-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2014-05-15
2018-12-14
2017-12-08
Éric-Emmanuel Schmitt się zmienił. Albo właściwie nie on się zmienił, tylko jego dzieła. Nie jest to już ten autor, który pod pierzynką ckliwych historii przemycał nam prawdy o Bogu, bądź jego braku. Teraz autor całe swoje dzieła poświęca niejako rozmowom z Bogiem a trend ten był już dostrzegalny w poprzednim jego dziele tj.: „Noc ognia”.
W „Człowieku, który widział więcej” Schmitt przede wszystkim chce wymusić od czytelnika odpowiedź na pytanie „O co zapytałbyś Boga, gdybyś mógł z Nim porozmawiać?”. W jego najnowszej książce główna rola przypadła młodemu stażyście-dziennikarzowi o imieniu Augustin - nieporadnemu, biednemu i zupełnie nieradzącemu sobie z trudami codzienności. Bohater jest świadkiem zamachu terrorystycznego i to wydarzenie całkowicie zmienia jego życie. Do tego ma niezwykłą zdolność do widzenia osób zmarłych. Kumulacja tych zdarzeń powoduje, że staje się idealnym człowiekiem do nawiązania kontaktu z Wszechmocnym.
Nie chce Wam za wiele zdradzać. Jeśli interesuje Was ta tematyka, to i bez rekomendacji na pewno sięgnięcie po tę książkę. Wiedzcie jednak, że puenta jest zdumiewająca a rozwiązanie nieoczywiste. Gdybym miała opisać ją jednym zdaniem, powiedziałabym, że jest to książka, której nie da się do końca zrozumieć. I to jest w niej najpiękniejsze.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Éric-Emmanuel Schmitt się zmienił. Albo właściwie nie on się zmienił, tylko jego dzieła. Nie jest to już ten autor, który pod pierzynką ckliwych historii przemycał nam prawdy o Bogu, bądź jego braku. Teraz autor całe swoje dzieła poświęca niejako rozmowom z Bogiem a trend ten był już dostrzegalny w poprzednim jego dziele tj.: „Noc ognia”.
W „Człowieku, który widział...
2018-09-23
Akcja „Pułapki” toczy się w zimnej i ponurej Islandii. Główna bohaterka, niegdyś żona i matka, odkąd wdała się w romans z kobietą musi walczyć o prawa do opieki nad synem i poprawę swojej sytuacji finansowej. Sonja staje się przemytniczką i niestety szybko przekonuje się, że po wejściu do tego świata nie ma odwrotu.
Tutaj zaczyna się tytułowa pułapka.
To, co szczególnie spodobało mi się w tej książce, to sposób budowania akcji. Thriller wcale nie musi bazować na rozlewie krwi, pościgach i wybuchach, największy dramatyzm tworzą trudne decyzje, splecione ze sobą emocje i zagadka. Dobrze, że w tej książce postawiono na emocjonalną warstwę, bo gdyby nie to, główną bohaterkę moglibyśmy oceniać jedynie przez pryzmat bycia osobą biseksualną. Nie ukrywam, że wszystkie dialogi w tej książce były wybitne i na wysokim poziomie, ale jestem w stanie je wybaczyć dzięki kryminalnej warstwie. Wydaje mi się, że warsztatowo autorka nie ukazała jeszcze pełni swoich możliwości. Potrafi zgrabnie manipulować charakterami, każdy z nich coś sobą reprezentuje i nie jest tylko „wypełniaczem” stron. Czytając tę pozycję, czułam jak główna bohaterka staje się z godziny na godzinę coraz bardziej osaczona. Udzielały mi się jej emocje. Zakończenie jest najbardziej emocjonujące z całej książki i daje nadzieję na naprawdę dobrą kontynuację. Liczę na to, że ona również wpadnie w moje dłonie. Polecam Wam serdecznie.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Akcja „Pułapki” toczy się w zimnej i ponurej Islandii. Główna bohaterka, niegdyś żona i matka, odkąd wdała się w romans z kobietą musi walczyć o prawa do opieki nad synem i poprawę swojej sytuacji finansowej. Sonja staje się przemytniczką i niestety szybko przekonuje się, że po wejściu do tego świata nie ma odwrotu.
Tutaj zaczyna się tytułowa pułapka.
To, co szczególnie...
2018-08-19
„Kręgi” to bardzo dobry, sprawnie pod względem fabuły skonstruowany kryminał, który czytało się lekko i z przyjemnością, o ile sam temat - dotyczący zbrodni - na to pozwalał. Bohaterowie książki Zbigniewa Zborowskiego są charakterystyczni i nieprzewidywalni a oprócz ich życia zawodowego, jesteśmy również świadkami ich codziennych, prywatnych problemów. Samotny detektyw, były policjant - Bartosz Konecki - ma w sobie wrodzoną ciekawość i umiejętność zadawania trafnych pytań. Potrafi także podążać za właściwymi śladami w odróżnieniu od swoich kolegów po fachu.
Nie spodziewałam się, że historia Zbigniewa Zborowskiego tak mnie wciągnie. Co więcej, autor wielokrotnie celowo mylił moje tropy i podejrzenia, tym większa moja satysfakcja, że na moment przed ostatecznym rozwiązaniem zagadki odkryłam zabójcę. Będąc przy końcu „Kręgów” uświadomiłam sobie, że twórca bardzo delikatnie i w sposób nienarzucający się dał nadzieję, na kontynuację tej historii. Jeśli ponownie kryminalną zagadkę będzie rozwiązywał detektyw Bartosz Konecki, to również chcę mieć w tym swój udział - czytelniczy udział. Polecam serdecznie.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Kręgi” to bardzo dobry, sprawnie pod względem fabuły skonstruowany kryminał, który czytało się lekko i z przyjemnością, o ile sam temat - dotyczący zbrodni - na to pozwalał. Bohaterowie książki Zbigniewa Zborowskiego są charakterystyczni i nieprzewidywalni a oprócz ich życia zawodowego, jesteśmy również świadkami ich codziennych, prywatnych problemów. Samotny detektyw,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-22
(...) Przy okazji „Drzewa migdałowego” pisałam, że literatura służy do wyższych celów aniżeli tylko do zapewnienia satysfakcji i radości czytelnikowi. Mam takie same odczucia w przypadku tej książki. Losy głównych bohaterów splatają się i choć w każdym rozdziale poznajemy odmienną historię, to łącznie tworzą spójną, wzruszającą powieść, która jest historią konfliktu na jednej ziemi, po dwóch różnych stronach barykady. Choć bohaterami są młodzi ludzie, to mają większą świadomość wspólnoty i potrzeby zażegnania wojny niż ich rodzice, nauczyciele, dziadkowie i ludzie których moglibyśmy określić mianem autorytetu. Mnóstwo jest w nich potrzeby zrozumienia i otwarcia się na ludzi, którzy w przeszłości skrzywdzili ich pradziadków i dziadków.
„Oblubienica morza” to książka bardzo wzruszająca, niosąca ogromny ładunek emocji, przy którym nie sposób nie uronić łzy. Michelle Corasanti wraz z Jamalem Kanj pokazuje jak piękna jest miłość ponad podziałami, na przekór całemu światu, oddając bardzo realnie rzeczywistość palestyńsko-żydowskiego konfliktu. Polecam Wam tę książkę nie dlatego, że Was wzruszy i będziecie podczas czytania płakać, ale dlatego przypomina o istniejącej niesprawiedliwości świata i o tym, że są miejsca na ziemi, gdzie ludzie muszą walczyć o prawo do miłości. To książka, która wyrywa nas z ciepłego fotela, a jednocześnie uczy nas jak go docenić. Polecam gorąco.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
(...) Przy okazji „Drzewa migdałowego” pisałam, że literatura służy do wyższych celów aniżeli tylko do zapewnienia satysfakcji i radości czytelnikowi. Mam takie same odczucia w przypadku tej książki. Losy głównych bohaterów splatają się i choć w każdym rozdziale poznajemy odmienną historię, to łącznie tworzą spójną, wzruszającą powieść, która jest historią konfliktu na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-17
Na świecie mamy setki, jeśli nie tysiące nieuleczalnych chorób, przez które ludzie umierają każdego dnia a naukowcy jeszcze nie znaleźli sposobu, aby stawić im czoła. Wystarczy tylko spojrzeć na nasze własne rodziny, ilu jej członków w ostatniej dekadzie, czy dwóch przegrało w starciu ze złośliwym guzem. Każda z takich sytuacji to odrębna, dramatyczna historia dla osób bliskich a przede wszystkim dla samej osoby dotkniętej chorobą. Nie sposób z tych wszystkich przypadków wybrać tego najsmutniejszego i najbardziej tragicznego, ale moje serce najbardziej płacze jeśli umiera matka i pozostawia swoje małe dzieci oraz gdy dziecko umiera matce, pozbawiając ją szansy do zobaczenia pięknego procesu wkraczania do dorosłości. Z tym drugim przypadkiem mamy do czynienia w książce „Niebo na własność”.
Narratorem w tej książce jest głowa rodziny, stąd może nam się wydawać, że sama relacja jest pozbawiona charakterystycznej dla kobiet wrażliwości czy dramatyzmu. Rob opisuje ze szczegółami przebieg wydarzeń, powracając często do chwil, gdy poznał matkę Jacka i do momentów poronień i starania się o dziecko. Z tego opisu wyłania się postać rodziny, dla której to właśnie dziecko jest dopełnieniem szczęścia. Rob i Anna to partnerzy, ale nie partnerzy idealni. Po tych wszystkich ciężkich doświadczeniach, w ich relacji nieunikniony stał się kryzys. Właśnie dlatego uważam, że „Niebo na własność” to nie książka tylko i wyłącznie o śmierci, ale przede wszystkim o relacjach międzyludzkich i o tym, że tylko razem, mając oparcie w drugiej osobie, jesteśmy w stanie przezwyciężyć wszystkie najgorsze przeszkody, jakie przygotowuje dla nas los.
„Niebo na własność” to opowieść emocjonalna, wzruszająca i ciepła, do której często powraca się myślami. Książka Luke Allnut'a jest niczym wspomnieniowa relacja. Chciałoby się, aby życie zatrzymało się na tych wspomnieniach i aby człowiek nie musiał stawiać czoła chorobie i rodzinnej tragedii. Niestety czas płynie nieubłaganie a rzeczywistość jest brutalna. „Niebo na własność” to lektura idealna jeśli mamy na tyle wolnego czasu, aby się na niej w pełni skupić a nawet przy niej wzruszyć. Można w tym miejscu zapytać: choroba dziecka? Śmierć? Nic odkrywczego. Otóż bardzo odkrywcze, bo każda taka historia wyzwala w różnych ludziach różne emocje. Zachęcam Was do tego, abyście przy tej lekturze wyzwolili swoje pokłady wzruszeń. Pamiętajcie, że w tej książce autentyczność jest na pierwszym planie. Śmierć czeka każdego z nas a to o czym pisze Luke Allnut to nie tylko strata, ale przede wszystkim ogromna miłość. Polecam
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Na świecie mamy setki, jeśli nie tysiące nieuleczalnych chorób, przez które ludzie umierają każdego dnia a naukowcy jeszcze nie znaleźli sposobu, aby stawić im czoła. Wystarczy tylko spojrzeć na nasze własne rodziny, ilu jej członków w ostatniej dekadzie, czy dwóch przegrało w starciu ze złośliwym guzem. Każda z takich sytuacji to odrębna, dramatyczna historia dla osób...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-08
Małomiasteczkowy klimat to wprost wymarzone otoczenie dla kryminałów, thrillerów czy powieści z nutą psychologiczną w tle. Tak naprawdę już od początku autorka wskazuje nam palcem idealnego kandydata na mordercę. Z jednej strony robi to po to, żebyśmy mogli w pełni skupić się na psychologicznej stronie bohaterów. Z drugiej bawi się z nami i ostatecznie nieco burzy nasze wyobrażenia przy końcu lektury.
Główną bohaterkę trapi mnóstwo demonów. Camille Preaker nie da się lubić. Ciężkie dzieciństwo, okaleczanie się, alkoholizm i spora doza rozwiązłości. Mimo wszystko jej trudne życie wciąga jak magnes. Usilnie chcemy się dowiedzieć, czy poradzi sobie ze swoimi złymi duchami, czy może pójdzie na dno.
Gillian Flynn potrafi z każdą stroną dozować napięcie. Ale nie da się ukryć, że „Ostre przedmioty” są książką słabszą od „Zaginionej dziewczyny” i do tego powieścią mówiąc krótko: nierówną.
Przede wszystkim „Ostre przedmioty” są smutną opowieścią o rozpadzie rodziny. O tym, jak niezdrowe, wypaczone relacje między najbliższymi potrafią przechodzić z pokolenia na pokolenie. Sama warstwa kryminalna jest przeciętna, ale za to ujęcie psychologiczne na długo pozostaje w pamięci czytelnika. Bardziej niż trupów przeraziłam się obrzydliwych, brutalnych i smutnych relacji międzyludzkich. To właśnie z powodu wspomnianej warstwy psychologicznej polecam Wam tę książkę i nie mogę doczekać się serialowej wersji „Ostrych przedmiotów” z Amy Adams w roli głównej.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Małomiasteczkowy klimat to wprost wymarzone otoczenie dla kryminałów, thrillerów czy powieści z nutą psychologiczną w tle. Tak naprawdę już od początku autorka wskazuje nam palcem idealnego kandydata na mordercę. Z jednej strony robi to po to, żebyśmy mogli w pełni skupić się na psychologicznej stronie bohaterów. Z drugiej bawi się z nami i ostatecznie nieco burzy nasze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-04
"Lekcja martwej mowy" dobitnie przedstawia obraz powojennej rzeczywistości. Brak poczucia bezpieczeństwa, czyhający na każdym kroku donosiciele i wielka tęsknota za przeszłością to znaki szczególne tej epoki. (...)
Choć "Lekcja martwej mowy" ma niespełna trzysta stron, to znalazło się tu miejsce także na nawiązanie do wojny z Bolszewikami w 1920 roku i okupację sowiecką Lwowa w '39. To co mi szczególnie zapadło w pamięć z książki Pawła Jaszczuka, to wspomniana wyżej ogromna tęsknota za Warszawą i Lwowem sprzed czasów wojny. Nikt z nas nie będzie potrafił tak naprawdę wyobrazić sobie sytuacji, w której nie można wrócić do ciepłego domu, bo kilka minut wcześniej został zbombardowany przez wroga...
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
"Lekcja martwej mowy" dobitnie przedstawia obraz powojennej rzeczywistości. Brak poczucia bezpieczeństwa, czyhający na każdym kroku donosiciele i wielka tęsknota za przeszłością to znaki szczególne tej epoki. (...)
Choć "Lekcja martwej mowy" ma niespełna trzysta stron, to znalazło się tu miejsce także na nawiązanie do wojny z Bolszewikami w 1920 roku i okupację sowiecką...
2017-01-28
Michael Dobbs - brytyjski polityk przynależący do Partii Konserwatywnej i jednocześnie pisarz, który zasłynął z trylogii thrillerów politycznych.
Bohater jego najbardziej znanego w Polsce cyklu - Francis Urquhart - to pierwowzór Franka Underwooda - postaci granej przez Kevina Spacey w produkcji „House of Cards”. Książki Michaela Dobbsa zostały stosunkowo późno odkryte przez polskich wydawców, a gdy już ujrzały światło dzienne, szybko powędrowały na listę bestsellerów. Podejrzewam, że nie inaczej będzie w przypadku serii o Winstonie Churchillu, którą rozpoczyna „Wojna Winstona” („Winston's War”) opublikowana w oryginale jeszcze w 2002 roku.
„Wojna Winstona” to książka przede wszystkim o rozgrywce między ludźmi, którzy mają władzę i którzy do niej dążą całymi swoimi siłami. Okazuje się, że politycy rządzący Europą w przeddzień II wojny światowej, to grupa ludzi niezdających sobie sprawy z powagi sytuacji i nadchodzącego kataklizmu.
Michael Dobbs sfabularyzował historię, którą dobrze znamy. Jego książka to staranna próba oddania za pomocą dokładnych opisów, sarkastycznych, a niekiedy przepełnionych ironią rozmów między politykami ich charakterów i nastrojów politycznych na świecie. „Wojna Winstona” to pozycja, w której na każdej stronie podkreśla się olbrzymią pozycję Hitlera w Europie i ciągły wzrost jego popularności. Odnosi się ona do wydarzeń między 1 października 1938 roku, a 10 maja 1940 roku, kiedy to Winston Churchill po raz pierwszy został mianowany premierem Wielkiej Brytanii, zastępując tym samym Neville'a Chamberlain'a.
„Wojna Winstona” to historia dojścia do władzy wielkiego polityka, męża stanu, mówcy i stratega. Autor przy każdej możliwej okazji podkreśla, że wybór Churchilla na premiera zmienił bieg historii. Michael Dobbs jest przekonany, że gdyby Chamberlain'a zastąpił inny polityk, „Wielka Brytania by nie wygrała” (...)
Winston Churchill wyprzedzał swoje czasy. Był poniekąd wizjonerem. Wiedział, że w obliczu terroru ważniejsza jest konfrontacja i zjednoczenie sił do walki o wiele bardziej niż potulne i ugodowe spełnianie czyichś wyimaginowanych wymagań. Tym samym otwarcie potępił Układ monachijski nazywając go „hańbą monachijską”, z której przecież Chamberlain był tak bardzo dumny.
„Wojna Winstona” nie jest książką najlżejszą. To pozycja zajmująca, momentami chaotyczna lecz z czasem odkrywająca charaktery poszczególnych polityków, niczym karty pasjansa. Pierwszy tom cyklu o Winstonie Churchillu to walka o władzę i o wpływy przeplatająca się z losem zwykłych ludzi. Niech nie przeraża Was objętość tej książki. Sir Winston Leonard Spencer Churchill nie odkrył przed czytelnikami wszystkich swoich tajemnic, a przecież to ponoć od niego uczył się Frank Underwood z „House of Cards”. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Michael Dobbs - brytyjski polityk przynależący do Partii Konserwatywnej i jednocześnie pisarz, który zasłynął z trylogii thrillerów politycznych.
Bohater jego najbardziej znanego w Polsce cyklu - Francis Urquhart - to pierwowzór Franka Underwooda - postaci granej przez Kevina Spacey w produkcji „House of Cards”. Książki Michaela Dobbsa zostały stosunkowo późno odkryte przez...
2016-12-06
2016-11-28
„Maryla Szymiczkowa, wdowa po prenumeratorze 'Przekroju', królowa pischingera, niegdysiejsza gwiazda Piwnicy pod Baranami i korektorka w 'Tygodniku Powszechnym'. Po sukcesie 'Tajemnicy Domu Helclów' postanowiła związać się na stałe z kryminałem.”
Maryla Szymiczkowa to duet, który powołała do życia dwójka literatów. Pierwszym z nich jest Jacek Dehnel - pisarz, poeta, tłumacz i prowadzący bloga „Tajny Detektyw”, a drugim Piotr Tarczyński - tłumacz historyk, amerykanista i Krakus od pokoleń. Najpierw stworzyli kryminał w ukryciu, by chwilę później się zdemaskować. Ich literacki eksperyment się udał. A zbrodnia w stylu vintage jeszcze przez wiele lat będzie kojarzona z ich nazwiskami.
Zofia Szczupaczyńska - żona profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, charakterna, sprytna, energiczna, a do tego wielka hipokrytka, którą mieliśmy okazję poznać w „Tajemnicy Domu Helclów” musi poradzić sobie z nie lada problemem. Zbliża się Wielkanoc, a do pomocy w domu ma tylko jedną służącą. Karolcia, którą dopiero co przyuczono do służby składa rezygnację, a co gorsza krótko po tym wydarzeniu staje się ofiarą straszliwej zbrodni. Służąca najpierw zostaje wykorzystana seksualnie, a następnie brutalnie zamordowana nad Wisłą. Profesorowa Szczypaczyńska początkowo nie może pogodzić się z tą stratą i tragedią, ale z czasem, słynąca z ponadprzeciętnej energii Zofia postanawia zedrzeć zasłonę skrywającą mroczne oblicze Krakowa schyłku XIX wieku, a tym samym znaleźć sprawcę morderstwa.
„Rozdarta zasłona” wydaje się być logiczną kontynuacją tego, co Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński zapoczątkowali w pierwszym tomie swojej „vintage-serii”. Krakowskie kamienice nadal pełne są sekretów, a ich mieszkańcy są tak samo zabawni, ironiczni - kochają i nienawidzą całym sobą. Profesorowa Szczupaczyńska jest także równie ambitna i wytrwała w dążeniu do rozwiązania zagadki.
Wszystko to może wydawać się nieco przewidywalne w odbiorze, stąd tom pierwszy postrzegam jako lepszy. „Rozdarta zasłona” powraca do tych samych schematów, które dobrze już znamy. Elementem na plus w nowej powieści Maryli Szymiczkowej jest jednak bardziej wyraźne w porównaniu z tomem pierwszym tło historyczne. Oto Kraków z roku 1895, który musi zmierzyć się z takimi problemami jak na przykład handel kobietami, czy ciągła próba umniejszenia ich roli w sensie obyczajowym i ideologicznym. W „Rozdartej zasłonie” non stop przewija się postać Franciszka Józefa a wisienką na torcie jest towarzystwo Żeleńskich, Tetmajerów i Rydlów.
Tak jak po przeczytaniu tomu pierwszego, tak i teraz nie sądzę, aby profesorowa Szczupaczyńska na tym zakończyła swoją detektywistyczną przygodę. Życzę autorom wielu dobrych pomysłów, a sama na razie kończę przygodę z tą serią kryminalną, która idealnie nadaje się na jesienno-zimowe wieczory.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Maryla Szymiczkowa, wdowa po prenumeratorze 'Przekroju', królowa pischingera, niegdysiejsza gwiazda Piwnicy pod Baranami i korektorka w 'Tygodniku Powszechnym'. Po sukcesie 'Tajemnicy Domu Helclów' postanowiła związać się na stałe z kryminałem.”
Maryla Szymiczkowa to duet, który powołała do życia dwójka literatów. Pierwszym z nich jest Jacek Dehnel - pisarz, poeta,...
2016-10-12
„Boże, gdybyś istniał, tobyś nas wszystkich w jednej chwili wymordował, jestem tego pewna - tak mówi do siebie w myślach. ”
„Ślady” to książka zawieszona pomiędzy opowiadaniem, a powieścią.
Jeśli ktoś zapyta mnie o czym są „Ślady” powiem po prostu, że o ludziach.
Ale także o tym jak smakuje smutek, załamanie, rozczarowanie, samotność, porażka, radość, chwilowe uniesienie, spełnienie i poczucie bezpieczeństwa. „Ślady” to podróż przez pokolenia.
Opowiadania, które mają w sobie nutę wojny, miłości i wzruszających wspomnień, łączą się w całość o uniwersalnym charakterze. Już przy okazji „Dygotu” pisałam, że Jakub Małecki jak nikt potrafi odmalować słowami panoramę ludzkich zachowań. „Ślady” tak jak „Dygot” mnie zasmuciły, bo pełno tu nostalgii i zapachu minionych czasów. Podoba mi się ścieżka rozwoju tego autora, jego oryginalność i poetycka wymowa jego książek, która pozwala mi się zapomnieć i zaczytać...
Mimo tego, że opowieść prowadzona jest ambitnie, to czyta się ją lekko. Wciąga niczym narkotyk. Może właśnie dzięki realizmowi. „Ślady” to utwór nieoczywisty. Nie potrafię określić w jakim kierunku uda się ten autor w następnej książce. Jestem ciekawa, czy dalej będzie doskonalił te nieprzewidywalne, poniekąd poszarpane strzępki ludzkich losów w opowiadaniach, czy też nie. Jednak nie ulega wątpliwości, że „Ślady” to mocna dawka przenikliwej analizy ludzkiego życia.
Wszystkie historie stworzone przez Jakuba Małeckiego mają wspólny mianownik. Splatają się ze sobą, intrygują. Na kolejnych stronach powracają te same motywy i problemy, ale oświetlone jakby z innej strony.
Dla wszystkich, którzy cenią sobie prostotę, minimalizm, potrafią zachwycać się codziennością i wielką wartość mają dla nich sprawy zwyczajne, ta książka może okazać się idealna. Jakub Małecki wybitnie opisuje ludzi, ich życie i emocje. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Boże, gdybyś istniał, tobyś nas wszystkich w jednej chwili wymordował, jestem tego pewna - tak mówi do siebie w myślach. ”
„Ślady” to książka zawieszona pomiędzy opowiadaniem, a powieścią.
Jeśli ktoś zapyta mnie o czym są „Ślady” powiem po prostu, że o ludziach.
Ale także o tym jak smakuje smutek, załamanie, rozczarowanie, samotność, porażka, radość, chwilowe...
2016-10-16
„Jeśli nie możesz czegoś dotknąć, usłyszeć
lub zobaczyć na monitorze,
niech zajmie się tym psychiatra.”
To zdanie najlepiej opisuje Rajiva Parti przed przemianą i moje podejście do „Świadectwa” przed przeczytaniem książki od deski do deski. Ten, kto mnie zna, wie że sceptycznie podchodzę do tego typu opowieści. Staram się zwykle przeanalizować je w głowie kilka razy, a dzisiaj prócz tego, wzięłam na swoje barki kolejne ambitne zadanie, a mianowicie zamierzam polecić Wam „Świadectwo” i sprawić, abyście wzięli tę książkę pod uwagę, tworząc książkowe plany na najbliższe miesiące.
Historia hinduskiego lekarza, który przeżył śmierć kliniczną ma w sobie coś takiego, co porusza zakątki duszy. Rajiv Parti to klasyczny przykład człowieka, który w dzieciństwie nie doświadczył prawdziwej miłości ze strony ojca. Ten, wyznawał zasadę: „zagięty paznokieć prostuje się za pomocą młotka”. Parti zanim stał się cenionym na świecie anestezjologiem, przez wiele lat ciężko pracował, aby znaleźć się w tym, a nie innym miejscu. Wedle hinduskiej tradycji wziął także zaaranżowany ślub, który jak się później okazało, stał się szczęśliwym związkiem dwojga kochających się ludzi z gromadką dzieci, jednak to wydarzenie z pewnością odcisnęło się na psychice lekarza. Z czasem Rajiv Parti zaczął wcielać w życie zasady wychowawcze swojego ojca także pod swoim dachem, tracąc stopniowo kontakt z synami. Jednego z nich wręcz zmuszając, aby poszedł w jego ślady studiując medycynę. Anestezjolog stał się człowiekiem wyzutym z emocji i pozbawionym empatii. Choć był niepodważalnie profesjonalistą i specjalistą w swojej dziedzinie, to nie miał szacunku wobec swoich pacjentów, którzy niejednokrotnie opowiadali mu o swoich doświadczeniach z pogranicza śmierci - a on to bagatelizował. Kiedy u Rajiva Parti odkryto raka prostaty, lekarz odwrócił się także od Boga. Nie mógł uwierzyć, że on - człowiek, który leczy innych - sam może tak szybko skończyć swoje życie. Bohater przeszedł wiele operacji, które miały na celu doprowadzić do całkowitego wyleczenia. Gdy jedna z nich się nie powiodła, a wręcz spowodowała zakażenie organizmu, Rajiv liczył się z tym, że to może być koniec wszystkiego.
„Przeżył śmierć kliniczną, podczas której w całej prawdzie ujrzał swoje życie: egoistyczne, pozbawione współczucia i miłości – nie tylko w stosunku do pacjentów, ale również syna, wobec którego był apodyktyczny. Po zaświatach oprowadzali go nie bogowie hinduizmu, lecz… archaniołowie. Poprosił wówczas o możliwość przemiany swojego życia.”**
„Wiedziałem, że właśnie zaczyna się proces
mojego prawdziwego uzdrowienia.”
To niezwykle interesujące i wzruszające jak bardzo Rajiv Parti zmieniał się na kartach tej książki. Bohater był człowiekiem niezwykle uduchowionym, bo gdyby kierował nim tylko strach - uczucie chwilowe, ulotne - z pewnością z czasem zrezygnowałby ze zmian w swoim życiu. Parti postanowił całkowicie przemeblować swoją codzienność. Oczywiście, że spotkał się z dezaprobatą najbliższych, jednak miał w sobie tyle siły i tyle energii, że ostatecznie mu się udało. Jest to jednak jedna z niewielu książek, które miałam okazję przeczytać, a które zasiały w mojej głowie tyle refleksji na temat tego, czy życie po życiu istnieje, a jeśli tak, to co nas czeka po drugie stronie.
Książka jest niezbyt obszerna, podzielona na krótkie rozdziały. W tej formie autor pokazuje nam w jasny, przejrzysty sposób swoją przemianę, a właściwie esencję drogi, którą obrał. Wierzę w to, że jego przemiana miała swój głębszy, ponad ludzkie zrozumienie cel. Można nie wierzyć w tego typu podróże. Można pukać się w czoło na myśl o tym, że ktoś twierdzi, iż został natchniony przez samego Boga, ale nikt nie może zanegować, że ta książka jest publikacją-hamulcem, która przypomina, że w życiu czasem trzeba zwolnić i zastanowić się, czy biegniemy we właściwym kierunku. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Jeśli nie możesz czegoś dotknąć, usłyszeć
lub zobaczyć na monitorze,
niech zajmie się tym psychiatra.”
To zdanie najlepiej opisuje Rajiva Parti przed przemianą i moje podejście do „Świadectwa” przed przeczytaniem książki od deski do deski. Ten, kto mnie zna, wie że sceptycznie podchodzę do tego typu opowieści. Staram się zwykle przeanalizować je w głowie kilka razy, a...
2016-10-06
Nebraska.
Stan w środkowo-zachodniej części USA. Teraz także tytuł książki Zbigniewa Białasa - autora, którego możecie kojarzyć dzięki takim książkom jak „Tal” czy „Korzeniec”.
Sosnowiecki autor stworzył opowieść o prawdziwej Ameryce. Kraju z 2001 roku, który wcale nie przypomina państwa z roku 2016. „Nebraska” to zapis dziewięciomiesięcznego pobytu Zbigniewa Białasa, który udał się za ocean by studiować relacje z ekspedycji Lewisa i Clarka oraz wypraw Alexandra von Humboldta, brać udział w konferencjach i odczytach, a w wolnym czasie poznawać Amerykę.
Dziennik, który stworzył Zbigniew Białas jest zapisem żartobliwym i dowcipnym. Autorowi nie można odmówić dokładności i trafności w próbie uchwycenia na kartce papieru zachowań mieszkańców Ameryki. Szkoda, że Zbigniew Białas dopiero po tylu latach od swojej podróży zdecydował się na publikację notatek - większość faktów uległo dezaktualizacji. Jego relację trzeba potraktować bardziej jako żartobliwy powiew historii, aniżeli bieżące źródło informacji na temat Ameryki Północnej. Pomimo tego, istnieje wiele powodów, dla których warto sięgnąć po „Nebraskę”.
„Nebraska” to klasyczny przykład dziennika. Ta forma będzie odpowiadała czytelnikom, którzy cenią sobie szczere opinie i opisy pełne ekspresji, dowcipu i pachnące zwyczajną rutyną. Zbigniew Białas nie sili się na obiektywizm. Podaje nam opisy codziennych czynności i sporą dawkę przemyśleń. Autor zwiedza Sun Studio, muzeum w Graceland, Union Station, Wielkie Jeziora i wiele innych miejsc, za które kochamy Stany Zjednoczone. Jednak jego relacja może być według mnie jedynie uzupełnieniem, swego rodzaju „dopieszczeniem” i doszlifowaniem wiedzy na temat USA, a nie samodzielnie funkcjonującym kompendium.
My, Europejczycy, urodzeni i dorastający w odmiennej kulturze, chyba wszyscy mamy tendencję do skupiania się na „drobiazgach” takich jak „preriowe kotlety”, „złota umywalka Elvisa” czy innych paradoksach, bo to co najważniejsze o USA znamy z gazet, filmów, telewizji czy reportaży. Pewnych utartych w głowach schematów na temat Ameryki już nigdy nie zmienimy, chyba że sami się tam wybierzemy i zasmakujemy rzeczywistości. Zbigniewowi Białasowi bardzo zazdroszczę tej podróży. Jest to kolejna opowieść o Stanach, która motywuje mnie, aby kiedyś odbyć podróż za ocean i spróbować tego wszystkiego na własnej skórze.
Tak więc Drodzy Czytelnicy, jeśli w najbliższym czasie nie planujecie żadnych podróży to na nie tylko jesienne wieczory polecam Wam „Nebraskę”, a z jeszcze większym entuzjazmem polecam „Tal” i „Korzeniec”. Kryminały Zbigniewa Białasa to majstersztyk, a ten dziennik to interesujący „przerywnik” i zapychacz czasu w oczekiwaniu na nowy kawałek historycznej sensacji spod jego pióra.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Nebraska.
Stan w środkowo-zachodniej części USA. Teraz także tytuł książki Zbigniewa Białasa - autora, którego możecie kojarzyć dzięki takim książkom jak „Tal” czy „Korzeniec”.
Sosnowiecki autor stworzył opowieść o prawdziwej Ameryce. Kraju z 2001 roku, który wcale nie przypomina państwa z roku 2016. „Nebraska” to zapis dziewięciomiesięcznego pobytu Zbigniewa Białasa,...
2016-10-04
„Jeśli się przydarzy, to dobrze,
jeśli nie, to drugie dobrze.”
Z taką filozofią szedł przez życie uwielbiany przez wszystkich Freddie Mercury, wokalista zespołu Queen. Mówi się, że człowiek umiera, gdy ludzie zatracają o nim pamięć. Freddie jest zatem nieśmiertelny. O tym próbuje nas przekonać Jim Hutton - wieloletni kochanek wokalisty - w szczerej rozmowie z Timem Wapshottem, w wydanej po raz pierwszy w latach 90. częściowej biografii Mercurego.
W pierwszej kolejności należy jasno określić dla kogo jest ta książka. „Freddie Mercury i ja” to opowieść, którą zachwycą się prawdziwi fani Queen. Osoby, które cechuje tolerancja wobec szeroko pojętego transwestytyzmu i związków homoseksualnych. Wokół tej książki krąży pewna opinia: czy aby na pewno Jim Hutton powinien bez skrępowania pisać o tym, co Freddie przez lata ukrywał przed dziennikarzami? Musicie sami sobie odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie jest to kolejna pozycja, która pozwala poznać ponadczasowego artystę od innej strony. Dla prawdziwych fanów rzecz niezaprzeczalnie obowiązkowa.
Faktem jest, że Jim Hutton nie traktował swojej relacji z Freddiem jako: zwyczajny człowiek - nadczłowiek. Dla Jima, co dziwne i piękne jednocześnie, Mercury nie był artystą, nie był też muzykiem, a był przede wszystkim ukochaną osobą. Ta otwartość dotycząca homoseksualizmu nie tylko w latach 90. budziła wielkie obrzydzenie, bowiem kochanek Freddiego posługuje się bardzo swobodnym językiem nawet jak na XXI wiek.
„Freddie Mercury i ja” wywołuje skrajne uczucia. To dokument, w którym rodzi się i zakwita, nie bójmy się tego powiedzieć, homoseksualny związek i któremu udaje się przetrwać całe siedem lat. Intymny wydźwięk książki budził we mnie momentami wielkie poczucie zażenowania i skrępowania.
Czasem poddajemy się myśleniu, że gwiazdy które zawładnęły światem nie posiadają ludzkich uczuć. Wokalista Queen był wybitnie wrażliwy. Po przeczytaniu tej książki przestanie Cię obchodzić, co robił w wolnym czasie, czy ćpał narkotyki, czy wolał mężczyzn. Freddie stanie się dla Ciebie zwykłym człowiekiem. Człowiekiem, który stał się miłością czyjegoś życia.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Jeśli się przydarzy, to dobrze,
jeśli nie, to drugie dobrze.”
Z taką filozofią szedł przez życie uwielbiany przez wszystkich Freddie Mercury, wokalista zespołu Queen. Mówi się, że człowiek umiera, gdy ludzie zatracają o nim pamięć. Freddie jest zatem nieśmiertelny. O tym próbuje nas przekonać Jim Hutton - wieloletni kochanek wokalisty - w szczerej rozmowie z Timem...
2016-09-11
„Musiała się zestarzeć, żeby zrozumieć, że szczęściem się nie naje, bo jest ono jak tatarskie ziele w cukrze; niby słodkie, a jednocześnie gorzkie, pieprzne i ostre.”
Smutne, a zarazem prawdziwe. Anna Jagiellonka - siostra Zygmunta Augusta i żona Stefana Batorego - to jedna z wielu ważnych kobiet utrwalonych na kartach historii, które głównie z racji pełnionej funkcji nie mogły zaznać prawdziwego szczęścia. Wydawnictwo MG i pisarka Janina Lesiak oddają w ręce czytelników powieść o kobiecie, o której Polacy bardzo mało wiedzą, a która sporo „namieszała” w dziejach naszego państwa.
Dlaczego kareta? Kareta to w kartach układ składający się z czterech takich samych figur, ale w różnych kolorach. Książka Janiny Lesiak przedstawia cztery różne oblicza Anny Jagiellonki. „Miłosna kareta Anny J.” to opowieść o siostrze, narzeczonej, żonie i ciotce czterech polskich królów, czyli o pokerowej karecie. Choć Anna J. kochała równie mocno każdego władcę z osobna, to jednocześnie musiała walczyć z nimi o siebie, ale przede o miłość.
Kto wygrał tę walkę?
* * *
Pierwsze co nasuwa się na myśl po przeczytaniu książki Janiny Lesiak to podziw, że z nudnego kawałka historii można stworzyć tak ciekawą, zbeletryzowaną opowieść. Choć narratorem nie jest sama królowa, a książka nie ma charakteru pamiętnika, to „Miłosna kareta Anny J.” potrafi oddać najgłębiej skrywane emocje polskiej królowej. Na pierwszym planie nie znajduje się tutaj polityka, zawiłe intrygi, czy losy państwa polskiego, ale kobieta, która te wszystkie dylematy i problemy dnia codziennego dźwigała na własnych barkach. Anna J. to bohaterka sprzed stuleci, która przypomina się czytelnikom jako niegrzesząca urodą, religijna, poszukująca choć namiastki prawdziwej miłości dama, którą większość mężczyzn zwyczajnie gardziło, a większość kobiet nie doceniało. Anna J. to bohaterka z czasów zamierzchłych, która ożyła dzięki słowom Janiny Lesiak. Narrację, którą prowadzi autorka można uznać za kameralną i bardzo klimatyczną. O przeszłości trzeba umieć opowiadać. Zaznaczam jednak, że sięgnięcie po „Miłosną karetę Anny J.” wymaga choć minimalnego zainteresowania historią, inaczej dworskie obyczaje, królewskie suknie i inne literackie obrazy XVI-wiecznej Polski mogą nieco przytłaczać.
Dla mnie to ciekawa odskocznia od innych lektur i bardzo przejrzysty, literacki obraz, który wyłonił się z mrocznych odmętów historii.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Musiała się zestarzeć, żeby zrozumieć, że szczęściem się nie naje, bo jest ono jak tatarskie ziele w cukrze; niby słodkie, a jednocześnie gorzkie, pieprzne i ostre.”
Smutne, a zarazem prawdziwe. Anna Jagiellonka - siostra Zygmunta Augusta i żona Stefana Batorego - to jedna z wielu ważnych kobiet utrwalonych na kartach historii, które głównie z racji pełnionej funkcji nie...
2016-07-12
Pomimo wielkiego szacunku dla twórczości Charlesa Dickensa muszę przyznać, że „Maleńka Dorrit” nie poruszyła pod względem fabuły ani mojego serca, ani umysłu. Zakochać się w niej można wyłącznie za sprawą oprawy. (...)
W książce Dickensa bardzo podoba mi się przeciwstawienie dwóch światów. Czystość i niewinność Amy z bogactwem i znieczulicą drugiego skrawka Londynu. Dickens w swojej książce przekazuje nam esencję prastarej prawdy, że pieniądze szczęścia nie dają, a kto myślał inaczej, marnie skończył w tej powieści.
Dickens wskazuje konkretny, uniwersalny kierunek który powinien obrać człowiek. Choć w sposób nienachalny to jednak tonem moralizatorskim poucza czytelnika i ostrzega przez zgubnymi skutkami niewłaściwej budowy hierarchii wartości, czyli tym co przynosi zgubę.
Nie mogę jednak przemilczeć faktu, że większość książek w których zaczytuję się na co dzień, to historie opowiedziane przez silnych, kontrastowych bohaterów. „Aktorzy ze sceny Dickensa” to postaci spokojne, ugrzecznione, szare i nijakie. Czekamy na ich reakcje, uzewnętrznienie emocji - a tego szczerego wyrazu brak. Dickens za sprawą Małej Dorrit próbuje nas przekonać, że istnieją ludzie idealni i choć ta próba może nas irytować, to trzeba przyznać, że książka angielskiego twórcy nie zdąży nas zmęczyć swoją objętością. Treść nie jest rozwlekła ani tym bardziej przekombinowana (jeśli nie polubisz bohaterów to przynajmniej nie będziesz musiał ich długo oglądać oczyma wyobraźni).
Tak samo nie mogę przemilczeć kwestii skrócenia oryginału książki Dickensa. Trudno nie podchodzić do tej książki tak jak pies do jeża, kiedy czytelnik dowiaduje się, że z około tysiąca stron w języku angielskim, my dostajemy niespełna trzysta. Przykre jest to, że dojście do tego typu informacji wymaga przeczytania kilku recenzji i artykułów, a nie zostało udostępnione zgodnie z prawdą przez wydawców. Przez to przemilczenie (czy też nieświadomy błąd) część czytelników może poczuć się oszukanym.
„Maleńka Dorrit” to książka, która może trafić w gusta czytelników w letni dzień. Szczególnie tych poszukujących uniwersalnych prawd. Jeśli o mnie chodzi, gustuję raczej w innym klimacie - bliższym Jane Austen. Niemniej jednak - polecam. Warto poznawać dzieła klasyków.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Pomimo wielkiego szacunku dla twórczości Charlesa Dickensa muszę przyznać, że „Maleńka Dorrit” nie poruszyła pod względem fabuły ani mojego serca, ani umysłu. Zakochać się w niej można wyłącznie za sprawą oprawy. (...)
W książce Dickensa bardzo podoba mi się przeciwstawienie dwóch światów. Czystość i niewinność Amy z bogactwem i znieczulicą drugiego skrawka Londynu....
2016-05-21
Wojskowość, Bóg, Honor, Ojczyzna i precyzja.
Można nie rozumieć połowy rzeczy, które niosą za sobą te pojęcia, jednak nie da się przejść obojętnie obok książki, z której tryska tak wiele skrajnych emocji. „Snajperzy...” to powieść wojenna oparta na faktach autentycznych ukazująca realne starcie z brutalnością wojny. Jest to historia przedstawiająca losy Gila Shannona - strzelca wyborowego z Navy Seals Team Six, który powraca z misji, i który ma podjąć akcję ratunkową, gdy chorąży Sandra Brux zostanie uprowadzona przez Talibów. Nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego, gdyby bohater nie obiecał swoim podwładnym, że ocali życie Sandry nawet za cenę utraty honoru amerykańskiego wojownika w samowolnej i brawurowej operacji. Czy istnieje większe poświęcenie od niesienia drugiemu człowiekowi ratunku nawet za cenę własnego życia?
Ścieżka, którą kroczą snajperzy to droga bez powrotu. Jak pokazuje życie Gila Shannona, zawsze będą kroczyć za Tobą demony, które spotkałeś w czasie tej podróży. Bohater powracając do rodzinnej Montany, nadal znajduje się pod wpływem misji, które dawno dobiegły końca. Siła tej powieści tkwi według mnie przede wszystkim w powiązaniu tego pozornie nieosiągalnego świata wielkiej polityki, który jest zbroczony krwią z losem zwykłych ludzi, którzy przesiąknięci w swojej pracy duchem walki, nie potrafią odnaleźć się w domowych pieleszach u boku stęsknionych żon i dzieci.
Nowa książka współautora bestsellerowego „Snajpera” Chrisa Kyle'a to materiał na wspaniałą produkcję o amerykańskich wojownikach, którzy naprawdę istnieją i nie są tylko wyobrażeniem zaklętym w książkach wielkich autorów. Polecam.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Wojskowość, Bóg, Honor, Ojczyzna i precyzja.
Można nie rozumieć połowy rzeczy, które niosą za sobą te pojęcia, jednak nie da się przejść obojętnie obok książki, z której tryska tak wiele skrajnych emocji. „Snajperzy...” to powieść wojenna oparta na faktach autentycznych ukazująca realne starcie z brutalnością wojny. Jest to historia przedstawiająca losy Gila Shannona -...
"Hyperversum to akronim hyper universum - hiperwszechświata. Był to najlepszy dostępny na rynku produkt rozrywkowy, doceniony przez miliony graczy na całym świecie."
W ten sposób zostaje wyjaśniony tytuł książki. Jest to dość logiczna droga na wytłumaczenie czytelnikowi z czym spotka się na kolejnych kartach książki. Sześcioro bohaterów Ian, Daniel, Jodie, Martin, Donna i Carl korzystają właśnie z tego produktu reklamowego i nie zdają sobie sprawy dokąd ich to może zaprowadzić. Ale kto z nas by się spodziewał? Przecież każdy grał kiedyś w gry komputerowe i na pewno nikomu nie przyszło nigdy do głowy, jak zachowałby się w realiach, w których została osadzona jego postać. Na tym chyba polega niezwykłość fantastyki.
Prócz fantastyki w "Hyperversum" ważne miejsce zajmuje historia. Sama autorka zdefiniowała gatunek książki jako: powieść fantastyczna - nie historyczna. Dzięki temu uniknęła ewentualnych ataków ze strony krytyków i historyków, a zapewniła sobie dowolność, której jej zazdroszczę. Cecilia Randall napisała książkę, której realia umiejscowione są we Francji w XIII wieku. Postacie z XXI wieku przeniosła do Wieków Średnich. Napisałam, że zazdroszczę jej dowolności, bo Cecilia Randall stworzyła książkę z jednej strony kreującą nowe postaci, a z drugiej strony opisała czas średniowiecza. Autorka zdaje nie martwić się szczegółami bitew, profilami władców - tutaj zapewnia sobie wspominaną dowolność, ale w przypadku opisu obyczajów, jak sama mówi była dużo bardziej rygorystyczna. Wydaje mi się, że są to idealne proporcje na młodego czytelnika. Hyperversum jest książką o czymś, a jednocześnie nie jest nudną lekcją historii.
Każdy bohater posiada swoje własne cechy charakterystyczne. Ian to fantastyczny rycerz. Daniel potrafi wcielić się w złodzieja i świetnego łucznika, a Jodie jest idealnym materiałem na towarzyszkę damy dworu. Taki typ tworzenia postaci przypomina mi bajki z dzieciństwa, w których każdy jest jasno określony: dobry, albo zły, a przy tym wyróżnia się jakąś zdolnością, która w odpowiednim momencie książki może uratować pozostałych.
Nowe realia, w których znajdują się bohaterowie początkowo ich przerażają, ale z czasem postaci zdają się idealnie dopasowywać do wszystkiego co ich otacza. Biorą udział w bitwach, turniejach, ulegają chłoście czy też odnajdują swoje miłości. Prowadzą nowe życie, jedni słabiej, a drudzy mocniej tęskniąc za swoim domem z XXI wieku. Niektórzy chcą wrócić do swojego domu, a inni wręcz przeciwnie, odnaleźli swoje przeznaczenie i nie zamierzają się mu sprzeciwiać. Przebieg losów bohaterów cechują liczne zwroty akcji. Jest to wielką zaletą książki, jednocześnie jednak książka jest bardzo przewidywalna. Nie wiem czy zależy to od sposobu pisania autorki, czy może raczej od tłumaczenia, ale już na początku danego starcia jesteśmy w stanie przewidzieć, co zdarzy się na końcu. Nie ma tu miejsca na czytanie między wierszami, wszystko jest podane czytelnikowi na tacy. Przez to książka staje się czasami zbyt infantylna.
Polecam książkę przede wszystkim młodym ludziom. Uważam, że jest to niezwykły prezent dla nastolatka. Według mnie jest to książka idealna żeby się rozluźnić i zapomnieć o codzienności. Z zegarmistrzowską starannością zostały tu ukazane zwyczaje średniowieczne. Co do samej historii, "Hyperversum" może nas skłonić do poszukania w Internecie lub w innych książkach informacji na temat XIII-wiecznej Francji i na przykład Bitwy pod Bouvines. Jest to dobra książka, bez której da się żyć, ale niewątpliwie warto po nią sięgnąć, dzięki temu została doceniona przez wielu czytelników portalu lubimyczytac.
"Hyperversum to akronim hyper universum - hiperwszechświata. Był to najlepszy dostępny na rynku produkt rozrywkowy, doceniony przez miliony graczy na całym świecie."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW ten sposób zostaje wyjaśniony tytuł książki. Jest to dość logiczna droga na wytłumaczenie czytelnikowi z czym spotka się na kolejnych kartach książki. Sześcioro bohaterów Ian, Daniel, Jodie, Martin, Donna i...