-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-03-19
2024-02-28
Podłe Miasto to świat osnuty magią, pełen mrocznych intryg i wszelkiej ohydy, której nie brak w każdej rzeczywistości. Ale trudno mi było wnikać do tego niepowtarzalnego świata nie potykając się o myśl, że to możnby być nie dla mnie. Same nazwiska bohaterów czy wskazywanych miejsc brzmią, jak były wyciągnięte z elementarza fantasy (Strzyżyki, Żurawie, ekipa Zajęczej Wargi). I można spokojnie dodać, że jakie miasto takiego ma strażnika. A skoro miasto zwie się Podłym, to i jego opiekun nie może od tego odstawać. Tylko taki gość, wyznający dość pokręcony kodeks moralny, jest w stanie poradzić sobie z szemranym towarzystwem, w jakim na co dzień przychodzi mu się obracać. Nawet agent Crispin nie jest godny zaufania. Bo oto trafiamy w miejsce, w którym nie można nikomu ufać, jeśli chce się przeżyć. Na dobrą sprawę trafiamy do piekła, w którym bytują mordercy, dilerzy, złodzieje i wszelkiej maści przestępcy. Fabuła nie jest skomplikowana. Myślę, że swoistego pieprzyka miały dodać ponadnaturalne moce, a dla mnie mimo tego, jest mocno przewidywalnie. Rigus sieje spustoszenie w duszach swoich mieszkańców oplatając ich mackami beznadziei. Dodatkowo podbicie tego stanu scenami "jak z rzeźni" wpłynie na wytworzenie mrocznego klimatu. Ale trzeba też podkreślić, że fabuła jest zbudowana w toporny sposób. Zamierzony czy nie, to już mniej istotne, ale sprawia to, iż w pewnych chwilach czytało mi się ciężko, w innym znów momencie wydawało się być zaledwie niechlujnym przedstawianiem zdarzeń.
Liczyłam na dobrą zabawę z lekturą Polansky'ego, ale dla mnie jej treść nie okazałą się niczym szczególnym. I pomimo tego, iż pierwszy tom nie daje odpowiedzi na każde pojawiające się w treści pytanie i nie kończy definitywnie wszystkich wątków, to za możliwość sięgnięcia po kontynuację podziękuję. Ot, sprawdzone sensacyjne rozgrywki podane w otoczce fantasy, a tymczasem spodziewałam się dobrej, pobudzającej dark fantasy.
Podłe Miasto to świat osnuty magią, pełen mrocznych intryg i wszelkiej ohydy, której nie brak w każdej rzeczywistości. Ale trudno mi było wnikać do tego niepowtarzalnego świata nie potykając się o myśl, że to możnby być nie dla mnie. Same nazwiska bohaterów czy wskazywanych miejsc brzmią, jak były wyciągnięte z elementarza fantasy (Strzyżyki, Żurawie, ekipa Zajęczej Wargi)....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-18
2023-02-02
Mam mieszane odczucia. Historia, która spowodowała u mnie rozdarcie; jest wiele za, jak również wiele przeciw takiemu konstruktowi.
Aby sięgnąć po książkę muszę dostrzec interesujący główny motyw. Tutaj były nim podróże w czasie oraz równoległe wyjaśnianie zagadki kryminalnej. A ponieważ motywy przestępstwa ujawniają się w opowieściach bohaterów doświadczających podróży i wikłania się w sytuacje nieznane człowiekowi końca dwudziestego wieku, łatwo domyślić się, że wszystko co ma miejsce może spowodować lawinę nieobliczalnych dla ludzkości konsekwencji.
Sytuacja dla odbiorcy historii komplikuje się wraz z mnożeniem opowieści i skokami pomiędzy poszczególnymi alternatywami rzeczywistości, a jednocześnie jest zasadniczo wyznaczona, bo dotyczy świata przyszłości. Czyli jest uporządkowanie i logiczne wyjaśnienie dla wizji apokalipsy.
Jednak tutaj nie chodzi o zagubienie się w treści, bo nie jest ona aż tak skomplikowana, żeby umysł nie nadążył za zrozumieniem wydarzeń fabuły, ale pojawiające się niespójności, powiązania pewnych faktów i zdarzeń między wersjami przyszłości a teraźniejszości wytrącają lekko z równowagi. Bohaterka musi w pewnym momencie tłumaczyć koledze spotkanym w czasie przyszłym, który rok jest wyznacznikiem teraźniejszości, czyli czasem realnym dla wszystkich. A czy nie jest tak, że w jakiej przyszłości się nie znajdziemy to ona jest tą właściwą dla aktualnie w niej żyjących? To dla agentki Moss teraźniejszością będzie zawsze rok, z którego doświadcza skoków w czasie, a napotykana w różnych przestrzeniach czasowych reszta realnie się starzeje przeżywając swoje życie w danej wersji. A może nie? Może tylko ja to tak rozumiem? W teorii wydało mi się to bardziej interesujące niż sposób w jaki opisał zdarzenia Autor.
Wszelkie "poplątanie" w fabule bardzo mi odpowiadało. To były te momenty, kiedy chciało się wraz z bohaterami przeżyć, nawet to katastrofalne w skutkach, ale były to szczególne i raczej krótkotrwałe chwile. A i bohaterowie. Czy ktoś oprócz Shannon Moss jest tu potraktowany jako ktoś istotny w grze, czy zaledwie tworzą avatary pewnych cech i myśli? A przecież nie ma dobrego thrillera bez mocnej obsady, charakterologicznej obudowy dającej podstawy do budowania chwil grozy i wywołującego realne napięcie. Trudno tego doszukiwać się w "Świecie minionym", trudno go nazwać thrillerem. Trzeba kierować swoją uwagę w świat alternatywnych światów, poruszać się wraz z panią kapitan, wyłapywać i zatrzymywać w pamięci pewne elementy, które pozwolą złożyć całość. Dla jednych będzie to podróż bardziej ekscytująca, dla innych mniej. Cóż, tak bywa.
Mam mieszane odczucia. Historia, która spowodowała u mnie rozdarcie; jest wiele za, jak również wiele przeciw takiemu konstruktowi.
Aby sięgnąć po książkę muszę dostrzec interesujący główny motyw. Tutaj były nim podróże w czasie oraz równoległe wyjaśnianie zagadki kryminalnej. A ponieważ motywy przestępstwa ujawniają się w opowieściach bohaterów doświadczających podróży i...
2023-01-08
2021
2022-09-11
2022-08-07
Wydanie przez Vesper opowiadania Campbella jest szczególne. Zaczynając od szaty graficznej, mocnej oprawy, szycia grzbietu po znacząca przedmowę Aleca Nevala-Lee, wprowadzenie Roberta Silverberga, kończąc na posłowiu Piotra Gocieka, co daje pełny obraz nie tylko na pierwowzór opowiadania The Thing, ale również jego adaptacji. Pierwszy raz mamy do czynienia z przekładem pełnej wersji. I jaka by ona nie była, czy będziemy się wdawać w polemikę z samym Autorem, o to że ostatecznie pozbawił trzech rozdziałów publikację z lat trzydziestych, czy pochwalimy za ten krok, warto zapoznać się z oryginałem - Frozen Hell.
(...)
Warto po lekturze "Coś" jeszcze raz spojrzeć wnikliwie na sceny z filmu. Myślę, że wtedy bardziej docenimy zarówno tekst młodego Campbella, jak i genialny obraz Carpentera. A żeby jeszcze lepiej zrozumieć to, co Carpenter wyczarował, a jednocześnie jak odmienił oblicze zbiorowego bohatera warto odtworzyć również pierwowzór filmowy "Istota z innego świata" z roku 1951. Alienacja podszyta strachem w wyniku zaistniałej sytuacji podbija grozę u Carpentera i podobne - w mniejszej dawce - odczucia miałam czytając rozdziały "Coś" Campbella. Natomiast u Christiana Nyby tego nie znajdziemy i nie tylko dlatego, że w latach pięćdziesiątych nie ma co liczyć na efektowną kreacje tego czegoś z lodowca, ale tam ekipa zachowuje się inaczej, większość ze sobą współdziała, dzięki czemu jest niewiele ofiar. Treść opowiadania jest przy tych obrazach wyśrodkowaniem akcji, emocji, jaki i przesłania płynącego z działań ludzkich, jeszcze nie jest tak dobitne. Groza z odkrywania tego co nieznane, z ukierunkowaniem na to co pozaziemskie i stwarzające niebezpieczeństwo pojawiło się chyba dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych. Gajgerowskie monstrum z "Obcego", chęć skolonizowania światów przez to, co najlepiej przystosowane do zmiennych warunków na różnych planetach ma te same cechy co organizm z "The Thing", ale również człowiek staje się takim potworem w obliczu zagrożenia. Wszyscy chcą przeżyć, ale nie każdy posiada moralność i odznacza się odpowiedzialnością zbiorową.
Dziś nie istnieje opowiadanie Campbella bez jego odpowiednika filmowego. I choć jego treść nie jest wcale jakimś naiwnym opisem walki z przybyszem, które trzeba tłumaczyć przy pomocy bardziej współczesnego obrazu filmowego to myślę, że takie dopełnienie książki stało się już integralne, prawie jak zbiór luźnych kartek scalonych okładką.
(..)
Całość: https://nakanapie.pl/recenzje/frozen-hell-cos
Wydanie przez Vesper opowiadania Campbella jest szczególne. Zaczynając od szaty graficznej, mocnej oprawy, szycia grzbietu po znacząca przedmowę Aleca Nevala-Lee, wprowadzenie Roberta Silverberga, kończąc na posłowiu Piotra Gocieka, co daje pełny obraz nie tylko na pierwowzór opowiadania The Thing, ale również jego adaptacji. Pierwszy raz mamy do czynienia z przekładem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Komedię kryminalną "Nieszczęścia chodzą trójkami" oceniłam kiedyś dobrze. Tam pewne sceny bawiły, na coś się czekało, a w przypadku "Kołysanki" mam odczucie, jakby pisała je młodsza, mniej doświadczona literacko osoba. To prosta historyjka łącząca motywy, które pojawiły się w wielu istniejących książkach innych autorów, co oznacza że nie pojawi się nic nowego co by czytelnika miało zaskoczyć. Podobnie z inspiracjami idącymi w kierunku klasyki, czyli baśni, chociaż w tym wypadku nadaje to jakiegokolwiek smaczku opowieści. A wszystko ujęte dość topornie i jak na książkę o magii - nazbyt statycznie i mdło. Brakuje tej historii charakteru, podobnie jak jej bohaterom. Można na lata zapamiętać fabułę dzięki postaciom, które były nie tylko jakieś, ale prezentowały chwytliwą manierę, miały bogatą osobowość i albo oczarowały, albo tak irytowały swym sposobem bycia, że nie sposób zapomnieć.
Parę wątków bez rozwinięcia, coś tam porzucone i końca nie widać (może w kolejnych tomach?). Łatwo wyłapać tez powtórzenia, wracanie do tego samego i nie mam tu na myśli przeszłości, odwołań do przodków, mimo iż wydaje się jakby na tym oparła się cała historia - historia zemsty. Zemsta jaka jest każdy widzi, a co do walki mocy zdecydowane rozczarowanie wieńczące to dzieło.
Moją uwagę zwróciło tez to, że główna bohaterka zachowuje się niekonsekwentnie. Raz jest pewną siebie i swych czarownych mocy kobietą, która nie ulega męskim zaczepkom, a to znów robi to co inni jej mówią. Jakby cierpiała na zmienność nastrojów rzucając się od złości, a nawet furii po popadanie w przygnębienie. Takie przebiegunowanie na zawołanie, co wytrąca czytelnika z rytmu i każe zastanawiać się o co chodzi, bo przecież nie było powodu. Za to jest na tyle sprytna i genialna, że potęga wroga kłania się do jej stóp, co wypada nieszczególnie przekonująco w opisywanej scenerii zdarzeń.
Po lekturze łatwo odnieść wrażenie, że nie tyle śledztwo było ważne, a roztrząsanie historii rodzin władających magią, ich hierarchia oraz zaszłe konflikty. Za to niewielkie skupienie na ukazaniu rzeczywistości magicznej, miejsc, postaci. Wyszło zaskakująco banalnie. Nie jestem znawczynią tego typu historii, urban fantasy gdzieś tam zagościło u mnie parę razy, ale to nie znaczy, że teraz zadowolę się byle czym, co będzie choćby miernym nośnikiem "czarownej" fabuły. Liczyłam na dobrą zabawę, z humorem potraktowaną opowieścią, lekką, ale wciągającą. A takie składowe jak: czarownice, magia, miejsce wydarzeń, sięganie do korzeni daje skojarzenie, że będzie słowiańsko. Niestety, nie wyczułam takich klimatów, tak samo jak większych emocji.
Komedię kryminalną "Nieszczęścia chodzą trójkami" oceniłam kiedyś dobrze. Tam pewne sceny bawiły, na coś się czekało, a w przypadku "Kołysanki" mam odczucie, jakby pisała je młodsza, mniej doświadczona literacko osoba. To prosta historyjka łącząca motywy, które pojawiły się w wielu istniejących książkach innych autorów, co oznacza że nie pojawi się nic nowego co by...
więcej Pokaż mimo to