Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Ten rok daje mi nieźle w kość. Na każdym polu. Najchętniej schowałabym się niczym ślimak w swojej skorupie i wyszła z niej dopiero, gdy będę miała pewność, że wszystkie burze i pioruny nade mną minęły. Niestety, tak się nie da. Nie da się uciec przed problemami i zmartwieniami, które zdają się nie kończyć.
Taką próbę ucieczki od własnych trosk podejmuje bohaterka książki Anny Chaber „Jesień w kolorze syropu klonowego”.

Lena wyjeżdża do swojej ciotki do Kanady bo wydaje jej się, że tam odnajdzie spokój. Tam niby przypadkiem spotyka mężczyznę imieniem Johnathan, który jest znanym i dość kontrowersyjnym dziennikarzem. Mężczyzna pracuje właśnie nad swoją nową książką, a gdy poznaje Lenę stwierdza, że ta byłaby dla niego świetną asystentką. W ten oto sposób tych dwoje podejmuje ze sobą współpracę.

Anna Chaber w plastyczny sposób odmalowała przed swoimi czytelnikami jesienny obraz Kanady, dzięki temu wszyscy Ci, którzy jeszcze nie odwiedzili tego zakątka, mogli to zrobić w wyobraźni, podczas lektury.

Dobrze się czytało tę powieść. Przez pierwszą połowę nawet czułam się odprężona i miałam wrażenie, że właśnie takiej lektury potrzebowałam. Wyciszyła mnie, sprawiła, że ciut oderwałam się od rzeczywistości. Jednak później coś się popsuło. Nie umiałam skupić się na fabule, a wręcz mnie ona nudziła.

Relacja między Leną, a Jonathanem w mojej ocenie była bardzo płytka. Chwilami jakaś tak instrumentalna. Tak jakby pisarka chciała po prostu, brzydko mówiąc, odfajkować ten wątek, no bo czymś musiała wypełnić strony. Nie porwało mnie to, ale finalnie nie umiałam nie dać tej książce wysokiej noty, bo aż 8/10. Zaczęłam więc się zastanawiać dlaczego tak zrobiłam. I po namyśle stwierdziłam, że tę wysoką ocenę wystawiłam temu tytułowi przede wszystkim za taki niespieszny klimat, który zdecydowanie mi odpowiadał akurat w tym momencie życia, w którym jestem. A dodatkowo, urzekło mnie jak Chaber wykreowała postać ciotki głównej bohaterki. Bardzo polubiłam Ewę. To wyluzowana, trochę szalona pani, ale też bardzo wspierająca swoją siostrzenicę.

„Jesień w kolorze syropu klonowego” to nie jest doskonała powieść, ale za to zatrzymująca swoim klimatem. To historia o szukaniu siebie, o tym, że nie można uciec przed życiowymi trudnościami, a także o tym, że czasem warto rzucić się na głęboką wodę, niewiele myśląc i kalkulując, bo wówczas życie może nas pozytywnie zaskoczyć.

Ten rok daje mi nieźle w kość. Na każdym polu. Najchętniej schowałabym się niczym ślimak w swojej skorupie i wyszła z niej dopiero, gdy będę miała pewność, że wszystkie burze i pioruny nade mną minęły. Niestety, tak się nie da. Nie da się uciec przed problemami i zmartwieniami, które zdają się nie kończyć.
Taką próbę ucieczki od własnych trosk podejmuje bohaterka książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzeci tom serii poziomem jest podobny do tomu pierwszego, co mnie bardzo ucieszyło, bo trzymał mocno w napięciu i zaciekawieniu, co dalej się wydarzy.
Dla mnie to była niezwykle ciekawa i wciągająca historia.

Trzeci tom serii poziomem jest podobny do tomu pierwszego, co mnie bardzo ucieszyło, bo trzymał mocno w napięciu i zaciekawieniu, co dalej się wydarzy.
Dla mnie to była niezwykle ciekawa i wciągająca historia.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę mniej podobała mi się ta część niż pierwsza. Niektóre fragmenty zaczęły mi się już dłużyć, ale nadal wysoko oceniam tę książkę i jest w kręgu moich zainteresowań.

Trochę mniej podobała mi się ta część niż pierwsza. Niektóre fragmenty zaczęły mi się już dłużyć, ale nadal wysoko oceniam tę książkę i jest w kręgu moich zainteresowań.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Z prozą Aleksandry Rak spotykałam się po raz pierwszy. Przeczytawszy opis na okładce stwierdziłam, że to literatura doskonała dla mnie. Czy miałam rację?

Dominik znajduje na stacji benzynowej dziewczynę. Zmarzniętą i bardzo przestraszoną. Z początku chłopak nic o niej nie wie. Z trudem udaje mu się ustalić, że ma na imię Lena. To zamknięta w sobie i nieufna osoba. Coś musiało się wydarzyć, że młoda kobieta tak się zachowuje.

"Kiedy uciekam" jest początkiem serii "Poprowadź mnie” autorstwa Aleksandry Rak.
Wracając jeszcze na moment do fabuły książki… Główna bohaterka ma trudną przeszłość za sobą i to taką, która cały czas, mówiąc kolokwialnie, ciągnie się za nią i nie daje za wygraną. 23-latka, bo tyle lat ma Lena, nie liczyła, że ktokolwiek zechce jej pomóc, że spróbuje dać jej szansę żyć normalnie, choć to wcale nie jest takie proste.

Chłopak, który znalazł Lenę, pozwala jej zamieszkać u pani Teresy, która jest jego ciotką. Starsza pani nie tylko przyjmuje ją pod swój dach, ale również otacza czułą opieką jak matka. Mamy okazję jeszcze poznać Agnieszkę, Kubę i Kamila. Każda z postaci w tej książce ma swoją, nierzadko skomplikowaną historię, doświadczenia i lekcje do przepracowania.

Odpowiadając na pytanie, które zadałam na samym początku mojej opinii – tak, literatura spod pióra Aleksandry Rak w stu procentach wpisuje się w mój gust czytelniczy.
Jeśli dłużej mnie znacie i czytacie moje recenzje to świetnie wiecie, że jestem fanką powieści z rozbudowanym wątkiem psychologicznym, gdzie do wielu wniosków i refleksji czytelnik musi dość sam, bo autor nie podaje mu tego na tacy. Dodatkowo, uwielbiam gdy postaci przedstawiane w danej pozycji są charakterne, wyraziste. Mogę ich nie lubić, nie zgadzać się z ich wyborami, ale muszą one być jakieś. Lubię wyrobić sobie zdanie o poszczególnych bohaterach. Nienawidzę natomiast, gdy pisarka bądź pisarz tworzy postaci, o których ja – po skończonej lekturze – nie mogę powiedzieć nic. Ani dobrze ani źle. Takich pozycji unikam
Nie muszę chyba wspominać, że z ogromnym zainteresowaniem zawsze czytam książki z ciekawą fabułą, wartką akcją i znakomicie poprowadzonymi dialogami.
Tutaj to wszystko dostałam i śmiem stwierdzić, że na poziomie perfekcyjnym.
Co ciekawe, książki z serii „Poprowadź mnie” ( a jest ich trzy, aktualnie czytam drugi tom) są krótkie, bo liczą ponad sto stron, więc właściwie to lektura na jeden wieczór. Ja jednak, z uwagi na interesującą treść, dawkuję sobie czytanie i losy Leny i jej przyjaciół chcę poznawać powoli.

Kończąc moje refleksje po pierwszym tomie, chcę Wam napisać, że „Kiedy uciekam” i cały cykl, to nie jest lektura lekka i przyjemna. Autorka podejmuje ciężkie tematy takie jak przemoc wobec kobiet, samotność, wyalienowanie, ale także ukazuje, że jeśli trafimy na dobrych ludzi, którzy wyciągną do nas pomocną dłoń, to wielu opresji lub mówiąc wprost z każdego bagna, można wyjść cało. To też opowieść o bliskości, o tym, że czasem warto wyjść z własnej strefy komfortu, otworzyć się na innych, że po ogromnej burzy z piorunami zawsze wyjdzie słońce.

Z czystym sercem polecam Wam ten tytuł. Proszę, sięgnijcie po tę książkę! Choć jej objętość jest niepozorna, to zapewniam Was, że tematyka jest niezwykle ważna i nie można wobec niej przechodzić obojętnie.

Z prozą Aleksandry Rak spotykałam się po raz pierwszy. Przeczytawszy opis na okładce stwierdziłam, że to literatura doskonała dla mnie. Czy miałam rację?

Dominik znajduje na stacji benzynowej dziewczynę. Zmarzniętą i bardzo przestraszoną. Z początku chłopak nic o niej nie wie. Z trudem udaje mu się ustalić, że ma na imię Lena. To zamknięta w sobie i nieufna osoba. Coś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Stare przysłowie mówi, że „na naukę i miłość nigdy nie jest za późno. Jedni zgadzają się z tym stwierdzeniem, inni nie. Na pewno Franciszek Nowak, bohater książki „Pięć wdów” przytaknąłby, że to prawda.

Karolewo to wieś, w której mieszka prawie osiemdziesięcioletni senior rodu Nowaków – Franciszek. Mężczyzna od ponad roku jest wdowcem. Niedzielne popołudnia zazwyczaj spędza u syna i jego rodziny. Nie może się pogodzić, że ma trzech wnuków, którzy siedzą u rodziców, cały czas gapią się w smartfony i ani myślą o tym by poszukać sobie jakiejś dziewczyny i zmienić wreszcie swój stan cywilny. Mocno zdenerwowany takim stanem rzeczy starszy pan bierze w sprawy w swoje ręce. Postanawia, że pokaże chłopakom, jak się szuka prawdziwej miłości i na Boże Narodzenie się ożeni.
Robi listę kilkudziesięciu wdów z okolicy i wśród nich szuka tej jedynej. Niestety, bezskutecznie. W końcu trafia do domu Jadwigi, a tam spotyka aż pięć tytułowych wdów, czyli wspomniana już Jadwiga, Melania, Lucyna, Krystyna i Helena. Franciszek czuje, że trafił do właściwego domu i z pewnością któraś z tych dam – zostanie jego żoną.
Teoretycznie wszystko powinno iść gładko, ale gdy wnukowie pana Nowaka dowiadują się o zamiarach dziadka, nie czekają zbyt długo i podejmują decyzję, że nie pozwolą na to aby cała wieś śmiała się z nich, że mają dziadka, któremu na stare lata zachciało się szukać żony. Co ciekawe, żaden z wnuków – ani Tomasz, ani Damian, ani tym bardziej Łukasz nie mają pojęcia w jaki sposób dziadek chce znaleźć wybrankę swojego życia.

Gdy zaczęłam czytać tę książkę to sklasyfikowałam ją jako zabawną i rozrywkową. I owszem – była zabawna, lekka i zapewniła mi rozrywkę, spędziłam z nią miło czas. Jednak oprócz tej zwiewności i przyjemnej lektury autorka – Agnieszka Olszanowska-zaserwowała swoim czytelnikom tematy, które mogły skłonić do głębszej refleksji. Podjęła tematu pędu za nowoczesnością, braku czasu, ale także samotnego rodzicielstwa (jedna z bohaterek jest matką samotnie wychowującą dziecko), trudnych życiowych wyborów i decyzji.

Postaci wykreowane przez Olszanowską są barwne, wyraziste, ale nie przerysowane i nie wylukrowane. Mają swoje wady i zalety. Wiele z nich możemy polubić, kibicować im, współczuć, wzbudzają naszą sympatię, jak chociażby główny bohater, jakim jest Franciszek Nowak. Są też i takie, za którymi nie do końca nie przepadamy. Każdy z nas może się z nimi utożsamić, odnaleźć w ich zachowaniu, charakterze część siebie. I to jest dla mnie wyznacznik bardzo dobrej powieści.

Szkoda tylko, że pisarka nie dopracowała zakończenia całości. Akcja toczyła się normalnie, wszystko przebiegało właściwie, mogliśmy śledzić jeden z ciekawszych wątków i nagle…został on jakby urwany po to, by zakończyć lekturę happy endem, ale biorąc pod uwagę to, co Olszanowska opisywała wcześniej, powagę sytuacji, w której znaleźli się bohaterowie, takie nagłe zakończenie tej opowieści, bezpośrednie wejście już w inny wątek, było dla mnie niezbyt dobrym zabiegiem literackim. Zabrakło mi zamknięcia wcześniejszej kwestii, jej finału – nieważne dobrego czy złego i dopiero należało przejść do sfinalizowania kolejnej, wcześniej rozpoczętej historii. To trochę mnie zbiło z pantałyku i sprawiło, że ostatecznie nie dałam tej książce maksymalnej oceny 10/10, a 8/10. Za wyjątkiem właśnie zakończenia, to powieść bardzo mi się podobała i polecam Wam ją tym, którzy szukają odprężającej, ale nie głupiej pozycji, przy której jednocześnie można wyluzować się i trochę zadumać oraz pomyśleć nad tym, co w naszym życiu ważne.

Stare przysłowie mówi, że „na naukę i miłość nigdy nie jest za późno. Jedni zgadzają się z tym stwierdzeniem, inni nie. Na pewno Franciszek Nowak, bohater książki „Pięć wdów” przytaknąłby, że to prawda.

Karolewo to wieś, w której mieszka prawie osiemdziesięcioletni senior rodu Nowaków – Franciszek. Mężczyzna od ponad roku jest wdowcem. Niedzielne popołudnia zazwyczaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka jest dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Spodziewałam się i oczekiwałam lekkiej, miłej powieści. Coś w stylu "Ani z Zielonego Wzgórza". Tymczasem dostałam toporną lekturę, pełną długich i nużących opisów nic nie wnoszących do akcji.
Takie to rozwleczone i jakieś dziwne. Trzy gwiazdki daję tylko za to,że autorka podjęła temat przemiany głównej bohaterki.
Ja nie polecam tej książki!

Ta książka jest dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Spodziewałam się i oczekiwałam lekkiej, miłej powieści. Coś w stylu "Ani z Zielonego Wzgórza". Tymczasem dostałam toporną lekturę, pełną długich i nużących opisów nic nie wnoszących do akcji.
Takie to rozwleczone i jakieś dziwne. Trzy gwiazdki daję tylko za to,że autorka podjęła temat przemiany głównej bohaterki.
Ja nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Wyszczekana miłość” to druga część trylogii autorstwa Jenn McKinlay. Zapewne pamiętacie, że pierwsza część zawiodła moje oczekiwania czytelnicze.
Czy następny tom wypadł lepiej w moich oczach. Przeczytajcie!

Tym razem postacią grającą pierwsze skrzypce jest Carly. Jest ona kobietą, która absolutnie nie interesuje się stałymi związkami. Przygoda na jedną noc, namiętny seks – to jest to, co lubi najbardziej. Do czasu. Gdy poznaje przystojnego Jamesa trochę jej zasady ulegają zmianom, choć jeszcze na sto procent.
Mężczyzna natomiast od samego początku, gdy tylko zobaczył Carly – zakochał się bez pamięci i wiedział, że ona właśnie będzie go prześladować w myślach.

Podobnie jak w „Zakochanych po uszy” tutaj także mamy wątek ze zwierzętami. I to dość ciekawy, bo chodzi o papugę – bardzo specyficzną. Ptak ma na imię Ike, a jego największą wadą i zarazem urokiem jest gadulstwo i to, że…uwielbia przeklinać. Robi to często i zaangażowaniem, co nie podoba się naszej głównej bohaterce.

I co mam Wam dalej napisać? Że wątek z Ikiem mógłby być w mojej ocenie znacznie bardziej rozbudowany…Owszem! Że chętnie dowiedziałabym się więcej o upodobaniach kolorowego ptaka. Znacie mój gust oraz to, że kocham zwierzęta, więc nie zdziwiłoby Was takie wyznanie z mojej strony.

Problem polega na tym, że całą książkę zdominowała relacja Carly i Jamesa. Rozerotyzowana aż nadto. Na kartach powieści McKinlay kipi seksem. Wyuzdanym, pozbawionym tajemnicy, subtelności, bo przecież to rzecz intymna z założenia. Nie, autorka pisze o „tych sprawach” bardzo odważnie i wprost jakby chciała się wyżyć lub pokazać swoim czytelnikom jaką ma wyobraźnię. Ten jeszcze gotów snuć po cichu domysły czy to, co w powieści zostało opisane to fikcja literacka czy autentyczne przeżycia pisarki.

W trakcie lektury poważnie zaczęłam rozmyślać, czy pani autorka jest tak zboczona, potrzebująca czy może postanowiła uraczyć wszystkich książką nie obyczajową, a erotyczną. A przypominam, że to miała być przyjemna lektura, gdzie bohaterami są również zwierzęta. Nie było takich deklaracji, fakt, ale czytający zapewne chcieli przy niej odpocząć i miło spędzić czas.
Przygotowując się do napisania tej opinii prześledziłam recenzje innych czytelników i influencerów. Ich oceny tej książki były pozytywne na ogół. Cóż.. Moja taka jak widać i nie zmienię jej.

„Wyszczekana miłość” to druga część trylogii autorstwa Jenn McKinlay. Zapewne pamiętacie, że pierwsza część zawiodła moje oczekiwania czytelnicze.
Czy następny tom wypadł lepiej w moich oczach. Przeczytajcie!

Tym razem postacią grającą pierwsze skrzypce jest Carly. Jest ona kobietą, która absolutnie nie interesuje się stałymi związkami. Przygoda na jedną noc, namiętny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do sięgnięcia po książkę „Zakochani po uszy” skłonił mnie jeden z wątków poruszony na kartach powieści. Chodzi mianowicie o relację między człowiekiem a psem.
Czy jestem czytelniczo uwiedziona tą historią?

Główną bohaterką jest Mackenzy zwana przez przyjaciół Mac. Kobieta siedem lat temu opuściła rodzinne miasto Bluff Point po tym jak została porzucona przed ołtarzem przez swojego ukochanego. Niestety lub stety, tak się stało, że musi wrócić do miasteczka, bo jej najlepsza przyjaciółka bierze ślub i Mac ma być jedną z jej druhen.

Mamy jeszcze Gavina, miejscowego weterynarza, który od zawsze kochał się w Mac. Jest więc szczęśliwy, że jego niespełniona miłość znów będzie tak blisko niego i że będą mogli spędzić ze sobą więcej czasu.

Los lubi sprawiać nam najróżniejsze niespodzianki. I taką właśnie przygotował dla tych dwoje. Bowiem Mackenzy pewnego dnia znajduje wystraszonego, małego szczeniaczka. Dziewczyna podejrzewa, że ktoś skrzywdził psiaka. Oczywistym jest, że pierwsze kroki z tą małą znajdą kieruje do weterynarza Gavina. On udziela pomocy psu. Teraz pozostaje rozwiązać zagadkę kto jest jego właścicielem i czy ten zgłosi się po swoją zgubę.
Nie czekając zbyt długo para rozpoczyna poszukiwania osoby, która zabierze uroczą psinę. Tylko że ta coraz bardziej przywiązuje się do pani, która ją przygarnęła. I co teraz?

W całej opowieści najbardziej zaangażowały mnie fragmenty dotyczące Azalii, bo tak miała na imię suczka, którą odnalazła Mac. Uwielbiałam czytać opisy jak psinka okazuje swoją miłość, jak się bawi. Rozczulały mnie momenty, kiedy była smutna i oczkami wypatrywała kogoś, kto przyjdzie jej na pomoc. Życzyłabym sobie, żeby właśnie ten wątek był najważniejszy w tej książce. Tak nie było. Choć nota na okładce nam to sugerowała i mogliśmy odnieść wrażenie, że Azalia będzie tu wiodła prym oraz jej perypetie. Czuję się rozczarowana bo wszystko poszło w zupełnie inną, kiepską stronę.

Na okładce czytamy, że jest to wciągająca komedia romantyczna. Tymczasem ja nie znajduję tutaj elementów komedii. Ani razu nie zaśmiałam się podczas lektury, a jedynie uśmiechnęłam przy opowieściach o przygodach suczki. Romantyzmu również nie zauważyłam. Dla mnie to była żenująca historia kobiety i mężczyzny, którzy chyba czym prędzej powinni wybrać się do jakiegoś seksuologa czy psychiatry, bo ich charaktery i osobowości były bardzo delikatnie mówiąc dziwne.
Albo nie! Napiszę wprost – Mac i Gavin to według mnie para obleśnych, niewyżytych seksualnie ludzi, którzy na każdym kroku szukali okazji do zbliżeń, a patrzyli na siebie w taki sposób, że czekałam tylko kiedy przeczytam, że jednemu czy drugiemu nagle zaczęła cieknąć ciurkiem ślina z buzi.
Jeszcze w żadnej książce, a przeczytałam ich już w swoim życiu mnóstwo, nie znalazłam tak głupich, wręcz skretyniałych bohaterów.

Czytając opisy ich spotkań, zachowania robiło mi się słabo i zastanawiałam się, co czytam – powieść obyczajową, przy której odpocznę, czy może książkę mocno erotyczną prawie jak „5o twarzy Greya”. Nie tego oczekiwałam wypożyczając tę powieść, a raczej trzy tomy, z biblioteki. I aż boję się co będzie dalej… Bo jeśli dwie kolejne części będą takie ohydne, to już wiem, że wysokiej noty nie wystawię tej trylogii, a czas jej poświęcony uznam za bezdyskusyjnie stracony.

Podsumowując krótko, nie chodzi o to, że zniesmaczyły mnie liczne erotyczne sceny w tej książce, nie. Byłam bardzo zniesmaczona tym, jak została poprowadzona fabuła i tym, jak wykreowano wiodące postaci. Niby dorośli i dojrzali ludzie, a to, co tu się wyrabiało było dla mnie nie do przyjęcia.
Nie jestem pewna, czy chcecie zagłębiać się w tę opowieść. Jeśli lubicie niedojrzałe historyjki z durnymi postaciami, to czytajcie. Pamiętajcie jednak, że ostrzegałam.

Do sięgnięcia po książkę „Zakochani po uszy” skłonił mnie jeden z wątków poruszony na kartach powieści. Chodzi mianowicie o relację między człowiekiem a psem.
Czy jestem czytelniczo uwiedziona tą historią?

Główną bohaterką jest Mackenzy zwana przez przyjaciół Mac. Kobieta siedem lat temu opuściła rodzinne miasto Bluff Point po tym jak została porzucona przed ołtarzem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od dawna miałam w planach czytanie książek o trudnych relacjach międzyludzkich. Nic na to nie poradzę,że lubię takie powieści i one zapadają w moją pamięć szybko i na bardzo długo.
Dlatego ucieszyła mnie propozycja napisania recenzji tej książki "Motherless".

W książce poruszony jest wątek LGBT, a dokładniej mówiąc chodzi o miłość dwóch mężczyzn. Historia Saszy i Kamila pokazuje dobitnie, że związek dwóch osób o tej samej płci, wcale nie należy do prostych. Autorka doskonale ukazuje z jakimi problemami muszą mierzyć się ci ludzie. A najgorsze jest to, że matka Saszy nie akceptuje tego, że jej syn kocha mężczyznę. Uważa, że ta relacja to tylko taka zabawa, że za chwilę mu to minie.

Dla mnie to była niezwykle poruszająca lektura i zarazem trudna emocjonalnie. Wielokrotnie musiałam przerywać czytanie, bo z nagromadzonych emocji trudno było mi wziąć oddech. Zastanawiałam się, co ja bym zrobiła, gdyby moja rodzina nie zaakceptowała mnie w takiej relacji. Dla mnie to nie do przyjęcia i nie rozumiem czegoś takiego.

Dziękuję za możliwość zrecenzowania tej książki i mam nadzieję na to, że następne książki Pani Magdy także będę mogła zrecenzować.

Od dawna miałam w planach czytanie książek o trudnych relacjach międzyludzkich. Nic na to nie poradzę,że lubię takie powieści i one zapadają w moją pamięć szybko i na bardzo długo.
Dlatego ucieszyła mnie propozycja napisania recenzji tej książki "Motherless".

W książce poruszony jest wątek LGBT, a dokładniej mówiąc chodzi o miłość dwóch mężczyzn. Historia Saszy i Kamila...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do przeczytania powieści „Ludzie z mgły” autorstwa Izabeli Janiszewskiej zachęciły mnie pozytywne recenzje zamieszczone w internecie. Postanowiłam więc sprawdzić, czy mnie również ten tytuł zachwyci.

Dziewiętnastoletnia Alicja Jarosz znika bez śladu. Mieszkańcy podlaskiej miejscowości Sinice są przerażeni bo to nie pierwszy taki przypadek, kiedy znika nastolatka. Dodatkowo, cały czas ktoś rozpowiada, że te wszystkie zaginione osoby znikają we mgle. Jakby to ona ich porywała!

Co ciekawe, dwa miesiące po tajemniczym zniknięciu Alicji, właśnie z mgły wyłania się mężczyzna. Nic nie pamięta, nie wie skąd znalazł się w Sinicach i dlaczego ma przy sobie naszyjnik nastolatki, której szuka policja, zaniepokojeni rodzice i jej brat.

Jaki niesamowity klimat ma ten thriller! Mgła, podmokłe tereny, mroczny las, który budzi w czytelniku strach i potęguje tajemnice, których jest tutaj całe mnóstwo.

Gdy zaczęłam czytać tę powieść to nie mogłam wyrzucić z głowy interpretacji, że ta tytułowa mgła jest pewnym symbolem tego, co chcemy ukryć przed bliskimi, przed społeczeństwem, a nawet przed sobą.
Te gęste, mleczne opary ma zasłonić wszystko to, co niewygodne i bolesne.

Postaci wykreowane przez Izabelę Janiszewską są nietuzinkowe, a jednocześnie mają tak wiele wspólnego z nami. Spokojnie możemy się z nimi utożsamić. Bo któż z nas nie zmaga się z traumami z dzieciństwa, młodzieńczych lat? Są przecież rodziny, które wyglądają na szczęśliwe, wręcz wzorowe, a tak naprawdę to tylko pozory.
Dla przykładu, na kartach tej powieści jest opisana relacja matki i jej syna. Kobieta tak kocha swoje dziecko, że nie tylko przytłacza go swoją niemalże obsesyjną miłością, ale wręcz go krzywdzi i prawie doprowadza do tragedii.

Jest też wątek poszukiwanej Alicji i jej brata – Kuby. Wydawać by się mogło, że to idealne rodzeństwo, bo chłopak z czułością wypowiada się o dziewczynie, gdy policjanci rozpoczynają jej poszukiwania. Staje w jej obronie, gdy mundurowi próbują snuć, niedorzeczne według niego, domysły i insynuacje. A jednak coś tu nie gra. Czytelnik śledząc dalsze losy rodziny Jaroszów zaczyna się krzywić i coś go uwiera, bo elementy tej układanki dziwnie nie chcą złożyć się w całość. Obraz, który nam się wyłania jest zupełnie inny niż tej przedstawiany na początku. O co chodzi?

Ta książka jest zna-ko-mi-ta!!! To, co jej autorka – Izabela Janiszewska – zrobiła na kartach książki, jaki świat wykreowała, jest po prostu mistrzostwem i prawdziwym literackim majstersztykiem!
Ja, która od bardzo wielkiego święta, sięgam po tego typu pozycje, jestem zachwycona i pod ogromnym wrażeniem tego, co się zadziało tutaj. „Ludzie z mgły” wciągają tak samo jak opisywana mgła. Trudno mi było oderwać się od lektury. Byłam ciekawa, co dalej się wydarzy, co z Alicją, kim jest mężczyzna z amnezją i czy rzeczywiście stracił pamięć, czy jedynie udaje w celu zmylenia tropu i wprowadzenia wszystkich w błąd.

W tej książce nic nie jest oczywiste. Już nam się wydaje, że wiemy co dalej się wydarzy, aż tu nagle pisarka daje swoim czytelnikom prztyczka w nos i między wierszami mówi: „O nie, nie, nie! Czytaj dalej, bo to nie tak jak myślisz”. Co więc innego pozostaje po takiej sugestii? Czytamy dalej.

Powiem Wam, że takiej historii ja się nie spodziewałam, a jej zakończenie totalnie mną potrząsnęło bo w życiu bym nie stawiała na taki bieg spraw.

„Ludzie z mgły” to dopiero czwarta książka przeczytana przeze mnie w tym roku, ale już wiem, że z pewnością ustawię ją w mojej TOP-ce najlepszych książek 2024 roku.

Do przeczytania powieści „Ludzie z mgły” autorstwa Izabeli Janiszewskiej zachęciły mnie pozytywne recenzje zamieszczone w internecie. Postanowiłam więc sprawdzić, czy mnie również ten tytuł zachwyci.

Dziewiętnastoletnia Alicja Jarosz znika bez śladu. Mieszkańcy podlaskiej miejscowości Sinice są przerażeni bo to nie pierwszy taki przypadek, kiedy znika nastolatka....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z całej trzyczęściowej serii książek o bohaterach z ulicy Weissa 5 dla mnie ta część była najgorsza. Poza kilkoma momentami (chyba dwoma), które mnie wzruszyły autentycznie, jakoś dłużyła mi się ta książka i czułam, że sie gubię i zaczynam się zastanawiać skąd w fabule wzięła się taka czy inna postać.
Przyjemna lektura, ale czytałam bardziej zapadające w pamięć.

Z całej trzyczęściowej serii książek o bohaterach z ulicy Weissa 5 dla mnie ta część była najgorsza. Poza kilkoma momentami (chyba dwoma), które mnie wzruszyły autentycznie, jakoś dłużyła mi się ta książka i czułam, że sie gubię i zaczynam się zastanawiać skąd w fabule wzięła się taka czy inna postać.
Przyjemna lektura, ale czytałam bardziej zapadające w pamięć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo uspokajająca lektura. Polubiłam bohaterów. Bardzo ciekawie poprowadzone dialogi, nie za dużo opisów, a to dla mnie plus. Ciekawa akcja.

Bardzo uspokajająca lektura. Polubiłam bohaterów. Bardzo ciekawie poprowadzone dialogi, nie za dużo opisów, a to dla mnie plus. Ciekawa akcja.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Na początku książka dość mocno mnie wynudziła i nie mogłam długo zorientować się o co w niej chodzi, a to dlatego,że przez nieuwagę rozpoczęłam lekturę tej trylogii od tomu drugiego.
Szczerze mówiąc najbardziej wzruszyłam się gdzieś na pięćdziesiąt stron przed końcem powieści. Myślę,że sięgnę po kolejne tomy.

Na początku książka dość mocno mnie wynudziła i nie mogłam długo zorientować się o co w niej chodzi, a to dlatego,że przez nieuwagę rozpoczęłam lekturę tej trylogii od tomu drugiego.
Szczerze mówiąc najbardziej wzruszyłam się gdzieś na pięćdziesiąt stron przed końcem powieści. Myślę,że sięgnę po kolejne tomy.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Maria Czubaszek to kobieta nietuzinkowa. Mistrzyni ciętej riposty, nałogowa palaczka, kochała psy, nie znosiła zdrowego trybu życia i podróżowania. Taką ją znaliśmy. A jaka była naprawdę?

Swoich czytelników. słuchaczy i widzów bawiła, czarowała osobowością i swoim talentem satyrycznym. Autorka książki – Violetta Ozminkowski – jednak ukazuje satyryczkę w zupełnie innym świetle. Pokazuje, że życie Marii Czubaszek to nie tylko humor i śmiech, ale także cienie, o których niewiele osób wie.

W książce przytoczonych jest mnóstwo zabawnych sytuacji i dialogów, które dziennikarka prowadziła z bliskimi jej osobami, przyjaciółmi czy współpracownikami. Jeśli szukacie obszernych opisów z życia prywatnego, intymnych smaczków, to od razu uprzedzam, że się zawiedziecie, bo tutaj tego nie ma, bo bohaterka książki nie lubiła za dużo opowiadać na swój temat.

Czytelnik za to dowie się, jak wyglądała relacja Czubaszek z jej mężem – znanym jazzmanem – Wojciechem Karolakiem. I przyznam szczerze, że te fragmenty najbardziej mnie wzruszyły i, według mnie, to one właśnie stanowią esencję tej książki. Małżonkowie zwracali się do siebie z czułością „Zając” i „Zajączka”. Musieli stawić razem czoło alkoholizmowi Karolaka i współuzależnieniem Marii. Żyli niby obok siebie, ale mimo wszystko bardzo blisko. Ta więź, która ich łączyła była niezwykła i specyficzna. Był w niej szacunek, czułość i miłość. Taka nie na pokaz, ale którą można wyczuć – między wierszami i nie tylko.

Dołująco na mnie zadziałały opisy ostatnich miesięcy i dni znanej autorki. Trudno mi było uwierzyć w to, że kobieta, którą znamy wszyscy z telewizji, radia, uśmiechnięta, mająca odpowiedź na wszystko, wydawałoby się że pełna życia, tak zwyczajnie tego życia miała dosyć i pragnęła by jak najszybciej się ono dla niej zakończyło. Smutne to.

Gdybym miała do czegoś przyczepić się, jeśli chodzi o tę pozycję, to mam zastrzeżenia do zamieszczonych odręcznych notatek, telegramów. Osobiście wolałabym żeby ta korespondencja była opisana, streszczona przez Ozminkowski. Być może to był zabieg celowy, aby dodać wiarygodności książce. Myślę, że każdy czytający odbierze to inaczej.

Reasumując, bardzo polecam książkę „W coś trzeba nie wierzyć”. Dzięki niej poznacie Marię Czubaszek z całkiem innej strony.
To portret kobiety tyleż samo silnej, co zagubionej w wielkim świecie i melancholijnej. Czy Wam odpowiada taki wizerunek Marii Czubaszek, to już musicie sami odpowiedzieć sobie po lekturze pozycji autorstwa Violetty Ozminkowski.
Mnie Czubaszek fascynuje niezależnie czy jest dowcipną i błyskotliwą czy smutną i zawiedzioną rzeczywistością kobietą. Jedna i druga wzbudza ciekawość.

Maria Czubaszek to kobieta nietuzinkowa. Mistrzyni ciętej riposty, nałogowa palaczka, kochała psy, nie znosiła zdrowego trybu życia i podróżowania. Taką ją znaliśmy. A jaka była naprawdę?

Swoich czytelników. słuchaczy i widzów bawiła, czarowała osobowością i swoim talentem satyrycznym. Autorka książki – Violetta Ozminkowski – jednak ukazuje satyryczkę w zupełnie innym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla mnie to bardzo dobry thriller psychologiczny, od którego trudno było się oderwać.

Dla mnie to bardzo dobry thriller psychologiczny, od którego trudno było się oderwać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Strasznie się wynudziłam. Fabuła ksiażki totalnie się rozmyła. W sumie to nie wiadomo było o co chodzi w tej książce.
Zdecydowanie nie polecam!

Strasznie się wynudziłam. Fabuła ksiażki totalnie się rozmyła. W sumie to nie wiadomo było o co chodzi w tej książce.
Zdecydowanie nie polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach:

O thrillerze „Florystki” autorstwa Alicji Sinickiej usłyszałam po raz pierwszy na kanale teach book. Sylwia opowiadała bardzo barwnie o tej książce. Jej opinie skłoniła mnie do tego, by sięgnąć po tę pozycję.

Helena Bardo prowadzi kwiaciarnię Chloris. Przez swoich klientów jest bardzo ceniona. Zawsze zwarta i gotowa do pracy, nienaganny styl. Któregoś dnia kobieta nie zjawia się w pracy. Nikogo nie zawiadamia, nie informuje o swojej nieobecności – zwyczajnie znika. Ten fakt bardzo niepokoi jej pracownicę i zarazem przyjaciółkę Sonię, która gdy zjawia się tego feralnego dnia w kwiaciarni, zastaje w niej bałagan i ślady krwi na nożycach.

Sonia wraz z mężem zaginionej biorą sprawy w swoje ręce i postanawiają sprawdzić, co też wydarzyło się w weekend i dlaczego dotąd przykładna Helena znika jak gdyby nigdy nic. Pikanterii całej historii dodaje pozostawiony przez Helenę liścik oraz sms, który otrzymuje przyjaciółka naszej zaginionej. W wiadomości sms Sonia czyta, że sprawa dotyczy także jej samej. O co chodzi? Czy kwiaciarka Helena jest taka doskonała jak kompozycje kwiatowe, które układała? Czy jej małżonek Dorian rzeczywiście jest tak bardzo zmartwiony gdzie jest jego żona?

„Florystki” Alicji Sinickiej to znakomity thriller. Ja bardzo mało czytam książek z tego gatunku, ale ta mnie wciągnęła bez reszty. Przede wszystkim dzięki temu, że autorka w mistrzowski sposób stworzyła portrety psychologiczne swoich bohaterów. Warstwa psychologiczna to jest największy plus tej pozycji. To ona sprawia, że nie można się oderwać od fabuły.
Druga zaleta to bardzo dobrze ukazana intryga, która trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony.

Opinie, które usłyszałam na youtube o tej książce zdecydowanie nie były przesadzone. To naprawdę świetna powieść, z którą zwłaszcza osoby zainteresowane thrillerami, powinny się zapoznać. Polecam ją też tym, którzy lubią w książkach wątki psychologiczne, poznawanie psychiki ludzkiej, motywy działania innych ludzi.

Cieszę się, że sięgnęłam po ten tytuł i wiem już, że jak tylko spotkam jeszcze jakąś książkę spod pióra Pani Alicji Sinickiej, na pewno po niego sięgnę i będę czytała z uwagą to, co stworzy.

O thrillerze „Florystki” autorstwa Alicji Sinickiej usłyszałam po raz pierwszy na kanale teach book. Sylwia opowiadała bardzo barwnie o tej książce. Jej opinie skłoniła mnie do tego, by sięgnąć po tę pozycję.

Helena Bardo prowadzi kwiaciarnię Chloris. Przez swoich klientów jest bardzo ceniona. Zawsze zwarta i gotowa do pracy, nienaganny styl. Któregoś dnia kobieta nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytanie tej książki było dla mnie ogromną przyjemnością, przede wszystkim dlatego,że bardzo interesuje mnie zawód dziennikarza. Uwielbiam książki, gdzie bohaterka/bohater jest dziennikarką.
W tej książce znalazłam wszystko to, czego od niej oczekiwałam - obszerne opisy kulis zawodu, anegdoty, rzetelność, ciekawy styl, humor.
Bardzo dobra książka - polecam!

Czytanie tej książki było dla mnie ogromną przyjemnością, przede wszystkim dlatego,że bardzo interesuje mnie zawód dziennikarza. Uwielbiam książki, gdzie bohaterka/bohater jest dziennikarką.
W tej książce znalazłam wszystko to, czego od niej oczekiwałam - obszerne opisy kulis zawodu, anegdoty, rzetelność, ciekawy styl, humor.
Bardzo dobra książka - polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zastanawiałam się kiedyś, czy w tym roku natrafię na książkę, która mnie zachwyci i pochłonie bez reszty. A potem sięgnęłam po tę pozycję. No i już wiem,że natrafiłam ! REWELACYJNA!!!

Zastanawiałam się kiedyś, czy w tym roku natrafię na książkę, która mnie zachwyci i pochłonie bez reszty. A potem sięgnęłam po tę pozycję. No i już wiem,że natrafiłam ! REWELACYJNA!!!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy raz sięgnęłam po książke Pauliny Świst, ale napewno będe czytała więcej jej powieści, bo TA bardzo mi się spodobała.

Pierwszy raz sięgnęłam po książke Pauliny Świst, ale napewno będe czytała więcej jej powieści, bo TA bardzo mi się spodobała.

Pokaż mimo to