-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2016-12-29
2016-12-23
Zbliżają się Święta i koniec roku 2016, a wraz z tymi wydarzeniami kiełkuje w nas coś na kształt potrzeby refleksji nad życiem.
Czy jest ono dobre, albo co oznacza dobre życie. Co powinniśmy w sobie doskonalić, a z czym powinniśmy się na zawsze pogodzić. I gdzie w tym wszystkim jest Bóg.
Z pomocą przychodzi Ks. Jan Kaczkowski, przez złośliwców nazywany „onkocelebrytą”. Zmarł 28 marca 2016 roku na glejaka mózgu, w pełni pogodzony ze swoim losem. Ostatnie miesiące życia w całości poświęcił innym ludziom. Inspirował, motywował, próbował udzielić odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Stał się symbolem życia „na pełnej petardzie” zarówno wierzących, jak i niewierzących. Co trzeba mieć w sobie, aby trafić jednocześnie tymi samymi słowami do tak wielu różnych serc.
Trzeba mieć wielki dystans do życia. Wierzyć w to, że wszystko, czego doświadczamy i co nas otacza nie jest przypadkowe. Smutek, rozpacz, ale i radość mają swój cel. Nie ma takiej rzeczy, sytuacji, zdarzenia, po których nie moglibyśmy się podnieść i powiedzieć: idę dalej.
Ks. Jan Kaczkowski w książce podzielonej na różne działy tematyczne odpowiada na pytania zadane przez Joannę Podsadecką ale i czytelników Deon. W słowach ks. Jana czuje się głęboką więź z czytelnikami. To osoba, która nie tylko słyszy ludzkie problemy, ale także ich słucha. Nie tylko patrzy na ludzkie cierpienia, ale także je widzi. Na pytanie, co denerwuje go w księżach, odpowiada, że w książce nie starczyłoby miejsca, aby na to odpowiedzieć. Mówi, używając sporej dawki ironii, uśmiechu, gorzkiej prawdy. Zdawałoby się, że na niektóre pytania mógłby odpowiedzieć dokładniej, dobitniej, gdyby nie stan kapłański. Nie winię go za to. Książka „Dasz radę” mnie wzruszyła. Zobaczyłam w niej tylko prawdziwych ludzi i ich problemy, tak bardzo zbliżone do moich. Dzięki tej książce poznałam też księdza takiego, którego brakuje w moim otoczeniu, z którym chciałabym porozmawiać, albo zwyczajnie wsłuchać się w jego słowa. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Zbliżają się Święta i koniec roku 2016, a wraz z tymi wydarzeniami kiełkuje w nas coś na kształt potrzeby refleksji nad życiem.
Czy jest ono dobre, albo co oznacza dobre życie. Co powinniśmy w sobie doskonalić, a z czym powinniśmy się na zawsze pogodzić. I gdzie w tym wszystkim jest Bóg.
Z pomocą przychodzi Ks. Jan Kaczkowski, przez złośliwców nazywany „onkocelebrytą”....
2016-12-20
2016-12-19
2016-12-06
2016-12-03
2016-12-01
To nie jest tak, że 1945 nie jest rokiem zakończenia wojny. W sensie symbolicznym z pewnością przywodzi na myśl jej finał, jednak gdybyśmy przeanalizowali losy ludzi nie jako zbiorowości, ale jako pojedynczych bohaterów, to okazałoby się, że więcej było tych, których cierpienie się pogłębiło w stosunku do tych, którzy nareszcie mogli odetchnąć pełną piersią.
Rok 1945 nie był rokiem szczęśliwym, jak głosi stereotyp. Rok 1945 był czasem walki o przetrwanie. Był rokiem wielkiej nadziei, że zgubieni mężowie, bracia, a nawet dzieci i zwierzęta domowe szczęśliwie się odnajdą, co da namiastkę przeszłości. Ci wszyscy ludzie w otaczających ich gruzach próbowali odnaleźć fundamenty dawnego życia, czego najlepszym dowodem są ogłoszenia drobne. Magdalena Grzebałkowska podzieliła swoją książkę na dwanaście miesięcy, a każdy z nich poprzedzony został właśnie takimi wycinkami z gazety. Wojna i pokój to reportaż o ludziach, których za dziesięć lub piętnaście lat wśród nas nie będzie, i których będziemy wspominać bez większych emocji, niczym mityczne postaci z przykurzonych książek.
To smutne, ale rzeczywistość jest brutalna. Niektórzy spośród tych, którzy doznali cierpienia i bólu z rąk prześladowców, sami stali się katami. Potężna machina śmierci wprawiona w ruch w 1939 z takim samym impetem wkroczyła w rok 1945. Autorka znalazła w swojej książce miejsce dla przesiedleńców, szabrowników, Polaków, Ukraińców, Niemców, dzieci z sierocińców, pracowników obozów pracy. Magdalena Grzebałkowska znalazła miejsce dla wszystkich i dla każdego z osobna.
Historii, które wybitnie chwytają za serce jest tu wiele i nie sposób ich przytaczać. Jedne przyjęłam ze spokojem, na myśl o innych do dzisiaj moim ciałem wstrząsa dreszcz. To zadziwiające, o jak wielu rzeczach nie mamy pojęcia, albo o jak wielu aspektach minionych czasów wolimy nie myśleć. Nieważne jakiego jesteś wyznania, ile masz lat i czy chodzisz w nowych lakierkach, a może piątą z kolei zimę w tych samych butach, i tak w obronie własnego życia i życia swoich bliskich będziesz w stanie zrobić rzeczy, które z człowieczeństwem nie mają nic wspólnego.
I nie chodzi tu oto, aby przez te jednostkowe, a zarazem chaotyczne historie nazywane dumnie reportażem traktować historię wybiórczo. Chodzi o to, aby na fundamencie tych ludzkich losów próbować zrozumieć dlaczego i umieć wyciągać wnioski.
Wybaczcie, ale historia podręcznikowa serwowana w szkołach znieczuliła nas na tyle, że książka Pani Grzebałkowskiej nas szokuje, a nie powinna.
Polecam gorąco.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
To nie jest tak, że 1945 nie jest rokiem zakończenia wojny. W sensie symbolicznym z pewnością przywodzi na myśl jej finał, jednak gdybyśmy przeanalizowali losy ludzi nie jako zbiorowości, ale jako pojedynczych bohaterów, to okazałoby się, że więcej było tych, których cierpienie się pogłębiło w stosunku do tych, którzy nareszcie mogli odetchnąć pełną piersią.
Rok 1945 nie...
2016-11-28
„Maryla Szymiczkowa, wdowa po prenumeratorze 'Przekroju', królowa pischingera, niegdysiejsza gwiazda Piwnicy pod Baranami i korektorka w 'Tygodniku Powszechnym'. Po sukcesie 'Tajemnicy Domu Helclów' postanowiła związać się na stałe z kryminałem.”
Maryla Szymiczkowa to duet, który powołała do życia dwójka literatów. Pierwszym z nich jest Jacek Dehnel - pisarz, poeta, tłumacz i prowadzący bloga „Tajny Detektyw”, a drugim Piotr Tarczyński - tłumacz historyk, amerykanista i Krakus od pokoleń. Najpierw stworzyli kryminał w ukryciu, by chwilę później się zdemaskować. Ich literacki eksperyment się udał. A zbrodnia w stylu vintage jeszcze przez wiele lat będzie kojarzona z ich nazwiskami.
Zofia Szczupaczyńska - żona profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, charakterna, sprytna, energiczna, a do tego wielka hipokrytka, którą mieliśmy okazję poznać w „Tajemnicy Domu Helclów” musi poradzić sobie z nie lada problemem. Zbliża się Wielkanoc, a do pomocy w domu ma tylko jedną służącą. Karolcia, którą dopiero co przyuczono do służby składa rezygnację, a co gorsza krótko po tym wydarzeniu staje się ofiarą straszliwej zbrodni. Służąca najpierw zostaje wykorzystana seksualnie, a następnie brutalnie zamordowana nad Wisłą. Profesorowa Szczypaczyńska początkowo nie może pogodzić się z tą stratą i tragedią, ale z czasem, słynąca z ponadprzeciętnej energii Zofia postanawia zedrzeć zasłonę skrywającą mroczne oblicze Krakowa schyłku XIX wieku, a tym samym znaleźć sprawcę morderstwa.
„Rozdarta zasłona” wydaje się być logiczną kontynuacją tego, co Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński zapoczątkowali w pierwszym tomie swojej „vintage-serii”. Krakowskie kamienice nadal pełne są sekretów, a ich mieszkańcy są tak samo zabawni, ironiczni - kochają i nienawidzą całym sobą. Profesorowa Szczupaczyńska jest także równie ambitna i wytrwała w dążeniu do rozwiązania zagadki.
Wszystko to może wydawać się nieco przewidywalne w odbiorze, stąd tom pierwszy postrzegam jako lepszy. „Rozdarta zasłona” powraca do tych samych schematów, które dobrze już znamy. Elementem na plus w nowej powieści Maryli Szymiczkowej jest jednak bardziej wyraźne w porównaniu z tomem pierwszym tło historyczne. Oto Kraków z roku 1895, który musi zmierzyć się z takimi problemami jak na przykład handel kobietami, czy ciągła próba umniejszenia ich roli w sensie obyczajowym i ideologicznym. W „Rozdartej zasłonie” non stop przewija się postać Franciszka Józefa a wisienką na torcie jest towarzystwo Żeleńskich, Tetmajerów i Rydlów.
Tak jak po przeczytaniu tomu pierwszego, tak i teraz nie sądzę, aby profesorowa Szczupaczyńska na tym zakończyła swoją detektywistyczną przygodę. Życzę autorom wielu dobrych pomysłów, a sama na razie kończę przygodę z tą serią kryminalną, która idealnie nadaje się na jesienno-zimowe wieczory.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Maryla Szymiczkowa, wdowa po prenumeratorze 'Przekroju', królowa pischingera, niegdysiejsza gwiazda Piwnicy pod Baranami i korektorka w 'Tygodniku Powszechnym'. Po sukcesie 'Tajemnicy Domu Helclów' postanowiła związać się na stałe z kryminałem.”
Maryla Szymiczkowa to duet, który powołała do życia dwójka literatów. Pierwszym z nich jest Jacek Dehnel - pisarz, poeta,...
2016-11-06
„Kto błaga o cokolwiek, ten w istocie nie żyje.”
Paderewski urządza polityczne dyskusje, a kobiety uzyskały prawa wyborcze na mocy dekretu Piłsudskiego. Zaczęto formować polską policję kobiecą. Na Boga, kto wpadł na tak idiotyczny pomysł - pomyślała opinia publiczna. To wszystko przez Ligę Narodów, która coraz bardziej naciskała na państwa członkowskie, aby utworzyły struktury do walki z handlem dziećmi i kobietami. Handel żywym towarem to jedno, rozwój grup przestępczych, które powstają niczym grzyby po deszczu, to z kolei druga choroba tocząca stolicę. Na plan pierwszy wychodzą Bannicy, którzy swoją nazwę zawdzięczają temu, że swoich wrogów skazują na śmierć topiąc ich w baniach. Dźwięki jazzu wyłaniające się z papierosowego dymu, hektolitry dobrego alkoholu, zapadające w pamięć występy Pogorzelskiej i Bodo oraz gangi próbujące działać na wzór włoskich mafii. Oto klimat książki Remigiusza Mroza.
W tym wszystkim znalazło się miejsce dla jednego, wyjątkowego bohatera - Ernesta Wilmańskiego. Były pięściarz przyjechał do stolicy, aby na zawsze zerwać z tajemniczą wileńską przeszłością, a wpadł w szpony jednego z największych warszawskich gangów przez swój altruizm i jeden wielki przypadek. Wilmański to postać niezwykle charakterystyczna. Mężczyzna zdecydowany, silny, wręcz nie do zniszczenia. Kiedy wydaje nam się, że już na pewno nie znajdzie wyjścia z tarapatów, ten zaskakuje nas błyskawiczną reakcją. Wilmański to bohater, dzięki któremu na skórze czuje się dreszczyk emocji, a w głowie ciągłe zaskoczenie i podziw. Ernest błyskawicznie wspina się po gangsterskiej drabinie. Jest wyjątkowy i nie daje o tym ani na moment zapomnieć.
Remigiusz Mróz stworzył wciągającą powieść, która niewątpliwie oddaje klimat Warszawy z ubiegłego wieku. Opowiedział w niej o sytuacji kobiet po pierwszej wojnie światowej, o nastrojach społecznych i o formowaniu policji kobiecej. Zarówno wątki oparte na faktach jak i gangsterskie potyczki - zbudowane bardziej na samej wyobraźni - niosą kawał wielowarstwowej historii, ponadczasowe zasady i kryminalny dreszczyk. „Świt, który nie nadejdzie” to przede wszystkim wykreowany świat, w którym dużą rolę odkrywa nasza wyobraźnia. Autor pozostawił nam w tej książce szerokie pole do popisu, a dedykując ją wszystkim blogerom sprawił, że każda cegiełka, którą dokładamy do domu o nazwie Blogosfera, nie jest mu obojętna. Gorąco polecam tę książkę.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Kto błaga o cokolwiek, ten w istocie nie żyje.”
Paderewski urządza polityczne dyskusje, a kobiety uzyskały prawa wyborcze na mocy dekretu Piłsudskiego. Zaczęto formować polską policję kobiecą. Na Boga, kto wpadł na tak idiotyczny pomysł - pomyślała opinia publiczna. To wszystko przez Ligę Narodów, która coraz bardziej naciskała na państwa członkowskie, aby utworzyły...
2016-10-25
Ludowe wierzenia, religia i elementy fantastyki wplecione w fabułę książki zawsze nadają jej wyjątkowe wykończenie. Niby nikt nie wierzy w wampiry i inne tego typu ustrojstwa, ale tak naprawdę, gdy przychodzi co do czego, to one - jak żadne inne - potrafią w sercu i w głowie czytelnika zasiać najwięcej ziaren niepewności.
Katarzyna Puzyńska po raz kolejny zabrała mnie do Lipowa. „Utopce” to już piąty tom kryminalnego cyklu, a ja nadal mam ochotę na więcej.
Tym razem policjanci z Lipowa w osobie Daniela Podgórskiego, kontrowersyjnej Klementyny Kopp oraz sierżant sztabowej Emilii Strzałkowskiej mają za zadanie rozwiązać zagadkę sprzed trzydziestu lat. W 1984 roku w tajemniczych okolicznościach zniknął ojciec i syn, a ich ciał nigdy nie odnaleziono. Dowodem na ich śmierć są jedynie zakrwawione ubrania. Społeczność wioski Utopce mimo upływu lat, nadal wierzy, że mężczyźni padli ofiarą krwiożerczego wampira. W gąszczu zaniedbań z lat 80., policjanci próbują znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, aby „pchnąć” śledztwo i znaleźć winnych. Przyznam szczerze, że początkowo ciężko było uwierzyć, że im się to uda.
Akcja książki „Utopce” toczy się dwutorowo. Naprzemiennie poznajemy aktualne działania, jakie podejmują policjanci wraz z rzeczywistymi wydarzeniami z 1984 roku. Dodatkowo perypetie obecnego śledztwa poprzedzone są zapisem przesłuchań jednej z policjantek, które stanowi swego rodzaju zapowiedź późniejszych wydarzeń. W miarę rozwoju akcji rozdziały stają się krótsze. Fabuła nabiera tempa. Wbrew logice policjanci zaczynają stopniowo wierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. W pewnym momencie nikt nie ma pewności kto jest ofiarą, a kto jest winnym. Niewielka społeczność Utopiec, prócz tego że nie jest liczna, staje się także coraz bardziej zamknięta i mniej skora do pomocy. Niepokojącym staje się zwiększanie liczby śmiertelnych ofiar. W rozwiązaniu śledztwa nie pomagają osobiste problemy w życiu głównych bohaterów, którym Katarzyna Puzyńska poświęca w tym tomie sporo uwagi. Szalona karuzela z nadchodzącym złem została już dawno wprawiona w ruch. Pytanie, czy policjantom z Lipowa uda się ją zatrzymać. (...)
„Utopce” polecam z całego serca. To idealna książka na jesień.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Ludowe wierzenia, religia i elementy fantastyki wplecione w fabułę książki zawsze nadają jej wyjątkowe wykończenie. Niby nikt nie wierzy w wampiry i inne tego typu ustrojstwa, ale tak naprawdę, gdy przychodzi co do czego, to one - jak żadne inne - potrafią w sercu i w głowie czytelnika zasiać najwięcej ziaren niepewności.
Katarzyna Puzyńska po raz kolejny zabrała mnie do...
2016-10-12
„Boże, gdybyś istniał, tobyś nas wszystkich w jednej chwili wymordował, jestem tego pewna - tak mówi do siebie w myślach. ”
„Ślady” to książka zawieszona pomiędzy opowiadaniem, a powieścią.
Jeśli ktoś zapyta mnie o czym są „Ślady” powiem po prostu, że o ludziach.
Ale także o tym jak smakuje smutek, załamanie, rozczarowanie, samotność, porażka, radość, chwilowe uniesienie, spełnienie i poczucie bezpieczeństwa. „Ślady” to podróż przez pokolenia.
Opowiadania, które mają w sobie nutę wojny, miłości i wzruszających wspomnień, łączą się w całość o uniwersalnym charakterze. Już przy okazji „Dygotu” pisałam, że Jakub Małecki jak nikt potrafi odmalować słowami panoramę ludzkich zachowań. „Ślady” tak jak „Dygot” mnie zasmuciły, bo pełno tu nostalgii i zapachu minionych czasów. Podoba mi się ścieżka rozwoju tego autora, jego oryginalność i poetycka wymowa jego książek, która pozwala mi się zapomnieć i zaczytać...
Mimo tego, że opowieść prowadzona jest ambitnie, to czyta się ją lekko. Wciąga niczym narkotyk. Może właśnie dzięki realizmowi. „Ślady” to utwór nieoczywisty. Nie potrafię określić w jakim kierunku uda się ten autor w następnej książce. Jestem ciekawa, czy dalej będzie doskonalił te nieprzewidywalne, poniekąd poszarpane strzępki ludzkich losów w opowiadaniach, czy też nie. Jednak nie ulega wątpliwości, że „Ślady” to mocna dawka przenikliwej analizy ludzkiego życia.
Wszystkie historie stworzone przez Jakuba Małeckiego mają wspólny mianownik. Splatają się ze sobą, intrygują. Na kolejnych stronach powracają te same motywy i problemy, ale oświetlone jakby z innej strony.
Dla wszystkich, którzy cenią sobie prostotę, minimalizm, potrafią zachwycać się codziennością i wielką wartość mają dla nich sprawy zwyczajne, ta książka może okazać się idealna. Jakub Małecki wybitnie opisuje ludzi, ich życie i emocje. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Boże, gdybyś istniał, tobyś nas wszystkich w jednej chwili wymordował, jestem tego pewna - tak mówi do siebie w myślach. ”
„Ślady” to książka zawieszona pomiędzy opowiadaniem, a powieścią.
Jeśli ktoś zapyta mnie o czym są „Ślady” powiem po prostu, że o ludziach.
Ale także o tym jak smakuje smutek, załamanie, rozczarowanie, samotność, porażka, radość, chwilowe...
2016-10-16
„Jeśli nie możesz czegoś dotknąć, usłyszeć
lub zobaczyć na monitorze,
niech zajmie się tym psychiatra.”
To zdanie najlepiej opisuje Rajiva Parti przed przemianą i moje podejście do „Świadectwa” przed przeczytaniem książki od deski do deski. Ten, kto mnie zna, wie że sceptycznie podchodzę do tego typu opowieści. Staram się zwykle przeanalizować je w głowie kilka razy, a dzisiaj prócz tego, wzięłam na swoje barki kolejne ambitne zadanie, a mianowicie zamierzam polecić Wam „Świadectwo” i sprawić, abyście wzięli tę książkę pod uwagę, tworząc książkowe plany na najbliższe miesiące.
Historia hinduskiego lekarza, który przeżył śmierć kliniczną ma w sobie coś takiego, co porusza zakątki duszy. Rajiv Parti to klasyczny przykład człowieka, który w dzieciństwie nie doświadczył prawdziwej miłości ze strony ojca. Ten, wyznawał zasadę: „zagięty paznokieć prostuje się za pomocą młotka”. Parti zanim stał się cenionym na świecie anestezjologiem, przez wiele lat ciężko pracował, aby znaleźć się w tym, a nie innym miejscu. Wedle hinduskiej tradycji wziął także zaaranżowany ślub, który jak się później okazało, stał się szczęśliwym związkiem dwojga kochających się ludzi z gromadką dzieci, jednak to wydarzenie z pewnością odcisnęło się na psychice lekarza. Z czasem Rajiv Parti zaczął wcielać w życie zasady wychowawcze swojego ojca także pod swoim dachem, tracąc stopniowo kontakt z synami. Jednego z nich wręcz zmuszając, aby poszedł w jego ślady studiując medycynę. Anestezjolog stał się człowiekiem wyzutym z emocji i pozbawionym empatii. Choć był niepodważalnie profesjonalistą i specjalistą w swojej dziedzinie, to nie miał szacunku wobec swoich pacjentów, którzy niejednokrotnie opowiadali mu o swoich doświadczeniach z pogranicza śmierci - a on to bagatelizował. Kiedy u Rajiva Parti odkryto raka prostaty, lekarz odwrócił się także od Boga. Nie mógł uwierzyć, że on - człowiek, który leczy innych - sam może tak szybko skończyć swoje życie. Bohater przeszedł wiele operacji, które miały na celu doprowadzić do całkowitego wyleczenia. Gdy jedna z nich się nie powiodła, a wręcz spowodowała zakażenie organizmu, Rajiv liczył się z tym, że to może być koniec wszystkiego.
„Przeżył śmierć kliniczną, podczas której w całej prawdzie ujrzał swoje życie: egoistyczne, pozbawione współczucia i miłości – nie tylko w stosunku do pacjentów, ale również syna, wobec którego był apodyktyczny. Po zaświatach oprowadzali go nie bogowie hinduizmu, lecz… archaniołowie. Poprosił wówczas o możliwość przemiany swojego życia.”**
„Wiedziałem, że właśnie zaczyna się proces
mojego prawdziwego uzdrowienia.”
To niezwykle interesujące i wzruszające jak bardzo Rajiv Parti zmieniał się na kartach tej książki. Bohater był człowiekiem niezwykle uduchowionym, bo gdyby kierował nim tylko strach - uczucie chwilowe, ulotne - z pewnością z czasem zrezygnowałby ze zmian w swoim życiu. Parti postanowił całkowicie przemeblować swoją codzienność. Oczywiście, że spotkał się z dezaprobatą najbliższych, jednak miał w sobie tyle siły i tyle energii, że ostatecznie mu się udało. Jest to jednak jedna z niewielu książek, które miałam okazję przeczytać, a które zasiały w mojej głowie tyle refleksji na temat tego, czy życie po życiu istnieje, a jeśli tak, to co nas czeka po drugie stronie.
Książka jest niezbyt obszerna, podzielona na krótkie rozdziały. W tej formie autor pokazuje nam w jasny, przejrzysty sposób swoją przemianę, a właściwie esencję drogi, którą obrał. Wierzę w to, że jego przemiana miała swój głębszy, ponad ludzkie zrozumienie cel. Można nie wierzyć w tego typu podróże. Można pukać się w czoło na myśl o tym, że ktoś twierdzi, iż został natchniony przez samego Boga, ale nikt nie może zanegować, że ta książka jest publikacją-hamulcem, która przypomina, że w życiu czasem trzeba zwolnić i zastanowić się, czy biegniemy we właściwym kierunku. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Jeśli nie możesz czegoś dotknąć, usłyszeć
lub zobaczyć na monitorze,
niech zajmie się tym psychiatra.”
To zdanie najlepiej opisuje Rajiva Parti przed przemianą i moje podejście do „Świadectwa” przed przeczytaniem książki od deski do deski. Ten, kto mnie zna, wie że sceptycznie podchodzę do tego typu opowieści. Staram się zwykle przeanalizować je w głowie kilka razy, a...
2016-10-06
Nebraska.
Stan w środkowo-zachodniej części USA. Teraz także tytuł książki Zbigniewa Białasa - autora, którego możecie kojarzyć dzięki takim książkom jak „Tal” czy „Korzeniec”.
Sosnowiecki autor stworzył opowieść o prawdziwej Ameryce. Kraju z 2001 roku, który wcale nie przypomina państwa z roku 2016. „Nebraska” to zapis dziewięciomiesięcznego pobytu Zbigniewa Białasa, który udał się za ocean by studiować relacje z ekspedycji Lewisa i Clarka oraz wypraw Alexandra von Humboldta, brać udział w konferencjach i odczytach, a w wolnym czasie poznawać Amerykę.
Dziennik, który stworzył Zbigniew Białas jest zapisem żartobliwym i dowcipnym. Autorowi nie można odmówić dokładności i trafności w próbie uchwycenia na kartce papieru zachowań mieszkańców Ameryki. Szkoda, że Zbigniew Białas dopiero po tylu latach od swojej podróży zdecydował się na publikację notatek - większość faktów uległo dezaktualizacji. Jego relację trzeba potraktować bardziej jako żartobliwy powiew historii, aniżeli bieżące źródło informacji na temat Ameryki Północnej. Pomimo tego, istnieje wiele powodów, dla których warto sięgnąć po „Nebraskę”.
„Nebraska” to klasyczny przykład dziennika. Ta forma będzie odpowiadała czytelnikom, którzy cenią sobie szczere opinie i opisy pełne ekspresji, dowcipu i pachnące zwyczajną rutyną. Zbigniew Białas nie sili się na obiektywizm. Podaje nam opisy codziennych czynności i sporą dawkę przemyśleń. Autor zwiedza Sun Studio, muzeum w Graceland, Union Station, Wielkie Jeziora i wiele innych miejsc, za które kochamy Stany Zjednoczone. Jednak jego relacja może być według mnie jedynie uzupełnieniem, swego rodzaju „dopieszczeniem” i doszlifowaniem wiedzy na temat USA, a nie samodzielnie funkcjonującym kompendium.
My, Europejczycy, urodzeni i dorastający w odmiennej kulturze, chyba wszyscy mamy tendencję do skupiania się na „drobiazgach” takich jak „preriowe kotlety”, „złota umywalka Elvisa” czy innych paradoksach, bo to co najważniejsze o USA znamy z gazet, filmów, telewizji czy reportaży. Pewnych utartych w głowach schematów na temat Ameryki już nigdy nie zmienimy, chyba że sami się tam wybierzemy i zasmakujemy rzeczywistości. Zbigniewowi Białasowi bardzo zazdroszczę tej podróży. Jest to kolejna opowieść o Stanach, która motywuje mnie, aby kiedyś odbyć podróż za ocean i spróbować tego wszystkiego na własnej skórze.
Tak więc Drodzy Czytelnicy, jeśli w najbliższym czasie nie planujecie żadnych podróży to na nie tylko jesienne wieczory polecam Wam „Nebraskę”, a z jeszcze większym entuzjazmem polecam „Tal” i „Korzeniec”. Kryminały Zbigniewa Białasa to majstersztyk, a ten dziennik to interesujący „przerywnik” i zapychacz czasu w oczekiwaniu na nowy kawałek historycznej sensacji spod jego pióra.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Nebraska.
Stan w środkowo-zachodniej części USA. Teraz także tytuł książki Zbigniewa Białasa - autora, którego możecie kojarzyć dzięki takim książkom jak „Tal” czy „Korzeniec”.
Sosnowiecki autor stworzył opowieść o prawdziwej Ameryce. Kraju z 2001 roku, który wcale nie przypomina państwa z roku 2016. „Nebraska” to zapis dziewięciomiesięcznego pobytu Zbigniewa Białasa,...
2016-10-04
„Jeśli się przydarzy, to dobrze,
jeśli nie, to drugie dobrze.”
Z taką filozofią szedł przez życie uwielbiany przez wszystkich Freddie Mercury, wokalista zespołu Queen. Mówi się, że człowiek umiera, gdy ludzie zatracają o nim pamięć. Freddie jest zatem nieśmiertelny. O tym próbuje nas przekonać Jim Hutton - wieloletni kochanek wokalisty - w szczerej rozmowie z Timem Wapshottem, w wydanej po raz pierwszy w latach 90. częściowej biografii Mercurego.
W pierwszej kolejności należy jasno określić dla kogo jest ta książka. „Freddie Mercury i ja” to opowieść, którą zachwycą się prawdziwi fani Queen. Osoby, które cechuje tolerancja wobec szeroko pojętego transwestytyzmu i związków homoseksualnych. Wokół tej książki krąży pewna opinia: czy aby na pewno Jim Hutton powinien bez skrępowania pisać o tym, co Freddie przez lata ukrywał przed dziennikarzami? Musicie sami sobie odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie jest to kolejna pozycja, która pozwala poznać ponadczasowego artystę od innej strony. Dla prawdziwych fanów rzecz niezaprzeczalnie obowiązkowa.
Faktem jest, że Jim Hutton nie traktował swojej relacji z Freddiem jako: zwyczajny człowiek - nadczłowiek. Dla Jima, co dziwne i piękne jednocześnie, Mercury nie był artystą, nie był też muzykiem, a był przede wszystkim ukochaną osobą. Ta otwartość dotycząca homoseksualizmu nie tylko w latach 90. budziła wielkie obrzydzenie, bowiem kochanek Freddiego posługuje się bardzo swobodnym językiem nawet jak na XXI wiek.
„Freddie Mercury i ja” wywołuje skrajne uczucia. To dokument, w którym rodzi się i zakwita, nie bójmy się tego powiedzieć, homoseksualny związek i któremu udaje się przetrwać całe siedem lat. Intymny wydźwięk książki budził we mnie momentami wielkie poczucie zażenowania i skrępowania.
Czasem poddajemy się myśleniu, że gwiazdy które zawładnęły światem nie posiadają ludzkich uczuć. Wokalista Queen był wybitnie wrażliwy. Po przeczytaniu tej książki przestanie Cię obchodzić, co robił w wolnym czasie, czy ćpał narkotyki, czy wolał mężczyzn. Freddie stanie się dla Ciebie zwykłym człowiekiem. Człowiekiem, który stał się miłością czyjegoś życia.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Jeśli się przydarzy, to dobrze,
jeśli nie, to drugie dobrze.”
Z taką filozofią szedł przez życie uwielbiany przez wszystkich Freddie Mercury, wokalista zespołu Queen. Mówi się, że człowiek umiera, gdy ludzie zatracają o nim pamięć. Freddie jest zatem nieśmiertelny. O tym próbuje nas przekonać Jim Hutton - wieloletni kochanek wokalisty - w szczerej rozmowie z Timem...
2016-09-27
Szesnasta książka, która wyszła spod pióra tego francuskiego autora, a którą miałam okazję przeczytać. Ta liczba przypomina mi, że wytrwale i z wielką determinacją dążę do celu, jakim jest przeczytanie wszystkich książek Schmitta. „Kobieta w lustrze” to powieść wypożyczona z biblioteki, i która w mojej opinii posiada bardzo elegancką i stylową oprawę. Pod względem treści nie imponuje, ale jednocześnie zaskakuje.
Schmitt - autor krótkich, filozoficznych czytadeł stworzył tak obszerną wielowątkową powieść?
* * *
„Kobieta w lustrze” - wielowątkowa opowieść, w której przeplatają się losy trzech kobiet. Średniowieczna mistyczka, arystokratka, która z biegiem lat docenia wartość psychoanalizy i rozpieszczona gwiazda filmowa, zatapiająca swoje smutki w alkoholu i narkotykach. Historie banalne, które nijak się do siebie mają, które łączy jedynie myśl porzucenia dotychczasowego życia i odkrycia tego co ważne.
Nijak się do siebie mają. Przez większość czasu, który spędziłam nad lekturą „Kobiety w lustrze”, zastanawiałam się, co łączy te historie. Czy zdołam odkryć to tajemne połączenie, nim zanudzę się do granic możliwość. A czas spędzony nad tą książką Schmitta wybitnie mi się dłużył. Więzy między bohaterkami odkryłam w ostatnich rozdziałach i dopiero wtedy ta książka nabrała dla mnie kolorytu i smaku. Tak jak mówi wydawca „Życie to coś więcej. Więcej niż rola do odegrania. Niż religia i konwenanse. Więcej niż mąż i dziecko. Pieniądze i sława.”* Te słowa najlepiej oddają jej treść.
Nie powiedziałabym, że splot trzech pozornie różnych wątków był majstersztykiem, ale autor - mężczyzna - szczegółowo przelał na papier emocje, które przepełniały serca kobiet. Myślę, że bardzo niewiele przedstawicielek płci pięknej potrafiłoby to zrobić równie dobrze. Książki tej nie polecę mężczyznom, ale każda kobieta znajdzie tu jakiś skrawek siebie. Udanej lektury.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Szesnasta książka, która wyszła spod pióra tego francuskiego autora, a którą miałam okazję przeczytać. Ta liczba przypomina mi, że wytrwale i z wielką determinacją dążę do celu, jakim jest przeczytanie wszystkich książek Schmitta. „Kobieta w lustrze” to powieść wypożyczona z biblioteki, i która w mojej opinii posiada bardzo elegancką i stylową oprawę. Pod względem treści...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-11
„Musiała się zestarzeć, żeby zrozumieć, że szczęściem się nie naje, bo jest ono jak tatarskie ziele w cukrze; niby słodkie, a jednocześnie gorzkie, pieprzne i ostre.”
Smutne, a zarazem prawdziwe. Anna Jagiellonka - siostra Zygmunta Augusta i żona Stefana Batorego - to jedna z wielu ważnych kobiet utrwalonych na kartach historii, które głównie z racji pełnionej funkcji nie mogły zaznać prawdziwego szczęścia. Wydawnictwo MG i pisarka Janina Lesiak oddają w ręce czytelników powieść o kobiecie, o której Polacy bardzo mało wiedzą, a która sporo „namieszała” w dziejach naszego państwa.
Dlaczego kareta? Kareta to w kartach układ składający się z czterech takich samych figur, ale w różnych kolorach. Książka Janiny Lesiak przedstawia cztery różne oblicza Anny Jagiellonki. „Miłosna kareta Anny J.” to opowieść o siostrze, narzeczonej, żonie i ciotce czterech polskich królów, czyli o pokerowej karecie. Choć Anna J. kochała równie mocno każdego władcę z osobna, to jednocześnie musiała walczyć z nimi o siebie, ale przede o miłość.
Kto wygrał tę walkę?
* * *
Pierwsze co nasuwa się na myśl po przeczytaniu książki Janiny Lesiak to podziw, że z nudnego kawałka historii można stworzyć tak ciekawą, zbeletryzowaną opowieść. Choć narratorem nie jest sama królowa, a książka nie ma charakteru pamiętnika, to „Miłosna kareta Anny J.” potrafi oddać najgłębiej skrywane emocje polskiej królowej. Na pierwszym planie nie znajduje się tutaj polityka, zawiłe intrygi, czy losy państwa polskiego, ale kobieta, która te wszystkie dylematy i problemy dnia codziennego dźwigała na własnych barkach. Anna J. to bohaterka sprzed stuleci, która przypomina się czytelnikom jako niegrzesząca urodą, religijna, poszukująca choć namiastki prawdziwej miłości dama, którą większość mężczyzn zwyczajnie gardziło, a większość kobiet nie doceniało. Anna J. to bohaterka z czasów zamierzchłych, która ożyła dzięki słowom Janiny Lesiak. Narrację, którą prowadzi autorka można uznać za kameralną i bardzo klimatyczną. O przeszłości trzeba umieć opowiadać. Zaznaczam jednak, że sięgnięcie po „Miłosną karetę Anny J.” wymaga choć minimalnego zainteresowania historią, inaczej dworskie obyczaje, królewskie suknie i inne literackie obrazy XVI-wiecznej Polski mogą nieco przytłaczać.
Dla mnie to ciekawa odskocznia od innych lektur i bardzo przejrzysty, literacki obraz, który wyłonił się z mrocznych odmętów historii.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Musiała się zestarzeć, żeby zrozumieć, że szczęściem się nie naje, bo jest ono jak tatarskie ziele w cukrze; niby słodkie, a jednocześnie gorzkie, pieprzne i ostre.”
Smutne, a zarazem prawdziwe. Anna Jagiellonka - siostra Zygmunta Augusta i żona Stefana Batorego - to jedna z wielu ważnych kobiet utrwalonych na kartach historii, które głównie z racji pełnionej funkcji nie...
2016-09-04
„Brak sprawiedliwości to brak tego, co czyni nas ludźmi.”
Jestem osobą, która od dzieciństwa pielęgnuje w sobie wielkie, nieskażone niczym poczucie sprawiedliwości. I niestety muszę przyznać, że często dostaję za to po głowie. Może właśnie dlatego książka Johna Howarda Griffina zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie.
Autor i bohater książki - John Howard Griffin poddaje się nieskomplikowanemu zabiegowi dermatologicznemu, który na pewien okres czasu zmienia odcień jego skóry. Efekt ten zostaje wzmocniony przy użyciu specjalnych farb do ciała, aplikowanymi każdego dnia. Tak mało znacząca zmiana - zdawałoby się - tylko różnica w kolorze skóry, przecież wnętrze Griffina się nie zmieniło. Jak sam autor pisał: „W najdzikszych rojeniach” nie spodziewałby się, że to spowoduje tak wielką przemianę i że tak wiele będzie go dzielić od dziennikarza czytającego o Murzynach od czarnoskórego mężczyzny, którym się stał.
Jak dowodzi książka „Czarny jak ja” mieszkańcy Południa Stanów Zjednoczonych - państwa, w którym swoje źródła mają tradycje demokratyczne - są tak naprawdę zepsuci do szpiku kości. Griffin podróżując po Stanach Zjednoczonych w nowym wcieleniu doświadczył niezliczonych ilości rasistowskich aktów na własnej skórze. Nie bójmy się tego powiedzieć, Griffin był prześladowany za kolor swojej skóry, a cały negatywny efekt jego przedsięwzięcia został jeszcze bardziej wzmocniony i zwielokrotniony po publikacji reportażu.
Kuriozalna sytuacja. To straszne jak wiele drzwi może się przed tobą zamknąć, gdy staniesz się czarnym człowiekiem. Jak wiele nienawiści, aktów przemocy może cię dotknąć z tego tytułu. Griffin wyruszył na Południe USA z nadzieją, że znajdzie świadectwa człowieczeństwa, równości i braku uprzedzeń, a tak naprawdę znalazł coś zupełnie innego.
Najbardziej poruszającym i jednocześnie kontrowersyjnym momentem w książce jest dla mnie ten, w którym Griffin po raz pierwszy spojrzał w lustro po swojej przemianie. Jakie to prawdziwe, a zarazem okrutne, że on także poddał się swoim instynktom i jego fizyczna i emocjonalna tożsamość na chwilę doznała wstrząsu. Griffin sam był w szoku, widząc swoje nowe oblicze. Jego odbicie przywiodło na myśl wszystkie uprzedzenia, którym (nie zapominajmy) on także musiał stawić czoła.
Nie chcę oglądać tak brutalnego świata. Nie chcę nawet myśleć, że ten, w którym żyje może nosić w sobie znamiona tego z '59 roku, z relacji Griffina.
Temat segregacji rasowej został w tej książce wyczerpany.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Brak sprawiedliwości to brak tego, co czyni nas ludźmi.”
Jestem osobą, która od dzieciństwa pielęgnuje w sobie wielkie, nieskażone niczym poczucie sprawiedliwości. I niestety muszę przyznać, że często dostaję za to po głowie. Może właśnie dlatego książka Johna Howarda Griffina zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie.
Autor i bohater książki - John Howard Griffin poddaje...
2016-09-06
2016-08-29
Pierre Lemaitre opowiada nam kilkanaście dni z życia pewnej rudowłosej piękności. Kobiece kształty, burza loków, zalotny uśmiech połączony z tajemniczością - to sprawia, że każdy mężczyzna może należeć do Alex. Pewnego dnia, kobieta zostaje porwana przez podstarzałego faceta. Mało tego, potwór w ciele mężczyzny przetrzymuje ją na przedmieściach Paryża w starym hangarze. Alex zostaje pozbawiona wszystkich swoich rzeczy osobistych, łącznie z ubraniami, a następnie przez kilka dni jest więziona w zawieszonej pod sufitem klatce. Mężczyzna chce, aby Alex zginęła w męczarniach. Gdyby nie jego nagły wypadek samochodowy, z pewnością czekałaby ją śmierć z głodu i wyczerpania. To jednak dopiero początek historii.
Tak nieprzewidywalnej akcji, jak w książce tego francuskiego pisarza nie widziałam już od dawna. Tutaj ofiara jest katem i kat jest ofiarą. Alex mimo iż dała się porwać, jest o wiele inteligentniejsza od swojego oprawcy. Można powiedzieć, że cierpienia, których doznała w przeszłości, nie odeszły w zapomnienie i kobieta cały czas realizuje swój plan zemsty.
Kto w tej książce jest mordercą, a kto jest ofiarą.
Kto sieje strach, a kto mu się poddaje?
* * *
„Alex” to książka diaboliczna, pełna przepełniających grozą, drastycznych opisów, które ociekają krwią. Kiedy akcja przyspiesza rozdziały stają się krótsze, a kiedy zwalnia, opisy stają się bardziej płynne, plastyczne i rozwlekłe. Największym atutem tej powieści jest nieprzewidywalność. Znajduje się tutaj mnóstwo rozdziałów, które podpowiadają naszej wyobraźni: to już koniec, tu znajduje się rozwiązanie zagadki, ale czy tak dobra książka może się skończyć po stu stronach? W tej książce nic nie jest pewne. Czyta się ją dobrze kiedy jesteś wypoczęty, ale w takim samym napięciu i podnieceniu jest w stanie utrzymać Cię, czytelniku, po całym dniu pracy.
Lemaitre na stronie tytułowej własnej książki się przechwalał i jak widać miał do tego pełne prawo.
Klimat grozy znad Sekwany mnie pochłonął. Polecam gorąco.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Pierre Lemaitre opowiada nam kilkanaście dni z życia pewnej rudowłosej piękności. Kobiece kształty, burza loków, zalotny uśmiech połączony z tajemniczością - to sprawia, że każdy mężczyzna może należeć do Alex. Pewnego dnia, kobieta zostaje porwana przez podstarzałego faceta. Mało tego, potwór w ciele mężczyzny przetrzymuje ją na przedmieściach Paryża w starym hangarze....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-24
Przerażające poczynania Chirurga podnoszą poziom adrenaliny w naszej krwi. Z jednej strony chcemy dowiedzieć się więcej, a z drugiej boimy się sięgnąć po kolejny rozdział. Wszystko to dzięki Tess Gerritsen. Jej opisy ofiar, sal operacyjnych i miejsc zbrodni są stworzone z taką precyzją i tak autentyczne, że chwilami o mały włos, a możemy poczuć zapach rozkładającego się ciała.
„Chirurg” to wyjątkowo dosadny medyczny kryminał. Z jednej strony ta bezpośredniość słowa Tess Gerritsen odtrąca, a z drugiej zaprasza wszystkich czytelników o mocnych nerwach do poznania całej serii Rizzoli & Isles (doktor Maura Isles będzie obecna od następnego tomu). Nie sposób przejść obojętnie obok takiego klasycznego thrillera na wysokim poziomie i nie sposób zapomnieć o zbrodniach, których dokonał tytułowy Chirurg czyli Warren Hoyt.
Modus operandi Chirurga jest barbarzyński i odrażający. Fragmenty książki, w których poznajemy opis ofiar z jego perspektywy zdają się być szczególnie intrygujące. Chirurg jest zimny, wyrachowany, traktuje ofiary jak przedmioty, dzięki którym zaspokaja swoje potrzeby. Jego umiejętności posługiwania się skalpelem, planowania zbrodni, znikania natychmiast po jej dokonaniu zadziwia. Z kolei postać detektyw Jane Rizzoli, jako jedyna z całego grona bohaterów pozytywnych może początkowo irytować. Po trzystu stronach z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jej kibicowałam – i tak do samego końca.
Najlepsze w tej książce jest to, że Tess Gerritsen wcale nie zaskakuje pomysłem na fabułę. Jest zbrodniarz, który w odrażający sposób pastwi się nad swoimi ofiarami, a następnie „ulatnia się” niezauważony. Są detektywi, którzy poświęcają dnie i noce, na odnalezienie go, tymczasem przez większość czasu pozostają krok za nim. Autorka ma jednak wyjątkowy, powiedziałabym podstępny styl pisania. Nie marnuje czasu na niepotrzebne wstępy, bezużyteczne opisy, a tym samym nie pozwala na nudę. Kiedy już zaprosi czytelnika do swojej powieści, nie puści go na moment póki ten, nie pozna ostatniej strony.
To wszystko sprawiło, że kolejny tom, czyli „Skalpel” niezbyt długo kurzył się w biblioteczce i już wylądował w moich dłoniach. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Przerażające poczynania Chirurga podnoszą poziom adrenaliny w naszej krwi. Z jednej strony chcemy dowiedzieć się więcej, a z drugiej boimy się sięgnąć po kolejny rozdział. Wszystko to dzięki Tess Gerritsen. Jej opisy ofiar, sal operacyjnych i miejsc zbrodni są stworzone z taką precyzją i tak autentyczne, że chwilami o mały włos, a możemy poczuć zapach rozkładającego się...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to