-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2019-01-06
2018-04-17
2018-04-08
2017-04-14
2017-02-08
2016-12-20
2016-10-25
Ludowe wierzenia, religia i elementy fantastyki wplecione w fabułę książki zawsze nadają jej wyjątkowe wykończenie. Niby nikt nie wierzy w wampiry i inne tego typu ustrojstwa, ale tak naprawdę, gdy przychodzi co do czego, to one - jak żadne inne - potrafią w sercu i w głowie czytelnika zasiać najwięcej ziaren niepewności.
Katarzyna Puzyńska po raz kolejny zabrała mnie do Lipowa. „Utopce” to już piąty tom kryminalnego cyklu, a ja nadal mam ochotę na więcej.
Tym razem policjanci z Lipowa w osobie Daniela Podgórskiego, kontrowersyjnej Klementyny Kopp oraz sierżant sztabowej Emilii Strzałkowskiej mają za zadanie rozwiązać zagadkę sprzed trzydziestu lat. W 1984 roku w tajemniczych okolicznościach zniknął ojciec i syn, a ich ciał nigdy nie odnaleziono. Dowodem na ich śmierć są jedynie zakrwawione ubrania. Społeczność wioski Utopce mimo upływu lat, nadal wierzy, że mężczyźni padli ofiarą krwiożerczego wampira. W gąszczu zaniedbań z lat 80., policjanci próbują znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, aby „pchnąć” śledztwo i znaleźć winnych. Przyznam szczerze, że początkowo ciężko było uwierzyć, że im się to uda.
Akcja książki „Utopce” toczy się dwutorowo. Naprzemiennie poznajemy aktualne działania, jakie podejmują policjanci wraz z rzeczywistymi wydarzeniami z 1984 roku. Dodatkowo perypetie obecnego śledztwa poprzedzone są zapisem przesłuchań jednej z policjantek, które stanowi swego rodzaju zapowiedź późniejszych wydarzeń. W miarę rozwoju akcji rozdziały stają się krótsze. Fabuła nabiera tempa. Wbrew logice policjanci zaczynają stopniowo wierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. W pewnym momencie nikt nie ma pewności kto jest ofiarą, a kto jest winnym. Niewielka społeczność Utopiec, prócz tego że nie jest liczna, staje się także coraz bardziej zamknięta i mniej skora do pomocy. Niepokojącym staje się zwiększanie liczby śmiertelnych ofiar. W rozwiązaniu śledztwa nie pomagają osobiste problemy w życiu głównych bohaterów, którym Katarzyna Puzyńska poświęca w tym tomie sporo uwagi. Szalona karuzela z nadchodzącym złem została już dawno wprawiona w ruch. Pytanie, czy policjantom z Lipowa uda się ją zatrzymać. (...)
„Utopce” polecam z całego serca. To idealna książka na jesień.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Ludowe wierzenia, religia i elementy fantastyki wplecione w fabułę książki zawsze nadają jej wyjątkowe wykończenie. Niby nikt nie wierzy w wampiry i inne tego typu ustrojstwa, ale tak naprawdę, gdy przychodzi co do czego, to one - jak żadne inne - potrafią w sercu i w głowie czytelnika zasiać najwięcej ziaren niepewności.
Katarzyna Puzyńska po raz kolejny zabrała mnie do...
2016-09-27
Szesnasta książka, która wyszła spod pióra tego francuskiego autora, a którą miałam okazję przeczytać. Ta liczba przypomina mi, że wytrwale i z wielką determinacją dążę do celu, jakim jest przeczytanie wszystkich książek Schmitta. „Kobieta w lustrze” to powieść wypożyczona z biblioteki, i która w mojej opinii posiada bardzo elegancką i stylową oprawę. Pod względem treści nie imponuje, ale jednocześnie zaskakuje.
Schmitt - autor krótkich, filozoficznych czytadeł stworzył tak obszerną wielowątkową powieść?
* * *
„Kobieta w lustrze” - wielowątkowa opowieść, w której przeplatają się losy trzech kobiet. Średniowieczna mistyczka, arystokratka, która z biegiem lat docenia wartość psychoanalizy i rozpieszczona gwiazda filmowa, zatapiająca swoje smutki w alkoholu i narkotykach. Historie banalne, które nijak się do siebie mają, które łączy jedynie myśl porzucenia dotychczasowego życia i odkrycia tego co ważne.
Nijak się do siebie mają. Przez większość czasu, który spędziłam nad lekturą „Kobiety w lustrze”, zastanawiałam się, co łączy te historie. Czy zdołam odkryć to tajemne połączenie, nim zanudzę się do granic możliwość. A czas spędzony nad tą książką Schmitta wybitnie mi się dłużył. Więzy między bohaterkami odkryłam w ostatnich rozdziałach i dopiero wtedy ta książka nabrała dla mnie kolorytu i smaku. Tak jak mówi wydawca „Życie to coś więcej. Więcej niż rola do odegrania. Niż religia i konwenanse. Więcej niż mąż i dziecko. Pieniądze i sława.”* Te słowa najlepiej oddają jej treść.
Nie powiedziałabym, że splot trzech pozornie różnych wątków był majstersztykiem, ale autor - mężczyzna - szczegółowo przelał na papier emocje, które przepełniały serca kobiet. Myślę, że bardzo niewiele przedstawicielek płci pięknej potrafiłoby to zrobić równie dobrze. Książki tej nie polecę mężczyznom, ale każda kobieta znajdzie tu jakiś skrawek siebie. Udanej lektury.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Szesnasta książka, która wyszła spod pióra tego francuskiego autora, a którą miałam okazję przeczytać. Ta liczba przypomina mi, że wytrwale i z wielką determinacją dążę do celu, jakim jest przeczytanie wszystkich książek Schmitta. „Kobieta w lustrze” to powieść wypożyczona z biblioteki, i która w mojej opinii posiada bardzo elegancką i stylową oprawę. Pod względem treści...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-04
„Brak sprawiedliwości to brak tego, co czyni nas ludźmi.”
Jestem osobą, która od dzieciństwa pielęgnuje w sobie wielkie, nieskażone niczym poczucie sprawiedliwości. I niestety muszę przyznać, że często dostaję za to po głowie. Może właśnie dlatego książka Johna Howarda Griffina zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie.
Autor i bohater książki - John Howard Griffin poddaje się nieskomplikowanemu zabiegowi dermatologicznemu, który na pewien okres czasu zmienia odcień jego skóry. Efekt ten zostaje wzmocniony przy użyciu specjalnych farb do ciała, aplikowanymi każdego dnia. Tak mało znacząca zmiana - zdawałoby się - tylko różnica w kolorze skóry, przecież wnętrze Griffina się nie zmieniło. Jak sam autor pisał: „W najdzikszych rojeniach” nie spodziewałby się, że to spowoduje tak wielką przemianę i że tak wiele będzie go dzielić od dziennikarza czytającego o Murzynach od czarnoskórego mężczyzny, którym się stał.
Jak dowodzi książka „Czarny jak ja” mieszkańcy Południa Stanów Zjednoczonych - państwa, w którym swoje źródła mają tradycje demokratyczne - są tak naprawdę zepsuci do szpiku kości. Griffin podróżując po Stanach Zjednoczonych w nowym wcieleniu doświadczył niezliczonych ilości rasistowskich aktów na własnej skórze. Nie bójmy się tego powiedzieć, Griffin był prześladowany za kolor swojej skóry, a cały negatywny efekt jego przedsięwzięcia został jeszcze bardziej wzmocniony i zwielokrotniony po publikacji reportażu.
Kuriozalna sytuacja. To straszne jak wiele drzwi może się przed tobą zamknąć, gdy staniesz się czarnym człowiekiem. Jak wiele nienawiści, aktów przemocy może cię dotknąć z tego tytułu. Griffin wyruszył na Południe USA z nadzieją, że znajdzie świadectwa człowieczeństwa, równości i braku uprzedzeń, a tak naprawdę znalazł coś zupełnie innego.
Najbardziej poruszającym i jednocześnie kontrowersyjnym momentem w książce jest dla mnie ten, w którym Griffin po raz pierwszy spojrzał w lustro po swojej przemianie. Jakie to prawdziwe, a zarazem okrutne, że on także poddał się swoim instynktom i jego fizyczna i emocjonalna tożsamość na chwilę doznała wstrząsu. Griffin sam był w szoku, widząc swoje nowe oblicze. Jego odbicie przywiodło na myśl wszystkie uprzedzenia, którym (nie zapominajmy) on także musiał stawić czoła.
Nie chcę oglądać tak brutalnego świata. Nie chcę nawet myśleć, że ten, w którym żyje może nosić w sobie znamiona tego z '59 roku, z relacji Griffina.
Temat segregacji rasowej został w tej książce wyczerpany.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Brak sprawiedliwości to brak tego, co czyni nas ludźmi.”
Jestem osobą, która od dzieciństwa pielęgnuje w sobie wielkie, nieskażone niczym poczucie sprawiedliwości. I niestety muszę przyznać, że często dostaję za to po głowie. Może właśnie dlatego książka Johna Howarda Griffina zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie.
Autor i bohater książki - John Howard Griffin poddaje...
2016-08-24
2016-08-17
2016-07-29
2016-07-27
Czas powrócić do źródeł. Dla mnie tym źródłem są książki ulubionego francuskiego pisarza Érica-Emmanuela Schmitta. „Tajemnica Pani Ming” to o ile się nie mylę moje piętnaste spotkanie z tym autorem - i jak to zwykle bywa dość owocne i na swój sposób wyjątkowe. Choć dla opowiadania nieprzekraczającego stu stron, stosowniejszym byłoby wydanie w zbiorze, zapraszam Was dzisiaj w podróż do Chin. Mam nadzieję, że polubicie sympatyczną Panią Ming, tak samo jak ja.
Książkę francuskiego pisarza wypożyczyłam w bibliotece, a jej przeczytanie zajęło mi niecałą godzinę na dworcowej ławce. Tym razem Schmitt zabrał mnie w krótką podróż do Chin. Bohaterką całego zamieszania jest nietypowa babcia klozetowa - tytułowa Pani Ming, a lektura stanowi zapis jej rozmów z europejczykiem, a właściwie francuskim biznesmenem w męskiej toalecie, w jednym z chińskich hoteli. Ani miejsce akcji, ani tym bardziej fach Pani Ming nie razi czytelnika. Bohaterka bowiem w rozmowach posługuje się sentencjami z dzieł Konfucjusza, a dzieląc się przy tym własnymi doświadczeniami i obrazem matczynej miłości skłania narratora do przemyśleń.
Schmitt w dość pobieżny sposób ilustruje, jak wielkie szkody społeczne wyrządziła chińska polityka. Pani Ming jakby na przekór władzom próbuje przekonać francuskiego biznesmena, że jest matką dziesięciorga dzieci, a on niemogący uwierzyć w historie swojej rozmówczyni, z czasem odkrywa szokującą tajemnicę skrywaną przez kobietę latami. Opowieść bohaterki o całej gromadce dzieci to tak naprawdę odzwierciedlenie chęci, tęsknoty i potrzeb społeczeństwa Chin związanych z posiadaniem wielodzietnej rodziny. Piękny, choć pobieżnie odmalowany obraz azjatyckiego państwa przeplata się z fasadą wzruszających opowieści. Jeśli chcecie wyciągnąć z tej krótkiej opowiastki coś dla siebie, a przede wszystkim poznać tajemnicę Pani Ming, polecam Wam serdecznie książkę mojego ulubionego francuskiego pisarza.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Czas powrócić do źródeł. Dla mnie tym źródłem są książki ulubionego francuskiego pisarza Érica-Emmanuela Schmitta. „Tajemnica Pani Ming” to o ile się nie mylę moje piętnaste spotkanie z tym autorem - i jak to zwykle bywa dość owocne i na swój sposób wyjątkowe. Choć dla opowiadania nieprzekraczającego stu stron, stosowniejszym byłoby wydanie w zbiorze, zapraszam Was dzisiaj...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-26
„Płytkie nacięcie” to książka znaleziona przypadkiem w gąszczu nowości, które zdążył przyprószyć kurz w lokalnej bibliotece. Rzadko po takich lekturach spodziewam się czegoś naprawdę dobrego. „Płytkie nacięcie” to dla mnie wielkie, pozytywne zaskoczenie. Historia poważna, bolesna, poruszająca niezwykle istotny problem o charakterze społecznym, opowiedziana przez interesujących bohaterów.
Choć przeczytana przeze mnie książka jest kolejnym tomem cyklu, podczas jej poznawania nie odczułam braku wiedzy wynikającego z pominięcia pierwszej części. Bohaterami książki Slaughter są komendant policji w małej miejscowości w stanie Georgia - Jeffrey Tolliver, a także jego była żona i jak się okazuje obecna miłość Sara Linton - miejscowa doktor pediatrii i koroner.
Na terenie amerykańskiej prowincji, w jednej z publicznych toalet, znalezione zostają poćwiartowane zwłoki noworodka. W tym samym czasie Jeffrey zapobiega morderstwu Marka Pattersona przez Jenny Weaver. Tragiczne zajście pomiędzy dwojgiem tych młodych ludzi pozwala domniemywać, że to oni są rodzicami zabitego dziecka. Pozory mogą mylić...
Duet w osobach Sary Linton i Jeffrey'a Tollivera zdaje się świetnie współpracować i na gruncie czysto profesjonalnym, jak i osobistym. Para swego rodzaju detektywów, którzy próbują rozwiązać zagadkę w fikcyjnym miasteczku Heartsdale okazują się być idealną parą do rozwiązania mrocznej tajemnicy mieściny w stanie Georgia. „Skoro u nas dzieją się takie rzeczy, to strach pomyśleć, co dzieje się w większych miastach” - pomyślał kiedyś Jeffrey i zapewne miał rację. Strach pomyśleć, ale takie rzeczy niestety się zdarzają.
Karin Slaughter w swojej książce skupia się na przedstawieniu brutalnego obrazu pedofilii i rozpowszechniania pornografii dziecięcej na wielką skalę. Świat, który przedstawia amerykańska pisarka budzi w nas skrajne emocje: współczujemy, jesteśmy wściekli, a momentami mamy ochotę odłożyć „Płytkie nacięcie” na parę chwil, aby złapać oddech. Największe wrażenie podczas czytania książki Slaughter zrobiła na mnie analiza kwestii kazirodztwa i samobójstwa. Autorka podjęła się niezwykle trudnego zadania, ale co najważniejsze podołała i ustawiła poprzeczkę bardzo wysoko.
Najbardziej groźne są małe społeczeństwa, których członkom wydaje się, że dobrze się znają, a tak naprawdę niczego o sobie nie wiedzą. Dramatyczne wydarzenia, których wizją dzieli się z czytelnikami Karin Slaughter i obraz wykorzystywania osób najbardziej bezbronnych przez mieszkańców miasteczka sprawia, że od „Płytkiego nacięcia” ciężko odejść. Szokująca i godna polecenia, zwiastująca w niedalekiej przyszłości kolejne spotkanie z Karin Slaughter.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Płytkie nacięcie” to książka znaleziona przypadkiem w gąszczu nowości, które zdążył przyprószyć kurz w lokalnej bibliotece. Rzadko po takich lekturach spodziewam się czegoś naprawdę dobrego. „Płytkie nacięcie” to dla mnie wielkie, pozytywne zaskoczenie. Historia poważna, bolesna, poruszająca niezwykle istotny problem o charakterze społecznym, opowiedziana przez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-15
2016-07-04
Narracja w pierwszej osobie prowadzona przez Janinę Duszejko, to tak naprawdę możliwość ciągłego ataku wymierzonego w stronę kłusowników i wiejskich ludzi, którzy z dziada pradziada wynieśli zasady, tradycje, reguły oparte na założeniu, że dominacja człowieka nad zwierzęciem, kultura polowań i szereg innych aspektów to coś dobrego, uroczystego, a przede wszystkim coś, co należy w naszej kulturze pielęgnować. Wspominany wyżej atak, tak mocno przesiąknięty ideologicznie, wprost nachalny i narzucający się, niedający czytelnikowi prawa do posiadania własnego, a przede wszystkim odmiennego zdania jest tak w nie moim stylu, że zasługuje na kilka słów uwagi.
Gdybyśmy nawet na moment zapomnieli jak bardzo nachalnie główna bohaterka próbuje nas przekonać do swoich racji i skupili się na samej fabule, to nie jest lepiej. Początek książki zwiastuje coś dobrego, akcja się rozwija, zabójstwa się kumulują, ale w jaki sposób może ona trzymać w napięciu, jeśli reszta treści to ograniczenie się do astrologicznych wywodów, które przyznam szczerze - pomijałam wzrokiem. Kiedy próbuję się skupić na tym, kto jest zabójcą, nie bardzo interesuje mnie wpływ Saturna na czyjąś aurę. Co więcej okazuje się, że zakończenie było tak przewidywalne, że nawet ja - osoba, która z reguły niczego nie spodziewa się do samego końca, wiedziała o rozwiązaniu już w połowie książki. Zdecydowanie nie jest to powieść, która trzyma w napięciu do ostatniej strony.
To co mi się w tej książce podobało, to miejsce akcji. Trochę mroczne, trochę tragiczne. Poza tym, z zainteresowaniem poznawałam sylwetki pozostałych bohaterów, którzy byli skrojeni na miarę i naprawdę pasowali do realiów małej mieściny w Kotlinie Kłodzkiej. Potraktuję tę książkę jako wywód z przymrużeniem oka. Chcielibyśmy, żeby na świecie zawsze panował pokój i sprawiedliwość, szacunek do każdego organizmu żywego. Ale czy tak można? Jako dziecko w to wierzyłam. Kiedy widzę, że podstarzała Pani - Janina Duszejko nadal w to wierzy, to trochę mnie to irytuje.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Narracja w pierwszej osobie prowadzona przez Janinę Duszejko, to tak naprawdę możliwość ciągłego ataku wymierzonego w stronę kłusowników i wiejskich ludzi, którzy z dziada pradziada wynieśli zasady, tradycje, reguły oparte na założeniu, że dominacja człowieka nad zwierzęciem, kultura polowań i szereg innych aspektów to coś dobrego, uroczystego, a przede wszystkim coś, co...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to