-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2023-12-14
Sama tematyka książki bardzo mi się podobała. Też uważam, że marzenia można spełniać w każdym wieku.
Nie zmienia to jednak faktu, że nie podobało mi się zachowanie głównej bohaterki, która była egoistyczna, głupiutka. Taka sześćdziesięcioletnia idiotka. Momentami nawet jej postawa budziła we mnie wstręt i obrzydzenie.
Mimo tych wad uważam,że książka jest dobra, bo wzbudza emocje, a tego w literaturze zawsze oczekuję.
Sama tematyka książki bardzo mi się podobała. Też uważam, że marzenia można spełniać w każdym wieku.
Nie zmienia to jednak faktu, że nie podobało mi się zachowanie głównej bohaterki, która była egoistyczna, głupiutka. Taka sześćdziesięcioletnia idiotka. Momentami nawet jej postawa budziła we mnie wstręt i obrzydzenie.
Mimo tych wad uważam,że książka jest dobra, bo wzbudza...
2020-11-28
Jeśli ktoś z Was poszukuje zabawnej książki, z doskonale wykreowanymi bohaterami, okraszonej błyskotliwymi dialogami, to koniecznie musicie sięgnąć po powieść Magdaleny Witkiewicz i Nataszy Sochy pt. „Awaria małżeńska”.
Tak śmiesznej powieści, przy lekturze której czas płynie z prędkością światła, nie czytałam już dawno. Co chwila chichotałam, bo nie mogłam się powstrzymać. Ponadto, najczęściej powtarzane przeze mnie zdanie podczas czytania brzmiało: „Panowie, co wy byście bez nas zrobili?! No, ale po kolei…
Justyna i Ewelina, to zupełnie obce sobie kobiety. Do czasu, gdy zostają ofiarami tego samego wypadku autobusowego, którego przyczyną jest wbiegający pod koła kot. Kobiety trafiają na kilka tygodni na ten sam oddział chirurgii pourazowej i dodatkowo leżą na jednej sali. W wyniku zaistniałej sytuacji mężowie poszkodowanych pań – Sebastian i Mateusz – są zmuszeni sami zaopiekować się dziećmi i przejąć obowiązki domowe. Dla nieporadnych tatusiów i mężów to jakby koniec świata.
Ta pozycja wciąga niesamowicie. „Awaria małżeńska” to śmieszna komedia obyczajowa, pełna komicznych sytuacji niemalże wyjętych z życia każdego z nas. To opowieść o tym, że w nas – kobietach drzemie wielka moc, można by nawet rzec, że super moc. Dla nas nie ma rzeczy nie do wykonania. A jeśli już pojawia się problem, to zakasujemy rękawy i staramy się mu zaradzić jak najszybciej. Tymczasem panowie rozkładają bezradnie ręce i zachowują się jak dzieci we mgle. I najchętniej usiedliby na kanapie jak ich pociechy, zaczęli wyć i wrzeszczeć. Z tej historii bardzo wyraźnie wyłania się obraz mężczyzny-ciapy, który nie potrafi poradzić sobie nawet z najprostszymi czynnościami dnia codziennego w momencie, gdy zostaje sam z dziećmi.
Być może zaraz ktoś napisze, że to stereotypowe podejście, że autorki obrażają panów. No, powiedzmy, że Magdalena Witkiewicz i Natasza Socha trochę przerysowały podejście panów do życia rodzinnego, ich zaradność a raczej niezaradność, ale moim zdaniem to bardzo dobry pomysł. Być może takie podejście do tematu przez pisarki, będzie dla niejednego mężczyzny zimnym, a nawet lodowatym prysznicem, że należy brać czynny udział w pracach domowych.
Podsumowując, z całego serca polecam Wam tę książkę na długie, jesienne wieczory, które przed nami, ale nie tylko, bo po tak pogodną i poprawiającą nastrój powieść, warto sięgać niezależnie od pory roku.
Jeśli ktoś z Was poszukuje zabawnej książki, z doskonale wykreowanymi bohaterami, okraszonej błyskotliwymi dialogami, to koniecznie musicie sięgnąć po powieść Magdaleny Witkiewicz i Nataszy Sochy pt. „Awaria małżeńska”.
Tak śmiesznej powieści, przy lekturze której czas płynie z prędkością światła, nie czytałam już dawno. Co chwila chichotałam, bo nie mogłam się...
Książka Sebastiana Bielaka „Po bezdrożach Alaski” to pasjonująca relacja z podróży i pobytu autora na Alasce. To zachwyt nad przyrodą, jak również ukazanie jej nieprzewidywalności.
Autor dynamicznie i z ogromną pasją relacjonuje czytelnikom swoją wyprawę – od momentu wyjazdu z Polski aż po powrót do kraju. Najbardziej skupia się jednak na samym pobycie na Alasce. Jeśli myślicie że ta pozycja to wyłącznie zachwyty nad Ameryką Północą, to jesteście w wielkim błędzie. Bielak snuje także gorzkie opowieści o Alaskanach, o ich zachowaniu, stylu życia. Oczywiście nie generalizuje i nie wkłada wszystkich do tego samego worka. Uważnie obserwuje i wyciąga wnioski.
Tę książkę czytałam jednym tchem i z pełnym zaangażowaniem. Trudno mi było się od niej oderwać. Sebastian Bielak pisze w taki sposób, który niesamowicie mnie ujął – lekko, barwnie, niemalże gawędziarsko. Czytając, miałam wrażenie, że siedzi obok mnie i opowiada o swoich przeżyciach – tych zabawnych, humorystycznych, ale także tych, które zapierają dech w piersiach. Bo i takich wiele było. To reportaż szczery do bólu. I, jak dla mnie, to jest jego duża zaleta. Dodatkowo, nie mogę pominąć jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie tego, że całość jest wzbogacona o cudowne zdjęcia wysokiej jakości. Jest na nich przyroda, zwierzęta, budynki, a nawet udało się fotografom uchwycić trudne warunki, z jakimi musiał zmierzyć się autor „Po bezdrożach Alaski”.
Bardzo rzadko sięgam po literaturę podróżniczą, ale po przeczytaniu tej książki stwierdzam, że chcę to zmienić. Być może jeszcze będę chciała zgłębić wiedzę o Ameryce Północnej. Tym bardziej, że poczułam się zaintrygowana. Nie wykluczam, że „odwiedzę” też Amerykę Południową. Trudno mi powiedzieć, gdzie zechcę jeszcze zawędrować. Ale jedno wiem na pewno – skoro nie mogę odbywać dalekich podroży realnie, to z największą przyjemnością będę wyruszała w przeróżne zakątki naszego kraju i nie tylko. W końcu podróże kształcą.
Książka Sebastiana Bielaka „Po bezdrożach Alaski” to pasjonująca relacja z podróży i pobytu autora na Alasce. To zachwyt nad przyrodą, jak również ukazanie jej nieprzewidywalności.
Autor dynamicznie i z ogromną pasją relacjonuje czytelnikom swoją wyprawę – od momentu wyjazdu z Polski aż po powrót do kraju. Najbardziej skupia się jednak na samym pobycie na Alasce. Jeśli...
Jestem właśnie świeżo po lekturze powieści „Zacisze Gosi” i tak naprawdę nie mam jej nic do zarzucenia. O ile część pierwsza tej serii, czyli „Ogród Kamili” była jakaś taka mało dopracowana, czegoś było za mało, a czegoś za dużo” , o tyle w „Zaciszu Gosi” dostałam to, co chciałam, a nawet więcej. Zaserwowano mi tajemnicę, sielski klimat, wyraziste postaci. No dobrze, Kamila Nowodworska i jej nieudolnie skrywane zakompleksienie mnie irytowało. Ale przełknęłam to. Natomiast pozostałych bardzo polubiłam. Zachwyciłam się sposobem przedstawienia przez Michalak siły przyjaźni i oddania tego, jak my – kobiety – potrafimy działać i zjednoczyć się w obliczu narastających problemów. To także piękna historia o tym, jaki los może być wobec nas okrutny i przewrotny. Cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę, bo mogłam się przy niej odprężyć, ale także zadumać nad tym, co w życiu najważniejsze.
Jestem właśnie świeżo po lekturze powieści „Zacisze Gosi” i tak naprawdę nie mam jej nic do zarzucenia. O ile część pierwsza tej serii, czyli „Ogród Kamili” była jakaś taka mało dopracowana, czegoś było za mało, a czegoś za dużo” , o tyle w „Zaciszu Gosi” dostałam to, co chciałam, a nawet więcej. Zaserwowano mi tajemnicę, sielski klimat, wyraziste postaci. No dobrze, Kamila...
więcej mniej Pokaż mimo toDość dziwna książka. Z jednej strony wciąga i trudno się od niej oderwać, a z drugiej – mnóstwo w niej niejasności, jakby braku logiki. Niby tu sielsko i anielsko ale i wiele chaosu. Wszystko pędzi na łeb, na szyję. Taki niedopracowany twór. Nie powiem, że to zła pozycja, ale na kolana mnie nie rzuciła.
Dość dziwna książka. Z jednej strony wciąga i trudno się od niej oderwać, a z drugiej – mnóstwo w niej niejasności, jakby braku logiki. Niby tu sielsko i anielsko ale i wiele chaosu. Wszystko pędzi na łeb, na szyję. Taki niedopracowany twór. Nie powiem, że to zła pozycja, ale na kolana mnie nie rzuciła.
Pokaż mimo to
Dwie rodziny, zupełnie nieświadome swoje istnienia. Nie mają ze sobą nic wspólnego. Pozornie. Bo tak naprawdę łączy ich tajemnica i decyzja, która już na zawsze zmieni ich losy.
Jest rok 1964. Zima, Stany Zjednoczone. Żona Davida Henry’ego właśnie zaczyna rodzić. Niestety, ginekolog, który prowadzi ciążę kobiety, nie daje rady dotrzeć na miejsce, więc David sam musi odebrać poród. Rodzi się śliczny, zdrowy chłopiec o imieniu Paul. Szybko jednak okazuje się, że Norah na świat wydaje jeszcze córeczkę – Phoebe. Kobieta nie jest tego świadoma, bo dostaje silne środki przeciwbólowe i nie do końca wie, co się wokół niej dzieje. Nie wie, że córeczka urodziła się z zespołem Downa, co jest ogromnym szokiem dla wszystkich, a zwłaszcza dla Davida, który doskonale pamięta ból po stracie swojej siostry, chorującej na serce. Rozpacz i ból całej rodziny. Mężczyzna po krótkim namyśle dochodzi do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli Phoebe zostanie oddana do domu opieki, gdzie zamieszkują dzieci opóźnione w rozwoju. Prosi więc pielęgniarkę, aby zabrała dziecko i odwiozła je do wyżej wspomnianego domu. Sam zaś okłamuje własną żonę, że ich drugie dziecko zmarło przy porodzie.
Caroline – pielęgniarka – nie jest w stanie spełnić życzenia doktora. Podejmuje decyzje, że sama wychowa nowonarodzone maleństwo. Tak podpowiada jej serce i sumienie. A gdy w gazecie znajduje zaproszenie na ceremonię żałobną z okazji śmierci córeczki doktora Henry’ego, nabiera pewności, że to, co robi jest słuszne.
Powieść jest wielowątkowa i poruszanych jest w niej kilka ważnych tematów. Pierwszy i dowodzący to wychowanie dziecka z zespołem Downa. Autorka ukazuje wszystkie blaski, ale także cienie opieki nad osobą zmagającą się z tą chorobą. Udowadnia, że nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe.
Oprócz tego ukazane są trudne relacje rodzinne i społeczne, mierzenie się z problemami dnia codziennego, a także próba odpowiedzi na pytanie, jak podejmowane przez nas decyzje, wszelkiego rodzaju wybory wpływają na nasze dalsze losy. Postaci wykreowane przez Edwards niejednokrotnie musieli stanąć przed dylematem, co zrobić w takiej czy innej sytuacji i czy to, na co się zdecydują, przyniesie wszystkim spełnienie i spokój, czy wręcz przeciwnie.
„Córka opiekuna wspomnień” to powieść niewątpliwie bardzo ciekawa i wzruszająca. Napisana bez zbędnego patosu, z wyczuciem, choć nie pozbawiona emocji. Jej zaletą jest to, że pisarka nie narzuca czytelnikowi swojego zdania, nie ocenia bohaterów, ale stara się dokładnie omówić problem, dane zagadnienie, pokazać je z różnych perspektyw tak, abyśmy sami mogli wysnuć wnioski i swoje refleksje.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wskazała też minusów, które dostrzegłam podczas lektury. Otóż dla mnie ta książka mogłaby być o krótsza. Sporo na jej kartach jest opisów, które spowalniają akcję właściwą i nieco nużą. Jest to jednak moje subiektywne odczucie. To co mnie przeszkadza, niekoniecznie musi wadzić innym.
Dla uspokojenia napiszę iż zarzut, który wysnułam, nie wpłynął znacząco na moją ocenę tej powieści. Uważam, że warto się z nią zapoznać i wyrobić sobie swoją opinię.
Dwie rodziny, zupełnie nieświadome swoje istnienia. Nie mają ze sobą nic wspólnego. Pozornie. Bo tak naprawdę łączy ich tajemnica i decyzja, która już na zawsze zmieni ich losy.
Jest rok 1964. Zima, Stany Zjednoczone. Żona Davida Henry’ego właśnie zaczyna rodzić. Niestety, ginekolog, który prowadzi ciążę kobiety, nie daje rady dotrzeć na miejsce, więc David sam musi...
Trzy kobiety. Trzy różne, często skomplikowane historie życiowe. Radości, ale również poważne życiowe problemy, z którymi każda z nich musi się zmierzyć i stawić im czoło. Jak z tymi wyzwaniami poradzą sobie bohaterki książki "Dom samotnych"autorstwa Joanny Kruszewskiej. O tym przekonacie się gdy zdecydujecie się sięgnąć po tę powieść.
Początkowo byłam sceptycznie do niej nastawiona. Wielokrotnie przy lekturze w głowie pojawiało mi się stwierdzenie, że to lekkie, niewiele wnoszące czytadełko.
Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że jest to książka wartościowa i że zaczyna mnie wciągać, a niektóre opisywane przez autorkę sytuacje, są mi bardzo bliskie. Po wysnuciu tegoż wniosku spojrzałam na tę pozycję zupełnie inaczej, zaczęła mnie ona wciągać i interesować. Z uwagą śledziłam losy wykreowanych postaci, bo chciałam się dowiedzieć, jak dalej potoczą się ich losy. Ja już wiem.
A Was zachęcam, abyście sami się o tym przekonali.
Trzy kobiety. Trzy różne, często skomplikowane historie życiowe. Radości, ale również poważne życiowe problemy, z którymi każda z nich musi się zmierzyć i stawić im czoło. Jak z tymi wyzwaniami poradzą sobie bohaterki książki "Dom samotnych"autorstwa Joanny Kruszewskiej. O tym przekonacie się gdy zdecydujecie się sięgnąć po tę powieść.
Początkowo byłam sceptycznie do niej...
Przyznam, że rzadko sięgam po kryminały i thrillery. Nigdy nie pociągał mnie ten gatunek. Nie lubię czytać o morderstwach, intrygach. Jednak w książce Magdy Stachuli pt. „Idealna” nie znalazłam tego wszystkiego.
„Idealna” to powieść, którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Wciągnęłam się w tę historię. I, gdy już zbliżałam się do jej końca, stwierdziłam nawet, że chyba polubię się z thrillerami psychologicznymi.
Od razu zdradzę, że w książce mamy czterech narratorów i, jak się domyśliłam, jest to celowy zabieg literacki zastosowany przez autorkę. A wszystko po to, abyśmy mogli poznać opisywane problemy jak najdokładniej i to z różnych perspektyw.
Anita i Adam to młode małżeństwo. Wzorowa para, znakomicie się dogadują, do czasu. Właśnie przeżywają kryzys. Od wielu miesięcy bezskutecznie starają się o dziecko. Każda próba nie przynosi oczekiwanego rezultatu. Kobietę powoli taka sytuacja zaczyna dobijać psychicznie. Staje się coraz bardziej sfrustrowana, wściekła na wszystko i wszystkich dookoła. Obwinia otoczenie, a najbardziej swojego męża – Adama, który nie potrafi spełnić jej marzenia o tym, by wreszcie została matką. Mężczyzna również czuje się zmęczony, nie tyle już ciągłymi staraniami o dziecko, ale przede wszystkim zachowaniem żony. Przygnieciony rodzinnymi kłopotami postanawia poszukać odprężenia w ramionach innej kobiety. Tymczasem Anita znajduje sobie nowe hobby, którym jest podglądanie innych przez kamerę internetową.
Co z tego wszystkiego wyniknie? Czy młodzi doczekają się upragnionego potomstwa? Kim jest kobieta, z którą Adam wdaje się w romans?
Tego dowiecie się, gdy zdecydujecie się sięgnąć po „Idealną” Magdy Stachuli.
Według mnie największą zaletą tej powieści jest to, że pisarka nie skupia się na stworzeniu mrożącej krew w żyłach, krwawej fabuły. Tutaj nie znajdziemy ścielących się gęsto trupów. Pierwsze skrzypce grają za to relacje miedzy bohaterami, motywy, jakimi się kierują przy podejmowaniu takich a innych kroków. To doskonałe studium ludzkiej psychiki, całej jej złożoności.
Postaci, które stworzyła Stachula, są bardzo wyraziste, można je lubić lub nie. Czasem współczujemy im, a za moment zaciskamy nerwowo pięści, bo denerwują nas do granic możliwości. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to właśnie jest jeden z wyznaczników dobrej literatury. Nie znoszę bohaterów nijakich, bez wyrazu. Ponadto, podczas czytania uwielbiam zastanowić się, co ja bym zrobiła, gdybym była na miejscu poszczególnych bohaterów. To kolejny czynnik sprawiający, że dany tytuł oceniam jako dobry lub bardzo dobry. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że ta powieść zasługuję na to miano.
Trochę rozczarowało mnie samo zakończenie. Nie do końca było dla mnie jasne, ale to taki maleńki minus, który nie wpływa na moją ocenę tej książki. Jak się pewnie domyślacie już wystawiłam „Idealnej” maksymalną notę i zastanawiam się, czy nie jest to pozycja, która w moim prywatnym rankingu uplasuje się w pierwszej piątce książek przeczytanych w tym roku. Jeszcze nie wiem, ale nie wykluczam tego.
Jeśli zastanawiacie się jeszcze, czy naprawdę warto poświęcić swój czas tej książce i uwagę, to odpowiadam jednoznacznie i stanowczo – WARTO! Zwłaszcza polecam ją osobom interesującym się psychologią, lubiącym lekkie, ale wciągające opowieści. Jestem pewna, że nie pożałujecie.
Przyznam, że rzadko sięgam po kryminały i thrillery. Nigdy nie pociągał mnie ten gatunek. Nie lubię czytać o morderstwach, intrygach. Jednak w książce Magdy Stachuli pt. „Idealna” nie znalazłam tego wszystkiego.
„Idealna” to powieść, którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Wciągnęłam się w tę historię. I, gdy już zbliżałam się do jej końca, stwierdziłam nawet, że...
Ellie to 32-letnia dziennikarka. Pewnego dnia podczas wykonywania swojej pracy natrafia na bardzo osobistą i specyficzną korespondencję między Jennifer, kobietą nieszczęśliwą, żyjąca u boku bogatego męża i Anthonym – reporterem. Spotykają się i zaczynają pałać do siebie ogromnym uczuciem. Niestety, ich uczucie nie należy do najłatwiejszych, chociażby dlatego, że tych dwoje dzieli spora odległość. Jedyne, co im teraz pozostało to komunikowanie się za pomocą listów i przekazywanie ich poprzez skrytkę pocztową.
Z czasem jednak zakochani dochodzą do wniosku, że chcą być razem. Gdy Jennifer w końcu postanawia odejść od męża i wydaje się, że będzie wiodła szczęśliwe życie przy swoim kochanku, ulega bardzo poważnemu wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego traci pamięć. W czasie rekonwalescencji znajduje jednak swoją korespondencję z Anthonym.
Nie zdradzając więcej fabuły dodam jeszcze tylko, że Ellie w historię tych dwoje bardzo się angażuje i jest ona jej bliska nie tylko z powodów zawodowych, ale również z tych osobistych. Bowiem dziewczyna jest uwikłana w romans z żonatym mężczyzną. Jak ta cała historia się zakończy? Czy główni bohaterowie odnajdą się i będą jeszcze szczęśliwi??
Tego dowiecie się, gdy sięgniecie po powieść autorstwa Jojo Moyes „Ostatni list od kochanka”.
Mam ogromny problem z tą książką. Bo…z jednej strony wciągnęła mnie dość mocno. Czytałam ją z zaciekawieniem, z zaangażowaniem śledziłam losy wykreowanych postaci. Najbardziej utożsamiałam się z Ellie. Kibicowałam jej. Z drugiej zaś strony...czasem czułam się znużona przedstawioną przez Moyes historią. Brakowało mi w całości tego żaru, namiętności. Wszystko to było takie jakieś…płytkie, miałkie. A to przecież opowieść o wielkiej miłości…
Chociaż, tak jak wcześniej wspomniałam, czytałam tę książkę zainteresowana, co się dalej wydarzy, to nie mogę powiedzieć, że targały mną wielkie emocje, że kręciły mi się łzy w oczach. Miałam nieodparte wrażenie podczas lektury, że zaczynam się gubić w czyim życiu wydarzyła się dana sytuacja. Dla mnie, jako czytelniczki, byłoby znacznie lepiej, gdyby Jojo Moyes skupiła się na przedstawieniu historii albo tylko Ellie i jej kochanka (to by mi najbardziej odpowiadało) albo Jennifer i Anthony’ego. A tak, wszystko pomieszane było ciężkostrawne. A samo zakończenie powieści…zdecydowanie jakaś pomyłka i tak prawdę mówiąc- nie mam zielonego pojęcia o co chodziło.
Mimo tych wad postanowiłam, że ocenię książkę na siódemkę, choć…chyba będą mnie męczyć czytelnicze wyrzuty sumienia, że jestem zbyt pobłażliwą czytelniczką. Ale zrobiłam to, żeby sprowokować Was do sięgnięcia po ten tytuł.
Ellie to 32-letnia dziennikarka. Pewnego dnia podczas wykonywania swojej pracy natrafia na bardzo osobistą i specyficzną korespondencję między Jennifer, kobietą nieszczęśliwą, żyjąca u boku bogatego męża i Anthonym – reporterem. Spotykają się i zaczynają pałać do siebie ogromnym uczuciem. Niestety, ich uczucie nie należy do najłatwiejszych, chociażby dlatego, że tych dwoje...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-07
Na pierwszy rzut oka powieść „Troje na huśtawce” Nataszy Sochy nie różni się od wszystkich innych miłosnych historii. Jest ona i on. Są motyle w brzuchu, pożądanie, wzajemna fascynacja. Nic odkrywczego. Przecież tyle razy czytaliśmy (choć w sumie powinnam napisać czytałyśmy, bo to literatura adresowana typowo do kobiet) takie historie. Jednak w tej opowieści jest coś innego, co bardziej przyciąga uwagę czytelników. Ona łamie wszelkie stereotypy.
42-letnia Koralia na swoim koncie ma już rozwód i złamane serce. Ma też przyjaciółkę Aurelię, która pomaga jej w trudnych chwilach po rozstaniu z niewiernym mężem.
Tytus – 24 –letni dobrze zapowiadający się weterynarz, specjalista od fizjoterapii zwierząt.
Tych dwoje łączy uczucie – zakazane, niemoralne. I wcale nie dlatego, że między Koralią a Tytusem jest spora różnica wieku. To nie ona jest tu największym problemem. Problem polega na tym, że chłopak jest synem wcześniej już wspomnianej Aureli i na dodatek, nasza główna bohaterka, czyli Koralia, była kiedyś jego opiekunką czy jak kto woli – nianią. Sami przyznacie, że sytuacja nie należy do codziennych.
Dylematy moralne, nieprzewidywalność życia, namiętność, przyjaźń wystawiona na próbę. To wiodące tematy w książce „Troje na huśtawce” Nataszy Sochy.
Powieść bardzo mnie zaciekawiła. Czytałam ją z zainteresowaniem. Chociaż autorka dotyka trudnych tematów, to język tej powieści nie jest skomplikowany, czyta się ją lekko i szybko. Jedyną rzeczą, która mnie denerwowała, to brak chronologii. Natasza Socha raz przedstawiała wydarzenia z życia głównych bohaterów z okresu dzieciństwa, by za chwilę przejść do momentu, gdy już wkroczyli w życie dorosłe, wraca też do chwil młodzieńczych. To sprawiało, że czasem trudno było się skupić nad treścią i nad wiodącym wątkiem. Trzeba przy lekturze być mocno skoncentrowanym, bo inaczej czytający może się łatwo pogubić.
Mimo to książkę oceniam wysoko i uważam, że jest ona warta tego aby po nią sięgnąć. Polecam!
Na pierwszy rzut oka powieść „Troje na huśtawce” Nataszy Sochy nie różni się od wszystkich innych miłosnych historii. Jest ona i on. Są motyle w brzuchu, pożądanie, wzajemna fascynacja. Nic odkrywczego. Przecież tyle razy czytaliśmy (choć w sumie powinnam napisać czytałyśmy, bo to literatura adresowana typowo do kobiet) takie historie. Jednak w tej opowieści jest coś...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-11
Po prozę Agnieszki Lis sięgnęłam po raz pierwszy, dlatego miałam pewne obawy, czy jej książka mi się spodoba. Nie miałam pojęcia, czy wkomponuje się w mój czytelniczy gust.
Monika– spokojna, cicha jak myszka, z milionem kompleksów. Żyje cicho, aby nikomu nie przeszkadzać. Robert przystojny, dobrze zarabiający, elokwentny. Tych dwoje jakże różnych od siebie ludzi staje na ślubnym kobiercu. Dziewczyna jest szczęśliwa, bo wreszcie zacznie życie takie, jakiego pragnie. Czy rzeczywiście tak jest?
Bohaterka kompletnie nie umie odnaleźć się w nowej roli. Nie potrafi zaakceptować również tego, że mężczyzna, z którym zdecydowała się założyć rodzinę, tak diametralnie się zmienia. Robert staje się niemalże tyranem i despotą. Nie liczy się ze swoją żoną. Twierdzi, że nadaje się tylko do sprzątania i rodzenia dzieci. Tego ostatniego ona i on pragną najbardziej. Po pewnym czasie ich marzenie spełnia się. Na świat przychodzi Adaś. Okazuje się jednak, że sielanka nie trwa długo, a życie pokaże głównej bohaterce swoje najciemniejsze oblicze. Co się wydarzy i jak poradzi sobie z tym wszystkim Monika?
Tego nie zdradzę, ale powiem Wam, że nic już nie będzie takie jak dawniej.
Powieść nie należy do łatwych i przyjemnych, które czyta się w jeden wieczór. Zdecydowanie nie. To lektura, nad którą trzeba przysiąść, pomyśleć. Całość skłania czytelników do refleksji i próby odpowiedzenia sobie na pytania, które nasuwają się podczas zapoznawania się z losami wykreowanych przez autorkę postaci.
Ta książka uzmysławia nam, że zawsze trzeba iść za głosem swojego serca, bo tylko wtedy będziemy szczerzy i prawdziwi względem siebie i innych.
Jeśli macie ochotę przeczytać dobrą pozycję, w której świat przedstawiony ma dużo więcej barw niż tylko czerń i biel, gdzie dobro miesza się ze złem – to gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po „Pozytywkę” Agnieszki Lis. Nie zawiedziecie się!
Po prozę Agnieszki Lis sięgnęłam po raz pierwszy, dlatego miałam pewne obawy, czy jej książka mi się spodoba. Nie miałam pojęcia, czy wkomponuje się w mój czytelniczy gust.
Monika– spokojna, cicha jak myszka, z milionem kompleksów. Żyje cicho, aby nikomu nie przeszkadzać. Robert przystojny, dobrze zarabiający, elokwentny. Tych dwoje jakże różnych od siebie ludzi staje na...
Bardzo odprężająca i zarazem trzymająca w napięciu lektura.
Bardzo odprężająca i zarazem trzymająca w napięciu lektura.
Pokaż mimo toBardzo ciekawa książka. Autorka podjęła w niej wiele interesujących tematów. Do tego historia trzymająca w napięciu.
Bardzo ciekawa książka. Autorka podjęła w niej wiele interesujących tematów. Do tego historia trzymająca w napięciu.
Pokaż mimo to
Na początku książka dość mocno mnie wynudziła i nie mogłam długo zorientować się o co w niej chodzi, a to dlatego,że przez nieuwagę rozpoczęłam lekturę tej trylogii od tomu drugiego.
Szczerze mówiąc najbardziej wzruszyłam się gdzieś na pięćdziesiąt stron przed końcem powieści. Myślę,że sięgnę po kolejne tomy.
Na początku książka dość mocno mnie wynudziła i nie mogłam długo zorientować się o co w niej chodzi, a to dlatego,że przez nieuwagę rozpoczęłam lekturę tej trylogii od tomu drugiego.
Pokaż mimo toSzczerze mówiąc najbardziej wzruszyłam się gdzieś na pięćdziesiąt stron przed końcem powieści. Myślę,że sięgnę po kolejne tomy.