rozwińzwiń

Zamek Lorda Valentine'a

Okładka książki Zamek Lorda Valentine'a Robert Silverberg
Okładka książki Zamek Lorda Valentine'a
Robert Silverberg Wydawnictwo: Solaris Cykl: Kroniki Majipooru (tom 1) fantasy, science fiction
600 str. 10 godz. 0 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Kroniki Majipooru (tom 1)
Tytuł oryginału:
Lord Valentine's Castle
Wydawnictwo:
Solaris
Data wydania:
2008-12-03
Data 1. wyd. pol.:
1995-01-01
Data 1. wydania:
1999-09-20
Liczba stron:
600
Czas czytania
10 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375900170
Tłumacz:
Helena Michalska
Średnia ocen

6,7 6,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,7 / 10
203 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1553
465

Na półkach: , ,

Po 10 latach wróciłem do książki. Dalej mi się podoba, choć jest trochę naiwna i nie ma dużych szans dziś wśród współczesnych czytelników. Stare dobre fantasy. Może jeszcze sięgnę po kolejne tomy z Majipooru.

Po 10 latach wróciłem do książki. Dalej mi się podoba, choć jest trochę naiwna i nie ma dużych szans dziś wśród współczesnych czytelników. Stare dobre fantasy. Może jeszcze sięgnę po kolejne tomy z Majipooru.

Pokaż mimo to

avatar
724
556

Na półkach: , ,

Po bardzo urzekających swoją subtelnością Skrzydłach nocy pierwszy tom Kronik Majipooru był drogą przez mękę. Znalazłam w niej kilka elementów, które mi się podobały, ale zginęły w morzu znużenia, jakie odczuwałam przy lekturze. Kolejne perypetie Valentine'a i jego towarzyszy były zupełnie nieangażujące, płytkie i pozbawione polotu. Podobnie jak postacie - przywykłam do tego, że wielkie cykle fantasy mają szczegółowo rozbudowany świat (Majipoor może i taki jest, ale SIlverbergowi nie chciało się wykorzystać jego potencjału) i postacie z ciekawą psychologią, a dostałam spisaną na kolanie bajkę o odzyskiwaniu władzy. Relacje budowane są na przestrzeni dwóch, trzech stron, na których autor rozpisuje ubogie interakcje. Mnóstwo pustki doświadczyłam w tak obszernej książce i zwyczajnie czuję się rozczarowana. Zakończenie było całkiem ciekawe, ale daleko mi do dawania drugiej szansy temu cyklowi.

Po bardzo urzekających swoją subtelnością Skrzydłach nocy pierwszy tom Kronik Majipooru był drogą przez mękę. Znalazłam w niej kilka elementów, które mi się podobały, ale zginęły w morzu znużenia, jakie odczuwałam przy lekturze. Kolejne perypetie Valentine'a i jego towarzyszy były zupełnie nieangażujące, płytkie i pozbawione polotu. Podobnie jak postacie - przywykłam do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
195
79

Na półkach:

Ogólnie Roberta Silverberga sobie cenię, ale do tej pory nie zaliczyłem jego monumentalnego siedmiotomowego cyklu Majipoor. Ale przyszła "kryska na matyska" i wziąłem do ręki tom pierwszy - Zamek Lorda Valentine. Książka to Space Fantasy z nieźle nakreśloną cywilizacją - ale z dość liczną i bardzo różnorodną liczbą ras "myślących" - zamieszkałą nietypową planetę, prawie pozbawioną metali.
Fabuła też całkiem ciekawa, w której poznajemy głównego bohatera - Lorda Valentine - w innym ciele i z amnezją, śledząc jego dalsze losy, jak odzyskuje to co utracił. Silverberg do tego dodaje całą gamę innych nietuzinkowych postaci, a w tle ukazuje nam bardzo realistycznie świat stworzony przez siebie.
Potem był drugi tom, trzeci... i było coraz gorzej z przebiciem się przez następne strony. Książki (a wszystkie opasłe) zaczęły mnie nużyć, a fabuły były już w dużym stopniu przewidywalne, wręcz miało się wrażenie, że autorowi także brakuje już weny, a że bezwładność była górą, dostaliśmy cykl z ocenami od bardzo dobrej do zaledwie dostatecznej.
Jeżeli ktoś lubi Silverberga, to polecam przeczytać tylko pierwszy tom tegoż cyklu i na tym poprzestać.

Ogólnie Roberta Silverberga sobie cenię, ale do tej pory nie zaliczyłem jego monumentalnego siedmiotomowego cyklu Majipoor. Ale przyszła "kryska na matyska" i wziąłem do ręki tom pierwszy - Zamek Lorda Valentine. Książka to Space Fantasy z nieźle nakreśloną cywilizacją - ale z dość liczną i bardzo różnorodną liczbą ras "myślących" - zamieszkałą nietypową planetę, prawie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
187
21

Na półkach:

Powieść intrygująca, choć tak naprawdę dużo bardziej ją cenię za światotwórstwo i klimat, niż za jakość fabularną. Czytało się przyjemnie i gładko, pozwala oderwać się od rzeczywistości i chętnie sięgnę po drugi tom.

Powieść intrygująca, choć tak naprawdę dużo bardziej ją cenię za światotwórstwo i klimat, niż za jakość fabularną. Czytało się przyjemnie i gładko, pozwala oderwać się od rzeczywistości i chętnie sięgnę po drugi tom.

Pokaż mimo to

avatar
238
175

Na półkach:

Powieść pozbawiona jakiegokolwiek napięcia wewnętrznego, co ewidentnie wynika z braków warsztatowych autora. Wszelkie problemy bohater rozwiązuje na przestrzeni dwóch kartek, najczęściej w banalnie prosty, przynajmniej z perspektywy czytelnika, sposób. Kilka razy nawet zrobiłem eksperyment - kiedy pojawiała się kolejna perypetia, sprawdzałem, co dzieje się dwie kartki dalej i za każdym razem okazywało się, że "już jest dobrze". Chwilami czułem się, jakbym czytał plan, albo streszczenie. Mimo to książka ciągnie się (dobre słowo!) przez 600 stron i jest to 600 stron powieści drogi, nieistotnych dialogów, opisów i, jak wspomniałem, bardzo prostych mikrozadań.
Opisy. Ciekawy świat przedstawiony, chociaż mam wrażenie trochę na zasadzie "wymyślę jakąś dziwną rzecz", niż stworzony jako spójny ekosystem. Czy tylko ja wypatrzyłem inspirację kantyną z "Gwiezdnych Wojen"?
Natomiast czego się czepię: autor cierpi na gigantomanię i, jak sowiecki żołnierz, czego nie zobaczy, powie "u nas większe". Jak ludność planety, to 20 mld (w czasie, gdy książka powstała, na Ziemi żyło pewnie 5),jak odległości, to w tysiącach mil, jak miasta, to po 30 mln mieszkańców, jak wieloryb, to długi na 150 m. jak drzewo, to jak 3 sekwoje i 4 baobaby, jak góra, to 50 km wys., jak urwisko, to jak 3 Mattehorny, jak bazar, to o powierzchni 15 mil kwadratowych (bardzo praktyczne, zapraszam na zakupy). A przy tym, niczym przedszkolak, który przechwala się najsilniejszym tatą, co to "podnosi 1000 kg", kompletnie nie zdaje sobie sprawy z wielkości, które przywołuje. I tak mamy miasto, 12-13 mln mieszkańców, którego głównym źródłem utrzymania jest pośrednictwo w handlu warzywami i owocami - serio? Inne - 7 mln - utrzymuje się z portu (składającego się z 1 rozpadającego się baraku) z którego, jak się okazuje, w jednym z najważniejszych kierunków odpływa jeden statek pasażerski na miesiąc, a i to nie przez cały rok. Jakieś miśki zagradzają drogę między dwoma miastami, każde kilka mln. mieszkańców, bohaterowie przez cały dzień siedzą, przy barykadzie, nie mija ich nikt - proponuję zagrodzić autostradę między np Warszawą a Poznaniem (wielokrotnie mniejszymi) i sprawdzić, co się stanie. (W ogóle, jak na liczbę mieszkańców i ciągle przywoływany handel, ruch jest za mały o kilka rzędów wielkości) W manii gigantyzmu autor np. opisuje, jak olbrzymią powierzchnię zajmuje jedno z miast - po przeliczeniu okazuje się, że większą niż Belgia z Holandią - no, ale ludności ma o połowę mniej - to co to za miasto? Najwyraźniej nie zdaje sobie też sprawy z tego, jak niewyobrażalnej ilości energii, której podobno na planecie brakuje, wymagałoby utrzymanie sztucznej atmosfery na terenie wielkości "góry zamkowej" - pomijam już aspekty techniczne, jak zresztą w całym tym tekście. Czego się trzymać, skoro w jednym akapicie miasto N ciągnie się setkami mil wybrzeża, a w następnym, na tym samym wybrzeżu mamy miasta rozsiane co sto mil (takie syberyjskie rozproszenie, dla odmiany). Wiem, czepiam się i nie robiłbym tego, gdyby fabuła była lepsza. No ale, jak wspomniałem, nie jest. Pozostawiając kulejącą urbanizację - kompletnie mnie nie przekonuje, kiedy towarzysze i towarzyszki drogi Valentine'a z trupy aktorskiej znienacka otrzymują komendę, każdy nad armią 10 tys żołnierzy (trzy razy to czytałem, bo myślałem, że mi się przywidziało),które prowadzą do boju i rzucają się w wir bitwy na czele swoich jednostek - coś mi mówi, że dowodzenie żołnierzami nie jest takie proste. Ani walka.
Jeszcze jedno mi się przypomniało - jak zabytki, to sprzed 15 tys. lat, z kamienną tablicą informacyjną sprzed 5 tys. Pięciu tysięcy! - w moim mieście można zobaczyć, jak wygląda wisząca "na dworze" kamienna tablica informacyjna sprzed 500 lat - zapraszam autora. A w tym mieście bohaterowie oglądali "najbardziej ozdobiony ornamentami" budynek, porzucony 15 tys lat temu - cztery razy wiek Sfinksa - nawet mi się nie chce tych głupot komentować - to chyba porzucony Boston był w 2100.

Nie będę ciągnął, zaznaczę jeszcze tylko, że w żadnym momencie nie mamy do czynienia z tym szczurem z okładki. Ani z tym typkiem wysuniętym z portyku. Jak rozumiem, grafik poległ w lekturze i musiał tworzyć ilustrację z wyobraźni.

Powieść pozbawiona jakiegokolwiek napięcia wewnętrznego, co ewidentnie wynika z braków warsztatowych autora. Wszelkie problemy bohater rozwiązuje na przestrzeni dwóch kartek, najczęściej w banalnie prosty, przynajmniej z perspektywy czytelnika, sposób. Kilka razy nawet zrobiłem eksperyment - kiedy pojawiała się kolejna perypetia, sprawdzałem, co dzieje się dwie kartki dalej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
232
14

Na półkach:

Fabuła super. Trzymająca w napięciu do ostatniej strony. Zakończenie troszkę przewidywalne ale nie zmienia to ogólnej oceny.
Co na minus na pewno bardzo trudne nazwy miast , język można sobie połamać .
Następny tom już czeka na półce .

Fabuła super. Trzymająca w napięciu do ostatniej strony. Zakończenie troszkę przewidywalne ale nie zmienia to ogólnej oceny.
Co na minus na pewno bardzo trudne nazwy miast , język można sobie połamać .
Następny tom już czeka na półce .

Pokaż mimo to

avatar
193
186

Na półkach: ,

Ogromny świat w tym 20 miliardów istnien około 8 ras m.in.ludzie,vroony z mackami czy chyba najbardziej intrygujący metamorfowie.Wielkie miasta bardzo dobrze opisane tak samo geografia universum pełna różnych krain od pustyni poprzez dzungle a kończąc na ruinach starego miasta metamorfów.Piekny opis
przyrody i miast czy głównego zamku.Mamy tutaj magie,sny a nawet telepatie .Bardzo dobrze skonstruowany swiat w który można uwierzyc i dobry materiał na gre rpg.
Wady to dialogi i bohaterowie którym brakuje głębszego charakteru są sztampowi.

Ogromny świat w tym 20 miliardów istnien około 8 ras m.in.ludzie,vroony z mackami czy chyba najbardziej intrygujący metamorfowie.Wielkie miasta bardzo dobrze opisane tak samo geografia universum pełna różnych krain od pustyni poprzez dzungle a kończąc na ruinach starego miasta metamorfów.Piekny opis
przyrody i miast czy głównego zamku.Mamy tutaj magie,sny a nawet...

więcej Pokaż mimo to

avatar
226
14

Na półkach:

Książka niestety nudna, bogata w opisy niesamowitego świata i no właśnie co? Postacie, takie "papierowe", po prostu bez wyrazu. Wszyscy zaparzeni z uwielbieniem w głównego bohatera, który oprócz tego ze jest dobry nic sobą nie reprezentuje. Aaa zapomniałem jeszcze nieźle żongluje. Oraz ma Zamek jak w tytule.
Przeczytałem już wiele sf i fantsy w swojej trzydziestoletniej karierze nałogowego pochłaniacza książek. Widzę tu zmarnowany potencjał na dobrą książkę. Wykreowany niesamowity świat, kawał historii do odkrycia, obce rasy i oczywiście jeszcze raz Majipooru. A całość spaprana tragicznymi bohaterami, może bohaterowie nie są tacy źli tylko sposób w jaki ich przedstawiono. Zupełnie nie zachęcający do utożsamiania się z nimi, nie powstają żadne nici łączące czytelnika z postaciami z historii. Po przeczytaniu książki nie miałem ochoty wracać do kogokolwiek myślami.
Bardzo przewidywalna fabuła jakby autor nie wiedział co za wydarzenia wrzucić do wspaniałego świata Majipooru. Wiki podaje że Zamek Lorda Valentine powstał po 5 letniej przerwie. To może być wyjaśnienie tak nierówno napisanej książki.
Naprawdę rzadko czytam książkę kilka tygodni, a do tej wracałem z nudów i z przyzwyczajenia że nie zostawia się nie przeczytanych
Nie skreślam jeszcze całości opowieści o Majipoor, zobaczymy czy autor się rozkręca. W końcu zostało mu jeszcze siedem tomów

Edit
Przeczytałem tom2 Majipooru, i jest o wiele lepiej. Jak zmęczycie pierwszy to drugi to już inna pólka. Dalej nie ma akcji za wiele ale to nie tego typu literatura. A postacie to już inna liga.

Książka niestety nudna, bogata w opisy niesamowitego świata i no właśnie co? Postacie, takie "papierowe", po prostu bez wyrazu. Wszyscy zaparzeni z uwielbieniem w głównego bohatera, który oprócz tego ze jest dobry nic sobą nie reprezentuje. Aaa zapomniałem jeszcze nieźle żongluje. Oraz ma Zamek jak w tytule.
Przeczytałem już wiele sf i fantsy w swojej trzydziestoletniej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
422
294

Na półkach: ,

Łatwa i przyjemna książka, ale wypieków na twarzy podczas czytania nie uświadczysz.. Nie zamierzam zaglądać do kolejnych tomów.

Łatwa i przyjemna książka, ale wypieków na twarzy podczas czytania nie uświadczysz.. Nie zamierzam zaglądać do kolejnych tomów.

Pokaż mimo to

avatar
1560
697

Na półkach:

Wciągnąłem się w czytanie cyklu „Kroniki Majipooru” Roberta Silverberga. Nominalnie klasyfikuje się ten cykl powieściowy jako science fiction i rzeczywiście nim jest. Jednak czytelnik odnosi wrażenie, że ta książka ma wiece wspólnego z typowym fantasy. Autor konsekwentnie, od początku do końca, w tym pierwszym tomie zachowuje schemat Tolkienowski. Mamy powieść drogi, wojnę, a nawet powrót króla, zwanego tutaj koronalem. Akcja dzieje się na planecie Majipor, ludzkość z Ziemi przybyła na tą planetę 14 000 lat wcześniej . Nie ma tutaj wyjaśnień co się stało z naszą rodzimą planetą, czy była to jakaś klęska ekologiczna czy może były atomowe fajerwerki jak np. w „Uniwersum Diuna” Franka i Briana Herbertów w czasie dżihadu butleriańskiego. To dopiero pierwszy tom wiec spokojnie sprawa się wyjaśni. Jak wspomniałem ludzie przybyli w przeszłości na tyle odległej, że właściwie zdążyli się na tej wielkiej planecie zadomowić, tyle, że Majipor miał swoich gospodarzy, byli nimi Metamorfowie zwani też Zmiennokształtnymi i tą rasą istot rozumnych homo sapiens zmuszony był sobie radzić, żeby układać skomplikowane relacje. Mowa też jest w książkach o innych osobnikach przybyłych zapewne również z kosmosu np. skandrowie, hjorci, vrooni, którzy również na tej wielkiej planecie znaleźli swój nowy dom. Na tą chwilę kiedy zaczyna się akcja planetę zamieszkuje 20 miliardów ludzi innych istot rozumnych, to nie jest za dużo, wciąż na Majipoorze jest dużo lasów i innych pustkowi, także oceanicznych, ale i tak co niektórzy myśliciele przezornie ostrzegają, żeby planety nadmiernie nie eksploatować. W „Uniwersum Diuna” pojawiły się rozważania typowo filologiczne, tam fremeni mówili galachem mieszanką słowiańsko –anglosaską, tutaj autor nie wczuł się jeszcze w spekulacje czy to jeszcze jest jakiś język ziemski, czy coś zupełnie nowego, co sugerowałaby obecność obcych na planecie i wzajemna interakcja typowo kulturowa. No i jak to z religią na Majioporze było na pewno warto by się dowiedzieć. Mamy postać pontifexa, który jest kimś w rodzaju wyższej instancji do koronala, to w labiryncie pontifexa funkcjonuje rząd. Rzecz oczywista mamy nawiązanie do historii tytuł, pontifex maximus po starożytnych cesarzach rzymskich, wcześniej, w czasach republiki, to był po prostu najwyższy kapłan, odziedziczyli papieże, i nadal ten tytuł funkcjonuje. Oczywiście nawiązaniem do historii jest też sam tytuł królewski, i zapewne w kolejne tomy będą interesujące pod tym względem. Tu mamy troszkę o historii Majipooru, przez te 14 tysięcy lat planetą władali różni koronalowie, ci wybitni dobrzy, przeciętni, słabsi, jak i zwykłe miernoty. Ciekawostką jest to, że koronalowie nie są dziedziczni, lecz rekrutują się i są wybierani z pośród najwyższej kasty, jakiś kilkunastu rodzin magnackich. Przy tym już za rządów koronala wiadomo kto będzie następcą.



Mamy tu historię młodego człowieka o imieniu Valentine, dziwnym zbiegiem okoliczności jest on imiennikiem obecnie panującego koronala. Pojawia się on znienacka w okolicach miasta Pludreid. Trafia do trupy żonglerów skadra Zalzana Kavola i szybko uczy się tego fachu. Valentine nic nie wie o swojej przeszłości, no i to musiało w końcu dać znać o sobie. Nasz główny bohater ma sny, coś w rodzaju wizji sennych, z których dowiaduje się kim jest naprawdę. Okazało się, że to on jest urzędujący koronalem tyle, że w innym ciele, to jakieś czarodziejskie sztuczki. Podążając wraz z grupą żonglerów po dość olbrzymich obszarach planety Valentine dowiaduje się coraz więcej o sobie i przy okazji inni przekonują się kimon jest. Pierwsza była Carabella, znajoma z grupy Zalzana Kawola, później również kochanka, potem pozostali członkowie trupy żonglerów, no i potem wszyscy inni, na przyjaciołach z młodości Valentine’a skończywszy. Oczywiście celem jest odzyskanie władzy, wcale nie dlatego, że Valentine jej pożąda, ale po prostu uzurpator jest beznadziejny i trzeba szybko w kraju zrobić porządek. Czy Valentine przejdzie tą długą drogę i odzyska władzę?



Książka jest niezwykle ciekawa, postaci są w sposób niezwykle barwny opisane. Nie brakuje tu interesujących metafor, chociażby nawiązań do Biblii. Książkę warto przeczytać i udać się w ta literacką podróż na daleki Majipoor i wciągnąć się w przygody Valentina. Ciekawi mnie co wydarzy się w kolejnych tomach.
Polecam.

Wciągnąłem się w czytanie cyklu „Kroniki Majipooru” Roberta Silverberga. Nominalnie klasyfikuje się ten cykl powieściowy jako science fiction i rzeczywiście nim jest. Jednak czytelnik odnosi wrażenie, że ta książka ma wiece wspólnego z typowym fantasy. Autor konsekwentnie, od początku do końca, w tym pierwszym tomie zachowuje schemat Tolkienowski. Mamy powieść drogi, wojnę,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    298
  • Przeczytane
    282
  • Posiadam
    127
  • Fantastyka
    25
  • Fantasy
    8
  • Ulubione
    5
  • Science Fiction
    5
  • Teraz czytam
    5
  • Książki
    3
  • [autor] amerykańskie
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Zamek Lorda Valentine'a


Podobne książki

Przeczytaj także