-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2012-06-10
2011-12-13
Zapewne większość z nas zastanawia się dlaczego doświadczamy tragedii, rozczarowań i chorób. Pytamy siły wyższej, dlaczego spotykają nas pewne dramatyczne zdarzenia?, dlaczego ktoś bliski naszemu sercu ginie w wypadku?, dlaczego nasze dziecko rodzi się niepełnosprawne... Tego typu pytań jest bardzo dużo i najczęściej nie umiemy znaleźć na nie odpowiedzi.
Rozwiązanie na tego rodzaju dylematy, odkrył autor „Odważnych dusz” Robert Schwartz. Sam wielokrotnie poszukiwał sensu życia, aż w pewnym momencie zdecydował się na konsultację z medium, i za jego pośrednictwem rozmawiał ze swoimi duchowymi przewodnikami. W trakcie takich seansów zrozumiał, że wszystko czego doświadczał miało sens i od tamtej pory nastąpiło jego duchowe przebudzenie, pozwalające odbierać życie całkiem inaczej.
„Odważne dusze” to dogłębne spojrzenie na proces przedurodzeniowego planowania, a w tym plan przeżycia bolesnych chwil. W metafizycznych seansach wykorzystywana jest idea inkarnacji i duchowych przewodników. Według której dusza, każdego z nas żyje wiele razy, a nasze ciało to naczynie służące do nauki. W momencie kiedy ciało umiera, dusza planuje kolejny rozdział życia, projektując przyszłe zdarzenia, choćby w celu zrównoważenia karmy.
Książka opisuje historie 10 osób dotkliwie doświadczonych przez życie. Mamy przypadki narkomani, alkoholizmu, nowotworów, śmierci najbliższych osób, wypadków czy upośledzeń. W trakcie czytania dowiadujemy się, że każda z tych osób zaplanowała te doświadczenia w celu głębszego poznania, rozwinięcia zmysłów, uwrażliwienia, nabrania większej empatii czy odwagi. W książce znajdują się fragmenty rozmów tychże ludzi z ich duszami, które korzystając z Księgi Akaszy (jest to duchowy zapis zdarzeń fizycznych, emocji i myśli) przedstawiają rozmowy oraz decyzje podjęte przed urodzeniem.
Autor zaznacza, że książkę należy czytać sercem, gdyż rozumem nie obejmiemy mocy tego zjawiska, analiza nie pomoże w poznaniu prawdy, opowieści trzeba poczuć, żeby zrozumieć. Jako że jestem sceptykiem, bardzo trudno było mi się pogodzić z tym co czytałam. Moje postrzeganie życia, znacznie różni się od metafizycznych zjawisk opisywanych w książce. Ciężko jest mi zaakceptować jej niektóre aspekty.
„Równowagę zdobywa się doświadczając zarówno światła, jak i ciemności – odpowiedział anioł. -[...] Ktoś może wybrać bycie osobą, która wyniszczy całą ludzkość; ktoś inny wybierze molestowanie dzieci, ale wszystkie te wybory stworzą kolejny poziom nauki i wiedzy”
Dowiadujemy się również, że sumienie ma tendencję do oceniania, zaś dusza jest neutralna i dla niej żadne doświadczenie nie jest złe. Przykładem jest to, że osoba będąca naszym katem, (kimś kto w ludzkim życiu nas dręczy, torturuje) mało tego, że poświęca się dla nas, to w rzeczywistości jest zaangażowana w naszą pomoc, bo jej działania wspomagają nasz własny rozwój. Bardzo trudno jest się z tym zgodzić , z drugiej strony to sensowne wytłumaczenie pewnych zjawisk, ulga w cierpieniu, chociaż nie sadzę, żeby tego typu argumenty trafiały do rodziców brutalnie zamordowanych dzieci, ale kto wie...
Przykłady zawarte w książce pokazują, że nie ma przypadków, każde działanie ma sens i wynika z wcześniejszego planu. Wszystko co ma miejsce w życiu jest naszym wyborem, a doświadczenia (wybrane przez nas) np. nowotwór, czy ślepota, mogą wyostrzać zmysły czy też prowadzić do ukształtowania bogatszego życia. Godząc się na taki scenariusz, godzimy się z zaistniałym stanem, bo jest on lekcją dla nas i naszego otoczenia.
„Odważne dusze” to książka kontrowersyjna i dość trudna, jednak bardzo inspirująca. Poznajemy inne spojrzenie na życie, doświadczamy wielu wrażeń, uznajemy, że to kim jesteśmy i jakie jest nasze życie wynika z pragnienia naszej duszy, która poprzez stawianie sobie wyzwań, przypomina kim naprawdę jesteśmy i po co znaleźliśmy się w tym a nie innym miejscu. Dodatkowym atutem książki, są zawarte na ostatnich stronach dane adresowe osób, które brały udział w sesjach. Jak najbardziej polecam tę pozycję, gwarantuję pełny wachlarz emocji.
Zapewne większość z nas zastanawia się dlaczego doświadczamy tragedii, rozczarowań i chorób. Pytamy siły wyższej, dlaczego spotykają nas pewne dramatyczne zdarzenia?, dlaczego ktoś bliski naszemu sercu ginie w wypadku?, dlaczego nasze dziecko rodzi się niepełnosprawne... Tego typu pytań jest bardzo dużo i najczęściej nie umiemy znaleźć na nie odpowiedzi.
Rozwiązanie na tego...
2013-02-07
Dom państwa Darget, sobota, 8:16. Pani Darget, przykładna żona i matka, jak zwykle o tej porze, jest już ubrana i umalowana, w końcu perfekcyjnej pani domu nie uchodzi niedbałość, więc kiedy rozlega się dzwonek do drzwi, zapowiadający – o zgrozo! – wizytę przedstawicieli prawa, Pani Darget przyjmuje gości zgodnie z dobrym zwyczajem i nieważne, że wizyta dotyczy zatrzymania jej męża – Simona, który niebawem zostanie oskarżony o brutalny gwałt i zabójstwo miejscowej nastolatki, ważne, że zachowanie konwenansów to podstawa.
„Żona potwora” to nic innego jak przerażający obraz psychopaty i nie mam na myśli tylko Simona Dargeta, okrutnego, pozbawionego uczuć degenerata, ale też jego żonę, która opowiadając historię swojego związku daje się poznać jako osoba o wielu twarzach. Potrafi być idealną, dystyngowaną kobietą o doskonałym wyczuciu stylu, z perfekcyjną znajomością zasad współżycia społecznego. Innym razem jest naiwną, uległą, upokarzaną przez swojego męża kobietą, która cierpliwie znosi kąśliwe uwagi i upodlenie w imię dobra i stabilności rodziny, ale... jest też bezwzględną, pozbawioną sumienia manipulatorką, bardzo inteligentną i przebiegłą, która w istotnych momentach swojego życia potrafi po mistrzowsku odegrać rolę poszkodowanej.
Dla czytelników zachowanie oraz charakter pani Darget jest bardzo widoczny, co jest zasługą ciekawej konstrukcji książki, podzielonej na pewne ramy czasowe. Mamy relację z procesu oraz opowieść żony, a właściwie już ex-żony, o wspólnym życiu: licznych przeprowadzkach, wyskokach Simona, narodzinach dzieci, a nawet o konfliktach z sąsiadami i znajomymi. Opowieść jest bulwersująca, tym bardziej że autor posługuje się stylem niesamowicie prostym, w którym rządzą liczne powtórzenia, wtrącenia i wulgaryzmy, ale też fragmenty o błyskotliwym zabarwieniu. Zapewne taka forma jest zamierzonym działaniem i ma być odzwierciedleniem osobowości pani Darget. Samo przez się, czytanie jej wywodów doprowadzało mnie do szewskiej pasji, oczywiście jest to odczucie subiektywne, ale o ile postać Simona była klarowna, o tyle zachowanie jego żony balansowało gdzieś pomiędzy zaburzeniami osobowości, zagubieniem, a naiwnością – a tego nie można łatwo przyjąć.
Podczas czytania książki Jacquesa Experta – dziennikarza, zainteresowanego losem kobiet dzielących życie z mordercami i gwałcicielami, pojawia się szereg pytań: czy partnerki zwyrodnialców są świadome ciemnej strony swoich mężów?, czy faktycznie są ofiarami?, a może są biernymi istotami, godzącymi się z zaistniałą sytuacją? Hmm, trudno znaleźć odpowiedź na te pytania, każda z sytuacji jest inna i nie należy generalizować, chociaż czytanie tego typu pozycji zasiewa ziarenko niepewności, wywołując tendencje do ostrej oceny. Jakkolwiek by na to nie patrzeć, „Żona potwora” jest pozycją niezwykle emocjonującą i dynamiczną, która nie tylko kreśli mechanizm funkcjonowania osobowości socjopatycznej, ale też tworzy pewien obraz społeczeństwa. Zdecydowanie warto przeczytać tę książkę, bo oprócz tego że dostaniemy sugestywny przekaz, to na dodatek przekonamy się z jaką łatwością psychopata potrafi wtopić się w tłum.
Dom państwa Darget, sobota, 8:16. Pani Darget, przykładna żona i matka, jak zwykle o tej porze, jest już ubrana i umalowana, w końcu perfekcyjnej pani domu nie uchodzi niedbałość, więc kiedy rozlega się dzwonek do drzwi, zapowiadający – o zgrozo! – wizytę przedstawicieli prawa, Pani Darget przyjmuje gości zgodnie z dobrym zwyczajem i nieważne, że wizyta dotyczy zatrzymania...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-02
Bez lania wody przyznam szczerze, że nie wiem co napisać o tej książce. Broń Boże nie dlatego, że mi się nie podoba albo że nie spełnia moich oczekiwań, absolutnie nic z tych rzeczy. Jestem tak mocno zauroczona tą powieścią, jej zdolnością do budzenia wspomnień, do poruszania wszelkich możliwych emocji, iż obawiam się, że nie jestem w stanie znaleźć właściwych słów na określenia tego czym są „Magiczne lata” , gdyż magia książki oraz jej sugestywne tło jest tak namacalne i wzruszające, że bez względu na to co napiszę, to i tak będzie to za mało.
Kiedy zabierałam się za czytanie „Magicznych lat” nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Rekomendacje na okładce ogłaszały, że oto mam przed sobą najsłynniejszą powieść Roberta McCammona, uznaną za klasykę amerykańskiej literatury, zdobywczynię nagród Bram Stoker Award oraz World Fantasy Award dla najlepszej powieści roku 1991 i 1992. Lepiej być nie mogło. Same pozytywne opinie wzbudzały moją czujność, w końcu ideały nie istnieją. Jednak już po przeczytaniu kliku słów autora, adresowanych do czytelników, wpadłam po same uszy i w oczarowaniu pozostałam do samego końca.
Jest rok 1964, w małej mieścinie Zephyr w stanie Alabama, mieszka 12-letni Corey Mackenson. Wraz z grupą przyjaciół chłopiec szaleje na ulicach pełnych dębów, boiskach do baseballu i parkach, zdobywając spontanicznie wiedzę o życiu. To małe miasteczko w oczach dwunastolatka nie jest zwykłym miejscem gdzie życie mieszkańców ogranicza się do kilku sklepów, publicznego basenu, jednej kawiarni i … domu schadzek, ale jest czarodziejskim obszarem gdzie w ciemne noce pojawiają się zjawy, gdzie mieszka rewolwerowiec, który uratował życie Wyattowi Earpowi, jest Czarna królowa, potwór w rzecze i duch pędzący po szosach czarnym samochodem. Jest też Jezioro Saksońskie głębokie jak otchłań piekielna, jezioro to, pewnego marcowego ranka pochłania samochód, w którym znajdują się zmasakrowane zwłoki, świadkiem tego zdarzenia jest Corey towarzyszący swojemu tacie podczas pracy. Na miejscu tragicznego wypadku chłopiec odnajduje zielone piórko i postanawia odnaleźć zabójcę. Analizując życie mieszkańców i przeżywając zaskakujące przygody, trafia na niepokojący trop.
Powieść jest wielowątkową podróżą w czasie; przenosimy się do niewinnych lat, w których życie nabiera innego wymiaru, gdzie zaciera się granica pomiędzy fikcją a prawdą. W tej sentymentalnej opowieści o dorastaniu odnajdujemy elementy wielu gatunków, jest fantasy, horror, dramat, sensacja, mamy też doskonałą powieść obyczajową obnażającą najgorsze cechy małomiasteczkowej, zacofanej ludności oraz ukazującą zmiany społeczno kulturowe zachodzące w prowincjonalnym miasteczku położonym na południu Stanów Zjednoczonych.
Książka jest czarującą opowieścią w której narrator - Cory dopuszcza czytelnika do swoich tajemnic. Dzieciństwo tego chłopca to magia wtopiona w zwykłą codzienność. Problemy dorastania, wzloty i upadki, ból doświadczeń i zachwycające metafory, a do tego ekspresywne tło na którym zachwycające opisy oddają urok przyrody i moc dzieciństwa, to esencja tej szczerej i wzruszającej historii. Autor z tak wielką wprawą posługuje się słowem, że lekkość jego stylu oraz trafność w ocenie zdarzeń i przenikający do głębi ton sprawia, że książka wywołuje multum emocji, od wybuchów radości aż po łzy smutku i rozpaczy.
„Magiczne lata” to genialne połączenie fikcji i autobiografii, jednak gdzie zaczyna się świat fantazji a gdzie realnych doświadczeń, trudno powiedzieć. Na pewno dowiemy się z niej dlaczego McCammon został pisarzem, jednak w głównej mierze opisana historia jest uniwersalną opowieścią o dorastaniu i magii dzieciństwa -piękną, wciągającą, jedyną w swoim rodzaju. Bardzo polecam.
Bez lania wody przyznam szczerze, że nie wiem co napisać o tej książce. Broń Boże nie dlatego, że mi się nie podoba albo że nie spełnia moich oczekiwań, absolutnie nic z tych rzeczy. Jestem tak mocno zauroczona tą powieścią, jej zdolnością do budzenia wspomnień, do poruszania wszelkich możliwych emocji, iż obawiam się, że nie jestem w stanie znaleźć właściwych słów na...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-15
Czytanie tej książki było dla mnie wielką przyjemnością. Historia dostarczyła mi wielu estetycznych wrażeń, gdyż to klasyczne ghost story, napisane pięknym, gawędziarskim stylem i z doskonałym klimatem. Autor umiejętnie uchwycił atmosferę wiktoriańskiej Anglii, wyciągnął z niej wszystko to, co fani mrocznych klimatów uwielbiają, więc mamy gęste mgły, angielską prowincję, gotycką ponurą posiadłość, zarazem piękną i straszną, i oczywiście sporo niepokojących zdarzeń oraz tajemnic.
Głowna bohaterka Eliza Caine (choć postaci zasługujących na uwagę jest wiele) to niesamowita osoba. Charyzmatyczna, odważna, wyprzedzająca swój czas, a przede wszystkim mająca wielkie serce. Mimo że pochopnie decyduje się zostać guwernantką w hrabstwie Norfolk, w posiadłości Gaudlin Hall, która niejednego przyprawia o dreszcz niepokoju, dzielnie opiekuje się dwójką zamieszkujących ją dzieci, a nie jest to łatwe, ponieważ ktoś lub coś skutecznie próbuje ją do tego zniechęcić. Osamotniona stawia czoło nadprzyrodzonym siłom. Niekiedy tylko szukając pomocy u prawnika rodziny czy nowo poznanej przyjaciółki. Problem w tym, że nikt nie kwapi się aby wrócić wspomnieniami do mrocznej historii Gaudlin Hall.
Powieść pełna jest klasycznych motywów, raczej nie znajdziecie w niej czegoś, czego nie znacie, ale to żadna przeszkoda czy zarzut, nic z tych rzeczy. Ujmujący styl, malownicze opisy, cudowni bohaterowie oraz nastrój przyprawiający o gęsią skórkę wszystko wynagradzają. Oczywiście nie spodziewajcie się wielkiej grozy czy upiornych opisów, mamy tu raczej drażniący niepokój, nieuchronność zdarzeń oraz sytuacje, które bardziej budzą ciekawość niż strach. W samych superlatywach opisuję tę powieść, ale nie znalazłam w niej nic, co nie przypadło by mi do gustu czy też było drażniące. Lektura tej książki to czysta przyjemność, bo kto nie lubi historii o duchach, które budzą emocje, dla mnie rewelacja.
Czytanie tej książki było dla mnie wielką przyjemnością. Historia dostarczyła mi wielu estetycznych wrażeń, gdyż to klasyczne ghost story, napisane pięknym, gawędziarskim stylem i z doskonałym klimatem. Autor umiejętnie uchwycił atmosferę wiktoriańskiej Anglii, wyciągnął z niej wszystko to, co fani mrocznych klimatów uwielbiają, więc mamy gęste mgły, angielską prowincję,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-07
Niezły zgryz mam z tą książką. Do poznania twórczości Adriana Bednarka zachęcił mnie bardzo dobry „Pasażer na gapę”, dlatego zdecydowałam się na głośny i wysoko oceniany pierwszy tom cykl o Kubie Sobańskim. Niestety mam mieszane uczucia i tak naprawdę nie wiem co myśleć. Ponieważ połowę książki przemęczyłam, chociaż początek był zacny i wiele obiecywał. Następnie wpadłam w studenckie życie: imprezy, alkohol, dragi, bo główny bohater używa życia; jest zamożnym i bardzo rozrywkowym studentem prawa, mieszkającym w apartamentowcu i jeżdżącym piękniuśkim BMW. Mało tego to chłopak o miłej aparycji, uchodzący za przystojniaka i wszystko było by na tip top, gdyby nie to, że to wzorcowy psychopata. Tak więc po ostrym wstępie dostałam przerysowany studenckie grono, z nużącymi opisami.
Narracja jest pierwszoosobowa, wszystko widzimy oczami Kuby. Ogólnie lubię ten typ narracji, ale gdy czytałam co nasz bohater krok po kroku robi, chodzi mi o prozaiczne czynności, to momentami ręce mi opadały. Do szału doprowadzały mnie modowe relacje Kuby. Opisywanie, że dziewczyna ma różowy sweterek, granatową spódnicę, grafitowe szpilki, a do tego srebrną bransoletkę na lewej ręce, uważam za przesyt i zbyteczność. Jeśli ten różowy sweterek lub bransoletka nie są istotne dla fabuły, to po co to komu? Przeszkadzało mi też to, że nie potrafiłam nawiązać nici porozumienia z ani jednym bohaterem. Przez to kolejne rozdziały pokonywałam bez żadnej ekscytacji. Owszem, były momenty, gdy współczułam ofiarom Kuby, ale to trwało sekundę, bo akcja była szybka i lakoniczna, samo przez się wszystko przyjmowałam na chłodno.
W drugiej połowie tempo przyśpieszyło i zrobiło się intrygująco. Ekstremalnie wkurzałam się poczynaniami naszego psychopaty. W tym momencie wielki plus dla autora za świetną charakterystykę Kuby, dlatego że chłopak prezentuje pełną paletę cech osobowości psychopatycznej m.in. wybitną zdolność do manipulacji i kłamstwa, inteligencję, osobisty urok, brak wyrzutów sumienia czy egoistyczne zapędy. Spotkałam się z opiniami, że Kuba wzbudza sympatię i porównuje się go do Dextera, no nie... W każdym razie po pewnym czasie powieść nabiera pazura, ale ma też w sobie sporo motywów pędzonych po łebkach, nie obyło się bez odrealnienia pewnych zdarzeń i działań. Czuje też niedosyt napięcia, rozemocjonowania. Nie wiem czy się sięgnę po kolejne części, ale na pewno przeczytam „Skazanego na zło”. Skoro „Pasażer na gapę” był smakowity, to znaczy, że autor się rozkręca, tym samym liczę, że kolejne książki będą wyśmienite.
Niezły zgryz mam z tą książką. Do poznania twórczości Adriana Bednarka zachęcił mnie bardzo dobry „Pasażer na gapę”, dlatego zdecydowałam się na głośny i wysoko oceniany pierwszy tom cykl o Kubie Sobańskim. Niestety mam mieszane uczucia i tak naprawdę nie wiem co myśleć. Ponieważ połowę książki przemęczyłam, chociaż początek był zacny i wiele obiecywał. Następnie wpadłam w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-21
2019-06-18
"Sekret Heleny" to idealna książka na letnie popołudnie. Historia zaczyna się w momencie, kiedy Helena z dwojgiem najstarszych dzieci jedzie do odziedziczonej na Cyprze willi Pandory. Kobieta wraca tam po dwudziestu czterech latach. Z wiekową i klimatyczną posiadłością związane jest wiele wspomnień i tajemnic. Helena obawia się, że na światło dzienne wyjdą sprawy, o których chce zapomnieć. A trudno będzie kontrolować emocje, gdy dom zacznie tętnic życiem, gdyż niebawem zamieszka w nim sporo osób mających wiele za uszami.
Przyznam, że powieść dobrze mi się czytało, historia nie była porywająca, ale z przyjemnością pokonywałam kolejne rozdziały. Radując się cudownym cypryjskim klimatem i spostrzeżeniami Alexa - nastoletniego syna Heleny, który tego lata postanawia dowiedzieć się kim jest jego prawdziwy ojciec. Momentami przeszkadzała mi wysublimowana narracja trzynastolatka, co prawda dodano, że Alex jest wybitnie uzdolniony i niesamowicie inteligentny, mimo to niektóre jego określenia mnie dziwiły. Czasami też drażniło mnie wyidealizowanie pewnych postaci czy zdarzeń. Nie zmienia to faktu, że książka jest interesująca - choć obiecane wielkie tajemnice nie są aż tak ogromne (subiektywne odczucie) - historię czyta się przyjemnie, różnorodność postaci i sytuacji dodaje sporo urozmaicenia. Na pewno ta powieść nie zostanie w pamięci na miesiące czy lata, ale z całą pewnością jest idealną niezobowiązującą lekturą na wakacje.
"Sekret Heleny" to idealna książka na letnie popołudnie. Historia zaczyna się w momencie, kiedy Helena z dwojgiem najstarszych dzieci jedzie do odziedziczonej na Cyprze willi Pandory. Kobieta wraca tam po dwudziestu czterech latach. Z wiekową i klimatyczną posiadłością związane jest wiele wspomnień i tajemnic. Helena obawia się, że na światło dzienne wyjdą sprawy, o których...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-04
2016-03-23
2019-04-14
2010
Rewelacja? chyba raczej nie.
Książka jest bardzo dobra dobra, ma właściwe napięcie i tempo. Szoku spowodowanego opisami miejsca zbrodni nie dostałam, ale może dlatego że już wcześniej spotkałam się z antropologia sądową. W historii przeraża to, że człowiek jako istota myśląca, jest zdolny do takiego okrucieństwa.
"Chemia śmierci " to takie "Kryminalne zagadki Manham", metodycznie wszystko zmierza do celu, podoba mi się klimat tej zamkniętej społeczności, duszna, ciężka atmosfera małomiasteczkowości, gdzie wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą a najciemniej jest pod latarnią.
Nie żałuje spotkania z tą książką i na pewno sięgnę po kolejne części.
Rewelacja? chyba raczej nie.
Książka jest bardzo dobra dobra, ma właściwe napięcie i tempo. Szoku spowodowanego opisami miejsca zbrodni nie dostałam, ale może dlatego że już wcześniej spotkałam się z antropologia sądową. W historii przeraża to, że człowiek jako istota myśląca, jest zdolny do takiego okrucieństwa.
"Chemia śmierci " to takie "Kryminalne zagadki Manham",...
2017-08-21
2011-07-10
„ Anioł oznacza funkcję, nie naturę. Pytasz jak się nazywa ta natura? - Duch, Pytasz o funkcję? - Anioł. Przez to czym jest, jest duchem, a przez to co wypełnia, jest aniołem.”
Św. Augustyn, Enarratio in Psalmos
Kochamy Anioły, bez względu na wiarę, pragniemy by kroczył za nami posłaniec Boży, który chroni przed upadkiem i szepcząc głosem miłości wskaże właściwą drogę. Nie chcę, żeby zabrzmiało to złośliwie, ale Carolyn Jess-Cooke sprytnie wykorzystała ten pomysł, a że jest wielokrotnie nagradzaną poetką, to w czarowny, płynny i barwny język ubrała całą opowieść o Margot, która po śmiercie wraca na ziemię żeby zostać własnym Aniołem Stróżem. Życie naszej bohaterki było drogą przez mękę, popełniła wiele błędów, raniąc najbliższe osoby. Często jej złe decyzje wynikały z bolesnych przeżyć, rozczarowań i braku nadziei. Kiedy umiera, dostaje szansę bycia własnym Aniołem Stróżem, jako Ruth wraca na ziemię, od tej pory chroni samą siebie przed pomyłkami, bólem i rozczarowaniami, wierząc, że jako istota duchowa w służbie Bożej, wpłynie na poprawę swojego życia, a przy okazji i na zmianę losu ukochanych osób.
Od pierwszych stron zostaje na nas rzucony czar. Magiczny język powieści zachwyca, rzadko czyta się książki, które mają taką moc słów. Każde zdanie ma znaczenie, każda myśl, która pojawia się podczas czytania jest istotna, ale czy historię o Aniołach można odbierać inaczej? Anioły zawsze wzbudzają nasz zachwyt, dlatego wybiję się z ram totalnego zachwytu, bo miałam wrażenie, że próbowano na siłę mną wzruszyć. Powieść ma w sobie masę tragizmu - wymyślne tortury, porzucenia, zgubne nałogi, zdrady, mrożące krew w żyłach zdarzenia itd Przez pierwszych kilkadziesiąt stron ogromnie mnie to irytowało. Miałam uczucie, jakby ktoś mi brzęczał za uchem i wymuszał uczucia. Wiem, że fabuła musi „kupić” czytelnika, ale jak dla mnie akcja była z lekka naciągana. Owszem, wydarzenia są prawdopodobne, jednak w takiej dawce wypadają mało prawdziwie. Zastanówmy się, czy historia jest aż tak oryginalna, jakby się wydawało – otóż nie. W literaturze nie brakuje aniołów: pośredniczących, gloryfikujących, cherubinów i serafinów. Czytając mamy wrażenie, że Ruth i Nan, to Monika i Tess z popularnego serialu amerykańskiego „Dotyk Anioła”. Te same role, niedoświadczony Anioł i Anioł przewodnik, nauczyciel. Gdybym miała się czepiać na maksa, to w powieści można znaleźć kilka nieścisłości, tak wiem, to fikcja literacka, więc daję spokój.
Jednak żeby nie było, że tylko ganię, to będę też chwalić. Mimo że fabuła jest taka, jaka jest, to w swojej nieskomplikowanej konstrukcji jest urzekająca. Książka ma niepowtarzalny klimat, treść napawa optymizmem i nadzieją, chcemy wierzyć w pieśń dusz, anielską opiekę, moc przebaczenia i siłę wiary. Na duży plus zasługują postacie aniołów, które nie są blondaskami z bialutkimi puszystymi skrzydełkami, tylko istotami z rozterkami i buzującymi uczuciami, no i oczywiście piękny język powieści.
Styl autorki powoduje, że czytelnik czyta jak zaklęty, nie sposób oderwać się od książki, wszystkie minusy o których pisałam wcześniej wydają się być nieistotne, liczy się tylko Margot i jej walka. Środki stylistyczne stosowane przez Carolyn Jess-Cooke, to majstersztyk, ale czemu się dziwić, autorka zaczęła pisać już w dzieciństwie, przez lata pracy jej warsztat literacki nabrał smaku i profesjonalizmu.
Magia książki jest wielka, czytając zastanawiamy się nad swoimi decyzjami, czy były one przypadkowe? Czy jednak jakaś siła maczała w tym palce? I czy wykorzystaliśmy właściwie szanse dawane nam przez los? Warto mieć tę książkę w swojej biblioteczce, samo spojrzenie na okładkę wystarczy, żeby pogrążyć się nostalgii. To poruszająca opowieść z pięknym przesłaniem.
„ Anioł oznacza funkcję, nie naturę. Pytasz jak się nazywa ta natura? - Duch, Pytasz o funkcję? - Anioł. Przez to czym jest, jest duchem, a przez to co wypełnia, jest aniołem.”
Św. Augustyn, Enarratio in Psalmos
Kochamy Anioły, bez względu na wiarę, pragniemy by kroczył za nami posłaniec Boży, który chroni przed upadkiem i szepcząc głosem miłości wskaże właściwą drogę. Nie...
2017-07-26
2017-07-20
2017-07-18
2017-04-05
Graham Masterton (autor ponad 100 książek, wielokrotnie wyróżniany międzynarodowymi nagrodami, m.in. Edgar Allan Poe Award, Srebrny Medal „West Coast Raview of Books”) to pisarz do którego żywię wielki sentyment. Jego książki zaczęłam pochłaniać mając niewiele lat, za pewne gdzieś w granicach dwunastego roku życia. Wtedy to skutecznie straszył mnie „Dżinn”, „Manitou” czy „Kostnica”. Mało tego, przez lata owej nieustającej sympatii uzbierałam niezłą kolekcję powieści tego brytyjskiego autora horrorów i thrillerów, a także powieści historycznych i romansów. Mimo że Mastertona lubię i chętnie czytuję, to nie jestem bezkrytyczna wobec jego prac, które rodzą się jak grzyby po deszczu, samo przez się bywa, że ich jakość jest, hmm... powiedzmy wątpliwa. Nie przeszkadza mi to jednak wskakiwać w znajome klimaty, które sprawiają, że włosy się jeżą, a dreszcz niepokoju wywołuje nerwowe tiki.
Tym razem wydawnictwo Rebis obdarzyło fanów Grahama Mastertona powieścią „Czerwony Hotel”, w której przepowiadająca przyszłość Sissy Sawyer, znana ze „Złej przepowiedni” i „Czerwonej maski”, będzie musiała stawić czoło krwiożerczym duchom. Pewnego dnia do Sissy przyjeżdża jej bratanek Billy w towarzystwie swojej dziewczyny T-Yon. Wizyta nie jest bezinteresowna, jak się okazuje, młodą kobietę nawiedzają przerażające koszmary, w których jej brat Everett odgrywa znacząca rolę. Sissy, korzystając ze swoich kart DeVane, odkrywa potworne wizje. Bez wahania zamierza pomóc T-Yon. Planuje udać się do Luizjany, gdzie Everett szykuje wielkie otwarcie Czerwonego Hotelu, niestety nagłe zniknięcie pokojówki, niepokojące plamy krwi, a także dziwne dźwięki, są zapowiedzią wielkich problemów. Najprawdopodobniej duchy poprzednich właścicieli, pragną się zemścić, pytanie co w nich wzbudza tak wielką złość i jak ich powstrzymać...
Bez zbędnych wstępów, książka mnie nie zawiodła, takiego Grahama Mastertona lubię. Według mnie jest jednym z najlepszych pisarzy horroru i opowieści z dreszczykiem. „W Czerwonym Hotelu” autor stworzył genialny klimat, Luizjana z nastrojowym miastem Baton Rouge pachnie magnolią i brzmi jazzem, jest tak prawdziwa, że trudno się oprzeć temu realnemu tłu, aż chciałoby się dotknąć hotelowych krzeseł obitych czerwonym pluszem. Zderzenie eleganckiego hotelu, ze skondensowaną złą energią płynącą z duchów powoduje ciekawy, niepokojący efekt i wzmaga uczucie trwogi.
Dość interesująco autor zestawił bohaterów, mamy medium, kapłankę voodoo, a także sceptyków twardo stąpających po ziemi. Każda z tych postaci przedstawia swój punkt widzenia - często dość kontrowersyjny - na zaistniałą sytuację. Tak więc oprócz dreszczu emocji możemy pogłówkować nad paranormalnymi zjawiskami. Masterton doskonale czuje się w nadnaturalnych klimatach, jak mało kto potrafi stopniować napięcie i sprawić, że czytelnik zostaje pochłonięty przez opisywaną historię.
„Czerwony Hotel” naprawdę wciąga, tym bardziej, że przystępny język, interesujące opisy urokliwego hotelu, jak również (nieuniknione w przypadku horroru) dosadne wręcz obrzydliwe relacje z miejsc „ucztowania” odrażających duchów, powodują szybsze przewracanie stron. Stali czytelnicy powieści Grahama Mastertona być może nie będą specjalnie zaskoczeni historią z Sissy Sawyer w roli głównej, gdyż autor jest niezmienny w swoim stylu, można nawet powiedzieć, że jest lekko przewidywalny, jednak... komu to przeszkadza, skoro książka dostarcza emocji i jest interesującą rozrywką, mnie absolutnie nie. Szczerze zachęcam do poznania „Czerwonego Hotelu”, być może lektura ta, będzie początkiem ciekawej znajomości z twórczością tego autora.
Graham Masterton (autor ponad 100 książek, wielokrotnie wyróżniany międzynarodowymi nagrodami, m.in. Edgar Allan Poe Award, Srebrny Medal „West Coast Raview of Books”) to pisarz do którego żywię wielki sentyment. Jego książki zaczęłam pochłaniać mając niewiele lat, za pewne gdzieś w granicach dwunastego roku życia. Wtedy to skutecznie straszył mnie „Dżinn”, „Manitou” czy...
więcej Pokaż mimo to