Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

W dzisiejszych czasach powinna być pozycją obowiązkową dla każdego...
Przystępnie napisana, świetnie się czyta, choć temat wydaje się mało porywający. Miejscami zaskakująca, przeważnie dołująca, choć czasem pocieszająca. Warto przeczytać, żeby żyć i wybierać bardziej świadomie.

W dzisiejszych czasach powinna być pozycją obowiązkową dla każdego...
Przystępnie napisana, świetnie się czyta, choć temat wydaje się mało porywający. Miejscami zaskakująca, przeważnie dołująca, choć czasem pocieszająca. Warto przeczytać, żeby żyć i wybierać bardziej świadomie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Percy jest dwunastolatkiem zaliczanym do tzw. "trudnej młodzieży". W ciągu sześciu lat nauki zmieniał szkołę dokładnie sześć razy, ma stwierdzoną dysleksję, ADHD i wrodzony talent do pakowania się w kłopoty. Wokół niego wciąż dzieją się dziwne rzeczy, do których po dwunastu latach w końcu można przywyknąć. Dopiero kiedy jego nauczycielka zmienia się w skrzydlatego potwora i próbuje go zabić, a do tego okazuje się, że jego najlepszy przyjaciel zamiast stóp ma kopyta, Percy zaczyna podejrzewać, że to nie z nim jest coś nie tak. Wkrótce cały świat wywróci się do góry nogami, gdy chłopiec dowie się, że rządzą nim greccy bogowie. Mało tego. Jeden z nich okaże się jego ojcem.

To co uczynił Rick Riordan zasługuje na wielkie brawa. Umiejscowił on całą grecką mitologię we współczesnym świecie. Ba! Nawet znalazł w Nowym Jorku miejsce dla góry Olimp! I tak Ares jeździ sobie po mieście na Harley'u, Meduza sprzedaje krasnale ogrodowe i inne, nadzwyczaj realistycznie przedstawione, kamienne rzeźby przy drodze krajowej, a Dionizos ze względu na zakaz spożywania alkoholu zapija się dietetyczną colą. Naprawdę trzeba było nie lada głowy, żeby to wszystko miało i ręce i nogi. Dodajmy do tego jeszcze wycieczkę po Stanach Zjednoczonych jaką serwuje nam autor i już w ogóle mamy kawałek ciekawej literatury o wartościach nie tylko rozrywkowych, ale i poznawczych.

Czytając "Złodzieja pioruna" nie mogłam się oprzeć porównywaniu tej książki do Harry'ego Potter'a. Jest wiele podobieństw: nastoletni chłopiec wokół którego dzieją się dziwne rzeczy, patologiczna rodzina, w której dorasta, w końcu szkoła do której trafia w określonym wieku i gdzie spotyka sobie podobne dzieci. Jest wybrańcem- bardziej wyjątkowy od innych wyjątkowych. Pojawia się czarny charakter, który chce go wykorzystać. Niezdarny przyjaciel, mądralińska przyjaciółka. Można by było jeszcze długo wymieniać, tylko po co? Percy'ego od Harry'ego różni charakter. Polubiłam go od pierwszych stron: sprytny, elokwentny, wygadany, łobuzowaty, jednocześnie przyjacielski, empatyczny i uczciwy. Zawsze pierwszy pakuje się w kłopoty. Na ochotnika.

Moja ocena pewnie byłaby wyższa, gdyby nie błąd który popełniłam wcześniej- kilka miesięcy temu obejrzałam ekranizację (nie wiem, czy można to nazwać błędem, bo to pewnie przez nią wespół ze wszystkimi pozytywnymi recenzjami, które przeczytałam o książce, zdecydowałam się sięgnąć po tą lekturę). I choć szczegółów już nie pamiętałam, to wiedziałam jakie będzie zakończenie. Dlatego nie mogłam cieszyć się lekturą w pełni. Tym bardziej nie mogę się doczekać poznania kolejnych przygód Percy'ego i innych bohaterów mitologii greckiej.

Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkiwszczegole.blogspot.com/

Percy jest dwunastolatkiem zaliczanym do tzw. "trudnej młodzieży". W ciągu sześciu lat nauki zmieniał szkołę dokładnie sześć razy, ma stwierdzoną dysleksję, ADHD i wrodzony talent do pakowania się w kłopoty. Wokół niego wciąż dzieją się dziwne rzeczy, do których po dwunastu latach w końcu można przywyknąć. Dopiero kiedy jego nauczycielka zmienia się w skrzydlatego potwora i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak co roku- przychodzi grudzień, a wraz z nim temat przedświątecznych porządków. Tym razem postanowiłam poszukać wsparcia. Autorka obiecuje, że gdy tylko zastosuję jej metodę już nigdy nie będę miała bałaganu i w ogóle całe moje życie zmieni się na lepsze. I wiecie co? Ja jej wierzę. Wierzę, że jeśli znajdzie się ktoś, kto zastosuje się do wszystkich zasad metody "KonMari" to rzeczywiście odmieni swoje życie. Autorka poprzez sprzątanie uczy czytelnika podejmowania decyzji mając na względzie jedynie jego dobro. Sprzątanie zgodnie z tą metodą polega na eliminowaniu wszystkiego, co nie wywołuje uczucia szczęścia. A to co zostanie ma mieć swoje miejsce. Ot cała filozofia. Gdyby autorka na tym skończyła, dostałaby ode mnie lepszą ocenę.
Ale Marie Kondo idzie o krok dalej i przypisuje przedmiotom cechy ludzkie. Uważa, że każdy przedmiot ma duszę. W związku z tym wchodząc do domu powinniśmy się z nim przywitać, zapytać co słychać. Zdejmując skarpetki należy je przeprosić za szkodliwe warunki pracy, podziękować, że zechciały nie spadać ze stóp i po praniu broń Boże nie zwijać w kłębek, bo się stresują. Generalnie trzeba dużo dziękować, przede wszystkim jak się coś wyrzuca, bo wtedy się uwalnia jakaś energia, która wraca. No jak ktoś wierzy w takie rzeczy to pewnie u niego zadziała.
Ja swojego życia zmieniać nie chcę, więc rozmawiać z meblami nie zamierzam, ale eliminację swoich nadmiarowych dóbr przeprowadzić planuję w najbliższej przyszłości. Autorka opisuje w jakiej dokładnie kolejności takie sprzątanie najlepiej przeprowadzić. Podaje kilka cennych rad i trików dotyczących przechowywania rzeczy, sposobu układania czy zagospodarowania miejsca. Nie jest ich jednak zbyt dużo, większą część pracy ma wykonać nasza intuicja.
"Magia sprzątania" to ciekawa książka, która dla mnie ma znaczenie głównie motywacyjne, co przed Świętami jest szczególnie ważne.

Recenzja pochodzi z mojego bloga: http://ksiazkiwszczegole.blogspot.com/

Jak co roku- przychodzi grudzień, a wraz z nim temat przedświątecznych porządków. Tym razem postanowiłam poszukać wsparcia. Autorka obiecuje, że gdy tylko zastosuję jej metodę już nigdy nie będę miała bałaganu i w ogóle całe moje życie zmieni się na lepsze. I wiecie co? Ja jej wierzę. Wierzę, że jeśli znajdzie się ktoś, kto zastosuje się do wszystkich zasad metody...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Równość. Zgodność. Jednakowość. Świat bez przemocy, cierpienia i niesprawiedliwości. Ale także życie bez barw, uczuć i możliwości wyborów. Człowiek się rodzi, dorasta w określonym tempie, uczy ściśle określonych zasad, podejmuje wybraną dla niego pracę, po czym zakłada "komórkę rodzinną" z przeznaczoną mu partnerką i otrzymuje wyselekcjonowane dzieci. Gdy przestaje być potrzebny społeczeństwu zostaje "zwalniany". Łatwo się domyślić co to dla niego oznacza. Każda czynność, rozmowa, porządek dnia odbywa się według określonych reguł. Nie ma miejsca na odmienność czy jakikolwiek wybór. Utopia. W takim państwie, każdy obywatel ma swoją rolę. Dla Jonasza, naszego głównego bohatera, przypadła posada Odbiorcy. Jedynej osoby, która dysponuje wspomnieniami z czasów, kiedy ludzie okazywali sobie miłość, czuli promienie słońca na skórze czy umierali w męczarniach. Jonasz w trakcie szkolenia poznaje i sam doświadcza uczuć, których inni nie umieją nawet nazwać. Chłopak jednak szybko odkrywa, że to idealne społeczeństwo, do którego należy, pozbawione jest człowieczeństwa, sensu istnienia. I oczywiście postanawia to zmienić...

Książka, mimo (a może właśnie dlatego) że przeznaczona jest dla młodzieży (główny bohater to niespełna dwunastolatek)- porusza bardzo ważne kwestie społeczne: krytykę odmienności, brak możliwości decydowania o czymkolwiek, poświęcenie jednostki dla dobra ogółu. Jest napisana bardzo przystępnym językiem i czyta się ją błyskawicznie, skłania jednak do refleksji.

Czy można stworzyć idealny świat bez żadnych wad? Czy selekcja obywateli i eliminacja tych o cechach odmiennych od reszty jest etyczna? Czy warto wyrzec się emocji, wszelkich uczuć dla dobra społeczeństwa? Odpowiedzi na te pytania wydają się oczywiste, ale w świetle ostatnich wydarzeń na świecie, doprawdy zaczynam się zastanawiać dokąd zmierza nasza cywilizacja.

Recenzja pochodzi z mojego bloga: http://ksiazkiwszczegole.blogspot.com/

Równość. Zgodność. Jednakowość. Świat bez przemocy, cierpienia i niesprawiedliwości. Ale także życie bez barw, uczuć i możliwości wyborów. Człowiek się rodzi, dorasta w określonym tempie, uczy ściśle określonych zasad, podejmuje wybraną dla niego pracę, po czym zakłada "komórkę rodzinną" z przeznaczoną mu partnerką i otrzymuje wyselekcjonowane dzieci. Gdy przestaje być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To już moje drugie spotkanie z twórczością pani Marty Kisiel. Po ciepłym i przezabawnym "Dożywociu" przyszła kolej na elementy grozy przy zachowaniu dobrego humoru w "Nomen Omen".

Bohaterką książki jest Salomea Przygoda. "Z figury Rubens, z fryzury Tycjan, z gęby zaś, wypisz, wymaluj, Picasso." No cóż- niektórzy mają w życiu łatwiej, inni trudniej, a Salka stoi gdzieś na samym końcu tej kolejki. Na dodatek przez całe życie, oprócz swojego odbicia w lustrze, prześladuje ją Pech. Pech przez duże Pe. Dzień bez wywiniętego orła, nabitego guza, rozerwanej kiecki, czy innych bolesnych lub obciachowych zdarzeń- to dzień stracony. No i pomijając kwestie natury Natury i natury losowej, jest jeszcze rodzina... Rodziny się nie wybiera. Salka coś o tym wie. Dlatego gdy nadarza się okazja spakować manatki i resztki godności osobistej, wyprowadza się z rodzinnego domu do zbawiennego Wrocławia. Kto by przypuszczał, że wspaniała przyszłość jaka miała ją czekać z dala od zwariowanej familii, wcale nie będzie taka świetlana. Właściwie to będzie trochę mroczna. No... tak jakby całkiem czarna. Z upiorami, szeptami, papugami, grobami i starszymi paniami w gratisie.

Znakiem charakterystycznym autorki jest humor. Całe mnóstwo sarkastycznego humoru. I to nie takiego, co to się dyskretnie uśmiechamy pod nosem, ale takiego od którego wybuchamy śmiechem niezależnie od tego gdzie się znajdujemy. Tak było kiedyś w przypadku "Dożywocia" i tak jest teraz podczas czytania "Nomen Omen". W związku z tym tych książek absolutnie nie polecam do czytania w autobusach czy poczekalniach, jeśli nie chcecie, aby pozdrawiano Was pukaniem w czoło. Pod biurkiem w pracy też nie bardzo, bo niekontrolowany śmiech psuje element konspiracji.
Oprócz wspomnianej już, biednej Salki, w "Nomen Omen" znajdziemy jeszcze całe zastępy świetnych postaci, równie przerysowanych i równie zabawnych, jak na przykład Niedaś. Młodszy brat Salki- bystry jak woda w klozecie, wielbiciel gier komputerowych, przystojniak o gołębim sercu. Pani Matylda i Jadwiga- siostry identyczne z wyglądu, zupełnie różne w zachowaniu. Papuga o bardzo bogato rozwiniętym poczuciu sprawiedliwości. No długo by wymieniać.

Mimo mojego zachwytu nad postaciami i humorem, jak również ogólną sympatią do twórczości autorki, lektura tej książki już mnie trochę męczyła. Właściwie ciężko jest mi nawet stwierdzić dlaczego. Może od nadmiaru tego sarkazmu. Może należy sobie tę książkę, a zatem i humor w niej zawarty dawkować, a nie połykać w całości. A może po prostu oczekiwałam jakiejś konkretnej akcji, bardziej rozwiniętej fabuły, która tutaj, powiedzmy szczerze, dobrze się zapowiadała, tylko jakoś znikła w tłumie. Jednak na poprawę nastroju polecam jak najbardziej. W końcu śmiech to zdrowie- ja po lekturze, czuję się bardzo zdrowo :)


Recenzja pochodzi z mojego bloga: http://ksiazkiwszczegole.blogspot.com/

To już moje drugie spotkanie z twórczością pani Marty Kisiel. Po ciepłym i przezabawnym "Dożywociu" przyszła kolej na elementy grozy przy zachowaniu dobrego humoru w "Nomen Omen".

Bohaterką książki jest Salomea Przygoda. "Z figury Rubens, z fryzury Tycjan, z gęby zaś, wypisz, wymaluj, Picasso." No cóż- niektórzy mają w życiu łatwiej, inni trudniej, a Salka stoi gdzieś na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ekonomia gastronomia. Jedz lepiej i wydawaj mniej Allegra McEvedy, Paul Merrett
Ocena 5,5
Ekonomia gastr... Allegra McEvedy, Pa...

Na półkach: , ,

Ci co mnie znają, wiedzą doskonale, że uwielbiam gotować. Moja pasja do gotowania, w połączeniu z tą do książek owocuje tym, że na półce dosłownie mnożą mi się książki kucharskie i nie mam ich nigdy dość. Kocham je wszystkie, ale najbardziej cenię te, gdzie oprócz przepisów znajdę "coś extra", na przykład historię jakiegoś dania, wskazówkę szefa kuchni, czy porady dotyczące zdrowia. Tak, żeby w ostatecznym rozrachunku było co zjeść i co poczytać :)
Autorów "Ekonomii gastronomii" poznać można było w programie telewizyjnym o tym samym tytule. Mimo, że obejrzałam kiedyś kilka odcinków i mi się spodobały, lektura wersji papierowej bardziej trafiła w mój gust (jak na mola przystało). I żeby było śmiesznie- przepisy są tylko dodatkiem do tej książki kucharskiej. Najważniejsze jest to, co jest między nimi...

"Ekonomia gastronomia" to nie jest typowa książka kucharska. W moim odczuciu jest to cała filozofia poparta jedynie kilkoma przykładowymi przepisami ukazującymi od czego zacząć i jak to ma wyglądać. Autorzy starają się nauczyć czytelnika świadomego podejścia do gotowania, tak aby ten mógł zdrowo i smacznie zjeść jednocześnie oszczędzając czas, pieniądze i środowisko. Prowadzą nas przez całą drogę związaną z prowadzeniem kuchni: rozpoczynając od jej niezbędnego wyposażenia, poprzez planowanie posiłków, zakupy, zarządzanie czasem, kończąc na przepisach i poradach co zrobić z resztkami. Uczą dlaczego nie warto kupować produktów wysoko przetworzonych; przekonują, że w ekonomicznym gotowaniu nie chodzi o kupowanie jak najtańszych produktów wątpliwego pochodzenia. Wręcz przeciwnie. Autorzy nakłaniają nas do zaopatrywania się w możliwie najlepszej jakości składniki na jakie nas stać i wykorzystywanie ich w pełni.

Jeśli chodzi o przepisy, książka podzielona jest na kilka rozdziałów powiedziałabym- praktycznych. Nie znajdziemy w niej kategorii typu: zupy, mięsa, ryby, ciasta. Jeśli natomiast jesteśmy bardzo głodni i chcemy ugotować coś szybko, zaglądamy do rozdziału "Kolacje w środku tygodnia"; jeśli urządzamy spotkanie w gronie znajomych sięgamy do "Kolacje dla przyjaciół"; a jak już teściowa ma wpaść na obiad, to koniecznie korzystamy z kategorii "Restauracyjne dania w domu".
Moja ulubiona część książki to "Przepisy podstawowe", gdzie autorzy pokazują jak z jednego dania można przyrządzić trzy inne, albo z jednego, głównego składnika- trzy różne dania. Trzeba jednak pamiętać, że jest to książka napisana przez rodowitych Anglików, więc i dania będą typowo angielskie. Dużo tu składników mało u nas popularnych, jednak w dzisiejszych czasach nie stanowi to już dużego problemu.

Nie ukrywam, że w ostatnim czasie jest to jedna z moich ulubionych książek kucharskich z kolekcji. Za każdym razem znajduję w niej coś ciekawego. Każdy przepis poprzedzony jest wstępem o pochodzeniu dania, wytłumaczeniem dlaczego znalazł się w książce. Jednym słowem jest tu wszystko to, co lubię najbardziej: coś do zjedzenia i do poczytania :)

Ci co mnie znają, wiedzą doskonale, że uwielbiam gotować. Moja pasja do gotowania, w połączeniu z tą do książek owocuje tym, że na półce dosłownie mnożą mi się książki kucharskie i nie mam ich nigdy dość. Kocham je wszystkie, ale najbardziej cenię te, gdzie oprócz przepisów znajdę "coś extra", na przykład historię jakiegoś dania, wskazówkę szefa kuchni, czy porady dotyczące...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna, mało istotna decyzja może zmienić całe Twoje życie...
Jeden nieuważny krok może przynieść śmierć...
Jedna, przypadkiem napotkana osoba może zburzyć cały Twój świat...
I nagle stwierdzasz, że koszmar się dopiero zaczyna, a śmierć wcale nie byłaby taka zła...

Adam jest redaktorem niewielkiego wydawnictwa i lubi to co robi. Lubi też się dobrze zabawić i pewnej upojnej nocy po prostu wybiera złą drogę. W ciemnym zaułku spotyka istotę z piekła rodem i od tej chwili nic już nie jest takie samo. Wizyty nadprzyrodzonych istot, wędrówki po innych światach, przeżycie własnej (i nie tylko) śmierci... Wierzcie mi- pobyt w szpitalu psychiatrycznym to wakacje all inclusive w porównaniu do zdarzeń, które mają rozegrać się potem.

"Dużo złych rzeczy dzieje się, kiedy jesteśmy pijani."- tak rozpoczyna się cała historia. Jakie to prawdziwe... Z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej zagłębiamy się w świat, gdzie w to co znamy i uważamy za normalne wkradają się elementy rodem z baśni i horroru. Gdzie zjawy polują na ludzi, wrony mówią, a autobus może zawieść do miasta, z którego nie można wrócić. Gdzie obok nas żyją istoty, których wolelibyśmy nigdy nie spotkać, a opuszczone domy nie są całkiem opuszczone. Gdzie śmierć czai się w cieniu, ma ogon i nie będzie nikogo oszczędzać. I wreszcie w świat gdzie można ot tak po prostu zabrać komuś duszę, choć wszyscy wiedzą, że to niemożliwe.

Adam, główny bohater, choć potrafi zaskoczyć jakimś błyskotliwym żartem, na ogół jest typem raczej zwykłym i mało interesującym. Obok niego występuje jednak cała plejada postaci niezwykłych i/lub nienormalnych (wliczając w to nie całkiem typowego psa). Nie zawsze są dobre, nie zawsze sprawiedliwe, ale zawsze charakterystyczne i intrygujące.
Akcja "Króla Wron" bardzo szybko mknie do przodu. Fabuła trzyma nas mocno i nie chce puścić, aż w końcu spostrzegamy, że jest już trzecia w nocy, a cienie wokół są jakoś bardziej czarne niż zazwyczaj... Wtedy grzecznie odkładamy książkę i staramy się zasnąć, ale światła na wszelki wypadek nie gasimy...
Od czasu do czasu autor wplata fragmenty opisujące dziwne sny lub psychodeliczne wizje głównego bohatera, które spowalniają całą akcję. Zdarzało się, że je omijałam, bo jest to coś czego po prostu w książkach nie lubię.

O tym, że książka powstała w ramach akcji crowdfundingowej słyszałam zanim po nią sięgnęłam. Spodziewałam się lektury wydanej na papierze wątpliwej jakości, małej czcionki lub przynajmniej kiepskiej grafiki, jednak miło się zaskoczyłam. Okładka bardzo ładna, karteczki bieluśkie i wcale nie przezroczyste, lupy do czytania też nie potrzebowałam. Jedyny mankament to brak korekty, który widać niemal na każdej stronie. Przecinki, kropki, literówki- no jest tego mnóstwo. Jednak jako, że jest to debiut zarówno autora jak i wydawnictwa MadMoth, można przymknąć na to oko i liczyć na poprawę.


Dziękuję wydawnictwu MadMoth Publishing za udostępnienie książki do recenzji.

Jedna, mało istotna decyzja może zmienić całe Twoje życie...
Jeden nieuważny krok może przynieść śmierć...
Jedna, przypadkiem napotkana osoba może zburzyć cały Twój świat...
I nagle stwierdzasz, że koszmar się dopiero zaczyna, a śmierć wcale nie byłaby taka zła...

Adam jest redaktorem niewielkiego wydawnictwa i lubi to co robi. Lubi też się dobrze zabawić i pewnej upojnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ula odzyskuje przytomność w szpitalu. Żrący kwas wypalił jej nos, powieki, usta. Jeszcze nie wie, że nie posiada twarzy, że jej życie jest w niebezpieczeństwie, nie wie jak wiele cierpień i rozczarowań przyniesie jej przyszłość. Mimo wszystko jednak odczuwa ulgę, bo uwolniła się od Romana- nie zdaje sobie sprawy jak wielką krzywdę jej wyrządził, ale wie, że najgorsze jest już za nią. Tu w szpitalu rozpoczyna się nowy rozdział jej życia i Ula podświadomie czuje, że wszystko będzie dobrze, że da sobie radę.
Książka opisuje jej historię powrotu do normalnego życia. Leczenie, próby odnalezienia się wśród ludzi, walkę z nietolerancją, złośliwością, ślepym wymiarem sprawiedliwości i biurokracją. Los nie przestaje rzucać Uli kłód pod nogi, ale ona wbrew wszystkiemu nie poddaje się- kroczy przez życie z podniesioną głową, pełna optymizmu i nadziei, świadoma własnej wartości i ulotności szczęścia. Ale ten sam los przyszykował jej niespodziankę, nagrodę za wszelkie cierpienia, coś dla czego warto było przejść przez piekło- miłość.

Ula odzyskuje przytomność w szpitalu. Żrący kwas wypalił jej nos, powieki, usta. Jeszcze nie wie, że nie posiada twarzy, że jej życie jest w niebezpieczeństwie, nie wie jak wiele cierpień i rozczarowań przyniesie jej przyszłość. Mimo wszystko jednak odczuwa ulgę, bo uwolniła się od Romana- nie zdaje sobie sprawy jak wielką krzywdę jej wyrządził, ale wie, że najgorsze jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając cudzą historię łatwo jest kogoś oceniać, zastanawiać się nad jego głupotą, naiwnością czy brakiem wyobraźni. Łatwo jest powiedzieć „ja bym postąpiła inaczej”, znacznie trudniej jest postawić się w takiej sytuacji i zrozumieć powody czyjegoś postępowania. Czytając „Strefę cienia” do głowy przychodzą przeróżne myśli. Zachowanie bohaterki może nas dziwić, czasem nawet szokować, mnie jednak bardziej zdumiało podejście rodziców. Ula choć wyprowadziła się z domu regularnie utrzymywała kontakt z rodziną, ale nawet w niej nie miała oparcia. Szukała pomocy i jej nie znalazła. Popełniła błędy, za które zapłaciła ogromną cenę. Ale nie poddała się. Odzyskała spokój i radość życia.
Jestem pełna podziwu, że zdecydowała się opisać swoją historię i ją opublikować- choćby dlatego uważam, że jest to książka wartościowa i pouczająca.

Czytając cudzą historię łatwo jest kogoś oceniać, zastanawiać się nad jego głupotą, naiwnością czy brakiem wyobraźni. Łatwo jest powiedzieć „ja bym postąpiła inaczej”, znacznie trudniej jest postawić się w takiej sytuacji i zrozumieć powody czyjegoś postępowania. Czytając „Strefę cienia” do głowy przychodzą przeróżne myśli. Zachowanie bohaterki może nas dziwić, czasem nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Eleonora Ratkiewicz w „Tae ekkejr!” skupiła się na przedstawieniu rasy elfów i ludzi, ich wzajemnych relacji, historii, różnic kulturowych, społecznych czy nawet językowych. Możemy się dowiedzieć chociażby jak długo żyją elfy, w jaki sposób się leczą, czy jakie stosunki prywatne i „służbowe” łączą parę królewską. Całość ubrała w przyjemny i zabawny styl nie pozbawiony momentów zadumy i refleksji.
Mimo że książka napisana jest lekkim piórem, czytało się ją opornie. Stosunkowo niewiele w niej akcji, trochę dialogów, za to dużo wspomnień, przemyśleń i powrotów do przeszłości. Autorka w najciekawszych momentach wplatała długie historie, legendy, opisy bitew, czy lat młodości bohaterów. Faktem jest, że one również były wartościowe i ciekawe, ale czasem też zbyt obszerne, za częste i źle umiejscowione. Za świetny pomysł natomiast uważam umieszczenie na końcu glosariusza, który wyjaśnia, a niekiedy rozwija niektóre terminy, legendy, wydarzenia i przybliża postacie jedynie wspomniane w tekście.
„Tae ekkejr!” to książka, którą ciężko sklasyfikować. Z jednej strony napisana jest lekko i z humorem, historia ciekawa, choć prosta, a bohaterowie budzą sympatię. Z drugiej strony dużo w niej historii i refleksji, które wydają się ważniejsze od akcji. „Tae ekkejr!” to pierwszy tom cyklu, więc należy się spodziewać, iż nie wszystko zostanie wyjaśnione. Mimo to, autorka nie postąpiła z czytelnikami zbyt okrutnie i zakończyła tę część w odpowiednim momencie.
Książkę polecam przede wszystkim miłośnikom elfów, gdyż poznawanie ich zwyczajów jest prawdziwą gratką.

Eleonora Ratkiewicz w „Tae ekkejr!” skupiła się na przedstawieniu rasy elfów i ludzi, ich wzajemnych relacji, historii, różnic kulturowych, społecznych czy nawet językowych. Możemy się dowiedzieć chociażby jak długo żyją elfy, w jaki sposób się leczą, czy jakie stosunki prywatne i „służbowe” łączą parę królewską. Całość ubrała w przyjemny i zabawny styl nie pozbawiony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oleg Diwow w „Nocnym obserwatorze” przedstawia własną, ciekawą wizję wampiryzmu jako choroby pasożytniczej przenoszonej drogą płciową. Jego istoty są złe, zabójcze i krwiopijcze jedynie podczas pełni, a w pozostałym czasie egzystujące normalnie wśród ludzi; posiadają różne, nadprzyrodzone zdolności i o dziwo można je z wampiryzmu wyleczyć. Jest to jednak proces trudny więc na ogół należy je zabijać, na czym w znacznej mierze opiera się fabuła.
Najmocniejszym punktem książki jest jej pierwsza część. Diwow w prosty i zabawny sposób przedstawił codzienne życie upadającej wsi, jej wiecznie zalkoholizowanych mieszkańców oraz ich współdziałanie w obliczu zagrożenia. W kolejnych częściach brak już spójności, stanowią je oddzielne historie z bliżej nieokreślonej przeszłości. Momentami gubiłam się nie umiejąc umiejscowić ich w czasie. Całość sprawia wrażenie jakby autorowi zabrakło pomysłu na jakąś bardziej złożoną fabułę i po prostu wrzucił kilka opowiadań do jednego worka, wymieszał i wymyślił w miarę sensowne zakończenie. Nie twierdzę, że jest to złe rozwiązanie, po prostu nie należy się przy tej książce nastawiać na zawrotną akcję, zawiłe intrygi czy niespodziewane zwroty, bo większą jej część stanowią opisy wydarzeń z przeszłości, które doprowadziły do takiego a nie innego stanu rzeczy.
„Nocny obserwator” to książka fantasy pełna humoru, w której znajdziemy też elementy grozy i kryminału. Jest napisana językiem lekkim i prostym, z często występującymi wulgaryzmami, które autor umiejętnie wkomponował. Pomijając brak spójności i wyrazistej fabuły, można przeczytać choćby po to aby poznać nowe oblicze wampiryzmu i realia prowincjonalnej Rosji.

Oleg Diwow w „Nocnym obserwatorze” przedstawia własną, ciekawą wizję wampiryzmu jako choroby pasożytniczej przenoszonej drogą płciową. Jego istoty są złe, zabójcze i krwiopijcze jedynie podczas pełni, a w pozostałym czasie egzystujące normalnie wśród ludzi; posiadają różne, nadprzyrodzone zdolności i o dziwo można je z wampiryzmu wyleczyć. Jest to jednak proces trudny więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Kłopoty w Hamdirholm” to zbiór ośmiu opowiadań połączonych miejscem akcji, bohaterami i fabułą. Miejscem akcji, jak łatwo się domyślić, jest tytułowe Hamdirholm- kopalnia krasnoludów, potomków Hamdira. Fabułę natomiast stanowią niemniej oczywiste tytułowe kłopoty, czyli różnie: związek krasnoluda z elfką, wojny (na ogół słowne) z wrogim sąsiednim klanem, wizyta sekty tolkistów (wyznawców Mistrza Tolka), łurzowe kłuliki, interesy z nie całkiem umarłymi zmarłymi i całe mnóstwo innych.
Jeśli to jeszcze mało to pozwólcie, że wymienię kilku bohaterów: uczulony na krew wampir, barbarzyńcy z wyższym wykształceniem, różowy królik vel eteryczna smoczyca, nieumarli zmarli, którzy chcieliby się napić a nie bardzo mogą, bo wszystko przez nich przecieka, wędrowna trupa sztukmistrzów (w składzie: Gimli, Golas, Gandzialf, Paragon, Borostwór i cztery dzieciaki w bamboszach). Elfy też są, ale- dla odmiany- takie… normalne.
Do tego wszystkiego dodajmy oczywiście całą rasę krasnoludów: szczerych i pięknych w swej prostocie, lubujących się w dobrej zabawie, pijaństwie i kobietach z owłosionymi nogami, ale również honorowych, porywczych i skłonnych do bijatyki.
Cała ta zbieranina postaci i ich problemów nie pozostawia innego wyjścia, no po prostu musi być śmiesznie. A skoro coś musi być, to i jest: świetny humor, czasem absurdalny, czasem niemal czarny, nigdy nie przesadzony, nie nudzący i nie wymyślany na siłę, ale za to zawsze śmieszny.

„Kłopoty w Hamdirholm” to zbiór ośmiu opowiadań połączonych miejscem akcji, bohaterami i fabułą. Miejscem akcji, jak łatwo się domyślić, jest tytułowe Hamdirholm- kopalnia krasnoludów, potomków Hamdira. Fabułę natomiast stanowią niemniej oczywiste tytułowe kłopoty, czyli różnie: związek krasnoluda z elfką, wojny (na ogół słowne) z wrogim sąsiednim klanem, wizyta sekty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Akcja „Czarnej szabli” osadzona jest w realiach XVII- wiecznej Polski, gdzie ziemie, władza, i zaszczyty leżały w rękach szlachty, a niżej urodzeni obchodzili ich mniej więcej tyle co zeszłoroczny śnieg. Główni bohaterowie i ważniejsze osobistości są realnymi postaciami historycznymi, dla których najwyższe wartości to honor, tytuł szlachecki i służba.
Książka składa się z pięciu opowiadań, które łączy osoba Jacka Dydyńskiego- znanego rębajły, zajezdnika i mistrza w szabli, człowieka do bólu honorowego, wrażliwego na kobiece wdzięki i niesprawiedliwość. Jego niebezpieczne przygody pełne są pojedynków, pościgów i rozwiązywania wszelkich problemów przy pomocy szabli.
Największą zaletą książki jest jej wartość poznawcza- bogate opisy strojów, broni, stosunków panujących między różnymi warstwami społecznymi, trochę polityki i relacji z sąsiadami, a wreszcie słownictwo, jakim posługują się postacie- to wszystko sprawia, że przenosimy się w czasy polskiej szlachty- czasy brutalne, niebezpieczne i krwawe, ale także honorowe i oparte na prostych zasadach.
Książka jest zbiorem opowiadań typowo historycznych, choć zawiera elementy tajemnicze i nadnaturalne. Czyta się lekko, szybko i przyjemnie, ale trzeba się początkowo przyzwyczaić do typowego, archaicznego słownictwa.

Akcja „Czarnej szabli” osadzona jest w realiach XVII- wiecznej Polski, gdzie ziemie, władza, i zaszczyty leżały w rękach szlachty, a niżej urodzeni obchodzili ich mniej więcej tyle co zeszłoroczny śnieg. Główni bohaterowie i ważniejsze osobistości są realnymi postaciami historycznymi, dla których najwyższe wartości to honor, tytuł szlachecki i służba.
Książka składa się z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ayamei była na Placu Tiananmen, kiedy dokonywano tam masakry studentów. Była ich liderką. Zdołała jednak uciec przed wojskiem i po wielu trudach dotrzeć do Paryża, gdzie uzyskała status uchodźcy politycznego. Teraz żyje skromnie w kamiennicy przy Ogrodzie Luksemburskim, jest założycielką Stowarzyszenia Przyjaciół Demokracji w Chinach i jest samotna.
Johnatan Julian natomiast jest szpiegiem. Należy do organizacji- sekty Zielony Mandat, której ogólnym celem jest tropienie korupcji na wysokich szczeblach władzy. Wprowadził się do kamiennicy, w której mieszka Ayamei, a jego zadanie to uwieść i namówić do współpracy swoją sąsiadkę.
Książka podzielona jest na cztery części, z których każda ukazuje rzeczywistość z punktu widzenia różnych bohaterów. A ów punkt widzenia jest naprawdę odmienny.

Miłośnikom zawrotnej akcji, rozbudowanej fabuły i dialogów ta pozycja z pewnością nie przypadnie do gustu. Treść nie skupia się na tym co się dzieje na zewnątrz, lecz na tym co siedzi w środku, w głowach bohaterów; jest pełna przemyśleń, wspomnień i planowania nowych kłamstw. Gdzieś w tle pojawia się intryga polityczna, trochę historii życia bohaterów i opisów sytuacji Chin we współczesnym świecie. Całość, włączając barwny styl autorki, sprawia, że książki nie czyta się jednym tchem, niektóre sprawy trzeba przemyśleć, wczuć się w role bohaterów.

Ayamei była na Placu Tiananmen, kiedy dokonywano tam masakry studentów. Była ich liderką. Zdołała jednak uciec przed wojskiem i po wielu trudach dotrzeć do Paryża, gdzie uzyskała status uchodźcy politycznego. Teraz żyje skromnie w kamiennicy przy Ogrodzie Luksemburskim, jest założycielką Stowarzyszenia Przyjaciół Demokracji w Chinach i jest samotna.
Johnatan Julian...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Żarna Niebios” to zbiór dziesięciu opowiadań, z których każde jest odrębne, ale łączy je miejsce i niekiedy bohaterowie. Wszystkie historie rozgrywają się w świecie oraz z udziałem postaci z „Siewcy wiatru” i opisują wydarzenia, które tam stanowiły jedynie wzmiankę, tło lub czyjeś wspomnienie. I tak spotykamy się z archaniołem Gabrielem i „jego bandą” i dowiadujemy się jak ciężko jest im ukrywać straszną tajemnicę, odkrywamy czemu Asmodeusz tak nienawidzi Lilith, poznajemy ciężką pracę aniołów stróżów i jeszcze cięższe życie aniołów- narkomanów.
Warto również wspomnieć, że ostatnie opowiadanie pt. „Beznogi tancerz” jest zarówno prologiem do „Siewcy wiatru” i przybliża nam historię Daimona, którego Pan powołał do specjalnej służby.

Ten zbiór jest uzupełnieniem całości. Zastanawiającym się nad kolejnością czytania anielskiej serii polecam jednak zacząć od „Żaren Niebios”, gdyż każde opowiadanie będzie miało wtedy smak nowości, pełnej niespodzianek i zwrotów. Styl autorki jest niezmienny: lekki i przystępny, obfity w barwne opisy i ciekawe dialogi, nieraz pełen sarkastycznego humoru.

Z radością stwierdzam, że „Żarna Niebios” to zbiór opowiadań na najwyższym poziomie, pani Kossakowska w najlepszym (obok „Siewcy…”) wydaniu.

„Żarna Niebios” to zbiór dziesięciu opowiadań, z których każde jest odrębne, ale łączy je miejsce i niekiedy bohaterowie. Wszystkie historie rozgrywają się w świecie oraz z udziałem postaci z „Siewcy wiatru” i opisują wydarzenia, które tam stanowiły jedynie wzmiankę, tło lub czyjeś wspomnienie. I tak spotykamy się z archaniołem Gabrielem i „jego bandą” i dowiadujemy się jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Eona przez cztery lata, pod okiem swojego mistrza, przygotowywała się do ceremonii wyboru ucznia Szczurzego lorda Smocze Oko. Przez cztery lata ukrywała swą płeć, gdyż tylko chłopcom wolno było kandydować. Poza tym była kaleką. Jednak posiadała także wielką moc- miała dar widzenia wszystkich dwunastu (obecnie jedenastu, gdyż Lustrzany Smok opuścił Imperium wiele lat temu) smoków, co się dotąd nigdy wcześniej nie zdarzyło, bowiem smoki ukazywały się jedynie swoim lordom oraz ich uczniom. Gdyby została wybrana na ucznia przez Szczurzego Smoka zapewniłaby sobie oraz swojemu mistrzowi honor, władzę oraz dostatnie życie.
Tymczasem w Imperium Niebiańskich Smoków nie dzieje się dobrze. Cesarz ma problemy ze zdrowiem, a na jego miejsce czyha zazdrosny brat, który dodatkowo ma poparcie obecnego przewodniczącego Smoczej Rady. Co ma z tym wspólnego Eona i jaka będzie jej rola?

Największą zaletą książki jest chyba świat, który został tu przedstawiony. Autorka sama przyznaje, że początkowo czerpała inspirację z historii i kultury Dalekiego Wschodu i odczuwa się to na każdej stronie. Mamy tu zatem opisy architektury (piękne ogrody, kolorowe budynki, rzeźby strzegące bram), rytuałów (świetnie ukazane obrzędy pogrzebowe), hierarchii (rodzaj i głębokość pokłonów w zależności od pozycji społecznej), szat i sposobu ubierania oraz wielu innych elementów tradycji i kultury Chin i Japonii. Jest to świat przebogaty, pełen barw, dźwięków i zapachów, opisy są liczne, ale nieuciążliwe.

Kolejną zaletą są smoki, a raczej ich oryginalność. Jeśli spodziewacie się typowych, latających i ziejących ogniem gadów, to możecie się zawieść. Niebiańskie Smoki są rogate i brodate (znowu ukłon w stronę kultury Dalekiego Wschodu) i właściwie mało jest w tej książce o smokach samych w sobie (wszak na ogół są niewidzialne), bardziej o ich energii, mocy i zjednoczeniu z człowiekiem.

Książkę czyta się szybko, mimo czasem uciążliwych fragmentów opisujących świat energii. Alison Goodman ma pióro lekkie i przystępne, a Smocze Imperium wraz ze swoją tradycją i intrygami przyciąga do lektury i pobudza wyobraźnię. Chyba najlepszą rekomendacją „Eon’a” będzie stwierdzenie, iż z niecierpliwością czekam na drugi tom- „Eonę”, która ma się pojawić już w kwietniu tego roku. Niestety na polskie tłumaczenie przyjdzie nam pewnie trochę poczekać.

Eona przez cztery lata, pod okiem swojego mistrza, przygotowywała się do ceremonii wyboru ucznia Szczurzego lorda Smocze Oko. Przez cztery lata ukrywała swą płeć, gdyż tylko chłopcom wolno było kandydować. Poza tym była kaleką. Jednak posiadała także wielką moc- miała dar widzenia wszystkich dwunastu (obecnie jedenastu, gdyż Lustrzany Smok opuścił Imperium wiele lat temu)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Karolina, młoda lekarka pogotowia ratunkowego, po kolejnej nieudanej próbie uratowania ludzkiego życia, postanawia opuścić świat, którym rządzi śmierć i pieniądz. Poprzez rytuał przejścia wybiera się do krainy z marzeń, o której tyle opowiadała jej ciotka- do pięknego, baśniowego, magicznego Ferrinu. Tutaj Anaela (bo takie imię Karolina przybrała w tym świecie) dowiaduje się o niewyobrażalnej mocy, którą posiada, o niszczącej kraj wojnie i o swoim w niej udziale jako Pierwsza z Przepowiedni. Gdyby wiedziała co ją tu czeka, nigdy by się nie wybrała w taką podróż. Miłość, nienawiść, zdrada, śmierć, ból, poświęcenie…

Anaela niemal powala swoją doskonałością- leczy, ratuje, naraża życie za każdego kto się nawinie, zasłania własnym ciałem, obiecuje niestworzone rzeczy, do tego posiada nadprzyrodzone moce, których używa li tylko do ratowania życia przyjaciół i wrogów. O tym, że jest piękna i ponętna nie muszę chyba wspominać. Pozostali bohaterowie może nie są postaciami zbyt oryginalnymi, ale większość z nich posiada przynajmniej jakieś wady (lub same wady).

Ogromną rolę w tej książce odgrywają emocje. To one napędzają bohaterów, to na nich opiera się cała akcja, to one są przyczyną wszystkich wydarzeń. A wśród nich królują miłość oraz nienawiść.
Fabuła powieści jest rozbudowana, choć trochę chaotyczna, gdyż autorka prowadzi narrację z punku widzenia wielu bohaterów. Unika pisania o przeszłości (o Karolinie z czasów jej ziemskiego życia nie wiemy praktycznie nic), zapoznaje nas jedynie z niezbędnymi faktami, czasami niewystarczającymi, by dopiero na ostatnich stronach co nieco wyjaśnić.
Dużym minusem jeżeli chodzi o fabułę jest potraktowanie dużej części bohaterów w taki a nie inny sposób- sprawia to wrażenie, jakby autorka nie wiedziała co z nimi uczynić gdy już przestali odgrywać swoją rolę w powieści.

Sam pomysł na książkę, może niezbyt oryginalny, bardzo mi się jednak spodobał- baśniowa kraina, wojna, magia, miłość i zdrada, elfy i wiedźmy- to są moje ulubione klimaty.
K.M. sama o sobie mówi, że jej styl to dialog i akcja, brak opisów przyrody. I trzeba przyznać, że dzieje się tu i dużo i w trybie przyspieszonym, nie ma miejsca na przystanek i nabranie oddechu. Cała historia kończy się równie szybko jak się zaczęła, pozostawiając po sobie pytania, na które odpowiedzi czekać będą w następnych tomach (mam nadzieję).

Karolina, młoda lekarka pogotowia ratunkowego, po kolejnej nieudanej próbie uratowania ludzkiego życia, postanawia opuścić świat, którym rządzi śmierć i pieniądz. Poprzez rytuał przejścia wybiera się do krainy z marzeń, o której tyle opowiadała jej ciotka- do pięknego, baśniowego, magicznego Ferrinu. Tutaj Anaela (bo takie imię Karolina przybrała w tym świecie) dowiaduje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… tfu, stop! Przecież jesteśmy w rosyjskiej bajce. Jeszcze raz:
W dwudziestym siódmym królestwie, tam gdzie ptak nie doleci, wilk nie dobiegnie, koń nie doskoczy, co gorsze- w czasach sprzed sprowadzenia kartofli, stoi sobie miasto Łukoszkino, w którym siedzibę swoją ma pewien car. Car Groch dokładnie- odważny, przeważnie mądry, w złości porywczy nieco (najpierw podejrzanych wiesza, później dowodzi winy), ale o miasto i jego mieszkańców dba. A w mieście tym zamieszkuje pewna Baba Jaga. I jak na prawdziwą Babę, a do tego Jagę przystało: ta gotuje wybornie, czaruje niezgorzej i wygląda strasznie. Ale serce ma ze złota. Dlatego też kiedy z jej piwnicy wyszedł podporucznik milicji Nikita Iwanowicz Iwaszow, przybysz z odległego świata (czyli mniej więcej współczesnej Rosji) udzieliła mu wszelkiej gościny, a ze swojej chaty pozwoliła zrobić miejscową komendę milicji, jedyną na cały kraj, a pewnie i ówczesny świat. Dobry milicjant w każdym miejscu i czasie dba o ład, porządek i służy prawu, więc Nikituszka szczerze mówiąc mocno przejęty nowym otoczeniem nie był. Miał wikt i opierunek, dobrą pracę, regularną płacę- lepiej niż w poprzednim domu (tylko tych kartofli żal, bo zjadłoby się takich pieczonych). Znajomości też sobie szybko wyrobił, bo sam car Groch liczył się z jego zdaniem!
Tak więc kiedy carski skarbiec zostaje okradziony, Nikita Iwanowicz ma niepowtarzalną szansę wykazania się i schwytania złodzieja. Jednak nie będzie to takie proste, bo okazuje się, że skradziony kuferek złota to jedynie wierzchołek góry lodowej, a cała sprawa jest znacznie poważniejsza.

Nie wiem skąd biorą się pomysły w głowie Andriej’a Bielanin’a, ale jest ich tam całe mnóstwo. W jego książkach zawsze tyle się dzieje, że czasem trudno sobie przypomnieć kolejność zdarzeń, przeplata się wiele różnych motywów i rozwiązań, które co najdziwniejsze nie kłócą się ze sobą, ani nie powodują przesytu. Obok siebie pojawiają się więc elementy rosyjskiego folkloru, współczesnej muzyki czy literatury angielskiej (bo nie wiem czy wiecie ale Szekspir „Romea i Julii” sam nie wymyślił, tylko bezczelnie ściągnął gdzieś podsłuchaną historię Romka i Julki, co to niedaleko Łukoszkina mieszkali i żadną się tam tajemniczą miksturą nie truli, tylko się Romko narąbał do nieprzytomności).
Co więcej- humoru tej książce też nie brakuje, więc podczas lektury no po prostu nie można się nudzić, choćby się bardzo chciało, a już szczególnie gdy do akcji wkracza mój ulubieniec Mitka- chłop jak dąb, życie by za ojczyznę oddał, ale inteligencją zbytnio nie grzeszy. Lekki styl autora, praktycznie brak jakichś bardziej szczegółowych opisów, więc całość czyta się szybko i przyjemnie.
Może i ta historia nie mrozi krwi w żyłach, może nie przyspiesza bicia serca, ale na pewno zapewnia rozrywkę i dużą dawkę dobrego humoru.

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… tfu, stop! Przecież jesteśmy w rosyjskiej bajce. Jeszcze raz:
W dwudziestym siódmym królestwie, tam gdzie ptak nie doleci, wilk nie dobiegnie, koń nie doskoczy, co gorsze- w czasach sprzed sprowadzenia kartofli, stoi sobie miasto Łukoszkino, w którym siedzibę swoją ma pewien car. Car Groch dokładnie- odważny, przeważnie mądry, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Cztery życia wierzby” to zbiór czterech opowiadań, które łączy miejsce. Historie rozgrywają się w Pekinie lub jego okolicach i ułożone się chronologicznie od 1430 roku do czasów telefonów komórkowych, drapaczy chmur i samolotów. Prócz miejsca, opowiadania łączy też tytułowy motyw wierzby, która w Chinach symbolizuje zarówno śmierć jak i odrodzenie.

Bohaterem pierwszego opowiadania jest Czong Yang. Po utracie majątku i śmierci rodziców prowadzi ubogie, samotne życie na zboczu góry. Chcąc odwrócić swój los i wyjść z nędzy przygotowuje się do cesarskiego egzaminu, którego pomyślne zdanie umożliwi mu pracę na dworze. W między czasie poznaje Liu Yi, która odmienia jego życie.

Narratorem drugiego opowiadania jest Chunning, siostra bliźniaczka Chunyi’ego. Opowiada nam ona całą historię ich dzieciństwa, w którym rywalizowali między sobą rozpoczynając już w łonie matki; dorastania, w którym docenili łączącą ich więź, oraz pokrótce dorosłości, w którą weszli tak szybko i tak gwałtownie.

Trzecia historia rozgrywa się w czasach rewolucji kulturalnej Mao Zedonga. Wen opowiada o tym jak odnalazł swoją drogę w życiu, jak stał się rewolucjonistą, jak wiele poświęcił dla kraju i co dostał w zamian. Opowiada nam też o Wierzbie. Jego przyjaciółce, powierniczce i bratniej duszy.

Ajing, bohaterka ostatniego, zaledwie kilkustronicowego opowiadania to wyzwolona, zaprzysiężona singielka, której życie odmienia pewien sen…

Cztery opowiadania, które łączy jedynie miejsce i wierzba:
„Budzimy się w nowym życiu, żeby wypełnić nowy los: psa, kota, mężczyzny, kobiety, biednego, bogatego, króla lub żebraka. Wszystko zależy od zasług w naszym poprzednim życiu.” (str.57)
Wierzba symbolizuje odrodzenie- odrodzenie się dusz w ciałach kolejnych bohaterów.

„Cztery życia wierzby” to książka z pogranicza baśni, mitu i literatury obyczajowej. Opowiada o miłości, przyjaźni, wyborze właściwej drogi, o trudnych decyzjach i ich konsekwencjach . Ukazuje życie w Chinach, gdzie tradycję stawia się wyżej niż szczęście.
Nie powiem, że ten utwór czyta się lekko. Mnogość opisów, skoncentrowanie się na przedstawieniu świata, uczuć i myśli oraz metaforyczność sprawiają, że trzeba do tej książki zasiąść w ciszy i skupieniu. Najlepiej ze szklanką zielonej herbaty na podorędziu.

„Cztery życia wierzby” to zbiór czterech opowiadań, które łączy miejsce. Historie rozgrywają się w Pekinie lub jego okolicach i ułożone się chronologicznie od 1430 roku do czasów telefonów komórkowych, drapaczy chmur i samolotów. Prócz miejsca, opowiadania łączy też tytułowy motyw wierzby, która w Chinach symbolizuje zarówno śmierć jak i odrodzenie.

Bohaterem pierwszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

David Miller, z trudem wiążący koniec z końcem balsamista zwłok i autor jednej powieści, kochający mąż i ojciec dostaje propozycję nie do odrzucenia. Ma napisać książkę dla starszego, sparaliżowanego milionera Arthur'a Dofrre'a. Ten zapłaci mu ogromną sumę za każdy dzień jego pracy twórczej w zamian za napisanie historii o słynnym Kacie125. Warunkiem jest wspólny, miesięczny wyjazd do chatki położonej w lesie, całkowicie odizolowanej od świata. Kim jest Artur Doffre? Dlaczego tak mu zależy na tej książce? I co łączy go z Davidem?- te pytania od początku zadawali sobie bohaterowie. Zresztą ja także.

Franck Thilliez potrafi budować nastrój. Czyż może być lepsza sceneria dla thriller'u niż chata w ogromnym, ciemnym lesie, z dala od najbliższej ludzkiej osady? Może to nie jest zbyt oryginalny pomysł, ale sprawdzony. I na pewno skuteczny, bo książka trzyma w napięciu od początku do końca, a autor prowadzi akcję tak, że nie pozwala się oderwać. Doliczyć do tego trzeba też lekkie zarówno pióro jak i słownictwo i można sobie od razu zarezerwować wolny dzień na lekturę.
Bohaterom zarzucić też nic nie mogę- mają swoje charaktery, kiedy trzeba płaczą, kiedy trzeba dają po gębie albo mdleją. Nie czekają bezczynnie aż doścignie ich niebezpieczeństwo, nie klną w każdym zdaniu i nie są maszynami nie do pokonania.
Przyznam, że rozwiązanie zagadki cały czas tłukło się gdzieś w mojej głowie, jednak autor zmyślnie mnie zwodził do samego końca. Czy się bałam? W pewnym momencie na pewno, ale przezornie unikałam czytania tego w nocy ;)

David Miller, z trudem wiążący koniec z końcem balsamista zwłok i autor jednej powieści, kochający mąż i ojciec dostaje propozycję nie do odrzucenia. Ma napisać książkę dla starszego, sparaliżowanego milionera Arthur'a Dofrre'a. Ten zapłaci mu ogromną sumę za każdy dzień jego pracy twórczej w zamian za napisanie historii o słynnym Kacie125. Warunkiem jest wspólny,...

więcej Pokaż mimo to