Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Przyznaję bez bicia - literatura faktu, to nie moja bajka. I tu nawet nie chodzi to czy coś jest nudne, ciekawe czy zwyczajnie obojętne, ale o sam fakt śledzenia fabuły, pilnowania narracji, śledzenia tego ku czemu dąży opowieść. Tego w literaturze faktu nie uświadczę. Ale czasem robię wyjątek od reguły, tym razem padło na “Trzy oblężenia. Joannici w walce z Turkami. Obrona Rodos (1480, 1522) i Malty (1565)” Jana M. Długosza.

Pod tym, dość długim, tytułem kryje się popularno-naukowa opowieść o decydujących latach zmagań pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami w basenie Morza Śródziemnego. Autor nie ogranicza się bowiem do samych starć, ale kreśli bardzo szerokie tło historyczne sięgając także do dziejów samego kontynentu. Wydana w twardej oprawie książka zawiera przypisy, bibliografię (niewielką) i trochę ilustracji. Ciekawostką jest fakt, że pojawiają się też kody QR odnoszące do filmów z YT na temat nowożytnych fortyfikacji.

Najciekawiej robi się jednak w tych miejscach, gdzie Jan M. Długosz porzuca rozważania dotyczące historii politycznej i staje się kronikarzem starć albo… przewodnikiem! Kilka stron o Rodos i Malcie to zdecydowanie za mało i chciałoby się przeczytać tego zdecydowanie więcej. Opisy starć czyta się niemal tak dobrze jak powieść i chociaż znający podstawy historii Czytelnik dobrze wie “jak to się skończyło”, to nietrudno jest zaangażować się emocjonalnie.

Licząca 200 stron pozycja wydana została w formacie B5 stąd tekstu jest tu trochę więcej niż mogłoby się wydawać. Znalazłem jedynie kilka literówek, ale nie wpływają na zadowolenie z lektury.

Przyznaję bez bicia - literatura faktu, to nie moja bajka. I tu nawet nie chodzi to czy coś jest nudne, ciekawe czy zwyczajnie obojętne, ale o sam fakt śledzenia fabuły, pilnowania narracji, śledzenia tego ku czemu dąży opowieść. Tego w literaturze faktu nie uświadczę. Ale czasem robię wyjątek od reguły, tym razem padło na “Trzy oblężenia. Joannici w walce z Turkami. Obrona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,


Na półkach: ,

Wyobraźmy sobie powieść, której bohaterem jest pewien młody Turek. Akcja rozgrywa się w latach 60. XVII wieku, Kamieniec jeszcze po polskiej stronie, a gdzieś tam na trzecim planie migają nam bohaterowie “Pana Wołodyjowskiego”. Zapewne w ten sposób Węgrzy czytali “Tureckie lustro” Viktora Horvátha. Jest to bowiem powieść pokazująca drugą stronę konfliktu, który znalazł swój finał w “Gwiazdach Egeru” Gézy Gárdonyi.

Trzeba jednak zaznaczyć, że “Tureckie lustro” to nie klasyczna, walterscottowska opowieść w dziewiętnastowiecznym stylu. To raczej stylizowana na osmańską kronikę historia młodości i powolnego tracenia złudzeń wraz z wchodzeniem w dorosłość. Nieco podobna do książek Waltariego, ale też zdecydowanie bardziej chaotyczna, pełna dygresji, niedokończonych wątków i czasowych przeskoków.

Lektury nie ułatwia też język - naszpikowany obcym słownictwem (chociaż na końcu mamy przydatny słowniczek), ale też poczucie kulturowo odmiennego spojrzenia. I nie chodzi tu nawet o recepcję chrześcijaństwa, ale całą obyczajowość głównego bohatera przejawiającą się zwłaszcza w sprawach seksualnych.

Ostatecznie, uhonorowana nagrodą literacką UE, książka broni się jako ciekawy eksperyment, ale też pozostawia czytelnika z pytaniem dla kogo w zasadzie została napisana? Obawiam się bowiem, że szukającym w literaturze rozrywki, bogatych portretów psychologicznych czy współodczuwania może zwyczajnie stanąć ością w gardle.

Wyobraźmy sobie powieść, której bohaterem jest pewien młody Turek. Akcja rozgrywa się w latach 60. XVII wieku, Kamieniec jeszcze po polskiej stronie, a gdzieś tam na trzecim planie migają nam bohaterowie “Pana Wołodyjowskiego”. Zapewne w ten sposób Węgrzy czytali “Tureckie lustro” Viktora Horvátha. Jest to bowiem powieść pokazująca drugą stronę konfliktu, który znalazł swój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Księżniczka, smok, misja, rycerz, towarzysz i towarzyszka. Wydawać by się mogło, że to wszystko już znamy, ale Anna Brzezińska ustawia figury na planszy w zupełnie innym porządku. I nie chodzi wcale o prostą postmodernistyczną podmiankę złego smoka z dobrym rycerzem, co to to nie. Bo przecież miasto, które trzeba uratować (ale czy rzeczywiście trzeba?), daleki jest od ideału. Czasy kiedy święci chodzili po ziemi już dawno minęły, czasy rycerzy odeszły w niepamięć, teraz wszystkim rządzi pieniądz, pożądanie i żądza mordu, a śmierć wisi nad światem i przygląda się bohaterom oczyma martwych drozdów nawet podczas ich seksualnych uniesień.

“Mgła” nie jest powieścią łatwą. Mam wrażenie, że Anna Brzezińska dość już miała popularyzatorskich książek spod znaku “Córek Wawelu” i zapragnęła napisać wreszcie coś “swojego”. Wyszła jej książka ambitna i nieoczywista, która po raz kolejny przerosła polski fandom. Ale może poza nim znajdzie autorka nowych czytelników?

Księżniczka, smok, misja, rycerz, towarzysz i towarzyszka. Wydawać by się mogło, że to wszystko już znamy, ale Anna Brzezińska ustawia figury na planszy w zupełnie innym porządku. I nie chodzi wcale o prostą postmodernistyczną podmiankę złego smoka z dobrym rycerzem, co to to nie. Bo przecież miasto, które trzeba uratować (ale czy rzeczywiście trzeba?), daleki jest od...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach: ,

To bardzo dobry zbiór opowiadań z Ukrainy, z pobrzmiewającą gdzieś w tle wojną na Krymie.

Trudno mi nazwać je realistycznymi, ale nie chciałbym też szufladkować ich groteską czy jakimś tam realizmem magicznym. Jest w tych, jednak realistycznych, historiach jakieś tchnienie niesamowitości. Tylko i tyle i aż tyle.

Same historie nie wydają mi się specjalnie odkrywcze, są też zdecydowanie zbyt krótkie. Dobrze byłoby przypomnieć je sobie po dłuższym czasie i sprawdzić jak się osadziły w pamięci. To raczej takie dziwaczne obrazki niż jakiś skomplikowany fresk społeczny.

Jest w nich jednak coś niezwykłego (bizarnego jakby powiedziała pewna Noblistka!), co sprawia, że chce się o nich pamiętać. Zwłaszcza dwa: “Kostia” - o miłości silniejszej niż śmierć, z zaskakującym zakończeniem, i “Pudełko z guzikami”, które przypominało mi “Genialną przyjaciółkę”, ale w wersji ukraińskiej i zamkniętą na kilku stronach. Inne , lepsze lub gorsze, wydały mi się mimo wszystko powtarzalne wobec tego co już znałem.

Trochę irytowało mnie tłumaczenie Zadury, z tym dziwacznym “czemuś” wtykanym nieco zbyt często, trochę też brakowało szerszego tła, ale z drugiej strony jak na literackie obrazki, by nie rzec shorty, rzecz bardzo zacna!

To bardzo dobry zbiór opowiadań z Ukrainy, z pobrzmiewającą gdzieś w tle wojną na Krymie.

Trudno mi nazwać je realistycznymi, ale nie chciałbym też szufladkować ich groteską czy jakimś tam realizmem magicznym. Jest w tych, jednak realistycznych, historiach jakieś tchnienie niesamowitości. Tylko i tyle i aż tyle.

Same historie nie wydają mi się specjalnie odkrywcze, są też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,


Na półkach: ,