-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
W porównaniu z filmem, to książka wypada bardzo blado.
Na filmie ryczałam jak bóbr,że trudno było mnie uspokoic, a tu zaledwie może dwie łzy mi skapnęły na końcu.
W porównaniu z filmem, to książka wypada bardzo blado.
Na filmie ryczałam jak bóbr,że trudno było mnie uspokoic, a tu zaledwie może dwie łzy mi skapnęły na końcu.
To już druga część przygód ulicznego grajka Jamesa i jego przesympatycznego rudego kota Boba.
Nie będzie pewnie dla Was odkryciem gdy powiem, że przy lekturze bawiłam się świetnie.
Idzie jesień. Dni są coraz krótsze, a wieczory długie. Wielu właśnie wtedy lubi usiąść na kanapie czy w fotelu, przykryć się ciepłym kocykiem, obok postawić herbatę z cytryną i wziąć do ręki książkę, która utuli, ukoi i sprawi, że świat stanie się piękniejszy a problemy odejdą gdzieś daleko.
Według mnie taką pozycją jest „Świat według Boba” autorstwa Jamesa Bowena. Tym, którzy zapomnieli albo nie czytali mojej poprzedniej recenzji przypomnę, że ta historia nie jest wymyślona. To się stało naprawdę. Zarówno wspomniany już James, jak i Bob istnieją! Choć w sumie to kot istnieje, ale już wy innym wymiarze. Otóż, ostatnio dowiedziałam się na jednej z grup czytelniczych na FB, że miauczący przyjaciel grajka jest już za tęczowym mostem. Odszedł przeżywszy czternaście lat.
Zżyłam się niesamowicie z tym słodkim mruczkiem i jego panem. Z przyjemnością śledziłam kolejne perypetie tej dwójki. Uwielbiałam czytać opisy, jak zachowuje się mruczek, co robi. Znakomicie też czytało mi się o tym w jaki sposób i czym Bob lubi się bawić. I tak prawdę mówiąc, to bardzo chętnie nauczyłabym tych wszystkich zabaw mojego Dyzia. Tylko czy on zechciałby się ich nauczyć, nie wiem. Przecież kocich futrzaczków nie można zmuszać do niczego. To są niezależne istoty.
W książce nie brakowało także wzruszających momentów. Należą do nich choćby opisy wcześniejszego życia Jamesa, który był człowiekiem bezdomnym, a do tego narkomanem. Mężczyzna szczerze i zupełnie otwarcie opisuje, jak żyło mu się dawniej, zanim poznał swojego towarzysza – Boba. To jest opowieść pozbawiona cenzury. James niejednokrotnie pisze o tym, że ludzie potrafią być bardzo okrutni względem osób, które nie mają własnego domu, nie mają gdzie się podziać. Dzieli się też doświadczeniami i wnioskami, jak wygląda powrót bezdomnego narkomana do normalności. Niestety, nie wygląda to kolorowo i z tym musiał zmierzyć się nasz autor, a wraz z nim kociak. Czy udało im się rozpocząć razem normalne życie? Czy i jak James zaczął zarabiać swoje pieniądze na utrzymanie siebie i pupila. Nie zdradzę, ale za to gorąco Was zachęcam do zapoznania się z książką „Świat według Boba”. Warto!!!
Z czystym sumieniem polecam tę lekturę!
To już druga część przygód ulicznego grajka Jamesa i jego przesympatycznego rudego kota Boba.
Nie będzie pewnie dla Was odkryciem gdy powiem, że przy lekturze bawiłam się świetnie.
Idzie jesień. Dni są coraz krótsze, a wieczory długie. Wielu właśnie wtedy lubi usiąść na kanapie czy w fotelu, przykryć się ciepłym kocykiem, obok postawić herbatę z cytryną i wziąć do ręki...
Bardzo rzadko sięgam po książki zagranicznych autorów. Jeśli ktoś z Was chciałby dowiedzieć się dlaczego, to serdecznie polecam zapoznanie się z tym tytułem.
Główną bohaterkę – Johannę Morigan – poznajemy w momencie, gdy leży obok swojego sześcioletniego śpiącego brata na łóżku, które dostała po zmarłej babci. Nastolatka się właśnie bezwstydnie masturbuje. Dziewczyna niemalże obsesyjnie marzy o tym, by być ponętną, by chłopcy się za nią oglądali. Pragnie by ktoś ją przeleciał. Na szczęście ma też inne marzenia – chce zrobić coś szlachetnego, coś o czym wszyscy się dowiedzą. Ale jak na razie jest grubą, smutną, zakompleksioną czternastolatką.
Johanna sporo czasu spędza w bibliotece, gdzie za darmo spokojnie może czytać książki i różne czasopisma. Ponieważ jej rodzina żyje w skrajnym ubóstwie, nasza bohaterka wpada na pomysł, że będzie krytyczką muzyczną. Ukrywa się pod pseudonimem Dolly Wilde. Jest agresywna, arogancka, cyniczna, ubiera się na czarno, nosi mocny makijaż, cylinder i w swoich recenzjach nie odpuszcza nikomu i niczemu. Londyn staje przed nią otworem - sex, drugs and rock’n’roll.
Nie ma sensu, żebym pisała Wam dalej o fabule tej powieści, bo…zdecydowanie nie ma o czym.
Ta książka jest denna, bezpłciowa i…do granic możliwości obrzydliwa. Tak, jest wstrętna, obrzydliwa, że aż przy jej czytaniu zbierało mi się na wymioty. A już szczytem wszystkiego było, gdy autorka zupełnie bez ogródek i z przesadną dokładnością zaczęła pisać o czynności fizjologicznej zwanej załatwianiem się, a ona określa ją po prostu – uważajcie – SRANIEM!!!
Po tym fakcie, nie zważając na fakt, że do jej dokończenia zostało mi dużo stron, zwyczajnie stwierdziłam, że podziękuję tej nędznej lekturze. Zaczęłam się jednocześnie zastanawiać, jak można było wypuścić na rynek wydawniczy coś takiego, co nawet gniotem nie można określić, bo to byłby epitet zbyt ładny i całkowicie nie oddający jej treści. Totalnie (!!!!!) nie pojmuję jak ktoś może zachwycać się czymś takim i jeszcze to polecać innym? Serio?!!!!
Przeczytałam gdzieś, że na podstawie tego powstał film. Hmmm... Cóż, być może w takiej formie to-to się sprawdzi, chociaż mi szkoda byłoby czasu na oglądanie takiej miernoty, ale ok…Jak kto woli. Każdy ma inny gust. Wiem jednak jedno, że po zagraniczną literaturę nie sięgnę chyba bardzo, bardzo, bardzo długo. A już na pewno nie będzie to literatura amerykańska.
Kończąc, jeśli macie ochotę poczytać o zapuszczonej nastolatce, która zamiast walczyć ze swoimi problemami, woli się masturbować – sięgnij po tę książkę. Jeśli lubisz historie bez wyrazu, gdzie pisarka albo sama jest nimfomanką albo ma jakiś problem z seksem – przeczytaj tę pozycję. Jeżeli masz chęć zapoznać się z wyimaginowanymi zmartwieniami (h)amerykańskiej rodziny – ten tytuł jest dla Ciebie.
Natomiast, jeżeli na wszystkie podpunkty odpowiedziałeś „nie” to omijaj tę historię, bo nie jest ona dla Ciebie. I dla mnie także na sto procent nie jest.
Bardzo rzadko sięgam po książki zagranicznych autorów. Jeśli ktoś z Was chciałby dowiedzieć się dlaczego, to serdecznie polecam zapoznanie się z tym tytułem.
Główną bohaterkę – Johannę Morigan – poznajemy w momencie, gdy leży obok swojego sześcioletniego śpiącego brata na łóżku, które dostała po zmarłej babci. Nastolatka się właśnie bezwstydnie masturbuje. Dziewczyna...
To na pewno nie będzie recenzja pełna zachwytów, o nie! Czytacie na własną odpowiedzialność
Zacznijmy jednak od krótkiego nakreślenia o czym jest akcja. Emerycka Szajka nie zwalnia. Uparcie chcą poprawić jakość życia starszych i ubogich osób. Cóż…Plan bardzo dobry i szlachetny, tylko zupełnie oderwany od rzeczywistości. Przy pomocy śmieciarki i …świnek-skarbonek staruszkowie dokonują napadu na bank. Tak im się ta zabawa spodobała, że niewiele myśląc wpadają na kolejny, idiotyczny pomysł. Mianowicie otwierają restaurację, przy czym o jej prowadzeniu nie mają nawet bladego pojęcia, jedynie wydaje się im, że wiedzą jak rozwinąć ów interes. Jeśli myślicie, że to byłaby zwykła restauracja, taka jakie znacie do tej pory, no to od razu mówię, że jesteście w wielkim błędzie. Oczywiście, będą przekąski, różne udziwnione dania. Świeczką, a biorąc pod uwagę tę chorą ideę, to powinnam napisać gromnicą, na tym „torcie” mają być tak zwane szybkie randki i potańcówki dla seniorów. O ile to drugie nie wzbudza we mnie negatywnych uczuć, bo nie raz miałam okazję się przekonać jak starsi ludzie świetnie bawią się przy muzyce i jaki to ma na nich wpływ, tak to pierwsze mnie odrzuca mocno! Jakby tego było mało szaleńcy (bo ja nie potrafię ich inaczej nazwać) chcą polować na prawdziwych przestępców wśród oszustów podatkowych i inwestorów wysokiego ryzyka.
Jedną i jedyną zaletą tej książki jest język, jakim jest napisana. Pisarka wplata śmieszne określenia, zabawne zdania w wypowiedzi seniorów. Niby akcja jest wartka. No właśnie – kluczowe słowo – niby. Bo w moim odczuciu, to całość jest strasznie rozwlekła i nadmuchana przez autorkę na siłę. Zupełnie nie wiem czemu to miało służyć. Sporo w tej pozycji informacji, opisów, które – według mnie – są zbędne i wręcz całkiem nieistotne.
Ponadto, to wszystko jest takie odrealnione. Jeśli mam być szczera, to przy lekturze niejednokrotnie przeszło mi przez głowę, że albo pisarka postanowiła uprawiać radosną twórczość i hulaj dusza, piekła nie ma. Albo, zanim zasiadła do pisania – ostro się naćpała. Chwilami, to nie wiedziałam czy mam się śmiać z tego, co zostało mi zaserwowane, czy płakać nad tym, że to takie idiotyczne i naiwne. Podobnie zresztą jak bohaterzy, którzy tu zostali wykreowani.
Nie dałam rady dokończyć tego. Chyba zostało mi jakieś sto, no może sto parę, stron. Nie dałam rady taplać się dłużej w tej głupawej rzeczywistości, z postaciami, którym ktoś najwyraźniej poprzestawiał klepki w głowie, bo ich irracjonalne zachowanie dokładnie na to wskazywało.
Lubię książki o starszych osobach, o starości, ale niechże one będą napisane mądrze, z głową i po wcześniejszym przemyśleniu, co się chce przelać na papier. Literaturze durnej i tak boleśnie naiwnej mówię zdecydowane NIE!
To na pewno nie będzie recenzja pełna zachwytów, o nie! Czytacie na własną odpowiedzialność
Zacznijmy jednak od krótkiego nakreślenia o czym jest akcja. Emerycka Szajka nie zwalnia. Uparcie chcą poprawić jakość życia starszych i ubogich osób. Cóż…Plan bardzo dobry i szlachetny, tylko zupełnie oderwany od rzeczywistości. Przy pomocy śmieciarki i …świnek-skarbonek...
2020-12-15
Książka nic nie wniosła do mojego życia. Nie zatrzymała mnie swoją treścią, nie wzruszyła, nie rozbawila. Przy jej czytaniu nie wysunęłam żadnego wniosku poza tym, że dziwię się, że pisarkom i pisarzom chce się tworzyć takie nudne powieści.
Inni się zachwycają, a ja się zastanawiam - po co te ochy i achy?
Książka nic nie wniosła do mojego życia. Nie zatrzymała mnie swoją treścią, nie wzruszyła, nie rozbawila. Przy jej czytaniu nie wysunęłam żadnego wniosku poza tym, że dziwię się, że pisarkom i pisarzom chce się tworzyć takie nudne powieści.
Inni się zachwycają, a ja się zastanawiam - po co te ochy i achy?
Książka autorstwa Katarzyny Sarnowskiej to proza bardzo wciągająca i hipnotyzująca w pewien sposób.
Początkowo , gdy zaczęłam czytać tę powieść, to pomyślałam, że mi się ona nie spodoba. Bo wojenne a właściwie przedwojenne klimaty są tu wiodące. A mnie takie rzeczy nie kręcą. Ale okazuje się, że to, coś więcej niż miłosna historia z wojną w tle.
To opowieść o marzeniach o tum, że na świecie jest mnóstwo wspaniałych ludzi, ale tych okrutnych jest również sporo. Toksyczni bliscy- to chyba najgorsze, co może się przytrafić.
Autorka w mistrzowski sposób pokazuje, że najwięcej wygrywają ci, którzy kierują się sercem i głosem swojej intuicji. Nie ma ważniejszego drogowskazu.
Wspaniale wykreowane postaci, wciągające dialogi, wartka akcja.
Twgo właśnie potrzebuje czytelnik, który chciałby przeczytać dobrą literaturę. No ok, ok. Ja tego oczekuję. I to otrzymałam, a więc czuję się zaspokojona czytelniczo.
Książka autorstwa Katarzyny Sarnowskiej to proza bardzo wciągająca i hipnotyzująca w pewien sposób.
Początkowo , gdy zaczęłam czytać tę powieść, to pomyślałam, że mi się ona nie spodoba. Bo wojenne a właściwie przedwojenne klimaty są tu wiodące. A mnie takie rzeczy nie kręcą. Ale okazuje się, że to, coś więcej niż miłosna historia z wojną w tle.
To opowieść o marzeniach o...
Książka strasznie nudna i bez potencjału.
Książka strasznie nudna i bez potencjału.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to