-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać13
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać7
Biblioteczka
2019-03-05
Myślicie, że w książkach o tematyce nawiedzonych domów już nic Was nie zaskoczy i przecież to wszystko już wcześniej gdzieś było? Sięgnijcie po “The Elementals”, a przekonacie się, że byliście w błedzie! Michael McDowell stworzył niezwykle oryginalną powieść, z kartek której wręcz sączy się niepokojąca, duszna atmosfera horroru southern gothic. Alabama, upalne lato, dwie rodziny, trzy gotyckie wille przy plaży. Jednak tylko dwie z nich zamieszkane. Co jest z trzecią nie tak - czy w niej straszy? Czy to duchy czy demony? A może coś jeszcze innego zamieszkuje mroczne domostwo? McDowell sięgnął po mocno już wyeksploatowany w literaturze motyw nawiedzonego domu, jednak zastosował go w całkiem nowatorski sposób - dorzucając pomysły wcześniej w literaturze nie spotykane. Czy kiedykolwiek czytaliście horror, w którym największym zagrożeniem był piasek i tytułowi Elementalsi - zmiennokształtne byty (ni to duchy, ni upiory)? Założę się, że nie! Dodatkowo jak southern gothic, tak i w “The Elementals” znajdziemy obowiązkowe w tym podgatunku elementy voodoo, obrzydliwie bogatą dysfunkcyjną rodzinę, poruszone kwestie niewolnictwa i nierówności rasowych czy specyficzny dla amerykańskiego południa dialekt, jakim posługują się bohaterowie.
Wielka szkoda, że ten jeden z najoryginalniejszych i miejscami autentycznie przerażających horrorów nie doczekał się wydania w Polsce. Dla miłośników niepokojącej, nieoczywistej grozy pozycja obowiązkowa!
https://www.instagram.com/romyczyta/
[Recenzja wydania oryginalnego]
Myślicie, że w książkach o tematyce nawiedzonych domów już nic Was nie zaskoczy i przecież to wszystko już wcześniej gdzieś było? Sięgnijcie po “The Elementals”, a przekonacie się, że byliście w błedzie! Michael McDowell stworzył niezwykle oryginalną powieść, z kartek której wręcz sączy się niepokojąca, duszna atmosfera horroru southern gothic. Alabama, upalne lato, dwie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-16
Nie ukrywam, że miałam niemały problem z napisaniem tej recenzji. Najchętniej po prostu napisałabym, że „Lęk” to jedna z najlepszych powieści grozy jakie miałam przyjemność przeczytać w całym swoim dotychczasowym życiu i, co oczywiste, z czystym sercem polecam! Jednak na imię nie mam Stephen, a na nazwisko King i wiem, że taka zachęta w moim wykonaniu nie wystarczy, aby przekonać do sięgnięcia po powieść Tomasza Sablika.
„Lęk” docenią zarówno koneserzy ambitnej grozy jak i miłośnicy niepokojących i nieoczywistych powieści psychologicznych. To powieść przesiąknięta symboliką - głównie religijną i okultystyczną. Według mnie najlepiej przystąpić do lektury „Lęku” w ciemno - bez znajomości nawet zarysu fabuły. Zresztą w tej osadzonej w popandemicznym postapokaliptycznym świecie powieści to nie sama historia jest najistotniejsza, a warstwa psychologiczna ukazana poprzez skomplikowane relacje między zaledwie garstką ocalałych bohaterów oraz ich osobiste dramaty, indywidualne emocje i przeżycia wewnętrzne. To książka, która zmusza do refleksji, stawia pytania nie dając jednoznacznych odpowiedzi, uwiera, wwierca się w głąb czytelnika, wywołuje dyskomfort i przygniata poczuciem beznadziejności i niemocy. W końcu to i książka, która poza psychologią i klimatem stoi - gęstym i dusznym, klaustrofobicznym, niepokój i niepewność wyziera tu z każdej strony. Tomasz Sablik doskonale w „Lęku” wyważył proporcje pomiędzy grozą nienamacalną, a brutalniejszym, bardziej dosadnymi elementami horroru.
Aż trudno uwierzyć, że tak przemyślana, niejednoznaczna i dojrzała powieść wyszła spod pióra młodego początkującego pisarza, a nie dobiegającego sześćdziesiątki autora mogącego pochwalić się pokaźną bibliografią. Zagraniczne wydawnictwa powinny bić się o Tomasza Sablika!
https://www.instagram.com/romyczyta
Nie ukrywam, że miałam niemały problem z napisaniem tej recenzji. Najchętniej po prostu napisałabym, że „Lęk” to jedna z najlepszych powieści grozy jakie miałam przyjemność przeczytać w całym swoim dotychczasowym życiu i, co oczywiste, z czystym sercem polecam! Jednak na imię nie mam Stephen, a na nazwisko King i wiem, że taka zachęta w moim wykonaniu nie wystarczy, aby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-11
2021-09-01
Czy klaszcząca dziewczyna może wywoływać grozę? Tak, wiem - dla mnie też brzmi to kuriozalnie i nieprawdopodobnie, ale uwierzcie mi - może! Pod cudacznym i karykaturalnym tytułem “Dziewczyna, która klaszcze” kryje się kawał świetnego literackiego horroru. Debiut Tomasza Kozioła to dla mnie jedna z najlepszych polskich powieści grozy ostatnich lat. Opis wydawcy tak naprawdę nie sugeruje niczego odkrywczego, bo ile to razy mieliśmy już do czynienia z opuszczonymi nawiedzonymi domami i skrywającymi tajemnice małomiasteczkowymi społecznościami. I owszem, Tomasz Kozioł sięga po te wyeksploatowane już do granic możliwości motywy jednak śmiało się nimi bawi i wykorzystuje je w sposób przewrotny i tak świeży i niespotykany dotychczas w innych książkach, że dostajemy historię nad wyraz oryginalną i niebanalną. Fabuła intryguje już od prologu, a mnożące się z kolejnymi stronami tajemnice i kończące niemal każdy rozdział cliffhangery sprawiają, że nie sposób się oderwać od lektury. Nie sposób również przewidzieć biegu akcji! Kozioł zaskakuje na każdym kroku - sprawnie omija wszelkie horrorowe utarte szlaki i schematy, popularne motywy przeobraża na własny sposób, akcję i poszczególne wątki kieruje w zupełnie odwrotną stronę niż byśmy się spodziewali. Do tego operuje wyjątkowo lekkim piórem - potrafi i zbudować autentycznie niepokojący klimat grozy i niepokoju i wykreować bohaterów z krwi i kości, a i rozległe i barwne opisy działają na wyobraźnię tak niewiarygodnie, że można mieć wrażenie, że samemu jest się częścią tej opowieści. Ja wiem, że “Dziewczyna, która klaszcze” to fikcja, ale ta historia jest napisana w tak realistyczny sposób, że gdyby ktoś opowiedział mi ją jako historię z własnego życia to , pomimo elementów nadnaturalnych i z naukowego punktu widzenia niemożliwych, z pewnością uwierzyłabym w jej prawdziwość. Postaci też nieraz odwołują się i przytaczają popkulturowe fenomeny co jeszcze bardziej uatentycznia tę opowieść. W ogóle to rzadko w horrorach spotykam się z tak inteligentnymi bohaterami, którzy nie podkładają się bezmyślnie siłom zła, a aby wyjść z opresji używają szarych komórek i potrafią wyciągnąć wnioski z wcześniejszych złych decyzji i nie popełniają tych samych błędów ponownie. Bardzo mocnym punktem powieści jest również humor, którym momentami dialogi są wręcz przesączone. Jeden z dwóch głównych bohaterów to wesołek jajcarz, który wolny czas zapewne spędza na przeglądaniu i tworzeniu memów i fragmenty z jego wypowiedziami to kopalnie autentycznie śmiesznych żartów i zabawnych sytuacji. Ale mimo tych dowcipnych wstawek cały czas w trakcie lektury nie da się zapomnieć, że “Dziewczyna” to powieść grozy - napięta atmosfera, nieliczne acz obecne i istotne dla fabuły elementy gore i krwawej brutalności, nie dające się racjonalnie wyjaśnić incydenty i nieustannie wiszące w powietrzu poczucie lęku i niepokoju jasno wyznaczają z jakim gatunkiem literackim obcujemy. Nie chcę też za dużo zdradzać i psuć przyjemności z lektury, więc tylko wspomnę, że zakończenie jest totalnie nieprzewidywalne i mnie kupiło kompletnie. Brawa za odwagę i dla wydawnictwa i dla autora oczywiście, że zaryzykowali i zdecydowali się pójść zupełnie inną drogą niż 9/10 innych twórców grozy.
Proszę Was, sięgnijcie po “Dziewczynę, która klaszcze” - ta książka absolutnie nie zasłużyła na tak złą i odrzucającą reklamę jaką zafundowało jej wydawnictwo. O tym debiucie powinno być głośno, jak najgłośniej, bo nie codziennie ukazują się aż tak pomysłowe i śmiałe powieści grozy. Jeśli w horrorach szukacie wciągających, świeżych i niesztampowych historii z zaskakującymi i niekonwencjonalnymi rozwiązaniami to zdecydowanie nie powinniście być zawiedzeni.
https://www.instagram.com/romyczyta
Czy klaszcząca dziewczyna może wywoływać grozę? Tak, wiem - dla mnie też brzmi to kuriozalnie i nieprawdopodobnie, ale uwierzcie mi - może! Pod cudacznym i karykaturalnym tytułem “Dziewczyna, która klaszcze” kryje się kawał świetnego literackiego horroru. Debiut Tomasza Kozioła to dla mnie jedna z najlepszych polskich powieści grozy ostatnich lat. Opis wydawcy tak naprawdę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-31
Orson Scott Card najbardziej znany jest z serii science fiction o Enderze. Dzięki hollywoodzkiej wielko-budżetowej ekranizacji o trudno było o „Grze Endera” nie usłyszeć. Niewielu czytelników jednak wie, że Card próbował swoich sił również w gatunku grozy. Z jakim skutkiem? Jeśli „Szkatułka” i „Zadomowienie” trzymają taki sam poziom jak „Zagubieni Chłopcy” to niestety marnym. Przede wszystkim w „Zagubionych Chłopcach” horroru jest tyle co kot zapłakał. Wyłącznie na samym początku i w końcówce książki można dopatrzeć się motywów i wątków charakterystycznych dla literatury grozy. Wprawdzie w trakcie powieści również pojawiają się elementy paranormalne, jednak występują raz na parę rozdziałów i jest to 1-2 akapity. Tytułowi zagubieni w nieznanych okolicznościach, prawdopodobnie porwani przez seryjnego mordercę chłopcy pojawiają się dopiero w ostatnich rozdziałach książki. Czym więc jest powieść Carda jeśli nie horrorem? Moje główne skojarzenie może wydać się nieco dziwne, bo przez całą lekturę dzwoniło mi w głowie „Plebania w wersji amerykańskiej”. Powiedzieć, że religia odgrywa w życiu głównych bohaterów - wielodzietnej rodziny Fletcherów, dużą rolę to jak nic nie powiedzieć. Parktycznie całe życie Fletcherów kręci się wokół religii mormońskiej - obydwu rodziców aktywnie udziela się zarówno w przykościelnych stowarzyszeniach i kołach jak i w samym kościele. To co mnie strasznie raziło w tej historii to jak Fletcherowie byli zaślepieni religią, jak stawiali ją wyżej niż naukę.Kiedy ich kilkuletni syn zaczął mieć wyimaginowanych przyjaciół to zaniepokojeni rodzice po długich rozważaniach za i przeciw w końcu zdecydowali się na wizytę z chłopcem u psychiatry - jednak gdy tylko lekarka zasugerowała, że przyczyną może leżeć w nadmiernej religijności rodziny - to dominujący ojciec poczuł się śmiertelnie urażony. I w ogóle co to za wymysły - lekarz od psychiki?! Szarlatan! Tylko pieniądze wyłudza! Dodatkowo miałam takie osobliwe wrażenie, że przekonania rodziców są dokładnym odwzorowaniem przekonań autora. I ja naprawdę nie mam nic przeciwko osobom wierzącym ani wątkom czy motywom religijnym w książkach - o ile są one dawkowane w odpowiednich ilościach i w sposób nienatarczywy i rozsądny, a tu zakrawało to o fanatyzm i przekonanie, że religia stoi wyżej od nauki. Owszem, można się z “Zagubionych chłopców” dowiedzieć sporo o mormoniźmie - zarówno historii, jak i obrzędach i regułach. A powieści poza dobrą fabułą oferujące dawkę wiedzy bardzo szanuję i zawsze doceniam, to jednak Card zrobił to w sposób zbyt nachalny i napastliwy. Ta książka śmiało mogłaby uchodzić za folder reklamowy religii Mormonów. Poza obowiązkami wynikającymi z ich wiary przez całą książkę śledzimy życie codzienne Fletcherów. A jest to życie nadwyraz pospolite, monotonne, nijakie i w związku z tym nudne, dosyć szybko czytanie zmieniło się w prawdziwą mordęgę. Przez kilkaset co chwila czytamy o zawożeniu i odbieraniu dzieci do i ze szkoły, przygotowywaniu posiłków, koszeniu trawy, jeżdżeniu do pracy. I akurat w wątkach dotyczących pracy szalenie się ta książka przestarzała - głowny bohater jest programistą, a że rzecz dzieje się w latach 90 to w przypadku technologii, a już zwłaszcza informatyki jest to jak era dinozaurów. Watek zawodowy stanowi istotną i sporą część książki, więc tu znów o płynnym i porywającym czytaniu nie ma mowy.
Jakieś plusy? Card niewątpliwie umie pisać - sprawnie operuje słowem, potrafi wykreować spójną fabułę i różnorodnych wielowymiarowych bohaterów. Nieźle również wyszły mu fragmenty paranormalne - wyczuwalny jest niepokojący klimat, napięcie i wiszące w powietrzu zło i jakiś nadnaturalny pierwiastek. Szkoda tylko, że te fragmenty stanowią ułamek całej książki.
Z trzech horrorów Carda po sięgnięcie właśnie po “Zagubionych chłopców” w pierwszej kolejności zachęciła mnie informacja, że autor po premierze “Szóstego Zmysłu” zarzucił Shyamalanowi skopiowanie pomysłu z jego powieści. Cóż, spora przesada - tym bardziej, że Card sam przy pisaniu inspirował się i zaczerpnął pomysł ze “Smętarza dla zwierzaków” Kinga.
https://www.instagram.com/romyczyta
Orson Scott Card najbardziej znany jest z serii science fiction o Enderze. Dzięki hollywoodzkiej wielko-budżetowej ekranizacji o trudno było o „Grze Endera” nie usłyszeć. Niewielu czytelników jednak wie, że Card próbował swoich sił również w gatunku grozy. Z jakim skutkiem? Jeśli „Szkatułka” i „Zadomowienie” trzymają taki sam poziom jak „Zagubieni Chłopcy” to niestety...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-07-16
“Grobowiec” to zupełnie nowy i jak całkiem inny od poprzednich pozycji od wydawnictwa Vesper projekt. Wielkopolska oficyna znana dotychczas głównie z wydawania powieści z gatunku literackiego horroru - zarówno klasyki, zagranicznych docenianych przez krytyków i czytelników tytułów, jak i od niedawna stawiających swoje pierwsze kroki w literackim świecie naszych rodzimych autorów, tym razem postawiła na coś zupełnie innego - i tak oto zaserwowała czytelnikom zbiór opowiadań grozy. I w tym miejscu przerwa na małą prywatę - albowiem muszę wspomnieć, że moja przygoda i miłość do rodzimej grozy rozpoczęła się właśnie od opowiadań. Antologie to była moja pierwsza styczność z polskim horrorem i od razu zaiskrzyło i nie powiem - jak to w związkach były lepsze i gorsze momenty, jednak suma summarum - sięgniecie po te teraz już kultowe zbiory jak “13 ran” czy „15 blizn” było jedną z najlepszych czytelniczych decyzji w moim życiu. Wracając do już do “Grobowca”, który to planowany jest jako cyklicznie wydawana antologia zawierająca utwory najciekawszych polskich pisarzy grozy skupiające się wokół jednego konkretnego zagadnienia, motywu. Na pierwszy ogień wybrany został temat szalenie aktualny - opowiadania zawarte w „Zarazie” w większym lub mniejszym stopniu inspirowane są i nawiązują do pandemii. I Vesper znów jest nudny, bo pierwsza antologia w ich katalogu to książka prześwietna! Wydawnictwo przyzwyczaiło nas do doboru tytułów na naprawdę wysokim poziomie, nawet jeśli fabularnie nie każdy czytelnik się odnajdzie to jednak językowo i stylistycznie to zawsze górna półka (ok, znajdzie się pare wyjątków potwierdzających regule, ale to dosłownie parę!). “Zaraza” składa się z 3 części - “Przeszłość”, “Teraźniejszość” i “Przyszłość”. Mnie osobiście najbardziej do gustu przypadł segment przeszłość - ale to bardzo subiektywne odczucie i ja po prostu od jakiegoś czasu wyjątkowo lubuję się w tekstach osadzonych w średniowieczu i stylistyce retro. Po cichu miałam nadzieję, że ostatnia część będzie zawierać opowiadania w konwencji horroru sf i tym samym wyprzedzi w moim rankingu segment o dawnych czasach, jednak “Przyszłość” to czysta groza - nic w stylu Wattsa czy sajfajowego Simmonsa. Rozaczarowana czy zawiedziona nie jestem - skądże! - jednak pozycja “Przeszłości” w moim prywatnym rankingu okazała się niezagrożona. Vesper w „Zarazie” postawił i na znane i sprawdzone w świecie grozy nazwiska jak i debiutantów. Misz masz zaiste udany - bo i pewniaki i świeżynki mają sporo do zaoferowania. Dla mnie absolutnym topem były dwa opowiadania - “Nomen nominandum” wychwalanego pod niebiosa już przeze mnie przy okazji debiutanckiej powieści Kamila Możdżenia i czego kompletnie, ale to kompletnie się nie spodziewałam “Wielka Noc” autorstwa Tomasza Sablika, którego kiedyś - za co teraz biję się w pierś i przyznaję do ogromnego błędu - nazwałam grafomanem. Obydwa teksty to horrory czystą gębą, z mistrzowsko wykreowanym niepokojącym i dusznym klimatem, z tajemniczą i wbijającą w fotel historią. Że i stylistycznie jest pierwszorzędnie chyba nie muszę wspominać. Światowa klasa! Obydwa utwory są tak znakomite, że śmiało mogłyby się znaleźć w antologii Valancourtu. Podium zamykają ex aequo Jakub Bielawski i Bartłomiej Grubich. Pierwszy to sprawdzona marka, więc wiedziałam, że czeka mnie opowiadanie z najwyższej półki, ale i tak "Schlesierthalem” autorowi udało się mnie zaskoczyć. Ukazuje się tu całkiem inny Bielawski niż ten którego znamy z “Ćmy” i wprawdzie obecny jest ten jego charakterystyczny gawędziarski styl, z licznymi nawiązaniami do popkultury i okraszony weirdem, z tajemniczymi i niepokojącymi górskimi krajobrazami i Dolnym Śląskiem - jednak tym razem jest bardziej nowocześnie i dosłownie. Czytelnicy, którzy narzekali, że proza Bielawskiego jest zbyt rozwleczona, bełkotliwa i niezrozumiała tym razem nie będą się mieli do czego przyczepić. "Schlesierthalem” to najbardziej przystępny utwór w bibliografii autora, jednak nadal literacko jest to absolutnie górna półka. Nie powiem - jestem pod ogromnym wrażeniem wszechstronności pisarza! Natomiast opowiadanie Grubicha z całego zbioru chyba najbardziej nawiązuje do tematu pandemii, jest najbardziej dosłowne. Wciągająca historia, świetne pióro, przez nawiązania do aktualnej sytuacji czyta się trochę jak zbeletryzowaną literaturę faktu. Dla mnie rewelacja!
Wymieniłam kilka tekstów, które najbardziej przypadły mi do gustu i standardowo powinnam teraz wspomnieć i o najsłabszych. Ale nie tym razem - nie mogę wyszczególnić w “Zarazie” ani jednego opowiadania, które zasługuje na miano słabej literatury, grafomanii czy paździerza. “Zaraza” jest szalenie różnorodnym podgatunkowo zbiorem - każdy czytelnik znajdzie tu coś dla siebie - i fani grozy spod znaku Lovecrafta czy klasycznych ghost story, jak i miłośnicy onirycznych opowieści, horrorów psychologicznych, niejasnych, pozostawiających czytelnika z mind fuckiem, a także - tak dobrze czytacie - wielbiciele stylistyki gore. Po tylu peanach pisać, że polecam chyba już nie muszę, bo to oczywiste!
https://www.instagram.com/romyczyta
“Grobowiec” to zupełnie nowy i jak całkiem inny od poprzednich pozycji od wydawnictwa Vesper projekt. Wielkopolska oficyna znana dotychczas głównie z wydawania powieści z gatunku literackiego horroru - zarówno klasyki, zagranicznych docenianych przez krytyków i czytelników tytułów, jak i od niedawna stawiających swoje pierwsze kroki w literackim świecie naszych rodzimych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-15
“Dom Maynarda” bez wahania poleciłabym zarówno wyjadaczom literatury grozy jak i czytelnikom zielonym w tym gatunku. Herman Raucher w swojej powieści sięgnął policzne popularne i sprawdzone motywy - jak nawiedzony dom na odludziu, śnieżne zimowe krajobrazy, legendy o wiedźmach, folklor i wierzenia indiańskie. Ale o żadnej sztampie nie ma tu mowy, a to między innymi dlatego, że dorzucił również - ku mojemu ubolewanie rzadko wykorzystywany, a mający ogromny potencjał - temat wojny wietnamskiej i zespołu stresu pourazowego. Z tych na pierwszy rzut oka od Sasa do Lasa, niepasujących do siebie elementów stworzył spójną, niepokojącą i nieoczywistą historię, w której to jednak klimat gra pierwsze skrzypce. Atmosfera wszechobecnej grozy, tajemniczych sił nieczystych i wiszącego w powietrzu zła nie odstępuje czytelnika ani na moment i towarzyszy mu przez całą lekturę powieści. Ja, nawet czytając w samo południe pomimo pełnego słońca i upału rzędu 30 stopni nie ustrzegłam się od gęsiej skórki i wywołujących uczucie strachu zimnych dreszczy. Aż żal, że „Dom Maynarda” to jedyny horror w dorobku amerykańskiego pisarza i scenarzysty. Niejeden doświadczony pisarz grozy z pokaźną listą bestsellerów na koncie nie jest w stanie wzbudzić w czytelniku tak intensywnego poczucia lęku i napięcia co Raucher za pomocą „Domu Maynarda”. Pierwszorzędny horror psychologiczny! Historia snuta przepięknym poetyckim językiem, powoli i sennie, a jednocześnie wyjątkowo angażująca i niepozwalająca ani na moment nudy. I jeszcze sam finał powieści - totalnie nieprzewidywalny, wywołujący przysłowiowy mindfuck i sprawiający, że do niektórych fragmentów, a nawet i całej historii chciałoby się wrócić, bo teraz znając już zakończenie zupełnie inaczej odebrałoby się całą książkę.
https://www.instagram.com/romyczyta
“Dom Maynarda” bez wahania poleciłabym zarówno wyjadaczom literatury grozy jak i czytelnikom zielonym w tym gatunku. Herman Raucher w swojej powieści sięgnął policzne popularne i sprawdzone motywy - jak nawiedzony dom na odludziu, śnieżne zimowe krajobrazy, legendy o wiedźmach, folklor i wierzenia indiańskie. Ale o żadnej sztampie nie ma tu mowy, a to między innymi dlatego,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-04
⭐️4,5/5
Ktoś z Was przypadkiem nie zmaga się z zastojem czytelniczym? Spokojnie, spieszę z pomocą i podsunę Wam lekarstwo, które zdziała cuda! Sięgać po „Battle Royale” - pochłania na amen! Jednak żeby nie było, że wszystko tak pięknie i kolorowo to jest jedno ale! I to spore ale - mianowicie to nie jest książka dla każdego. Na dobrą sprawę jest ona skierowana do wąskiej grupy czytelników posiadających stalowe nerwy i pancerne żołądki, którym maksymalne gore jest niestraszne. W swoim życiu czytałam już dużo brutalnych i „ociekających krwią” książek, sporo horrorów ekstremalnych mam za sobą, a mimo to lektura „Battle Royale” była wstrząsającym i zatrważającym przeżyciem. To bez wątpienia jedna z najdrastyczniejszych, najbardziej szokujących i najmocniejszych powieści z jakimi się zetknęłam. Historia o gimnazjalistach, którzy zmuszeni są nawzajem się bestialsko mordować, aby jeden czy to za sprawą siły, sprytu, szczęścia czy inteligencji przeżył - jednocześnie jest też jedną z najoryginalniejszych, najbardziej pomysłowych i nieprzewidywalnych opowieści. Autor bombarduje nas ogromną liczbą jak najbardziej różnorodnych (są i infantylne zakochane w piosenkarzach z boysbandów laski i dziecięce prostytutki i zimnokrwiste pozbawione jakichkolwiek uczuć „banany” - żeby wymienić bardziej kolorowe przypadki) bohaterów (gdyby nastoletni bohaterowie byli nie znajomymi ze szkolnej ławki, a rodzeństwem to pobierając 500+ w 12 miesięcy wesoła rodzinka awansowałaby do grona ćwierć milionerów!), a każdy z nich jest porządnie zarysowany. Takami nie szczędzi obszernych oddzielnych wątków, aby przybliżyć nam dzieciństwo, historię i motywacje nastolatków. A takie kompleksowe i skrupulatne przybliżenie nam postaci sprawia, że trudno z nimi w pewien sposób nie sympatyzować (a mówimy o mordercach!), a nawet można mówić o życiu się i dopingowaniu pojedynczych uczestników śmiercionośnego turnieju. Ja naprawdę momentami chciałam przerwać czytanie (i to jak chciałam!), bo nie mogłam już dłużej tolerować i znosić tortur, jakim autor poddawał postacie, z największym trudem przekręcałam stronę, bo bałam się jakie jeszcze nieludzkie okrucieństwa może im zgotować. Jednak za każdym razem ciekawość wygrywała i czytałam dalej. I właśnie taki paradoks jest z lekturą „Battle Royale” - z jednej strony nie mogę już dłużej czytać, bo robi mi się słabo od bestialskiej przemocy i cierpień nastolatków, nerwowo obgryzam paznokcie i drżę ze strachu o dalsze losy bohaterów, a z drugiej - szalenie dynamiczna akcja, która nie zwalnia ani na sekundę, brak jakichkolwiek przestojów, twisty fabularne w najmniej oczekiwanych momentach, a w końcu i przemożna ciekawość jak zakończy się ta mordercza gra i czy zwycięży faworyt - wszystkie te składowe sprawiły, że jest to książka nieodkładalna. Krótkie rozdziały również nie ułatwiają rozstania się „BR”. Wszyscy to znamy - jeszcze jedna strona dokończę tylko rozdział, a z jednej strony potem robi się kilka - następnie kilkanaście i kilkadziesiąt aż dochodzi się do kilkuset. Więc pomimo sporych rozmiarów powieść Takamiego pochłania się błyskawicznie, tak strasznie wciąga.
Przy tylu moich zachwytach normalnie napisałabym teraz, że tak obłędna książkę to ja gorąco polecam każdemu. Ale akurat w przypadku „Battle Royale” polecić jej wszystkim jak najbardziej świadomie nie mogę, a to ze względu na wspomniany już bezmiar przemocy. Tylko trzeba też podkreślić ze u Takamiego nie jest to pusta agresja - wyłącznie dla samego zszokowania czytelnika, wywołania kontrowersji i rozgłosu wokół powieści, bo ważną rolę odgrywa w „Battle Royale” i trudna sytuacja polityczna i społeczna Japonii, jak i problemy wieku dojrzewania i wewnętrzne rozterki bohaterów. I bardzo dobrze, bo gdyby nie wplecenie w fabułę poważnych problemów i tematów książka byłaby niczym więcej jak kolejną bezmyślną krwawą rąbanką. Na szczęście dla czytelnika poszukującego nieprzeciętnie rozrywkowej, ale nie pustej i banalnej książki autor miał większe ambicję niż być tylko japońskim Laymonem.
https://www.instagram.com/romyczyta
⭐️4,5/5
Ktoś z Was przypadkiem nie zmaga się z zastojem czytelniczym? Spokojnie, spieszę z pomocą i podsunę Wam lekarstwo, które zdziała cuda! Sięgać po „Battle Royale” - pochłania na amen! Jednak żeby nie było, że wszystko tak pięknie i kolorowo to jest jedno ale! I to spore ale - mianowicie to nie jest książka dla każdego. Na dobrą sprawę jest ona skierowana do wąskiej...
2018-06-13
Myślicie, że w książkach o tematyce nawiedzonych domów już nic Was nie zaskoczy i przecież to wszystko już wcześniej gdzieś było? Sięgnijcie po “The Elementals”, a przekonacie się, że byliście w błedzie! Michael McDowell stworzył niezwykle oryginalną powieść, z kartek której wręcz sączy się niepokojąca, duszna atmosfera horroru southern gothic. Alabama, upalne lato, dwie rodziny, trzy gotyckie wille przy plaży. Jednak tylko dwie z nich zamieszkane. Co jest z trzecią nie tak - czy w niej straszy? Czy to duchy czy demony? A może coś jeszcze innego zamieszkuje mroczne domostwo? McDowell sięgnął po mocno już wyeksploatowany w literaturze motyw nawiedzonego domu, jednak zastosował go w całkiem nowatorski sposób - dorzucając pomysły wcześniej w literaturze nie spotykane. Czy kiedykolwiek czytaliście horror, w którym największym zagrożeniem był piasek i tytułowi Elementalsi - zmiennokształtne byty (ni to duchy, ni upiory)? Założę się, że nie! Dodatkowo jak southern gothic, tak i w “The Elementals” znajdziemy obowiązkowe w tym podgatunku elementy voodoo, obrzydliwie bogatą dysfunkcyjną rodzinę, poruszone kwestie niewolnictwa i nierówności rasowych czy specyficzny dla amerykańskiego południa dialekt, jakim posługują się bohaterowie.
Wielka szkoda, że ten jeden z najoryginalniejszych i miejscami autentycznie przerażających horrorów nie doczekał się wydania w Polsce. Dla miłośników niepokojącej, nieoczywistej grozy pozycja obowiązkowa!
Myślicie, że w książkach o tematyce nawiedzonych domów już nic Was nie zaskoczy i przecież to wszystko już wcześniej gdzieś było? Sięgnijcie po “The Elementals”, a przekonacie się, że byliście w błedzie! Michael McDowell stworzył niezwykle oryginalną powieść, z kartek której wręcz sączy się niepokojąca, duszna atmosfera horroru southern gothic. Alabama, upalne lato, dwie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to