pozycję, w której świat przedstawiony ma dużo więcej barw niż tylko czerń i biel, gdzie dobro miesza się ze złem – to gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po „Pozytywkę” Agnieszki Lis. Nie zawiedziecie się!
Po prozę Agnieszki Lis sięgnęłam po raz pierwszy, dlatego miałam pewne obawy, czy jej książka mi się spodoba. Nie miałam pojęcia, czy wkomponuje się w mój czytelniczy gust.
Monika– spokojna, cicha jak myszka, z milionem kompleksów. Żyje cicho, aby nikomu nie przeszkadzać. Robert przystojny, dobrze zarabiający, elokwentny. Tych dwoje jakże różnych od siebie ludzi staje na...
Bardzo odprężająca i zarazem trzymająca w napięciu lektura.
Bardzo odprężająca i zarazem trzymająca w napięciu lektura.
Pokaż mimo to
Bardzo interesująca powieść, która wciągnęła mnie od pierwszych stron.
Doskonale zarysowane postaci, ciekawy rys psychologiczny, wartka akcja. Czego chcieć więcej? Polecam
Bardzo interesująca powieść, która wciągnęła mnie od pierwszych stron.
Doskonale zarysowane postaci, ciekawy rys psychologiczny, wartka akcja. Czego chcieć więcej? Polecam
„Wyszczekana miłość” to druga część trylogii autorstwa Jenn McKinlay. Zapewne pamiętacie, że pierwsza część zawiodła moje oczekiwania czytelnicze.
Czy następny tom wypadł lepiej w moich oczach. Przeczytajcie!
Tym razem postacią grającą pierwsze skrzypce jest Carly. Jest ona kobietą, która absolutnie nie interesuje się stałymi związkami. Przygoda na jedną noc, namiętny seks – to jest to, co lubi najbardziej. Do czasu. Gdy poznaje przystojnego Jamesa trochę jej zasady ulegają zmianom, choć jeszcze na sto procent.
Mężczyzna natomiast od samego początku, gdy tylko zobaczył Carly – zakochał się bez pamięci i wiedział, że ona właśnie będzie go prześladować w myślach.
Podobnie jak w „Zakochanych po uszy” tutaj także mamy wątek ze zwierzętami. I to dość ciekawy, bo chodzi o papugę – bardzo specyficzną. Ptak ma na imię Ike, a jego największą wadą i zarazem urokiem jest gadulstwo i to, że…uwielbia przeklinać. Robi to często i zaangażowaniem, co nie podoba się naszej głównej bohaterce.
I co mam Wam dalej napisać? Że wątek z Ikiem mógłby być w mojej ocenie znacznie bardziej rozbudowany…Owszem! Że chętnie dowiedziałabym się więcej o upodobaniach kolorowego ptaka. Znacie mój gust oraz to, że kocham zwierzęta, więc nie zdziwiłoby Was takie wyznanie z mojej strony.
Problem polega na tym, że całą książkę zdominowała relacja Carly i Jamesa. Rozerotyzowana aż nadto. Na kartach powieści McKinlay kipi seksem. Wyuzdanym, pozbawionym tajemnicy, subtelności, bo przecież to rzecz intymna z założenia. Nie, autorka pisze o „tych sprawach” bardzo odważnie i wprost jakby chciała się wyżyć lub pokazać swoim czytelnikom jaką ma wyobraźnię. Ten jeszcze gotów snuć po cichu domysły czy to, co w powieści zostało opisane to fikcja literacka czy autentyczne przeżycia pisarki.
W trakcie lektury poważnie zaczęłam rozmyślać, czy pani autorka jest tak zboczona, potrzebująca czy może postanowiła uraczyć wszystkich książką nie obyczajową, a erotyczną. A przypominam, że to miała być przyjemna lektura, gdzie bohaterami są również zwierzęta. Nie było takich deklaracji, fakt, ale czytający zapewne chcieli przy niej odpocząć i miło spędzić czas.
Przygotowując się do napisania tej opinii prześledziłam recenzje innych czytelników i influencerów. Ich oceny tej książki były pozytywne na ogół. Cóż.. Moja taka jak widać i nie zmienię jej.
„Wyszczekana miłość” to druga część trylogii autorstwa Jenn McKinlay. Zapewne pamiętacie, że pierwsza część zawiodła moje oczekiwania czytelnicze.
więcej Pokaż mimo toCzy następny tom wypadł lepiej w moich oczach. Przeczytajcie!
Tym razem postacią grającą pierwsze skrzypce jest Carly. Jest ona kobietą, która absolutnie nie interesuje się stałymi związkami. Przygoda na jedną noc, namiętny...