-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać140
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2023-06-10
2023-03-28
2023-04-02
2021-02-27
2023-02-26
Jak większość na pewno wie, King ma skłonności do wodolejstwa w swoich książkach. Osobiście lubię te wstawki, jego opisy zawsze wprowadzały klimacik do książki i pozwalały się zagłębić w historii w 100%. Problem pojawia się wtedy, kiedy to wodolejstwo przechodzi na całą książkę. Takim oto sposobem powstała powieść Kinga pod tytułem "Billy Summers" czyli King w jednym z najgorszych wydań jakie widziała Ziemia.
Sam Billy jest postacią, którą naprawdę można polubić, ale cóż z tego, jeśli cała historia koniec końców jest papierowa i nijaka ? Przez całą książkę miotamy się między sytuacją faktyczną bohatera, a jego retrospekcjami do swojej przeszłości w postaci pisanej przez niego książki.
Co do samych wstawek z pisania wątpliwego dzieła, przez naszego głównego bohatera były one dla mnie bez większego znaczenia. Nie ruszało mnie to w ogóle, a chyba w założeniu miały być emocjonalną podróżą w głąb duszy i myśli bohatera. Jest to coś, co niepotrzebnie zwiększa objętość książki, która i tak moim zdaniem jest o dużo za długa. A co do samej objętości, to książka jest wydana taką czcionką, że po jej niewielkim zmniejszeniu (nie ingerując w komfort czytania) możnaby z tego zrobić 350 w porywach do 400 stron. Co tam papier, czy tam jakieś drzewa. Rozdmuchujmy wszystko do wielkich rozmiarów, bo przecież środowisko to wytrzyma. 💁🏼♀️
Wracając do treści.
W pewnym momencie byłam po prostu zmęczona całą historią. Niektóre sytuacje były abstrakcyjne. Czasem miałam wrażenie, że ilość przypadków i zbiegów okoliczności na stronę zakrawała o absurd. Było mi naprawdę obojętnie co się z nimi wszystkimi stanie, a najlepiej jakby ktoś tam spuścił bombę, przynajmniej koniec książki byłby szybszy 😅
"Umarł król, niech żyje król" ... Poproszę starego Kinga 🤦🏼♀️
Jak większość na pewno wie, King ma skłonności do wodolejstwa w swoich książkach. Osobiście lubię te wstawki, jego opisy zawsze wprowadzały klimacik do książki i pozwalały się zagłębić w historii w 100%. Problem pojawia się wtedy, kiedy to wodolejstwo przechodzi na całą książkę. Takim oto sposobem powstała powieść Kinga pod tytułem "Billy Summers" czyli King w jednym z...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-12
Z Bukowskim niestety się raczej nie polubię. Nie jest to literatura, która w jakiś sposób do mnie przemawia. Nie pasuje mi sposób podania tego, co serwuje nam Pan Bukowski. Jednym zdaniem - wieje mi tutaj rynsztokiem. Prawie wszystkie opowiadania kręcą się wokół chlania, barów, kobiet, sek$u i jeszcze większej ilości alkoholu.
Znalazłam kilka opowiadań, które w jakiś sposób mi się podobały, ale nie jest to coś co mnie zwaliło z nóg. Warsztatowo, też o dziwo były dobre. Tyle.
Jednak mimo wszystko nie jest to coś, co zaliczyła bym do literatury wybitnej. Nie rozumiem zachwytów i wysokich ocen jakie zabiera ten zbiór opowiadań. Gwoździem do trumny dla tej książki było dla mnie posłowie, z wydźwiękiem, że jak nie widzisz tam głębi, toś ignorant i się nie znasz. Cóż... jak dla mnie ze szmaty jedwabiu nie zrobisz .... ale jak widzę, patrząc na ten zbiór - można.
Z Bukowskim niestety się raczej nie polubię. Nie jest to literatura, która w jakiś sposób do mnie przemawia. Nie pasuje mi sposób podania tego, co serwuje nam Pan Bukowski. Jednym zdaniem - wieje mi tutaj rynsztokiem. Prawie wszystkie opowiadania kręcą się wokół chlania, barów, kobiet, sek$u i jeszcze większej ilości alkoholu.
Znalazłam kilka opowiadań, które w jakiś...
2023-01-29
Stwierdzam wszem i wobec, że ta seria powinna się skończyć na 4 części. Piąta była jeszcze ewentualnie do przeczytania, bez większego szału, ale nie było aż tak źle. Za to przy "Zapachu śmierci" wynudziłam się okrutnie.
Zacznę od tego, że kryminał na prawie 500 stron jest koszmarem. Wydaje mi się, że nie jest to gatunek, który potrzebuje, aż takich objętości, żeby stworzyć coś sensownego, nawet jestem skłonna powiedzieć, że bardziej mu szkodzi niż pomaga, bo wszystko jest niemiłosiernie rozwleczone. W przypadku tej pozycji, do jakiejś 200 strony dzieje się tyle co nic, ciągle powtórzenia, jakbym w kółko czytała jeden rozdział. Nic odkrywczego, odkładałam i brałam spowrotem po paru stronach, narzekałam co nie miara, ale chyba masochizm książkowy mam we krwi. Później zaczyna się coś dziać, akcja zaczyna przyspieszać, nie powiem, ale cieszyło mnie to. Już byłam szczęśliwa, że moja cierpliwość zostanie nagrodzona, ale niestety nadzieja matką głupich i okazało się, że jest to pomieszanie z poplątaniem, a niektóre sytuacje są tak mocno naciągane, żeby tylko "jakoś to do kupy złożyć". Nadal nie rozumiem po co niektóre wątki zostały wplecione ... Dla zmylenia przeciwnika? Jeśli tak, to wyszło gorzej niż słabo.
Kolejna sprawa, czyli bohaterowie. Jest pare irytujących postaci, które były mimo wszystko jakieś, ale reszta nijaka i papierowa. Nie ukrywam, że bardzo lubiłam doktora Huntera, ale w tej części jest takim miękiszonem i melepetą, że nie mam pytań 😅 Daje sobą pomiatać i robić siebie publicznie idiotę. Ja rozumiem, że jest styrany życiem i trauma po dźgnięciu w brzuch pozostała, ale litości... W sumie, to nie znalazłam ani jednego bohatera, który w jakiś sposób dał się polubić albo wzbudzał minimalny respekt.
Patrząc na ilość przedstawionych postaci w książce, moim zdaniem, bardzo prosto wywnioskować, kto za tym całym przedsięwzięciem stoi. Zostaje jedynie kwestia po co to zrobił, ale finalnie też nie brzmi to jakoś mocno przekonująco.
Podsumowując, nie jest to książka, bez której przeczytania bym nie przeżyła. Może zmarnowany na nią czas przeznaczyłbym na coś innego, bardziej wartościowego. No, ale co się stało to się nie odstanie, może sięgając po tą część zastanowicie się 4 razy czy warto ... Pozostałe cztery tomy serii mocno polecam, bo bawiłam się przy nich świetnie :)
Poza tym doszły mnie słuchy, że 7 tom jest już napisany...czy po niego sięgnę ? Śmiem wątpić.
Stwierdzam wszem i wobec, że ta seria powinna się skończyć na 4 części. Piąta była jeszcze ewentualnie do przeczytania, bez większego szału, ale nie było aż tak źle. Za to przy "Zapachu śmierci" wynudziłam się okrutnie.
Zacznę od tego, że kryminał na prawie 500 stron jest koszmarem. Wydaje mi się, że nie jest to gatunek, który potrzebuje, aż takich objętości, żeby...
2019-12-13
2019-08-30
2022-11-01
2022-05-28
Victor LaValle - Odmieniec
Nowa seria grozy od Wydawnictwa MAG prezentuje się naprawdę świetnie wizualnie 🥰 No, ale jak na razie z treścią księżek jest średnio 😅 Za mną dwa tomy "Domieniec" i "Dni ostatnie" i jednym zdaniem: dupy mi nie urwało. Dzisiaj na stół rzeźniczy pechowo trafił "Odmieniec" i jak na malkontenta przystało, zaczynam narzekać 🤣
Do połowy, klimacik był naprawdę świetny. Historia przypominała mi trochę "Dziecko Rosemary" z czego byłam bardzo zadowolona, bo bardzo lubię tą historię. Do tego doszedł bardzo przyjemny styl pisania, dzięki czemu przez książkę dosłownie płynęłam. Autor poruszył kwestię rasizmu i wpływu jaki ma na nasz świat internet, telefony i media społecznościowe. Wszystko wydawało się być idealnie i zaczęłam rozumieć czemu ta książka otrzymała nagrodę. Nagle czar pryska. Dochodzimy do strony około 190 i nagle nastąpuje zmiana o 180 stopni. Zupełnie tak, jakby od połowy książka była pisana przez innego człowieka. Logika zaczęła zawodzić, wkradł się niepotrzebny chaos, przez co mam wrażenie, że autor nie do końca wiedział jak pociągnąć tą historię i koniec końców otrzymujemy wszystko i nic.
Cała księga V mogła zostać pominięta, bo tak naprawdę nie wnosi nic istotnego do fabuły, gwałci się z logiką i pokazuje jak nasz główny bohater jest pozbawiony myślenia i zmienia nastawienie w 5 minut 😅 Cała ta księga kojarzyła mi się z filmem "Droga bez powrotu - geneza" (swoją drogą okropny film i szczerze nie polecam). Następuje też, naprawdę dziwny przeskok z szarej rzeczywistości do baśniowego klimatu. Pif paf, bum, płomienie śmierci i nasz bohater wraca sobie spokojnie łódeczką jak gdyby nigdy nic. Tak, jakby zapomniał przez te paręnaście stron po co on tam w ogóle się zjawił.
Zakończenie pozostawię bez komentarza, bo było tak infantylne, naiwne i kiczowate, że wywaliło mnie z kapci z zażenowania. Absurd to mało powiedziane. Bohaterowie zachowywali się jakby przez 400 stron ZUPEŁNIE NIC SIE NIE STAŁO i pojechali zjeść na luzie obiadek u teściowej.
Po przeczytaniu siadłam i zaczęłam analizować, łączyć kropki i starać się znaleźć logiczne wytłumaczenie niektórych sytuacji. Miałam pecha, bo dzięki takiemu zastanawianiu, znalazłam jeszcze więcej błędów logicznych i fabularnych, przez co sens zatracał się coraz bardziej.
Ja osobiście jestem na nie.
Victor LaValle - Odmieniec
Nowa seria grozy od Wydawnictwa MAG prezentuje się naprawdę świetnie wizualnie 🥰 No, ale jak na razie z treścią księżek jest średnio 😅 Za mną dwa tomy "Domieniec" i "Dni ostatnie" i jednym zdaniem: dupy mi nie urwało. Dzisiaj na stół rzeźniczy pechowo trafił "Odmieniec" i jak na malkontenta przystało, zaczynam narzekać 🤣
Do połowy, klimacik był...
2022-08-23
Każdy pewnie oglądał albo przynajmniej kojarzy film Ring, w którym po odpaleniu tajemniczej kasety, macie 7 dni życia, a później z telewizora wychodzi dziewczynka, która pomaga wam zakończyć żywot.
Tutaj przedstawiam wam książkę, która została inspiracją do nakręcenia tego filmu. O książce dowiedziałam się stosunkowo niedawno i nie powiem, napaliłam się na czytanko. Pobiegłam do biblioteki, bo okazało się, że książka jest ciężko dostępna.
Szczerze powiem, że gdybym trzymała się mojej złotej zasady - najpierw książka, potem film - to najprawdopodobniej film ominęła bym szerokim łukiem. Tak, w tym przypadku FILM JEST LEPSZY OD KSIĄŻKI.
Już tłumaczę dlaczego.
Zacznę od tego, że najnormalniej w świecie nie chciało mi się jej kończyć. Ona sama w sobie nie jest gruba. Zaledwie 300 stron i czyta się ekspresem, ale nie mogłam przez nią przebrnąć. Przez 80% tekstu, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
Dialogi były okropne. Strasznie płytkie i drętwe, jakby rozmowę prowadziły ze sobą dzieciaki, a nie dorośli bardzo dobrze wykształceni ludzie. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, ale te dialogi naprawdę kłuły po oczach. To samo tyczy się bohaterów. Oni po prostu byli. Nie poczułam do żadnego z nich jakieś większej sympatii czy antypatii. Byli nijacy i zupełnie mi obojętni. Obejrzeliście kasetę i umrzecie za 7 dni? Oh no. Anyway. Do tego nie mam pojęcia jakim sposobem nasi bohaterowie dochodzili do takich wniosków, przy całej tej zagadce z kasety i jak wynajdowali takie poszlaki. Przeciętny człowiek nie byłby w stanie zrobić tyle, w tak krótkim czasie.
Fabuła jest prowadzona dramatycznie źle. Jak dla mnie jest bardzo nielogicznie i chaotycznie. Momentami wszystko dzieje się bardzo szybko, a nagle wszystko spowalnia, jest rozwleczone z milionem niepotrzebnych informacji, które nijak mają wpływ na fabułę. Moim zdaniem najistotniejsze rzeczy są zrobione "po łebkach".
Najbardziej raziły mnie w oczy powtórzenia, bardzo dużo powtórzeń tego, co już było wspomniane w książce wcześniej. Jakby autor upewniał się, że czytelnik NA PEWNO zapamiętał, to co chciał przekazać. Dla mnie było to bardziej denerwujące niż pomocne.
Zakończenie jest nienajgorsze i trochę dzięki niemu książka w jakiś minimalny sposób zyskała w moich oczach. Ale tylko troszeczkę.
Osobiście nie uważam, że jest to coś co trzeba przeczytać. Ja osobiście zostaję przy filmie.
A jeśli nie widzieliście ani filmu, ani nie czytaliście książki, to na pewno nie znaczynajcie od książki bo tylko się rozczarujecie.
Każdy pewnie oglądał albo przynajmniej kojarzy film Ring, w którym po odpaleniu tajemniczej kasety, macie 7 dni życia, a później z telewizora wychodzi dziewczynka, która pomaga wam zakończyć żywot.
Tutaj przedstawiam wam książkę, która została inspiracją do nakręcenia tego filmu. O książce dowiedziałam się stosunkowo niedawno i nie powiem, napaliłam się na czytanko....
2022-07-08
"Aukcjoner" jest pierwszą i ostatnią książką jaka wyszła spod ręki Joan Samson. Powieść została wydana po śmierci autorki i podobno zainspirowała Kinga do napisania "Sklepiku z marzeniami". Jeśli tak, to jest chyba jedyny "grozowy" aspekt jaki wyczytamy z tej książki. "Aukcjoner" miał być docelowo powieścią grozy...jednak ja tej grozy nie znalazłam w ani jednym zdaniu. Gatunkowo bardziej pasuje mi tu powieść obyczajowa, społeczna czy nawet w jakiś sposób historyczna. Szczerze mówiąc, gdyby nie to, że miała być to powieść grozy, to myślę, że nie sięgnęłabym po tę książkę.
Zmęczyłam się przy czytaniu okropnie. Już po pierwszych dwóch rozdziałach wiedziałam, że ze stylem pisania Joan Samson się nie polubię. Jak dla mnie był zbyt "ciężki", za mocno opisowy. Moim zdaniem autorka skupiała się za bardzo na zbędnych szczegółach, które powodowały wrażenie wodolejstwa. Bohaterowie byli mocno nijacy, a tytułowy aukcjoner nie zrobił na mnie jakiegoś większego wrażenia. Do tego dochodzą drętwe dialogi i emocje jak na grzybobraniu, gdy nasz aukcjoner zaczyna konfiskować rzeczy na aukcje. Momentami czułam się jakbym czytała "Chłopów" Raymonta albo "Nad Niemnem" Orzeszkowej (tak było, nie ściemniam). Mimo wszystko brnęłam dalej w nadziei na jakikolwiek zwrot akcji, który choć troszkę mnie rozbudzi i zrekompensuje trud jaki włożyłam w czytanie tej historii. Niestety, nie doczekałam się. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Czekałam aż ta książka się po prostu skończy. Nie znalazłam w tam naprawdę nic co wzbudziłoby moją ciekawość i zachęciło do dalszego czytania.
Z mojej strony nie polecam.
"Aukcjoner" jest pierwszą i ostatnią książką jaka wyszła spod ręki Joan Samson. Powieść została wydana po śmierci autorki i podobno zainspirowała Kinga do napisania "Sklepiku z marzeniami". Jeśli tak, to jest chyba jedyny "grozowy" aspekt jaki wyczytamy z tej książki. "Aukcjoner" miał być docelowo powieścią grozy...jednak ja tej grozy nie znalazłam w ani jednym zdaniu....
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-13
Joe Hill - Pudełko w kształcie serca
"Pudełko w kształcie serca" przez długi czas był tzw. białym krukiem, a jego ceny sięgały dość kosmicznych kwot. Nie powiem, że nie, ale dodawało to tej książce nutkę tajemniczości i zwiększyło moje zainteresowanie tą pozycją. W końcu, gdy pojawiło się wznowienie, pierwsze co zrobiłam to zakupiłam tę książkę. Było to moje pierwsze spotkanie z Hillem jeśli chodzi o powieść, wcześniej czytałam komiks "Kosz pełen głów", który z resztą bardzo przypadł mi do gustu, biorąc pod uwagę historię, czarny humor no i oczywiście kreskę. Miałam duże nadzieje co do "Pudełka", bo podobno jest to najlepsza książka Hilla. Niestety poczułam ukłucie rozczarowania.
Sam pomysł jest naprawdę bardzo dobry - klątwa, zemsta, duchy. Początkowo wyciągnęłam się bardzo i naprawdę chciałam wiedzieć co wydarzy się dalej. Niestety im dalej tym bardziej mi się ciągnęło. Wkradła się monotonia i wodolejstwo, powtarzanie schematów. Momentami przypominało to kiepski melodramat. Odkładałam tę książkę kilka razy po przeczytaniu dosłownie 20 stron, bo najnormalniej w świecie mi się nudziło.
Miałam nadzieję, że może zakończenie uratuje całą sytuację, ale niestety "gena nie wydłubiesz", jak ja to mówię i wkradł się Kingowy brak umiejętności w dobre zakończenia (jak Kinga kocham całym serduszkiem, tak moim zdaniem on naprawdę nie umie w zakończenia. Jedynym wyjątkiem jest tutaj "Dallas'63", w którym zakończenie było perfekcyjne jak cała powieść).
Dla mnie książka była po prostu poprawna i najprawdopodobniej szybko o niej zapomnę. Po Hilla najprawdopodobniej sięgnę jeszcze w przyszłości, ale na razie nie jest to moje "must read".
Joe Hill - Pudełko w kształcie serca
"Pudełko w kształcie serca" przez długi czas był tzw. białym krukiem, a jego ceny sięgały dość kosmicznych kwot. Nie powiem, że nie, ale dodawało to tej książce nutkę tajemniczości i zwiększyło moje zainteresowanie tą pozycją. W końcu, gdy pojawiło się wznowienie, pierwsze co zrobiłam to zakupiłam tę książkę. Było to moje pierwsze...
2022-05-25
Dochodzę do wniosku, że kryminały noir mi chyba nie leżą albo przygodę z tym gatunkiem zaczęłam ze złymi książkami. W każdym razie chyba się z tym odłamem nie polubię, a na pewno dam sobie na razie z nim spokój.
"Dni ostatnie" są jedną z tych książek, które bardzo zaciekawiły mnie swoim opisem.
Jako wierna fanka slasherów i ogólnej masakry w książkach, przeczytawszy o sekcie, która para się amputacjami w imię boga, byłam w niebo wzięta.
Cała książka jest podzielona na dwie części i uwaga: im dalej tym moim zdaniem GORZEJ. Ogólnie można poczuć, że te dwie części są jakby odrębnymi historiami, ale łączącymi się ze sobą.
Część pierwsza jak najbardziej mnie satysfakcjonowała. Tajemnicza sekta, do tego nutka kryminału, wszystko doprawione chorymi amputacyjnymi praktykami - no miodzio moi drodzy 👌. Autor w bardzo ciekawy sposób pokazał jak fanatyzm religijny może doprowadzić do różnych, nawet bardzo drastycznych skrajności, a ślepe podążanie za wiarą może mieć naprawdę nieprzyjemne skutki.
Część kryminalna, była moim zdaniem trochę naiwna, ale nie była aż tak paskudnie zła. Cytując klasyka: zdarza się.
Przechodząc do części drugiej dostajemy klepany w kółko ten sam schemat, który po pewnym czasie zaczął mi się najnormalniej w świecie nudzić. Swoją drogą, czuję tam bardzo mocną inspirację pewną sceną z Kill Bill'a Quentina Tarantino. Dodatkowo nasz główny bohater jest zupełnie niezniszczalny. Chłopa nie ima się dosłownie nic. Kroją, strzelają i bóg wie co jeszcze mu robią, a ten jak gdyby nigdy nic wstaje i wychodzi. Oczywiście nie obyło się bez sensacyjnego łubudu, gdzie nasz bohater wciela się w Rambo i staje się jeszcze bardziej niezniszczalny niż był wcześniej.
Język w tej powieści jest bardzo surowy i pozbawiony emocji, a opisy osób otoczenia itd są sprowadzone do minimum lub po prostu ich nie ma. Trup ściele się tu gęsto. Jest dużo morderstw, krwi, ale moim zdaniem nie jest to aż tak spektakularne jakbym tego oczekiwała.
Co do zakończenia ... W sumie to nic się nie dowiedziałam i nie do końca wiem co autor chciał przekazać. Książka, jak dla mnie, sprawia wrażenie niedokończonej.
W posłowiu możemy przeczytać, że autor uczy się dopiero pisania i nie powiem, że nie, ale jeśli popracuje nad prowadzeniem fabuły, w przyszłości może stworzyć coś krwiście ciekawego. "Dni ostatnie" są pomysłem dobrym, ale z kiepskim wykonaniem.
Z mojej strony miłości nie ma, a szkoda bo miałam jakieś tam swoje oczekiwania względem niej. Może niezbyt wygórowane, ale jednak.
Dochodzę do wniosku, że kryminały noir mi chyba nie leżą albo przygodę z tym gatunkiem zaczęłam ze złymi książkami. W każdym razie chyba się z tym odłamem nie polubię, a na pewno dam sobie na razie z nim spokój.
"Dni ostatnie" są jedną z tych książek, które bardzo zaciekawiły mnie swoim opisem.
Jako wierna fanka slasherów i ogólnej masakry w książkach, przeczytawszy o...
2022-04-15
John Langan - Poławiacz
Biorąc pod uwagę hype jakim ten tytuł był przed wydaniem owiany, oczekiwałam, że po przeczytaniu będę zbierać szczękę z podłogi. Niestety. Nie jest to historia, która wywarła na mnie jakieś większe wrażenie. Jak dla mnie jest po prostu nijaka, ani nie jest tragicznie zła, ani jakaś wybitnie dobra. Z butów mnie nie wyrwała. Ot, po prostu jest i najprawdopodobniej szybko o niej zapomnę.
Czemu? Zacznę od tego, że układ i prowadzenie historii moim zdaniem bardziej jej szkodzi niż pomaga. W pierwszej części dostajemy historię Abe'a i Dana, mężczyzn, którzy w tragiczny sposób stracili swoje żony, a odskocznią i próbą radzenia sobie z traumą po stracie mają być wypady na ryby. Nagle historia panów się urywa i dostajemy legendę o potoku, która rozgrywa się w okolicach 1920 roku. Ów wątek ciągnie się przez 3/4 książki skutecznie odciągając moje myśli od, wydawałoby się, głównych bohaterów z części pierwszej. Na scenę wkracza Poławiacz, dziwne stwory, wskrzeszenia, klejnoty, morskie potwory vel bóstwa, trochę magii. Taka morska wersja Smętarzu dla zwierząt Kinga.
Końcówka tej części jest mocno przegadana, nic nie wniosła, zmęczyła mnie okrutnie, ale dzielnie brnęłam dalej. Przechodzimy do części trzeciej. W tym momencie autor przypominam nam o istnieniu Abe'a i Dana i ich wypadzie na ryby. Tutaj bez spoilerów, ale myślę, że czytając tę książkę domyślicie się co się dalej wydarzy.
Bohaterowie byli mi totalnie obojętni. Z założenia książka miała być o stracie i radzeniu sobie z nią, a emocje bohaterów, ich ból i cierpienie miały się przelewać na czytelnika i otworzyć dawno zabliźnione rany.
No, nie wyszło. Z bohaterami nie zżyłam się w żaden sposób. Nie dostałam wystarczająco dużo czasu, aby wczuć się w ich sytuację, poznać ich na tyle żebym mogła im po ludzku współczuć. Przerywnik w postaci legendy o potoku skutecznie mnie jakichkolwiek emocji wobec bohaterów pozbawił.
Sama historia jest naprawdę banalna, tak samo jak przesłanie, które ze sobą niesie, ale trzeba przyznać, że autor ma całkiem dobry warsztat i koniec końców w jakiś sposób ratuje to całą sytuację.
W moim przypadku książkowy połów niestety jest nieudany i muszę zarzucić przynętę gdzie indziej.
John Langan - Poławiacz
Biorąc pod uwagę hype jakim ten tytuł był przed wydaniem owiany, oczekiwałam, że po przeczytaniu będę zbierać szczękę z podłogi. Niestety. Nie jest to historia, która wywarła na mnie jakieś większe wrażenie. Jak dla mnie jest po prostu nijaka, ani nie jest tragicznie zła, ani jakaś wybitnie dobra. Z butów mnie nie wyrwała. Ot, po prostu jest i...
2020-04-13
Paul Tremblay – Chata na krańcu świata
Ocena: 2/10
Wen jest małą dziewczynką, która wraz ze swoimi tatusiami spędza wakacje w chacie nad jeziorem. Podczas zabawy na dworze, gdzie Wen zbiera do słoika koniki polne do dziewczynki podchodzi obcy mężczyzna. Po zdobyciu zaufania dziecka, wypowiada słowa, które wprowadzają niepokój i pozostawiają wiele niedopowiedzeń.
Jak losy jednej rodziny splotą się z czwórką nieznajomych i losami całego świata ?
____
Cała akcja książki toczy się w jednym miejscu przez 24h – chacie niedaleko granicy kanadyjskiej. Na myśl przyszły mi od razu filmy „To my” czy „Nieznajomi”. Początkowo książka wprowadziła klimat niepewności , niepokoju – tak jak bywa to właśnie tego typu horrorach. Szczerze powiedziawszy zaczęłam się zastanawiać nad tym jak ja zachowałabym się w danej sytuacji . Lubię kiedy książki zmuszają mnie do refleksji i do zadania pytania „a co, gdyby mnie to spotkało ? co bym zrobiła ?’’. Akcja toczy się powoli. Po pewnym czasie zaczęło mnie to nudzić. W połowie te niedopowiedzenia i brak wyjaśnienia „czemu zostały podjęte takie działania’’ spowodowały , że ciśnienie mi trochę zeszło. Czwórka naszych nieznajomych zrobiła się troszkę nijaka, bez wyrazu. Ich fanatyzm i dążenie do spełnienia swojego celu przypominały mi działanie jakiejś sekty. Niby mili , ale chyba mieli być groźni ( tutaj niestety nie wszyło). Przewija się tu też dość mocno widoczny wątek homofobii. Bardzo podobało mi się te fragmenty, które zostały pokazane z perspektywy Wen – dało się wyczuć niezrozumienie całej sytuacji.
____
Zamysł na książkę moim zdaniem jest ciekawy jednak brakowało mi w niej „tego czegoś” co zwaliłoby mnie z nóg. Nie dostałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, a zakończenie jest otwarte. Ja niestety jestem na nie.
Paul Tremblay – Chata na krańcu świata
Ocena: 2/10
Wen jest małą dziewczynką, która wraz ze swoimi tatusiami spędza wakacje w chacie nad jeziorem. Podczas zabawy na dworze, gdzie Wen zbiera do słoika koniki polne do dziewczynki podchodzi obcy mężczyzna. Po zdobyciu zaufania dziecka, wypowiada słowa, które wprowadzają niepokój i pozostawiają wiele niedopowiedzeń.
Jak losy...
2022-03-01
Kryminałów i horrorów obejrzałam i przeczytałam dość dużo w swoim życiu, więc z góry wiedziałam, że na pewno nie będzie to coś na miarę literatury wyższych lotów i podeszłam do tego naprawdę na totalnym luzie i bez wygórowanych wymagań. Niestety, ta historia mnie nawet nie zainteresowała na tyle, żebym chciała dowiedzieć się jak to się skończy. Do mniej więcej 3/4 książki nie zadziało się nic spektakularnego. Jeden wątek dobrze się nie zacznie, bum dwie strony i kończymy imprezę. Ja rozumiem, że są starsze książki, które nie posiadają szybkiej akcji i jak na nasze czasy nie są straszne, nie szokują i momentami mogą być po prostu nudne. Nawet sam Dracula czy Frankenstein jednym się podoba, a inni powiedzą, że są to flaki z olejem. Okej, wszystko się zmienia, gusta, style itd. Pisarze czerpią z różnych źródeł, inspirują się czymś innym. ALE! W tej książce schemat goni schemat - rozmowa, powrót do rzeczonej osoby, śmierć. Bohaterowie są mocno nijacy, nie dają się dobrze poznać, są i znikają, a jeśli nadal są to ciężko o nich cokolwiek powiedzieć. Główny bohater to dla mnie bardzo pewny siebie (momentami aż za bardzo) osobnik z wybujałym ego. Śledztwo idzie mu niewiarygodnie sprawnie. Kontakty, namiary, informacje i potrzebne przedmioty dostaje ot tak, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Może to sprawka diabła, ciężko powiedzieć, można się jedynie domyślać.🤷🏼♀️
Jedyny element, który w jakikolwiek sposób ratuje tę książkę był opis czarnej mszy. Było parę kontrowersyjnych sytuacji. Mimo to sam opis wydawał mi się trochę za krótki, a szkoda bo ta scena naprawdę miała ogromny potencjał ( jako fanka horroru ekstremalnego i gore, wiem co mówię ). No, ale jest to jeden rozdział na 48, więc sami rozumiecie.
Brakowało mi też zagłębienia się w voodoo. Owszem były tam terminy, które z voodoo są związane, ale mimo wszystko była to kropla w morzu.
Książka na pewno jest przerysowana i w jakiś sposób kiczowata (tak, jest to plus). Satanistyczna symbolika jest widoczna i niezbyt trudna do wyłapania. Autor wpłata ją w różne miejsca i nazwiska.
Zakończenie ? Dość dziwne, ale przynajmniej coś tam się zaczęło dziać. Co prawda paru rzeczy domyśliłam się wcześniej, ale mimo to szkoda, że wszystko dostajemy na tacy na samym końcu. Po lekturze czuję lekki niedosyt. Chyba nie tego się spodziewałam czytając o voodoo, szatanie, okultyzmie i czarnych mszach.
Teraz czas na film, który podobno ma lepszy klimacik niż książka.
Kryminałów i horrorów obejrzałam i przeczytałam dość dużo w swoim życiu, więc z góry wiedziałam, że na pewno nie będzie to coś na miarę literatury wyższych lotów i podeszłam do tego naprawdę na totalnym luzie i bez wygórowanych wymagań. Niestety, ta historia mnie nawet nie zainteresowała na tyle, żebym chciała dowiedzieć się jak to się skończy. Do mniej więcej 3/4 książki...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-29
Christopher Berry-Dee - Rozmowy z seryjnymi morderczyniami
Ocena : 2/10
Kolejna część "Rozmów" z najróżniejszymi osobistościami w kryminalnym świecie. W tej książce autor przedstawia nam sylwetki znanych lub mniej znanych Femme fatale.
Książka zapowiadała się dobrze, ale niestety wyszło słabo. "Rozmowy z psychopatami" podobały mi się o wiele bardziej. Czemu? Już mówię.
Autor cały czas powtarza o czym jest książka. Niestety nadal nie mamy tutaj tytułowych rozmów. Na początku książki autor skacze z informacji na informacje i wygląda to tak, jakby pisał to, co akurat mu się przypomni. Czasem są to informacje porozrzucane, co mnie osobiście bardzo drażni.
Liczyłam na jakieś profile psychologiczne morderczyń lub jakieś głębsze studium przypadku. Co dostałam?
- trochę opisu zbrodni (więcej konkretnych informacji dostaniemy mniej więcej od rozdziału o Patrici "Pat" Wright)
- informacje w liczbach ile osób zastało zamordowanych.
Dodatkowo bardzo irytowały mnie wstawki o mordercach płci męskiej - nie znam ich przypadku i ciężko jest odnieść się do tego, co autor miał na myśli pisząc o nich.
Kolejną sprawą są dość nieprofesjonalne określenia i dużo osobistych opinii autora na temat sprawczyń np. "dwoje bezmyślnych, godnych pogardy kretynów....". Osobiście uważam, że takie wycieczki personalne są nie na miejscu.
Ostatnią rzeczą jaka bardzo razi mnie w oczy jest to, że autor zamiast powiedzieć nam coś więcej na temat morderczyń informuje nas o tym, że o przypadku takiej i takiej osoby pisał w takiej i takiej książce. Szkoda.
Mogło być naprawdę ciekawie. Niestety się rozczarowałam :(
Christopher Berry-Dee - Rozmowy z seryjnymi morderczyniami
Ocena : 2/10
Kolejna część "Rozmów" z najróżniejszymi osobistościami w kryminalnym świecie. W tej książce autor przedstawia nam sylwetki znanych lub mniej znanych Femme fatale.
Książka zapowiadała się dobrze, ale niestety wyszło słabo. "Rozmowy z psychopatami" podobały mi się o wiele bardziej. Czemu? Już...
2020-05-17
Edward Lee - Ludzie z Bagien
Ocena: 3/10
Crick City to dziura zabita dechami, gdzie handel PCP kwitnie w najlepsze. Phil Starker, gliniarz z wydział zabójstw, wraca do rodzinnej wioski i zabiera się za rozbicie gangu narkotykowego. Jednak sprawa nieco się komplikuje, kiedy okazuje się, ze bossem mafii jest człowiek z Bagien….
Edwardzie co żeś Ty uczynił….Do tej pory był to dla mnie autor bez skazy. Każda jego książka, którą przeczytałam do tej pory, bardzo mi się podobała. No, ale jak widać przyszedł czas i na wielkie rozczarowanie, którymi są właśnie „Ludzie z bagien”.
Po opisie sądziłam, że dostanę morze krwi, latające flaki, rządne krwi potwory, które zaciągają ludzi do lasu, gdzie następnie zostaną bestialsko pomordowani, umierać będą w agonii, a opisy wbiją mnie w fotel. No niestety nie… Pomysł może i dobry, ale wykonanie dość kiepskie. Momentami miałam wrażenie, że książka była pisana „na żywioł”, bez przemyślenia. Jak pierwsze kartki dawały nadzieję na coś podobnego do „Sukkuba” i „Miasta piekielnego” tak im dalej w las, tym gorzej. Wyszła z tego kiepska historia kryminalno-sensacyjna z dodatkiem horroru. Trochę tu mutacji i zdeformowań, dużo narkotyków, trochę mordu (ale bez większych rewelacji w opisach), burdel z bagnowymi prostytutkami, a to wszystko osadzone w największej dziurze świata. +1 do oceny za zakończenie, które w jakiś sposób zaskoczyło.
Osobiście jestem niezadowolona i bardzo rozczarowana.
Edward Lee - Ludzie z Bagien
więcej Pokaż mimo toOcena: 3/10
Crick City to dziura zabita dechami, gdzie handel PCP kwitnie w najlepsze. Phil Starker, gliniarz z wydział zabójstw, wraca do rodzinnej wioski i zabiera się za rozbicie gangu narkotykowego. Jednak sprawa nieco się komplikuje, kiedy okazuje się, ze bossem mafii jest człowiek z Bagien….
Edwardzie co żeś Ty uczynił….Do tej pory był to...