Zmierzch świata rycerzy Anna Brzezińska 7,7

ocenił(a) na 919 tyg. temu Mówi się, że historie piszą zwycięzcy, a że na przestrzeni stuleci to zwykle mężczyźni wywoływali konflikty i toczyli wojny, to im przypadła zaszczytna rola kronikarzy dziejów. Nie tym jednak razem, dziś historia należy do Anny Brzezińskiej i jej potężnych kobiet, które wprowadziły świat w epokę renesansu.
Zmierzch świata rycerzy to niezwykle obfite tomiszcze i nie mam tu jedynie na myśli potężnej ilości stron ale przede wszystkim zawartą w nich wiedzę. Anna Brzezińska – autorka – z niezwykłą dbałością o szczegóły przedstawia nam dzieje Burgundii Walezjuszów, Rzymu Borgiów oraz Ferrary dEstów. Nie podaje jednak tylko suchych faktów i wykazów dat, które cechują książki historyczne a zabiera czytelnika w podróż do przeszłości, na zwaśnione książęce i królewskie dwory, pełne intryg papieskie świątynie czy klasztory, których żywi święci mieli status niczym współczesne nam gwiazdy rocka.
Muszę przyznać, że ta książka mnie zaskoczyła i zachwyciła. Znając wcześniej twórczość Anny Brzezińskiej oczywiście spodziewałam się, że kolejna jej publikacja utrzyma poziom wcześniejszych, jednak tym razem moje oczekiwania zostały spełnione w 120%. Autorka Zmierzchu świata rycerzy prowadzi swojego czytelnika przez schyłek średniowiecza wprost ku nowożytności, osiami swojej opowieści czyniąc potężne i dumne kobiety, które świat i historia osadziły w roli Penelopy – kobiety, która musi przetrwać „burze” i uchronić od zapomnienia dziedzictwo swego rodu.
Mówi się, że mężczyzna jest głową rodu…
…. a kobieta szyją, która tą głową kręci.
Czasem zapominamy, że być kobietą w tamtych czasach nie było łatwo, podczas gdy mężczyźnie wolno było praktycznie wszystko, wystarczyło jedno złe słowo by zniszczyć reputację kobiety. Wielkie władczynie wiodły więc żywot pobożniejszy niż niejedna mniszka, zaczytując się w religijnych księgach i wznosząc modły za swych krnąbrnych mężów i synów. Stroniły od najdrobniejszych podejrzeń dotyczących ich prowadzenia się i jak ognia piekielnego unikały pokus. I wszystko to po to, by nie skończyć w hańbie jak pierwsza lepsza ladacznica. Jednak mimo tych niemal męczenniczych obostrzeń wiedzą i władzą niektóre wcale nie ustępowały mężczyzną.
Małgorzata Andegaweńska, Małgorzata York, Izabela Portugalska, Maria Burgundzka Lukrecja Borgia… to tylko kilka najznamienitszych pań, które czytelnikowi jest dane poznać. Świetnie wykształcone, o doskonałych manierach i zacnym pochodzeniu, musiały stawić czoła niejednemu mężczyźnie, któremu wydało się, że miejsce kobiety jest dwa kroki za mężem. Rządziły swoimi ojczyznami, prowadziły dwory i posiadały świetnie prosperujące biznesy. Były patronkami malarzy, poetów, rzeźbiarzy i mnichów…
Ale do brzegu :D Ta książka ma zdecydowanie więcej plusów niż minusów. Na ogromne oklaski zasługuje mrówczy wysiłek autorki, bo uwierzcie mi znaleźć rzetelne materiały o kobietach schyłku średniowiecza nie jest wcale tak znowu łatwo i nie wiem w sumie co spodobało mi się bardziej, ta rzetelna praca wykonana przy pisaniu czy może umiejętności literackie autorki, które sprawiły, że martwe od wieków postacie na powrót ożyły, by zabrać czytelnika w barwną podróż po swoich włościach. Jeśli chodzi o minusy za, to tak naprawdę w całej pozycji doskwierała mi jedna rzecz. Początkowo miałam wrażenie, że jak to „O kobietach, którym zawdzięczamy nowożytność” jak tych kobiet tam jak na lekarstwo, a wszystkie stoją grzecznie w cieniu mężów i ojców, dopiero w pewnej chwili dotarło do mnie, że tak przecież właśnie wyglądało ich życie i nie mogę oczekiwać po książce historycznej, że jej bohaterki przywdzieją zaraz superbohaterskie peleryny i z laserami w oczach pobiegną ratować świat. Gdy odrzuciłam to XXI uprzedzenie i zamiast wyczekiwać supermocy skupiłam się na prawdziwej historii kobiet, książka pochłonęła mnie bez reszty. Skoro więc nie to, to co? Wprowadzenie. Niestety to doskwierało mi przez cały czas, odnosiłam rażenie, że żeby dotrzeć do swoich bohaterek i osadzić je w odpowiednich realiach Anna Brzezińska przeprowadzała czytelnika przez cały ich ród łącznie z bocznymi gałęziami i weselem stryjenki wuja w trzecim pokoleniu. Czy to takie straszne? Nie, absolutnie, to naprawdę świetnie, że nie dostawaliśmy bohaterki wrzuconej w wir zdarzeń, ale mogliśmy poznać jej przeszłość i dowiedzieć się co nieco o jej rodzinie, nim dotrzemy do „właściwych” wydarzeń. Jednak z powodu tych wstępów bohaterowie mnożyli się jak króliczki, co wprowadzało nielichy zamęt w czytaniu i czasem zwyczajnie, po ludzku ciężko było zorientować się kto jest kim.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
#współpracabarterowa
#współracarecenzencka
#współpracareklamowa